piątek, 25 stycznia 2013

Rozdział 5: Walcz o swą duszę - anioł stróż



ROZDZIAŁ 5

     Choć wszystko działo się tak szybko i impulsywnie, Naito miał wrażenie, jakby widział to w zwolnionym tempie. Opadający na ziemię łańcuch sprawiał wrażenie dryfującego na wietrze piórka, a szykujący się do ataku, trójgłowy pies, wyglądał jakby ślizgał się po lodzie. Nawet jego własne ruchy wydawały mu się ślimacze, powolne i nienaturalne. Skarcił się za to w myślach, ale przez chwilę pomyślał, że sytuacja przypominała tą, którą widział w "Matriksie". Tylko że w tym przypadku miał do czynienia z brutalną, niezrozumiałą rzeczywistością...
     Obrócił się na pięcie ze zwężonymi źrenicami, pochylając się i postępując krok do przodu, by ostatecznie ruszyć przed siebie, prosto w abstrakcyjnie wyglądający, jałowy las. Już przy pierwszym susie jego stopa dosięgnęła zamulonych moczarów, zanurzając się w nich prawie po kostkę. Tylko łut szczęścia sprawił, że chłopak zdołał ją wyciągnąć bez upadku. Nieprzyjemne zimno i gryzący w nozdrza smród towarzyszyły mu przez te kilka sekund, nim coś innego zupełnie odwróciło od nich jego uwagę. Wycie trójgłowej, śliniącej się bestii, rozległo się po całej mrocznej przestrzeni. Dźwięk dobiegał jednocześnie ze wszystkich trzech gardeł, uderzając śmiertelnym chórem w uszy nastolatka, którego serce zaczęło pracować na najwyższych obrotach.
-Cholera! Jest za głośny, nie potrafię ocenić odległości... - pomyślał gimnazjalista, słysząc systematyczne uderzenia potwornych pazurów o podłoże. Z największym wysiłkiem wykorzystał drzewo, jako dźwignię, by przerzucić całe swoje ciało do przodu. Był przerażony, a zapuchnięte oczy znów miały zamiar się zaszklić. Po raz pierwszy w życiu spotkał się jednak z sytuacją, gdy "nie miał czasu płakać". Uświadomiwszy do sobie, uśmiechnął się gorzko w duchu.
-Myśl, myśl, myśl! Uspokój się! Teraz wszystko zależy od ciebie, rozumiesz? Jeśli nie ochłoniesz, zginiesz! Cholera, nie! Tak jest jeszcze gorzej... - Kurokawa miał ochotę jęknąć z politowaniem dla samego siebie, jednak nie umiał wydobyć z siebie głosu. Zamiast tego mimowolnie przyśpieszył, z każdym susem wydobywając spod swych stóp duże grudy błota i szlamu, które rozbryzgiwał dokoła. Nie zauważył nawet, że część z nich ląduje na jego ubraniu, a nawet na twarzy. W tej chwili liczyło się tylko przeżycie. Nie mógł myśleć o niczym innym.
BO NIEWAŻNE, JAK BEZNADZIEJNE I POZBAWIONE KOLORÓW BĘDZIE NASZE ŻYCIE, KIEDY  MOŻEMY W NIM JESZCZE COŚ OSIĄGNĄĆ. BO WTEDY ROZPACZLIWIE PRAGNIEMY ŻYĆ, BO MYŚLIMY O TYM WSZYSTKIM, CZEGO NIE MAMY, CO CHCEMY MIEĆ... A GDY UDA NAM SIĘ PRZEŻYĆ, NIC SIĘ NIE ZMIENIA...
     Z metru na metr las stawał się coraz gęstszy, coraz bardziej odcinał uciekającego chłopaka od promieni słońca. Naito słyszał dokładnie, w przerwach między coraz cięższymi oddechami, jak łapy bestii uderzają z plaskiem o błoto. Na domiar złego, chłopak zaczynał tracić siły, podczas gdy pies zdawał się stawać coraz bardziej rozjuszonym. Kolejny raz zawył głośno, wznosząc dwie z trzech głów w kierunku pomarańczowego nieba. Przerażający, uginający plecy dreszcz ogarnął gimnazjalistę, który bezwolnie zaczął krzyczeć. Nie pomyślał nawet o tym, że tym sposobem prędzej zabraknie mu powietrza w płucach.
-Niech to szlag! Jeszcze przed chwilą siedziałem w szkole na lekcji historii, a teraz goni mnie jakieś krwiożercze straszydło! Wszystko byłoby lepsze od tego. Nawet spotkanie z Taigo, nawet kolejny łomot od jego koleżków... Ja nie chcę umierać! - zdenerwowany nastolatek przymknął na chwilę oczy, piekące go od ostatnich "nadmiarów wrażliwości". Okazało się to dla niego bardzo niefortunnym zabiegiem. Nie mogąc spojrzeć pod nogi potknął się o wystający nad brudną taflę wody korzeń, zawadzając oń stopą. W ułamku sekundy przefrunął w powietrzu pół metra, upadając brzuchem w bajoro. Śliskie błoto przedłużyło niekontrolowany lot nastolatka... aż do skarpy. Z rozdziawionymi ustami poczuł, jak górna połowa jego ciała znajduje się coraz niżej i niżej, by ostatecznie runąć w dół... wraz z prawdziwą lawiną błota, którą Kurokawa ciągnął ze sobą, zsuwając się po ogromnym, grząskim zboczu. Nietrudno wyobrazić sobie, że podczas przymusowej rotacji całego ciała, Naito niemal w całości okrył się błotnym płaszczem.
     Z pluskiem uderzył o taflę brudnej, bagiennej wody, opadając na dno. A że nie było tego zbyt wiele, mógł w spokoju odetchnąć chociaż przez chwilę, kiedy to starał się ustalić, gdzie znajduje się góra, a gdzie dół. Minęło kilka sekund, zanim zdołał podnieść się do pozycji półleżącej. Wtem, niespodziewanie, kujący ból w klatce piersiowej odebrał mu dech na czas, który jemu wydał się wręcz wiecznością. Jak wyrzucona na brzeg ryba łykał powietrze, gdy boleść ustała.
-Ugh! Chyba... złamałem żebro. Albo dwa... - jęknął żałośnie, wznosząc wzrok ku skarpie. Trójgłowy pies warczał wściekle z najeżoną sierścią, garbiąc się i wyginając, jakby odstraszał intruza od swego terytorium. Gimnazjalista przez chwilę pomyślał, że stwór skoczy za nim, jednak był inteligentniejszy, niż na to wyglądał. Z groźnym, chóralnym wyciem, ruszył gdzieś w bok, próbując znaleźć bezpieczną drogę na dół. Ten sygnał wystarczył, by zmotywować obolałe ciało Kurokawy do podniesienia się. Z niemałym trudem, rzecz jasna.
     Szedł powoli, delikatnie przygarbiony, prawą dłoń trzymając na klatce piersiowej, jakby obawiał się, że jej zawartość wpadnie w błoto. Zaciskał zęby coraz mocniej z każdym kolejnym krokiem. Z każdym kolejnym krokiem coraz dotkliwiej reagował na zimno, paraliżujące stopy. Próbował nawet biec, by się trochę ogrzać, ale ostatecznie wyszło mu to nie najlepiej, choć faktycznie poruszał się odrobinę szybciej. Nadal jednak bolące żebra powstrzymywały go przed oddaniem dłuższych susów. Chłopak dyszał ciężko i z wysiłkiem. Tak, jak wcześniej, gdy uciekał, adrenalina dawała mu nadludzką siłę, tak teraz, gdy wyparowała, zniknęło również jej błogosławieństwo.
-Ciekawe, co teraz robi Nanami? Która jest u nich godzina? Ach, straciłem już rachubę. Wydaje mi się, że mama powinna zaraz wrócić z pracy. Heh, Taigo pewnie myśli, że przestraszyłem się i siedzę teraz zapłakany w domu. Z dwojga złego chyba wolałbym tę opcję. Ten człowiek z kapturem kazał mi przeżyć, tak? To jakiś test? Jakiś sprawdzian? Czy ja naprawdę umarłem? Zawsze myślałem, że to będzie wyglądać inaczej - niebo, piekło, tego typu rzeczy. Zaraz... ten facet... jak on mnie nazwał? Szaleńcem? Dlaczego? Kiedy mnie dotknął, poczułem się dziwnie. To chyba o to chodzi, gdy ktoś mówi, że "całe życie przeleciało mu przed oczami, tak"? - zielonooki próbował dodać sobie otuchy, rozmyślając o tym wszystkim, co działo się teraz z dala od niego. Spokój zaś, jaki mu to przyniosło, pozwolił na prowizoryczną analizę sytuacji. A ta nie była dobra...
     Nagle seria systematycznych, "podwójnych" plusków, odbiła się echem po obumarłym lesie bagiennym. Dźwięk ten, połączony z sapaniem i odgłosem wciąganego przez nozdrza powietrza, wdarł się do uszu chłopaka, zmuszając do kolejnych "duchowych klątw". 
-Gdzie? Z której strony? - z dzikim strachem w oczach obracał głowę we wszystkie strony, by ustalić kierunek, z którego natężenie odgłosów było największe. Ostatecznie w panice dosłownie rzucił się w bok, za grube, stare drzewo, uderzając oń plecami z dużą siłą. Łzy bólu stanęły mu w oczach, jednak natychmiast "połknął" swój własny krzyk, ześlizgując się po pniu drzewa i siadając w zimnie. Podkulił nogi i zamknął oczy z pochyloną głową. Objął kolana rękoma, trzęsąc się, jak osika. 
-Nie znajdzie mnie, nie znajdzie mnie, nie znajdzie... Boże, jeśli gdzieś tam jesteś, błagam, nie pozwól mu mnie znaleźć! - prosił w myślach, gdy nagle usłyszał, jak duże zwierzę przebiega tuż obok drzewa, pod którym się schronił. Ze zdziwieniem otworzył oczy, widząc, jak maszkara biegnie jeszcze kilka metrów i zaczyna obwąchiwać okoliczny teren.
-Jak to możliwe? Przecież psy mają doskonały węch... a ten ma aż trzy nosy, więc jak... Nie może być! - Naito nie ukrywał szoku. Dopiero teraz zwrócił uwagę, że prawie cały umazany był błotem. Zdał sobie sprawę, że właśnie dzięki niemu pies nie wykrył jego zapachu. Gimnazjalista z ulgą wypuścił powietrze, by zaraz poczuć, jak jakaś ciecz spływa mu po podbródku. Zabłąkana kropla jego własnej krwi, skapnęła mu na rękę.
-Nie... Proszę, nie! - jęknął wewnętrznie, prostując nogi. Jego dłonie mimowolnie opadły w bagnistą toń. W jednej chwili cała ulga wyparowała. Kurokawa nie należał do głupców. Zdawał sobie sprawę, że złamane żebra i krew, cieknąca z ust, nie wróżą nic dobrego. Natychmiastowo zauważył, że nie da już rady się podnieść. Ucieczka przed zagrożeniem, którego nie rozumiał, upadek, dalszy pościg... To było dla niego za wiele. Z goryczą zacisnął powieki, spomiędzy których mimo wszystko zaczęły wypływać łzy. Kolejny raz. Naito z całej siły zacisnął zęby, oddychając tak oszczędnie, jak tylko umiał, by nie narażać się na cierpienie.
I RZEKŁ DO CHŁOPCA, ROZKOPUJĄCEGO GROBY NA CMENTARZU: "CÓŻ ROBISZ, DZIECKO?". "SZUKAM BOGA" ODPARŁ BEZ NAMYSŁU MALEC. "CZEMUŻ WIĘC ROBISZ TO TUTAJ?" NIE USTAWAŁ W PYTANIACH. "BO NIGDZIE INDZIEJ GO NIE ZNALAZŁEM" POWIEDZIAŁ ZE ŚMIERTELNĄ POWAGĄ CHŁOPCZYK.
     -Skąd u ciebie łzy? Nie każdy ma możliwość walki o coś, co chce mu się odebrać, wiesz? - rozległ się czyjś głos, zupełnie znikąd. Każde słowo docierało do świadomości chłopaka dopiero po paru sekundach, a ten zupełnie negował czyjąkolwiek obecność w swoim najbliższym otoczeniu.
-Majaczę? Co się dzieje? Myślałem, że... umiera się tylko raz. A czuję się, jakbym... miał wyzionąć ducha jeszcze setki razy. Czyj to głos? Kto mnie woła w takim miejscu, jak to? - Naito sądził, że wszystkie te słowa wypowiada na głos, ale w rzeczywistości pozostały one w jego umyśle.
-To ja! Nie widzisz mnie? - głos powtórzył się. Tym razem jednak Kurokawa był na tyle skupionym, by rozpoznać go, jako damski. Dalej jednak nie mógł poruszyć jakimkolwiek elementem swojego ciała, choćby nie wiadomo jak się starał.
-Nie widzę cię... Kim jesteś? Czego chcesz ode mnie? Czy przyszłaś... zabrać mnie do nieba? - uzupełnił swoją listę pytań czarnowłosy.
-Hihihihi! - zaśmiał się głosik z tajemniczą słodyczą. -Skąd pomysł, że jest takie coś, jak "niebo", skoro nikt spośród żyjących nigdy go nie widział?
-Może masz rację... ale w takim razie... czemu tu jesteś?
-Żeby spytać, czy przekazać coś od ciebie twojej siostrze i matce... - w tym momencie chłopak zadrżał. Dreszcz zaskoczenia przebiegł po brudnych, zmęczonych plecach. -Przecież powinny wiedzieć, że najdroższa osoba w ich życiu zdecydowała się zdechnąć w błocie, zamiast do nich wrócić.
-NIE! To nie tak! Ja chcę... tak bardzo chcę do nich wrócić, ale... czasami chęci to za mało, wiesz?
-Jeśli są odpowiednio silne, to aż nadto. Czemu twoje chęci nie są silne? - zapytał po raz pierwszy nieznajomy, żeński głos.
-Żartujesz? Nie-wiadomo-kto rzucił mnie na pożarcie nie-wiadomo-czemu z nie-wiadomo-jakiego powodu. Na dodatek to coś zeżarłoby mnie na raz. Co niby zmienią tu chęci? Nie widzę żadnej szansy na przeżycie, nie mówiąc już o wygranej! - zielonooki zdenerwował się na samego siebie.
-Czym jest jedna bestia w porównaniu do największej wartości czyjegoś życia? Nie możesz myśleć o tym, że nie dasz rady pokonać tego czegoś. Musisz myśleć, JAK to pokonać. Czy może nie chcesz tego robić? Może wolisz zasnąć i pozwolić mu się pożreć? Może nie chcesz już nigdy wrócić do swoich bliskich? Może nie chcesz żyć? - każde zdanie, każde pytanie, każdy oddech tej osoby uderzał w chłopaka, jak młot kowalski, poruszając jego sercem i umysłem. Jeszcze nigdy wcześniej nie czuł czegoś takiego, rozmawiając z kimkolwiek. To było, jakby przemawiał do niego ktoś z innej planety, ktoś nie z tego świata, ktoś piękniejszy i wspanialszy nade wszystko, co poznał do tej pory. 
-Chcę! CHCĘ, SŁYSZYSZ?! Powiedz mi tylko, jak mam to zrobić! - jego duch krzyczał, jak nigdy wcześniej. Huczał mocą tysięcy ludzkich serc, ale przede wszystkim jego własnym. Naito płonął.
 -Walcz... - poczuł dotyk. Poczuł, jak drobna, ciepła dłoń o nieskazitelnie gładkiej cerze dotyka jego policzka, obejmuje jego twarz. Natychmiast ból przestał się liczyć. Natychmiast łzy zastygły w kącikach zielonych oczu. -Walcz o swą duszę... - powtórzyła nieznajoma, a po chwili nastolatek otworzył szeroko oczy, widząc ją, jak przez mgłę z powodu jeszcze kotłujących się łez. Osoba ta odwróciła się od niego, ukazując opadające na plecy włosy. Odeszła lekko, z gracją, do samego końca nie objawiając mu swego oblicza.
      -Heh, zabawne. Tyle się słyszy o aniołach stróżach, choć nigdy nie ma się okazji udowodnić, że naprawdę istnieją. A wygląda na to, że... ja osobiście spotkałem... mojego anioła - mówił pozawerbalnie gimnazjalista, powoli podnosząc się na równe nogi. Część błota została zmyta z jego ciała, podobnie jak krew. Naito pochylił głowę, patrząc na swoje dłonie. Z ogniem w oczach ścisnął je w pięści... a potem odwrócił się i ruszył. Wolno, spokojnie, z dumą. Kroczył wyprostowany w kierunku odwróconego od niego plecami potwora.

Koniec Rozdziału 5
Następnym razem: Dusza, która krzyczy

3 komentarze:

  1. Na prawdę. Na prawdę miałem ochotę znaleźć coś co mógłbym ci wytknąć, ale to jest takie fajne! Ten świat wykreowany jest bardzo ciekawie! A Anioł Stróż mimo że nie został opisany to już sobie wyobrażam jak wygląda. Ma blond włosy, co nie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę zdradzić konkretów, by nie spoilerować, ale tak naprawdę "świat" poznasz dopiero nieco później ;) A AS... nie, nie posiada blond włosów ^^

      Usuń
    2. Ech...nie trafiłem ; (

      Usuń