czwartek, 3 stycznia 2013

Rozdział 1: Najniższa kasta



ROZDZIAŁ 1

     Ohayo! Nazywam się Kurokawa Naito. Jestem uczniem drugiej klasy gimnazjum numer 2 w Akashimie. Akashima to niewielkie miasto, nie liczące sobie więcej, niż 20 tysięcy mieszkańców. Tutaj się urodziłem. To w tym miejscu poznałem życie takim, jakie jest naprawdę. Tutaj nauczyłem się jeździć na rowerze, tutaj zawarłem pierwsze znajomości, tutaj pierwszy raz się z kimś pobiłem. Tutaj… odebrano mi życie.
***
     -Nii-sama! Wstawaj, mama woła cię na śniadanie. No już! – dziewczęcy głos, dobiegający z korytarza, przeszył drzwi pokoju. Ich adresat jednak w ogóle nie zareagował, przewracając się na drugi bok i przykładając drugą poduszkę do ucha.
-Naito! Daj spokój, znowu spóźnisz się do szkoły! – dziewczyna nie poprzestała na wołaniu. Uporczywie zaczęła pukać w drzwi, ponawiając prośby. W końcu, poirytowana szarpnęła za klamkę. Raz, drugi, trzeci. Odpowiedział jej tylko głuchy szczęk metalowych zawiasów.
-Grrr! Jak sobie chcesz! Ja już cię więcej prosić nie będę. Mama zaraz wychodzi do pracy, a ja lecę na zajęcia, więc zamknij drzwi i weź klucz! – warknęła przedstawicielka płci pięknej, tupiąc nogą, jak mała dziewczynka. Ostatecznie burknęła coś jeszcze pod nosem, co na pewno miało obrazić właściciela pokoju, ale ten nawet nie próbował słuchać. Wyczekująco wsłuchał się we wszelkie dźwięki, jakie dobiegały go z parteru. Czekał na coś tylko sobie wiadomego. Z nosem utkwionym w poduszce, usłyszał w końcu dźwięk zamykanych drzwi, poprzedzony stukotem obcasów. Kilka minut później wychwycił kolejny chrzęst klamki. Był już pewny tego, że został sam.
-Ech… Tyle stresu z samego rana… - westchnął nastolatek, siadając na łóżku. Przejechał chudą dłonią po swojej twarzy. Na prawym oku widać było ciemny, nieprzyjemnie wyglądający ślad. Chłopak rozejrzał się po pokoju, jakby czegoś szukał.
     Jego przestrzeń osobista nie była zbyt wielka. Mieszkał w pokoju o rozmiarze 4x4 metry. Łóżko, dość szerokie i zadbane, stało tuż przy ścianie, mając drzwi wejściowe po swojej prawej stronie. Z lewej zaś, na środku widniało niewielkie, kwadratowe okienko, pod którym spoczywało ładne, drewniane biurko. Na biurku leżał czarny, zamknięty laptop. Naprzeciw łóżka widniały trzy spore szafy – jedna z ubraniami, druga z książkami, trzecia z różnymi, nieużywanymi już bibelotami. Na wyłożonej sklejką podłodze widać było miękką, puchową wykładzinę. Pod sufitem zaczepiony był długi, metalowy „wąż”, obarczony kilkunastoma lampkami. Obok łóżka, z lewej strony, stała szafka nocna, a na niej lusterko z podpórką. To na nim skupił uwagę nastolatek.
     Szybkim ruchem pochwycił zwierciadło, spoglądając na swoje lico. Westchnął ze zrezygnowaniem, dostrzegając „plamę”.
-Szlag! Ani trochę nie zniknęło… - stwierdził z goryczą, zsuwając się z łóżka. Miotnął lustrem w pościel, ruszając przed siebie, w kierunku szafy z ubraniami. Otworzył powoli drzwiczki, by zaraz zauważyć kolejne lustro, umieszczone po ich wewnętrznej stronie. To obejmowało go całego… I wpędzało w kompleksy.
     Naito Kurokawa był prawdziwym odstępcą od utartych schematów. Zawsze wyróżniał się wśród reszty klasy, reszty szkoły… Chłopak był całkiem wysoki, ale przeważnie chodził z niepewnie pochyloną głową, jak przegrany. Był szczupły… Bardzo szczupły… Właściwie chudy. Miał długie, cienkie palce, wysoko osadzony tułów, bardzo płaską, prawie zapadłą klatkę piersiową. W jego budowie ciała nie było znać mięśni, w przeciwieństwie do większości rówieśników nastolatka. Nie był przystosowany do ruchu, sportu i tego typu rzeczy. Preferował bierny tryb życia. Gimnazjalista miał czarne, jak noc, średniej długości włosy, ładnie ułożone, prawie przylizane, z grzywką zaczesaną na prawą stronę. Całości dopełniały nieśmiałe, jasnozielone oczy.
     Nie minęło kilka minut, a był już przebrany. Miał na sobie czarny, cienki sweter z wysokim kołnierzem, obleczony szarymi paskami. Założył również obtarte, obcisłe, jasne jeansy oraz markowe tenisówki. Nastolatek przeważnie ubierał się modnie, gustownie… W pewien sposób wyprzedzał swoich nietolerancyjnych kolegów. Szkoda, że nikt nie akceptował jego image’u…
-Już po ósmej… Na pewno się spóźnię. W dodatku Oni na pewno na mnie czekaj. Ech… - zaczął użalać się nad sobą, patrząc na zawieszony na ścianie, okrągły zegar. –Myśl pozytywnie, myśl pozytywnie… Może się rozchorowali! Ale wszyscy? Cholera… - w miarę rozwoju monologu, chłopak coraz bardziej bladł, a jego serce coraz mocniej biło. Ostatecznie zdecydował się zejść na dół.
     Wszedł powoli do małej kuchni, na środku której stał stół, gdzie zwykle z całą rodziną spożywał posiłek. Na blacie stało plastikowe, czerwone pudełko, którego otwarta pokrywa ukazywała cztery kulki ryżowe. Szatyn spojrzał z żalem na swoje drugie śniadanie, myśląc o matce i siostrze. Nie minęło kilka sekund, a z irytacją uderzył pięścią w szafkę, zaciskając zęby z trzeszczeniem.
-Pewnie się o mnie martwisz, prawda, mamo? Chcesz mi pomóc, wiem o tym, ale… Teraz nie możesz tego zrobić. To moje problemy i sam muszę je jakoś rozwiązać. Nie możesz mnie wiecznie trzymać za rączkę, prawda? Dlatego nie bój się… Zakończę to jak najszybciej jest to możliwe – Naito prowadził przez kilka chwil wewnętrzny monolog, wpędzając się w poczucie winy, ale dodając również pewności siebie… Niestety nie na długo.
***
     Gimnazjum w Akashimie miało naprawdę duże rozmiary, jak na tak niewielkie miasteczko. Gmach wybudowano 10 lat wcześniej. Cały teren szkoły otacza czarne, metalowe ogrodzenie z kratami zakończonymi ostrymi grotami. Sam budynek pomalowany został bladożółtą farbą i miał płaski, niezbyt ładny dach. Ośrodek posiadał dwa piętra, wypełnione klasami i pomieszczeniami użytkowymi. Na parterze znajdowała się sala gimnastyczna i basen. Naito nienawidził zajęć w obu tych miejscach i często znajdywał wymówki, by w nich nie uczestniczyć. Cóż, nie każdy musi być wysportowany, prawda?
     -No dobrze… Kto mi powie, jaki był powód wojny feudalnej? – zacharczał niski, łysawy facecik w okularach, kierując swe słowa do siedzących w pojedynczych ławkach nastolatków. Młodzież nie wyglądała na specjalnie przejętą pytaniami historyka, a bynajmniej na zainteresowaną tematem. Niektórzy, co więksi szczęściarze, mieli możliwość patrzenia przez okna, umiejscowione po lewej stronie klasy. Inni skrycie bawili się komórkami, jeszcze inni rysowali, a siedzący najdalej w najlepsze wymieniali się informacjami o turnieju baseball’owym. Belfer najwyraźniej był już porządnie poirytowany zachowaniem podopiecznych, gdy nagle ktoś wykrzyknął:
-Nigawara-sensei, Kurokawa idzie! – rzeczywiście, z okien dało się zauważyć pokracznie biegnącego młodzieńca, bliskiego dostania się do drzwi szkoły. Informacja ta wzbudziła ogólne zainteresowanie i serię nieprzychylnych chłopcu szeptów. Niektórzy zaczęli się śmiać z kolegi z klasy, przypominając sobie o jego wczorajszej przygodzie. „Najciekawsze” miało jednak dopiero nadejść…
     -Kusso, kusso, kusso! – klął w korytarzu Naito, docierając do szafek szkolnych. Dość szybko, jak na siebie, odnalazł tę, która należała do niego. Nie minęło wiele czasu, a wprowadził nawet poprawny kod.
-Uff… Może jednak ten dzień nie będzie taki zły? – pomyślał z ulgą, aż nagle zamarł. Szafka była pusta. Wszystkie jego notatki, książki, zeszyty… Zniknął nawet strój na W-F, którego i tak zbyt często nie używał. Po chwili dokonał kolejnego przykrego odkrycia. Szafka wcale nie była zamknięta kodem. Kłódka została otwarta jeszcze zanim wprowadził kombinację! Ktoś najwidoczniej musiał włożyć bolec w otwór, by nikt nie zauważył „włamania”.
-O nie… O nie, o nie, o nie! Już po mnie… - złapał się za głowę czarnowłosy, udając ku schodom. Miał minę człowieka, idącego na ścięcie.
     Drzwi do klasy otworzyły się powoli i niepewnie, ukazując czerwonego na twarzy i spoconego Naito. Dyszał ciężko, nie patrząc nikomu w oczy. Stał ze spuszczoną głową, jak zawsze, wzbudzając falę chichotów.
-Uch… Konnichiwa, sensei. Przepraszam za spóźnienie, zaspałem… - wybąkał zielonooki, a mężczyzna westchnął ze zrezygnowaniem, pozwalając mu udać się na swoje miejsce. Sam zaś odwrócił się w stronę tablicy, zapisując coś nań, przy pomocy kredy. Gdyby staruszek miał nieco lepszy wzrok, zauważyłby podbite oko nastolatka. Niestety nie miał. Kurokawa nieśpiesznym krokiem ruszył w stronę ławki. Nadal nie podnosił wzroku, a nawet obniżył kąt, pod jakim patrzył, gdy mijał miejsca, na których siedziały określone osoby. Niespodziewanie runął do przodu, niekontrolowanie uderzając podbródkiem w brzeg swojej ławki, co wywołało natychmiastową falę śmiechów u większości uczniów.
-Na miłość boską, chłopcze, co się znowu stało?! – wykrzyknął zszokowany belfer do Naito, lecz ten nie miał odwagi się przyznać.
-Nic takiego, sensei… Po prostu się… Potknąłem – powiedział cicho, nie patrząc na nauczyciela i usadawiając się w końcu na krześle. Staruszek jednak nie miał najmniejszego zamiaru poprzestać na tym jednym pytaniu.
-Gdzie są twoje książki, Kurokawa? – warknął zagniewany.
-N… Nie mam ich dzisiaj. Zgubiłem… - szepnął szatyn, a pan Nigawara pokręcił głową z takim zażenowaniem, jakiego nie da się opisać słowami. Jasne było, że zgubienie książek, które zawsze zostawia się w zamkniętej szafce było rzeczą prawie niemożliwą. Nie minęło więc kilka chwil, nim na chłopaka spłynęła kolejna fala śmiechu.
     Gdy tylko belfer wrócił do ozdabiania tablicy białymi napisami, w głowę Naito uderzyło… Coś. Nastolatek dojrzał zwiniętą w kulkę kartkę papieru, którą drżącymi rękoma zdecydował się otworzyć. Był pewny, że tętno skoczyło mu prawie dwukrotnie, gdy przeczytał wiadomość. Na pomiętej, białej karteczce widniało ostrzeżenie: „PIŚNIJ CHOĆ SŁÓWKO, A ZGINIESZ”. Zielonooki spojrzał na lewo, widząc dwóch, nieprzyjaźnie wyglądających chłopaków – Baku i Kena. Był pewny, że któryś z nich podstawił mu nogę. I że to od nich pochodzi liścik. Ken zresztą potwierdził te spostrzeżenia, wymownie przejeżdżając dłonią po gardle. Kurokawa pobladł całkowicie, chowając twarz w opartych o ławkę dłoniach.
***
     Ostatnie 20 minut, na których zdążył zostać Naito, upłynęło mu na trzęsieniu się ze strachu i przełykaniu własnej śliny. Z lekcji nie zapamiętał nic, notatek również nie posiadał. A najgorsze było dopiero przed nim. Z klasy wyszedł jako ostatni, nie śpiesząc się zbytnio. Na korytarzu, pod ścianą, stali oparci Ken i Baku. Zmierzyli go chłodnymi spojrzeniami, a Baku skinął głową, by do nich podszedł. Przerażony zielonooki niezwłocznie to uczynił.
-Chodź bliżej, chcę ci coś powiedzieć… - szepnął ten pierwszy, pochylając twarz, jakby chciał przekazać mu coś „na ucho”. Szatyn przełknął ślinę, po czym uczynił, jak mu kazano. Niezwłocznie otrzymał siarczysty policzek, po którym niemal łzy stanęły mu w oczach.
-Ani słowa o tym, jasne? – rzekł groźnie Baku, a gdy Naito pokiwał głową, kontynuował: -Idziemy, Taigo chce się z tobą widzieć – rozkazał i już wkrótce szli przed siebie gęsiego. Najpierw Baku, za nim Kurokawa, a na końcu Ken.

Koniec Rozdziału 1
Następnym razem: Kiedyś przychodzi nam umrzeć

5 komentarzy:

  1. Treść ciekawa, wciąga, niemniej wychwyciłam odrobinę błędów.

    Generalnie kuleje Ci stylistyka - popracuj nad nią. W niektórych miejscach brak niezbędnych przecinków, w innych natomiast jest ich nadmiar. Co jeszcze?
    "Po prostu się… Potknąłem"
    'potknąłem' z małej litery, gdyż jest to kontynuacja zdania przed wielokropkiem. Jakieś tam drobne potknięcia jeszcze widziałam, ale nie jest to nic, nad czym nie można popracować. Wprawa czyni mistrza! Pisz, pisz x)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ładnie się rozpisywałem a przy samym końcu skasowało mi komentarz. Nie mam ochoty znowu tyle pisać więc mòwiąc w skrócie. Masz bardzo ciekawy styl pisania ktòry wciągnął mnie od razu mimo iż książki mnie niezbyt jarają. Świetnie nakreślona postać Naito. Dobry klimat. Niezbyt dobry pomysł ze zmianami fontòw. (Kłuje to w oczy) i wg mnie ten rozdział to bardziej prolog niż pełnoprawny chapter 1 gdyż w żaden sposób nie pokazał on co mniej więcej masz zamiar nam zaprezentować.
    Wciągnąłeś mnie kompletnie! Na początku bałem się tych 184 rozdziałów ale teraz myślę że przeczytam wszystkie.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie będzie cię ona jeszcze przez jakiś czas kłuć, przyjacielu :/ Tym niemniej jednak bardzo się cieszę z pozytywnego odbioru i ostrzegam, że z czasem rozdziały robią się dłuższe, niż te początkowe ^^

      Usuń
    2. Z tym nie ma problemu ;) więcej tekstu wiecej szczęścia. Prawda, mistrzu?

      Usuń
    3. Cóż... nie potrafię nazwać się "mistrzem", ale zdarzyło mi się napisać w Madnessie rzeczy, z których jestem szalenie dumny ^^ Ostatecznie rozdziały utrzymują się na "rozpiętości" około 6ciu stron ;)

      Usuń