niedziela, 14 lipca 2013

Rozdział 13: Podnieś głowę!

ROZDZIAŁ 13

     Pędzące w szaleńczym pędzie straszydło skąpane we krwi swojej ofiary. Nabita na kły starcza dłoń. Wszechobecna cisza, stanowiąca upiorne tło dla całej tej sceny. Długie, zakończone pazurami dłonie maszkary, szykujące się do niechybnego przebicia klęczącego na trawie nastolatka. A wokół deszcz, wymazujący to, co wymazać się dało. 
     Naito nawet nie zauważał tego, co działo się wokół. Jego serce biło tak szybko, jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi. Bezsilnie i bezskutecznie próbował dusić w sobie łzy i poczucie winy. Wbił twarz w podłoże tak mocno, jak tylko potrafił. Drżącymi rękoma wyrywał garściami trawę, próbując odgonić od siebie obrazy, jakie napływały mu do głowy. Nie był w stanie zebrać myśli. Czuł, jakby głowa miała mu zaraz pęknąć. Spływające po plecach krople deszczu zdawały się być łzami samego stwórcy, żałującego stworzenia tak bezwartościowego człowieka...
STRACH JEST RZECZĄ NATURALNĄ. MA WIELE TWARZY, WIELE OBLICZ... ŁĄCZY LUDZI LEPIEJ, NIŻ RELIGIA. KAŻDA ŻYWA ISTOTA JEST JEGO WYZNAWCĄ. NAJPOWSZECHNIEJSZY RODZAJ STRACHU TO STRACH PRZED ŚMIERCIĄ. CIĘŻKO SIĘ DZIWIĆ, ŻE KTOŚ BOI SIĘ PORZUCIĆ TEGO, CO TWORZYŁ KILKADZIESIĄT LAT. ALE CO Z TYMI, KTÓRZY BOJĄ SIĘ ŻYĆ?
     Szpony bestii już cięły powietrze, już zdawały się rozcinać bluzę nastolatka, już miały skąpać się w ludzkiej krwi, gdy nagle... z mroków nocy, nie wiadomo z której strony wyłoniła się nowa postać, śmiało brnąca przez wodospady deszczu. Jednym susem wzniosła się nad wyciągniętą kończynę humanoidalnej kreatury. Bum! Potężny piorun przedarł się przez burzowe niebo, zalewając światłem mokrą od wody okolicę, by na jedną chwilę ukazać oblicze zawisłego w locie przybysza. Zielone włosy osobnika motały się w powietrzu, niczym macki ośmiornicy, a twarz z pociemniałą cerą była jak z kamienia. Kawasaki Matsu opadał na szarżującą bestię z naginatą pewnie trzymaną obydwiema rękoma. Powietrze zadrżało, gdy umieszczone na drzewcu dwudziestocentymetrowe ostrze dotknęło skóry drapieżnika...
     Potworny, nieludzki ryk, łączący w sobie ból, gniew i rozgoryczenie sprawił, że po plecach chłopaka - zdawałoby się, uwięzionego we własnym świecie - przebiegł dreszcz. Światło błyskawicy zdążyło już ustać. Na całe szczęście, gdyż na przestrzeni parku miały miejsce sceny iście dantejskie. Odcięta łapa potwora poszybowała w eter, kołując przy tym, jak rzucony w dal kij, wprawiona w ruch przez impet opadającego ostrza naginaty. Tymczasem mężczyzna zgrabnie ugiął kolana, gdy jego nogi dotknęły ziemi. Jednocześnie uniknął śmiercionośnego zamachu drugą łapą straszydła, która to przeleciała mu nad rozgałęzionymi, jasnozielonymi włosami. W tym właśnie momencie Arab pozostawił swą broń jedynie w lewej ręce, by natychmiast wykonać ukośne cięcie, skierowane ku niebu. Prostował się przy tym w ślad za rozdzierającym powietrze ostrzem, będąc jakby w transie. Tak płynnych ruchów nie powstydziliby się zawodowi tancerze na całym świecie. W ułamku sekundy naginata uderzyła w punkt, gdzie stykała się górna i dolna szczęka potwora, teraz szeroko otwarte w nieustającym pisku. Chłodny metal całkowicie zignorował istnienie czegoś takiego, jak skóra, mięśnie, czy kość. Niczym nóż, który wchodzi w masło, bezlitosna broń odcięła łeb potwora dokładnie w połowie, rzucając górną jego częścią poza zasięg wzroku. Pokraczny drapieżnik ucichł natychmiast, upadając na trawę i znikając w mroku nocy.
      Matsu stanął spokojnie, opuszczając naginatę ostrzem do ziemi. Sprawiał wrażenie, jakby na coś czekał i sądząc po wyrazie jego twarzy, było to bardzo prawdopodobne. Minęła jedna, dwie, cztery sekundy, aż niespodziewanie zza przemoczonego mężczyzny wyłonił się drugi napastnik. Swoimi modliszkowatymi rękoma chciał najwyraźniej szybko i po cichu wykończyć zielonowłosego wojownika. Przeliczył się. Ostry, przypominający sierp kikut przeciął powietrze, kierując się idealnie na szyję Araba. Zdawało się, że śmiercionośny szpon poderżnie gardło Kawasakiego, jednak nic podobnego się nie stało. Ku zdziwieniu straszydła, czubek "kosy" uderzył o skórę Madnessa z głuchym plaśnięciem... nie robiąc nawet najmniejszej rysy. Nauczyciel tylko czekał na ten moment. Prawie natychmiast naginata przesunęła się po podłożu. Palce jej właściciela przemieściły się, zmieniając sposób chwytu. Mężczyzna minimalnie przekręcił głowę, kątem oka wbijając wzrok w otępiałe monstrum. W mgnieniu oka wykonał potężne pchnięcie za siebie z zimną precyzją. Ostrze jego oręża wbiło się w brzuch humanoida, tnącą częścią ku górze. Sekundę później zielonowłosy uderzył lewą ręką w brzeg drzewca, tworząc ze swojej naginaty dźwignię. Podczas gdy kij opuścił się niżej, wbity w korpus szpikulec przeciął klatkę piersiową agresora, jak kartkę papieru. Ten natomiast nie miał nawet czasu wyrazić swego bólu. Po prostu rozpłynął się w powietrzu.
-Przestało padać... Bóg ma naprawdę paskudne poczucie humoru... - mruknął sam do siebie Matsu, wznosząc wzrok ku niebu. Patrzył przez chwilę, jak światło księżyca wbija mu w twarz swe igły, rozepchnąwszy burzowe chmury. Zaraz potem ruszył wolnym krokiem w stronę Naito.
     -Nie żyje... Gato-san nie żyje... To wszystko moja wina... - Kurokawa jakby instynktownie wyczuł, że stoi przed nim jego nauczyciel. Nie musiał nawet podnosić głowy. Szczerze mówiąc, bał się to zrobić.
-Wiem... Przepraszam... - odparł cicho mężczyzna, pochylając się nad gimnazjalistą. Te słowa wywołały kolejny napad płaczu u chłopaka. Nastolatek z całej siły uderzył pięścią w mokrą, miękką ziemię. Poczuł, jak trochę błota przykleiło mu się do policzka.
-Przepraszasz? Ty przepraszasz? Drugi raz ocaliłeś mi życie, a ja nie zrobiłem nic... i przepraszasz? Widziałem to wszystko. Mogłem pomóc. Ale nie potrafiłem. Uciekłem, bo się bałem. Gato-san też się bał. Ale on potrafił podjąć właściwą decyzję. Czemu...? Czemu ja nie potrafiłem?! - wydarł się zielonooki, podnosząc głowę. Zalana łzami twarz kierowała opuchnięte powieki w stronę senseia.
-Powiedziałeś mi wcześniej, że... nie chcesz być jednym z nas. Mówiłeś, że nie chcesz być Madnessem. Może nie pamiętasz, ale ostrzegałem cię. Ty już wtedy się nim stałeś. Ale nie chciałem naciskać. Chciałem, żebyś sam to zrozumiał. I za to przepraszam. To przez moją niekonsekwencję w twoim wychowaniu ten człowiek zginął. Ale wciąż... może da ci to powód do myślenia? - tym razem Arab ukucnął tuż przed będącym na czworakach wychowankiem.
-Do myślenia?! - zdenerwował się Naito. -Gato-san zginął, bo ja stchórzyłem. O czym mam niby myśleć? "Och, jak to fajnie było, kiedy lali mnie pod śmietnikiem"? A może "Jaką piękną mieliśmy dziś pogodę"? - irytacja szatyna powoli sięgała zenitu.
-Nie... Pomyśl, czy naprawdę jesteś w stanie odciąć się od tego, kim się stałeś. Umiałeś dostrzec tego człowieka i z nim porozmawiać, bo jesteś Madnessem. Byłeś w stanie dostrzec te potwory, bo jesteś Madnessem. Nie potrafiłeś pomóc temu mężczyźnie, bo wyparłeś się tego, kim jesteś... My, Madnessi istniejemy po to, by bronić niewinne dusze przed tymi potworami. Mimo to, wciąż nie jest nas dość wielu, by móc pomóc za każdym razem, gdy dzieje się coś złego. Tym razem... przybyłem za późno. Zawiodłem, jako Madness, którym jestem i jako człowiek, którym byłem. Jeśli zgodzisz się przyjąć swoje jestestwo, możemy uniknąć takich sytuacji... Co ty na to? Nie masz o czym myśleć? - zielonowłosy był opanowany, stanowczy i ciepły w swej beznamiętności. Sprawiał wrażenie, jakby doskonale rozumiał ból spoczywającego przed nim chłopaka, a jednocześnie próbował do niego dotrzeć w chwili, gdy jego umysł był najbardziej otwarty.
-Nawet jeśli będę umiał komuś pomóc... to co, jeśli znowu stchórzę? Jeśli znowu ucieknę? - zapytał rozdarty gimnazjalista. Potrzebował punktu odniesienia. Czegoś, na czym mógłby oprzeć swoją decyzję. Kawasaki doskonale o tym wiedział.
-Zastanawiałeś się nad tym, w jaki sposób odszedł ten mężczyzna? Został zabity przez potwory, które parę dni temu były jego jedynymi towarzyszami niedoli... - słowa dzwoniły w uszach Kurokawy. -Zostać zabitym przez najbliższych... albo własnoręcznie ich zabić, by samemu móc przeżyć. Bez naszej pracy, tysiące ludzi staną przed takim wyborem. Chcesz tego? Chcesz pozostawić ich w takiej sytuacji? A co będzie, jeśli staniesz przeciwko własnym kolegom i koleżankom ze szkoły, co? A co, kiedy przyjdzie ci zabić własną matkę? Co wtedy zrobisz, Kurokawa Naito?! - ostatnie zdania spadły na barki chłopaka, prawie przygważdżając go do podłoża. Szatyn spuścił wzrok. Zamilkł. Nie wiedział już, co ma powiedzieć ani co zrobić, jednak ta rozmowa była zupełnie inna od poprzednich. Bo tym razem nie umiał powiedzieć tego jednego słowa. "Nie".
-Rzucisz światu wyzwanie i zachowasz się, jak mężczyzna, broniąc tego, co kochasz i tego, w co wierzysz... albo będziesz płakać tak, jak dzisiaj. Wiele razy. Setki razy. Wiedząc, że mogłeś coś zrobić, a tego nie zrobiłeś. Daję ci szansę. W ciągu ostatniej godziny spóźniliśmy się 11 razy. 11 osób zginęło, 11 dusz wyparowało na zawsze, bo nie zdążyliśmy im pomóc. Ja kiedyś zginę. Prawdopodobnie nie dożyję wieku średniego. Będzie o jednego Madnessa mniej i o jedną ofiarę więcej. Nie chcę tego. I wiem, że ty także nie... - mężczyzna mówił dalej, a nastolatek coraz bardziej zagłębiał się w odmęty własnej podświadomości.
-Mam w sobie empatię, tak? Gato-san... Nigdy nie wolno mi się zmienić, czy nie tak? Zabawne... Te słowa nie brzmią już tak poważnie, gdy sam je powtarzam... - uczeń bił się z myślami. Jego serce ponownie zaczęło bić szybciej, a ręce drżeć. Byłby się znowu rozpłakał, gdyby nie poczuł ciepłego dotyku na swoim ramieniu.
-Wiem doskonale, jak trudne jest podjęcie tak ważnej decyzji. Gdy to mnie miano rekrutować, odmawiałem bez żadnego zastanowienia przez osiem dni. W końcu, pewnego popołudnia wpakowałem się na całe stado tych bestii. Otoczyły mnie. Byłem pewny, że mnie zabiją, jednak On mi pomógł. Ten sam mężczyzna, który nauczył mnie być Madnessem. Nawet nie uderzył żadnego z nich. Po prostu stał, podczas gdy one wbijały w niego swoje szpony, gdy rozdzierały jego ciało. Osłaniał mnie, nie myśląc o konsekwencjach i stał w miejscu, aż potwory zmęczyły się i odeszły. Tamtego dnia popłakałem się, jak mała dziewczynka. Przepraszałem go na kolanach, miałem ochotę powyrywać sobie włosy z głowy. Myślałem, że On umarł. Ale wtedy nagle położył mi rękę na ramieniu i powiedział... "Podnieś głowę! Nie ochronisz niczego, jeśli nie będziesz mógł nawet na to spojrzeć". Ten mężczyzna został moim mistrzem. To on zmienił moje życie. To on przekonał mnie do pójścia za nim. Nauczył mnie wszystkiego, co wiem i pokazał, jak odnaleźć własną drogę. Teraz, ja chciałbym pokazać to tobie... ale musisz mi najpierw na to pozwolić. Dlatego... PODNIEŚ GŁOWĘ, NAITOOO! - historia człowieka, który tak wiele razy uratował mu skórę, a który teraz był tak samo mały i kruchy, jak on poruszyła nastolatka. Ostatnie słowa podziałały, jak zaklęcie. Kurokawa machinalnie uniósł głowę tak bardzo, jak tylko potrafił.
-Do niczego cię nie zmuszę. Liczę tylko, że przemyślisz to wszystko i do jutra dasz mi ostateczną odpowiedź. Może tak być, chłopcze? - zapytał Matsu przyjemnym głosem i uśmiechnął się delikatnie. Naito pociągnął nosem kilka razy, otarł łzy rękawem i odparł tylko:
-Tak... Może tak być, sensei! - nie wiedział jednak, jak bardzo ulotne potrafi być chwilowe uniesienie. Liczyła się tylko chwila, w której znalazł kolejną osobę, będącą dla niego oparciem.

Koniec rozdziału 13
Następnym razem: Odpowiedź

4 komentarze:

  1. "Mężczyzna minimalnie przekręcił głowę, kątem OKA wbijając wzrok w otępiałe monstrum. W mgnieniu OKA wykonał potężne pchnięcie za siebie z zimną precyzją." Wyłapałen tutaj takie małe powtórzenie ;)

    Wszystko ładnie i ciekawie przedstawione. Ta scena kojarzyła mi się z jakimś anime, ale to pewnie, dlatego że shoneny już tak mają, że są w nich utarte wzorce z których autorzy korzystają. Mam nadzieję, że teraz Naito nie da tak sobą pomiatać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wkrótce sam się przekonasz ;) Ale nie licz na to, że - podobnie jak w wielu shounenach - gwałtowne zmiany w psychice zajdą w ciągu paru godzin ^^

      Usuń
    2. Przekręcanie głowy to od shaftu xD
      http://40.media.tumblr.com/459bfe020420d67c109d62f1e9470dc4/tumblr_n3xdkr300x1sxu7vqo1_1280.jpg

      Usuń
    3. Hahah, całkiem celna uwaga :P

      Usuń