ROZDZIAŁ 15
-No dobrze... Wygląda na to, że mamy jeszcze dużo czasu, nim rozpoczną się lekcje, więc urządzę ci jedną ponadprogramową. Można sobie być martwym, ale to nie czyni nas nikim wyjątkowym. Ludzie giną non stop. Ja mam zamiar zacząć od teorii, żebyś się zbyt szybko nie zniechęcił - zielonowłosy podczas przemowy podszedł dostojnie do tablicy i chwyciwszy kredę, zaczął rysować schemat na jej powierzchni. Rysunek przedstawiał kolejno na trzech obrazkach: człowieka, który bezskutecznie próbował unieść sporej wielkości głaz, trupa tego samego człowieka i w końcu tą samą postać, bez trudu unoszącą kamień ponad głowę.
-Spójrz - rzekł do ucznia Matsu. -Podczas gdy żyjemy, trwamy w fizycznej powłoce. W "ciele", jeśli mogę tak to określić. Owe ciało nie tylko łączy nas ze światem i pozwala wchodzić z nim w interakcje, lecz również osłabia nasze zdolności fizyczne i mentalne. Wartości są różne, jednak przyjmuje się, że jest to strata dwukrotna. W chwili, gdy umieramy, bariera ta zostaje pokonana. Rozumiesz? - wyjaśniał dalej, pokazując wskaźnikiem odpowiednie malowidła. Chłopak pokiwał przytakująco głową, nie chcąc przerywać słowotoku nauczyciela. Tak, teoria bardziej interesowała nastolatka od całej reszty, gdyż w zmaganiach fizycznych, nie czuł się najlepiej.
-Pamiętasz, co zrobiłeś zaraz po... "zmartwychwstaniu"? - zapytał nagle Arab, przyglądając się bacznie studentowi. Naito zebrał w kupę wszystkie wspomnienia, by móc udzielić odpowiedzi.
-Cóż... kiedy zobaczyłem swoje ciało, leżące obok... uciekłem. Pobiegłem do domu... - Kawasaki przerwał ruchem dłoni opowieść gimnazjalisty.
-Właśnie. Czy nie zauważyłeś wtedy nic dziwnego? Nie wyglądasz na atletę i z pewnością nim nie jesteś, o ile nie musisz walczyć o życie. Nie zauważyłeś, że poruszasz się szybciej? Albo, że nie męczył cię bieg? Wytrzymałość, szybkość, siła, wszystkie zmysły... Te czynniki wyostrzają się, gdy pozostajesz w stanie duchowym. Rzecz jasna tracisz wtedy, ciało, a co za tym idzie - więź ze światem. Nikt cię nie widzi, nie słyszy i nie może dotknąć, a ty sam nie jesteś w stanie położyć dłoni na żadnej żywej istocie. Jak duch... - z każdym kolejnym zdaniem wyraz twarzy słuchacza rozjaśniał się, a sam zainteresowany zaczynał coraz więcej myśleć.
-Ale wtedy, gdy uratowałeś mnie przed tym potworem, sensei... Sprawiłeś, że mogę kontaktować się z innymi ludźmi, prawda? - zielonowłosy uśmiechnął się półgębkiem. Zadowalał go fakt, że trafił na spostrzegawczego i pojętnego studenta.
-Tak, ale do tego wrócimy przy treningu praktycznym - entuzjazm Kurokawy momentalnie wyparował, a on sam spuścił bezradnie ręce. Matsu zdawał się tego nie zauważać. -No więc... Po śmierci każdego człowieka następuje coś, co większość ludzi nazwałaby pewnie "sądem ostatecznym". W zależności od tego, czy śmierć była "przepełniona szaleństwem", czy też nie, sąd zaczyna się wcześniej lub później. W tym pierwszym wypadku następuje bardzo szybko. W drugim zdarzają się dusze, które czekają tygodniami - Naito momentalnie przyszedł na myśl pan Gato, którego zabił zawał serca.
-Ja zostałem dźgnięty nożem... Ten cały "sąd" zaczął się niedługo po tym, jak dotarłem do domu i zorientowałem się, że moja siostra mnie nie widzi - zielonooki powoli porządkował wszystkie wspomnienia i informacje, jakie przekazywał mu nauczyciel.
-Matsu-san... wydaje się taki spokojny i opanowany, gdy mówi o tym wszystkim. Chyba naprawdę się do tego przyzwyczaił. Ciekawe, którym z kolei uczniem dla niego jestem? - zastanawiał się nastolatek.
-Tak. Nienaturalna śmierć w wyniku wypadku, napadu, samobójstwa to śmierć "szalona". Inne, starcze, związane z chorobą i im podobne nie zaliczają się do nich. Gdy zaczyna się sąd, dusza zabierana jest przez obleczoną bandażami osobę w czerni z trójgłowym psem u boku. Do tej pory nie wiemy, skąd wziął się ten osobnik, ale zdaje się, że sonduje on całe życie denata, by ujrzeć szaleństwo, związane z jego zgonem. W zależności od tego, sąd jest łatwiejszy, bądź trudniejszy. Za każdym razem jednak jego tematem przewodnim jest pokonanie pupila strażnika - Naito uderzył pięścią w otwartą dłoń, obwieszczając jakiś przełom w swoim poglądzie na sytuację.
-Rozumiem! Więc stąd wzięła się tamta dziewczyna - Kawasaki wyglądał na całkowicie zbitego z tropu.
-Dziewczyna, mówisz?
-Tak. Nie widziałem dokładnie jej twarzy, ale miała różowe włosy. Nie miałem odwagi stanąć do walki z cerberem, więc się schowałem. Pewnie zginąłbym gdyby nie ona. Kiedy tylko mnie dotknęła, cały strach zniknął. Tak jakby dodała mi siły. Nie wiem, jak to się stało, bo niewiele pamiętam z późniejszych wydarzeń, ale udało mi się wygrać! - Kurokawa naprawdę entuzjazmował się tym, co usłyszał. Na myśl o pierwszym w życiu tak bliskim spotkaniu z osobą płci przeciwnej, serce od razu zaczęło bić mu szybciej.
-Taak... Pewnie masz rację... - rzucił tylko zielonowłosy, by móc jak najszybciej zmienić temat.
-Ten chłopak... Niemożliwe żeby kłamał, a mimo to... to przecież niemożliwe, żeby ktoś był razem z nim podczas sądu... - przez chwilę milczał, swoje przemyślenia zachowując dla siebie.
-Tak, czy inaczej... Strażnik nie sprawdza umarłych bezcelowo. Ci, którzy pokonają cerbera, są wolni, jednak reszta... zamienia się w Spaczonych - dodał po chwili mężczyzna, tworząc kolejne trzy rysunki, bardzo wymowne w swej prostocie.
-Spaczonych?
-Nazwą tą określamy takie potwory, jak te, przed którymi cię obroniłem. Spaczeni to istoty, których dusze zostały pozbawione ostatnich fragmentów człowieczeństwa. Bezmyślne bestie, których jedynym celem jest zdobywanie pożywienia. A żywią się duszami - wskaźnik powędrował ku pierwszemu rysunkowi, przedstawiającemu pająkowatego stwora, który pożerał nogę rozczłonkowanego człowieka.
-Dobrze, że sensei nie uczy plastyki... - pomyślał delikatnie zawstydzony Kurokawa.
-Właśnie dlatego wszyscy ci, którzy nie przeszli przez sąd są tak bardzo zagrożeni. To właśnie na nich w szczególności polują Spaczeni. Pożerając dusze, nie tylko zaspakajają głód, ale też czynią się silniejszymi. Dlatego właśnie powinno się ich usuwać jak najwcześniej się da. Naturalnie, gdy w okolicy braknie świeżych dusz, potwory te są gotowe rzucić się na początkujących Madnessów, a w najgorszym wypadku... na żywych ludzi - nastolatek przełknął ślinę, biorąc pod uwagę to, co właśnie usłyszał. Perspektywa stada potworów, pożerających niewinnych mieszkańców Akashimy była dla niego bardzo nieprzyjemna.
-Właśnie po to istniejemy my - Madnessi. Miano to pochodzi właśnie od "szaleństwa", którego szuka u nas strażnik czyśćca. Naszym zadaniem jest obrona zarówno zwykłych ludzi, jak i dusz przed działaniem Spaczonych oraz niszczenie ich - wskaźnik zatrzymał się na obrazie, przedstawiającym ludzika z mieczem, odcinającego głowę pająkowatemu monstrum.
-W chwili, gdy udaje nam się wydostać z czyśćca, nie pojawiamy się jednak w tym samym miejscu, w którym zostaliśmy znalezieni przez strażnika...
-Faktycznie. Kiedy zostałem wypuszczony, nagle znalazłem się na jakiejś pustyni. Dookoła były też ruiny z takiego dziwnego, czarnego materiału - przerwał Arabowi w połowie zdania gimnazjalista, którego umysł pracował już na pełnych obrotach.
-Miejsce, w którym się pojawiłeś nie należało do ludzkiego świata - wskaźnik uderzył w ostatni z rysunków, który przedstawiał przybliżone ustawienie wszystkich siedmiu kontynentów. W jednej chwili kreda w dłoni Matsu, dorysowała jeszcze jeden, zajmujący obszar od obu Ameryk aż do granic Azji, oddzielony tylko niewielkimi ilościami wody. -Ósmy kontynent, Morriden. Nikt z żywych nie może ani go zobaczyć ani wkroczyć na jego obszar. Zdolni są do tego jedynie Madnessi... oraz Spaczeni. Każdy Madness może dowolnie podróżować z każdego miejsca na ziemi do Morriden. Mimo wszystko, zastanawia mnie jedna rzecz... jak udało ci się wrócić do siebie? - większość wątpliwości, jakie miał Kurokawa rozjaśniła się w jednej chwili. Zaczął już wszystko rozumieć. Właściwie sam się sobie dziwił, dlaczego przyjmował do wiadomości takie rzeczy z taką łatwością. Dalej jednak miał sporo rzeczy, których chciał się dowiedzieć.
-Właściwie... - zaczął niepewnie gimnazjalista, drapiąc się po głowie. -...to nie ja to zrobiłem. Spotkałem tam tylko pewnego człowieka, który odesłał mnie do domu. Wydaje mi się, że też go znasz, wyglądał mi na Madnessa. Przedstawił się jako Bachir... - zielonooki nie dokończył. W jednej chwili atmosfera zmieniła się o 180 stopni. Arab, jakby rażony gromem zmiażdżył kredę w dłoni, nie pozostawiając ani jednego większego kawałka. Naito wzdrygnął się z przerażeniem, czując pot i przyśpieszający puls.
-Pierwszy raz widzę senseia tak poruszonego... - szepnął w duchu nastolatek.
-Czy ty masz pojęcie, kim jest ten człowiek? - Kawasaki spojrzał swojemu uczniowi głęboko w oczy z poważnym wyrazem twarzy. Widać jednak było, że powoli zaczynał się już uspakajać.
-Eee... Tak. Jest Połykaczem Grzechów, tak? Zachęcał mnie nawet, żebym do nich dołączył, ale odmówiłem mu tak, jak tobie. Wydawał się miłą osobą... Czy... zrobiłem coś złego? - zapytał ostrożnie szatyn, nie będąc pewnym, jakich słów użyć.
-Połykacze Grzechów... - Matsu wyjął z szuflady biurka drugą kredę, którą nakreślił kolejne trzy rysunki. -...to tacy Madnessi, którzy pochłaniają cudze dusze, co zwiększa ich siłę. Dawno temu trwał między nami pokój, bo zadowalali się oni duszami Spaczonych. Po jakimś czasie okazało się, że pożeranie jestestwa tak bezmózgich, barbarzyńskich istot, zapewnia wzrost mocy o wiele wolniejszy, niż w przypadku stworzeń myślących. Z tego powodu zaczęli celować wyżej... - wskaźnik obrał za cel rysunek, przedstawiający uciekającą z ust martwego ludzika chmurę dymu, wciąganą do gardła przez drugiego osobnika. -Chłonąc ludzkie dusze, zapewniali sobie znacznie większy dopływ energii. W dodatku Połykacz Grzechów to człowiek o wiele potężniejszy od podrzędnego Spaczonego, więc co za tym idzie... może też atakować innych Madnessów. Nie możemy stwierdzić, ilu dokładnie Połykaczy Grzechów jest na świecie, jednak wiemy, że każdy, który chce trochę pożyć, trzyma się jak najbliżej Bachira - ich przywódcy i przewodnika - w tym momencie wskaźnik zatoczył koło wokół ludzika, który z dużą dbałością o szczegóły odzwierciedlał wygląd Połykacza Grzechów. -Mam nadzieję, że teraz rozumiesz zależność między nami, a nimi. Naszym zadaniem jest obrona tych, którzy nie mogą bronić się sami, podczas gdy oni posiadają jedynie swoje egoistyczne zapędy do rośnięcia w siłę kosztem innych. Naturalnie więc stoimy idealnie po przeciwnych stronach barykady i walczymy ze sobą od dziesiątek lat - wskaźnik zahaczył o bohomaz, przedstawiający dwie grupy ludzików, stojących naprzeciw siebie. Dzieliła ich głęboka, ciemna dolina.
-Przepraszam. Nigdy bym nie pomyślał, że ten człowiek może być kimś złym... - rzekł w końcu Kurokawa, przyglądając się podobiźnie białowłosego lidera.
-To nie twoja wina. Sam fakt, że podążają za nim setki ludzi, jak za jakimś Mesjaszem jest równoznaczny z tym, iż ma dużą charyzmę. Ważne jest tylko, żebyś wiedział, że powinieneś póki co unikać ich za wszelką cenę. Przynajmniej dopóki nie staniesz się pełnowartościowym Madnessem. Rozumiemy się?
-Tak. Myślę, że tak... - przytaknął chłopak, a zielonowłosy spojrzał na zegar naścienny. Powoli zbliżała się ósma, czyli moment rozpoczęcia pierwszej lekcji w akashimskim gimnazjum.
-Hmm... To chyba na razie wszystko. Czeka nas jeszcze dzisiaj trening praktyczny zaraz po zajęciach. Potraktujemy to, jako lekcję wyrównawczą, więc nikt nie będzie miał nam tego za złe. Po prostu postaraj się w miarę bezpiecznie przesiedzieć te kilka godzin. Najlepiej nie ruszaj się z tego piętra. Ewentualnie zrób, co będziesz mógł, żeby cię przynajmniej nie pobito, bo bardzo się dzisiaj namęczysz - dopiero teraz czarnowłosy uświadomił sobie, jak żałośnie względem niego brzmiały słowa nauczyciela. Nastolatek westchnął głęboko, kiwając głową.
-Postaram się, sensei... - mruknął bezsilnie, a Matsu uśmiechnął się przyjaźnie.
-Po ostatniej lekcji widzimy się na sali gimnastycznej. Będziemy potrzebować trochę miejsca. Mam nadzieję, że zapamiętywanie teorii to nie jedyne, na co cię stać. Możesz tu sobie zostać, ja pójdę otworzyć pokój nauczycielski - to powiedziawszy, Kawasaki opuścił klasę, a wkrótce jego kroki ucichły w szkolnym korytarzu. Naito natomiast usiadł na swoim miejscu w ławce, opierając podbródek na lewej ręce.
-Może nie będzie tak źle? Po prostu nie mogę im pozwolić, żeby mnie zabili, tak? - rzucił sam do siebie zielonooki, po czym zrezygnowany uderzył twarzą o ławkę. -Już po mnie... - wydusił.
-Taak... Pewnie masz rację... - rzucił tylko zielonowłosy, by móc jak najszybciej zmienić temat.
-Ten chłopak... Niemożliwe żeby kłamał, a mimo to... to przecież niemożliwe, żeby ktoś był razem z nim podczas sądu... - przez chwilę milczał, swoje przemyślenia zachowując dla siebie.
-Tak, czy inaczej... Strażnik nie sprawdza umarłych bezcelowo. Ci, którzy pokonają cerbera, są wolni, jednak reszta... zamienia się w Spaczonych - dodał po chwili mężczyzna, tworząc kolejne trzy rysunki, bardzo wymowne w swej prostocie.
-Spaczonych?
-Nazwą tą określamy takie potwory, jak te, przed którymi cię obroniłem. Spaczeni to istoty, których dusze zostały pozbawione ostatnich fragmentów człowieczeństwa. Bezmyślne bestie, których jedynym celem jest zdobywanie pożywienia. A żywią się duszami - wskaźnik powędrował ku pierwszemu rysunkowi, przedstawiającemu pająkowatego stwora, który pożerał nogę rozczłonkowanego człowieka.
-Dobrze, że sensei nie uczy plastyki... - pomyślał delikatnie zawstydzony Kurokawa.
-Właśnie dlatego wszyscy ci, którzy nie przeszli przez sąd są tak bardzo zagrożeni. To właśnie na nich w szczególności polują Spaczeni. Pożerając dusze, nie tylko zaspakajają głód, ale też czynią się silniejszymi. Dlatego właśnie powinno się ich usuwać jak najwcześniej się da. Naturalnie, gdy w okolicy braknie świeżych dusz, potwory te są gotowe rzucić się na początkujących Madnessów, a w najgorszym wypadku... na żywych ludzi - nastolatek przełknął ślinę, biorąc pod uwagę to, co właśnie usłyszał. Perspektywa stada potworów, pożerających niewinnych mieszkańców Akashimy była dla niego bardzo nieprzyjemna.
-Właśnie po to istniejemy my - Madnessi. Miano to pochodzi właśnie od "szaleństwa", którego szuka u nas strażnik czyśćca. Naszym zadaniem jest obrona zarówno zwykłych ludzi, jak i dusz przed działaniem Spaczonych oraz niszczenie ich - wskaźnik zatrzymał się na obrazie, przedstawiającym ludzika z mieczem, odcinającego głowę pająkowatemu monstrum.
-W chwili, gdy udaje nam się wydostać z czyśćca, nie pojawiamy się jednak w tym samym miejscu, w którym zostaliśmy znalezieni przez strażnika...
-Faktycznie. Kiedy zostałem wypuszczony, nagle znalazłem się na jakiejś pustyni. Dookoła były też ruiny z takiego dziwnego, czarnego materiału - przerwał Arabowi w połowie zdania gimnazjalista, którego umysł pracował już na pełnych obrotach.
-Miejsce, w którym się pojawiłeś nie należało do ludzkiego świata - wskaźnik uderzył w ostatni z rysunków, który przedstawiał przybliżone ustawienie wszystkich siedmiu kontynentów. W jednej chwili kreda w dłoni Matsu, dorysowała jeszcze jeden, zajmujący obszar od obu Ameryk aż do granic Azji, oddzielony tylko niewielkimi ilościami wody. -Ósmy kontynent, Morriden. Nikt z żywych nie może ani go zobaczyć ani wkroczyć na jego obszar. Zdolni są do tego jedynie Madnessi... oraz Spaczeni. Każdy Madness może dowolnie podróżować z każdego miejsca na ziemi do Morriden. Mimo wszystko, zastanawia mnie jedna rzecz... jak udało ci się wrócić do siebie? - większość wątpliwości, jakie miał Kurokawa rozjaśniła się w jednej chwili. Zaczął już wszystko rozumieć. Właściwie sam się sobie dziwił, dlaczego przyjmował do wiadomości takie rzeczy z taką łatwością. Dalej jednak miał sporo rzeczy, których chciał się dowiedzieć.
-Właściwie... - zaczął niepewnie gimnazjalista, drapiąc się po głowie. -...to nie ja to zrobiłem. Spotkałem tam tylko pewnego człowieka, który odesłał mnie do domu. Wydaje mi się, że też go znasz, wyglądał mi na Madnessa. Przedstawił się jako Bachir... - zielonooki nie dokończył. W jednej chwili atmosfera zmieniła się o 180 stopni. Arab, jakby rażony gromem zmiażdżył kredę w dłoni, nie pozostawiając ani jednego większego kawałka. Naito wzdrygnął się z przerażeniem, czując pot i przyśpieszający puls.
-Pierwszy raz widzę senseia tak poruszonego... - szepnął w duchu nastolatek.
-Czy ty masz pojęcie, kim jest ten człowiek? - Kawasaki spojrzał swojemu uczniowi głęboko w oczy z poważnym wyrazem twarzy. Widać jednak było, że powoli zaczynał się już uspakajać.
-Eee... Tak. Jest Połykaczem Grzechów, tak? Zachęcał mnie nawet, żebym do nich dołączył, ale odmówiłem mu tak, jak tobie. Wydawał się miłą osobą... Czy... zrobiłem coś złego? - zapytał ostrożnie szatyn, nie będąc pewnym, jakich słów użyć.
-Połykacze Grzechów... - Matsu wyjął z szuflady biurka drugą kredę, którą nakreślił kolejne trzy rysunki. -...to tacy Madnessi, którzy pochłaniają cudze dusze, co zwiększa ich siłę. Dawno temu trwał między nami pokój, bo zadowalali się oni duszami Spaczonych. Po jakimś czasie okazało się, że pożeranie jestestwa tak bezmózgich, barbarzyńskich istot, zapewnia wzrost mocy o wiele wolniejszy, niż w przypadku stworzeń myślących. Z tego powodu zaczęli celować wyżej... - wskaźnik obrał za cel rysunek, przedstawiający uciekającą z ust martwego ludzika chmurę dymu, wciąganą do gardła przez drugiego osobnika. -Chłonąc ludzkie dusze, zapewniali sobie znacznie większy dopływ energii. W dodatku Połykacz Grzechów to człowiek o wiele potężniejszy od podrzędnego Spaczonego, więc co za tym idzie... może też atakować innych Madnessów. Nie możemy stwierdzić, ilu dokładnie Połykaczy Grzechów jest na świecie, jednak wiemy, że każdy, który chce trochę pożyć, trzyma się jak najbliżej Bachira - ich przywódcy i przewodnika - w tym momencie wskaźnik zatoczył koło wokół ludzika, który z dużą dbałością o szczegóły odzwierciedlał wygląd Połykacza Grzechów. -Mam nadzieję, że teraz rozumiesz zależność między nami, a nimi. Naszym zadaniem jest obrona tych, którzy nie mogą bronić się sami, podczas gdy oni posiadają jedynie swoje egoistyczne zapędy do rośnięcia w siłę kosztem innych. Naturalnie więc stoimy idealnie po przeciwnych stronach barykady i walczymy ze sobą od dziesiątek lat - wskaźnik zahaczył o bohomaz, przedstawiający dwie grupy ludzików, stojących naprzeciw siebie. Dzieliła ich głęboka, ciemna dolina.
-Przepraszam. Nigdy bym nie pomyślał, że ten człowiek może być kimś złym... - rzekł w końcu Kurokawa, przyglądając się podobiźnie białowłosego lidera.
-To nie twoja wina. Sam fakt, że podążają za nim setki ludzi, jak za jakimś Mesjaszem jest równoznaczny z tym, iż ma dużą charyzmę. Ważne jest tylko, żebyś wiedział, że powinieneś póki co unikać ich za wszelką cenę. Przynajmniej dopóki nie staniesz się pełnowartościowym Madnessem. Rozumiemy się?
-Tak. Myślę, że tak... - przytaknął chłopak, a zielonowłosy spojrzał na zegar naścienny. Powoli zbliżała się ósma, czyli moment rozpoczęcia pierwszej lekcji w akashimskim gimnazjum.
-Hmm... To chyba na razie wszystko. Czeka nas jeszcze dzisiaj trening praktyczny zaraz po zajęciach. Potraktujemy to, jako lekcję wyrównawczą, więc nikt nie będzie miał nam tego za złe. Po prostu postaraj się w miarę bezpiecznie przesiedzieć te kilka godzin. Najlepiej nie ruszaj się z tego piętra. Ewentualnie zrób, co będziesz mógł, żeby cię przynajmniej nie pobito, bo bardzo się dzisiaj namęczysz - dopiero teraz czarnowłosy uświadomił sobie, jak żałośnie względem niego brzmiały słowa nauczyciela. Nastolatek westchnął głęboko, kiwając głową.
-Postaram się, sensei... - mruknął bezsilnie, a Matsu uśmiechnął się przyjaźnie.
-Po ostatniej lekcji widzimy się na sali gimnastycznej. Będziemy potrzebować trochę miejsca. Mam nadzieję, że zapamiętywanie teorii to nie jedyne, na co cię stać. Możesz tu sobie zostać, ja pójdę otworzyć pokój nauczycielski - to powiedziawszy, Kawasaki opuścił klasę, a wkrótce jego kroki ucichły w szkolnym korytarzu. Naito natomiast usiadł na swoim miejscu w ławce, opierając podbródek na lewej ręce.
-Może nie będzie tak źle? Po prostu nie mogę im pozwolić, żeby mnie zabili, tak? - rzucił sam do siebie zielonooki, po czym zrezygnowany uderzył twarzą o ławkę. -Już po mnie... - wydusił.
Koniec rozdziału 15
Następnym razem: Wojownik wagi zerowej
łohohoho! Ale ciekawe rzeczy się zadziały. Jak Matsu-sensei opisywał te wszystkie zależności i stosunki to już miałem w głowie mnóstwo pomysłów co się będzie działo później!
OdpowiedzUsuńWłaśnie o to mi chodziło ;) Przyznam się, że takie "informacyjnie" chaptery bardzo dobrze mi się pisze ^^
Usuń