ROZDZIAŁ 60
-Słowa nie wyrażą mojego żalu, Panie... - główna komnata, a poniekąd sala tronowa Połykaczy Grzechów była prawie całkiem pochłonięta przez mrok. Jedynie snop światła, wpuszczany przez otwarte drzwi pozwalał dojrzeć cokolwiek. Thomas klęczał na obydwu kolanach, głęboko pochylając swą głowę na znak pokory.
-Jak sądzisz, co się z nim teraz stanie? - zapytał spokojnie Bachir, opierając prawy łokieć na boku swego tronu.
-Obawiam się, że obrażenia, które otrzymał są zbyt poważne. Sądzę, że nie będzie już w stanie wzbudzić Twego zainteresowania. Ukarz mnie, jeśli taka Twa wola, albowiem zgrzeszyłem przeciw Tobie... - kapłan przemawiał z pełną powagą i stuprocentową wiarą we wszystko, co mówił. Naprawdę był gotów odebrać swą pokutę, jakakolwiek miałaby ona nie być.
-Nie, Thomasie, dobrze zrobiłeś. Nie ma potrzeby, byś się za to obwiniał. Jeśli ten chłopiec nie zdoła powrócić do poprzedniego stanu, będzie to oznaczać, że myliłem się, co do niego. Jeśli jednak miałem rację, odzyska wszystko, co mu odebrałeś... - białowłosy mulat przejawiał duże pokłady wyrozumiałości dla swojego najwierniejszego podwładnego. Blondyn skłonił się do samej posadzki, po czym wstał na równe nogi.
-Panie... wyglądasz na strapionego. Czy jest coś, co mogę dla ciebie zrobić? - spytał uniżenie Riddler, raz jeszcze skłaniając się aż do pasa.
-Nie, Thomasie... nic mi nie jest. Czuję po prostu, że... coś wisi w powietrzu - mruknął przywódca Połykaczy Grzechów, nieobecnym spojrzeniem wpatrując się w mrok.
***
-Co ty tu niby odpierdalasz...? - zaczął Tatsuya z niezwykle podejrzanym spokojem, jak bomba, która miała za chwilę wybuchnąć. Posiadacz Przeklętej Ręki patrzył na zapłakanego, niewyspanego i ogólnie beznadziejnie wyglądającego Naito. Na nic się już zdały jakiekolwiek groźby ze strony stojącej za czempionem pielęgniarki. Uszy mistrza areny nie dopuszczały ani jednej uwagi od momentu, w którym ujrzał swoje nemezis.
-Kto ci pozwolił tak mnie ośmieszać, ty szmato?! - wydarł się heterochromik, postępując krok do przodu z taką gwałtownością, że zaczepił kobietą o framugę drzwi i pozostawił ją w wejściu. Furia pojawiła się na twarzy byłego Połykacza Grzechów.
-Tatsuya-san... - wybełkotał niepewnie gimnazjalista z głosem drżącym i ściszonym od płaczu. -Co ty tu robisz? O co chodzi? - drugoklasista nie zrozumiał ani jednego słowa, które wypowiedział jego niedawny wróg. Furiat raptownie uderzył pięścią w czarną, metalową ramę szpitalnego łóżka, a jego rozmówca ucichł momentalnie.
-Wydaje ci się, że kim, do chuja, jesteś?! Najpierw dostaję po mordzie od "wspaniałego", "bohaterskiego" ciebie, a teraz zgrywasz zasranego wymoczka?! Nie przegrałem z jakąś zapłakaną dziwką bez honoru i godności, jasne?! - pielęgniarka była zbyt przerażona, by w ogóle zbliżyć się do mistrza areny, który zdążył już wpaść w szał.
-Ale ja wcale... ty... nie rozumiesz... - różne powody do stresu i frustracji zwalały się z impetem na całe jestestwo Kurokawy, który sam nie wiedział, w co włożyć ręce. Zdawał sobie sprawę, że w normalnych warunkach nie przejąłby się aż tak obelgami jakiegoś psychopaty. Mimo wszystko w tamtym momencie miał ochotę rozpłakać się jeszcze raz. Chciał ponownie odciąć się od całego świata i w spokoju użalać się nad swoim losem. Chciał zamknąć oczy i mieć nadzieję, że wkrótce zaśnie... i faktycznie spróbował. W natłoku złych bodźców i czarnych myśli zacisnął z całej siły powieki, lecz to nie sen po niego przyszedł. Potężny lewy sierpowy Tatsuyi wbił się nagle w policzek załamanego Naito, przerzucając jego głowę w przeciwnym kierunku. Na bladej, mokrej twarzy dało się widzieć zaskoczenie i swego rodzaju szok.
-Czego, kurwa, nie rozumiem?! Znowu masz zamiar się mądrzyć, padalcu?! Czego nie rozumiem? Że dałeś się sprać, jak szmata? Że rzuciłeś się na kogoś, kogo nie pokonałbyś nawet za 100 lat? Że teraz siedzisz sobie w kącie i masz wyjebane na wszystko, gdy inni skaczą ci nad głową? Chyba całkiem cię popierdoliło, Kurokawa! - kolejny cios, tym razem prawy sierpowy uderzył w oszołomionego nastolatka, który w tej sekundzie uświadomił sobie jedną rzecz. Rzeczywiście jego nogi nie czuły nic... ale cała reszta już tak. -Leżeć i gnić możesz sobie w grobie, ty kurwo! Skoro tak bardzo tego chcesz, zgniotę cię na miazgę tu i teraz! - przerażona kobieta uciekła z krzykiem, zapewne biegnąc po ochronę. Tymczasem rozgniewany Tatsuya chwycił kontuzjowanego za włosy i podciągnął w górę. -Na kogo wyjdę, jeśli się wyda, że przegrałem z takim śmieciem? Nie możesz chodzić, wielki mi problem! Upierdolili ci te nogi? Nie... a wiesz, czemu? - ostatnie dwa zdania wypowiedziane zostały z chłodnym, wręcz stoickim spokojem. Mistrz areny momentalnie rzucił uniesionego chłopaka z powrotem na łóżko. Heterochromik bez zbędnych ceregieli splunął nastolatkowi prosto między oczy.
-Sam sobie odpowiesz na to pytanie... a ja w tym czasie będę czekał... aż PRZYJDZIESZ mi oddać. Rozumiemy się? - były Połykacz Grzechów stanął w drzwiach, odwrócony plecami do kontuzjowanego Naito.
-Arigato... Tatsuya-san! - krzyknął w ostatniej chwili posiadacz Przeklętych Oczu, a jego kat momentalnie pognał w swoim kierunku, nim jeszcze zdążyła przybyć ochrona. Gimnazjalista jeszcze przez kilka chwil wsłuchiwał się w odgłosy kroków, a potem w krótką serię krzyków.
-Chyba spróbowali go zatrzymać. Biedni ludzie... - pomyślał pacjent, wolno opadając na poduszkę w stanie całkowitego wyciszenia. -Ma rację... Jest wiele przypadków ludzi, którzy odzyskali możliwość chodzenia. Poza tym w Morriden na pewno stosuje się bardziej zaawansowane metody terapii. Ale czy naprawdę uda mi się to zrobić w dwa miesiące? - sam się sobie dziwił. Jego myśli po "rozmowie" z dawnym rywalem były tak niezwykle przejrzyste. Przez moment sądził nawet, że wybuchnie śmiechem, rozbawiony swoimi własnymi zmianami nastrojów, lecz był na to zbyt zmęczony. Stres i smutek oraz litry wylanych łez sprawiły, że zapasy energii Kurokawy drastycznie się pomniejszyły. Już zawczasu wiedział, co czeka go, gdy zamknie swoje powieki. I jakby instynktownie wiedział też, co powinien zrobić, by jego spotkanie z Morfeuszem wypadło lepiej, niż poprzednie.
-Kto ci pozwolił tak mnie ośmieszać, ty szmato?! - wydarł się heterochromik, postępując krok do przodu z taką gwałtownością, że zaczepił kobietą o framugę drzwi i pozostawił ją w wejściu. Furia pojawiła się na twarzy byłego Połykacza Grzechów.
-Tatsuya-san... - wybełkotał niepewnie gimnazjalista z głosem drżącym i ściszonym od płaczu. -Co ty tu robisz? O co chodzi? - drugoklasista nie zrozumiał ani jednego słowa, które wypowiedział jego niedawny wróg. Furiat raptownie uderzył pięścią w czarną, metalową ramę szpitalnego łóżka, a jego rozmówca ucichł momentalnie.
-Wydaje ci się, że kim, do chuja, jesteś?! Najpierw dostaję po mordzie od "wspaniałego", "bohaterskiego" ciebie, a teraz zgrywasz zasranego wymoczka?! Nie przegrałem z jakąś zapłakaną dziwką bez honoru i godności, jasne?! - pielęgniarka była zbyt przerażona, by w ogóle zbliżyć się do mistrza areny, który zdążył już wpaść w szał.
-Ale ja wcale... ty... nie rozumiesz... - różne powody do stresu i frustracji zwalały się z impetem na całe jestestwo Kurokawy, który sam nie wiedział, w co włożyć ręce. Zdawał sobie sprawę, że w normalnych warunkach nie przejąłby się aż tak obelgami jakiegoś psychopaty. Mimo wszystko w tamtym momencie miał ochotę rozpłakać się jeszcze raz. Chciał ponownie odciąć się od całego świata i w spokoju użalać się nad swoim losem. Chciał zamknąć oczy i mieć nadzieję, że wkrótce zaśnie... i faktycznie spróbował. W natłoku złych bodźców i czarnych myśli zacisnął z całej siły powieki, lecz to nie sen po niego przyszedł. Potężny lewy sierpowy Tatsuyi wbił się nagle w policzek załamanego Naito, przerzucając jego głowę w przeciwnym kierunku. Na bladej, mokrej twarzy dało się widzieć zaskoczenie i swego rodzaju szok.
-Czego, kurwa, nie rozumiem?! Znowu masz zamiar się mądrzyć, padalcu?! Czego nie rozumiem? Że dałeś się sprać, jak szmata? Że rzuciłeś się na kogoś, kogo nie pokonałbyś nawet za 100 lat? Że teraz siedzisz sobie w kącie i masz wyjebane na wszystko, gdy inni skaczą ci nad głową? Chyba całkiem cię popierdoliło, Kurokawa! - kolejny cios, tym razem prawy sierpowy uderzył w oszołomionego nastolatka, który w tej sekundzie uświadomił sobie jedną rzecz. Rzeczywiście jego nogi nie czuły nic... ale cała reszta już tak. -Leżeć i gnić możesz sobie w grobie, ty kurwo! Skoro tak bardzo tego chcesz, zgniotę cię na miazgę tu i teraz! - przerażona kobieta uciekła z krzykiem, zapewne biegnąc po ochronę. Tymczasem rozgniewany Tatsuya chwycił kontuzjowanego za włosy i podciągnął w górę. -Na kogo wyjdę, jeśli się wyda, że przegrałem z takim śmieciem? Nie możesz chodzić, wielki mi problem! Upierdolili ci te nogi? Nie... a wiesz, czemu? - ostatnie dwa zdania wypowiedziane zostały z chłodnym, wręcz stoickim spokojem. Mistrz areny momentalnie rzucił uniesionego chłopaka z powrotem na łóżko. Heterochromik bez zbędnych ceregieli splunął nastolatkowi prosto między oczy.
-Sam sobie odpowiesz na to pytanie... a ja w tym czasie będę czekał... aż PRZYJDZIESZ mi oddać. Rozumiemy się? - były Połykacz Grzechów stanął w drzwiach, odwrócony plecami do kontuzjowanego Naito.
-Arigato... Tatsuya-san! - krzyknął w ostatniej chwili posiadacz Przeklętych Oczu, a jego kat momentalnie pognał w swoim kierunku, nim jeszcze zdążyła przybyć ochrona. Gimnazjalista jeszcze przez kilka chwil wsłuchiwał się w odgłosy kroków, a potem w krótką serię krzyków.
-Chyba spróbowali go zatrzymać. Biedni ludzie... - pomyślał pacjent, wolno opadając na poduszkę w stanie całkowitego wyciszenia. -Ma rację... Jest wiele przypadków ludzi, którzy odzyskali możliwość chodzenia. Poza tym w Morriden na pewno stosuje się bardziej zaawansowane metody terapii. Ale czy naprawdę uda mi się to zrobić w dwa miesiące? - sam się sobie dziwił. Jego myśli po "rozmowie" z dawnym rywalem były tak niezwykle przejrzyste. Przez moment sądził nawet, że wybuchnie śmiechem, rozbawiony swoimi własnymi zmianami nastrojów, lecz był na to zbyt zmęczony. Stres i smutek oraz litry wylanych łez sprawiły, że zapasy energii Kurokawy drastycznie się pomniejszyły. Już zawczasu wiedział, co czeka go, gdy zamknie swoje powieki. I jakby instynktownie wiedział też, co powinien zrobić, by jego spotkanie z Morfeuszem wypadło lepiej, niż poprzednie.
***
-Terapeuta, co? Może lepiej terapeutka? - rzucił siedzący przy futurystycznym biurku Giovanni. Każda krawędź mebla została zaokrąglona, a on sam wykonany był z nieznanego w ludzkim świecie gatunku drzewa. Poza tym szczegółem, nie wyróżniał się zbytnio na tle swoich zwykłych odpowiedników. Może było tak dlatego, że największą uwagę przykuwała sterta papierów nań postawiona. Boccia bowiem uporczywie i bardzo sprawnie wypełniał kolejne dokumenty przy pomocy długopisu, który zamiast wkładu miał cienki kabelek przyczepiony do małego dozownika tuszu. Pojemnik umiejscowiono w idealnie do tego celu przystosowanym zagłębieniu na brzegu biurka.
-A czy to ważne? Zrobię, co mogę, by mu pomóc. Nie po to zaszedłem tak wysoko, by nic mi to nie dawało... - odparł Matsu, siedzący po drugiej stronie mebla, odgrodzony własną stertą papierów. On jednak musiał używać zwykłego długopisu. Jego pełen powagi głos odbijał się od obwieszonych półkami ścian, na których to znajdowały się kolekcjonerskie wersje najróżniejszych trunków z całego świata. Niewielki, całkiem przytulny gabinet "wyposażony" był w... dywan. Biały dywan. Biały, puchaty dywan. A właściwie to ogromną skórę czegoś, co przypominało niedźwiedzia. Niespecjalnie pasował on do ogólnego wystroju pomieszczenia - który sam w sobie nie był zbyt bogaty - ale najwyraźniej właścicielowi pokoju nie robiło to żadnej różnicy.
-Ech, z tym chyba trochę przesadziłeś... Większość naszych "przywilejów" to "możliwość" wyręczenia naszych drogich Generałów w wypełnianiu raportów - skwitował z goryczą niebieskowłosy, nie przerywając ruchów długopisu. -Jeśli zaś chodzi o Naito... To w głównej mierze od niego zależy, jak i czy w ogóle przebiegnie jego rekonwalescencja. Dopóki ten chłopak się nie pozbiera i samodzielnie nie postanowi wziąć się za siebie, żaden terapeuta - choć wciąż sugeruję terapeutkę - nie będzie w stanie mu pomóc - dodał po krótkiej, wypełnionej ciszą chwili. Zdawał sobie sprawę z tego, jak wielkie poczucie winy spoczywało na barkach jego przyjaciela. Charakter Araba nie pozwalał mu na zbyt długie użalanie się nad losem. Zielonowłosy nawet w najgorszej sytuacji szybko zaczynał działać. Między innymi z tego powodu był ostatnią osobą, która potrzebowała wsparcia psychicznego - rzecz jasna spośród obywateli Miracle City.
-Pamiętasz, co powiedziałem ci wtedy w grobowcu? Nie będę tego powtarzał - mruknął Kawasaki, a Boccia uśmiechnął się pod nosem. Oddzielony własną "makietą Muru Chińskiego" Włoch niezauważenie lustrował zawartość brązowej aktówki. Przerzucił kilka spiętych ze sobą kartek, w każdej sprawdzając tę samą rubrykę. Jego niebieskie oczy nie dawały po sobie poznać ani zaskoczenia, ani satysfakcji z tego, co wyczytał oraz z tego, co wydedukował.
-Wiesz, że w tym miesiącu kolejny raz doszło do licznych zgonów podczas interwencji? Zupełnie, jak w ciągu ostatnich pięciu... - rzucił niby od niechcenia Giovanni, czym przekazał Matsu ukrytą sugestię. Brązowooki pojął w lot, o co chodziło.
-Ciekawi mnie fakt, że nigdy nie słyszałem o nazwiskach tych, którzy polegli. Cóż, jest nas zbyt wielu, bym wszystkich kojarzył, nieprawdaż? - Arab również ukrył swój własny przekaz w wypowiadanych słowach.
-Czuję się w obowiązku, by zbadać te nieścisłości. Takimi błahostkami nie powinni się zajmować Generałowie. W dodatku na terenie Japonii znajduje się obszar, który zawsze klasyfikuje się jako zabezpieczony, lecz nigdy się go nie patroluje... Zaiste ciekawe... - wypowiedział się bardzo teatralnie Włoch.
-Coś mi tu nie pasuje... Przez cały ten czas nasi przełożeni mieli wszystko w dupie, więc nikt nie sprawdzał przepływu dokumentów. W normalnych warunkach powiedziałbym, że ktoś nazmyślał, by nie musieć się wysilać, ale co, jeśli... sprawa zgonów i kwestia tego miejsca łączą się ze sobą? - niebieskowłosy zamilkł, z powagą poprawiając okulary.
***
Machinalnie ruszył przed siebie, w las. Pierwszym, na co zwrócił uwagę była mniejsza liczba drzew - ich skupisko nie wyglądało już na bezkresne, choć wciąż nie dało się ujrzeć wyjścia z pozycji nastolatka. Szatyn nie przejął się również tym. Zimny wiatr nie doskwierał mu już tak bardzo, jak poprzednio, a całkowicie trzeźwy umysł pozwalał ignorować dźwięki nieznanego pochodzenia. Tych zresztą również znacznie ubyło. "Krzyżooki" posuwał się naprzód, w duchu analizując wszystkie swoje domysły i pozbywając się wszelakich wątpliwości. Gdy zaś wreszcie dostrzegł światło rozpalonego ogniska, doskonale wiedział, jak powinien podejść do "wyzwania".
Kolejny raz spotkał zakapturzonego pielgrzyma, który na chwilę uniósł swą głowę, otwierając usta. Cień uśmiechu pojawił się na twarzy gimnazjalisty, a była to oznaka satysfakcji.
-Usiądź, proszę. Ogrzej się... - usłyszał głośno i wyraźnie chłopak, na co od razu zareagował pełnym szacunku skinięciem głowy. Kurokawa bez trwogi zajął miejsce tuż obok nieznajomego, którego głos brzmiał, jak chór setek innych głosów, ciągnących się echem jeden za drugim. Posiadacz Przeklętych Oczu z zaciekawieniem spojrzał na towarzysza, lecz szybko odwrócił się, gdy tylko w krzakach rozległ się szelest. Podobne do jelenia, przerażające monstrum o płaskiej twarzy raz jeszcze wynurzyło się z gąszczy, jednak w żaden sposób nie próbowało "ukarać" drugoklasisty. Potwór szybko pochylił swój kościsty łeb, długimi siekaczami wpychając do pyska garść liści.
-Nie bój się go. Jest ze mną. To mój stróż... - powtórzył się niewidzialny chór, rezydujący jednomyślnie w ciele ubranego w szatę osobnika. -Masz na imię Naito, zgadza się? - zapytał pielgrzym, powoli zdejmując kaptur.
-Tak... Pierwszy Królu - odparł z pewnością siebie "krzyżooki". -Czy może lepiej... Shuun? - delikatny, triumfalny uśmiech wykrzywił usta bladego szatyna.
Aż do tego momentu wydawał się być taki zwyczajny... Dopiero, gdy odkrył swe oblicze, dało się dostrzec wyniosłość jego osoby i aurę spokoju, która go otaczała. Miał nieskazitelnie białe włosy z przedziałkiem pośrodku, które opadały na jego barki. Poszczególne kosmyki odstawały na boki, nakręcając ku górze, niczym fragmenty drutu. Biała kaskada w niczym nie przypominała Bachira, czy Rinji'ego. Grzywa Shuuna zdawała się niemal składać z czystego światła, z nieprzebytej, mlecznej masy. Z podobną wyniosłością prezentowała się jego gładka, na swój sposób nostalgiczna twarz. Odkryte czoło młodego mężczyzny zdobił czarny znak omegi. Przez jego policzki, oczodoły, powieki i brwi ciągnęły się dwie linie, które sprawiały wrażenie, jakby wskazywały na symbol. Ostatecznym czynnikiem, który świadczył o majestacie Pierwszego Króla były jego oczy - takie same, jak Kurokawy.
-A zatem, mój drogi chłopcze... - zaczął podniośle oryginalny posiadacz Boskich "Przeklętych" Oczu. -Pilnuj swojego jęzora! - wykrzyknął niespodziewanie z furią, niszcząc zbudowaną przez siebie atmosferę. W zdenerwowaniu machnął kantem dłoni tuż przed nosem nastolatka. Kolosalna, niebywale skoncentrowana fala uderzeniowa przeszła obok niego, dosłownie przebijając się przez "naturalny mur" polany. Niezmierzona siła łamała dziesiątki drzew, jak wykałaczki, posuwając się naprzód i naprzód, aż w końcu dotarła na sam skraj lasu przy akompaniamencie huków upadających iglaków.
-Ups, wybacz... To było niechcący... - uśmiechnął się niewinnie mężczyzna, drugą ręką drapiąc się z tyłu głowy. Szatyn z grobową twarzą spojrzał najpierw na niego, a potem na szlak z połamanych drzew. Całe zajście trwało tak krótko, że nawet nie zdążył się przestraszyć, a w tym momencie nie wiedział nawet, co właściwie czuł. -...co nie zmienia faktu, że jestem kilkadziesiąt razy starszy od ciebie, gówniarzu! Okaż mi szacunek! - dokończył białowłosy, niszcząc ostatecznie dobre wrażenie, które zrobił.
-Ach... Ja... przepraszam... proszę pana - wybełkotał nadal zszokowany gimnazjalista, jednak nic więcej nie zdążył powiedzieć.
-Czy ja wyglądam na jakiegoś starego dziada, do diabła?! Mów mi Shuun, idioto! - Pierwszy Król wybuchł raz jeszcze w sposób tak potwornie irracjonalny i tak śmierdzący hipokryzją, że nie przebijała go nawet kultura popularna. Mężczyzna gwałtownie i bez ostrzeżenia chwycił dłoń chłopaka, potrząsając nią na powitanie.
-D... dobrze, Shuun-san - wybełkotał kompletnie zdezorientowany Naito. Nie tak wyobrażał sobie osobę, która zjednoczyła wszystkie ludy Morriden i na dodatek stanęła na ich czele.
-Tak właściwie, to... skąd wiedziałeś? Jestem pewny, że nie pokazałem ci mojej twarzy - zagadnął po chwili białowłosy z nieco większą powagą, niż poprzednio.
-Cóż... To sen, więc tak jakby znajdujemy się w mojej głowie, prawda? A skoro tak jest i skoro już raz miałem okazję z tobą rozmawiać w podobnych warunkach, domyślenie się reszty było proste. Na dodatek trudno jest zapomnieć twój głos, Shuun-san - w miarę, jak mówił, stawał się coraz pewniejszy. Czuł również, że jego rozmówca przysłuchuje mu się z uwagą. Odgłosy miażdżonych przez zęby pobliskiego stwora liści towarzyszyły rozmowie "krzyżookich".
-Hmm... Więc wychodzi na to, że braki w sile nadrabiasz intelektem, co? Bardzo dobre zestawienie... - zadumał się mężczyzna. -Tak właściwie... - podjął po chwili. -...powinienem ci chyba podziękować.
-Mi? - gimnazjalista nie posiadał się ze zdziwienia. -Za co? - Król rozłożył ręce, kierując je wymownie w stronę ogniska i przesuwając nimi na linii drzew.
-Tylko dlatego, że masz tak bujną wyobraźnię, mogłem tak się tu urządzić. Mogę odtwarzać moje wspomnienia w sposób nieograniczony... jeśli mój "dziedzic" jest wystarczająco rozgarnięty. Ty, na szczęście, jesteś - odpowiedź jednego z założycieli Miracle City nasunęła szatynowi jedynie jeszcze więcej pytań. "Boskie Oczy" władcy momentalnie wychwyciły mętlik w głowie drugoklasisty. -Chyba trochę zamotałem ci w głowie, więc proponuję zająć się wszystkim po kolei... Zdaje się, że miałeś konkretny cel, udając się tak szybko na ponowne spotkanie ze mną, czyż nie?
-Skąd wiedział? Czy właśnie to miał na myśli Matsu-sensei, gdy opowiadał o jego oczach? - momentalnie pomyślał Kurokawa, a na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie. Jednocześnie delikatny uśmieszek pojawił się u Shuuna, lecz mężczyzna cierpliwie czekał na swoją kolej do zabrania głosu.
-Tak, tak myślę... Właściwie, to... może to zabrzmi dziwnie albo niedorzecznie, ale... chciałem cię prosić o pomoc, Shuun-san - zaczął nieśmiało Naito, a białowłosy z uwagą przysłuchiwał się temu wszystkiemu.
Kolejny raz spotkał zakapturzonego pielgrzyma, który na chwilę uniósł swą głowę, otwierając usta. Cień uśmiechu pojawił się na twarzy gimnazjalisty, a była to oznaka satysfakcji.
-Usiądź, proszę. Ogrzej się... - usłyszał głośno i wyraźnie chłopak, na co od razu zareagował pełnym szacunku skinięciem głowy. Kurokawa bez trwogi zajął miejsce tuż obok nieznajomego, którego głos brzmiał, jak chór setek innych głosów, ciągnących się echem jeden za drugim. Posiadacz Przeklętych Oczu z zaciekawieniem spojrzał na towarzysza, lecz szybko odwrócił się, gdy tylko w krzakach rozległ się szelest. Podobne do jelenia, przerażające monstrum o płaskiej twarzy raz jeszcze wynurzyło się z gąszczy, jednak w żaden sposób nie próbowało "ukarać" drugoklasisty. Potwór szybko pochylił swój kościsty łeb, długimi siekaczami wpychając do pyska garść liści.
-Nie bój się go. Jest ze mną. To mój stróż... - powtórzył się niewidzialny chór, rezydujący jednomyślnie w ciele ubranego w szatę osobnika. -Masz na imię Naito, zgadza się? - zapytał pielgrzym, powoli zdejmując kaptur.
-Tak... Pierwszy Królu - odparł z pewnością siebie "krzyżooki". -Czy może lepiej... Shuun? - delikatny, triumfalny uśmiech wykrzywił usta bladego szatyna.
Aż do tego momentu wydawał się być taki zwyczajny... Dopiero, gdy odkrył swe oblicze, dało się dostrzec wyniosłość jego osoby i aurę spokoju, która go otaczała. Miał nieskazitelnie białe włosy z przedziałkiem pośrodku, które opadały na jego barki. Poszczególne kosmyki odstawały na boki, nakręcając ku górze, niczym fragmenty drutu. Biała kaskada w niczym nie przypominała Bachira, czy Rinji'ego. Grzywa Shuuna zdawała się niemal składać z czystego światła, z nieprzebytej, mlecznej masy. Z podobną wyniosłością prezentowała się jego gładka, na swój sposób nostalgiczna twarz. Odkryte czoło młodego mężczyzny zdobił czarny znak omegi. Przez jego policzki, oczodoły, powieki i brwi ciągnęły się dwie linie, które sprawiały wrażenie, jakby wskazywały na symbol. Ostatecznym czynnikiem, który świadczył o majestacie Pierwszego Króla były jego oczy - takie same, jak Kurokawy.
-A zatem, mój drogi chłopcze... - zaczął podniośle oryginalny posiadacz Boskich "Przeklętych" Oczu. -Pilnuj swojego jęzora! - wykrzyknął niespodziewanie z furią, niszcząc zbudowaną przez siebie atmosferę. W zdenerwowaniu machnął kantem dłoni tuż przed nosem nastolatka. Kolosalna, niebywale skoncentrowana fala uderzeniowa przeszła obok niego, dosłownie przebijając się przez "naturalny mur" polany. Niezmierzona siła łamała dziesiątki drzew, jak wykałaczki, posuwając się naprzód i naprzód, aż w końcu dotarła na sam skraj lasu przy akompaniamencie huków upadających iglaków.
-Ups, wybacz... To było niechcący... - uśmiechnął się niewinnie mężczyzna, drugą ręką drapiąc się z tyłu głowy. Szatyn z grobową twarzą spojrzał najpierw na niego, a potem na szlak z połamanych drzew. Całe zajście trwało tak krótko, że nawet nie zdążył się przestraszyć, a w tym momencie nie wiedział nawet, co właściwie czuł. -...co nie zmienia faktu, że jestem kilkadziesiąt razy starszy od ciebie, gówniarzu! Okaż mi szacunek! - dokończył białowłosy, niszcząc ostatecznie dobre wrażenie, które zrobił.
-Ach... Ja... przepraszam... proszę pana - wybełkotał nadal zszokowany gimnazjalista, jednak nic więcej nie zdążył powiedzieć.
-Czy ja wyglądam na jakiegoś starego dziada, do diabła?! Mów mi Shuun, idioto! - Pierwszy Król wybuchł raz jeszcze w sposób tak potwornie irracjonalny i tak śmierdzący hipokryzją, że nie przebijała go nawet kultura popularna. Mężczyzna gwałtownie i bez ostrzeżenia chwycił dłoń chłopaka, potrząsając nią na powitanie.
-D... dobrze, Shuun-san - wybełkotał kompletnie zdezorientowany Naito. Nie tak wyobrażał sobie osobę, która zjednoczyła wszystkie ludy Morriden i na dodatek stanęła na ich czele.
-Tak właściwie, to... skąd wiedziałeś? Jestem pewny, że nie pokazałem ci mojej twarzy - zagadnął po chwili białowłosy z nieco większą powagą, niż poprzednio.
-Cóż... To sen, więc tak jakby znajdujemy się w mojej głowie, prawda? A skoro tak jest i skoro już raz miałem okazję z tobą rozmawiać w podobnych warunkach, domyślenie się reszty było proste. Na dodatek trudno jest zapomnieć twój głos, Shuun-san - w miarę, jak mówił, stawał się coraz pewniejszy. Czuł również, że jego rozmówca przysłuchuje mu się z uwagą. Odgłosy miażdżonych przez zęby pobliskiego stwora liści towarzyszyły rozmowie "krzyżookich".
-Hmm... Więc wychodzi na to, że braki w sile nadrabiasz intelektem, co? Bardzo dobre zestawienie... - zadumał się mężczyzna. -Tak właściwie... - podjął po chwili. -...powinienem ci chyba podziękować.
-Mi? - gimnazjalista nie posiadał się ze zdziwienia. -Za co? - Król rozłożył ręce, kierując je wymownie w stronę ogniska i przesuwając nimi na linii drzew.
-Tylko dlatego, że masz tak bujną wyobraźnię, mogłem tak się tu urządzić. Mogę odtwarzać moje wspomnienia w sposób nieograniczony... jeśli mój "dziedzic" jest wystarczająco rozgarnięty. Ty, na szczęście, jesteś - odpowiedź jednego z założycieli Miracle City nasunęła szatynowi jedynie jeszcze więcej pytań. "Boskie Oczy" władcy momentalnie wychwyciły mętlik w głowie drugoklasisty. -Chyba trochę zamotałem ci w głowie, więc proponuję zająć się wszystkim po kolei... Zdaje się, że miałeś konkretny cel, udając się tak szybko na ponowne spotkanie ze mną, czyż nie?
-Skąd wiedział? Czy właśnie to miał na myśli Matsu-sensei, gdy opowiadał o jego oczach? - momentalnie pomyślał Kurokawa, a na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie. Jednocześnie delikatny uśmieszek pojawił się u Shuuna, lecz mężczyzna cierpliwie czekał na swoją kolej do zabrania głosu.
-Tak, tak myślę... Właściwie, to... może to zabrzmi dziwnie albo niedorzecznie, ale... chciałem cię prosić o pomoc, Shuun-san - zaczął nieśmiało Naito, a białowłosy z uwagą przysłuchiwał się temu wszystkiemu.
Koniec Rozdziału 60
Następnym razem: Wybawienie