czwartek, 17 stycznia 2013

Rozdział 4: Pokaż mi swoje Szaleństwo

ROZDZIAŁ 4

     Nie wiedział, ile minęło czasu, wolno przychodziło mu także kojarzenie faktów, ale zauważył, że deszcz nadal padał. Przymknął oczy, nie wiedząc czemu, jakby bał się spojrzenia w niebo. Minęło kilka sekund nim po raz kolejny, ostrożnie uchylił powieki, wznosząc się do pozycji siedzącej z takim impetem, jakby właśnie wybudził się ze straszliwego koszmaru. Oddychał szybko, ze zdenerwowaniem, ale nic mu nie dolegało. 
-Ach... Co ja tu robię? - zapytał sam siebie, ściskając palcami skronie, co w jego mniemaniu miało wspomóc procesy myślowe. Poszukiwane wspomnienie uderzyło w niego, jak grom z jasnego nieba, oblewając chłopaka potem. Naito natychmiast poczuł, jak skręca go w żołądku ze zdenerwowania. Przełknąwszy głośno ślinę, powoli zniżył wzrok, poszukując noża, wbitego w jego brzuch. 
-N-nie ma. Nie ma go! - zdziwił się niebywale. Na jego ciele nie widniała nawet najmniejsza kropla krwi, a ubranie pozostało w stanie nienaruszonym, choć doskonale pamiętał chłód ostrza. Widocznie jego mózg poszedł za ciosem, nie przerywając intensywnej pracy, bo po chwili nastolatek zauważył jeszcze coś. Chociaż deszcz zacinał, jak nigdy wcześniej, zielonooki był suchy, jak wiór. 
-Co się dzieje? Czy to był tylko sen? Ale dlaczego miałbym spać w takim miejscu? Moment, może ja nadal śnię? - prowadził duchowe dyskusje szatyn, coraz bardziej przejmując się zaistniałą sytuacją. Bądź co bądź, ranny, czy nie, Kurokawa nadal nie był zbytnio wytrzymały psychicznie. 
     Gimnazjalista zadecydował jakby nigdy nic wrócić do domu. Zignorować zajście, jak to robił zawsze. Zupełnie nie brał pod uwagę faktu, że nigdy nie wychodziło mu to na dobre. Wolał przez chwilę czuć się bezpieczny, by potem cierpieć. Klęknąwszy na jedno kolano, podparł się rękoma o beton, by móc wstać, gdy nagle rzucił się do tyłu, jak oparzony, uderzając plecami o bruk. Jeśli już wcześniej wydawał się blady, teraz mógłby konkurować z pejzażem Grenlandii. Rozwarł powieki do granic możliwości, otworzył szeroko usta, zamierając. Trzy metry przed nim leżał... on sam. Identyczny, jak druga połowa tego samego okręgu. Spoczywał na plecach w kałuży krwi, której szlak ciągnął się od niego aż do przeciwległej ściany. W brzuchu obitego, poharatanego chłopaka spoczywał japoński nóż wojskowy... wbity po samą rękojeść.
     -Kusso! Kusso, kusso! - klął w duchu szatyn, uciekając. Spanikował. Pierwszy raz w życiu widział czyjegoś trupa, a już na pewno swojego własnego. Serce waliło mu, jak dzwon, zęby szczękały. Drżał w przerażeniu, ale biegł dalej z pełną prędkością. Nie przejmował się niczym, co go otaczało. Ignorował stojących mu na drodze ludzi, ignorował jezdnie i otoczenie. Podążał tylko znaną mu drogą do jego własnego domu, nie skupiając się w ogóle na tym, gdzie jest. W bezsilności zaczął płakać. Znowu. Nie wytrzymał nerwowo.
-Co się dzieje? Co się dzieje? Co się, kurwa, dzieje?! Jak to jest możliwe? Przecież to byłem ja. To ewidentnie byłem ja. Ale jak to możliwe, że patrzę na swoje własne ciało z odległości kilku metrów? To sen, prawda? To musi być sen! To musi być sen, do ciężkiej cholery! - chłopak praktycznie oszalał. Jego twarz przypominał teraz twarz najprawdziwszego, filmowego szaleńca. Przyśpieszył jeszcze bardziej, do granic swoich możliwości. Pędził na złamanie karku, parę razy potykając się nawet o własne nogi. Ostatecznie rzucił się w lewą stronę, krótkim chodnikiem, lądując na klatce schodowej domu. Swojego domu. Gdy kierował drżącą dłoń do kieszeni, by wydobyć klucze, szczękał zębami. Wyciągnąwszy je, długi czas próbował trafić do dziurki bez żadnych efektów, aż w końcu musiał pomóc sobie drugą ręką. Spróbował przekręcić kluczyk, ale ten ani drgnął. Wrota jego mieszkania już zostały otwarte. Nastolatek z lękiem wszedł do środka, całkiem zapominając o wyjęciu zawartości zamka. Po cichu, nie zamykając drzwi, ruszył wgłąb korytarzyka, dysząc ciężko w zmęczeniu. Przełknął ślinę, gdy usłyszał kroki w okolicach schodów. Niespodziewanie zauważył swoją starszą siostrę, Nanami.
     Nanami miała lśniące, kasztanowe włosy, sięgające jej za łopatki. Najczęściej spinała część z nich, tworząc mały kok z boku głowy. Jej oczy, błękitne i figlarne, były przedmiotem westchnień wielu osobników płci przeciwnej na jej uczelni. Miała niewielki, prosty nos i pełne, kształtne usta. W jej uszach widniały kolczyki-spinki w kształcie srebrnych motyli. Była całkiem wysoka, jak na dorastającą kobietę, a przy tym szczupła z widocznie zarysowanymi krągłościami, których niejedna mogła jej pozazdrościć. 
-Nanami? Co ty tutaj... - zaczął nieudolnie Naito, lecz siostra natychmiast weszła mu w słowo.
-Hm? Kto otworzył te drzwi? - w ogóle nie zareagowała na słowa swojego brata, unosząc lekko jedną brew ku górze. Zielonooki był skonfundowany. Nie po raz pierwszy zresztą w jej obecności.
-Nanami, proszę cię, nie wygłupiaj się. Hej! Słyszysz mnie? - poirytowany nastolatek postąpił krok do przodu, gdy nagle dziewczyna ruszyła w kierunku drzwi, nawet go nie zauważając. To, co stało się sekundę później, było tak niezrozumiałe, że Naito jeszcze przez długi czas nie umiał sobie tego racjonalnie wyjaśnić.
     Wyciągnął ręce przed siebie, chcąc utrzymać siostrę w miejscu. Był już naprawdę zaniepokojony i przerażony. Niespodziewanie dziewczyna... przeszła przez niego. Dłonie gimnazjalisty, jakby nigdy nic wniknęły do wnętrza jej ciała, wychodząc z drugiej strony, co zaraz uczynił też tułów, nogi, czy głowa. Teraz był już pewien. Nanami wcale go nie ignorowała. Ona po prostu go nie widziała, nie słyszała ani też nie czuła. Przeszła przez niego, jak przez powietrze, docierając do drzwi. 
-Och, klucze! Kto je tutaj zostawił? Naitooo, jesteś w domu? - usłyszał zaraz wołanie. Łzy ponownie napłynęły mu do oczu. Nie mógł się opanować. Z frustracją, smutkiem i bezsilnością ruszył w stronę wyjścia, ponownie przenikając siostrę i wyskakując na chodnik. Wkrótce potem wrota zamknęły się za nim z jakby aluzją.
     -Nie. Nie, nie, nie! Kurwa... Ona mnie nie widzi. Ci ludzie po drodze do domu... Jestem pewny, że wpadłem na co najmniej kilka osób, ale w ogóle nie poczułem zderzenia. Co się dzieje...? Nie rozumiem. I jeszcze tamto ciało. Czy... Czy ja jestem... Jestem martwy? - upadł na kolana, chowając twarz w dłoniach. Słoną ciecz wcierał w opadające na czoło włosy. Zaciskał z całej siły zęby, by nie zacząć szlochać. Jeszcze nigdy wcześniej nie czuł się aż tak bezsilny. Aż tak słaby. On, który jeszcze niedawno pogodził się ze śmiercią i odejściem na tamten świat, teraz tak bardzo pragnął żyć. 
BO JESTEŚMY EGOISTAMI. BO CHCEMY, BY WSZYSTKO SZŁO WEDŁUG NASZEGO PLANU. WYOBRAŻAMY SOBIE NIEBO, JAKO PIĘKNY, RAJSKI OGRÓD O ZŁOTYCH BRAMACH I ŚMIERĆ, JAKO PODRÓŻ DO TEGO MIEJSCA. BRAKUJE NAM TEJ POKORY, KTÓRA KAŻE NAM ZACHOWAĆ DYSTANS DO OTACZAJĄCEGO NAS ŚWIATA. BO MOŻE NIE DANE JEST NAM UJRZEĆ NIEBA? MOŻE NASZYM PRZEZNACZENIEM JEST WIECZNE POTĘPIENIE NA ZIEMI? PRZYNAJMNIEJ WTEDY BĘDZIEMY MOGLI WSZYSTKO ROBIĆ TAK, JAK NAM SIĘ TO PODOBA, PRAWDA?
      Naito nie dostrzegł nawet, jak zasięg jego wzroku zaczął się kurczyć. Jak linia horyzontalna pokryła się pustką, bezgraniczną czernią. Jak ta czerń zaczęła zbliżać się zewsząd do niego, jako epicentrum. Jak zaczęła pochłaniać i zabierać wszystko, na swojej drodze. Nie zauważył nawet, jak ostatecznie został sam na polu nicości, bez pionu, poziomu, czy kierunków świata. I wtem nicość pękła z trzaskiem, jak łamany kawał drewna, rozwierając się szeroko, niby paszcza potwora. A z paszczy tej wyłoniła się postać, dudniąc krokami, dzwoniąc łańcuchem. Kurokawa, chcąc nie chcąc, musiał zaprzestać panikowania na rzecz nowego, domniemanego zagrożenia. Niemalże podskoczył z poprzedniej pozycji, stając na lekko ugiętych nogach, pochylony i przerażony, niczym zagonione w pułapkę zwierzę. Tuż przed nim stał... ktoś. Nieznany mu osobnik, którego twarz spowijała ciemność zarzuconego na głowę kaptura. Jegomość opatulony był czymś w rodzaju szaty. Szata ta była w dużej mierze szara, z długimi, szerokimi rękawami. Sięgała prawie do "podłogi", jeśli gdziekolwiek można było takową ujrzeć. Miała ona wcięcie od stóp do pasa, by ułatwić poruszanie, jak się zdawało. Materiał ozdobiony był srebrnymi naszyciami, ułożonymi w interesujące wzory, skomponowane z symboli, run, czy też hieroglifów, jak sądził zielonooki. Nogi nieznajomego, aż po same stopy owinięte były delikatnie wyblakłym bandażem. Największe zainteresowanie wzbudzał jednak łańcuch, trzymany w lewej dłoni "ktosia". 
     Jego koniec przytwierdzony był do szerokiej, obitej ćwiekami, skórzanej obroży, zawieszonej na szyi największego psa, jakiego Kurokawa widział w swoim krótkim życiu. Minęło kilka sekund, nim chłopak dojrzał w nim coś innego, niż zwierzątko domowe, jak te sąsiadów. Owy "pies" wyglądem przypominał bardziej potężnie zbudowanego, mocarnego wilka z krótką, czarną sierścią. Poza tym po lewej i prawej stronie jego głowy widniały... dwie dodatkowe głowy, świdrujące chłopaka czerwonymi ślepiami. Jeden z łbów cicho warczał. Inny ślinił się złowrogo. Jeszcze inny pomału zaczynał poszczekiwać. Tylko jedno skojarzenie przyszło szatynowi do głowy. Oto stał przed nim bóg śmierci z Cerberem u swojego boku.
     Prawa dłoń tajemniczego osobnika wysunęła się w kierunku twarzy gimnazjalisty. Naito nie mógł wykrztusić słowa. Jego oddech był nierówny i chaotyczny. Ze wszystkich sił próbował odwrócić się i rzucić do ucieczki, prosto w mrok, lecz nie potrafił. Nie dał rady ruszyć się z miejsca. A obandażowana ręka "boga śmierci" opadła na jego głowę, chwytając ją mocno, lecz nie powodując bólu. Niespodziewanie jednak wywołała niewyjaśniony spokój i pogodzenie się z losem.
-Co to? Moje serce zaczyna zwalniać. Oddech się uspokoił. Nawet przestaje być mi gorąco. Czy to... przez niego? Ma mnie w garści. Nie widać drogi ucieczki. Chyba tym razem... muszę stawić czoła swoim problemom. Poza tym. Uciekać w takim miejscu? To pusta przestrzeń... - takie oto myśli przesuwały się w głowie zielonookiego.
-Pokaż mi je... Pokaż mi swoje Szaleństwo - rozległ się nagle głos z głębi kaptura. Głos nieporównywalny z żadnym innym. Jakby w jednej chwili przemawiały setki, tysiące osób. Chórem, z synchronizacją i opanowaniem. W tym momencie przed oczyma nastolatka zaczęły przesuwać się różnorakie obrazy, zmieniające się coraz szybciej i szybciej. Widok matki tuż po narodzinach, pierwsza wizyta w przedszkolu, pierwszy rower, bójka, trafienie do gimnazjum, twarz Taigo, gwałcona kobieta, cios w twarz, wbijany w brzuch nóż... i deszcz. Obrazy zatrzymały się na widoku nieba, z którego sypały się miliardy malutkich kropli.
     Paranormalny kalejdoskop ustał i dopiero wtedy Kurokawa uświadomił sobie, że przez cały ten czas darł się wniebogłosy, bez ładu i składu. Nie znał powodu. Nic go nie bolało, nie przeszkadzało mu, nie denerwowało. Krzyczał podświadomie, wbrew swojej woli. Ostatecznie ze wstydem zamilkł, by znów zwrócić wzrok w głębię kaptura z nieco mniejszym już lękiem.
-Tak... Ty jesteś Szaleńcem. Jesteś Madnessem... - gimnazjalista nie zrozumiał słów nieznajomego ani też nie miał tak wiele odwagi, by go o nie zapytać. Uścisk na jego głowie zelżał, a zakapturzony jegomość odsunął swą rękę. Nagle odległość między nimi zwiększyła się o około dwadzieścia metrów. Nastolatek poczuł, jakby podłoże, na którym stali, poszerzyło się samo z siebie, zwiększając granice ciemności. 
     Pusta przestrzeń po raz kolejny zadziwiła więzionego w niej ucznia. Niespodziewanie, znikąd zaczęły wyłaniać się... drzewa. Większe i mniejsze, grubsze i chudsze, jałowe drzewa, bez liści, czy owoców. Drzewa te wynurzały się z rozmiękłego, stęchłego bagniska, pełnego mułu i brudnej wody, na której tafli widniały bąble. Kolejna metamorfoza nastąpiła w górze. Czerń rozstąpiła się natychmiast na boki, ukazując pomarańczowe, wieczorne niebo z czarnymi chmurami i zachodzącym słońcem. Co dziwniejsze, wszystkie te zmiany nastąpiły jedynie po stronie Kurokawy, pozostawiając zakapturzonego w nicości.
-Jesteś gotowy? - zapytał nagle gimnazjalistę, przewracając łańcuch między palcami.
-N-na co? Co mam zrobić? - zapytał odruchowo czarnowłosy, cofając się o krok i czując, że za chwilę pożałuje swojej ciekawości. To wszystko było tak surrealistyczne, jak w tanich horrorach.
-Przeżyć... - zadudnił chłodno "głos tysięcy głosów", a Naito instynktownie domyślił się, co się święci. Nie minęła chwila, a łańcuch opadł na ziemię ze szczękiem, uwalniając trójgłowe straszydło, które z głośnym wyciem rzuciło się do przodu z mordem w oczach.

Koniec Rozdziału 4
Następnym razem: Walcz o swą duszę - anioł stróż

6 komentarzy:

  1. Przepraszam, ale to jest tak zajebiste, że nie wymaga komentarza.

    OdpowiedzUsuń
  2. No to nasz protagonista ma teraz nieźle przesrane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może ma, a może nie ;) Wkrótce się przekonasz ^^

      Usuń
  3. Z oklepanego szkolnego motywu, przez świetną okrutną śmierć i oklepane "dusza poza ciałem" (ala bleach), trochę fajnego mrocznego klimatu i aż do "survivalu" XD
    Chętnie przeczytam dalej, ale bohater i niektóre motywy serio nieoryginalne...
    No ale, dopiero 4 rozdział, wszystko musi się rozwinąć, a czyta się przyjemnie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, cieszy mnie, że się mimo wszystko podoba ;) Na pewno znajdziesz wiele podobieństw do różnych serii, choć nie sądzę, by którekolwiek były zamierzone. Tak po prostu mam, że jeśli coś widziałem/czytałem, to jest szansa, że mnie to kiedyś zainspiruje ^^

      Usuń