środa, 16 października 2013

Rozdział 23: Wola, by chronić

ROZDZIAŁ 23

     -Tak, jak myślałem... Nie jesteś Spaczonym - stwierdził Kurokawa, przypatrując się uważnie osobnikowi wychodzącemu z cienia. Agresor bez cienia lęku stanął na samej krawędzi deski, po czym zeskoczył na dół z pięciu metrów, nawet nie uginając nóg w powietrzu. Stopy uderzyły o stwardniałą ziemię, nie doznając najmniejszych uszkodzeń. Dopiero teraz szatyn mógł dokładnie przyjrzeć się wrogowi. A wróg istotnie był człowiekiem... a przynajmniej tak się wydawało.
     Przeciwnik początkującego Madnessa okazał się być młodym mężczyzną. Nie mógł mieć więcej, niż dwadzieścia-parę lat. Już na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, iż prezentował się znacznie okazalej, niż gimnazjalista. Był od niego wyższy o jakieś dziesięć centymetrów, biały podkoszulek, wciśnięty w robocze spodnie ukazywał umięśnione ramiona. Dolna część ubioru, pobrudzona błotem i tynkiem zaopatrzona była w nogawki, niknące w potężnych butach o grubej podeszwie. Kamasze sięgały do połowy kostki. Mężczyzna miał trochę podkrążone oczy i lekki zarost na twarzy. Na jego głowie widniał żółty kask budowlany, spod którego wystawały pogięte kosmyki włosów koloru blond. Błękitne oczy spoglądały na drobnego nastolatka posępnym wzrokiem. O lewy bark robotnika oparta była długa, drewniana drabina. Stojąc u boku okazałego faceta o smukłej twarzy, wydawała się lekka, jak piórko.
-Skąd wiedziałeś? - zapytał na wstępie agresor, a jego słowa zdawały się odbijać od metalowych belek, podtrzymujących niedokończony szkielet budynku. Patrząc na mężczyznę, miało się wrażenie stania oko w oko z władcą. Blondyn był tak bardzo pewny siebie oraz miejsca walki, że natychmiast pozbawiał chęci ataku. Szatyn nie uległ jednak tej nieprzeniknionej aurze. Może to jego determinacja była tak silna, a może nie umiał ocenić zagrożenia przez brak doświadczenia... ale na pewno nie miał zamiaru się cofnąć.
-Ciała - odparł krótko chłopak, a na twarzy blondyna pojawiło się zdziwienie. -Odnaleziono ciała tych, których zabiłeś. Spaczony atakuje w głodzie. Pożera ciała i dusze. Ty tego nie zrobiłeś. Poza tym, postąpiłeś po ludzku. Z wyjątkiem jednego, zmiażdżonego kulą dźwigu, każdy zabity miał przetrącony kark. Nie jesteś Połykaczem Grzechów. Nie pragniesz mocy, nie ruszasz się z miejsca. Czemu? Dlaczego atakujesz niewinnych ludzi? - informacje, które przekazał mu Kawasaki były klarowne, to fakt, jednak inteligencja nastolatka pozwalała na wysnucie wniosków. Podniesiona w górę brew, zawieszona nad błękitnym okiem mówiła sama za siebie.
-Nie mam powodu, by się przed tobą tłumaczyć - spokojnemu tonowi głosu robotnika towarzyszył stukot drabiny, ustawionej na sztorc w jednej chwili. Szatyn po raz kolejny przyjrzał się postawie oponenta. Atmosfera stawała cię coraz bardziej gęsta, a on wciąż nie mógł odnaleźć żadnej widocznej słabości wroga.
-Ale ewidentnie ci się śpieszy... - zielonooki grał na zwłokę. -Nie masz na sobie powłoki duchowej, choć mógłbyś walczyć ze mną, nie zdejmując jej. Nie cofniesz się przed zabiciem mnie, prawda? - stwierdził fakt natychmiastowo. Gadał, co mu ślina przyniosła na język, jednak bicie jego serca przyśpieszyło. Mężczyzna był nieporuszony wszelkimi próbami zachwiania jego koncentracji.
-Jeśli zgodzisz się zostawić to miejsce w spokoju i sobie pójść, nie będziemy musieli walczyć. Ale biorąc pod uwagę, że jesteś jednym z Nich... nie mam na co liczyć, zgadza się? Widzę też, że żywisz do mnie jakąś konkretną urazę, mylę się? Poza tym, cały czas obserwujesz zmiany w moim zachowaniu, no nie? Boisz się mnie, prawda? Mentalnie jesteś już na przegranej pozycji... - gimnazjalista skrzywił się lekko. Nie spodziewał się, że człowiek, który tak wygląda, może być jednocześnie tak bystry. Strategia nastolatka została wykorzystana przeciw niemu... przynosząc jednak skutek.
-Racja... chyba jednak nie mamy o czym rozmawiać - podsumował Kurokawa.
     Stabilna, płynąca, niczym ognista łuna poświata otoczyła sylwetkę szatyna. Jej jasna, niemal przezroczysta barwa odznaczała się na tle spokojnego powietrza. Jeden krótki wdech ze strony zielonookiego był jego przygotowaniem do natarcia. Blondyn czekał spokojnie.
-Absolutnie nic o nim nie wiem. Nie mam pojęcia, jaka jest jego siła. Jeśli nie będę ostrożny, załatwi mnie. Z drugiej strony, jeśli przesadzę z ostrożnością, nie poznam jego umiejętności... Walka z drugim Madnessem jest o wiele bardziej stresująca, niż ze Spaczonym - lekko opuścił głowę, rozmawiając w duchu z samym sobą. Odsunąwszy jedną nogę do tyłu, wzniósł pięści na wysokość ugiętej klatki piersiowej... po czym ruszył przed siebie z maksymalną, osiągalną bez używania mocy duchowej, prędkością. Jeszcze w biegu skupił część wytworzonej poświaty wokół prawej pięści. Wyrzucił staw do tyłu, zamachując się z całej siły. Rosły, młody mężczyzna czekał jeszcze przez kilka chwil, po czym pewnie chwycił drabinę, poruszając nią precyzyjnie i lekko, jakby dzierżył pędzel. Pchnąwszy przedmiot do przodu, pochwycił zbliżającą się rękę Naito pomiędzy szczeble. Natychmiast osadził drewniane nogi na podłożu, po czym przekręcił drabinę w lewo wokół jej własnej osi. Na twarzy szatyna pojawił się cień zdziwienia, gdy utworzona dźwignia zmusiła jego pięść do ominięcia policzka wroga o kilka centymetrów.
-Ten gość... jest naprawdę dobry! - stwierdził mentalnie chłopak. Nie miał czasu na bezmyślne przyglądanie się tokowi wydarzeń. Prawie natychmiast prawa pięść niebieskookiego wystrzeliła w jego odsłoniętą twarz - już zasilona przez moc duchową. Gimnazjalista odruchowo wykorzystał lewą, wolną rękę. Z trudem wpoił w skórę tak dużo energii, na ile pozwolił mu czas, po czym chwycił wrogą pięść otwartą dłonią. Kurokawa syknął z bólu. Cios był silny. Na tyle silny, że przechylił nastolatka na bok i byłby rzucił go na glebę, gdyby zaatakowany nie uskoczył. Początkujący Madness z trudem zdołał wyswobodzić prawą rękę na czas. Dojrzał czerwoną smugę na nadgarstku, wywołaną zarówno naciskiem drewna, jak i otarciem.
-Miałem szczęście... Gdyby uderzył mocniej, mógłbym połamać sobie kość tym unikiem... - przeszło szatynowi przez myśl, gdy wylądował dwa metry dalej. Dyszał ciężko, zmuszony do dużego wysiłku. Zaciskał mocno zęby, zdenerwowany swoją nieumiejętnością.
-Nieźle... Odbił się od ziemi podczas upadania. Mimo wszystko, brakuje mu doświadczenia. Na palcach jednej ręki policzyłbym, ile razy wdał się w prawdziwą walkę - mężczyzna z kaskiem niemo ocenił poczynania jego nastoletniego przeciwnika.
-Nie mogę znów zaatakować w taki sposób. To nie przynosi rezultatów. Muszę poczekać. Znajdę sobie moment, w którym nie będzie gotowy do podparcia drabiny i wtedy uderzę... - gimnazjalista przełknął ślinę. Zdawał sobie sprawę, że powoli tracił opanowanie. Mimo wszystko próbował jednak zniwelować je poprzez skupienie. Bacznie przyglądał się stojącemu nieruchomo blondynowi.
     -Nie przyjdziesz do mnie? Dobrze, sam cię przyciągnę... - blondyn uniósł drabinę lewą ręką, by prawą chwycić za jej ostatni szczebel. Drewniany przedmiot wędrował lekko, jak piórko w ślad za ruchami jego użytkownika. W jednej chwili mężczyzna pchnął swoją broń do przodu, niczym włócznię, prosto w stronę Kurokawy. Celował w nogi nastolatka, nie pozwalając drabinie nawet na minimalne zachwianie się. Zielonooki zgiął brwi w koncentracji, jednocześnie odskakując na bok.
-Tak. Dopadnę go, gdy tylko dotknę ziemi... - pomyślał triumfalnie jeszcze w powietrzu... o wiele za wcześnie. Niespodziewanie przeciwnik machnął ręką na prawo, przesuwając wysunięty przedmiot... tuż pod opadającego gimnazjalistę. Wymierzył idealnie. Lewa stopa chłopaka wylądowała idealnie pomiędzy szczeblami, a on sam nie zdążył nawet zareagować. W mgnieniu oka blondyn z całej siły przyciągnął do siebie drabinę, powalając nastolatka na ziemię. Wytrącony z równowagi szatyn został pociągnięty po podłożu tuż pod nogi wysokiego oponenta. Mężczyzna bez zastanowienia wymierzył z góry potężny cios, na który Naito odpowiedział, krzyżując przedramiona nad twarzą. Skupił tyle mocy, ile był w stanie, by przyjąć w całości siłę uderzenia. Młodą twarz wykrzywił grymas bólu, gdy impet wgniótł go w udeptaną ziemię.
-Jest cholernie silny... na dodatek nie mam czasu zebrać dość dużo energii do obrony. Szlag! - ocenił szybko nastolatek, kumulując moc duchową w prawej stopie. Obleczona jasną poświatą kończyna wystrzeliła ku górze, uderzając przeciwnika w tą samą rękę, którą zadał cios. Dopiero w tym momencie udało się oddzielić go od gimnazjalisty. Blondyn zachwiał się na moment, wypuszczając z ręki drabinę, a zielonooki szybko wyciągnął kostkę spomiędzy szczebli. Podparłszy się rękoma o glebę, najpierw kucnął, a potem odskoczył kilkakroć do tyłu.
     Kurokawa jednym ruchem rozpiął bluzę, by zaraz ściągnąć ją z siebie i rzucić na górę desek. Dopiero teraz zauważył czerwone ślady na przedramionach, z których najprawdopodobniej miały powstać sporych rozmiarów siniaki. Szatyn dyszał ciężko, podczas gdy operator drabiny nie ruszył się nawet o krok. Lekceważył go, sprawdzał, oceniał... a nawet bez tego nie widział w młodzieńcu zagrożenia. Tętno nastolatka, już i tak podwyższone przez adrenalinę i wysiłek, przyśpieszyło jeszcze bardziej z powodu presji.
-Cholera! Trzęsę się? Chyba się przeliczyłem... To całkowicie inny poziom, niż instynktownie działający Spaczeni. Jestem od niego niższy, pewnie również szybszy, ale on wygrywa siłą i wytrzymałością. Poza tym ma doświadczenie. Używa sztuczek, których nawet nie potrafię sobie wyobrazić... Muszę coś zrobić. Muszę oddzielić go od drabiny... - rozmyślał gorączkowo szatyn, a blondyn uśmiechnął się półgębkiem, widząc jego starania.
     Stopy Naito zostały delikatnie otoczone jasną poświatą, podobnie jak jego prawa pięść. Gimnazjalista skulił się na moment, po czym wystrzelił, jak strzała w stronę oponenta. Zwiększywszy swoją prędkość za pomocą mocy duchowej, obmyślał dalszy plan.
-Zmylę go. Jeśli będzie myślał, że chcę pokonać go prędkością, skupi się na zablokowaniu ciosu, jak ostatnim razem. Wtedy wytrącę mu drabinę i zaatakuję... - postanowił zielonooki, zamachując się w skupieniu. Niebieskooki zdołał zareagować bardzo sprawnie, choć miał na to rzeczywiście dużo czasu. Pochwycił pędzącą pięść między szczeble drabiny, a chłopak zatriumfował w duchu... zbyt wcześnie. Postawiony w pionie przedmiot został szybko oparty na ręce nastolatka i uniesiony poziomo na wysokość jego ramienia, jednocześnie unieruchamiając kończynę. Mężczyzna pochwycił swoją broń od dołu, kucając... po czym wykonał szybki obrót drabiną o 180 stopni, uderzając drewnianym stelażem w prawą skroń Kurokawy. Chłopaka zamroczyło na moment, a nadal pochylony oponent obrócił przedmiotem w przeciwnym kierunku, atakując lewą skroń.
-Nie może być... Przejrzał mnie? - jedna myśl błąkała się w głowie szatyna, gdy kolejne uderzenia kręcącej się to w jedną, to w drugą stronę drabiny, opadały na jego czaszkę. Gimnazjaliście zakręciło się w głowie. Nie był w stanie ruszyć prawą ręką z powodu dźwigni. Z każdym kolejnym ciosem widział coraz więcej ciemnych plam przed oczami. Tymczasem blondyn sprawnie operował długim przedmiotem, nie wysilając się przy tym ani trochę.
-Cholera, nie! - Naito zacisnął pięści, wbijając sobie paznokcie w skórę dla oprzytomnienia. Od tak, instynktownie przystawił lewą dłoń do boku głowy, środkiem do zewnątrz. Gdy tylko poczuł, jak drewniana tyczka dotyka jego palców, zacisnął je tak mocno, jak tylko potrafił, blokując przedmiot przed dalszym ruchem. Skupił ostatnią dawkę skumulowanej na początku walki energii, by przelać ją do podeszew stóp.
-Teraz albo nigdy! - odbił się od ziemi z nadludzką siłą, chcąc wyrwać drabinę z rąk przeciwnika, lecz ten... zwyczajnie puścił ją sekundę wcześniej. Porażony impetem własnej akcji Kurokawa stracił równowagę, chyląc się ku upadkowi. W tym właśnie momencie blondyn zrobił coś całkiem niespodziewanego. Prawie natychmiast odbił się w kierunku nastolatka, całym ciężarem ciała lądując na jego stopie. W jednej chwili wyprostował opadającego Madnessa, jak nadepnięte grabie. Tymczasem pięść mężczyzny objęła ostra, przezroczysta poświata, nieco inna, niż za pierwszym razem - znacznie potężniejsza. Lewy sierpowy wbił się w policzek Naito, wykrzywiając jego twarz. Jednocześnie prawa dłoń niebieskookiego chwyciła drabinę, a on sam zszedł ze stopy oponenta. Wszystkie trzy czynniki zainicjowane w jednym momencie rzuciły gimnazjalistą z dużą siłą na bok.
     Raz jeszcze odbił się od ziemi, niczym puszczony na wodę kamień, po czym wpadł prosto w stertę niewykorzystanych desek na skraju placu. Tumany kurzu wzbiły się w powietrze, zasłaniając spory obszar. Zielonooki poczuł tylko wyciszający krzyk ból w swoich plecach. Czas jakby zwolnił, pozwalając chłopakowi dokładnie wsłuchać się w dźwięk łamanych paneli. Gdzieś w zakamarkach jego umysłu narodziło się pragnienie ucieczki. Pragnienie ukrycia się, opadnięcia w mrok.
-Aghh! - głuchy jęk wydobył się w końcu z ust Kurokawy. Wraz z nim wypluł coś, co zatrzymało się na jego T-shircie. Tańcujący w powietrzu pył nie pozwolił na przyjrzenie się temu czemuś. Pulsujący ból wzmagały jakiekolwiek próby podniesienia się... ale strach wygrał. To strach przeważył, ignorując ból. Instynkt postawił szatyna na ugiętych w kolanach nogach. Instynkt pobudził odruch. Odruchem był sus. Przed siebie, w pełnym pędzie, z całymi zasobami energii przekazanymi do nóg dla zwiększenia prędkości. Nim chmura kurz przerzedziła się, zielonooki był już za osłoną z ustawionych poziomo, stalowych belek. Dopiero wtedy usiadł na betonie, prostując nogi w kolanach i dysząc ciężko. Przetarłszy powieki, spojrzał na koszulkę. Duża plama krwi zabarwiła ubiór na czerwono. Nastolatek zaczął wariować. Serce przyśpieszyło, jak odbita kijem piłka, Madnessem owładnęły drgawki. Źrenice skurczyły się lekko. Pierwszy raz widział z tak bliska tak wiele krwi. Na żywo. Na sobie...
-Bez szans... Nie wygram. Nie wygram z nim! Co ja sobie myślałem? Mogłem posłuchać senseia, na pewno by się tym zajął. Jak mogłem być takim debilem? Po cholerę zgrywałem bohatera? Zabije mnie tutaj, zabije jak psa. Ten ostatni cios był poważny. Cały czas się ze mną bawił, a ja nawet go nie drasnąłem. Za sprytny... Nie mogę go przechytrzyć, jest zbyt doświadczony. Zdjął mnie jednym atakiem, gdy tylko wykorzystałem całą przygotowaną moc. Kurwa! Nie mogę myśleć, za bardzo boli... - zgiął się gwałtownie, obejmując ramionami własny korpus, jakby próbował się ogrzać.
-Nie - usłyszał czyjś głos, choć nie mógł ustalić, skąd dochodził. -Wstań, przestań tak siedzieć. Walka się nie skończyła - w tym momencie chłopak spojrzał w górę, dostrzegając dokładnie nad sobą siedzącą na belce osobę. Nim zdążył się jej przyjrzeć, zeskoczyła tak blisko niego, że prawie go zdeptała, po czym natychmiastowo... objęła go, kładąc jego podbródek na jej ramieniu. Ciepłe, kojące uczucie rozeszło się po ciele zaskoczonego nastolatka. Znał je. Pamiętał ten stan oraz ten głos...
-Przyszedłeś tutaj, bo chciałeś kogoś ochronić, a teraz całkiem o tym zapomniałeś. Myślisz cały czas o swoim wrogu, zamiast o celu. Chcesz oszczędzić cierpień swoim bliskim, a żeby to zrobić, musisz pokonać przeciwnika. Nie oceniaj swoich szans, nie szukaj luk. Po prostu WYGRAJ... - ten zawiły tok rozumowania, narratorska wszechwiedza o jego motywach i sądach. Mięśnie, które rozluźniały się pod wpływem głosu nieznajomej osoby i ból, który znikał w jednej chwili.
-Wygrać? Mam z nim wygrać... - zielonooki bezwiednie powtórzył to, co właśnie usłyszał, jak robot.
-WYGRASZ. Zrobisz to, bo nie masz innego wyjścia. Jeśli nie umiesz czegoś ochronić, tracisz to... Chcesz ją stracić? - kolejne zdanie wbiło się w mózg czarnowłosego, niczym nóż w masło.
-Nanami... Nanami leży w szpitalu, bo nie zająłem się sprawą od razu. Żyje tylko dlatego, że miała szczęście, a ja uciekam z podkulonym ogonem po jednym uderzeniu? - przed oczyma stanął mu na chwilę obraz nieprzytomnej siostry, leżącej na ziemi pod stopami mężczyzny w kasku roboczym.
-Nie chcę... - machinalna odpowiedź nastąpiła dopiero po chwili.
-Więc walcz... walcz i chroń - Kurokawa otrząsnął się, gdy zabrzmiało ostatnie dziewczęce słowo. Nie widział jej twarzy, wciąż przez nią obejmowany. Dostrzegł tylko burzę zakręconych włosów o barwie kwitnącej wiśni. Przez chwilę... Potem zniknęła, rozpłynęła się, wyparowała. Od tak.
-Zaczekaj... nie powiedziałaś mi nawet, kim jesteś... - mruknął pod nosem chłopak, a wokół jego ciała w jednej chwili pojawiła się duża, płomienista poświata. Tym razem była o wiele bardziej widoczna, mniej przezroczysta... i silna. Pełna wigoru, siły i woli - woli, by chronić.
***
     Środkiem ulicy stąpał przenikający jadące z naprzeciwka samochody młodzieniec. Drewniane sandały, wiązane rzemykiem uderzały o asfalt z pustym stukotem. Jeden element w wyglądzie nieznanego przybysza rzucał się w oczy tak bardzo, że wszystkie inne bledły całkowicie. Był to jego czerwony, materiałowy pas, za który wetknięta była drewniana kabura miecza... katany. A na rękojeści katany spoczywała złowróżbnie ręka, gotowa dobyć broni w każdej chwili.
-Spore źródło energii na godzinie 11... Hm... Więc to tam się ukrywasz, renegacie - stonowane słowa młodzieńca były zimne... Prawie tak zimne, jak ostrze powoli wyciąganego miecza, w którym odbiło się złote, przepełnione hartem ducha oko.

Koniec Rozdziału 23
Następnym razem: Walka i strata

4 komentarze:

  1. Hehe.... Naito dorasta :) widać, że jeszcze stary nawyk ucieczki go co jakiś czas atakuje, ale głównie zmienił się. Walczy całym sobą....

    Lubię go ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszy mnie to ^^ Nie ukrywam, że wiadomy "element" treningu miał wpływ na zmiany w charakterze chłopaka, ale jednocześnie "dawny on" nadal w nim żyje ^^

      Usuń
  2. Nie podoba mi się styl walki drabiną. Nie pasuje mi to do tego świata. Czytająć wiele rozdziałów z rzędu męczyłem się już lekko z paru powodów. Rozległe opisy, ciągłe przemyślenia bohatera, napięta sytuacja. Chciałbym zobaczyć w przyszłości jakieś rozdziały, skupiające się np. na na relacjach z rówieśnikami np. z Rinjim. Możliwe, że to przez przyzwyczajenie do częstego rozładowania napięcia występujących w różnorakich shounenach. Bardzo spodobała mi się szybka decyzja w poprzednim rozdziale bohatera, o zemście i ogólnie szybka akcja, którą można było przez chwile zobaczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Interesujący punkt widzenia, muszę przyznać ^^ Powiem szczerze, że ani przez chwilę nie żałowałem powiewu świeżości, jaki bądź co bądź wiązał się z niespotykanym stylem walki przy użyciu drabiny. Właśnie dlatego, że absolutnie wszystko pasuje do tego świata, o czym być może jeszcze będziesz miał okazję się przekonać.

      Niezbyt często wrzucam tak niesłychanie luźne rozdziały na rozładowanie napięcia, a ich częstotliwość zmniejsza się jeszcze bardziej. Niekiedy staram się to równoważyć, ale nie próbuję na siłę dawać czytelnikowi odpocząć.

      Zaskakuje mnie natomiast to, że przeszkadzają ci rozmyślenia postaci :P One właśnie są dla mnie bardzo ważne w całej serii. Każda (prawie) walka polega tu na myśleniu, zastanawianiu się, planowaniu ruchów, a niekiedy na prostych lub skomplikowanych rozterkach emocjonalnych. Myślę, że z czasem po prostu robię to nieco lepiej, przez co nie powinieneś się zbytnio męczyć w przyszłości ^^

      Usuń