ROZDZIAŁ 16
-Dasz sobie radę. Jeszcze tylko godzina. Wygląda na to, że Taigo nie przyszedł dzisiaj do szkoły, więc nic ci nie będzie. Spuść głowę i usiądź sobie gdzieś w kącie, a wszystko będzie w porządku... - z każdą kolejną kończącą się lekcją, serce Kurokawy biło coraz szybciej, a sam chłopak coraz bardziej nerwowo rozglądał się po klasie. Bacznie, choć tylko kątem oka spoglądał na Baku i Kena, gdy ten pierwszy spał, oparty o ławkę, a drugi tępo wpatrywał się w sufit. Żaden z nich nie grzeszył szczególną inteligencją, czy chociaż elokwencją. Ot, dorodne półmózgi robotnicze.
-Ech... Przynajmniej żadne straszydło nie pałęta się po boisku - pomyślał chłopak, spoglądając przez okno, by się trochę uspokoić. -Z drugiej strony wcale nie cieszy mnie ten "trening praktyczny". Co Matsu-san dla mnie szykuje? - zachodził w głowę zielonooki, gdy nagle zadzwonił dzwonek na ostatnią już tego dnia przerwę. Zbliżał się czas próby. Nastolatek powoli poskładał książki, zapiął piórnik, otworzył ławkę... wszystko, byleby tylko wyjść z klasy jako ostatni. Zawsze tak robił, gdy musiał koniecznie wrócić do domu w jednym kawałku. Tym razem jednak sprawy miały ułożyć się zgoła inaczej...
Chłopak zamknął schowek w ławce i wolno minął zniecierpliwioną nauczycielkę japońskiego. Dłonie trzymał przy nogach, a jego ciało sztywniało, gdy wychodził na korytarz. Czym prędzej udał się w stronę najbliższej wolnej ławeczki - przy ścianie, w delikatnym półmroku. Spuścił głowę, składając ręce w taki sposób, jakby trzymał w nich telefon.
-Mama jeszcze nie wie, że straciłem komórkę... Będę musiał jej to w końcu powiedzieć - rozmyślania szatyna ukróciło nagłe pojawienie się jego nemezis. Obarczony brzydką blizną na twarzy Taigo właśnie szedł korytarzem, tuż obok niego. Naito jeszcze bardziej pochylił głowę, kierując wzrok w kierunku przeciwnym, niż jego prześladowca.
-Zaraz pójdzie dalej, nie denerwuj się. Nie zauważy cię i pójdzie dalej, jakby nigdy nic. Niedługo skończy cię przerwa, nie ma czasu, by iść tam, gdzie zwykle... - i faktycznie, wydawało się, że Nakamura faktycznie pójdzie swoją drogą, gdy nagle zatrzymał się w miejscu... po czym nawet nie patrząc, opadł na ławkę, tuż obok Kurokawy. Chuderlak prawie podskoczył w miejscu ze strachu, gdy nagle starszy chłopak otoczył go lewym ramieniem z tym swoim szatańskim uśmieszkiem.
-Yo! Bałeś się pewnie, że nie przyjdę, co? Dobry z ciebie kumpel, Kurokawa... Idziemy - rzucił ironicznie nieomal łysy gimnazjalista, przymuszając szatyna do powstania. Nie ściągając ręki z jego barków, ruszył do przodu, w stronę łazienek, a po drodze dołączyli do nich Baku i Ken - każdy po swojej stronie grupy, jak wilki podążające za przywódcą watahy. Cała czwórka przeszła korytarzem, mijając innych uczniów, z których żaden nie odważył się stanąć im na drodze. Nie zmieniało to faktu, iż żaden nie miał nawet takiego zamiaru.
-Ech... Przynajmniej żadne straszydło nie pałęta się po boisku - pomyślał chłopak, spoglądając przez okno, by się trochę uspokoić. -Z drugiej strony wcale nie cieszy mnie ten "trening praktyczny". Co Matsu-san dla mnie szykuje? - zachodził w głowę zielonooki, gdy nagle zadzwonił dzwonek na ostatnią już tego dnia przerwę. Zbliżał się czas próby. Nastolatek powoli poskładał książki, zapiął piórnik, otworzył ławkę... wszystko, byleby tylko wyjść z klasy jako ostatni. Zawsze tak robił, gdy musiał koniecznie wrócić do domu w jednym kawałku. Tym razem jednak sprawy miały ułożyć się zgoła inaczej...
Chłopak zamknął schowek w ławce i wolno minął zniecierpliwioną nauczycielkę japońskiego. Dłonie trzymał przy nogach, a jego ciało sztywniało, gdy wychodził na korytarz. Czym prędzej udał się w stronę najbliższej wolnej ławeczki - przy ścianie, w delikatnym półmroku. Spuścił głowę, składając ręce w taki sposób, jakby trzymał w nich telefon.
-Mama jeszcze nie wie, że straciłem komórkę... Będę musiał jej to w końcu powiedzieć - rozmyślania szatyna ukróciło nagłe pojawienie się jego nemezis. Obarczony brzydką blizną na twarzy Taigo właśnie szedł korytarzem, tuż obok niego. Naito jeszcze bardziej pochylił głowę, kierując wzrok w kierunku przeciwnym, niż jego prześladowca.
-Zaraz pójdzie dalej, nie denerwuj się. Nie zauważy cię i pójdzie dalej, jakby nigdy nic. Niedługo skończy cię przerwa, nie ma czasu, by iść tam, gdzie zwykle... - i faktycznie, wydawało się, że Nakamura faktycznie pójdzie swoją drogą, gdy nagle zatrzymał się w miejscu... po czym nawet nie patrząc, opadł na ławkę, tuż obok Kurokawy. Chuderlak prawie podskoczył w miejscu ze strachu, gdy nagle starszy chłopak otoczył go lewym ramieniem z tym swoim szatańskim uśmieszkiem.
-Yo! Bałeś się pewnie, że nie przyjdę, co? Dobry z ciebie kumpel, Kurokawa... Idziemy - rzucił ironicznie nieomal łysy gimnazjalista, przymuszając szatyna do powstania. Nie ściągając ręki z jego barków, ruszył do przodu, w stronę łazienek, a po drodze dołączyli do nich Baku i Ken - każdy po swojej stronie grupy, jak wilki podążające za przywódcą watahy. Cała czwórka przeszła korytarzem, mijając innych uczniów, z których żaden nie odważył się stanąć im na drodze. Nie zmieniało to faktu, iż żaden nie miał nawet takiego zamiaru.
LUDZIE NIE ROBIĄ NICZEGO BEZINTERESOWNIE. W ICH NATURĘ WPISANE JEST DZIAŁANIE NA SWOJĄ WŁASNĄ KORZYŚĆ. ŻYĆ TYLKO DLA SIEBIE, KOCHAĆ TYLKO SIEBIE, TRZYMAĆ SIĘ Z SILNIEJSZYMI. TAK JEST PROŚCIEJ. TAK JEST LEPIEJ. CI, KTÓRZY TEGO NIE ROZUMIEJĄ... BĘDĄ CIERPIEĆ?
Cała czwórka bezgłośnie weszła do szkolnej toalety, która nie reprezentowała sobą prestiżu i praworządności, o jakiej mówiły władze gimnazjum. Ot, dwie umywalki - w tym jedna z urwanym kranem - kilka pisuarów, parę kabin z częściowo urwanymi zamkami, a wszystko upstrzone popękanymi, pomazanymi napisami płytkami. Tylko na końcu, na samej górze widniało małe, kwadratowe okienko, tak brudne i zakurzone, jakby nigdy go nie używano. Taigo oparł się o ścianę, a wraz z nim zrobił to również Naito. Baku i Ken zamknęli tylko drzwi i zasłonili je własnymi plecami. Wtedy właśnie Nakamura zdjął rękę z barków Kurokawy. Sięgnąwszy do kieszeni spodni, wyjął z niej papierosa i bogato zdobioną, metalową zapalniczkę - najpewniej kradzioną. Chłopak nie miał w zwyczaju "dawać za coś pieniędzy". W mgnieniu oka czubek "fajki" zaczął się tlić, a jego brzeg powędrował do suchych ust nastolatka. Zielonooki obserwował to ze zniecierpliwieniem. Czuł się dziwnie. Jakby pragnął zostać jak najszybciej pobitym, by móc odejść jak najdalej od tego człowieka. Wtem Taigo wypuścił cały dym, jaki zebrał w płucach prosto w twarz ofiary. Szatyna dopadła zaraz fala kaszlu, doprowadzającego oczy do łzawienia.
-Nie podoba się? Chciałem się tylko podzielić... - Nakamura wyszczerzył się pokracznie, jego pachołki obserwowały całe zajście w milczeniu. -Wiesz, Kurokawa... bardzo się cieszę, że jesteśmy przyjaciółmi. Rozumiem, że ty też. Mimo to cały czas wystawiasz naszą przyjaźń na próbę. Nie szanujesz mnie, nie spłacasz długów... nie pamiętam nawet, kiedy ostatnio podszedłeś do mnie, żeby się przywitać. I wiesz co? Głęboko w dupie mam takiego przyjaciela! - krzyknął niespodziewanie, chwytając zielonookiego za włosy i zmuszając go do przyjęcia pionowej postawy.
-Jednak dobrze mnie znasz i wiesz, że potrafię wybaczać. Dlatego teraz dam ci jedną, ostatnią szansę. Grzecznie mnie przeprosisz, obiecasz że oddasz mi te zasrane pieniądze i już nie będziesz nas fatygował przychodzeniem po ciebie. Gdy każę ci za mną pójść, po prostu pójdziesz, jasne? No, zaczynaj mówić, zaraz kończy się przerwa, a ja muszę zwinąć się stąd przed lekcją - tak potwornie poniżająco. Sfrustrowany Naito trząsł się i pocił. Nie chciał iść ze swoim prześladowcą na żaden układ, ale bał się mu odmówić. Ostatecznie uznał, że może poprawi to jego sytuację, choć w głębi duszy wcale w to nie wierzył.
-Bardzo... bardzo cię przepraszam, Taigo... i was, chłopaki. Obiecuję, że na pewno dam wam te pieniądze, gdy tylko będę mógł, więc... zostawcie mnie dzisiaj w spokoju, dobrze? - szczęka chłopaka drżała, gdy to mówił. Nie wiedział, jak starszak zareaguje na jego prośbę, choć wydawał się być tego dnia w dość dobrym nastroju.
-Ej, ej, o czymś chyba zapomniałeś! Gdzie był "pan"? Od teraz zwracasz się do mnie "PANIE Taigo", rozumiesz? A teraz się popraw - kolejny policzek, wymierzony w twarz gimnazjalisty przelał czarę goryczy. Denerwowała go jego własna osoba. Jego własne, strachliwe ja. Przypomniawszy sobie słowa Kawasaki'ego, poczuł się jeszcze gorzej po tym, co zrobił.
-Nie. Na to im nie pozwolę. Może nie potrafię oddać, ale co by pomyślał o mnie Gato-san, gdyby to widział? - ta jedna myśl przewędrowała przez głowę Kurokawy, który wciąż przerażony wzrok wbił w twarz trzymającego go za włosy nastolatka.
-Co jest? Nic nie powiesz? No co jest, kurwa? - kolejna chmura dymu uderzyła w oczy szatyna. -Och, wiem. Mój błąd. Pewnie nie jadłeś dzisiaj śniadania, co? - Taigo wziął do ręki papierosa, którego połowa została już zwęglona, jednak dzięki powolnym ruchom gimnazjalisty, nie opadła na podłogę. Ewidentnie miał już w tym wprawę. W jednej chwili "fajka" została wsadzona w usta chłopaka, a dłoń Nakamury zacisnęła mu na niej szczękę. Popiół rozleciał się po jamie gębowej zielonookiego, a reszta została wrzucona do zlewu. Puszczony Kurokawa zakrył rękoma twarz, by nie zwymiotować. Zaczął gwałtownie kaszleć, gdy popiół zleciał po ścianie gardła.
-Dalej nic nie mówisz? Cóż, faktycznie... zdrowiej jest popić posiłek szklanką wody - rzucił zajadle Taigo, wymierzając mocnego kopniaka z kabinę toalety, której zawiasy były już dawno zardzewiałe. Kawał drewna pękł w miejscach przytwierdzenia, odpadając. Starszak pstryknął palcami, a Baku i Ken natychmiast chwycili chłopaka za szubry, prowadząc go we wskazanym kierunku. Kurokawa gwałtownie wierzgnął do tyłu, jednak dwaj gimnazjaliści byli silniejsi od niego i nie pozwolili mu odejść.
-Klęknij ładnie, bo nie dosięgniesz... - kolejny kopniak Nakamury trafił w plecy szatyna, powalając go na płytki. W tym momencie Ken pozostawił towarzyszowi trzymanie ofiary, a sam złapał ją za kark. Szatyn został całkowicie obezwładniony.
-Cholera! Czy pobicie mnie im nie wystarczy? Dlaczego to muszę być ja? Dlaczego nie znajdą sobie kogoś innego? - zastanawiał się. Tymczasem Taigo w najlepsze stanął za nimi, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Zacznij się wreszcie uczyć na błędach, mała gnido... Panowie, zanurzenie! - plusk! Zielonooki nie zdążył nawet zaczerpnąć powietrza. Wypełniająca sedes woda dostała się do jego ust i nozdrzy, mocząc również czarną grzywkę. -Podnieść kotwicę! Kapitan opuszcza pokład. Pozwólcie mu się jeszcze trochę napić i znikajcie. A ty, śmieciu... Jedno słowo i giniesz. Pa, pa! - "zanurzenie" potrwało jeszcze jakieś pięć sekund, nim "podniesiono kotwicę". Zdemoralizowany Nakamura wyszedł z toalety, by już więcej tego dnia się nie pojawić.
***
Przez całą ostatnią lekcję Kurokawie zbierało się na płacz. Bezsilność, jaką doświadczył wraz z ośmieszeniem jego osoby była nieporównywalnie gorsza, niż zostanie pobitym. Nic się nie zmieniło. Po raz kolejny udowodniono mu, jak niewiele znaczy i jak niewiele potrafi zrobić. Po raz kolejny miał zareagować, jednak zaniechał najmniejszej próby. Po raz kolejny zawiódł samego siebie. Nawet obwieszczający zakończenie lekcji dzwonek nie był w stanie wyrwać go z letargu. Nawet plotkujący między sobą uczniowie, mówiący o ostatnim zajściu. Jedynie perspektywa "zajęć praktycznych" pod okiem Matsu powstrzymywała go od rzucenia wszystkiego i ucieczki gdziekolwiek indziej. Co nie zmieniało faktu, że takie sprawy, jak "ratowanie", "wyższe dobro", czy "Madnessi" nie znalazły dla siebie miejsca w jego zwojach mózgowych. Niemniej jednak zgodził się na to.
Powoli schodził po schodach na parter, mijany przez ostatnich obecnych w szkole uczniów - tych, którzy opuszczali szkołę na samym końcu. Pokrzepiającym był dla niego fakt, iż zostawał na terenie gimnazjum praktycznie całkiem sam. Nikogo nie musiał się bać ani nikim przejmować. Nie musiał zwracać uwagi na szepty za plecami, czy zrezygnowane miny nauczycieli. I choć w ogóle nie miał pojęcia, co go czeka, był na to gotów.
-Nie wierzę, żeby Matsu-san urządził mnie gorzej, niż Taigo - próbował się pocieszyć zielonooki. Sala gimnastyczna stała przed nim otworem, choć on sam rzadko tam bywał. Często omijał zajęcia w tym miejscu, gdyż nie przepadał za jakimkolwiek ruchem. Poza tym gry zespołowe były idealną okazją do "przypadkowego" wyżycia się na biednym nastolatku. Stąd też chłopak nie posiadał stroju na zmianę, co zwiastowało jego utonięcie we własnym pocie, a przynajmniej tak mu się wydawało. Zielonooki popchnął dwuczęściowe drzwi, trafiając na średnich rozmiarów salę gimnastyczną. Po bokach widział rzędy drabinek, a z tyłu karton z piłkami różnego rodzaju. Na samym środku zaś czekał na niego uśmiechnięty Arab, który również nie przebrał się wcale. Nie zdjął nawet okularów, co gimnazjaliście wydawało się dość niebezpieczne.
-Gratulacje! - krzyknął jeszcze z daleka młody mężczyzna. Szatyn wydawał się skonsternowany.
-Eee... Za co, sensei? - wydukał, nie rozumiejąc optymizmu swojego nauczyciela, ale ten tylko podparł się pod boki, wymownie spoglądając na jego twarz.
-Eee... Za co, sensei? - wydukał, nie rozumiejąc optymizmu swojego nauczyciela, ale ten tylko podparł się pod boki, wymownie spoglądając na jego twarz.
-Nie pobili cię, no nie? - Kawasaki powiedział to tak beztrosko i zwyczajnie, że nastolatek miał ochotę zapaść się pod ziemię.
-Jesteś potwornie dziwnym człowiekiem... - powiedział w duchu chłopak.
-No dobra, podejdź bliżej. Bierzmy się do roboty! - entuzjazm zielonowłosego pięknisia jak na razie nie udzielał się jego podopiecznemu, co w sumie nie było dziwne.
Drzwi zostały zamknięte na klucz, a ten z kolei schowany do kieszeni w spodniach nauczyciela. Matsu wyciągnął mały, przytwierdzony do drewnianej ramki notatnik. W zawiasie u góry widniał naostrzony ołówek, którego zaraz dobył mężczyzna. Gestem nakazał nastolatkowi usiąść, a sam ukucnął, wykonując kilka pociągnięć po kartce.
-Pamiętam, że zapytałeś mnie, w jaki sposób na powrót "połączyłem cię" ze światem żywych. Otóż zrobiłem to przy użyciu swojej "mocy duchowej". Mocą duchową nazywamy wewnętrzną energię, wypełniającą nasze ciała, z której korzystać możemy dopiero pośmiertnie, gdy tracimy fizyczną postać. Moc duchowa poniekąd określa nasz potencjał. Jasne jest, że ten, kto ma jej więcej, będzie mógł z niej korzystać dłużej, niż ten, kto ma jej mniej. Poziom mocy duchowej można zmierzyć. Jej wartość podaje się w dannach. Różne działania, oparte na jej wykorzystaniu pobierają różne ilości dannów. Dalej jednak, najważniejszym krokiem do umiejętnego wykorzystywania mocy duchowej jest nauczenie się jej uwalniania - potok słów przerwało nagłe odwrócenie notatnika. Na kartce narysowany został człowieczek otoczony poświatą, przywodzącą na myśl płomienie. Obok niego widniał napis "100% MD". Zaraz pod nim widać było drugiego człowieczka, leżącego nieruchomo na ziemi. Również on zaopatrzony był w odpowiedni napis, a mianowicie: "0% MD".
-Chcesz mi powiedzieć, że gdy ktoś wykorzysta całą moc, jaką posiada, umiera?! - nastolatek naturalnie był przerażony, jak zwykle, jednak nie umniejszyło to jego zdolności dedukcji.
-Zwykle tak - odparł, jakby nigdy nic Matsu. -Właśnie dlatego pośród Madnessów funkcjonuje pojęcie "Pierwszej Pomocy Duchowej", którą bezsprzecznie każdy z nas musi znać. Polega ona na przesłaniu części swojej mocy duchowej do cudzego ciała, nie dopuszczając do jego śmierci. Chciałbym móc zmierzyć twój poziom mocy, ale musisz ją najpierw wyzwolić. Tym się dzisiaj zajmiemy. Skąd ta niepewna mina? - nauczyciel wyłapał zmianę na twarzy gimnazjalisty. Będąc szczerym, była ona blada, jak ściana, ale mężczyzna chyba nie traktował tego tak poważnie.
-Nie... To nic. Em... Nieważne. W każdym razie, w jaki sposób mogę wyzwolić moją "moc"? - terminy tego typu wywoływały u chłopaka pewien niesmak. Mówiąc o nich, czuł się, jakby grał w jakimś niskobudżetowym, podrzędnym anime.
-No właśnie... Sęk w tym, że pierwsze świadome użycie mocy bardzo się różni od późniejszych. Najczęściej przychodzi ono przez przypływ adrenaliny, toteż większość z nas uwalnia swoją moc podczas walki. A skoro tak, czy inaczej, muszę popracować nad twoją formą fizyczną... - Naito zadrżał na dźwięk tych słów. Perspektywa odbycia sparingu z kimkolwiek sprawiała, że serce żołądek podjeżdżał mu pod gardło. Nie mówiąc już o tym, jak umiejętnym osobnikiem był Kawasaki.
-Nie musisz się martwić, nie mam zamiaru oddawać. Po prostu mnie uderz. Ja tymczasem postaram się sprowokować twoją osobę do podwojenia wysiłku - rzekł Arab, wstając na równe nogi. Gimnazjalista zrobił to samo, choć raczej wyglądał na bliskiego omdlenia.
-Ale ja... nie chcę zrobić ci krzywdy, sensei - wybełkotał cicho zielonooki.
-Ale ja... nie chcę zrobić ci krzywdy, sensei - wybełkotał cicho zielonooki.
-Nie przejmuj się. Powiedzmy, że mam immunitet na obrażenia zadane przez uczniów - uśmiechnął się mężczyzna, co wcale nie podziałało zachęcająco na chłopaka. Kurokawa przełknął ślinę.
-No... dobrze. Ale... przynajmniej zdejmij okulary, dobrze? Nie chciałbym ich zbić przez przypadek, na pewno nie były tanie. Poza tym odłamki szkła mogłyby wpaść ci do oczu, sensei... - tak bardzo pozbawiony pewności siebie, a jednocześnie tak bardzo dbający o innych.
-Ten dzieciak... jest całkowicie inną osobą, niż jakakolwiek, którą poznałem - z początku zdziwiony wyraz twarzy zmienił się zaraz w pokrzepiający, ciepły uśmiech.
-No dobrze - mężczyzna położył swoje okulary pod kaloryferem, po czym ustawił się przed podopiecznym, spuszczając ręce i prostując się. -Dawaj! - nakazał zaraz, a gimnazjalista zbliżył się doń nieznacznie.
-Cholera... Naprawdę muszę to robić? - przełknął gorzkie myśli, po czym zamykając oczy wyrzucił pięść do przodu, trafiając nauczyciela prosto w mostek. Zielonowłosy nie drgnął nawet o milimetr, podczas gdy szatyn upadł na podłogę, kwiląc i trzymając się za rękę.
-Hej, to chyba nie był zamierzony efekt, co? - Matsu natychmiast klęknął przy nim, ostrożnie łapiąc chłopaka za nadgarstek. Ten nawet nie zdążył zaprotestować. Mentor natychmiast dostrzegł opuchnięty i lekko poczerwieniały kciuk, który zdawał się być trochę "nie na swoim miejscu".
-Chyba nigdy wcześniej się z nikim nie biłeś, prawda? - zapytał z politowaniem mężczyzna.
-Zgadza się... - chłopak spuścił głowę. Miał już dość wstydu na jeden dzień.
-Cóż... Właśnie wybiłeś sobie kciuka. Daj mi chwilę, a ci go nastawię. Może trochę zaboleć - ostrzegł go Arab, ale nawet nie czekał na jakikolwiek znak protestu. Po prostu złapał mocno palec i przesunął go w odpowiednie miejsce, jak po szynach, czemu towarzyszył donośny, charakterystyczny trzask w chrząstce. Szatyn zacisnął zęby, a do jego oczu popłynęły łzy.
-Faktycznie, czeka mnie sporo pracy, żeby coś z ciebie zrobić. Popełniasz podstawowe błędy, choć z drugiej strony to całkiem... niezwykłe. Z reguły człowiek rodzi się z wiedzą, w jaki sposób należy składać pięść, jednak ty jej nie posiadałeś. To zastanawiające... Cóż... Twój błąd polegał na tym, że podczas uderzenia wsadziłeś kciuk pomiędzy zaciśnięte palce. Z tego powodu nacisk, jaki wytworzyłeś sprawił, że palec nie mógł się wydostać z wnętrza pięści, a pozostałe go przygniotły. W konsekwencji przesunąłeś kość wzdłuż stawu. Rozumiesz? - zielonooki nieświadomie skinął głową, choć sposób mówienia mężczyzny był bardzo szczegółowy i mocno teoretyczny. Zasób słownictwa chłopaka pozwolił mu jednak na zrozumienie każdego słowa.
-Kiedy uderzasz, musisz kłaść kciuk NA zaciśniętych już palcach. Dzięki temu go nie uszkodzisz, a twój cios będzie silniejszy. Choć w dalszym ciągu jesteś całkowitą miernotą, jeśli chodzi o bójki - ostatnie zdanie, w połączeniu z pogodnym wyrazem twarzy po raz kolejny uderzyło w nastolatka, jak młot w kowadło. Kawasaki miał tendencję do tego typu "wpadek".
-Miernota, czy nie, wciąż mam zamiar zrobić z ciebie przykładnego Madnessa, więc proszę, nie zniechęcaj się. Jeśli będę musiał, będę tryskał optymizmem za nas obu. Jeśli będzie trzeba, osobiście tobą pokieruje. Jeśli to nie wystarczy, znajdę lepszą metodę treningu. Dalej jednak to od ciebie zależy, czy będziesz się starał, czy też nie. Pamiętaj, że nie robisz tego dla mnie, czy dla siebie. Robisz to dla tych wszystkich, którzy sami nie mogą sobie pomóc. A więc... możemy kontynuować? - słowa, jakie wypowiadał mężczyzna doskonale trafiały do jego ucznia, co samo w sobie było sukcesem. Nie tylko zdobywał zaufanie, ale również zjednywał sobie szacunek gimnazjalisty. Trudno było powiedzieć, jak niecodziennie brzmiały przemowy Araba, jednak czegoś takiego nie słyszało się na co dzień. Może brzmiały one trochę naiwnie, ale to niczego nie zmieniało.
-Tak. Do dzieła, sensei! - zielonooki podniósł głowę z maleńkim płomykiem determinacji wewnątrz siebie. Płomykiem nie większym, niż płonąca zapałka, gotowa zostać zdmuchniętą przez nieustępliwy pęd wiatru.
Każdy cios męczył niewprawionego w walkę chłopaka, choć jego cel zdawał się nic sobie nie robić z wysiłków agresora. Przywodziło to na myśl wojowników wagi atomowej, teoretycznie najniższej spośród wszystkich dziewięciu kategorii. A jednak Kurokawa sprawiał wrażenie protoplasty dziesiątej z nich - wagi zerowej. I choć brzmiało to tak samo ironicznie, jak i patetycznie, ten wojownik płonął bez chwili wytchnienia. A w każdy cios wkładał całe serce, zainspirowany stojącym przed nim człowiekiem. Ten sam poniewierany przez wszystkich nastolatek, który przez całe życie nie posiadał żywego wzoru do naśladowania, teraz znalazł kogoś takiego. Co ważniejsze jednak, znalazł również jakąś część siebie, która cieszyła się z okazji do wyładowania bezsilnej frustracji, jaka ją przepełniała.
-Nie poddaje się, ale to trwa już prawie godzinę, a on wciąż nie poczynił żadnych postępów. Nie widzę ani grama mocy duchowej, która... cholera! - mężczyzna przerwał swoje rozmyślania, uzmysławiając sobie jedną, istotną rzecz. Już miał zamiar otworzyć usta, by kazać swojemu uczniowi przestać, gdy nagle coś zaiskrzyło wokół lecącej pięści. Coś jakby drobinki spalin, wypuszczane przez nieodpalający samochód. Te drobinki jednak były białe i lśniące, niby promienie światła w fizycznej formie.
-Nie może być... - Arab był niesamowicie zdziwiony tym widokiem. Z rozluźnionymi mięśniami przyjął cios pięścią na klatkę piersiową, jednak tym razem zachwiał się minimalnie. I choć można było winą obarczyć chwilową dekoncentrację, to cios ten nie był zwykły.
-Stop. Nieźle. To było twoje pierwsze uderzenie, które faktycznie poczułem. Chyba już wystarczy - Kawasaki zatrzymał ciężko dyszącego, mokrego od potu chłopaka, który praktycznie słaniał się już na nogach, uradowany zakończeniem treningu. Nastolatek jak na komendę padł ciężko na podłogę, czekając aż jego tętno się uspokoi.
-Udało mi się, sensei? - zapytał gimnazjalista, gdy tylko był w stanie złapać oddech.
-Można i tak powiedzieć. Widzisz, zapomniałem o jednej rzeczy, zanim zaczęliśmy. Powłoka na naszych ciałach, imitująca fizyczną formę spełnia tę rolę idealnie. A ktoś, kto nadal posiada ciało, nie może korzystać z mocy duchowej... Krótko mówiąc dzisiaj nauczyłeś się jedynie, jak wymierzać ciosy - mężczyzna uśmiechnął się nieznacznie, drapiąc po głowie, a Naito kompletnie opadł z sił przez to, co właśnie usłyszał.
-Czyli... wszystko na marne? - zakwilił szatyn, a Arab machnął przecząco głową.
-Skądże. Po dzisiejszym dniu, gdy zdejmę z ciebie powłokę, będziesz już w stanie wyzwolić swoją moc duchową bez problemów... co nastąpi jutro o tej samej porze. Polecałbym podnieść się z podłogi i pójść do domu. Zjedz coś, odpocznij i przyjdź jutro w pełni sił, jasne? - natychmiast sprostował mentor czarnowłosego.
-Niech będzie... - chłopak nie miał siły powiedzieć nic więcej. Z trudem podniósł się i wyszedł, gdy tylko Matsu otworzył przed nim drzwi sali gimnastycznej. Mężczyzna poczekał jeszcze, aż gimnazjalista zniknie, by móc pozbierać myśli.
-To chyba nic złego, że nie powiedziałem mu całej prawdy... ale wciąż... wyzwolenie choćby najmniejszej ilości mocy duchowej przy aktywowanej powłoce... Ten dzieciak ma potencjał. Kto by się spodziewał, że takie beztalencie mnie czymś zaskoczy. Nie mogłem sobie wybrać lepszego ucznia - Kawasaki uśmiechnął się w duchu, przekręcając kluczyk w drzwiach.
Koniec rozdziału 16
Następnym razem: Starcie - chwila próby
Nasz Naito ma potencjał, co? Powtórzę się, ale czuję, że jeszcze kilka razy zanurkuje w kibelku, a potem soczystym (odpowiednio wykonanym) uderzeniem odda panu z blizną ;)
OdpowiedzUsuńNo nie mogę ci jednoznacznie potwierdzić ani też zaprzeczyć, ale będzie to miało związek z pewnym interesującym zjawiskiem z prawdziwego życia ^^
Usuń