środa, 25 czerwca 2014

Rozdział 108: Prosto przed siebie

ROZDZIAŁ 108

     Odbijali się w lustrze. Oboje. On i ona. Nadzy. Różnokolorowe oczy chłopaka wpatrywały się w jego własną twarz, widoczną w zwierciadle, umiejscowionym ponad szafką z ubraniami. Jego spokojnej twarzy nie zmącił nawet najmniejszy wyraz zadowolenia, niepewności albo chociaż pożądania. Nic. Aaron, jak zawsze mógł stanąć na piedestale i udawać posąg, mając jednocześnie pewność, że nikt nie zauważy żadnej różnicy. Inaczej było z kobietą. Z Ann. Nr. 99 widział kropelki potu na jej nagich plecach. Dziewczyna opierała się ramionami o białą pościel, jedynie dolne części ciała kierując ku górze. Zielonowłosy klęczał tuż za nią. Obserwował. Uczył się, jeśli tak można było to nazwać. Kierowała nim jedynie zdrożna ciekawość. Seks był tylko kolejną rzeczą, którą heterochromik miał zamiar opanować do perfekcji i zgłębić wszystkie jego tajniki... choć może słowo "zgłębić" było w tym wypadku nie na miejscu. Ubrania dwojga kochanków walały się po całym pokoju rudowłosej. Wzrokowi młodego mężczyzny nie umknął czarny stanik, który wylądował aż na żyrandolu, zwisając z niego nad głowami Kruków. Z zamyślenia wytrąciła go dopiero jego partnerka, która w pewnym momencie intymnego spotkania zaczęła pojękiwać. Przesadnie dumna Ann bez zastanowienia wpiła swoją czerwoną już twarz w poduszkę, tłumiąc wydawane przez siebie dźwięki. Również i to zostało zauważone przez nadczłowieka. To, co zrobił on po chwili można było umotywować posiadaniem przez chłopaka pewnej dozy złośliwości, czy skłonności do żartów. Nic takiego nie wpisywało się jednak w naturę Aarona. Zielonowłosy nauczony doświadczeniem najzwyczajniej w świecie oparł palce na zwieńczeniu karku kobiety, by już po chwili zmysłowo przejechać nimi przez całe jej plecy, aż do punktu między pośladkami. Odruchy wzięły górę nad niebieskooką, przez co gwałtownie poderwała głowę do góry, co zbiegło się z momentem, w którym wydała z siebie głośny, przeciągły stęk. Heterochromik zapewne uśmiechnąłby się w tym momencie, widząc zawstydzenie i zdenerwowanie odbijającej się w lustrze partnerki, lecz nie był w stanie do odczuwania satysfakcji z podobnych działań. Nawet gdyby jednak był, Ann nie miała zamiaru darować mu jego impertynencji. Prędko prześliznęła się na łóżku do przodu, "odhaczając" się, po czym objęła go nogami, by już po chwili przerzucić go w powietrzu. Nr. 99 upadł na plecy tuż obok kochanki, lecz ta już zdążyła usadowić się, a raczej usiąść na nim. Nie zaoponował. Może nawet zwróciłby jej uwagę na to, że w tej pozycji jeszcze bardziej narażała się na wydobywające się z niej dźwięki, lecz nie miał na to ochoty. Zamiast tego beznamiętnie wpatrywał się w jej twarz, w rozwierające się usta, w oczy, sprawiające wrażenie, jakby ich posiadaczka była w jakimś transie, w unoszące się i opadające piersi... a w końcu w rytmicznie poruszające się to w dół, to w górę ciało. Heterochromik był, jak badacz. To, co podczas zwykłego stosunku napędzała namiętność i adrenalina, u niego przypominało bardziej grę planszową. Polegał na doświadczeniu, na analizie. Robił to, co uważał za najwłaściwsze dla danej sytuacji, sprawdzając jednocześnie efekty i wszelakie zmienne. Nie pozostawiał miejsca na emocje, na miłosne uniesienie. Wszystko było częścią "planu" - strategii.
     Jego wzrok wbił się w klatkę piersiową rudowłosej, gdy tylko ta zaczęła oddychać jeszcze ciężej. Kobieta delikatnie oparła swoje obie dłonie na żebrach kochanka, pochylając się nad nim. Aaron poczuł, jak wnętrze dziewczyny zaciska się i zwęża.
-To chyba znaczy, że zbliżamy się do końca, hm? Będę musiał to dokładniej sprawdzić następnym razem... - postanowił w duchu, po czym z wyrachowaną subtelnością podniósł się do pozycji półsiedzącej, chwytając rękoma pośladki "najlepszego tyłka w Chicago". Co ciekawe, nie potrzebował pomocy górnych kończyn, by podnieść się na równe nogi. Zdawało się, że wręcz zaprzeczał istnieniu jakichkolwiek praw fizyki lub że jego mięśnie nóg sięgnęły szczytu ludzkich możliwości. Niezależnie od prawdziwego wyjaśnienia, zielonowłosy przyłożył usta do szyi niebieskookiej, która zamknęła powieki, pogrążając się w scenicznym pięknie tej chwili. Ramionami oplotła kark nr. 99, wciskając jego twarz pomiędzy swoje piersi. Czuła, jak chłopak się porusza. Czuła, jak opiera ją o szafkę na ubrania, jak na stojąco kończy to, co zaczął pół godziny wcześniej. Nie pierwszy raz i nie ostatni raz czuła, jak coś, co wcześniej nazywała pragnieniem dorównania Aaronowi, niepostrzeżenie zmieniło się w pragnienie bycia przy nim. Ona, która nigdy wcześniej nie była od nikogo zależna, która stale podkreślała swoją siłę, nie ustępującą pod żadnym względem jakiemukolwiek mężczyźnie... Ta sama "ona" miała obsesję na punkcie heterochromika. Na punkcie osoby, która raz jeszcze cofnęła ją do punktu wyjścia - osoby, która na każdej płaszczyźnie deklasowała dumną użytkowniczkę taekwondo.
-Zawsze byłeś taki oschły... - powiedziała w myślach, mierzwiąc ręką jego włosy. Usta chłopaka lawirowały między jedną, a drugą piersią Ann. -W twoich oczach nigdy nic nie było. Nigdy się z niczego nie cieszyłeś, nie byłeś smutny ani zły. Zawsze towarzyszyła ci powaga i roztaczałeś wokół siebie tę dziwną atmosferę. To właśnie przez tą aurę każdy, kto stał obok ciebie czuł, że nie dorastał ci do pięt. Mimo wszystko jednak... za każdym razem, gdy spotykamy się w takiej sytuacji... mam wrażenie, że nadal ty i ja jesteśmy ludźmi. Przez to właśnie podtrzymuję moją nadzieję. Nadzieję, że nadal żyjemy w tej samej sferze... - tłumaczyła się przed samą sobą, darząc mężczyznę jednocześnie uwielbieniem i zazdrością. Dzieląc się z nim swoim niepokojem, swoim ciałem oraz swoją duszą. Zielonowłosy dostosował się do swojej partnerki. Zakończył "zabawę" razem z nią, nie przeciwstawiając się, gdy rudowłosa wpiła swoje usta w jego własne. Zamknął oczy, lecz nie dlatego, że miał taki odruch, czy potrzebę. Zamknął je, bo wiedział, że tak powinien był postąpić. Do tego stopnia logika i pojmowanie dominowały podczas każdego stosunku osobliwej pary.
***
     -Yo - odezwał się siedzący na fotelu Dwane, gdy tylko kątem brązowego oka dostrzegł Ryana i Kyuusuke, schodzących po schodach. Dłonie chemika zaciskały się na padzie do konsoli. Tuż obok niego, na drugim fotelu usadowił się Owen. Blondyn z kitką siedział jednak nogami do góry, testując osobliwy nawyk Aarona. Zielonowłosy twierdził bowiem, że taka pozycja pozwala mu pozostać maksymalnie skupionym i stuprocentowo skoncentrowanym w każdej sytuacji. Dlatego właśnie haker dzierżył swój kontroler w taki, a nie inny sposób. Bracia grali właśnie w którąś z kolei część Tekkena na wielkim, 40-calowym telewizorze, który Kruki zakupiły za pieniądze zrabowane dilerom Hien. Szef nie pozwalał bowiem na wykorzystanie w handlu przejętych narkotyków, póki wrogi gang nie zostanie całkowicie wyeliminowany.
-Hej... - odparł ciężko nr. 98. Jego serce wciąż biło szybciej, niż regularnie. Nie był jeszcze pewien, czy to, co zrobił miało się okazać właściwe. Ryan wiadomość o kruchym życiu towarzysza przyjął ze spokojem, lecz również ze zrozumieniem. Taktownie nie zapytał również o powód takiego stanu kompana, jednak z drugiej strony nie ustosunkował się do sytuacji. Właśnie przez to złotooki odczuwał niepokój i coś w rodzaju wewnętrznego rozbicia.
     Podszedłszy do automatu z napojami, czarnowłosy wrzucił do niego dwudolarową monetę, którą wygrał z zakładu. Wyciągnąwszy pierwszą-lepszą "gazowaną śmierć", otworzył ją, powodując głośny syk bąbelków. Spojrzawszy na skupionych bliźniakach, uśmiechnął się pod nosem. Niezależnie od pozycji, czy sytuacji, nikt nie mógł bowiem pokonać Owena w grach video. Jedynie Aaron był w stanie z nim rywalizować, a i on ani razu nie zdołał wygrać. Ostatnimi czasy zaczął jednak coraz częściej remisować, co wcale nie zdziwiło złotookiego. Wiedział on lepiej, niż ktokolwiek inny, że w ciągu kilku najbliższych dni blondyn w niebieskiej kurtce polegnie z kretesem. Tak było ze wszystkim, w czym tylko heterochromik próbował swych sił.
-Jest strasznie cichy. Może nie powinienem był mu o tym mówić? Na pewno cały czas zastanawia się nad tym, co zrobić. Jeśli będzie chciał mnie od teraz oszczędzać, to niech nawet nie próbuje. Dobrze wie, że beze mnie nasz plan opóźni się o co najmniej miesiąc. Być może nawet znajdziemy się w punkcie wyjścia, mimo faktu, że tak bardzo wyprzedziliśmy przewidywane miary czasowe... Wiem przynajmniej, że nikomu o tym nie powie, dopóki sam się na to nie zdecyduję. Ale czy powinienem? Inni mogą zareagować na to jeszcze gorzej... - zadręczał się poczuciem winy "żołnierz na wypożyczenie". Musiał szybko skierować swoje myśli gdzie indziej. Musiał skupić się na czymś innym, by nie oszaleć.
-Widzieliście gdzieś Aarona? - zwrócił się do braci Spencerów z pierwszym pytaniem, jakie wpadło mu do głowy.
-Jest w pokoju - odrzekł prędko Dwane, ani na moment nie odrywając wzroku od ekranu telewizora. Pot na jego twarzy sprawiał wrażenie, jakby blondyn walczył właśnie o własne życie... i przegrywał.
-Posuwa Ann - dodał bez cienia wstydu Owen, sprawiając, że pełne napoju usta Kyuusuke zostały momentalnie opróżnione, zalewając cieczą podłogę. Z podobną energią obrócił się na pięcie Ryan, wytrzeszczając oczy do granic możliwości.
-CO?! - krzyknęli obaj, całkowicie zapominając na moment o swoich osobistych problemach i skupiając się na druzgocącej wręcz informacji.
-Nie wiedzieliście? - zadrwił z nich Dwane, przekrzywiając głowę w taki sam sposób, w jaki właśnie przekrzywił drążek pada.
-Pieprzą się codziennie od jakiegoś tygodnia - uzupełnił informację Owen, produkując kolejne combosy, niczym najprawdziwszy zawodowiec.
-A więc i w tym jesteś lepszy od nas, co? Nie żebym się tego nie spodziewał... Tym bardziej po twoim pytaniu tamtej nocy. Cóż, dobrze, że przynajmniej tobie zawsze wszystko wychodzi. Zresztą, i tak nie mam już czasu na angażowanie się w jakiekolwiek związki... - twarz nr. 98 z początku sprawiała wrażenie zdruzgotanej, jednak po kilku chwilach stała się kamienna i pozbawiona jakichkolwiek emocji. Udawał, że się nie przejmuje, jednak ta wiadomość zabolała go nawet bardziej, niż można się było spodziewać. Sposób, w jaki próbował sam siebie pocieszyć sprawił tylko, że poczuł się jeszcze gorzej.
-Hej - usłyszał nagle, lecz zanim się obrócił, oberwał szmatą w twarz. -Ty rozlałeś, ty sprzątasz! - krzyknął do niego Ryan. W tamtym momencie nie liczyły się jego własne myśli. Szef wiedział, że musiał przede wszystkim wspomóc swoich towarzyszy i właśnie to zamierzał zrobić. -Ona sama wybrała, prawda? Łba jej nie ukręcimy, a Aaron to zwykły farciarz. Za parę tygodni przejmiemy ponad połowę członków Hien, a wtedy każdy z nas będzie oblegany przez takie, jak ona! W przeciwieństwie do Ann, one przynajmniej nie kopną cię z półobrotu w twarz, kiedy klepniesz w dupę. Sprawdzałem! - powiedział Adams bezpośrednio do Kyuusuke, a pośrednio do wszystkich, zebranych pomieszczeniu, opierając rękę na ramieniu szatyna.
-Ta. Racja... - przytaknął złotooki, nie ściągając szmaty z twarzy. Nie zrobił tego, ponieważ pod jego powiekami zaczęły zbierać się łzy. Ich powodem nie było jednak tylko zranione serce chłopaka. Nr. 98 cierpiał również dlatego, że człowiek, który właśnie próbował go pocieszyć, czuł się tak samo paskudnie, jak on sam. Właśnie wtedy nadczłowiek uświadomił sobie, na czym opierały się struktury Kruków z 8. Ulicy. Wszystko to, co zrobił którykolwiek z członków, wywierało również pewien wpływ na pozostałych. Wbrew pozorom, właśnie dzięki temu ta szóstka szaleńców tak dobrze się ze sobą dogadywała.
***
     Stał w samych tylko spodniach przed lustrem, podczas gdy Ann udała się pod prysznic. Kamienna twarz zielonowłosego nie odzwierciedlała tego, co działo się w jego głowie. Jedynie różnokolorowe oczy błądziły po powierzchni zwierciadła. Idealnie proporcjonalne, doskonale zbudowane ciało mężczyzny również było poniekąd obiektem jego rozważań. Na swojej szyi dostrzegł on bowiem czerwony plac - malinkę po "miłosnym" zbliżeniu z Ann. Zważywszy na jej wygląd, musiała być jeszcze świeża. Zapewne z tego samego dnia lub najwcześniej z poprzedniego.
-Dlaczego ludzie tak szaleją na punkcie seksu? To przecież w gruncie rzeczy nic innego, niż wymienianie między sobą śliny i płynów ustrojowych. Równie dobrze można iść na siłownię i zamiast plemników wylewać z siebie pot... Co powinienem czuć, gdy robię to z Ann? Nie czuję niczego, czym wszyscy inni tak się zachwycają. Odczuwam tylko to, co przyziemne. Co stałe. Czego dotykam, co naginam własnym ciałem i o co się ocieram. Czy jest coś jeszcze? Musi być... ale jak to wygląda? Dlaczego się tak dzieje? Jakie są warunki i okoliczności? To powinno być przyjemne uczucie, ale co to znaczy, że coś "jest przyjemne"? Co czuję Ann, gdy powtarzam to, czego się nauczyłem i to, co wywnioskowałem? Kiedy wybieram odpowiednią reakcję na daną sytuację... Jęczy, to jasne. To przez to? Na pewno przez to. Jej buta nakazuje jej to ukrywać, a dzieje się tak tylko gdy to robimy. A więc kobieta krzyczy, gdy uprawia seks i gdy czuje "to". "To" jest moim X. Hormony? To powinna być odpowiedź. W jaki sposób hormony wpływają na to wszystko? Nie wiem. Brakuje mi wiedzy, czy doświadczenia? Wypełnianie ciała partnerki częścią samego siebie jest czymś, co wywołuje efekt X. To już wiem. Czy to dużo? Chyba nie. Powinienem kogoś o to zapytać? Ann? Nie, spłoszę ją. Ryana? Nie, jest sobą. Kiedy jest sobą, nie wiem, w którym momencie mówi prawdę, a w którym kłamie. Kyuusuke-kun powinien udzielić mi odpowiedzi... - analizował wszystko nr. 99, ostatecznie odnajdując niepewne rozwiązanie swojego problemu. Gdy już to zrobił, chwycił od razu za leżący na fotelu T-shirt i zaczął go ubierać, jednak w pewnym momencie... zamarł. -Kyuusuke...kun? Dlaczego użyłem tego przyrostka? Nigdy wcześniej tego nie robiłem, więc nie mogę go uznać za przyzwyczajenie... Nie znam motywu mojego własnego działania... - wprawiło go to w swego rodzaju zakłopotanie, choć to uczucie było mu przecież obce. Bardziej przypominał on komputer, któremu nakazano wykonać czynność, do której nie został zaprogramowany.
***
     Kiedy tylko Aaron opuścił sypialnię Ann, wzrok wszystkich osadzony został właśnie na nim. Cała czwórka zebranych na środku sali, siedzących na fotelach lub kanapie mężczyzn była zaciekawiona jego poczynaniami. Zazdrościła mu cała męska brać.
-I jak? - zapytał bez zbędnych ceregieli niespecjalnie kulturalny Owen, przewracając coś w swoim podkręconym smartfonie. Heterochromik udzielił odpowiedzi dopiero wtedy, gdy sam usiadł już na siedzeniu do góry nogami. Wtedy właśnie zlustrował mężczyznę, zwlekając z odpowiedzią tak, jakby właśnie przeglądał jakąś biegle zarchiwizowaną bazę danych.
-Nijak - odrzekł, gdyż nic innego nie był w stanie stwierdzić. Wszyscy uznali to za sposób zbycia blondyna i uniknięcia odpowiedzi, więc nie podejmowali tematu. Wszyscy poza Kyuusuke, który dobrze znał prawdę i zdawał sobie sprawę, jak to wyglądało z perspektywy nr. 99. Tym bardziej więc pogrążył się w rozmyślaniach - poniekąd na temat towarzysza.
-Czy naprawdę uważasz, że jesteś jej wart, Aaron? Myślisz, że możesz zapewnić jej to, czego oczekuje? Seks to nie wszystko. Nawet, jeśli teraz pragnie tylko tego, to w końcu minie. Co wtedy? Co wtedy zrobisz? Czy ja... w ogóle się tego dowiem? Czy pożyję wystarczająco długo, by się przekonać? - szatyn zapędzał się coraz dalej w potok swych myśli, łącząc przykrą wieść z nieuchronnym końcem swojej osoby. -Nie! O czym ja myślę? Nie powinienem patrzeć na to w taki sposób. Gdyby nie Aaron, nigdy nie zaznałbym jakiegokolwiek smaku wolności. Nawet naukowcy z Instytutu do tej pory nas nie wytropili... a może nawet w ogóle nie próbowali nas szukać. To wszystko powody do radości. Powinienem być mu wdzięczny. Przecież on nie jest zawistny. Nie próbuje zrobić mi na złość. Wcale nie chciał specjalnie zabrać mi Ann sprzed nosa, więc dlaczego zrzucam na niego całą winę? Gdybym się wcześniej postarał, teraz nie plułbym sobie w brodę. Aaron nie rozumie tego, co czuję... a jeśli nawet mu o tym powiem, spojrzy na to z punktu widzenia sprzedawcy bydła. Powie mi: "weź ją sobie". Nie kieruje się w życiu tymi samymi pryncypiami. Jest inny... Jak mogę obwiniać za moje własne błędy kogokolwiek... nie mówiąc już o tym, że tego kogoś nie rozumiem ani też nie jestem przez niego rozumiany? Głupiec ze mnie... - złotooki dał się ponieść. Nawet nie zauważył, kiedy na jego twarzy pojawiło się przejęcie, przemieszane z gniewem i rozbiciem. Ocknął się dopiero wtedy, gdy bezwolnie uderzył pięścią w oparcie fotela. Wtedy właśnie spostrzegł, że wszyscy skupili już na nim swój wzrok, w związku z czym momentalnie opuścił głowę i się uspokoił. Pomimo tego, że rozumiał swój błąd i wiedział, jak przedstawia się sytuacja, nie potrafił już jednak patrzeć na Aarona w taki sposób, jak wcześniej. Był na to zbyt ludzki - zbyt "nieudany".
     Ann dołączyła do towarzystwa po paru minutach z wciąż jeszcze nie do końca suchymi włosami i w podkoszulku zmoczonym przez cieknącą z nich wodę. Zignorowała całkowicie fakt wlepiania się kompanów w jej odciśnięte pod materiałem piersi - chamskie, bezczelne i otwarte wlepianie, gdy chodziło o Owena oraz skryte i onieśmielone, jeśli miało się na myśli Kyuusuke. Ten ostatni był zresztą w całkowitej rozsypce, gdy tylko przyłapał się na podglądaniu dekoltu kobiety. Wcześniej bowiem nie miał z tym żadnych problemów. Nawet jeśli już robił coś podobnego, nie towarzyszyły mu przy tym żadne większe emocje. Teraz jednak było inaczej. Teraz sytuacja go przerastała.
-Dopóki nie dowiedziałem się, że ona i Aaron... są "razem", nie myślałem o niej w taki sposób, jak teraz. Dlaczego? Czyżbym aż tak bardzo mu zazdrościł? "Trzeba coś stracić, żeby to docenić", co? Nie chcę. Nie chcę ani tracić, ani doceniać, jeśli ma to wyglądać właśnie w ten sposób. Cholera! Szlag by to! - czarnowłosy zacisnął pięści w gniewie, który nagle zapragnął rozładować. Rozładować brutalnie i bez zahamowań. Jak nigdy wcześniej.
-Ekhm! - odchrząknął nagle Ryan, zwracając uwagę wszystkich na siebie. Jeszcze wtedy zdawało się, że narada przeprowadzona będzie "na poważnie", jednak to wrażenie szybko prysło, niczym bańka mydlana. -Skoro wszyscy są już umyci, ubrani i wyładowani, to może łaskawie wysłuchacie tego, co mam wam do powiedzenia, hm? - rzucił wytatuowany facet, w sposób niekonkretny odnosząc się do każdego spośród Kruków. Również do dwóch blondynów, gdyż w momencie, gdy Dwane chciał już się zrewanżować za przegraną w Street Fighterze, wyładowały im się baterię w padach. Pozostałe nawiązania były już zrozumiałe dla wszystkich członków gangu. -Z dniem dzisiejszym pozakładaliśmy obroże wszystkim liczącym się Hienom-dilerom. Specjalne podziękowania dla Owena z powodu jego niebagatelnego poświęcenia i ciężkiej pracy w zrobieniu pięćdziesięciu obroży. Załóżmy, że to... - w tym momencie szef klasnął w dłonie. Dwa razy i bez przesadnego entuzjazmu. -...jest wystarczającą emanacją naszej wdzięczności. Przechodząc jednak do ważniejszych spraw, musimy teraz przygotować się na moment, w którym stosunki pomiędzy Carami i Hienami oziębią się na tyle, by zmusić tych drugich do zapolowania na nas. Wtedy właśnie będziemy mogli uderzyć prosto w ich kryjówkę... - przerwało mu jednoczesne powstanie Kyuusuke i zeskoczenie z fotela Aarona. Dwaj nadludzie mieli poważne wyrazy twarzy.
-Idziemy teraz! - oznajmili w tym samym momencie, zaskakując w ten sposób swoich kompanów. 
-Czyście pogłupieli? Nie jesteśmy gotowi. Nie mamy nawet namiarów na bazę Hien ani chociażby planu. Jak niby mielibyśmy pójść z nimi walczyć? Chcecie przetrząsnąć każdy budynek po tej stronie Chicago? - obruszyła się oburzona zachowaniem mężczyzn Ann. Wyglądało na to, że była gotowa w każdej chwili porozdawać "liście" wszystkim, którzy spróbowaliby jej odpyskować. 
-Chyba źle nas zrozumiałaś... - podjął nr. 98, spoglądając na nią. Jego złote oczy były przeraźliwie zimne... i na swój sposób pełne bólu. -Idziemy tylko ja i Aaron. Nikogo więcej nie potrzebujemy. Poza tym Ryan właśnie chciał nam powiedzieć, że zna położenie siedziby Hien. Czyż nie tak? - był śmiertelnie poważny.
-Jeny... Muszę zapamiętać, żeby nigdy nie mówić ci niczego wcześniej, niż innym - westchnął zielonooki, co tylko mocniej nakręciło Ann.
-Pojebało was, wy idioci?! - tym razem naprawdę porządnie się wydarła. Nawet Owen powstrzymał się od całkowicie pozbawionego taktu komentarza. -Chcecie nam wmówić, że we dwóch wpadniecie do kryjówki wroga, pokonacie wszystkich tam obecnych i zabierzecie to, czego potrzebujemy? To jest niemożliwe, do diabła! Nie możecie zrobić czegoś tak bezmyślnego, debile! - mówiła rozsądnie. Miałaby nawet rację... gdyby tylko nie mówiła o "tych" ludziach.
-My możemy wszystko... - raz jeszcze odrzekli chórem nr. 99 i 98. Raz jeszcze z pełną powagą i pewnością siebie. W tym momencie Owen gwizdnął w ich kierunku, wyciągając z kieszeni niebieskiej kurtki-pilotki coś, co przypominało duży pendrive. Miało nawet identyczne wejście USB. Natychmiast cisnął tym w stronę Kyuusuke, który złapał przedmiot w locie, chociaż ten nadlatywał od strony jego pleców.
-Kiedy będziecie w środku, podłączcie to do komputera ich szefa. W środku znajduje się wirus, którego opracowałem. Przy odrobinie szczęścia przejmę ich system, włamię się do niego i ściągnę wszystkie potrzebne dane, usuwając jednocześnie oryginały. Kapujesz? - wyjaśnił blondyn z kitką, wyjątkowo nieordynarnie. W odpowiedzi czarnowłosy kiwnął tylko głową. Niebieskooka czerwieniała ze złości, widząc, że nikt nie staje po jej stronie.
-Nie wiem, jak jest z tobą, ale JA nie mam czasu, by zwlekać. Zrobiliśmy już dużo. Najwyższy czas przyspieszyć jeszcze bardziej. Po tym, czego dokonaliśmy, nie mamy już drogi odwrotu. Możemy iść tylko prosto przed siebie. Skoro więc tak, nie obchodzi mnie, czy wkraczam w ciemność, czy wstępuję w ogień. Pójdę, gdzie trzeba i zrobię to, co trzeba - zwrócił się do niej złotooki. Tylko Ryan spuścił głowę, gdy usłyszał jego słowa. Tylko on rozumiał dosłowność słów nr. 98 i właśnie to go bolało. Nie mógł on bowiem wpłynąć na decyzję osoby, którą już uznał za brata. Nie potrafił być szefem dla kogoś, kto nie był dla niego podwładnym.
-Niech idą, jeśli chcą... - mruknął pod nosem zielonooki, co wywołało burzliwą reakcję kobiety.
-Ty też, Ryan? Myślałam, że chociaż ty masz trochę oleju w głowie! - rudowłosa zamilkła natychmiast, gdy zobaczyła wyraz twarzy wytatuowanego.
-Do tego nie potrzeba mi oleju w głowie. Spójrz na tych dwóch. Czy twoim zdaniem wyglądają oni na takich, którzy w ogóle rozważają możliwość porażki? - rzeczywiście. Aura, która otaczała obu nadludzi sprawiała wrażenie, jakby mogli oni dokonać wszystkiego. Zdawało się, że nic nie mogło ich powstrzymać. -Na ile szacujecie wasze szanse na powodzenie? - spytał szef.
-100% - odpowiedzieli jednocześnie, bez chwili zastanowienia.
-Idźcie. Pamiętasz, gdzie, Kyuusuke... - polecił im, a oni poszli natychmiast. Jedynie Ann stała za nimi w osłupieniu, z irytacją przetrawiając myśl o ich samotnej eskapadzie na teren wroga. 

Koniec Rozdziału 108
Następnym razem: Więcej, niż ludzie

2 komentarze:

  1. Dużo to się nie zadziało przez co znowu czytało mi się nadzwyczaj szybko ;)
    Widać, że mocno próbujesz nakreślić te wątpliwości "numerów" czy nie nabierają coraz więcej cech ludzkich. I wychodzi Ci to bardzo dobrze i klarownie.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A bardzo się cieszę, że się podoba ;) Nader przyjemnie nakreślało mi się interakcje i relacje między Krukami ^^ I tworzyło wzorzec osobowościowy Aarona oraz Kyuusuke ;)

      Także pozdrawiam ^^

      Usuń