poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Rozdział 9: Pozwól mi żyć

ROZDZIAŁ 9

     Znowu musiał uciekać. Znowu musiał ratować swoje życie. Na własną rękę, bez niczyjej pomocy. W mieście, w którym nikt nie zauważał jego istnienia. Pędził na złamanie karku, pokracznie pochylając się do przodu. Bał się odwrócić w stronę goniącego go stworzenia. Właśnie w takiej chwili podświadomie zauważał te wszystkie rzeczy. Odkąd został dźgnięty nożem, jego życie diametralnie się zmieniło. Rzucono go w sytuację, której nie rozumiał, kazano robić coś, czego nigdy wcześniej nie robił. Ten sam chuderlawy, strachliwy 15-latek musiał w ciągu kilku godzin przeistoczyć się w osobę całkowicie samodzielną.

NIKT NIE JEST SAMOWYSTARCZALNY. MOŻNA ZNAĆ SIĘ NA WIELU RZECZACH, MOŻNA BYĆ SAMOTNIKIEM, MOŻNA BYĆ OBOJNAKIEM, CZY SOCJOPATĄ... ALE NAWET Z POŁĄCZENIA WSZYSTKICH TYCH CECH NIE STWORZYMY OSOBY, KTÓRA BĘDZIE CAŁKIEM NIEZALEŻNA OD INNYCH.

     Praktycznie w dwóch długich susach przeskoczył ulicę. Kiedy działa na ciebie adrenalina, zwyczajnie zacierają się granice między tym, co wydawałoby się, że potrafisz, a tym, co faktycznie umiesz. Naito łapczywie wyciągał swe dłonie do przodu, odpychając powietrze, rzucając je za siebie, niby ptak, łapiący wiatr w skrzydła. W pełnym pędzie wkroczył w alejkę między dwoma blokami, prawie przewracając się o stojący tam kosz na śmieci. W przerwach między krótkimi, szybkimi oddechami, słyszał odgłos skóry, uderzającej o podłoże. To coś go goniło. Goniło nieustannie, nie okazując zmęczenia. Drapieżnik i ofiara. Myśliwy i zwierzyna. 
-Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego... To na pewno nie jest zwierzę. Przypomina bardziej człowieka, ale czemu ma taką dziwną budowę ciała? I dlaczego, do cholery, próbuje mnie dorwać? Źle zrobiłem. Nie powinienem był uciekać od tego człowieka... może... - tok myślowy przerwało nagłe pojawienie się ściany. Ślepa uliczka. Znikąd, nagle i niespodziewanie. Gimnazjalista z trudem powstrzymał swą głowę od rozbicia się o cegły. Kurokawa odwrócił się dziko do tyłu. Biegło. To coś biegło za nim. Przypominało w ruchu jakiegoś zdeformowanego psa. Przerzucało tylne kończyny do przodu, gdy przednie dotykały ziemi. Ponadto robiło to na tyle szybko, że dzieliło je od zielonookiego jakieś dziesięć metrów.
     Zareagował instynktownie, dostrzegając metalową drabinkę, zwisającą z zardzewiałego balkoniku. Podskoczył gwałtownie, wyciągając dłonie przed siebie, lecz nie zdołał chwycić wysoko zawieszonego szczebla. Tymczasem szkarada była coraz bliżej niego, co tylko wzmocniło jego adrenalinę. Odbił się drugi raz z nieco większym zapałem. Zdołał nawet opuszkiem palca dotknąć metalowego pręta, jednak mimo wszystko runął w dół.
-Przecież nie mogę zginąć w tak durny sposób! - zirytował się, dzikim wzrokiem omiatając swoje tyły. Bestia była blisko. Zbyt blisko. Musiał spróbować ostatni raz. Na nic innego nie starczyłoby mu czasu. Zgiął nogi w kolanach i wlepił wzrok w drabinkę. Rzucił się w górę z siłą nieporównywalną do tej poprzednim razem. Zupełnie, jakby wyleciał w powietrze pod wpływem wybuchu. Jego własne nogi wyniosły go chyba ze trzy metry wyżej w chwili, gdy straszydło wykonywało sus w jego stronę. Wskutek tego, bestia przeniknęła pustą przestrzeń, uderzając pyskiem o ścianę. Kurokawa chwycił się szczebla dopiero, gdy zaczął obniżać pułap. Jak to on jednak, zrobił to w takim stylu, że jednocześnie uderzył drugim nadgarstkiem w metalową poręcz.
-Argh! - krzyknął z bólu, ledwo utrzymując się na jednej ręce. Tylko niebywały fart chłopaka pozwolił mu nie spaść na dół. Powoli, niepewnie ruszył drabinką w stronę balkoniku. Nie miał zamiaru spoglądać za siebie. Obawiał się, że jeśli to zrobi, zakręci mu się w głowie na tyle, by spaść. Los postanowił jednak wynagrodzić mu te obawy, bo już po chwili usłyszał głuche, siarczyste warczenie i... uderzenie o drabinę. Poczuł, jak żołądek wjeżdża mu do przełyku. Przyśpieszył natychmiast, prawie że skokiem dopadając stabilnej platformy. Wychudzone paskudztwo podążało za nim po drabinie, choć robiło to dość nieporadnie. Przypominało raczej wspinającego się na drzewo kota, niż jakiegokolwiek humanoida.
-No nie rób sobie ze mnie jaj! - zakwilił żałośnie Naito. Nie zwlekał jednak z reakcją. Z wciąż bolącym nadgarstkiem rzucił się na blaszane, zardzewiałe schody, ruszając ku dachowi.Te z kolei zakręcały praktycznie co dwie sekundy, tworząc dość wąski teren do poruszania się. Kilkakrotnie Kurokawa niemal utknął między stopniami, gdyż przerwę wypełniała pusta przestrzeń. Jednocześnie na tym krótkim odcinku zdążył stracić dużą część swojej przewagi. Stwór w końcu całkiem ignorował jakiekolwiek nierówności terenu. Odbijał się od poręczy i szczebli, jak kauczukowa piłka. W końcu jednak zielonooki skoczył do przodu, docierając na szczyt bloku. Zaraz też zaczął biec przed siebie, by zatrzymać się na skraju budynku. Tym razem jednak odległość, dzieląca go od ziemi była zbyt duża, by chociaż myśleć o zejściu na dół.
Okręcił się przez lewe ramię, by natychmiast dostrzec dopadającego do dachu maszkarona. W ruchu, pochłonięty przez własną dzikość wyglądał o wiele bardziej nieludzko. I ta właśnie nieludzkość pozwalała mu działać bez zastanowienia, nie dając ofierze chwili wytchnienia.
-Nie wierzę, że to robię... Spójrzmy na to z innej strony. Jeśli tu zostanę, zginę. Jeśli mi się nie uda, zginę. Ale jeśli jednak się uda, będę żył! To będzie jakieś... 33% szans. Kurwa, tak jest jeszcze gorzej! - przekonywał sam siebie gimnazjalista o słuszności własnej decyzji. Stał zwrócony tyłem do napastnika, spoglądając na dach oddalonego o kilka metrów budynku podobnej wysokości do bloku. "Akcja ostatniej szansy" można by powiedzieć. Strachliwe rozważania chłopaka tylko odebrały mu czas, jaki mógł wykorzystać na rozbieg. Wychudzony stwór był już zbyt blisko. Szatyn mógł już tylko wziąć głęboki oddech, cofnąć jedną nogę do przodu, skupić wzrok w punkcie domniemanego lądowania... i skoczyć.
W CHWILI, GDY ZDAJEMY SOBIE SPRAWĘ, ŻE NIE MOŻE BYĆ JUŻ GORZEJ, ROBIMY RZECZY, KTÓRYCH NORMALNIE NIE ODWAŻYLIBYŚMY SIĘ ZROBIĆ. ŻYCIE PRZYZWYCZAJA NAS DO TEGO, ŻE TO SZALEŃSTWO POZWALA NAM ODNIEŚĆ SUKCES. A PRZECIEŻ WYSTARCZY TYLKO CENTYMETR, BY RUNĄĆ W DÓŁ...

     W momencie, gdy stracił grunt pod stopami poczuł, jak ciarki przebiegły mu po plecach. Głęboki oddech rozszedł się w locie, ustępując miejsca nerwowym, krótkim charknięciom. W pierwszej chwili, gdy nastolatek jeszcze się wznosił, zaczął machać rękoma, niby wiosłami, próbując przerzucić ciężar ciała do przodu. Nie zdawał sobie sprawy, jak głupi i bezsensowny był to zabieg. Kilkadziesiąt metrów pustki, które dzieliły go od twardej nawierzchni, skutecznie odebrało mu zdolność logicznego myślenia. A kiedy zaczął obniżać pułap lotu i dostrzegł, że nie zdążył jeszcze przebyć nawet połowy dystansu, zalał się zimnym potem.
Niezależnie od tego, jak wierzgał, jak się starał, nie mógł nic zdziałać. Nie po raz pierwszy zresztą. Znał to uczucie bezsilności. Ale wiedział też, że rzadko decydowało ono o jego życiu, czy śmierci. Ten fakt bolał najbardziej, choć Naito nie zauważał go świadomie. Teraz liczyła się tylko jedna rzecz. Krawędź dachu pobliskiego budynku, piętrząca się coraz bardziej i bardziej, zarzucająca coraz to potężniejszy cień na postać gimnazjalisty.
Dał radę jedynie otrzeć się paliczkami o krawędź dachu. Chropowate cegły poharatały mu skórę na opuszkach palców, śmiejąc się złowrogo, gdy chłopak skierował się ku gruntowi. W tym momencie adrenalina ustąpiła miejsca nadciągającej fali żalu.
-Nie... Dlaczego? Dlaczego do cholery... jestem taki żałosny? Roztrzaskam się o beton, nic nie wnosząc do świata. Heh... Skąd biorę te teksty? Chyba za dużo czytam. A co gorsza, to wszystko w ogóle nie jest poruszające. Wolałbym... zginąć, jak bohaterowie tych wszystkich książek. W chwale, pewny swego, osiągnąwszy to, co było moim celem. Cholera... Uświadomiłem sobie, że... przez całe życie nawet nie miałem żadnego celu... - w chwilach takich, jak ta, czas zwalniał. Również teraz nie zapomniał tego zrobić. Pozwolił, by puste, zielone oczy policzyły dokładnie wszystkie porażki ich właściciela, których były świadkami. Gotowe na śmierć ciało i umysł czekały na nadejście pani z kosą. A w tym samym momencie uświadomiły sobie, jak niewiele jeszcze wiedzą o tym, jak właściwie wygląda proces umierania.
-Strasznie cicho umierasz, mały - znajomy głos dotarł do uszu Kurokawy. W tym samym momencie gimnazjalista poczuł, jak coś chwyta go za kołnierz, niemiłosiernie rozciągając sweter, po czym wlecze za sobą. W locie, w powietrzu, jak liść pędzony wichrem. Podróż ta nie trwała długo. Po chwili odczuł, jak jego ciało zostaje gwałtownie zatrzymane, czemu towarzyszyło stuknięcie podeszew butów o beton. Już w następnej sekundzie "coś" upuściło go, jak skrzynkę jabłek, a pechowiec rzecz jasna uderzył podbródkiem w chodnik. Upadł plecami do góry, toteż nie próbował nawet wstawać na widok czyichś długich nóg.
Stała przed nim ta sama nieznajoma osoba, która zaczepiła go wtedy nieopodal miejsca jego upadku. Ciemny płaszcz i dziwnie wybałuszona czapka ponownie rzuciły mu się w oczy. Osobnik stał tyłem do niego, jednak nie zasłaniał całego widoku. Naito mógł z niemym zaskoczeniem dojrzeć, jak wychudzone monstrum z piskiem odbija się od ścian dwóch przeciwległych budynków, rykoszetując ku ziemi. Wylądowało z plaśnięciem, charcząc złowróżbnie. Tymczasem wybawca zielonookiego z rozmachem zerwał swoje nakrycie głowy, rzucając je za siebie. Jednocześnie zabieg ten oswobodził prawdziwą burzę długich, połyskliwych włosów... o bladozielonym kolorze! Młody mężczyzna miał nieco ściemniałą, arabską bądź indyjską cerę. Jego delikatne rysy twarzy i wąskie usta sprawiały wrażenie kontrastu. Bo orzechowe oczy były gotowe do walki tym bardziej, im bliżej ziemi znajdowały się opadające z nosa okulary.
-Gdybyś tak bardzo nie rzucał się w oczy, pewnie zginąłbyś na dobre. Albo jesteś nazbyt odważny, albo po prostu głupi. Choć w sumie to pierwsze również oznacza głupotę... No nic. Chyba powinienem zająć się twoim nemezis, prawda? - odezwał się kolejny raz mężczyzna, głosem spokojnym, lecz również pewnym siebie.
     Potwór skoczył gwałtownie, odbijając się od podłoża, jak żaba. Wyskoczył z otwartym pyskiem i gotowymi do dźgania pazurami prosto w stronę zielonowłosego. Powietrze rozdarł zachrypiały ryk chudego paskudztwa. Szatyn nawet nie próbował się odezwać. Coś, co emanowało od Araba nie pozwalało mu nawet ruszyć się z miejsca. To uczucie przypominało mu jego rozmowę z Bachirem. Tym razem jednak w swoim wybawcy nie dostrzegał fałszu. O dziwo zaczął czuć się bezpiecznie. Podświadomie zdawał sobie sprawę, że nic mu już nie grozi, w chwili gdy ten dziwny człowiek zasłonił go swym ciałem.
-Nie zgiń. Nie zgiń. Nie daj się zabić z mojego powodu, kimkolwiek jesteś! - tylko tyle myśli zdołał ukształtować w swej głowie Kurokawa, nim stwór dotarł do mężczyzny. Ten zaś wyciągnął tylko prawą rękę w stronę napastnika, pozwalając rękawowi żakietu na rozwarcie się. Nagle, bez żadnego ostrzeżenia wysunęło się z niego coś długiego i zakończonego ostrzem. Przedmiot ten stanowczo nie powinien zmieścić się wewnątrz poł materiału i nastolatek nawet nie chciał rozwikłać tej tajemnicy. Dojrzał tylko, jak ostrze z łatwością przenika przez pysk, a ostatecznie kark lecącego stwora. Usłyszał już tylko dźwięk przebijanej skóry i chrzęst przesuwających się kręgów. Potwór nawet nie zdążył pisnąć. Jego łapy opadły bezwiednie, podobnie jak nogi, a sam wychudzony humanoid zawisł na broni niedoszłej ofiary. Już po chwili zalśniło jaskrawe światło, a ciało istoty zaczęło powoli, poczynając od stóp, zamieniać się w połyskujący pył, który miast dotykać ziemi, unosił się ku niebu. Naito otworzył szeroko usta w zdumieniu.
W ciągu pół minuty wszelkie ślady po zabitym stworzeniu wyparowały, a tajemniczy przedmiot zielonowłosego wsunął się do jego rękawa. W tym momencie mężczyzna odwrócił się do chłopaka, pochylając się ku niemu z wyciągniętą przyjaźnie ręką.
-Wstawaj. Nie wypada leżeć tak plackiem cały dzień. Świat idzie naprzód, kiedy ty stoisz w miejscu, wiesz? - jego głos był o wiele milszy, niż szatyn mógł przypuszczać po wcześniejszych doświadczeniach. Z niewyjaśnioną ufnością chwycił dłoń wybawcy, by zaraz wstać na równe nogi i otrzepać się z kurzu.
-Arigato. Uratował mi pan życie - pokłonił się głęboko, gdy już zakończył proces czyszczenia. Poczuł się odrobinę niezręcznie z całą tą sytuacją, toteż zaraz zalał się purpurą. Arab uśmiechnął się delikatnie, potrząsając głową.
-To, co zrobiłem przed chwilą jest moją pracą. A tobie zapewne zależy na paru słowach wyjaśnień, co? - ostatnie słowa przywołały u gimnazjalisty wspomnienia z ostatnich przeżyć i natychmiast uzbroiły go w spory zapas rozwagi oraz nieufności.
-Czy... pan też jest Madnessem? - zapytał prosto z mostu, czując jak skacze mu tętno. Zielonowłosy przez chwilę wyglądał na zaskoczonego, jednak zaraz znów się uśmiechnął.
-W rzeczy samej. Widzę, że trochę już o tym wszystkim wiesz. W takim razie może przejdę do meritum. Skoro już zginąłeś w zwykłym świecie oraz przeszedłeś test Strażnika, powinienem powiedzieć ci parę rzeczy o życiu Madnessa. Pewnie potrzebujesz też paru rad. Sugeruję udać się w miejsce, gdzie będziemy mogli spokojnie porozmawiać i...
-Nie chcę - wypalił bez zastanowienia, jednak zdecydowanie czarnowłosy, w ogóle się nie krępując.
-Jak to? Przecież to tak, jak z grą w warcaby. Nie możesz czuć się w niej pewnie, jeśli nie znasz zasad, no nie? Jako Madness powinieneś...
-Nie rozumie pan - kolejny raz przerwał mu Kurokawa. -Jestem panu bardzo wdzięczny za ratunek, ale NIE CHCĘ być Madnessem. Ja chcę tylko wrócić do domu, do mojej rodziny, do szkoły. Chcę zapomnieć o tym wszystkim i żyć, jak wcześniej.
-Ach tak? No cóż... Z pewnością rzuciło ci się w oczy, że po śmierci nie masz najmniejszego wpływu na los żywych. Jakakolwiek próba interakcji, obojętnie z której strony, spali na panewce. Podobnie nie zostaniesz też wyczuty, usłyszany, czy zobaczony - wyjaśnił przezornie, acz również rozważnie zielonowłosy.
-Wiem. Dlatego właśnie chcę prosić pana o pomoc. Proszę pomóc mi znów powrócić do żywych. Żebym mógł ich dotknąć, porozmawiać z nimi, spędzać swój czas pośród nich. Tylko tego chcę. Dlatego proszę pana jako człowieka... POZWÓL MI ŻYĆ! Błagam, pozwól mi żyć! Nigdy więcej nie wejdę ci w drogę, ale pozwól mi wrócić... do moich bliskich! - wybuchł płaczem, padając na kolana i pochylając głowę niemal do samej ziemi.
-Ahahahahahah! - pacnął się w twarz mężczyzna, śmiejąc w niebogłosy. -Naprawdę ciekawy z ciebie człowiek. Najpierw całkowicie odmawiasz dołączenia do naszej społeczności, a po chwili prosisz mnie o pomoc? Hahaha! Tyle razy odbywałem tę nudną, schematyczną rozmowę. Tylu ludziom tłumaczyłem już o naszym miejscu w tym świecie, ale jesteś pierwszą osobą, która odrzuciła je bez chwili zastanowienia! Wstań, mały - rzekł zielonowłosy, a Naito ponownie zalał się purpurą, podnosząc się wstydliwie i z opuszczoną głową.
-Jak się nazywasz? - zapytał miło Arab.
-Ku... Kurokawa Naito - odparł nieśmiało chłopak, po czym zauważył dłoń na swoim lewym ramieniu, co zmusiło go do wzdrygnięcia się.
-Dziękuję. Zapamiętam to imię. Zrobię to, o co prosiłeś. Sprawię, byś znów mógł dzielić się czasem z innymi ludźmi - gdy tylko to powiedział, nastolatek poczuł, jakby cieniutka płachta materiału zaczęła pokrywać stopniowo całe jego ciało. W rzeczywistości jednak nic nie zauważył, a uczucie to wyparowało po kilku sekundach, kończąc się z tyłu głowy.
-Idź. Wracaj do domu. Zapamiętaj jednak jedno. Ty już jesteś Madnessem, czy ci się to podoba, czy nie. Są takie rzeczy, od których nie można uciec. I przyjdzie taki moment, że będziesz musiał stawić czoła swoim lękom. Wtedy ci pomogę, MY ci pomożemy. Do tego czasu będę cię obserwował, Naito. I nie dziękuj! - ostatnie zdanie zdążył wtrącić Arab dosłownie ułamek sekundy po tym, jak Kurokawa otworzył swoje usta. Już po chwili odprowadzał wzrokiem biegnącego chłopaka.
     Brązowowłosa dziewczyna stała z groźną miną na klatce schodowej. Ręce skrzyżowała na piersiach, a stopą gniewnie uderzała o stopień. Frustracja nastolatki była tym większa, im bardziej zbliżał się zielonooki gimnazjalista. Biegł. Biegł lekko i spokojnie, ignorując zadyszkę. Zupełnie, jakby cieszył się, że w ogóle może jej dostać. A w końcu stanął przed nią w milczeniu i oczekiwaniu.
-Co ty sobie myślisz, do cholery?! Spóźniłeś się na obiad, dawno wystygł. Ja i mama bardzo się napracowałyśmy, żebyś miał czym wypchać tą mordę, a ty pewnie oczywiście zjadłeś coś po drodze! Nie rozumiem, jak można być takim nieodpowiedzialnym! W ogóle nie szanujesz naszej pracy! Gdybyś nie był moim bratem, to tak bym ci...! - niebieskooka nakręcała się coraz bardziej, gdy niespodziewanie chłopak jednym ruchem doskoczył do niej i objął ją czule, jak jeszcze nigdy wcześniej.
-Kocham cię, Nanami. I cieszę się, że jesteś... - wyszeptał cicho do ucha dziewczyny, której natychmiast zmiękło serce i poczerwieniała cera. Jeszcze przez kilka chwil trwali tak, póki zaskoczona nastolatka nie zdołała zebrać słów.
-Dobra już, dobra... Nie podlizuj się. I nie myśl, że nie jestem zła! Po prostu muszę ci wymyślić karę. No idźże, odgrzeję ci ten obiad! - nie udało jej się mimo wszystko ukryć zakłopotania, gdy odpychała od siebie chłopaka i wrzucała go do mieszkania. Uśmiechnęła się jeszcze pod nosem, gdy ten zniknął już w jego wnętrzu.
-Głupek... - mruknęła sama do siebie, zamykając drzwi.
Koniec rozdziału 9
Koniec arcu nr. 1: Życie to nie bajka
Następnym razem: Już nic nie będzie, jak dawniej"

2 komentarze:

  1. Skoro dotrwałem do końca pierwszego arcu to przyszła pora na podsumowanie: nie wiedziałem czego się po tobie spodziewać, ale wraz z pierwszym rozdziałem zabrałeś mi serce i przez kolejne osiem nie puszczałeś go ani na chwilkę! Piękna historia! Mam nadzieję ,że kolejne etapy będą jeszcze lepsze.

    P.S. mam pytanie. A dokładnie chciałbym się upewnić. Naito jako duch przenika przez ludzi, ale ściany nie, i nie czuje bólu, ale obrażenia przyjmuje, tak?

    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo miło mi to słyszeć (widzieć) ^^

      Co do pytania, Naito (i nie tylko Naito) przenika ludzi, to fakt, ale ból również odczuwa. W mniejszym stopniu, ale odczuwa. Zresztą sprawy "organizacyjne" zostaną wyjaśnione już wkrótce (przynajmniej na twoim etapie czytania ;) )

      Usuń