ROZDZIAŁ 20
-Co do diabła widzicie w tym dziwnego? - Rinji wciąż nie rozumiał, dlaczego widok białych włosów u nastolatka był rzeczą tak niecodzienną dla tych wszystkich ludzi. -Urodziłem się z takimi włosami, jasne? Nie patrzcie na mnie, jak na cyrkowca! - warknął zaraz, nim ktokolwiek zdążył mu odpowiedzieć. Nauczyciel ewidentnie pogubił się w sytuacji, nie wiedząc, co powinien powiedzieć, by nie urazić żadnej ze stron. Ostatecznie sytuacja robiła się coraz bardziej napięta, a Naito niemal wciskał twarz we własną ławkę.
-A widziałeś tutaj kogoś innego z kłakami, jakby je ktoś wyjął z wiadra farby? - Ken momentalnie dogryzł nowemu koledze, jednak ten nie zwykł pozostawać dłużnym.
-Nie, ale nie widziałem też nikogo z takim paskudnym ryjem, jak twój i jakoś ci tego nie wypominam! - fala śmiechu rozeszła się po całej klasie i nawet Baku ledwo powstrzymywał się od wyśmiania "towarzysza broni". Ken poczerwieniał ze złości, a jednocześnie ze wstydu, gwałtownie podnosząc się na równe nogi, jednocześnie przewracając swoje krzesło. Jednym susem znalazł się przy Okudzie i stanąwszy nad nim, próbował wyglądać na "niepokonanego króla wojowników".
-Moi drodzy, usiądźmy, proszę! Niepotrzebne nerwy, porozmawiajmy o tym. Nikt nie jest bez winy, uspokójcie się! - chudy, zaopatrzony w okulary i chory na astmę nauczyciel nie miał w sobie "tego czegoś", co zmuszałoby uczniów do posłuszeństwa. Uczył w akashimskim gimnazjum dopiero drugi rok, więc zapewne miał się jeszcze wyrobić, jednak na chwilę obecną nikt nie darzył go zbytnim szacunkiem.
-Chcesz mi coś jeszcze powiedzieć, jebana pokrako? Pakujesz się do nas nie wiadomo skąd i od razu się rzucasz? Może tam, skąd przyjechałeś, dziwolągi są na porządku dziennym, ale tutaj nie, więc zaraz cię nauczę, jak powinien się zachowywać pies w stosunku do pana... - Ken zaczynał się rozkręcać, ale Okuda tylko mierzył go chłodnym spojrzeniem. Słowa nauczyciela całkowicie ucichły, wyparte przez okrzyki zachęcające do uderzenia albinosa. Ręka napastnika chwyciła bluzkę ofiary, by pozwolić drugiej na chwycenie kosmyka śnieżnobiałych włosów i pociągnięcie ich z dużą siłą. Niewielki pukiel został oderwany w mgnieniu oka, opadając na podłogę, lecz twarz Rinji'ego nie wyrażała ani grama bólu.
-No popatrz, jednak są prawdziwe! - zaśmiał się Ken, a w ślad za nim kilku innych uczniów. -Kim do diabła są twoi rodzice, skoro trzymają taką paskudę? Pewnie jesteś efektem nieudanej aborcji, co? No co? Czemu nic nie mówisz? - pewny siebie agresor wybrał niewłaściwy temat. Na dźwięk tych słów, serce Kurokawy zabiło szybciej, a spojrzenie wbił natychmiast w "najlepszego przyjaciela" - w ostatniej chwili. Białowłosy wstał tak szybko, że Ken niemal się przewrócił i tylko trzymana w garści bluzka Okudy utrzymała go na nogach. Zaskoczony chłopak nawet nie zauważył lecącej pięści. Zdołał tylko dojrzeć zaciśnięte w gniewie zęby i niemą furię w niebieskich oczach kosiarza. Cios albinosa wylądował prosto na szczęce napastnika, który bezwolnie puścił część garderoby niedoszłej ofiary. Siła uderzenia dosłownie rzuciła nim na jego własną ławkę, która z impetem przesunęła się jeszcze z metr. Wszyscy zamilkli na chwilę, zobaczywszy tak niespodziewany zwrot akcji. Po kilku sekundach jednak większość męskiej braci huknęła śmiechem, kilka osób zaczęło bić brawa, czy też gwizdać. Jedynymi osobami, które były negatywnie nastawione okazali się przerażony nauczyciel, jeszcze bardziej przerażony Naito i całkowicie bierny Rinji.
-To było dobre! Świetny cios! Ken padł na strzała! Niezły jesteś! - fala przychylnych komentarzy spłynęła na białowłosego, jednak temu wcale nie było do śmiechu. Kurokawa rozważał nawet wstanie i podjęcie próby uspokojenia Madnessa, lecz ten go wyprzedził.
-Jesteście żałośni... - rzekł zdenerwowany do wszystkich tych, którzy mu gratulowali. -Jeszcze przed chwilą chcieliście, żeby mnie pobił, a kiedy z nim wygrałem, zaczęliście mi lizać buty. I wy nazywacie siebie ludźmi? Gdyby to ode mnie zależało, spalibyście z psem w budzie... - mówił to z taką powagą w głosie, jaka nigdy wcześniej mu nie towarzyszyła. Najzwyczajniej w świecie ruszył w stronę drzwi, posyłając gromiące spojrzenie nauczycielowi, który wyciągał rękę w jego stronę. Po chwili Rinji zniknął gdzieś na korytarzu, pozostawiając wszystkich w osłupieniu.
***
Właściwa część lekcji nie trwała zbyt długo z racji konieczności odprowadzenia Kena do pielęgniarki. Trudno się dziwić, że większość klasy była oburzona zachowaniem albinosa, lecz z drugiej strony miał sporo racji. Zdawało się jednak, że tylko Kurokawa rozumiał młodego Okudę. Niedawne zajście dało mu sporo do myślenia odnośnie powodów dziwnego zachowania chłopaka.
-Może będzie lepiej, jeśli zapytam o to senseia? Na pewno wie o tym wszystkim więcej, niż ja... - pomyślał Naito, gdy tylko zadzwonił dzwonek na przerwę. Zajęci wymienianiem skrajnych poglądów uczniowie wylali się na korytarz, a początkujący Madness ruszył w ślad za nimi. Już miał zamiar zająć samotnie miejsce na pobliskiej ławce, gdy niespodziewanie minął go Taigo. Starszy chłopak jedynie machnął na niego ręką, nawet się nie oglądając, jednak jego intencje były oczywiste. Szatyn przełknął nerwowo ślinę, ruszając za łysolem. Z daleka widział już Baku i Kena opartych o ścianę na końcu korytarza. Nakamura zajął miejsce pomiędzy nimi, a Kurokawa stanął metr od nich.
-Kasa - rzucił krótko "boss", chowając ręce w kieszeniach. Drżące dłonie nastolatka powędrowały w kierunku portfela, otwierając go tak powoli, jakby miały zamiar doczekać dzwonka na lekcję. Dopiero, gdy na twarzy agresora pojawiła się irytacja, proces znacząco przyśpieszył.
-I... ile? - zająknął się zielonooki, a jego prześladowcy uśmiechnęli się półgębkiem - poza Kenem, którego bolała szczęka przy najmniejszym ruchu dolną żuchwą.
-Całą - odparł Taigo, a Naito spojrzał na niego z niedowierzaniem. -Słyszałeś. Odsetki rosną, a sporo czasu zwlekałeś ze spłatą. No dawaj te pieniądze, bo znowu pójdziesz się napić - zagroził Nakamura, a załamany Kurokawa opróżnił cały portfel. W tym właśnie momencie coś przykuło wzrok przywódcy "gangu".
-Hej, co to za kutas? - zapytał "podwładnych", a serce szatyna na moment stanęło. Obejrzawszy się za siebie, ujrzał zmierzającego ku nim Rinji'ego. Kamienny wyraz twarzy nie wróżył nic dobrego, ale wyglądał lepiej, niż podczas "walki" z Kenem. Mijani przez niego uczniowie i uczennice oglądali się za nim, a białe włosy drżały podczas chodu.
-To właśnie on mnie tak urządził. Uważaj na niego, uderzy wtedy, kiedy będziesz się tego najmniej spodziewać - wyjaśnił poszkodowany swojemu panu i władcy, a w tym czasie albinos zdołał dotrzeć do grupki nastolatków.
-Naito, schowaj pieniądze - rzucił z powagą do szatyna, a ten dojrzał nieprzyjazny grymas na licu Nakamury. -Nie płać im, zaufaj mi - kosiarz powtórzył się, lecz tym razem był już bardziej stanowczy. Ewidentnie denerwował go zastany stan rzeczy. Kurokawa niepewnie zamknął portfel i odłożył go do kieszeni.
-Hej, co to ma, kurwa, znaczyć?! - krzyknął dopiero teraz Taigo, przywodząc na myśl warczącego przez ogrodzenie psa. Wszyscy jednak wiedzieli doskonale, że ten pies potrafił bez trudu to ogrodzenie przeskoczyć. Jak za dotknięciem magicznej różdżki, wszyscy w zasięgu głosu chuligana przerwali aktualnie wykonywane czynności, skupiając się na nim.
-Od nikogo nie będziesz wyciągał pieniędzy, rozumiemy się? - jakby nigdy nic wyrzekł Okuda. Nakamura nie spodziewał się tak butnego zachowania zwykłego świeżaka, Na dodatek Rinji wyrażał się tak, jakby to on był łowcą, a dotychczasowy herszt - zwierzyną.
-Chyba się przesłyszałem... możesz powtórzyć? - napastnik wyjął ręce z kieszeni, gotów w każdej chwili rzucić się na białowłosego i roztrzaskać jego głowę o podłogę.
-Dodatkowo nie pozwalam ci już nikogo gnębić i poniżać... - kontynuował niebieskooki, nic sobie nie robiąc z czyhającego na niego niebezpieczeństwa. Niektórzy widzowie zaczynali podśmiewać się z Taigo.
-Powyrywam ci te wszystkie kłaki, mała gnido... - wycedził przez zęby czerwony ze złości Nakamura.
-A przede wszystkim... nigdy... przenigdy nie wolno ci tknąć moich przyjaciół, jasne?! - dokończył Rinji, a Naito poczuł wstyd, zmieszany jednocześnie z ulgą. Zachowanie albinosa, choć trochę niecodzienne i idealistyczne było zarazem podnoszące na duchu.
-Nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś nazwał mnie swoim "przyjacielem". Teraz praktycznie w ogóle nie używa się takich słów, a on... Rinji nie czuje się ani trochę zawstydzony, gdy tak mówi - postawa Okudy okazała się niezwykle budująca dla obserwującego wszystko w ciszy Kurokawy.
-Tego już za wiele, ty zawszona mendo! - Nakamura w jednej chwili wymierzył solidnego kopniaka prosto w brzuch stojącego przed nim białowłosego. Gdy wszyscy dokoła myśleli już, że chłopak padnie na podłogę, ten nadal stał w miejscu... jeśli można było tak powiedzieć. Choć ci, którzy obserwowali zajście z daleka, nie mogli tego zauważyć, Rinji w ostatniej chwili odsunął się delikatnie w tył, obejmując wyciągniętą nogę obydwiema rękami. Nie minęła sekunda, a albinos pociągnął kończynę za siebie, sprawiając że Taigo runął w dół, jak długi. Walczący w samoobronie chłopak nie zamierzał jednak spocząć na laurach. Padł na kolana, uderzając z góry łokciem w brzuch leżącego, po czym wymierzył szybki lewy prosty w jego policzek. Z konieczności Nakamura zaczął się krztusić i zapluwać, a Okuda spojrzał morderczym wzrokiem na Baku i Kena. Przerażeni nastolatkowie szybko pozbierali przywódcę i odeszli, wyśmiani i wybuczeni.
-Nieważne, jak wielkim jesteś pacyfistą. Skoro walczysz już przeciwko jednym potworom, walcz też przeciwko tym drugim. Wiem, że trudno się przełamać po tak długim czasie, ale musisz się tego wreszcie nauczyć, jeśli chcesz przeżyć. Poza tym nie jesteś już "człowiekiem". Lada moment będziesz w stanie powalać takich pozerów jednym atakiem. Nie można chronić czegokolwiek, jeśli nie umie się obronić samego siebie... - na sam koniec przemowy, na twarz białowłosego ponownie wstąpił rezolutny, trochę głupawy uśmiech. Rinji nie był człowiekiem, który długo się czymś przejmował. Zielonooki odwzajemnił uśmiech, kiwając głową.
-Tak. Dziękuję, Rinji-kun - odparł, a chwilę później zadzwonił dzwonek.
-Może będzie lepiej, jeśli zapytam o to senseia? Na pewno wie o tym wszystkim więcej, niż ja... - pomyślał Naito, gdy tylko zadzwonił dzwonek na przerwę. Zajęci wymienianiem skrajnych poglądów uczniowie wylali się na korytarz, a początkujący Madness ruszył w ślad za nimi. Już miał zamiar zająć samotnie miejsce na pobliskiej ławce, gdy niespodziewanie minął go Taigo. Starszy chłopak jedynie machnął na niego ręką, nawet się nie oglądając, jednak jego intencje były oczywiste. Szatyn przełknął nerwowo ślinę, ruszając za łysolem. Z daleka widział już Baku i Kena opartych o ścianę na końcu korytarza. Nakamura zajął miejsce pomiędzy nimi, a Kurokawa stanął metr od nich.
-Kasa - rzucił krótko "boss", chowając ręce w kieszeniach. Drżące dłonie nastolatka powędrowały w kierunku portfela, otwierając go tak powoli, jakby miały zamiar doczekać dzwonka na lekcję. Dopiero, gdy na twarzy agresora pojawiła się irytacja, proces znacząco przyśpieszył.
-I... ile? - zająknął się zielonooki, a jego prześladowcy uśmiechnęli się półgębkiem - poza Kenem, którego bolała szczęka przy najmniejszym ruchu dolną żuchwą.
-Całą - odparł Taigo, a Naito spojrzał na niego z niedowierzaniem. -Słyszałeś. Odsetki rosną, a sporo czasu zwlekałeś ze spłatą. No dawaj te pieniądze, bo znowu pójdziesz się napić - zagroził Nakamura, a załamany Kurokawa opróżnił cały portfel. W tym właśnie momencie coś przykuło wzrok przywódcy "gangu".
-Hej, co to za kutas? - zapytał "podwładnych", a serce szatyna na moment stanęło. Obejrzawszy się za siebie, ujrzał zmierzającego ku nim Rinji'ego. Kamienny wyraz twarzy nie wróżył nic dobrego, ale wyglądał lepiej, niż podczas "walki" z Kenem. Mijani przez niego uczniowie i uczennice oglądali się za nim, a białe włosy drżały podczas chodu.
-To właśnie on mnie tak urządził. Uważaj na niego, uderzy wtedy, kiedy będziesz się tego najmniej spodziewać - wyjaśnił poszkodowany swojemu panu i władcy, a w tym czasie albinos zdołał dotrzeć do grupki nastolatków.
-Naito, schowaj pieniądze - rzucił z powagą do szatyna, a ten dojrzał nieprzyjazny grymas na licu Nakamury. -Nie płać im, zaufaj mi - kosiarz powtórzył się, lecz tym razem był już bardziej stanowczy. Ewidentnie denerwował go zastany stan rzeczy. Kurokawa niepewnie zamknął portfel i odłożył go do kieszeni.
-Hej, co to ma, kurwa, znaczyć?! - krzyknął dopiero teraz Taigo, przywodząc na myśl warczącego przez ogrodzenie psa. Wszyscy jednak wiedzieli doskonale, że ten pies potrafił bez trudu to ogrodzenie przeskoczyć. Jak za dotknięciem magicznej różdżki, wszyscy w zasięgu głosu chuligana przerwali aktualnie wykonywane czynności, skupiając się na nim.
-Od nikogo nie będziesz wyciągał pieniędzy, rozumiemy się? - jakby nigdy nic wyrzekł Okuda. Nakamura nie spodziewał się tak butnego zachowania zwykłego świeżaka, Na dodatek Rinji wyrażał się tak, jakby to on był łowcą, a dotychczasowy herszt - zwierzyną.
-Chyba się przesłyszałem... możesz powtórzyć? - napastnik wyjął ręce z kieszeni, gotów w każdej chwili rzucić się na białowłosego i roztrzaskać jego głowę o podłogę.
-Dodatkowo nie pozwalam ci już nikogo gnębić i poniżać... - kontynuował niebieskooki, nic sobie nie robiąc z czyhającego na niego niebezpieczeństwa. Niektórzy widzowie zaczynali podśmiewać się z Taigo.
-Powyrywam ci te wszystkie kłaki, mała gnido... - wycedził przez zęby czerwony ze złości Nakamura.
-A przede wszystkim... nigdy... przenigdy nie wolno ci tknąć moich przyjaciół, jasne?! - dokończył Rinji, a Naito poczuł wstyd, zmieszany jednocześnie z ulgą. Zachowanie albinosa, choć trochę niecodzienne i idealistyczne było zarazem podnoszące na duchu.
-Nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś nazwał mnie swoim "przyjacielem". Teraz praktycznie w ogóle nie używa się takich słów, a on... Rinji nie czuje się ani trochę zawstydzony, gdy tak mówi - postawa Okudy okazała się niezwykle budująca dla obserwującego wszystko w ciszy Kurokawy.
-Tego już za wiele, ty zawszona mendo! - Nakamura w jednej chwili wymierzył solidnego kopniaka prosto w brzuch stojącego przed nim białowłosego. Gdy wszyscy dokoła myśleli już, że chłopak padnie na podłogę, ten nadal stał w miejscu... jeśli można było tak powiedzieć. Choć ci, którzy obserwowali zajście z daleka, nie mogli tego zauważyć, Rinji w ostatniej chwili odsunął się delikatnie w tył, obejmując wyciągniętą nogę obydwiema rękami. Nie minęła sekunda, a albinos pociągnął kończynę za siebie, sprawiając że Taigo runął w dół, jak długi. Walczący w samoobronie chłopak nie zamierzał jednak spocząć na laurach. Padł na kolana, uderzając z góry łokciem w brzuch leżącego, po czym wymierzył szybki lewy prosty w jego policzek. Z konieczności Nakamura zaczął się krztusić i zapluwać, a Okuda spojrzał morderczym wzrokiem na Baku i Kena. Przerażeni nastolatkowie szybko pozbierali przywódcę i odeszli, wyśmiani i wybuczeni.
-Nieważne, jak wielkim jesteś pacyfistą. Skoro walczysz już przeciwko jednym potworom, walcz też przeciwko tym drugim. Wiem, że trudno się przełamać po tak długim czasie, ale musisz się tego wreszcie nauczyć, jeśli chcesz przeżyć. Poza tym nie jesteś już "człowiekiem". Lada moment będziesz w stanie powalać takich pozerów jednym atakiem. Nie można chronić czegokolwiek, jeśli nie umie się obronić samego siebie... - na sam koniec przemowy, na twarz białowłosego ponownie wstąpił rezolutny, trochę głupawy uśmiech. Rinji nie był człowiekiem, który długo się czymś przejmował. Zielonooki odwzajemnił uśmiech, kiwając głową.
-Tak. Dziękuję, Rinji-kun - odparł, a chwilę później zadzwonił dzwonek.
***
Sprawa zajścia na lekcji japońskiego nie znalazła ujścia, najprawdopodobniej stłumiona przez upokorzonych zbójów i pewnego przychylnego Araba. Choć Rinji pojawił się już na kolejnych lekcjach, fakt nie posiadania ani jednej książki, zeszytu, czy choćby długopisu, "wymusił" na nim konieczność obijania się. Nikt więcej nie odezwał się bezpośrednio do albinosa, pamiętając o tym, jakimi słowami uraczył ich wcześniejszy entuzjazm. Bezsprzecznie jednak obgadywano go za plecami. Taigo urwał się ze szkoły, a wraz z nim jego wierne małpiszony, przez co popołudnie Kurokawy nie zostało zakłócone żadnym nieprzyjemnym zdarzeniem. A gdy po ostatniej lekcji zabrzmiał dzwonek, zielonooki wraz z białowłosym udali się na salę gimnastyczną.
-Ciebie też będzie trenował? - kolega po fachu wydawał się szatynowi ostatnią osobą, wymagającą samodoskonalenia. Niebieskooki pociągnął za drzwi, zamyślając się na moment w celu głębszego zastanowienia nad odpowiedzią.
-Powiedzmy, że we dwóch jest zawsze raźniej. Poza tym będę dla ciebie lepszym partnerem, niż Matsu-sama. Gdyby Matsu-sama miał odbywać sparingi z tobą, musiałby włożyć bardzo dużo wysiłku w ograniczanie się, a wciąż jedna chwila nieuwagi wystarczyłaby, żeby rozpaćkać cię na ścianie - odparł w końcu kosiarz, a po plecach Naito przebiegł dreszcz przerażenia.
-Co jest z nimi wszystkimi nie tak? - pomyślał sfrustrowany, wchodząc na salę. Zielonowłosy już na nich czekał, poprawiając przy tym okulary z miną zawodowego modela.
-Ohayo! Skoro wszyscy już są, zacznę od wyjaśnienia kilku rzeczy - zaczął nauczyciel z entuzjazmem, obserwując, jak jego uczniowie zamykają salę. Chwilę później, niemal niezauważenie usunął powłokę z własnego ciała i odczekał dłuższy moment, aż wiadomy podopieczny również się z tym upora. Nie wyszło z tego absolutnie nic, toteż koniec końców do akcji wkroczył Rinji. Dłoń białowłosego dotknęła ramienia szatyna, by zerwać "narzutę".
-Stworzyłem tę powłokę własną mocą duchową, więc mogę równie dobrze wziąć ją z powrotem - wyjaśnił, widząc pytające spojrzenie towarzysza. W tym miejscu wtrącił się Arab:
-Dalej jednak, rzadko walki są przez nas planowane. Gdy starcie zaczyna się niespodziewanie, można nie mieć czasu na wessanie energii do wnętrza ciała. Wtedy pozostaje tylko ją usunąć, rzecz jasna bezpowrotnie. Naito, słyszałem o waszej batalii w parku - wzrok zielonowłosego został zawieszony na jego uczniu.
-Ach, tak? To nie było nic wielkiego... to znaczy... nie, żebym uważał walkę za prostą, ale... tak naprawdę większość zrobił Rinji - czarnowłosy, nie wiedzieć czemu, był delikatnie zmieszany na wspomnienie o swoim pierwszym prawdziwym starciu ze Spaczonymi.
-Wiem. Długo zastanawiałem się nad tym, czy pozwolić ci walczyć, ale ostatecznie przekonało mnie wysłanie Rinji'ego-kuna do Akashimy. Dla pewności zająłem się jednak przeciwnikiem, który mógł sprawić wam większe trudności. Niemniej jednak, z pewnością nie było łatwo. Postąpiłem lekkomyślnie, nic ci nie mówiąc, dlatego - jako twój Mentor - przepraszam - Matsu pochylił mocno głowę, wprawiając wychowanka w jeszcze większe zakłopotanie.
-Nie, nie to miałem na myśli... ja... zapomnijmy o tym, dobrze? - zaczerwieniony ze wstydu szatyn uderzył się dłonią w twarz, słysząc własną, anemicznie toporną wypowiedź.
-Przechodząc jednak do spraw pierwszych... - mężczyzna wyprostował się, spoglądając na albinosa, który niezauważenie przełknął ślinę, rażony wzrokiem człowieka, którego podziwiał.
-Rinji-kun przybył tu poniekąd na moją prośbę, którą skierowałem do Dowódcy. Mianowicie, poprosiłem o odciążenie mnie w obowiązkach Madnessa na tym terenie, bym mógł skupić się na twoim treningu, Naito-kun. Wciąż jednak, Rinji pozostaje nadzorcą w Akashimie przez okrągły tydzień. Mimo wszystko on sam zażądał ode mnie przyjęcia jego pomocy w naszych zajęciach - zielonooki spojrzał zaskoczony na swojego kamrata, który otworzył szeroko usta.
-Za... zażądał? Nie, to nie tak! Nigdy nie okazałbym takiego braku szacunku komuś takiemu, jak Matsu-sama! Przepraszam, jeśli tak to zabrzmiało, to się więcej nie...! - trafiła kosa na kamień. Wielu mogłoby powiedzieć, że Okuda okazuje wręcz przesadny szacunek względem przełożonego. Wielu rzekłoby również, że zachowuje się przy tym, jak nastoletnia fanka ulubionego wokalisty. Bez względu jednak na to, w której grupie ktoś by się nie znalazł, zawsze miałby rację.
-Spokojnie, spokojnie... Weź głęboki oddech i nie przestań traktować mnie tak formalnie. Nie jestem żadnym mesjaszem, czy królem... - przerwał Kawasaki, wzdychając głośno. -Naito-kun. Z tego, czego dowiedziałem się, rozmawiając z Rinjim, mój plan się powiódł i opanowałeś wykorzystywanie mocy w celach ofensywnych i defensywnych. Cieszę się, że jednak wyszliśmy na plus - okularnik kolejny raz zwrócił się do wychowanka, pozostawiając w osamotnieniu wciąż pochylonego aż do pasa, skruszonego albinosa.
-T... taak - kiwnął nieznacznie głową nastolatek. Wcześniej wcale się nad tym nie zastanawiał, ale rzeczywiście, w sytuacji bez wyjścia, instynktownie robił to, czego nie był w stanie zrobić w warunkach sprzyjających.
-Czyli sensei zaplanował to wszystko... Naprawdę zależy mu na moim rozwoju. W dodatku pofatygował własnych przełożonych, by poszli mi na rękę... - Kurokawa spojrzał na sytuację ździebko bardziej refleksyjnie.
-No dobrze, podsumujmy sprawy organizacyjne. Jako, że mam tygodniowy urlop, od teraz codziennie uraczę cię trzygodzinną sesją treningową. Obecność Rinji'ego-kuna również powinna ułatwić sprawę. W te siedem dni mam zamiar nauczyć cię podstaw. Musisz też zacząć ćwiczyć, by wzmocnić formę fizyczną. Pamiętaj, że postęp, jaki osiągniesz w świecie ludzi będzie dwukrotnie bardziej wyraźny, gdy zdejmiesz z siebie powłokę. Nie tylko nauczę cię walczyć, ale też zmuszę do wykształcenia w sobie odpowiednich odruchów wrodzonych - entuzjazm mężczyzny udzielał się tylko wpatrzonemu w niego, jak w obrazek Okudzie. Naito natomiast podchodził do tego nieco sceptycznie.
-Jak mam wykształcić w sobie odruchy wrodzone, mając niecałe 15 lat? - zapytał zrezygnowany. Można by było przysiąc, że Arab cały czas czekał na to jedno pytanie. Uśmiechnąwszy się szeroko, sięgnął do kieszeni w koszuli, umiejscowionej na swojej klatce piersiowej.
-Im jest się starszym, tym trudniej się uczyć. Pływanie, jazda rowerem, języki... wszystko przychodzi znacznie ciężej. Podobnie z odruchami wrodzonymi, z którymi - jak wskazuje nazwa - trzeba się urodzić. Mam jednak przy sobie przedmiot, który "otworzy" twój umysł, umożliwiając mu przyswajanie nowej wiedzy tak, jakby czekały go jeszcze setki lat funkcjonowania. Innymi słowy, jakby był na samym początku swojego rozwoju... - zielonowłosy wyraźnie czerpał radość z tego, jak niesamowite rzeczy mówił. W jednej chwili ciemnawej karnacji dłoń opuściła kieszeń, trzymając między palcami... czarny, onyksowy klucz, z wygrawerowanymi na nim symbolami. Przechodziła przez niego gruba nić, spleciona z co najmniej pięciu zwykłych, niczym lina. Nie to jednak było zaskakujące. W momencie wyjęcia, czarny klucz został niemal pochłonięty przez potężną, fioletową poświatę, która niemalże wprowadzała w drganie całe powietrze zamknięte na sali. Niebieskooki albinos wytrzeszczył szeroko oczy zlany potem. Prawie natychmiast skupił duże ilości mocy duchowej wokół stóp, odbijając się ze wszystkich sił do tyłu i lądując w kącie na samym końcu pomieszczenia. Jego serce biło tak szybko, jak nie miało jeszcze okazji nigdy w jego - zdawałoby się, kilkunastoletnim - życiu.
-Heh, a więc poczułeś to? Cóż, wydawało mi się oczywiste, że tak niesamowity przedmiot będzie wręcz przesiąknięty mocą, więc mogłeś się tego spodziewać... - zaśmiał się Matsu, a zielonooki przełknął ślinę, widząc reakcję Okudy.
-Niesamowite. Tak ogromnej mocy nie czułem nigdy w życiu. Zareagowałem instynktownie, ale teraz cały się trzęsę. Nogi mam, jak z waty, a serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Jak silny musiał być twórca tego czegoś? Gdyby ten klucz wymknął się spod kontroli, miałby wystarczające pokłady mocy, by zdmuchnąć tę szkołę z powierzchni ziemi... Naito, nie zazdroszczę ci nadchodzącego tygodnia - pomyślał kosiarz, osuwając się po ścianie z wycieńczenia.
-Ciebie też będzie trenował? - kolega po fachu wydawał się szatynowi ostatnią osobą, wymagającą samodoskonalenia. Niebieskooki pociągnął za drzwi, zamyślając się na moment w celu głębszego zastanowienia nad odpowiedzią.
-Powiedzmy, że we dwóch jest zawsze raźniej. Poza tym będę dla ciebie lepszym partnerem, niż Matsu-sama. Gdyby Matsu-sama miał odbywać sparingi z tobą, musiałby włożyć bardzo dużo wysiłku w ograniczanie się, a wciąż jedna chwila nieuwagi wystarczyłaby, żeby rozpaćkać cię na ścianie - odparł w końcu kosiarz, a po plecach Naito przebiegł dreszcz przerażenia.
-Co jest z nimi wszystkimi nie tak? - pomyślał sfrustrowany, wchodząc na salę. Zielonowłosy już na nich czekał, poprawiając przy tym okulary z miną zawodowego modela.
-Ohayo! Skoro wszyscy już są, zacznę od wyjaśnienia kilku rzeczy - zaczął nauczyciel z entuzjazmem, obserwując, jak jego uczniowie zamykają salę. Chwilę później, niemal niezauważenie usunął powłokę z własnego ciała i odczekał dłuższy moment, aż wiadomy podopieczny również się z tym upora. Nie wyszło z tego absolutnie nic, toteż koniec końców do akcji wkroczył Rinji. Dłoń białowłosego dotknęła ramienia szatyna, by zerwać "narzutę".
-Stworzyłem tę powłokę własną mocą duchową, więc mogę równie dobrze wziąć ją z powrotem - wyjaśnił, widząc pytające spojrzenie towarzysza. W tym miejscu wtrącił się Arab:
-Dalej jednak, rzadko walki są przez nas planowane. Gdy starcie zaczyna się niespodziewanie, można nie mieć czasu na wessanie energii do wnętrza ciała. Wtedy pozostaje tylko ją usunąć, rzecz jasna bezpowrotnie. Naito, słyszałem o waszej batalii w parku - wzrok zielonowłosego został zawieszony na jego uczniu.
-Ach, tak? To nie było nic wielkiego... to znaczy... nie, żebym uważał walkę za prostą, ale... tak naprawdę większość zrobił Rinji - czarnowłosy, nie wiedzieć czemu, był delikatnie zmieszany na wspomnienie o swoim pierwszym prawdziwym starciu ze Spaczonymi.
-Wiem. Długo zastanawiałem się nad tym, czy pozwolić ci walczyć, ale ostatecznie przekonało mnie wysłanie Rinji'ego-kuna do Akashimy. Dla pewności zająłem się jednak przeciwnikiem, który mógł sprawić wam większe trudności. Niemniej jednak, z pewnością nie było łatwo. Postąpiłem lekkomyślnie, nic ci nie mówiąc, dlatego - jako twój Mentor - przepraszam - Matsu pochylił mocno głowę, wprawiając wychowanka w jeszcze większe zakłopotanie.
-Nie, nie to miałem na myśli... ja... zapomnijmy o tym, dobrze? - zaczerwieniony ze wstydu szatyn uderzył się dłonią w twarz, słysząc własną, anemicznie toporną wypowiedź.
-Przechodząc jednak do spraw pierwszych... - mężczyzna wyprostował się, spoglądając na albinosa, który niezauważenie przełknął ślinę, rażony wzrokiem człowieka, którego podziwiał.
-Rinji-kun przybył tu poniekąd na moją prośbę, którą skierowałem do Dowódcy. Mianowicie, poprosiłem o odciążenie mnie w obowiązkach Madnessa na tym terenie, bym mógł skupić się na twoim treningu, Naito-kun. Wciąż jednak, Rinji pozostaje nadzorcą w Akashimie przez okrągły tydzień. Mimo wszystko on sam zażądał ode mnie przyjęcia jego pomocy w naszych zajęciach - zielonooki spojrzał zaskoczony na swojego kamrata, który otworzył szeroko usta.
-Za... zażądał? Nie, to nie tak! Nigdy nie okazałbym takiego braku szacunku komuś takiemu, jak Matsu-sama! Przepraszam, jeśli tak to zabrzmiało, to się więcej nie...! - trafiła kosa na kamień. Wielu mogłoby powiedzieć, że Okuda okazuje wręcz przesadny szacunek względem przełożonego. Wielu rzekłoby również, że zachowuje się przy tym, jak nastoletnia fanka ulubionego wokalisty. Bez względu jednak na to, w której grupie ktoś by się nie znalazł, zawsze miałby rację.
-Spokojnie, spokojnie... Weź głęboki oddech i nie przestań traktować mnie tak formalnie. Nie jestem żadnym mesjaszem, czy królem... - przerwał Kawasaki, wzdychając głośno. -Naito-kun. Z tego, czego dowiedziałem się, rozmawiając z Rinjim, mój plan się powiódł i opanowałeś wykorzystywanie mocy w celach ofensywnych i defensywnych. Cieszę się, że jednak wyszliśmy na plus - okularnik kolejny raz zwrócił się do wychowanka, pozostawiając w osamotnieniu wciąż pochylonego aż do pasa, skruszonego albinosa.
-T... taak - kiwnął nieznacznie głową nastolatek. Wcześniej wcale się nad tym nie zastanawiał, ale rzeczywiście, w sytuacji bez wyjścia, instynktownie robił to, czego nie był w stanie zrobić w warunkach sprzyjających.
-Czyli sensei zaplanował to wszystko... Naprawdę zależy mu na moim rozwoju. W dodatku pofatygował własnych przełożonych, by poszli mi na rękę... - Kurokawa spojrzał na sytuację ździebko bardziej refleksyjnie.
-No dobrze, podsumujmy sprawy organizacyjne. Jako, że mam tygodniowy urlop, od teraz codziennie uraczę cię trzygodzinną sesją treningową. Obecność Rinji'ego-kuna również powinna ułatwić sprawę. W te siedem dni mam zamiar nauczyć cię podstaw. Musisz też zacząć ćwiczyć, by wzmocnić formę fizyczną. Pamiętaj, że postęp, jaki osiągniesz w świecie ludzi będzie dwukrotnie bardziej wyraźny, gdy zdejmiesz z siebie powłokę. Nie tylko nauczę cię walczyć, ale też zmuszę do wykształcenia w sobie odpowiednich odruchów wrodzonych - entuzjazm mężczyzny udzielał się tylko wpatrzonemu w niego, jak w obrazek Okudzie. Naito natomiast podchodził do tego nieco sceptycznie.
-Jak mam wykształcić w sobie odruchy wrodzone, mając niecałe 15 lat? - zapytał zrezygnowany. Można by było przysiąc, że Arab cały czas czekał na to jedno pytanie. Uśmiechnąwszy się szeroko, sięgnął do kieszeni w koszuli, umiejscowionej na swojej klatce piersiowej.
-Im jest się starszym, tym trudniej się uczyć. Pływanie, jazda rowerem, języki... wszystko przychodzi znacznie ciężej. Podobnie z odruchami wrodzonymi, z którymi - jak wskazuje nazwa - trzeba się urodzić. Mam jednak przy sobie przedmiot, który "otworzy" twój umysł, umożliwiając mu przyswajanie nowej wiedzy tak, jakby czekały go jeszcze setki lat funkcjonowania. Innymi słowy, jakby był na samym początku swojego rozwoju... - zielonowłosy wyraźnie czerpał radość z tego, jak niesamowite rzeczy mówił. W jednej chwili ciemnawej karnacji dłoń opuściła kieszeń, trzymając między palcami... czarny, onyksowy klucz, z wygrawerowanymi na nim symbolami. Przechodziła przez niego gruba nić, spleciona z co najmniej pięciu zwykłych, niczym lina. Nie to jednak było zaskakujące. W momencie wyjęcia, czarny klucz został niemal pochłonięty przez potężną, fioletową poświatę, która niemalże wprowadzała w drganie całe powietrze zamknięte na sali. Niebieskooki albinos wytrzeszczył szeroko oczy zlany potem. Prawie natychmiast skupił duże ilości mocy duchowej wokół stóp, odbijając się ze wszystkich sił do tyłu i lądując w kącie na samym końcu pomieszczenia. Jego serce biło tak szybko, jak nie miało jeszcze okazji nigdy w jego - zdawałoby się, kilkunastoletnim - życiu.
-Heh, a więc poczułeś to? Cóż, wydawało mi się oczywiste, że tak niesamowity przedmiot będzie wręcz przesiąknięty mocą, więc mogłeś się tego spodziewać... - zaśmiał się Matsu, a zielonooki przełknął ślinę, widząc reakcję Okudy.
-Niesamowite. Tak ogromnej mocy nie czułem nigdy w życiu. Zareagowałem instynktownie, ale teraz cały się trzęsę. Nogi mam, jak z waty, a serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Jak silny musiał być twórca tego czegoś? Gdyby ten klucz wymknął się spod kontroli, miałby wystarczające pokłady mocy, by zdmuchnąć tę szkołę z powierzchni ziemi... Naito, nie zazdroszczę ci nadchodzącego tygodnia - pomyślał kosiarz, osuwając się po ścianie z wycieńczenia.
Koniec rozdziału 20
Koniec arcu nr. 2: Własne miejsce w świecie
Następnym razem: Chaos na budowie
I kolejny arc za mną ;) Tym rozdziałem skłoniłeś mnie do przemyśleń na temat syndromu kolokwialnie określonego przez Rinjiego, czyli "lizania dupy" temu, który jest na fali w realiach szkolnych.... Bardzo podoba mi się twoja man.... to znaczy książka(!), właśnie dlatego że dzięki wtrącaniu wielu sytuacji typowo szkolnych sprawiłeś, że twoje dzieło jest bardziej przystępne dla twojego targetu, czyli Shounen (13-16 lat). Na prawdę jestem pełen podziwu, że jako amatorski twórca znasz i zastosowujesz tyle różnych profesjonalnych zagrań (oczywiście tych pozytywnych) bardzo Cię podziwiam i z całego serca życzę wydania twej książki w formie tomikowej :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
A ja bardzo się cieszę z tak pozytywnej reakcji na moje wypociny ^^ The Madness od samego początku miał być dziełem, w którym poruszę przeróżne tematy i w różne sposoby podejdę do różnych spraw, więc możesz oczekiwać o wiele "poważniejszych" rozważań ^^. I chociaż początkowo nazywałem Madnessa "shounenem", to z biegiem czasu i w świetle niektórych zdarzeń zaciera się granica pomiędzy treściami "dla nastolatków" i treściami "dla dojrzałych odbiorców". Żadne treści nie przeważają, toteż nie ustawiłem ograniczeń wiekowych dla bloga, ale uprzedzam, że momentami może się zrobić nieporównywalnie ostrzej ;)
UsuńOgółem dziękuję za miłe słowa i okazane wsparcie. Liczę oczywiście, że to jeszcze potrwa ^^ W kolejnym "arcu" (początkowo są one strasznie krótkie - bardziej jak tomiki mangowe) nastąpi już pewne rozruszanie jeśli chodzi o akcję, chociaż apogeum dopiero przed tobą.
Pozdrawiam również i życzę miłej lektury ;)