ROZDZIAŁ 28
-Więc miałem rację... Już wtedy mnie widziałeś, prawda? - właściwie stwierdził Naito, spoglądając na wciąż lekko uśmiechniętego kuglarza. Szarooki kiwnął tylko wymownie głową, po czym podniósł się z miejsca, stawiając wielką walizkę na ziemi.
-Zgadza się. Gdyby nie to, że przeszedłeś przez tłum, jak duch, pewnie nie zauważyłbym, że nie jesteś zwykłym człowiekiem - rzekł spokojnie dziwacznie ubrany ciemnowłosy. Rozpięty, cienki płaszcz z kapturem nałożony był na kraciastą koszulę sztukmistrza. Chłopak ewidentnie nie wiedział, co znaczy "wtopić się w otoczenie"... bądź świadomie robił wszystko, by się wyróżnić.
-Skoro mnie widziałeś, ty także nie jesteś, prawda? - kolejne stwierdzenie w formie pytania wyrwało się z ust gimnazjalisty, a kuglarz uśmiechnął się tajemniczo, po czym w jednej chwili anulował przywdziewaną powłokę. Naito odruchowo odskoczył od niego, robiąc to samo jeszcze przed wylądowaniem. W zielonych oczach widać było nieufność i podejrzliwość.
-Ach, nie musisz się bać, nic ci nie zrobię. Właściwie... po tym, co widziałem, jestem w stanie stwierdzić, że nie miałbym z tobą szans. Myślałem tylko, że poczujesz się pewniej, rozmawiając ze "swoim". Mój błąd, wybacz... - kuglarz wystawił dłonie przed siebie z bezradnym uśmieszkiem.
-Czyli ty też jesteś Madnessem... - stwierdził raz jeszcze drugoklasista. Jego rozmówca parokrotnie przechylił głowę z boku na bok, przyznając Naito niepełną rację.
-Zacznijmy od nowa, dobrze? - zapytał, nawet nie czekając na odpowiedź. Spokojnie podszedł do Kurokawy, wyciągając dłoń. -Mam na imię Haruki, a moja urocza towarzyszka to Shizuka - lekko zakłopotany szatyn uścisnął zawisłą w powietrzu rękę.
-Jestem Naito... - wydukał w końcu, po czym popatrzył dziwnie na rozmówcę. -Nie zrozum mnie źle, ale... czy ty dałeś imię kukle? - wyrzucił z siebie pierwsze, co cisnęło mu się na usta. Teraz to Haruki obłożył bo zaskoczonym spojrzeniem.
-Nie zauważyłeś? Albo straszny z ciebie amator, albo niczego was teraz nie uczą... - westchnął z politowaniem kuglarz, a widząc całkowity brak zrozumienia ze strony Kurokawy, wrócił do swojej walizki. Klęknąwszy przed pakunkiem, chwycił za jedną, a później za drugą klamrę, rozwierając je z cichym trzaskiem. Delikatnie otworzył wieko, opuszczając je na podłoże, a ciekawskie spojrzenie zielonookiego zauważyło zwiniętą w kłębek "lalkę" - tą samą, którą widział rano. Haruki ostrożnie włożył rękę za jej plecy i podniósł ją do pozycji półleżącej. Właśnie w tym momencie sięgnął do kieszeni płaszcza, wydobywając z niej mieniący się jaskrawym światłem kluczyk. Jakimś cudem ów kluczyk był całkiem przezroczysty. Dało się dojrzeć tylko jego kontury i kojącą poświatę. Pierwsze, co przyszło na myśl Naito, dotyczyło jego treningu. Przez pierwszy tydzień bowiem również korzystał z takiego przedmiotu. Nastolatek szybko zdał sobie jednak sprawę, że ten, w którego posiadaniu był kuglarz, służył całkiem do czego innego.
Trzymając "Shizukę" jedną ręką, szarooki najzwyczajniej w świecie... wsadził kluczyk między łopatki kukły, choć ewidentnie nie było w nich żadnego otworu. Przedmiot zareagował tak, jakby w rzeczywistości znajdował się tam takowy. Szczęknął nawet metalicznie, jakby naprawdę trafił do zamka. Szybkim ruchem Haruki kilkakrotnie przekręcił kluczyk, za każdym razem wywołując głuchy trzask. Jakże wielkie było zdziwienie Kurokawy, gdy dotychczas uważana za lalkę osoba otworzyła fiołkowe oczy i rozejrzała się dookoła z zaciekawieniem.
-Ohayo, Shizuka-chan! - przywitał się przyjaźnie kuglarz, a dziewczyna spojrzała w jego stronę, wydymając wargi w ewidentnym zdenerwowaniu.
-Myślałam, że już mnie stamtąd nie wypuścisz! Cała zdrętwiałam! - krzyknęła na niego niebywale piękna kukła. Nim jej "animator" zdążył cokolwiek powiedzieć, dziewczyna powstała gwałtownie i wyszła z walizki, rozciągając ręce i nogi z nieukrywaną przyjemnością.
-Hahahah, wybacz! Miałem tutaj małe problemy z paroma gburami, ale mój... przyjaciel mi pomógł. Shizuka, oto Naito. Naito, to jest właśnie Shizuka - wyjaśnił pośpiesznie Haruki, gestykulując przy tym, jak zawodowy mówca. W tym właśnie momencie dziewoja skupiła wzrok na gimnazjaliście, przechylając przy tym głowę, niby małe kocię. Po chwili puściła mu oczko z przyjaznym uśmiechem, a Kurokawa poczuł, jak robi mu się gorąco. Jednocześnie zawstydził go sam ten fakt, więc jeszcze bardziej się zaczerwienił.
-Pamiętam cię z rana! Cały czas pożerałeś mnie wzrokiem, myśląc, że nie widzę... - zastrzeliła go ruda, doprowadzając jego twarz do szczytowej temperatury.
-T... tak. Miło mi cię poznać... - wydukał w końcu nastolatek, wewnętrznie uderzając się dłonią w czoło z politowaniem dla swojej nieporadności.
-No więc... skoro już mamy rozmawiać, może przenieśmy się w jakieś przyjemniejsze miejsce? - zaproponował wesoło Haruki, zatrzaskując wieko teczki i przerywając tym samym niezręczny potok żałości.
Trzymając "Shizukę" jedną ręką, szarooki najzwyczajniej w świecie... wsadził kluczyk między łopatki kukły, choć ewidentnie nie było w nich żadnego otworu. Przedmiot zareagował tak, jakby w rzeczywistości znajdował się tam takowy. Szczęknął nawet metalicznie, jakby naprawdę trafił do zamka. Szybkim ruchem Haruki kilkakrotnie przekręcił kluczyk, za każdym razem wywołując głuchy trzask. Jakże wielkie było zdziwienie Kurokawy, gdy dotychczas uważana za lalkę osoba otworzyła fiołkowe oczy i rozejrzała się dookoła z zaciekawieniem.
-Ohayo, Shizuka-chan! - przywitał się przyjaźnie kuglarz, a dziewczyna spojrzała w jego stronę, wydymając wargi w ewidentnym zdenerwowaniu.
-Myślałam, że już mnie stamtąd nie wypuścisz! Cała zdrętwiałam! - krzyknęła na niego niebywale piękna kukła. Nim jej "animator" zdążył cokolwiek powiedzieć, dziewczyna powstała gwałtownie i wyszła z walizki, rozciągając ręce i nogi z nieukrywaną przyjemnością.
-Hahahah, wybacz! Miałem tutaj małe problemy z paroma gburami, ale mój... przyjaciel mi pomógł. Shizuka, oto Naito. Naito, to jest właśnie Shizuka - wyjaśnił pośpiesznie Haruki, gestykulując przy tym, jak zawodowy mówca. W tym właśnie momencie dziewoja skupiła wzrok na gimnazjaliście, przechylając przy tym głowę, niby małe kocię. Po chwili puściła mu oczko z przyjaznym uśmiechem, a Kurokawa poczuł, jak robi mu się gorąco. Jednocześnie zawstydził go sam ten fakt, więc jeszcze bardziej się zaczerwienił.
-Pamiętam cię z rana! Cały czas pożerałeś mnie wzrokiem, myśląc, że nie widzę... - zastrzeliła go ruda, doprowadzając jego twarz do szczytowej temperatury.
-T... tak. Miło mi cię poznać... - wydukał w końcu nastolatek, wewnętrznie uderzając się dłonią w czoło z politowaniem dla swojej nieporadności.
-No więc... skoro już mamy rozmawiać, może przenieśmy się w jakieś przyjemniejsze miejsce? - zaproponował wesoło Haruki, zatrzaskując wieko teczki i przerywając tym samym niezręczny potok żałości.
***
Jedyne miejsce, jakie przychodziło do głowy szarookiemu okazało się być zwykłą, małą kawiarnią. Jak się szybko wydało, był to najtańszy lokal w okolicy - tak wyglądała strategia kuglarza, jeśli chodziło o "odwdzięczenie się za pomoc". Kurokawa z cichym westchnięciem zaakceptował fakt, że Haruki po prostu nie chce wydawać zbyt wiele pieniędzy... a właściwie nie chce wydawać jakichkolwiek pieniędzy. Tuż przed wejściem, obaj panowie nałożyli na siebie powłoki duchowe. W oczy Naito rzucił się fakt, że w przypadku Shizuki zainterweniować musiał jej "opiekun". Dziewczyna jeszcze przed wyjściem z parku założyła na stawy opaski, przywodzące na myśl te stymulujące układ kostny, jakie często widuje się w telewizji. W rzeczywistości rzecz jasna chodziło po prostu o ukrycie "nieludzkości" rudzielca.
Kluczyk w plecach dziewoi był kluczem z energii duchowej - a przynajmniej do takiego wniosku doszedł zielonooki, gdy nikt z obsługi go nie zauważył. Jedynym, co przykuło uwagę kelnera - poza urodziwą klientką - był rzecz jasna dziwacznie ubrany Haruki. Obecnie wielu określiłoby go zapewne jako "hipstera". Nie myliliby się tak bardzo. Cała trójka zasiała w kącie, na samym końcu lokalu. Narożnikowa sofa z czerwonej skóry sprawiała dobre wrażenie, odwracając uwagę od wątpliwej jakości innych elementów wystroju. Obsługa w milczeniu przyglądała się kuglarzowi, który usilnie starał się pionowo oprzeć walizę o ścianę, co wyglądało nieco żałośnie.
W ciągu pięciu minut wszyscy otrzymali po filiżance cienkiej, czarnej kawy z małą ilością cukru - niezawodny wyznacznik jakości - po czym mogli w końcu przejść do konkretów. Kurokawa nie tylko nie miał serca, co po prostu nie chciał zamawiać czegokolwiek innego na koszt nowo poznanego "kolegi po fachu", więc szybko skupił na nim swój wzrok, nakłaniając pozawerbalnie do zwierzeń.
-No dobrze... Pewnie masz masę pytań, tak? I zgaduję, że nie chodzi ci o moją nonszalancję i nienaganny "zmysł modowy"? Jasne... - Haruki odwlekał właściwą rozmowę tak bardzo, jak mógł. -Mam nadzieję, że nie planujesz potraktować mnie, jak bandyty tylko dlatego, że nie latam za potworami, jak tobie podobni? - zapytał jeszcze z udawaną podejrzliwością, która nie zniechęciła gimnazjalisty.
-Nie każdy Madness musi to robić. Nie jesteś pierwszym... "wyjątkiem", który spotykam. Nie jesteście, chciałem powiedzieć - odrzekł i szybko poprawił się szatyn.
-Odpowiem na twoje pytania pod jednym warunkiem - choć każda kolejna próba szarookiego robiła się coraz bardziej żenująca, teraz zdawał się być śmiertelnie poważnym. -Nikomu o nas nie powiesz, dobrze? Żyje nam się świetnie bez waszych świętoszków na karkach... - kuglarz przyjrzał się badawczo nastolatkowi, który z pozoru wszystko doskonale rozumiał.
-Nikt się nie dowie... jeśli nie robisz nic, co szkodzi innym ludziom - zielonooki sam nie wiedział, skąd wzięły się w jego ustach tak idealistyczne słowa. Być może to chytra postawa rozmówcy obudziła w nim wewnętrznego obrońcę sprawiedliwości z Akashimie? Nie zastanawiał się nad tym.
-Chyba faktycznie nie wygram... - westchnął ostatecznie Haruki, a Shizuka spojrzała na niego niepewnie, co nie umknęło uwadze Naito. -Jak już pewnie zauważyłeś... choć może i nie, znając ciebie... nie jestem "zwykłym" Madnessem", a Shizuka do tego grona nie zalicza się wcale. Jestem Marionetkarzem... - wyznał nareszcie "hipster".
-Marionetkarz? - zdziwił się zielonooki, robiąc minę, jakby zastanawiał się, czy powinien znać ten termin.
-Jesteś naprawdę do bani... Nic nie wiesz o świecie, w którym się obracasz... - mruknął zażenowany Haruki, po czym ukrył twarz w dłoniach, widząc że chłopak w ogóle nie poczytał sobie tego za przytyk. -Marionetkarz to Madness, którego specjalizacją jest kontrola marionetek. Shizuka to właśnie taka marionetka - gimnazjalista dostrzegł minimalny ruch w kącikach ust dziewczyny, z której twarzy spełzł już uśmiech.
-Czy to znaczy, że Shizuka-san jest... to znaczy... nie jest prawdziwa? Nie, nie to miałem na... Ech... Marionetka kojarzy mi się z lalką. Zwykłą, kontrolowaną przez właściciela kukiełką, a Shizuka-san... ma w sobie aż za dużo życia - tak potworna nieporadność społeczna Kurokawy sumowała się z całkowitą nieznajomością obyczajów Harukiego, tworząc wybuchową mieszankę.
-Do tego właśnie zmierzałem. Shizuka, jak każda marionetka, jest stuprocentową, odrębną osobą. Taką samą, jaką była za życia... i nawet po życiu - tu Marionetkarz dziwnie zmarkotniał, podobnie zresztą, jak jego towarzyszka. Naito miał wrażenie, że trafił na grząski grunt.
-Nie rozumiem. Jeśli byłaś kiedyś zwykłym człowiekiem, Shizuka-san, jak to się stało, że... no wiesz... - naiwnie układane pytania czarnowłosego nie polepszały sytuacji. Rudzielec nie odpowiedział, jakby cały wcześniejszy wigor uleciał z dziewczyny w ciągu kilku chwil.
-Wiesz, skąd Marionetkarz bierze swoje marionetki? Robi to poprzez przywrócenie życia. Przywrócenie życia tym, którzy stracili je już dwa razy... - serce zielonookiego zabiło mocniej, a w jego głowie zaczęło się tlić światełko zrozumienia. -Shizuka nie przeszła przez swoją próbę w Czyśćcu... była Spaczoną. Odzyskałem jej dawne "ja" z potwora... takiego samego, jakie twoi pobratymcy zabijają dzień w dzień. I ty również to robisz - Haruki spojrzał w oczy młodego Madnessa, który całkiem zamarł.
-Ja... nie miałem pojęcia, że Spaczonych da się uratować... nie wiedziałem, że... - wykrztusił szatyn, nie zdając sobie sprawy z tego, jak żałośnie i żenująco brzmiało to, co mówił.
-Bo się nie da - uciął krótko niebieskooki, a siedząca obok dziewczyna zadygotała delikatnie, jakby właśnie przypomniała sobie jakieś traumatyczne przeżycie z dzieciństwa. -Po pierwsze, im silniejszy jest Spaczony, tym trudniejsze jest odnalezienie fragmentu przedśmiertnej podświadomości. Po drugie, Marionetkarzy jest stanowczo za mało, by móc jakoś drastycznie zmniejszyć ilość zgubionych. A po trzecie... ci, których uratujemy są niemal ubezwłasnowolnieni - przy ostatnim zdaniu pociągnął kilka sporych łyków kawy, niemalże opróżniając filiżankę.
-Jak to? Shizuka-san nie tylko wróciła do swojej dawnej formy, ale wydaje się też cieszyć z życia. Dlaczego więc...? - gimnazjalista nie zdążył skończyć. Pięść Harukiego gwałtownie uderzyła w blat, a twarz Marionetkarza przepełniała złość. Jednak nie była ona skierowana w stronę zielonookiego.
-Nic nie rozumiesz! Jeden taki, jak ja może uratować ograniczoną ilość osób. Dlaczego? Każdy ocalały to stała utrata jakiejś części mocy duchowej w celu stworzenia indywidualnego dla każdej osoby klucza. W dodatku samo utrzymanie kilku kluczy wymaga dużego wysiłku i miesięcy treningu. Poza tym, marionetka nie może oddalać się od swojego zbawcy na dużą odległość, gdyż wtedy klucz powróci do niego, pozbawiając ją przytomności. Najgorsze jest jednak coś innego... kiedy ginie Marionetkarz, każda uratowana przez niego dusza, każdy stworzony klucz... przepada na zawsze - Kurokawa milczał, wewnętrznie plując sobie w twarz. Samodzielnie wypatrzył czwartą wadę "kontraktu", lecz postanowił ugryźć się w język. Emocje Marionetkarza podświadomie odbijały się na jego lalce. W momencie, gdy Haruki urwał wypowiedź, dygocząca Shizuka schowała twarz w dłoniach, delikatnie szlochając. To właśnie na ten widok chłopak przestał mówić. Na jego twarzy malowało się poczucie winy. Nie mówiąc nic, przygarnął do siebie ramieniem dziewczynę, drugą ręką ujmując jej drobny policzek. Kciukiem otarł łzy spod oczodołów rudzielca. Widać było, jak sam kuglarz stara się uspokoić samego siebie - on również zdawał sobie sprawę z czwartej wady.
To, co słyszał i to, co widział młody Madness rozżaliło go dogłębnie. Być może dlatego, że - jak wielokrotnie mówiono - posiadał duże pokłady empatii. Możliwe jednak, że powodem była myśl, która właśnie pojawiła się w jego głowie - świadomość, która nie mogła ujść uwadze młodzieńca. Bez względu na to, jak patrzył na tę dwójkę, zdawał sobie sprawę, że taka sytuacja nie zdarzyła się po raz pierwszy. Nawet nie po raz dziesiąty... i zapewne również nie setny.
-To byłoby wspaniałe, prawda? - wyszeptał w końcu Marionetkarz, nie dając po sobie poznać, do którego z towarzyszy kieruje swe słowa. -Gdybym mógł stać się wystarczająco silny, uratowałbym tak wiele żyć, które inni już spisali na straty. Odzyskać kogoś, kto umarł dwa razy... zawrócił koleje losu... poprosić Haarona o zmianę kierunku, w którym płynie... Czy to nie byłoby piękne? - pojedyncza łza popłynęła po policzku Harukiego i byłaby już na głowie Shizuki, gdyby ta nagle... nie otarła jej własną dłonią. I nie tylko Naito był tym faktem zdumiony. Wyraz twarzy niebieskookiego dawał jasno do zrozumienia, że to w ogóle nie miało prawa się wydarzyć... a jednak się wydarzyło.
-Tak... byłoby - odparł w końcu Kurokawa z posępnym głosem. Kiedy raptem dwie godziny wcześniej wyruszył w poszukiwaniu "brzuchomówcy", nie spodziewał się, jak brzemienne okaże się to spotkanie.
-Ja... nie miałem pojęcia, że Spaczonych da się uratować... nie wiedziałem, że... - wykrztusił szatyn, nie zdając sobie sprawy z tego, jak żałośnie i żenująco brzmiało to, co mówił.
-Bo się nie da - uciął krótko niebieskooki, a siedząca obok dziewczyna zadygotała delikatnie, jakby właśnie przypomniała sobie jakieś traumatyczne przeżycie z dzieciństwa. -Po pierwsze, im silniejszy jest Spaczony, tym trudniejsze jest odnalezienie fragmentu przedśmiertnej podświadomości. Po drugie, Marionetkarzy jest stanowczo za mało, by móc jakoś drastycznie zmniejszyć ilość zgubionych. A po trzecie... ci, których uratujemy są niemal ubezwłasnowolnieni - przy ostatnim zdaniu pociągnął kilka sporych łyków kawy, niemalże opróżniając filiżankę.
-Jak to? Shizuka-san nie tylko wróciła do swojej dawnej formy, ale wydaje się też cieszyć z życia. Dlaczego więc...? - gimnazjalista nie zdążył skończyć. Pięść Harukiego gwałtownie uderzyła w blat, a twarz Marionetkarza przepełniała złość. Jednak nie była ona skierowana w stronę zielonookiego.
-Nic nie rozumiesz! Jeden taki, jak ja może uratować ograniczoną ilość osób. Dlaczego? Każdy ocalały to stała utrata jakiejś części mocy duchowej w celu stworzenia indywidualnego dla każdej osoby klucza. W dodatku samo utrzymanie kilku kluczy wymaga dużego wysiłku i miesięcy treningu. Poza tym, marionetka nie może oddalać się od swojego zbawcy na dużą odległość, gdyż wtedy klucz powróci do niego, pozbawiając ją przytomności. Najgorsze jest jednak coś innego... kiedy ginie Marionetkarz, każda uratowana przez niego dusza, każdy stworzony klucz... przepada na zawsze - Kurokawa milczał, wewnętrznie plując sobie w twarz. Samodzielnie wypatrzył czwartą wadę "kontraktu", lecz postanowił ugryźć się w język. Emocje Marionetkarza podświadomie odbijały się na jego lalce. W momencie, gdy Haruki urwał wypowiedź, dygocząca Shizuka schowała twarz w dłoniach, delikatnie szlochając. To właśnie na ten widok chłopak przestał mówić. Na jego twarzy malowało się poczucie winy. Nie mówiąc nic, przygarnął do siebie ramieniem dziewczynę, drugą ręką ujmując jej drobny policzek. Kciukiem otarł łzy spod oczodołów rudzielca. Widać było, jak sam kuglarz stara się uspokoić samego siebie - on również zdawał sobie sprawę z czwartej wady.
To, co słyszał i to, co widział młody Madness rozżaliło go dogłębnie. Być może dlatego, że - jak wielokrotnie mówiono - posiadał duże pokłady empatii. Możliwe jednak, że powodem była myśl, która właśnie pojawiła się w jego głowie - świadomość, która nie mogła ujść uwadze młodzieńca. Bez względu na to, jak patrzył na tę dwójkę, zdawał sobie sprawę, że taka sytuacja nie zdarzyła się po raz pierwszy. Nawet nie po raz dziesiąty... i zapewne również nie setny.
-To byłoby wspaniałe, prawda? - wyszeptał w końcu Marionetkarz, nie dając po sobie poznać, do którego z towarzyszy kieruje swe słowa. -Gdybym mógł stać się wystarczająco silny, uratowałbym tak wiele żyć, które inni już spisali na straty. Odzyskać kogoś, kto umarł dwa razy... zawrócił koleje losu... poprosić Haarona o zmianę kierunku, w którym płynie... Czy to nie byłoby piękne? - pojedyncza łza popłynęła po policzku Harukiego i byłaby już na głowie Shizuki, gdyby ta nagle... nie otarła jej własną dłonią. I nie tylko Naito był tym faktem zdumiony. Wyraz twarzy niebieskookiego dawał jasno do zrozumienia, że to w ogóle nie miało prawa się wydarzyć... a jednak się wydarzyło.
-Tak... byłoby - odparł w końcu Kurokawa z posępnym głosem. Kiedy raptem dwie godziny wcześniej wyruszył w poszukiwaniu "brzuchomówcy", nie spodziewał się, jak brzemienne okaże się to spotkanie.
***
Szczelina. Delikatna, lecz wyraźna. Jaśniejąca wewnętrznym światłem, jednak kryjąca w sobie osobliwy mrok. Przywodząca na myśl urwisko, jak i dolinę rzeki. I nie byłaby niczym niezwykłym, gdyby nie widniała... w powietrzu. Pół metra nad dachem sześciopiętrowego bloku. Szczelina rozszerzyła się raptownie, po czym również wydłużyła, tworząc teraz swoistą dziurę w eterze, wypełnioną po brzegi blaskiem. Trudno powiedzieć, ilu ludzi ją widziało. Albo raczej... ilu Madnessów... czy w ogóle jacyśkolwiek. Niemniej jednak z tejże ścieżki światła wyszły trzy humanoidalne cienie, miękko opadając na podłożu.
Skrzekliwy śmiech, przywodzący na myśl odgłos wydawany przez hienę rozszedł się po dachu. Śmiał się środkowy cień, nie zapowiadając tym niczego dobrego. Jego śmiech przypominał śmiech szaleńca, szarlatana... kogoś, kto - oddzielony od niej na bardzo długi czas - pragnął zabawy. Rozrywki. Masakry.
-Marionetkarz, co? Hm... brzmi ciekawie - rzucił osobnik o psychopatycznym śmiechu.
-Jeśli będziemy mieć szczęście, być może znajdzie się przy nim co najmniej kilka marionetek... - dodał zaraz drugi głos, wyrachowany i spokojny, jednak bezwzględny i nie znający litości.
-Pamiętajcie, o czym mówił Thomas... jeśli znów zaczniemy walczyć między sobą o ofiarę, nie unikniemy kary - najbardziej racjonalny z całej trójki, damski głos pouczył dwa pozostałe.
-Co powiecie na polowanie? - podrzucił pomysł szaleniec, po czym zaśmiał się gwałtownie, nie mogąc się powstrzymać. Gdy tylko udało mu się zdławić odruch, kontynuował: -Rozdzielimy się. Ten, kto go znajdzie i dorwie, zgarnia pulę. Brak jakichkolwiek zasad. Godzina czasu. Jeśli nikomu się nie uda, zrobimy powtórkę. Pasuje? - mówił wyjątkowo zasadniczo i niemalże brzmiał, jak zrównoważony psychicznie. Brzmiałby dalej, gdyby nie wybuchł gromkim śmiechem, zrażając tym samym swych towarzyszy.
-Ta! - odrzekli krótko chórem zarówno zdrowa na umyśle wersja "hieny", jak i kobieta.
-Czas... start! - na dźwięk tych słów, wypowiedzianych przez psychopatę, cała trójka rozdzieliła się. Każdy skoczył z dachu z niesamowitą prędkością. Każdy w swoim kierunku. Każdy chciał wygrać... i zabić.
Koniec Rozdziału 28
Następnym razem: Zderzenie - naturalny przeciwnik
Hehe.... Teraz Młody Kurokawa zapewne będzie miał wątpliwości wobec tego czy dobrze robi zabijając spaczonych. Ale to fajnie! Rozdarcia wewnętrzne są zawsze na plus ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ja uwielbiam tego typu rozdarcia ^^ I sytuacje typu "tak źle, tak niedobrze" też ;)
Usuń