ROZDZIAŁ 53
-Mam już pewną teorię - rzucił Kawasaki, schodząc po kręconych schodach na parter wysokiego budynku. Jego oczom rzucił się dość niecodzienny widok, bo o ile Kurokawa w spokoju zajął miejsce w fotelu, a Rikimaru siadł po turecku na drugim... Rinji takiej śmiałości nie miał. Zawzięcie utrzymując, że nie jest godny splugawienia mebli swojego idola... a idoli miał najwyraźniej wielu... stał na podłodze w miejscu, do którego nie sięgał dywan. Nawet swoje buty trzymał w ręce, by przypadkiem nie ubrudzić posadzki.
-Rinji-kun... możesz usiąść, wiesz? - zielonowłosy przerwał niewdzięczną ciszę, zwracając się do przesadnie przejętego kosiarza.
-Nie, dziękuję, tu mi dobrze, Matsu-sama - odparł jakby nigdy nic nastolatek, ponownie wywołując minutę milczenia. Była to sytuacja cokolwiek komiczna i to na tyle, by o niej więcej nie wspominać. Arab zasiadł zatem szybko na swojej kanapie. Już po chwili jednym niesamowicie szybkim ruchem pochwycił albinosa za kołnierzyk, wymachując nim do góry nogami, jak zwykłą ścierką tuż nad głowami swych gości. Pokaz zakończył się osadzeniem Okudy na kanapie tuż obok Kawasakiego. Onieśmielony niebieskooki momentalnie się odsunął i "zwężył", by zająć mniej miejsca. Jego podziw do niektórych osób powoli zamieniał się w chorobę.
-Dobrze. Jeśli to już wszystko, posłuchajcie... - podjął zastępca Generała. -Wygląda na to, że zapieczętowane wewnątrz grobowców dusze poszczególnych Królów mogą zostać "przejęte" przez osoby trzecie. Przez przejęcie rozumiem rzecz jasna "wtłoczenie" części duszy do ciała takiej osoby. Co ciekawe jednak, wychodzi na to, iż dany delikwent otrzymuje atrybut Króla, którego w sobie nosi. To tłumaczy legendarne ramię Drugiego Króla, będące w posiadaniu Tatsuyi... i oczy Naito, którymi chlubił się Pierwszy Król - skupienie Rinji'ego i Rikimaru na słowach gospodarza weszło na całkowicie inny poziom. -Ręka Tatsuyi jest określana jako "przeklęta" nie bez powodu i ma to związek również z twoimi oczyma. Ta "klątwa" oznacza fakt, że efektów przyjęcia Króla nie można cofnąć ani sprawić, by nie były widoczne. Pewnie z tego względu twój przeciwnik ukrywał swój "dar". Wiele osób w Miracle City, czy też w całym Morriden zna legendę powstania stolicy. Wielu będzie od teraz tobą zainteresowane i... mogą też się zdarzyć osoby, które spróbują odebrać ci oczy - w tym momencie mężczyzna przerwał, widząc przerażone spojrzenie podopiecznego i lekki niepokój na twarzach pozostałych gości. -W tym miejscu nic ci nie grozi, a poza tym... niedługo będziesz wystarczająco silny, by samemu móc się obronić. Mówiąc szczerze, nawet ja nie byłem pewny, czy masz szansę pokonać Tatsuyę. Dlatego tym bardziej jestem z ciebie dumny. Ponadto masz przecież swoich towarzyszy, którzy - z tego co widziałem - pomogą ci bez wahania - "Krzyżooki" objął przelotnym spojrzeniem obu kompanów, uśmiechając się półgębkiem. -Wszyscy odwaliliście kawał dobrej roboty. Pokonaliśmy Połykaczy Grzechów w uczciwej walce, więc twierdza jest nasza. Zapewne w ciągu kilku dni do środka wysłani zostaną badacze i im podobni znawcy. Nie wiadomo, jakie sekrety zabrał ze sobą Pierwszy... - Matsu zakończył swój długi wywód, z zadowoleniem dostrzegając, że wszyscy jego goście słuchają go w skupieniu.
***
Jadalnia Połykaczy Grzechów jak zwykle wypełniona była najróżniejszymi, smakowitymi zapachami. Prawie wszystkie miejsca przy dwóch długich stołach zostały zajęte, jednakże zebrani nie rozkoszowali się znamienitymi potrawami, czy nawet nie rozmawiali między sobą. Każdy, bezwzględnie każdy kierował swój wzrok w jedno miejsce... Tatsuya klęczał przed siedzącym na tronie Bachirem, opierając dłonie i czoło o posadzkę.
-Powtórz to, co właśnie powiedziałeś - polecił jasno mulat, ignorując oburzone i wściekłe miny wielu swoich podwładnych.
-Bachir-sama, pozwól mi opuścić Połykaczy Grzechów - powiedział bez skrępowania heterochromik. Ktoś momentalnie zerwał się wściekle z miejsca, lecz po chwili zamarł. Spojrzenie mężczyzny, który siedział najbliżej przywódcy osadziło go na krześle w jednej chwili.
-Podaj mi swój powód - rzekł spokojnie i bez złości białowłosy, uważnie przyglądając się zachowaniu trybiku w swej machinie.
-Chcę znaleźć cel swojego istnienia. By móc to zrobić, muszę pozostać neutralny... - szatyn sprawiał wrażenie, jakby każdą swoją odpowiedź przygotował zawczasu i nauczył się jej na pamięć. Może faktycznie tak było.
-Tatsuya... Czy po odnalezieniu swojej drogi, masz zamiar dołączyć do naszych przeciwników? - zapytał wprost przenikliwy mężczyzna.
-Nigdy nie zrobiłbym czegoś takiego ani nic, co zaszkodziłoby wam wszystkim, a szczególnie tobie, Bachir-sama... - odrzekł chłopak. Już po chwili poczuł silne uderzenie w głowę, a potem dotkliwe zimno. Ktoś rzucił pozłacany puchar pełen wina w stronę korzącego się przed przywódcą nastolatka. Czempion nie drgnął. Białowłosy przemilczał zajście, choć nie umknęło ono jego uwadze.
-Pozwalam ci na wszystko z powyższych - powiedział bez zastanowienia mulat, a tętno chłopaka przyspieszyło gwałtownie. Jego oczy otworzyły się szeroko ze zdziwienia. Bezwolnie uniósł swoją głowę, spoglądając na poważną twarz złotookiego. -Nie znam cię i nigdy nie poznałem, Tatsuya... - mistrz areny sam sobie pluł za to w brodę, lecz jego oczy zaszkliły się w jednej chwili. Momentalnie fala szeptów przetoczyła się przez całą salę, a mało który był przychylny decyzji przywódcy. Bachir bez zbędnych ceregieli podniósł się z miejsca, sprawiając, że cała wrzawa ucichła natychmiastowo. Wszystkie oczy wpatrzone były w niego.
-Jeśli ktokolwiek ma coś przeciw, niech podejdzie do mnie i powie mi to prosto w twarz. Ten, kto będzie próbował się mścić na obiekcie mojego osądu, odpowie przede mną, jako zdrajca! Czy wszystkim podoba się mój werdykt? - nikt się nie odezwał, lecz nikt również nie miał odwagi opuścić wzroku. Podwładni białowłosego nie bali się go. Każdy Połykacz Grzechów czuł po prostu niewysłowiony respekt przed tym jednym człowiekiem.
-Co tu robisz, chłopcze? Nie znam cię i nigdy nie znałem, więc opuść to miejsce, bo nie tu czeka twój cel - tym razem nastolatek nie wytrzymał. Za zmiany w swoim zachowaniu obwiniał tylko i wyłącznie Kurokawę, lecz to nie zmieniało faktu. Strumienie łez wypłynęły z oczu heterochromika, padając na posadzkę i mieszając się z rozlanym winem.
-Arigatooo! - krzyknął przez ściśnięte gardło. -Kimkolwiek jesteś... - dodał po chwili cicho, by tylko przywódca usłyszał jego wypowiedź. Złotooki przyjął pożegnanie z kamienną twarzą, stojąc na równych nogach, póki jego niedawny podwładny nie opuścił sali.
***
Cała trójka kroczyła ulicami Miracle City z Rinjim na czele. Z trudem przebijając się przez napierające zewsząd tłumy, posuwali się w stronę tajemniczego baru, który Okuda uznał za idealne miejsce na odpoczynek. Rikimaru snuł się za swoimi towarzyszami, myślami błądząc ewidentnie gdzie indziej. Nietrudno było zauważyć, że nie podzielał ich entuzjazmu.
-To się znowu stało... Pozwoliłem przeciwnikowi pozbawić mnie opaski i kolejny raz straciłem nad sobą kontrolę. Zagroziłem powodzeniu misji... Mogłem przez przypadek zabić swojego sojusznika. Zupełnie, jak tamtego dnia... Ale tym razem "jego" z nami nie było. Kto w takim razie mnie powstrzymał? Rinji nie miałby na to najmniejszych szans. Kawasaki-sama? Boccia-sama? - czerwonowłosy ze zgryzotą wracał do niefortunnego wydarzenia, co rzecz jasna nie umknęło uwadze prowadzącego pochód albinosa.
-Hej, Riki, nad czym tak rozmyślasz? - zawołał momentalnie kosiarz, dobijając do szermierza i standardowo opierając ramię na jego barkach. Już wtedy Kurokawa czuł, że to się nie skończy dobrze. Nie wiedział jednak, że w rzeczywistości niebieskooki doskonale znał powód zmartwień towarzysza. Nie zdawał sobie sprawy, że ten próbował zrobić wszystko, byleby Rikimaru przestał rozdrapywać stare rany.
-Zastanawiałem się, czy nie ogolić ci głowy kataną... - warknął groźnie złotooki, strącając rękę "duszy towarzystwa". -Nie dotykaj mnie tymi brudnymi łapami. Ponoć głupota jest zaraźliwa... - dorzucił zaraz kolejny obciążnik na głowę Okudy. Kosiarz momentalnie przechylił głowę, zaciskając zęby w dość sztampowym przypływie złości.
-Jeszcze ci nie przeszło, "siermięrzu"? - rzucił niezwykle inteligentnie Rinji, lecz już po chwili musiał zrobić unik przed przelatującym na wysokości głowy ostrzem. W następnym momencie dwaj nastolatkowie zderzyli ze sobą swe oręże, zmuszając rozlokowanych dookoła obywateli do omijania ich szerokim łukiem.
-Znów to samo... - westchnął ciężko Naito, nawet nie próbując zatrzymać przyjaciół.
-Mają całą minutę, powinni zdążyć... - pomyślał, zostawiając ich i ruszając w pierwotnym kierunku.
***
Miejsce, do którego wprowadził ich Okuda było prawie całkiem opustoszałe. Niewielki, przytulny bar z kolistą ladą i okrągłą szafą, wyładowaną setkami najróżniejszych trunków z całego świata nie mógł uniknąć czyjegokolwiek wzroku. Całą tą konstrukcję obsługiwało trzech barmanów. Stołki barowe nie były przytwierdzone do podłogi, a unosiły się na turbinach, napędzanych mocą duchową. Ruchome ławy z oparciami wystawały z wnętrza ścian, wysunięte dzięki jakiemuś mechanizmowi. Stoliki również dało się schować w podłodze, toteż cały lokal można było łatwo zmienić w salę balową. Kurokawa miał pewne wątpliwości, co do pobytu w tymże miejscu. Wszystko wyjaśniło się szybko. Zarówno pustka wewnątrz baru, jak i entuzjazm, z jakim Rinji przyprowadził tam kompanów miał jedną tylko przyczynę. "Krzyżooki" domyślił się jej sam, gdy zauważył, że kosiarz został z tyłu. Całe ciało nastolatka drżało w przejęciu, a on stał tak, jakby przyklejono go do podłogi. Z jego oczu niemalże biły iskry podziwu, a spocone ręce gotowe były do złożenia pokłonu "komuś".
Tylko jeden stolik był zajęty - w samym rogu lokalu. Otaczała go narożnikowa, długa, czerwona sofa, a sam stół prezentował się nad wyraz okazale... obstawiony kilkunastoma pustymi flaszkami, przewróconymi kieliszkami i potłuczonym szkłem. Blat pokrywała mieszanka rozlanych alkoholi różnej maści. Głośny, pijacki śmiech rozbrzmiewał w całym barze. Na sofie rozwalił się najszerzej, jak potrafił jakiś mężczyzna. Jego poczerwieniałe od picia policzki towarzyszyły szeroko otwartym ustom. Można było przypuszczać, że jego wzrost nie odbiegał od zwykle przyjętej normy. W jego pijacką tradycję nie wchodziło chyba zbyt wiele piwa, gdyż szczupłości pozazdrościłoby mu wielu innych mężczyzn. Schlany osobnik był blondynem o niezbyt długich, lecz ustawionych praktycznie na sztorc włosach. Struktura jego fryzury zdawała się zbiegać w jednym, pochyłym punkcie. Kilka kosmyków wymykało się spod kontroli, odstając gdzieś na boki. Wory pod niebieskimi oczami. Blondyn ubierał się całkiem elegancko. Pieczołowicie wyprasowana, choć teraz już nieco pognieciona, biała koszula doskonale komponowała się z nałożoną na nią, zapinaną na guziki kamizelką. Ta druga z kolei przywodziła na myśl odzienie krupierów w większości kasyn. Skojarzenie to wzmacniała czarna mucha, zawiązana pod opuszczonym kołnierzem pijaka. Proste i wąskie spodnie lekko unosiły się nad czarnymi lakierkami z białym wierzchem.
Pięć pięknych, odzianych w gustowne i dość śmiałe sukienki panien otaczało mężczyznę. Jedna z nich nawet siedziała na jego kolanach, oplatając rękoma jego szyję. Kolejna natomiast siedziała po jego drugiej stronie, bez skrępowania całując go w usta, niezrażona zapachem alkoholu. Trzy inne, każda z kieliszkiem wina chichotały co chwila, wymieniając jakieś drobne spostrzeżenia, przeważnie zapewne niezwykle przychylne dla blondyna. Okuda dalej nie mógł dojść do siebie, bezczelnie gapiąc się na gości lokalu. Nogi miał, jak z waty. Tymczasem urodziwa dama odkleiła się od pijaka, który szybko chwycił butelkę jakiegoś napitku ze stołu. W tym momencie jeden z obserwujących to barmanów prawie padł na zawał. Etykieta na trunku mówiła bowiem sama za siebie. Był to Bacardi 151 o zawartości alkoholu wynoszącej 75,5%. Pozostali mężczyźni dołączyli do kolegi, z niedowierzaniem spoglądając na to, co się działo. Mężczyzna na oczach wszystkich jednym duszkiem wyżłopał calutki litr morderczego wręcz napoju, nie krzywiąc się przy tym ani odrobinę.
-Ge... ge... ge... Generał Noailles! Generał Jean Noailles! - wydukał w końcu białowłosy, gdy Rikimaru bez kozery wbił mu w bok rękojeść miecza. Nawet nie zauważył. Szatyn przyglądał się widowisku już od dłuższej chwili. Widok wzbudzał w nim najgorsze odczucia i skojarzenia. Tacy ludzie zawsze działali mu na nerwy, ale fakt, że ktoś taki pełnił funkcję Generała, całkowicie wyprowadził gimnazjalistę z równowagi. -Nie wierzę, że jesteśmy w tym samym budynku, co on... - dodał prędko kosiarz. W innych realiach jego nos zacząłby zapewne gwałtownie rosnąć, przebijając się nawet przez pobliską ścianę. -Jeden z najsilniejszych ludzi, którzy mieszkają w tym mieście... Jest taki... taki... niesamowity... taki... - kolejny idol chłopaka kolejny raz sprawił, że w ogóle nie miał pojęcia, jak się zachować. Jego jąkanie się przerwał natychmiast obywatel Akashimy:
-...żałosny - dokończył za Okudę posiadacz Przeklętych Oczu. -Taki żałosny... - powtórzył nastolatek, nie panując nad sobą i momentalnie ruszył w stronę stolika. Z każdym jego krokiem rosło zaskoczenie na twarzach jego przyjaciół. Było już jednak za późno, by go powstrzymać. Chłopak bez słowa stanął przy zajętym miejscu, zaciskając pięści do granic możliwości. Nie umknął on uwadze Generała ani jego zgrabnych towarzyszek.
-Hmm? Ktoś ty? Jeśli chcesz coś powiedzieć, to mów... - rzucił do niego wymijająco blondyn, otwierając butelkę najzwyklejszej w świecie wódki. Już miał zacząć pić, gdy chłopak momentalnie wyrwał mu ją z ręki, rozbijając o podłogę gdzieś w kącie. Alkohol rozprysł się w burzy szkła, zalewając duży skrawek posadzki i pozostawiając sporą plamę na samej ścianie. Wcześniej zaintrygowane dziewczęta, teraz spojrzały Naito z przerażeniem.
-Odłóż to gówno, kiedy ze mną rozmawiasz! - wydarł się szatyn. Kompletnie nie był sobą. Posągowa twarz Rikimaru została wykrzywiona przez zdziwienie. Przerażony, zawstydzony i podekscytowany kosiarz opuścił szczękę bez słowa. Któryś z barmanów zakrył oczy ręką, inny zaklął pod nosem... a Generał tylko przymrużył jedną powiekę, jakby chciał ustabilizować obraz. Zlustrował najpewniej rozmazanego z jego perspektywy chłopaka.
-Jesteś niemiły, mój drogi... - mowa pijaka wbrew pozorom była wyraźna i składna. -No tak... Gdzie moje maniery? - wykrzyknął po chwili, energicznie nalewając koniaku do dwóch kieliszków, przy okazji zalewając pół stołu. Jeden z nich wcisnął w rękę nastolatkowi, a swój wychylił momentalnie, zanim tamten w ogóle mrugnął.
-Kpisz sobie ze mnie? - "krzyżooki" zabrzmiał w tym momencie naprawdę groźnie. -Ty nazywasz siebie Generałem? Jesteś tylko żałosnym moczymordą, nie widzisz? Kupujesz sobie najdroższą wódę i przyprowadzasz panienki, które są z tobą dla kasy... Odbiło ci? Ktoś taki, jak ty powinien być wzorem, a nie cholernym wrakiem człowieka, wiesz?! - ryknął Kurokawa, tracąc resztki rozsądku. Bez ostrzeżenia chlusnął zawartością swojego kieliszka prosto w twarz faceta, jednocześnie opryskując też przypadkiem dekolt dziewoi, która siedziała na jego kolanach. Kobieta zapiszczała głośno, poczuwszy gwałtowne zimno. Chłopak momentalnie rozbił pusty już kieliszek o podłogę, nawet na niego nie spoglądając. -Nie wiem, kto cię wybrał na Generała, śmierdzący alkoholiku, ale spójrz dookoła! Nikogo tu nie ma... poza tobą i tym, którym płacisz - w tym momencie Rikimaru i Rinji chwycili kompana za barki, odciągając go od stołu.
-Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, najmocniej przepraszam za niego... sir, panie, Generale, Noailles-sama! - nawijał gorączkowo Okuda, który ledwo trzymał się na nogach, nie wiedząc, jak powinien się zachować w obliczu swojego idola.
-Hej, ty, dzieciaku! Jak cię zwą? - rzucił jeszcze blondyn, gdy nastolatkowie doprowadzali gimnazjalistę do drzwi wyjściowych.
-Kurokawa Naito, "Generale" - mruknął z pogardą szatyn, nawet się nie oglądając i po chwili znikając za zamykającym się wejściem. Siedząca na kolanach Jeana dziewczyna szybko chwyciła chusteczkę, ocierając mokrą twarz nieruchomego niebieskookiego.
***
-Co ci strzeliło do głowy, Naito?! - burzył się kosiarz, gdy już ponownie kroczyli ulicami miasta. -To był Generał, do diabła! GE-NE-RAŁ! Coś ty sobie w ogóle myślał, robiąc całą tę awanturę, co? - na twarzy drugoklasisty widniało teraz coś w rodzaju zakłopotania. Zupełnie, jakby właśnie obudził się z długiego snu.
-Ja... sam nie wiem. Po prostu... puściły mi nerwy. Zawsze potwornie denerwowało mnie coś takiego. Nadęty, nie widzący nic poza denkiem butelki bufon, który szasta kasą i ma każdego w dupie. Poniosło mnie, okej. Ale nie żałuję - odetchnął głęboko obywatel Akashimy.
-Możesz sobie myśleć, co chcesz, ale nie reaguj tak pochopnie, jeśli nic o nim nie wiesz! Ten człowiek sam w sobie jest, jak alkohol. Musi pić, wiesz? Zmieści w sobie więcej wódy, niż cała ekipa ruskich drwalów razem wzięta, bo w ten sposób walczy. Styl Pijanego Mistrza, jasne? Kojarzysz? - Okuda zaczął energicznie bronić jednego ze swoich niezliczonych idoli. -Poza tym to jedyny Generał, którego mamy teraz na posterunku. Jeden z trzech, którzy należą do najsilniejszych Madnessów na świecie. Nie możesz tak po prostu sobie do niego podejść i zmieszać go z błotem! Może nie wygląda na takiego, ale całe go miasto wiele dla niego znaczy... podobnie, jak obowiązki Madnessa. Poza tym Matsu-sama jest właśnie jego prawą ręką! - argumenty kosiarza rzucały nieco światła na całą sprawę, lecz nie przynosiły większych efektów, jeśli chodziło o przekonanie Kurokawy o racji albinosa.
-Rozumiem, dobra? Może i masz rację, ale po prostu nie lubię takich ludzi. Dopóki sam mnie do siebie nie przekona, nie mam zamiaru się przed nim płaszczyć... - odpowiedział stanowczo gimnazjalista, a niebieskooki złapał się za głowę z bezsilności. Nie miał pojęcia, kiedy szatyn tak bardzo zmienił swój uległy charakter.
-A ty co? Nic cię to nie rusza? Przemówiłbyś mu do rozumu, Riki! Nie masz zamiaru interweniować? - Rinji skupił się na milczącym i najwyraźniej znudzonym szermierzu. Czerwonowłosy patrzył na niego przez kilka sekund, po czym bez słowa zaczął wydobywać z pochwy swoją katanę z beznamiętną twarzą.
-Ani mi się waż! Odłóż to! Już! - oburzony białowłosy wskazał palcem na chłopaka, wydymając wargi w specyficzny sposób. Już mieli zetrzeć się ze sobą kolejny raz, gdy usłyszeli czyjeś kroki niedaleko siebie.
-Buongiorno! - zobaczyli przed sobą zadowolonego z życia Giovanniego, który z rękami w kieszeniach przyglądał się początkowi walki. Na jego widok jednak chłopacy zaprzestali działań obliczonych na zamordowanie drugiej osoby.
-Giovanni-san! Konnichiwa! - przywitał się bez zbędnych ceregieli Naito. Rikimaru skłonił się głęboko, niczym samurajowie przed pojedynkiem. Jedynie Okuda miał problemy z wysłowieniem i doborem odpowiednich słów.
-Przepraszam, że tak bez zapowiedzi, ale to dosyć pilne - podjął okularnik, poprawiając krawat. -Rozmawiałem z Matsu o twoim pobycie w Morriden, Naito. Zgodnie doszliśmy do wniosku, że powinieneś poznać podstawowe punkty miasta i rządzące nim prawa, jeśli chcesz w ogóle jakoś w nim funkcjonować. Dlatego postanowiłem zabrać cię ze sobą do domu aukcyjnego. Dzisiejsza noc licytacyjna to doskonała okazja. Rinji, Rikimaru... jeśli chcecie, również możecie iść - młody dziedzic rodu Boccia był tak konkretny, jak zawsze. Szermierz momentalnie skłonił się na znak, że się zgadza. Albinos natomiast bez ładu i składu próbował wyrazić swą niesamowitą wdzięczność z racji niebywale hojnej oferty Włocha.
-Aukcja? Jest coś, co zamierzasz kupić, Giovanni-san? - kosiarz był porażony łatwością i bezpośredniością, z jaką jego przyjaciel prowadził konwersacje z ledwo poznanym człowiekiem.
-Właściwie to jestem tylko pośrednikiem. Działam na zlecenie pewnej osoby, która chce zachować anonimowość. Z drugiej strony przedmiot, który pragnie otrzymać raczej nie uniknie komentarza opinii publicznej, więc chyba mogę wam zdradzić, o co chodzi... - w tym momencie nastawienie i głos mężczyzny całkowicie się zmieniły, ustępując miejsca śmiertelnej powadze. -Naszym celem jest przedmiot dnia... Puszka Pandory - rzekł z niekłamaną satysfakcją Włoch, budząc tym zainteresowanie nastolatków.
Koniec Rozdziału 53
Początek arcu nr. 5: Preludium wojny
Następnym razem: Puszka Pandory
Ale ciekawy rozdział! Jestem zachwycony jak dużo materiału wciskasz w każdy rozdział. Bardzo najarała mnie ta scena z tym moczymordą. Liczę na jej szybką kontynuację.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Cieszę się bardzo, że się podoba, bo na kontynuację nie będziesz musiał długo czekać ;) Również pozdrawiam ^^
Usuń