ROZDZIAŁ 1
Ohayo! Nazywam się Kurokawa Naito. Jestem uczniem drugiej klasy gimnazjum
numer 2 w Akashimie. Akashima to niewielkie miasto, nie liczące sobie więcej,
niż 20 tysięcy mieszkańców. Tutaj się urodziłem. To w tym miejscu poznałem życie
takim, jakie jest naprawdę. Tutaj nauczyłem się jeździć na rowerze, tutaj
zawarłem pierwsze znajomości, tutaj pierwszy raz się z kimś pobiłem. Tutaj…
odebrano mi życie.
***
-Nii-sama! Wstawaj, mama woła cię na śniadanie. No już! – dziewczęcy głos,
dobiegający z korytarza, przeszył drzwi pokoju. Ich adresat jednak w ogóle nie
zareagował, przewracając się na drugi bok i przykładając drugą poduszkę do
ucha.
-Naito!
Daj spokój, znowu spóźnisz się do szkoły! – dziewczyna nie poprzestała na
wołaniu. Uporczywie zaczęła pukać w drzwi, ponawiając prośby. W końcu,
poirytowana szarpnęła za klamkę. Raz, drugi, trzeci. Odpowiedział jej tylko
głuchy szczęk metalowych zawiasów.
-Grrr!
Jak sobie chcesz! Ja już cię więcej prosić nie będę. Mama zaraz wychodzi do pracy,
a ja lecę na zajęcia, więc zamknij drzwi i weź klucz! – warknęła
przedstawicielka płci pięknej, tupiąc nogą, jak mała dziewczynka. Ostatecznie
burknęła coś jeszcze pod nosem, co na pewno miało obrazić właściciela pokoju,
ale ten nawet nie próbował słuchać. Wyczekująco wsłuchał się we wszelkie
dźwięki, jakie dobiegały go z parteru. Czekał na coś tylko sobie wiadomego. Z
nosem utkwionym w poduszce, usłyszał w końcu dźwięk zamykanych drzwi,
poprzedzony stukotem obcasów. Kilka minut później wychwycił kolejny chrzęst
klamki. Był już pewny tego, że został sam.
-Ech…
Tyle stresu z samego rana… - westchnął nastolatek, siadając na łóżku.
Przejechał chudą dłonią po swojej twarzy. Na prawym oku widać było ciemny,
nieprzyjemnie wyglądający ślad. Chłopak rozejrzał się po pokoju, jakby czegoś
szukał.
Jego przestrzeń osobista nie była zbyt wielka. Mieszkał w pokoju o rozmiarze
4x4 metry. Łóżko, dość szerokie i zadbane, stało tuż przy ścianie, mając drzwi
wejściowe po swojej prawej stronie. Z lewej zaś, na środku widniało niewielkie,
kwadratowe okienko, pod którym spoczywało ładne, drewniane biurko. Na biurku
leżał czarny, zamknięty laptop. Naprzeciw łóżka widniały trzy spore szafy –
jedna z ubraniami, druga z książkami, trzecia z różnymi, nieużywanymi już
bibelotami. Na wyłożonej sklejką podłodze widać było miękką, puchową
wykładzinę. Pod sufitem zaczepiony był długi, metalowy „wąż”, obarczony
kilkunastoma lampkami. Obok łóżka, z lewej strony, stała szafka nocna, a na
niej lusterko z podpórką. To na nim skupił uwagę nastolatek.
Szybkim ruchem pochwycił zwierciadło, spoglądając na swoje lico. Westchnął ze
zrezygnowaniem, dostrzegając „plamę”.
-Szlag!
Ani trochę nie zniknęło… - stwierdził z goryczą, zsuwając się z łóżka. Miotnął
lustrem w pościel, ruszając przed siebie, w kierunku szafy z ubraniami.
Otworzył powoli drzwiczki, by zaraz zauważyć kolejne lustro, umieszczone po ich
wewnętrznej stronie. To obejmowało go całego… I wpędzało w kompleksy.
Naito Kurokawa był prawdziwym odstępcą od utartych schematów. Zawsze wyróżniał
się wśród reszty klasy, reszty szkoły… Chłopak był całkiem wysoki, ale
przeważnie chodził z niepewnie pochyloną głową, jak przegrany. Był szczupły…
Bardzo szczupły… Właściwie chudy. Miał długie, cienkie palce, wysoko osadzony
tułów, bardzo płaską, prawie zapadłą klatkę piersiową. W jego budowie ciała nie
było znać mięśni, w przeciwieństwie do większości rówieśników nastolatka. Nie
był przystosowany do ruchu, sportu i tego typu rzeczy. Preferował bierny tryb
życia. Gimnazjalista miał czarne, jak noc, średniej długości włosy, ładnie
ułożone, prawie przylizane, z grzywką zaczesaną na prawą stronę. Całości
dopełniały nieśmiałe, jasnozielone oczy.
Nie minęło kilka minut, a był już przebrany. Miał na sobie czarny, cienki
sweter z wysokim kołnierzem, obleczony szarymi paskami. Założył również
obtarte, obcisłe, jasne jeansy oraz markowe tenisówki. Nastolatek przeważnie
ubierał się modnie, gustownie… W pewien sposób wyprzedzał swoich
nietolerancyjnych kolegów. Szkoda, że nikt nie akceptował jego image’u…
-Już
po ósmej… Na pewno się spóźnię. W dodatku Oni na pewno na mnie czekaj. Ech… - zaczął użalać
się nad sobą, patrząc na zawieszony na ścianie, okrągły zegar. –Myśl
pozytywnie, myśl pozytywnie… Może się rozchorowali! Ale wszyscy? Cholera… - w
miarę rozwoju monologu, chłopak coraz bardziej bladł, a jego serce coraz
mocniej biło. Ostatecznie zdecydował się zejść na dół.
Wszedł powoli do małej kuchni, na środku której stał stół, gdzie zwykle z całą
rodziną spożywał posiłek. Na blacie stało plastikowe, czerwone pudełko, którego
otwarta pokrywa ukazywała cztery kulki ryżowe. Szatyn spojrzał z żalem na swoje
drugie śniadanie, myśląc o matce i siostrze. Nie minęło kilka sekund, a z irytacją
uderzył pięścią w szafkę, zaciskając zęby z trzeszczeniem.
-Pewnie się o
mnie martwisz, prawda, mamo? Chcesz mi pomóc, wiem o tym, ale… Teraz nie możesz
tego zrobić. To moje problemy i sam muszę je jakoś rozwiązać. Nie możesz mnie
wiecznie trzymać za rączkę, prawda? Dlatego nie bój się… Zakończę to jak
najszybciej jest to możliwe – Naito prowadził przez kilka chwil
wewnętrzny monolog, wpędzając się w poczucie winy, ale dodając również pewności
siebie… Niestety nie na długo.
***
Gimnazjum w Akashimie miało naprawdę duże
rozmiary, jak na tak niewielkie miasteczko. Gmach wybudowano 10 lat wcześniej.
Cały teren szkoły otacza czarne, metalowe ogrodzenie z kratami zakończonymi
ostrymi grotami. Sam budynek pomalowany został bladożółtą farbą i miał płaski,
niezbyt ładny dach. Ośrodek posiadał dwa piętra, wypełnione klasami i
pomieszczeniami użytkowymi. Na parterze znajdowała się sala gimnastyczna i
basen. Naito nienawidził zajęć w obu tych miejscach i często znajdywał wymówki,
by w nich nie uczestniczyć. Cóż, nie każdy musi być wysportowany, prawda?
-No
dobrze… Kto mi powie, jaki był powód wojny feudalnej? – zacharczał niski,
łysawy facecik w okularach, kierując swe słowa do siedzących w pojedynczych
ławkach nastolatków. Młodzież nie wyglądała na specjalnie przejętą pytaniami
historyka, a bynajmniej na zainteresowaną tematem. Niektórzy, co więksi
szczęściarze, mieli możliwość patrzenia przez okna, umiejscowione po lewej
stronie klasy. Inni skrycie bawili się komórkami, jeszcze inni rysowali, a
siedzący najdalej w najlepsze wymieniali się informacjami o turnieju baseball’owym.
Belfer najwyraźniej był już porządnie poirytowany zachowaniem podopiecznych,
gdy nagle ktoś wykrzyknął:
-Nigawara-sensei, Kurokawa idzie! – rzeczywiście,
z okien dało się zauważyć pokracznie biegnącego młodzieńca, bliskiego dostania
się do drzwi szkoły. Informacja ta wzbudziła ogólne zainteresowanie i serię nieprzychylnych
chłopcu szeptów. Niektórzy zaczęli się śmiać z kolegi z klasy, przypominając
sobie o jego wczorajszej przygodzie. „Najciekawsze” miało jednak dopiero
nadejść…
-Kusso,
kusso, kusso! – klął w korytarzu Naito, docierając do szafek szkolnych.
Dość szybko, jak na siebie, odnalazł tę, która należała do niego. Nie minęło
wiele czasu, a wprowadził nawet poprawny kod.
-Uff… Może
jednak ten dzień nie będzie taki zły? – pomyślał z ulgą, aż nagle zamarł. Szafka
była pusta. Wszystkie jego notatki, książki, zeszyty… Zniknął nawet strój na
W-F, którego i tak zbyt często nie używał. Po chwili dokonał kolejnego
przykrego odkrycia. Szafka wcale nie była zamknięta kodem. Kłódka została
otwarta jeszcze zanim wprowadził kombinację! Ktoś najwidoczniej musiał włożyć
bolec w otwór, by nikt nie zauważył „włamania”.
-O nie… O nie, o
nie, o nie! Już po mnie… - złapał się za głowę czarnowłosy, udając ku schodom.
Miał minę człowieka, idącego na ścięcie.
Drzwi do klasy otworzyły się powoli i niepewnie,
ukazując czerwonego na twarzy i spoconego Naito. Dyszał ciężko, nie patrząc
nikomu w oczy. Stał ze spuszczoną głową, jak zawsze, wzbudzając falę chichotów.
-Uch…
Konnichiwa, sensei. Przepraszam za spóźnienie, zaspałem… - wybąkał
zielonooki, a mężczyzna westchnął ze zrezygnowaniem, pozwalając mu udać się na
swoje miejsce. Sam zaś odwrócił się w stronę tablicy, zapisując coś nań, przy
pomocy kredy. Gdyby staruszek miał nieco lepszy wzrok, zauważyłby podbite oko
nastolatka. Niestety nie miał. Kurokawa nieśpiesznym krokiem ruszył w stronę
ławki. Nadal nie podnosił wzroku, a nawet obniżył kąt, pod jakim patrzył, gdy
mijał miejsca, na których siedziały określone osoby. Niespodziewanie runął do
przodu, niekontrolowanie uderzając podbródkiem w brzeg swojej ławki, co
wywołało natychmiastową falę śmiechów u większości uczniów.
-Na miłość
boską, chłopcze, co się znowu stało?! – wykrzyknął zszokowany belfer do Naito,
lecz ten nie miał odwagi się przyznać.
-Nic takiego,
sensei… Po prostu się… Potknąłem – powiedział cicho, nie patrząc na
nauczyciela i usadawiając się w końcu na krześle. Staruszek jednak nie miał
najmniejszego zamiaru poprzestać na tym jednym pytaniu.
-Gdzie są twoje
książki, Kurokawa? – warknął
zagniewany.
-N… Nie mam ich
dzisiaj. Zgubiłem… - szepnął
szatyn, a pan Nigawara pokręcił głową z takim zażenowaniem, jakiego nie da się
opisać słowami. Jasne było, że zgubienie książek, które zawsze zostawia się w
zamkniętej szafce było rzeczą prawie niemożliwą. Nie minęło więc kilka chwil,
nim na chłopaka spłynęła kolejna fala śmiechu.
Gdy tylko belfer wrócił do ozdabiania
tablicy białymi napisami, w głowę Naito uderzyło… Coś. Nastolatek dojrzał
zwiniętą w kulkę kartkę papieru, którą drżącymi rękoma zdecydował się otworzyć.
Był pewny, że tętno skoczyło mu prawie dwukrotnie, gdy przeczytał wiadomość. Na
pomiętej, białej karteczce widniało ostrzeżenie: „PIŚNIJ CHOĆ SŁÓWKO, A ZGINIESZ”. Zielonooki spojrzał na lewo,
widząc dwóch, nieprzyjaźnie wyglądających chłopaków – Baku i Kena. Był pewny,
że któryś z nich podstawił mu nogę. I że to od nich pochodzi liścik. Ken
zresztą potwierdził te spostrzeżenia, wymownie przejeżdżając dłonią po gardle.
Kurokawa pobladł całkowicie, chowając twarz w opartych o ławkę dłoniach.
***
Ostatnie 20 minut, na których zdążył
zostać Naito, upłynęło mu na trzęsieniu się ze strachu i przełykaniu własnej
śliny. Z lekcji nie zapamiętał nic, notatek również nie posiadał. A najgorsze
było dopiero przed nim. Z klasy wyszedł jako ostatni, nie śpiesząc się zbytnio.
Na korytarzu, pod ścianą, stali oparci Ken i Baku. Zmierzyli go chłodnymi
spojrzeniami, a Baku skinął głową, by do nich podszedł. Przerażony zielonooki
niezwłocznie to uczynił.
-Chodź bliżej,
chcę ci coś powiedzieć… - szepnął ten pierwszy, pochylając twarz, jakby chciał
przekazać mu coś „na ucho”. Szatyn przełknął ślinę, po czym uczynił, jak mu
kazano. Niezwłocznie otrzymał siarczysty policzek, po którym niemal łzy stanęły
mu w oczach.
-Ani słowa o
tym, jasne? – rzekł
groźnie Baku, a gdy Naito pokiwał głową, kontynuował: -Idziemy, Taigo chce się z tobą widzieć – rozkazał i już wkrótce
szli przed siebie gęsiego. Najpierw Baku, za nim Kurokawa, a na końcu Ken.
Koniec Rozdziału 1
Następnym razem: Kiedyś przychodzi nam umrzeć
Treść ciekawa, wciąga, niemniej wychwyciłam odrobinę błędów.
OdpowiedzUsuńGeneralnie kuleje Ci stylistyka - popracuj nad nią. W niektórych miejscach brak niezbędnych przecinków, w innych natomiast jest ich nadmiar. Co jeszcze?
"Po prostu się… Potknąłem"
'potknąłem' z małej litery, gdyż jest to kontynuacja zdania przed wielokropkiem. Jakieś tam drobne potknięcia jeszcze widziałam, ale nie jest to nic, nad czym nie można popracować. Wprawa czyni mistrza! Pisz, pisz x)
Ładnie się rozpisywałem a przy samym końcu skasowało mi komentarz. Nie mam ochoty znowu tyle pisać więc mòwiąc w skrócie. Masz bardzo ciekawy styl pisania ktòry wciągnął mnie od razu mimo iż książki mnie niezbyt jarają. Świetnie nakreślona postać Naito. Dobry klimat. Niezbyt dobry pomysł ze zmianami fontòw. (Kłuje to w oczy) i wg mnie ten rozdział to bardziej prolog niż pełnoprawny chapter 1 gdyż w żaden sposób nie pokazał on co mniej więcej masz zamiar nam zaprezentować.
OdpowiedzUsuńWciągnąłeś mnie kompletnie! Na początku bałem się tych 184 rozdziałów ale teraz myślę że przeczytam wszystkie.
Pozdrawiam!
W takim razie będzie cię ona jeszcze przez jakiś czas kłuć, przyjacielu :/ Tym niemniej jednak bardzo się cieszę z pozytywnego odbioru i ostrzegam, że z czasem rozdziały robią się dłuższe, niż te początkowe ^^
UsuńZ tym nie ma problemu ;) więcej tekstu wiecej szczęścia. Prawda, mistrzu?
UsuńCóż... nie potrafię nazwać się "mistrzem", ale zdarzyło mi się napisać w Madnessie rzeczy, z których jestem szalenie dumny ^^ Ostatecznie rozdziały utrzymują się na "rozpiętości" około 6ciu stron ;)
Usuń