piątek, 5 lipca 2013

Rozdział 12: Płacz

ROZDZIAŁ 12

     Chatka staruszka była bardzo mała i mocno zakurzona. Właściwie składała się z jednego pomieszczenia, gdyż drugie, oddzielone ścianą, nie posiadało drzwi. Kątem oka dało się w nim zauważyć stare, polowe łóżko i malutką szafkę nocną z postawionym na niej świecznikiem. Główny pokój obity był gładką, brudną wykładziną. W kącie stał niewielki piecyk gazowy, a obok niego blat oraz zlew z miską pełną wody, który zapewne spełniał rolę łazienki. Stara i poniszczona lodówka wyglądała, jakby została wyłowiona z wysypiska. Pod ściną stał mały stoliczek, a przy nim dwa tylko krzesła, w tym jedno z doklejoną nogą. Biedota materialna mężczyzny prosiła o politowanie.
-Wchodź śmiało. Usiądź sobie, a ja zaparzę nam herbaty - zachęcił nastolatka Gato. Kurokawa zdziwił się, widząc jego nastawienie. Były ogrodnik wcale nie wstydził się wyglądu swojego mieszkania. Nawet więcej, był dumny z tego, co miał. Ten widok był naprawdę pokrzepiający. Naito, kiwnąwszy głową, zajął miejsce na krześle - tym "naprawionym". Wiedział, że nie czułby się dobrze, gdyby to jego gospodarz musiał siedzieć na tym skrzypiącym kawałku drewna.
***
     -Rozumiem, więc tak to się stało... Muszę przyznać, że nie każdy byłby w stanie tak się poświęcić. Musisz być naprawdę odważny, Naito-kun. Co się stało z tym mężczyzną, który cię dźgnął? - zielonooki był mocno zmieszany pochwałą staruszka. Nigdy wcześniej nie patrzył na siebie w taki sposób, jak on. 
-Dobre sobie. Nie pomogłem tej kobiecie, bo jestem odważny. Właściwie to sam nie wiem, czemu to zrobiłem. W ogóle nie zastanawiałem się nad tą decyzją... - pomyślał gimnazjalista.
 -Szczerze mówiąc, nie wiem. Widziałem tylko, jak obaj uciekali, a potem... cóż, umarłem - wyjaśnił szatyn, gdy tylko uświadomił sobie, że zadano mu pytanie.
-Więc przez cały ten czas włóczysz się po mieście? To musi być bardzo przykre dla kogoś w twoim wieku, gdy nie ma z kim porozmawiać... - rzekł z politowaniem starzec, upijając trochę gorzkiej, cienkiej herbaty, która chyba tylko jemu mogła smakować. Naito uznał jednak za bardzo niewskazane, wypominać to biedakowi. Zamiast tego zastanawiał się, jak wyjaśnić resztę swojej historii.
-Właściwie to... ja mam z kim rozmawiać. Ludzie mnie widzą, żyję tak, jak dawniej. Jednak nie było tak od razu. Gdy ocknąłem się, a obok zobaczyłem własne ciało, pobiegłem do domu, przenikając wszystkich ludzi, którzy stali mi na drodze. Nikt nie był w stanie mnie zauważyć. A potem, może pół godziny później... przyszedł po mnie jakiś dziwny człowiek.
-Och! A czego chciał? - przejęcie mężczyzny opowiadaną historią nie sprawiało wrażenia sztucznego. Wręcz przeciwnie. Gato zachowywał się, jak dziecko, wysłuchujące opowieści o smokach. Widać było, jak bardzo brakowało mu ludzkiego głosu.
-On... zabrał mnie w jakieś dziwne, ciemne miejsce. I był tam pies. Wielki, przerażający... z trzema głowami. Zanim się spostrzegłem, znalazłem się w jakimś lesie. Ten dziwak spuścił psa z łańcucha i kazał mi uciekać. Musiałem walczyć. Musiałem walczyć o swoją duszę. Wtedy dopiero zrozumiałem, że to nie był sen. Że naprawdę umarłem... A pan? Jak udało się panu przeżyć? 
-Ja? Do mnie nikt nie przyszedł, a umarłem chyba tydzień temu, o ile mnie pamięć nie myli. Ale mnie nikt nie zabił. Po prostu byłem już stary i schorowany. Nie zdziwiło mnie to w ogóle. Na całe szczęście, nie byłem sam.
-Jak to?
-Może o tym nie słyszałeś, ale tego samego dnia nastąpiła awaria systemów elektrycznych w centrum miasta. W pobliskim szpitalu leżało dwóch mężczyzn w śpiączce. Brak prądu i awaryjnego źródła zasilania odciął ich od systemu podtrzymywania życia. Obaj umarli... Przechodziłem obok szpitala, gdy zobaczyłem, jak wychodzą przez drzwi. Od tamtego momentu trzymaliśmy się razem... aż do ostatniej środy. Wtedy właśnie straciłem z nimi kontakt. Nie mam pojęcia, co się z nimi stało. Może spotkali tego samego człowieka, co ty? Mam jednak złe przeczucia. Jakby... stało się coś złego. Ale nie przejmuj się tym! To pewnie tylko starcza paranoja - zaśmiał się gorzko staruszek, w czym przeszkodził mu nagły atak kaszlu, zmuszający do zwilżenia gardła paskudną herbatą. Tymczasem gimnazjalista spuścił głowę w milczeniu, pogrążając się we własnych przemyśleniach.
-A co, jeśli przyjaciół pana Gato dopadł jeden z tych potworów? Zwykły człowiek nie poradziłby sobie z czymś takim, nie mówiąc już o kimś, kto przez kilka lat był w śpiączce. Czy powinienem mu o tym powiedzieć? Ale... nie chciałbym go niepotrzebnie martwić.
-Mówisz więc, że jeśli przeżyje się walkę z tym cerberem, takiej osobie zostanie zwrócone życie? - zauważył nagle bystry okularnik, po raz kolejny wyrywając Kurokawę z letargu. 
-Nie, to nie do końca tak. Kiedy to wszystko się skończyło, dalej nie mogłem kontaktować się z innymi ludźmi. Właściwie to nawet nie pojawiłem się w Akashimie... - kontynuował swą opowieść nastolatek, zachęcany ciekawskim spojrzeniem mężczyzny. Poczuł swoistą więź, łączącą go z nowo poznanym osobnikiem, a co ważniejsze... poczuł się potrzebny.
***
     -A więc, jak rozumiem, jesteś teraz tym "Madnessem", tak? - podsumował pytaniem Gato, poprawiając okulary na nosie. Naito wzburzył się w duchu na dźwięk tych słów.
-Nie. Nie jestem, nie będę i nie chcę być jednym z nich. To jakiś bezsens. Doceniam to, że otrzymałem pomoc od jednego z nich, ale nie mam zamiaru dać się wciągnąć w jakieś ciemne interesy, czy czymkolwiek się zajmują - odrzekł kategorycznie nastolatek, któremu zawsze wydłużał się język w najmniej oczywistych momentach.
-Rozumiem. Asertywność to ważna cecha. Niemniej jednak nie odrzucałbym ich zaproszenia, nie wiedząc, na czym to wszystko polega. Może przynajmniej zechcesz dowiedzieć się czegoś więcej o tym, jak to wszystko działa? Mam na myśli naszą śmierć, tego psa, czy brak kontaktu z ludźmi. Do niczego cię oczywiście nie namawiam. To tylko taka mała rada... - wyraził swoją opinię mężczyzna, zmuszając zielonookiego do myślenia.
-Czy... mogę cię zapytać o coś jeszcze? - zdanie to samo w sobie było pytaniem, toteż brzmiało to cokolwiek dziwnie. Szatyn przytaknął ruchem głowy, czekając. -Czy ktoś cię pobił? Widzę siniaki na twojej twarzy - gimnazjalista zamarł do reszty. Zupełnie zapomniał, że zdjął kaptur. Jego serce momentalnie zaczęło bić szybciej, a policzki lekko się zaczerwieniły.
-To... To nie tak. Ja tylko... uderzyłem się o gałąź, gdy byłem w parku i... Em... - próbował się nieudolnie wytłumaczyć nastolatek. Kąciki ust starca delikatnie wygięły się ku górze.
-Nie musisz tego ukrywać. Wszędzie poznałbym coś takiego. Ja też... byłem kiedyś prześladowany. Miałem wtedy 13 lat. Moja rodzina była biedna, nie stać nas było na porządne ubrania, więc nosiłem skurczone w praniu rzeczy ojca. Inne dzieci śmiały się ze mnie, dokuczały mi, ale ja byłem zbyt dobrze wychowany, żeby się im odgryźć. Nie chciałem wchodzić z nikim w konflikty. Ale kiedy raz pozwolisz komuś wejść sobie na głowę, już nigdy dobrowolnie z niej nie zejdzie - Gato rozumiał sytuację szatyna aż za dobrze. Co więcej, sam przeżył coś podobnego w dzieciństwie. Słowa, które tak bardzo trafiły do Naito, sprawiły też, że coś w nim pękło. Zrezygnował już z jakichkolwiek tłumaczeń.
-Więc... Co pan zrobił, żeby... żeby dali panu spokój? - zapytał niepewnie chłopak, odwracając wzrok w stronę piecyka. Nie był jeszcze gotowy, by niewzruszenie spojrzeć w twarz gospodarza.
-Nic... - odparł krótko starzec, drapiąc się po brodzie. -Nie miałem nikogo, kto chciałby mi pomóc, a nie chciałem też martwić rodziny. Milczałem. Milczałem tak długo, że postanowiłem załatwić wszystko na własną rękę. Ale dalej... nie chciałem nikomu wyrządzać krzywdy. Nawet nie wiem, jak to się stało, że stanąłem na dachu tamtego budynku. Wystarczyłby jeden krok do przodu... - okularnik zawiesił na moment głos, dopijając obrzydlistwo, nazywane przez niego herbatą, po czym zauważył, że oczy Kurokawy zaszkliły się delikatnie.
-Nie skoczyłem - nastolatek minimalnie skierował wzrok na mężczyznę. -A wiesz, dlaczego? Bo o tej porze dnia na horyzoncie zachodziło słońce. To samo piękne słońce, które towarzyszyło mi dzień w dzień, a ja nigdy nie zwracałem na nie uwagi. I wtedy... uświadomiłem sobie jedną rzecz. Że dalej, choćby nie wiem co się działo, miałem dla kogo żyć. Że dalej w domu czekała na mnie matka. Że wieczorem wróci z pracy zmęczony ojciec, ale mimo znużenia zapyta mnie, jak spędziłem dzień. I że będzie słuchał uważnie... - łza z oka nastolatka wpadła do filiżanki z herbatą. Ledwo się trzymał. Zaciśnięte zęby z trudem hamowały szloch.
-Tego samego lata wszyscy moi prześladowcy ukończyli szkołę... a ja stałem się wolnym człowiekiem. Ostatecznie prawie popełniłem samobójstwo, a wszystko dlatego, że nie odnalazłem w nikim oparcia. Nikt nie dzielił mojego losu. Nie miałem żadnych przyjaciół. Naito-kun... jesteś młodym człowiekiem. Wszystko, co stanie się w twoim życiu zależy od ciebie. Nie zrażaj się tym, co inni o tobie myślą, bądź ponad to. Bo ty masz w sobie więcej empatii, niż wszyscy twoi koledzy i koleżanki razem wzięci. Nie zmarnuj go... tego daru... - gimnazjalista zacisnął powieki, pięści i zęby jednocześnie, po czym zgodnie skłonił głowę na znak zrozumienia.
***
     Nastolatek nie zauważył nawet, jak szybko mijał czas. Za oknem zapadał już zmrok, a on nadal nie wrócił do domu. Gato z największym trudem znalazł pudełko zapałek w szufladzie, zapalając na stoliku sporej wielkości świecę. Miał chyba zamiar zaparzyć kolejną partię paskudnego naparu, który nazywał herbatą, gdy nagle małe okienko otworzyło się na oścież, popychane wiatrem. Rama uderzyła głośno o ścianę.  Słup powietrza, wpadłszy do pokoju natychmiastowo zgasił świecę i wprawił włosy zielonookiego w ruch. Siła żywiołu niemal wyrwała zapałki z ręki starca. Pudełko upadło gdzieś na podłogę. Gdy mężczyzna pochylił się, by go poszukać, Naito dostrzegł jakiś ruch za oknem. Choć było ciemno, gimnazjalista miał niemal stuprocentową pewność, że ktoś właśnie przeszedł obok domku. Ktoś albo coś...
     Chłopak przełknął ślinę, czując przyśpieszone bicie własnego serca. Czekał w niepokoju, nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Jego gospodarz tymczasem dorwał się w końcu do pudełka zapałek, którego tak uporczywie poszukiwał. Już miał zabrać się za zapalenie świecy, gdy rozległo się ciche stukanie, czy może raczej drapanie po drzwiach.
-Kogóż to niesie o tak późnej porze? - zapytał sam siebie starzec, kładąc pudełeczko na szafce i otwierając wejście do swojej chatki. W progu stały dwie osoby, z postury sugerujące płeć męską. Ogrodnik z niedowierzaniem przetarł szkła okularów, po czym rozpromienił się niesamowicie.
-Haruki, Masaru! Tak bardzo się cieszę, że was widzę. Nie dawaliście znaku życia przez parę dni. Martwiłem się o was. Jak mnie znaleźliście? Nieważne, opowiecie później. Proszę, proszę, rozgośćcie się... - mężczyzna był naprawdę przejęty wizytą swoich przyjaciół. Bez słowa wyjaśnienia wepchnął obydwu do mieszkania. Dopiero wtedy gimnazjalista mógł się im bliżej przyjrzeć.
     Obaj panowie byli raczej wysocy. Mieli ciemne, zapewne niemyte od paru dni włosy i zapadnięte oczy. Ubrani byli bardzo niechlujnie. Przyodziali na sobie jakieś brudne, poobdzierane ciuchy, których nie powstydziłby się przykładowy bezdomny. Obu nieznajomych łączyła mimo wszystko jedna rzecz. Byli niesamowicie wręcz bladzi, wręcz anemicznie. Jeden z nich miał rękawy tak długie, że nie widać było jego dłoni. Drugi natomiast trzymał ręce w kieszeni. Żaden się nie odzywał, za to obydwaj poruszali się dziwnie. Trochę nieporadnie i bez komfortu, z jakim zwykły człowiek chodzi w pozycji wyprostowanej.
     Wtem jeden z gości bezwładnie otworzył usta, obnażając długie, potężne kły. W tym samym momencie Naito podparł się rękoma o stół, przy którym siedział. W następnej chwili spomiędzy dwóch zębów wynurzyły się... dwa długie, wężowate jęzory, na co Kurokawa zareagował gwałtownym powstaniem z miejsca. Opadające na podłogę krzesło towarzyszyło wysuwaniu się z rękawów jegomościa czegoś, co przypominało odnóża modliszki, jednak ewidentnie wyrastające z ludzkiej kończyny. Swoista kosa niemal natychmiast powędrowała w stronę staruszka, który jeszcze nie zdążył rozeznać się w sytuacji, zadowolony z wizyty.
-Uwaga! - chłopak rzucił się na swojego gospodarza, ciągnąc go za sobą ku drzwiom i prawie się przy tym przewracając. Kosowata dłoń człekopodobnego straszydła przeszyła powietrze. Niemal natychmiast drugi potwór wyjął ręce z kieszeni. Miał bardzo długie palce, zakończone prawie trzycentymetrowmi szabelkami. Odwracając się przez ramię otworzył szeroko gębę, a z czeluści gardła wydobył się głośny, przeszywający powietrze pisk.
     Gato oparł się ręką o ścianę zlany potem. Nadmiar stresu u osób w jego wieku groził zawałem, a tylko tego brakowało do szczęścia zaatakowanym. Mężczyzna półświadomym wzrokiem spojrzał ku osobom, które jeszcze chwilę temu były jego towarzyszami niedoli. Jego krtań zadrżała, jakby miał się rozpłakać. Powoli zaczął osuwać się po ścianie ku podłodze.
-Nie! Gato-san! Gato-san, musimy uciekać! Proszę wstać, szybko. Zabiją nas tu, jeśli tu zostaniemy! - Naito dopadł do starca, potrząsając nim we wszystkie strony, krzycząc prosto do jego uszu. -Nie możemy pozwolić, żeby... - nie dokończył. Mężczyzna gwałtownie się podniósł, wyciągając kluczyki z kieszeni spodni. Prawie bez wahania chwycił chłopaka za barki... wyrzucając za drzwi z całych sił, a samemu zostając na progu. Nastolatek wylądował na plecach, na mokrej od deszczu ziemi. Żaden z nich nawet nie zauważył, kiedy zaczęło padać. Nie zauważyli, kiedy zaczęła się burza. Wszystko stało się tak szybko...
ŻYCIE NIE JEST SPRAWIEDLIWE. ODCHODZI OD TYCH, KTÓRZY GO PRAGNĄ, A ZOSTAJE PRZY TYCH, KTÓRZY MAJĄ GO DOŚĆ. ŻYCIE PRAGNIE ZADAWAĆ CIERPIENIE INNYM. A JEGO OFIARY RZADKO OTRZYMUJĄ REKOMPENSATĘ...
     -Gato-san! - gimnazjalista już ze łzami w oczach próbował przekrzyczeć uderzające pioruny. Widział tylko trzymającego się framugi staruszka oraz monstra, powoli zbliżające się do jego pleców. Na twarzy mężczyzny dojrzał uśmiech. Tak niezrozumiały i cenny zarazem.
-Naito-kun... Naprawdę się cieszę, że cię poznałem. Jestem przekonany, że znajdziesz sobie całą masę przyjaciół. Jednego już masz... Arigato... Nawet nie wiesz, ile znaczyła dla mnie rozmowa z tobą... Ja... zawsze, gdy myślałem o śmierci, chciałem umrzeć w taki sposób... - słowa Gato całkowicie rozbiły Kurokawę. Gimnazjalista z wytrzeszczonymi oczami patrzył, jak ogrodnik zamyka z hukiem drzwi. Jak przekręca zamek. Jak uderzający piorun rzuca światło na jego własną słabość. Wewnątrz szatyn po raz kolejny coś pękło. Drżąc, jak osika podniósł się i zaczął biec. Biec co tchu. Biec z twarzą zwróconą ku niebu. By deszczem móc wmówić sobie, że wcale nie płacze. 
     Zatrzymał się po minucie pogodni za niczym, w nieznanym kierunku. Szloch i potężne uderzenia serca nie pozwoliły mu pędzić dalej. Upadł na kolana, na mokrą trawę. Zacisnąwszy zęby pochylił głowę. Drżącymi rękoma chwycił leżący gdzieś w ziemi kamień i uderzył się nim z całej siły w głowę. Raz, drugi, trzeci... Poczuł, jak krew ścieka mu w stronę kącików oczu. Rzucił kamieniem przed siebie, uderzając głową o ziemię.
-Jak? Jak to w ogóle możliwe? Każdy jest w czymś dobry. Każdy jest komuś potrzebny. Każdy ma swoje miejsce na świecie. Więc dlaczego tylko ja jestem taki bezużyteczny?! Gato-san poświęcił się dla mnie. Dla człowieka, którego ledwo znał. A ja nawet nie potrafiłem mu pomóc. Uciekłem z płaczem, jak jakaś gnida! Taigo... Taigo miał rację. Jestem słaby. Jestem żałosny... - ciężko było określić, czy więcej kropli spadło na głowę chłopaka, czy on sam uronił więcej łez. Ale pewne było, że nie zamierzał przestać. Całkowicie zawiesił się w przestrzeni, gdzie nic się nie liczyło. Nic oprócz tego małego kawałka ziemi, na którym spoczywał.
     Nieludzki pisk zabrzmiał po raz kolejny, odbijając się od pleców Kurokawy bez echa. Człekopodobny potwór z długimi, zabarwionymi czerwienią palcami pędził ogromnymi susami w stronę gimnazjalisty, podążając za jego zapachem. Na długie kły zabita była pomarszczona, ludzka dłoń, odrąbana od reszty ciała. Jeszcze w biegu maszkara zamachnęła się pazurami, które skierowała prosto w stronę nastolatka...

Koniec rozdziału 12
Następnym razem: Podnieś głowę!

4 komentarze:

  1. Ciekawy rozdział, ale bezużyteczność Naita zaczyna się robić nudna :v

    OdpowiedzUsuń
  2. O! Czyżby znowu zaczęła się akcja? Super! Trochę szkoda Gato ; ( zapowiadał się na fajnego staruszka... a ten płacz Naita pięknieopisany!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Akcja" w Madnessie tak naprawdę w tym momencie nie zaczęła się jeszcze ani razu. Oczywiście są tu elementy dla POSPOLITYCH czytelników nużące lub "mniej ciekawe", ale prawdziwe "mięsko" dopiero zacznie się pojawiać.

      PS.
      Jeszcze możesz kiedyś dołączyć do grona tych, którzy potępiają Naito właśnie za płacz ^^

      PS2.
      Ale moje autorskie przemyślenia na temat łez w którymś z rozdziałów powinny (lub powinny BYŁY) ten pogląd odmienić ;)

      Usuń
    2. Oo! Liczę, że jest jak piszesz o tym "mięsku". Mam nadzieję, że Madness nie raz mnie jeszcze zaskoczy!
      Płacz Naita jeśli będzie dobrze pokazany i co ważne będzie on odpowiednio uargumentowany nie będzie dla mnie najmniejszym problemem.

      Usuń