ROZDZIAŁ 51
Kurokawa z nieziemskim trudem zdołał w ogóle klęknąć na jedno kolano. Nagła fala zawrotów głowy miała jednak co do niego swoje plany, więc gimnazjalista momentalnie rozwalił się na posadzce całkiem wytrącony z rytmu.
-Cholera... Chyba pękła mi szczęka - pomyślał chłopak, gdy silny ból przeszył jego żuchwę przy próbie poruszenia nią. Zielonooki postawił na szybkość ruchu. W jednym, gwałtownym zrywie podniósł się na ugiętych nogach, ledwo utrzymując pion. Wszystko, co znajdowało się dookoła nie przestawało się kręcić, choć robiło to już wolniej. Obolały nastolatek wiedział, że za chwilę będzie gotów do wznowienia walki. Ze zdziwieniem patrzył na cierpliwie czekającego Tatsuyę. Połykacz Grzechów z największą dumą patrzył na swą lewą rękę, obracając nadgarstek i strzelając palcami. Naprzemiennie zaciskał i otwierał pięść, jakby chciał się przyzwyczaić do kończyny. Zobaczywszy niepewne spojrzenie Naito, uśmiechnął się przerażająco, łypiąc nań wzrokiem.
-To pamiątka. Przeklęta Ręka. Podobno Drugi Król, Calleb miał dokładnie taką. To brzmi cholernie dziwnie, ale ja w to wierzę... bo otrzymałem ją właśnie w jego grobowcu. Nie mam pojęcia, jak... ale od tamtej pory świetnie mi służy, rozpierdalając łby takim glizdom, jak ty! - wyjaśnił, choć wyjaśniać nie lubił. Wyjaśnił, bo czuł dumę, bo chciał się popisać i pochwalić. Bo chciał wymusić na przeciwniku poczucie strachu... nie zdołał tego uczynić. Na twarzy drugoklasisty widać było tylko i wyłącznie żal i politowanie.
-Naprawdę myślisz, że brutalna, bezsensowna siła pomoże ci w osiągnięciu celu? To przykre... - słowa obywatela Akashimy wywołały u czempiona falę niekontrolowanego, nienawistnego gniewu. Nie dało się określić, skąd dokładnie się on brał. Być może zdenerwowało go negowanie jego metod... a może wspomnienie o celu.
Tatsuya bez ostrzeżenia rzucił się w zwierzęcym ryku na gimnazjalistę, rzecz jasna zamierzając ponownie wykorzystać swój lewy prosty. Naito zadrżał mimowolnie na myśl o przyjęciu kolejnego takiego ciosu, lecz opamiętał się tak szybko, jak potrafił. Mimo wszystko nawet nie rozważał próby zablokowania uderzenia. Ostatnie trafienie okazało się dla niego miażdżące psychicznie. Początkujący Madness postanowił zaryzykować. Tak szybko, jak potrafił wyrzucił przed siebie prawą rękę, po czym uderzył dłonią w wysuwające się przedramię oponenta. Jednocześnie, prawie natychmiast użył emisji, by wytworzyć falę uderzeniową na tyle silną, że zepchnęła Przeklętą Rękę czempiona. Mistrz areny został wytrącony z równowagi, lecz nie miał zamiaru robić pustych przelotów. Mimo rozchwiania wymierzył szybki prawy prosty w policzek Kurokawy. Zielonooki zacisnął zęby, gdy impet zadziałał również na jego szczękę. Teraz był już pewny, że pękła. Korzystając z chwilowego wyrównania szans, drugoklasista postanowił działać. Chwycił za nadgarstek wciąż przyciśniętej do jego twarzy pięści, jednocześnie wysuwając prawą nogę za stopę rywala. Zrobił to tak, by obie kończyny stykały się piętami. Druga dłoń gimnazjalisty chwyciła za twarz zaskoczonego Połykacza Grzechów. Reszta potoczyła się szybko. Wysuniętą nogę cofnięto do tyłu, podcinając kończynę wroga, podczas gdy obie ręce Naito zaczęły przeć przed siebie. Tatsuya został powalony w mgnieniu oka.
-To twoja zasługa, Rikimaru... - pomyślał zielonooki, uśmiechając się półgębkiem. Wykonany przez niego manewr doprowadził go do przyklęknięcia na jedno kolano... a z tej pozycji wymierzył natychmiastowe, wzmocnione uderzenie w brzuch, a zaraz potem w nos przeciwnika. Zwalony z nóg czempion nie zdążył zareagować, gdy Kurokawa osadził obie dłonie na jego klatce piersiowej, po czym każdą z nich wykorzystał do emisji. Podwójna fala uderzeniowa grzmotnęła w żebra leżącego, co w połączeniu z poprzednimi ciosami wyrzuciło sporo krwi do ust mistrza areny. W niepohamowanym gniewie Połykacz Grzechów wypluł całą zabraną posokę prosto w twarz drugoklasisty, oślepiając go tym. W mgnieniu oka sam pochwycił go za twarz przy użyciu prawej ręki, po czym uderzył lewym "młotem" w jego mostek. Siła uderzenia ponownie rzuciła nim, jak szmacianą lalką... lecz tym razem skutki były bardziej spektakularne. Zielonooki, nie mogąc się zatrzymać, wleciał prosto w osadzoną na środku komnaty trumnę Króla, niemalże łamiąc ją na pół i spoczywając w jej gruzach. Tumany kurzu wzbiły się w powietrze.
Tatsuya podniósł się gwałtownie, lecz zaraz zwolnił w nagłym przypływie bólu. Z jego nosa i z ust ciekła krew. Trudno było stwierdzić, ilu obrażeń zdołał uniknąć poprzez sprawne użycie obrony, ale z całą pewnością nie wyszedł bez szwanku ze zderzenia. Moc duchowa ponownie zaczęła kotłować się wokół jego całego ciała, nie skupiona w żadnym konkretnym punkcie. Tylko ogień nienawiści, który tlił się w czempionie pozwalał mu mimowolnie wyzwalać takie ilości energii. A każda chwila wzmagała chęć zamordowania przeciwnika. Każda myśl zwiększała dystans pomiędzy nimi. Każdy czyn mistrza areny miał na celu utrzymanie ślepej furii.
Pierwszym bodźcem zewnętrznym, któremu udało się dotrzeć do Kurokawy był przerażający fakt, że praktycznie nie mógł oddychać. Nastolatek próbował ze wszystkich sił wciągać powietrze, lecz tylko jego niewielka ilość docierała do jego płuc. W takim stanie spoczywał na rozbitej trumnie jeszcze przez kilka chwil, aż jego cyrkulacja tlenowa uspokoiła się. Gimnazjaliście kręciło się w głowie. Bał się ruszyć choćby o milimetr, nadal rażony rozchodzącym się po całym ciele bólem. Nie potrafił pojąć, jakim cudem pojedyncze ciosy Przeklętej Ręki zdawały się przesyłać impulsy do całego ciała. Chłopak miał mroczki przed oczami. Zdawało mu się, jakby przebywał w pustce. Cichej, ciepłej i całkowicie, bezbrzeżnie wypełnionej bielą. Uznał to za halucynacje. Za zwidy. Podobnie określił uczucie, które go ogarnęło. Nastolatek miał nieodparte wrażenie, że zniknął z piramidy. Że czas przestał biec. Że znajduje się w miejscu, którego nie da się nazwać ani opisać.
-Czy ja umarłem? - to było pierwsze, o czym pomyślał... i nie wiedzieć czemu, od razu po tym spostrzeżeniu uronił łzę. W ślad za nią podążyło wiele innych, zupełnie jakby Naito dostał nagłego ataku depresji.
-Nie umarłeś. I nie umrzesz... - rozległa się odpowiedź wewnątrz głowy drugoklasisty. Madness miał jednak nieodparte wrażenie, że słyszy ją z jakiegoś innego miejsca. Nikogo nie wiedział, lecz czuł, że ktoś był tam z nim. Głos tego kogoś przenikał całą biel nieskończonej rzeczywistości, ciągnąc się w bezczasie, jak bezkresny chór. Wtem zielonooki poczuł, jak czyjaś dłoń zamyka palcami jego powieki. Nie stawiał oporów.
-Kim jesteś? - zapytał. Myślał, że zapytał. Nie słyszał jednak swojego głosu. To było jak bardzo stanowcza i rzeczywista myśl, nie wzbogacona jednak żadnym, najmniejszym nawet dźwiękiem. Czekał na odpowiedź, lecz nie otrzymał go jeszcze przez kilka chwil. Zaśmiał się w duchu, potwierdzając swoje halucynacje, lecz nagle poczuł, że "ktoś" dalej na niego spogląda.
-Królem... - usłyszał jeszcze raz bezkresny, ciągnący się niby przez wieki chór. A wtedy biel zamknęła się.
Czując kujące go w plecy kawałki rozbitej trumny, podparł się jedną ręką, by zaraz stanąć na równych nogach. Jego spuszczona głowa pozwalała czarnej grzywce na zasłonięcie oczu i rzucenie cienia na całą twarz. Zatrzymał się w bezruchu na kilka sekund, aż ból w jego plecach i klatce piersiowej w końcu ustąpi.
-Nie uszkodził mi kręgosłupa... na szczęście. Moje żebra są trochę obtłuczone. Dam sobie głowę uciąć, że kilka z nich pękło, jednak żadne się nie złamało. Czy to przed chwilą... to był sen? Może miałem jakieś zwidy, ale... wszystko wydawało się takie prawdziwe. Król, co? Dalej nie mam pojęcia, który z nich jest tu pochowany - pomyślał wyluzowany Kurokawa, po czym pewnym siebie wzrokiem spojrzał na obserwującego go Tatsuyę. Połykacz Grzechów uniósł brwi w zdziwieniu, które po chwili przemieniło się w następny napad złości.
Oczy Naito całkowicie straciły swój zielony kolor. Czarne źrenice rozszerzyły się tak bardzo, by idealnie zasłonić całe tęczówki Madnessa. Na powierzchni ciemnego koła pojawił się cienki, złoty krzyż. Na końcu każdego jego ramienia znajdowała się swego rodzaju krótka podstawa, niczym w symbolu jerozolimskim. Mniej-więcej w połowie wszystkich "gałęzi" widniała linia okręgu, łudząco podobna do celtyckiej wersji krzyża. Bodźce wzrokowe, które odbierał gimnazjalista drastycznie różniły się od tych sprzed zaledwie kilku chwil. Obraz wydawał się czystszy i wyraźniejszy - ostrzejszy. Drugoklasista nadal nie zdawał sobie sprawy z radykalnej zmiany w swoim wyglądzie.
-Nie może być... On też to ma? Taki żałosny, pieprzony robal, jak on otrzymał coś takiego?! Nie! To nie może być prawda... Oczy. Jego Przeklęte Oczy... Zupełnie, jak "Boskie Oczy" Pierwszego Króla. Czy to możliwe, że to właśnie jego grobowiec? - Tatsuya ze wszystkich sił próbował odrzucić i zbałamucić prawdę. Bezskutecznie. Jego najgorsze obawy spełniły się.
-Nie rozumiem... - szepnął nagle czempion. -...czemu takie gówno, jak ty ma takie pierdolone szczęście! Żałosny, zadufany w sobie bufon, który myśli, że pozjadał wszystkie rozumy... Dlaczego nie możesz tak po prostu zdechnąć, co?! Nienawidzę cię... - mistrz areny wpił palce w sterczące włosy. -Tak bardzo cię nienawidzę... że mam ochotę rozerwać na strzępy nawet samego siebie - mamrotał z maniakalnym wyrazem twarzy.
Zdziwienie malowało się na odmienionej twarzy Kurokawy. Jednocześnie słyszał i widział swojego oponenta, jak i... jego klona. Ów klon nie mógł mieć więcej, niż 9 lat. Jego lewa ręka była normalna, jak każda inna. Zarówno replika Tatsuyi, jak i to, co z nią związane... wszystko to było czarno-białe, przeplatając się z prawdziwą rzeczywistością. Mały chłopiec siedział w ciemnej uliczce obok kosza na śmieci, oparty o ścianę. Podkulając nogi i opierając podbródek o swoje kolana, oplatał ramionami kostki. Z obojga oczu - zielonego i złotego wypływały łzy. Co jakiś czas po chodniku za wyjściem z uliczki przechodzili ludzie. Mało który zwrócił uwagę na płaczące dziecko, a nawet jeśli to zrobił, odwracał się i szedł dalej. Ten widok wystarczył, by zmiękczyć Naito. Gimnazjalista chciał podejść do chłopczyka, pomóc mu... lecz gdy tylko lekko wyciągnął rękę w jego stronę, wizja się rozpłynęła. Pozostała już tylko realna część rzeczywistości.
-Myślisz, że jesteś lepszy, co? Że możesz patrzeć na mnie z góry, hm? GÓWNO MOŻEEEESZ! - wydarł się przerażająco Tatsuya, a jego ręce dygotały. -Kto tu niby potrzebuje pomocy, co? To tobie się wydaje, że jesteś taki dobry i prawy, a to chuja prawda! Chcesz tylko poczuć się coś wart, wiesz? To tobie powinno się pomóc, nie mi! Pomogę ci, Kurokawa... pomogę natychmiast... rozpierdalając twój łeb o ścianę! Już nie będziesz się niczym martwił, śmieciu! - zdawało się, że Połykacz Grzechów postradał zmysły. Zaślepiony przez własną nienawiść, zwiększył swoją prędkość dzięki mocy duchowej i zaszarżował na Naito.
Furiat wzmocnił obie pięści, zamieniając swą Przeklętą Rękę w prawdziwe narzędzie mordu. Obywatel Akashimy ze zdziwieniem odebrał tajemniczy bodziec. Chwilę przed zderzeniem z Tatsuyą poczuł coś w rodzaju szturchnięcia w lewym boku. Zareagował na nie odruchowo, zarzucając całym ciałem na prawą stronę... i w tym właśnie momencie prawy sierpowy przeciwnika przeszedł przez miejsce, w którym przed chwilą stał. Pozbawiony rozwagi przez gniew Połykacz Grzechów nie zdążył zareagować na kontratak Kurokawy. Madness bowiem odpowiedział mu - dość ironicznie - prawym prostym idealnie między żebra. Otumaniony czempion nawet nie zwrócił na to uwagi. Właściciel Przeklętych Oczu wychwycił tajemnicze szturchnięcie na czubku głowy, lecz pęd, w jakim zadał ostatni cios nie pozwolił mu na reakcję. Mistrz areny bezlitośnie uderzył z góry lewym łokciem, idealnie w punkt niedawnego szturchnięcia. Gimnazjaliście zakręciło się w głowie. Trafienie dosłownie powaliło go na podłogę, a jego siłę można było porównać do drewnianej deski.
Cios w głowę zamroczył Naito wystarczająco, by nie zdążył wykonać jakiegokolwiek uniku przed kolejnym atakiem. Tatsuya zamaszyście, niczym zawodowy piłkarz kopnął go w bok, turlając go kilka metrów po podłodze. Dławiący się drugoklasista opluł posadzkę komnaty, szybko spoglądając na oponenta. Kolejna czarno-biała scena wplotła się w realne wydarzenia. Ciemnowłosy chłopiec, który mógł mieć już jakieś 10 lat wyskoczył przez okno w sklepie, rozbijając szybę. W swoich ramionach zaciskał bochenek chleba. Pękające szkło pocięło jego odsłonięte przedramiona i kostki - dziecko ubrane było letnio, mimo jesiennej pory. Natychmiast po opuszczeniu budynku pognało chodnikiem przed siebie. Właściciel piekarni momentalnie wyleciał za nim, pędząc tak szybko, jak potrafił. Chłopczyk robił to samo, ale mikre, wychudzone i zmęczone brakiem snu ciało nie pozwalało mu na ujście pogoni. Mężczyzna dopadł go, gdy mały Tatsuya wbiegł w boczną uliczkę, usiłując zgubić prześladowcę. Była to ślepa uliczka. Właściciel sklepu złapał chłopca za włosy i z całej siły uderzył pięścią w twarz. Odebrawszy złodziejowi chleb, schował go pod pachą i uderzył jeszcze raz. Potem jeszcze jeden. Dziecko próbowało się bronić, ale wątłe ręce i słabowite pięści nie pozwoliły na skuteczną obronę. Po kilku minutach leżał pobity na ziemi, łkając cicho pomimo zaciśniętych zębów.
Wizja rozpłynęła się, gdy realny czempion wyskoczył w powietrze, drąc się przy tym, jak najprawdziwszy psychopata. W górę uniósł zaciśniętą lewą pięść, która nadal była otoczona energią duchową. Opadał prosto na leżącego jeszcze Kurokawę. "Krzyżooki" poczuł szturchnięcie w okolicach brzucha, lecz sam wiedział, na co się zanosiło. Tak szybko, jak umiał, przeturlał się w bok, płynnie klękając na jednym kolanie. W tym czasie nacierający Połykacz Grzechów grzmotnął lewym "młotem" w posadzkę, wybijając w powietrze kawałki kafli i tworząc mały krater w samym podłożu. Gimnazjalista przeszedł do kontrataku tak szybko, jak tylko umiał. Momentalnie odbił się przy użyciu mocy duchowej, chcąc wykonać niskiego kopniaka we wbite w ziemię lewe ramię wroga. Nie spodziewał się, jak szybka będzie reakcja Połykacza Grzechów. Obywatel Akashimy momentalnie poczuł szturchnięcie w szczęce i już wtedy wiedział, że nie da rady zrobić uniku. Tak prędko, jak umiał uformował krzyżową gardę przedramionami, przesyłając do nich największą możliwą dozę mocy. Proces ten przerwał dopiero lewy hak Tatsuyi, który dosłownie podrzucił Naito na dwa metry w górę. Madness zasyczał z bólu, mimo iż jego kości pozostały nienaruszone. Wylądował kawałek dalej.
Mistrz areny znalazł się obok momentalnie, a jego twarz już tylko kształtem przypominała człowieka. Jego szatański uśmiech, dziki wzrok i łapczywie pochłaniające powietrze nozdrza tworzyły kombinację rodem z horrorów. Kurokawa zachowywał spokój chyba tylko dlatego, że wciąż miał w głowie dwa obrazy płaczącego dziecka. Przepotężny lewy prosty czempiona ponownie ruszył w stronę gimnazjalisty. Nieznanego pochodzenia szturchnięcie trafiło w lewy obojczyk nastolatka, dając mu impuls do natychmiastowego działania. Sam nie wiedział, jakim cudem wpadł na swój manewr, lecz nie zastanawiał się ani przez chwilę. Wykorzystał bardzo duże ilości energii, by zwiększyć wytrzymałość swojej lewej dłoni, po czym najzwyczajniej w świecie chwycił nadlatującą pięść. W mgnieniu oka drugoklasista odwrócił się plecami do Połykacza Grzechów, opierając całe jego ramię na swoim lewym barku. Następnie Madness gwałtownie wyrzucił na ślepo za siebie swoją prawą rękę, szybko oplatając ją wokół karku oponenta. Stopy kontrującego chłopaka otoczyła aura mocy duchowej. Wykorzystując całą siłę, jaką tylko posiadał, przerzucił nad sobą tak chwyconego wroga, z niesamowitym impetem uderzając jego plecami o podłogę. Tatsuya chlusnął krwią w powietrze.
Kolejny czarno-biały obraz ukazał się Przeklętym Oczom Naito. Widział małego chłopca, stojącego na skrawku trawy. Od owego skrawka ciągnęło się pięć różnych ścieżek, a każda prowadziła w inną stronę. Pora roku wydawała się być wiosenna. Obraz mignął, ukazując po chwili to samo "bezsilne" dziecko, które bezlitośnie okładało swojego rówieśnika. Widok znów się zmienił. Tym razem trawa była sucha i zżółkniała, co wskazywało na trwanie lata. Chłopiec odrobinę podrósł, a jedna z pięciu ścieżek... zniknęła, całkowicie pochłonięta przez głęboką, czarną mgłę. Obraz mignął. Mały Tatsuya kopał po brzuchu jednego ze swoich rówieśników - drugi leżał tuż obok. "Klatka" przesunęła się. Zieloną trawę pokrywały różnokolorowe, jesienne liście. Tym razem od skrawka ziemi wychodziły tylko dwie drogi. Cały pozostały obszar zalewała smolista, niemożliwa do odegnania mgła. Jeszcze wyższa wersja chłopca wbiła właśnie nóż w brzuch rówieśnika. Dwaj inni leżeli w liściach z rozbitymi nosami i twarzami. Pojawił się kolejny obraz. Trawę pokrywała gruba warstwa skąpanego we krwi śniegu. Czterech nastolatków leżało nieruchomo z wyłupanymi oczami. Do "wysepki" przyłączona była już tylko jedna ścieżka. Reszta dawno utonęła w mroku. Widok zmienił się raz jeszcze. Nie pozostała już żadna ścieżka. Płaczący Tatsuya siedział na skrawu trawy z podkulonymi kolanami, a czarna mgła powoli pochłaniała nawet ją. Kurokawie zdawało się nawet, że chłopiec spojrzał w jego stronę i coś krzyczał, jednak z jego ust nie wydobywał się żaden dźwięk. Potem... wizja się skończyła.
-Zabiję cię... - rzucił pusto Tatsuya wzrokiem jakby nieobecnym. -Zabiję cię... - powtórzył, z trudem opierając się na kolanach. -Zabiję cię... - trzeci raz wyrzekł, podnosząc się chwiejnie. Obydwaj walczący byli potwornie zmęczeni i ostro pokiereszowani. -Zabiję cię! - ryknął czempion, wypluwając jednocześnie krew. W swoim ataku furii zupełnie nie zauważył jednej rzeczy. Z obojga jego oczu płynęły łzy, jakby wychodziły z wnętrza jego serca. Tak mocno kontrastowały z pełnym gniewu krzykiem... Potężny podmuch energii duchowej uniósł spływające krople w powietrze. Podłoga pod mistrzem areny popękała gwałtownie. Cała ta kłębiąca się moc przyjęła fioletowy kolor. Już nie tylko lewa ręka, a cała skóra Połykacza Grzechów przyjęła czarną barwę. Jego włosy stały się śnieżnobiałe.
-Tatsuya-san... Ja... chyba rozumiem. Chyba naprawdę zaczynam czuć to, co ty czułeś. Nie pozwolę ci... tak po prostu przepaść - właściciel Przeklętych Oczu również wpadł w pewien rodzaj transu. W ogóle nie poczuł zdziwienia na widok aktywowanego Madman Stream Tatsuyi. Jego twarz miała kamienny, niepewny wyraz, jakby zaraz całe ciało Kurokawy miało rozpaść się w proch. Nie rozpadło się. Niedawny natłok najróżniejszych emocji i przelatujące w głowie sceny z przeszłości przeciwnika wywołały u gimnazjalisty swoisty wstrząs szokowy. Nie zauważył nawet, kiedy jego krzyżowe oczy zaczęły produkować łzy. Nie zauważył, kiedy pojedynek z czempionem stał się czymś więcej, niż obroną skarbca. Czymś więcej, niż walką o życie. Niespodziewanie okazało się, że obywatel Akashimy walczył tak jakby o samego siebie. I ta świadomość właśnie zerwała pod nim kafle, miotając nimi w sufit za pośrednictwem mocy duchowej. Nim Naito cokolwiek spostrzegł, podświadomie, "przypadkowo" aktywował swój własny Madman Stream. Dwa bliźniacze strumienie fioletowej energii bawiły się prądem powietrznym, rozbijając o ściany i sufit stworzone wcześniej gruzy.
Bez słów ruszyli naprzeciw siebie, niszcząc posadzkę w miejscach, w których chwilę wcześniej stali. Nabyta prędkość i całkowite oderwanie się od bólu pozwoliły im walczyć z pełnią sił. Otoczone fioletową poświatą pięści zderzyły się ze sobą z hukiem. Spojrzenia walczących zjednały się na moment, bo już po chwili między nastolatkami utworzyła się potężna fala uderzeniowa, która zachwiała całą salą. Szybko wyzwolili się z niekontrolowanego lotu... odbijając się od stojących naprzeciw siebie ścian. Oba miejsca wybicia zamieniły się w głębokie kratery, niszcząc kolejne źródła oświetlenia komnaty. Wojownicy bez słów wymienili prawe sierpowe. Każdy z nich złapał pięść swojego przeciwnika w lewą dłoń, wzajemnie blokując swoje górne kończyny. W tym momencie jednomyślnie zderzyli się głowami, tworząc kolejną falę uderzeniową. Tym razem jednak nie odepchnęła ona nikogo - Madnessi trzymali się zbyt mocno. Po czołach obydwu nastolatków spłynęła strużka krwi, szybko wsiąkając w kosmyki białych włosów. Kurokawa natychmiastowo uderzył kolanem w brzuch przeciwnika, oswabadzając się z jego uchwytu. Tatsuya zgiął się, wypluwając krew, lecz prawie natychmiast wyprowadził jednocześnie dwa sierpowe na raz - każdy z innej strony. Każdy trafił naruszając środek ciężkości gimnazjalisty i niemal powalając go na podłogę. Walczący minimalnie odskoczyli od siebie, po czym jednomyślnie wystawili do przodu swe otwarte dłonie. W tej samej chwili, co do ułamka sekundy, obaj użyli emisji. Podwójna fala uderzeniowa wystrzeliła z obu stron, zderzając się między sobą z impetem, który odrzucił przeciwników na kilka metrów. Obaj mieli łzy w oczach, lecz sprawiali wrażenie, jakby nie zdawali sobie z tego sprawy. Liczyła się tylko wygrana. Z nienawiści lub z chęci pomocy.
-Cholera... Chyba pękła mi szczęka - pomyślał chłopak, gdy silny ból przeszył jego żuchwę przy próbie poruszenia nią. Zielonooki postawił na szybkość ruchu. W jednym, gwałtownym zrywie podniósł się na ugiętych nogach, ledwo utrzymując pion. Wszystko, co znajdowało się dookoła nie przestawało się kręcić, choć robiło to już wolniej. Obolały nastolatek wiedział, że za chwilę będzie gotów do wznowienia walki. Ze zdziwieniem patrzył na cierpliwie czekającego Tatsuyę. Połykacz Grzechów z największą dumą patrzył na swą lewą rękę, obracając nadgarstek i strzelając palcami. Naprzemiennie zaciskał i otwierał pięść, jakby chciał się przyzwyczaić do kończyny. Zobaczywszy niepewne spojrzenie Naito, uśmiechnął się przerażająco, łypiąc nań wzrokiem.
-To pamiątka. Przeklęta Ręka. Podobno Drugi Król, Calleb miał dokładnie taką. To brzmi cholernie dziwnie, ale ja w to wierzę... bo otrzymałem ją właśnie w jego grobowcu. Nie mam pojęcia, jak... ale od tamtej pory świetnie mi służy, rozpierdalając łby takim glizdom, jak ty! - wyjaśnił, choć wyjaśniać nie lubił. Wyjaśnił, bo czuł dumę, bo chciał się popisać i pochwalić. Bo chciał wymusić na przeciwniku poczucie strachu... nie zdołał tego uczynić. Na twarzy drugoklasisty widać było tylko i wyłącznie żal i politowanie.
-Naprawdę myślisz, że brutalna, bezsensowna siła pomoże ci w osiągnięciu celu? To przykre... - słowa obywatela Akashimy wywołały u czempiona falę niekontrolowanego, nienawistnego gniewu. Nie dało się określić, skąd dokładnie się on brał. Być może zdenerwowało go negowanie jego metod... a może wspomnienie o celu.
Tatsuya bez ostrzeżenia rzucił się w zwierzęcym ryku na gimnazjalistę, rzecz jasna zamierzając ponownie wykorzystać swój lewy prosty. Naito zadrżał mimowolnie na myśl o przyjęciu kolejnego takiego ciosu, lecz opamiętał się tak szybko, jak potrafił. Mimo wszystko nawet nie rozważał próby zablokowania uderzenia. Ostatnie trafienie okazało się dla niego miażdżące psychicznie. Początkujący Madness postanowił zaryzykować. Tak szybko, jak potrafił wyrzucił przed siebie prawą rękę, po czym uderzył dłonią w wysuwające się przedramię oponenta. Jednocześnie, prawie natychmiast użył emisji, by wytworzyć falę uderzeniową na tyle silną, że zepchnęła Przeklętą Rękę czempiona. Mistrz areny został wytrącony z równowagi, lecz nie miał zamiaru robić pustych przelotów. Mimo rozchwiania wymierzył szybki prawy prosty w policzek Kurokawy. Zielonooki zacisnął zęby, gdy impet zadziałał również na jego szczękę. Teraz był już pewny, że pękła. Korzystając z chwilowego wyrównania szans, drugoklasista postanowił działać. Chwycił za nadgarstek wciąż przyciśniętej do jego twarzy pięści, jednocześnie wysuwając prawą nogę za stopę rywala. Zrobił to tak, by obie kończyny stykały się piętami. Druga dłoń gimnazjalisty chwyciła za twarz zaskoczonego Połykacza Grzechów. Reszta potoczyła się szybko. Wysuniętą nogę cofnięto do tyłu, podcinając kończynę wroga, podczas gdy obie ręce Naito zaczęły przeć przed siebie. Tatsuya został powalony w mgnieniu oka.
-To twoja zasługa, Rikimaru... - pomyślał zielonooki, uśmiechając się półgębkiem. Wykonany przez niego manewr doprowadził go do przyklęknięcia na jedno kolano... a z tej pozycji wymierzył natychmiastowe, wzmocnione uderzenie w brzuch, a zaraz potem w nos przeciwnika. Zwalony z nóg czempion nie zdążył zareagować, gdy Kurokawa osadził obie dłonie na jego klatce piersiowej, po czym każdą z nich wykorzystał do emisji. Podwójna fala uderzeniowa grzmotnęła w żebra leżącego, co w połączeniu z poprzednimi ciosami wyrzuciło sporo krwi do ust mistrza areny. W niepohamowanym gniewie Połykacz Grzechów wypluł całą zabraną posokę prosto w twarz drugoklasisty, oślepiając go tym. W mgnieniu oka sam pochwycił go za twarz przy użyciu prawej ręki, po czym uderzył lewym "młotem" w jego mostek. Siła uderzenia ponownie rzuciła nim, jak szmacianą lalką... lecz tym razem skutki były bardziej spektakularne. Zielonooki, nie mogąc się zatrzymać, wleciał prosto w osadzoną na środku komnaty trumnę Króla, niemalże łamiąc ją na pół i spoczywając w jej gruzach. Tumany kurzu wzbiły się w powietrze.
Tatsuya podniósł się gwałtownie, lecz zaraz zwolnił w nagłym przypływie bólu. Z jego nosa i z ust ciekła krew. Trudno było stwierdzić, ilu obrażeń zdołał uniknąć poprzez sprawne użycie obrony, ale z całą pewnością nie wyszedł bez szwanku ze zderzenia. Moc duchowa ponownie zaczęła kotłować się wokół jego całego ciała, nie skupiona w żadnym konkretnym punkcie. Tylko ogień nienawiści, który tlił się w czempionie pozwalał mu mimowolnie wyzwalać takie ilości energii. A każda chwila wzmagała chęć zamordowania przeciwnika. Każda myśl zwiększała dystans pomiędzy nimi. Każdy czyn mistrza areny miał na celu utrzymanie ślepej furii.
Pierwszym bodźcem zewnętrznym, któremu udało się dotrzeć do Kurokawy był przerażający fakt, że praktycznie nie mógł oddychać. Nastolatek próbował ze wszystkich sił wciągać powietrze, lecz tylko jego niewielka ilość docierała do jego płuc. W takim stanie spoczywał na rozbitej trumnie jeszcze przez kilka chwil, aż jego cyrkulacja tlenowa uspokoiła się. Gimnazjaliście kręciło się w głowie. Bał się ruszyć choćby o milimetr, nadal rażony rozchodzącym się po całym ciele bólem. Nie potrafił pojąć, jakim cudem pojedyncze ciosy Przeklętej Ręki zdawały się przesyłać impulsy do całego ciała. Chłopak miał mroczki przed oczami. Zdawało mu się, jakby przebywał w pustce. Cichej, ciepłej i całkowicie, bezbrzeżnie wypełnionej bielą. Uznał to za halucynacje. Za zwidy. Podobnie określił uczucie, które go ogarnęło. Nastolatek miał nieodparte wrażenie, że zniknął z piramidy. Że czas przestał biec. Że znajduje się w miejscu, którego nie da się nazwać ani opisać.
-Czy ja umarłem? - to było pierwsze, o czym pomyślał... i nie wiedzieć czemu, od razu po tym spostrzeżeniu uronił łzę. W ślad za nią podążyło wiele innych, zupełnie jakby Naito dostał nagłego ataku depresji.
-Nie umarłeś. I nie umrzesz... - rozległa się odpowiedź wewnątrz głowy drugoklasisty. Madness miał jednak nieodparte wrażenie, że słyszy ją z jakiegoś innego miejsca. Nikogo nie wiedział, lecz czuł, że ktoś był tam z nim. Głos tego kogoś przenikał całą biel nieskończonej rzeczywistości, ciągnąc się w bezczasie, jak bezkresny chór. Wtem zielonooki poczuł, jak czyjaś dłoń zamyka palcami jego powieki. Nie stawiał oporów.
-Kim jesteś? - zapytał. Myślał, że zapytał. Nie słyszał jednak swojego głosu. To było jak bardzo stanowcza i rzeczywista myśl, nie wzbogacona jednak żadnym, najmniejszym nawet dźwiękiem. Czekał na odpowiedź, lecz nie otrzymał go jeszcze przez kilka chwil. Zaśmiał się w duchu, potwierdzając swoje halucynacje, lecz nagle poczuł, że "ktoś" dalej na niego spogląda.
-Królem... - usłyszał jeszcze raz bezkresny, ciągnący się niby przez wieki chór. A wtedy biel zamknęła się.
Czując kujące go w plecy kawałki rozbitej trumny, podparł się jedną ręką, by zaraz stanąć na równych nogach. Jego spuszczona głowa pozwalała czarnej grzywce na zasłonięcie oczu i rzucenie cienia na całą twarz. Zatrzymał się w bezruchu na kilka sekund, aż ból w jego plecach i klatce piersiowej w końcu ustąpi.
-Nie uszkodził mi kręgosłupa... na szczęście. Moje żebra są trochę obtłuczone. Dam sobie głowę uciąć, że kilka z nich pękło, jednak żadne się nie złamało. Czy to przed chwilą... to był sen? Może miałem jakieś zwidy, ale... wszystko wydawało się takie prawdziwe. Król, co? Dalej nie mam pojęcia, który z nich jest tu pochowany - pomyślał wyluzowany Kurokawa, po czym pewnym siebie wzrokiem spojrzał na obserwującego go Tatsuyę. Połykacz Grzechów uniósł brwi w zdziwieniu, które po chwili przemieniło się w następny napad złości.
Oczy Naito całkowicie straciły swój zielony kolor. Czarne źrenice rozszerzyły się tak bardzo, by idealnie zasłonić całe tęczówki Madnessa. Na powierzchni ciemnego koła pojawił się cienki, złoty krzyż. Na końcu każdego jego ramienia znajdowała się swego rodzaju krótka podstawa, niczym w symbolu jerozolimskim. Mniej-więcej w połowie wszystkich "gałęzi" widniała linia okręgu, łudząco podobna do celtyckiej wersji krzyża. Bodźce wzrokowe, które odbierał gimnazjalista drastycznie różniły się od tych sprzed zaledwie kilku chwil. Obraz wydawał się czystszy i wyraźniejszy - ostrzejszy. Drugoklasista nadal nie zdawał sobie sprawy z radykalnej zmiany w swoim wyglądzie.
-Nie może być... On też to ma? Taki żałosny, pieprzony robal, jak on otrzymał coś takiego?! Nie! To nie może być prawda... Oczy. Jego Przeklęte Oczy... Zupełnie, jak "Boskie Oczy" Pierwszego Króla. Czy to możliwe, że to właśnie jego grobowiec? - Tatsuya ze wszystkich sił próbował odrzucić i zbałamucić prawdę. Bezskutecznie. Jego najgorsze obawy spełniły się.
-Nie rozumiem... - szepnął nagle czempion. -...czemu takie gówno, jak ty ma takie pierdolone szczęście! Żałosny, zadufany w sobie bufon, który myśli, że pozjadał wszystkie rozumy... Dlaczego nie możesz tak po prostu zdechnąć, co?! Nienawidzę cię... - mistrz areny wpił palce w sterczące włosy. -Tak bardzo cię nienawidzę... że mam ochotę rozerwać na strzępy nawet samego siebie - mamrotał z maniakalnym wyrazem twarzy.
Zdziwienie malowało się na odmienionej twarzy Kurokawy. Jednocześnie słyszał i widział swojego oponenta, jak i... jego klona. Ów klon nie mógł mieć więcej, niż 9 lat. Jego lewa ręka była normalna, jak każda inna. Zarówno replika Tatsuyi, jak i to, co z nią związane... wszystko to było czarno-białe, przeplatając się z prawdziwą rzeczywistością. Mały chłopiec siedział w ciemnej uliczce obok kosza na śmieci, oparty o ścianę. Podkulając nogi i opierając podbródek o swoje kolana, oplatał ramionami kostki. Z obojga oczu - zielonego i złotego wypływały łzy. Co jakiś czas po chodniku za wyjściem z uliczki przechodzili ludzie. Mało który zwrócił uwagę na płaczące dziecko, a nawet jeśli to zrobił, odwracał się i szedł dalej. Ten widok wystarczył, by zmiękczyć Naito. Gimnazjalista chciał podejść do chłopczyka, pomóc mu... lecz gdy tylko lekko wyciągnął rękę w jego stronę, wizja się rozpłynęła. Pozostała już tylko realna część rzeczywistości.
-Myślisz, że jesteś lepszy, co? Że możesz patrzeć na mnie z góry, hm? GÓWNO MOŻEEEESZ! - wydarł się przerażająco Tatsuya, a jego ręce dygotały. -Kto tu niby potrzebuje pomocy, co? To tobie się wydaje, że jesteś taki dobry i prawy, a to chuja prawda! Chcesz tylko poczuć się coś wart, wiesz? To tobie powinno się pomóc, nie mi! Pomogę ci, Kurokawa... pomogę natychmiast... rozpierdalając twój łeb o ścianę! Już nie będziesz się niczym martwił, śmieciu! - zdawało się, że Połykacz Grzechów postradał zmysły. Zaślepiony przez własną nienawiść, zwiększył swoją prędkość dzięki mocy duchowej i zaszarżował na Naito.
Furiat wzmocnił obie pięści, zamieniając swą Przeklętą Rękę w prawdziwe narzędzie mordu. Obywatel Akashimy ze zdziwieniem odebrał tajemniczy bodziec. Chwilę przed zderzeniem z Tatsuyą poczuł coś w rodzaju szturchnięcia w lewym boku. Zareagował na nie odruchowo, zarzucając całym ciałem na prawą stronę... i w tym właśnie momencie prawy sierpowy przeciwnika przeszedł przez miejsce, w którym przed chwilą stał. Pozbawiony rozwagi przez gniew Połykacz Grzechów nie zdążył zareagować na kontratak Kurokawy. Madness bowiem odpowiedział mu - dość ironicznie - prawym prostym idealnie między żebra. Otumaniony czempion nawet nie zwrócił na to uwagi. Właściciel Przeklętych Oczu wychwycił tajemnicze szturchnięcie na czubku głowy, lecz pęd, w jakim zadał ostatni cios nie pozwolił mu na reakcję. Mistrz areny bezlitośnie uderzył z góry lewym łokciem, idealnie w punkt niedawnego szturchnięcia. Gimnazjaliście zakręciło się w głowie. Trafienie dosłownie powaliło go na podłogę, a jego siłę można było porównać do drewnianej deski.
Cios w głowę zamroczył Naito wystarczająco, by nie zdążył wykonać jakiegokolwiek uniku przed kolejnym atakiem. Tatsuya zamaszyście, niczym zawodowy piłkarz kopnął go w bok, turlając go kilka metrów po podłodze. Dławiący się drugoklasista opluł posadzkę komnaty, szybko spoglądając na oponenta. Kolejna czarno-biała scena wplotła się w realne wydarzenia. Ciemnowłosy chłopiec, który mógł mieć już jakieś 10 lat wyskoczył przez okno w sklepie, rozbijając szybę. W swoich ramionach zaciskał bochenek chleba. Pękające szkło pocięło jego odsłonięte przedramiona i kostki - dziecko ubrane było letnio, mimo jesiennej pory. Natychmiast po opuszczeniu budynku pognało chodnikiem przed siebie. Właściciel piekarni momentalnie wyleciał za nim, pędząc tak szybko, jak potrafił. Chłopczyk robił to samo, ale mikre, wychudzone i zmęczone brakiem snu ciało nie pozwalało mu na ujście pogoni. Mężczyzna dopadł go, gdy mały Tatsuya wbiegł w boczną uliczkę, usiłując zgubić prześladowcę. Była to ślepa uliczka. Właściciel sklepu złapał chłopca za włosy i z całej siły uderzył pięścią w twarz. Odebrawszy złodziejowi chleb, schował go pod pachą i uderzył jeszcze raz. Potem jeszcze jeden. Dziecko próbowało się bronić, ale wątłe ręce i słabowite pięści nie pozwoliły na skuteczną obronę. Po kilku minutach leżał pobity na ziemi, łkając cicho pomimo zaciśniętych zębów.
Wizja rozpłynęła się, gdy realny czempion wyskoczył w powietrze, drąc się przy tym, jak najprawdziwszy psychopata. W górę uniósł zaciśniętą lewą pięść, która nadal była otoczona energią duchową. Opadał prosto na leżącego jeszcze Kurokawę. "Krzyżooki" poczuł szturchnięcie w okolicach brzucha, lecz sam wiedział, na co się zanosiło. Tak szybko, jak umiał, przeturlał się w bok, płynnie klękając na jednym kolanie. W tym czasie nacierający Połykacz Grzechów grzmotnął lewym "młotem" w posadzkę, wybijając w powietrze kawałki kafli i tworząc mały krater w samym podłożu. Gimnazjalista przeszedł do kontrataku tak szybko, jak tylko umiał. Momentalnie odbił się przy użyciu mocy duchowej, chcąc wykonać niskiego kopniaka we wbite w ziemię lewe ramię wroga. Nie spodziewał się, jak szybka będzie reakcja Połykacza Grzechów. Obywatel Akashimy momentalnie poczuł szturchnięcie w szczęce i już wtedy wiedział, że nie da rady zrobić uniku. Tak prędko, jak umiał uformował krzyżową gardę przedramionami, przesyłając do nich największą możliwą dozę mocy. Proces ten przerwał dopiero lewy hak Tatsuyi, który dosłownie podrzucił Naito na dwa metry w górę. Madness zasyczał z bólu, mimo iż jego kości pozostały nienaruszone. Wylądował kawałek dalej.
Mistrz areny znalazł się obok momentalnie, a jego twarz już tylko kształtem przypominała człowieka. Jego szatański uśmiech, dziki wzrok i łapczywie pochłaniające powietrze nozdrza tworzyły kombinację rodem z horrorów. Kurokawa zachowywał spokój chyba tylko dlatego, że wciąż miał w głowie dwa obrazy płaczącego dziecka. Przepotężny lewy prosty czempiona ponownie ruszył w stronę gimnazjalisty. Nieznanego pochodzenia szturchnięcie trafiło w lewy obojczyk nastolatka, dając mu impuls do natychmiastowego działania. Sam nie wiedział, jakim cudem wpadł na swój manewr, lecz nie zastanawiał się ani przez chwilę. Wykorzystał bardzo duże ilości energii, by zwiększyć wytrzymałość swojej lewej dłoni, po czym najzwyczajniej w świecie chwycił nadlatującą pięść. W mgnieniu oka drugoklasista odwrócił się plecami do Połykacza Grzechów, opierając całe jego ramię na swoim lewym barku. Następnie Madness gwałtownie wyrzucił na ślepo za siebie swoją prawą rękę, szybko oplatając ją wokół karku oponenta. Stopy kontrującego chłopaka otoczyła aura mocy duchowej. Wykorzystując całą siłę, jaką tylko posiadał, przerzucił nad sobą tak chwyconego wroga, z niesamowitym impetem uderzając jego plecami o podłogę. Tatsuya chlusnął krwią w powietrze.
Kolejny czarno-biały obraz ukazał się Przeklętym Oczom Naito. Widział małego chłopca, stojącego na skrawku trawy. Od owego skrawka ciągnęło się pięć różnych ścieżek, a każda prowadziła w inną stronę. Pora roku wydawała się być wiosenna. Obraz mignął, ukazując po chwili to samo "bezsilne" dziecko, które bezlitośnie okładało swojego rówieśnika. Widok znów się zmienił. Tym razem trawa była sucha i zżółkniała, co wskazywało na trwanie lata. Chłopiec odrobinę podrósł, a jedna z pięciu ścieżek... zniknęła, całkowicie pochłonięta przez głęboką, czarną mgłę. Obraz mignął. Mały Tatsuya kopał po brzuchu jednego ze swoich rówieśników - drugi leżał tuż obok. "Klatka" przesunęła się. Zieloną trawę pokrywały różnokolorowe, jesienne liście. Tym razem od skrawka ziemi wychodziły tylko dwie drogi. Cały pozostały obszar zalewała smolista, niemożliwa do odegnania mgła. Jeszcze wyższa wersja chłopca wbiła właśnie nóż w brzuch rówieśnika. Dwaj inni leżeli w liściach z rozbitymi nosami i twarzami. Pojawił się kolejny obraz. Trawę pokrywała gruba warstwa skąpanego we krwi śniegu. Czterech nastolatków leżało nieruchomo z wyłupanymi oczami. Do "wysepki" przyłączona była już tylko jedna ścieżka. Reszta dawno utonęła w mroku. Widok zmienił się raz jeszcze. Nie pozostała już żadna ścieżka. Płaczący Tatsuya siedział na skrawu trawy z podkulonymi kolanami, a czarna mgła powoli pochłaniała nawet ją. Kurokawie zdawało się nawet, że chłopiec spojrzał w jego stronę i coś krzyczał, jednak z jego ust nie wydobywał się żaden dźwięk. Potem... wizja się skończyła.
-Zabiję cię... - rzucił pusto Tatsuya wzrokiem jakby nieobecnym. -Zabiję cię... - powtórzył, z trudem opierając się na kolanach. -Zabiję cię... - trzeci raz wyrzekł, podnosząc się chwiejnie. Obydwaj walczący byli potwornie zmęczeni i ostro pokiereszowani. -Zabiję cię! - ryknął czempion, wypluwając jednocześnie krew. W swoim ataku furii zupełnie nie zauważył jednej rzeczy. Z obojga jego oczu płynęły łzy, jakby wychodziły z wnętrza jego serca. Tak mocno kontrastowały z pełnym gniewu krzykiem... Potężny podmuch energii duchowej uniósł spływające krople w powietrze. Podłoga pod mistrzem areny popękała gwałtownie. Cała ta kłębiąca się moc przyjęła fioletowy kolor. Już nie tylko lewa ręka, a cała skóra Połykacza Grzechów przyjęła czarną barwę. Jego włosy stały się śnieżnobiałe.
-Tatsuya-san... Ja... chyba rozumiem. Chyba naprawdę zaczynam czuć to, co ty czułeś. Nie pozwolę ci... tak po prostu przepaść - właściciel Przeklętych Oczu również wpadł w pewien rodzaj transu. W ogóle nie poczuł zdziwienia na widok aktywowanego Madman Stream Tatsuyi. Jego twarz miała kamienny, niepewny wyraz, jakby zaraz całe ciało Kurokawy miało rozpaść się w proch. Nie rozpadło się. Niedawny natłok najróżniejszych emocji i przelatujące w głowie sceny z przeszłości przeciwnika wywołały u gimnazjalisty swoisty wstrząs szokowy. Nie zauważył nawet, kiedy jego krzyżowe oczy zaczęły produkować łzy. Nie zauważył, kiedy pojedynek z czempionem stał się czymś więcej, niż obroną skarbca. Czymś więcej, niż walką o życie. Niespodziewanie okazało się, że obywatel Akashimy walczył tak jakby o samego siebie. I ta świadomość właśnie zerwała pod nim kafle, miotając nimi w sufit za pośrednictwem mocy duchowej. Nim Naito cokolwiek spostrzegł, podświadomie, "przypadkowo" aktywował swój własny Madman Stream. Dwa bliźniacze strumienie fioletowej energii bawiły się prądem powietrznym, rozbijając o ściany i sufit stworzone wcześniej gruzy.
Bez słów ruszyli naprzeciw siebie, niszcząc posadzkę w miejscach, w których chwilę wcześniej stali. Nabyta prędkość i całkowite oderwanie się od bólu pozwoliły im walczyć z pełnią sił. Otoczone fioletową poświatą pięści zderzyły się ze sobą z hukiem. Spojrzenia walczących zjednały się na moment, bo już po chwili między nastolatkami utworzyła się potężna fala uderzeniowa, która zachwiała całą salą. Szybko wyzwolili się z niekontrolowanego lotu... odbijając się od stojących naprzeciw siebie ścian. Oba miejsca wybicia zamieniły się w głębokie kratery, niszcząc kolejne źródła oświetlenia komnaty. Wojownicy bez słów wymienili prawe sierpowe. Każdy z nich złapał pięść swojego przeciwnika w lewą dłoń, wzajemnie blokując swoje górne kończyny. W tym momencie jednomyślnie zderzyli się głowami, tworząc kolejną falę uderzeniową. Tym razem jednak nie odepchnęła ona nikogo - Madnessi trzymali się zbyt mocno. Po czołach obydwu nastolatków spłynęła strużka krwi, szybko wsiąkając w kosmyki białych włosów. Kurokawa natychmiastowo uderzył kolanem w brzuch przeciwnika, oswabadzając się z jego uchwytu. Tatsuya zgiął się, wypluwając krew, lecz prawie natychmiast wyprowadził jednocześnie dwa sierpowe na raz - każdy z innej strony. Każdy trafił naruszając środek ciężkości gimnazjalisty i niemal powalając go na podłogę. Walczący minimalnie odskoczyli od siebie, po czym jednomyślnie wystawili do przodu swe otwarte dłonie. W tej samej chwili, co do ułamka sekundy, obaj użyli emisji. Podwójna fala uderzeniowa wystrzeliła z obu stron, zderzając się między sobą z impetem, który odrzucił przeciwników na kilka metrów. Obaj mieli łzy w oczach, lecz sprawiali wrażenie, jakby nie zdawali sobie z tego sprawy. Liczyła się tylko wygrana. Z nienawiści lub z chęci pomocy.
Koniec Rozdziału 51
Następnym razem: Błogosławieństwo
Bardzo dynamiczna walka. Widać że dają z siebie wszystko! Ciekawi mnie dlaczego Naito widział te czarnobiałe sceny? To przez te oczy?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Na dynamizmie mi właśnie zależało ;) Ale na pytanie odpowiedzieć nie mogę :P Z wiadomych względów - albo znajdziesz odpowiedź sam, albo wyczytasz ją w dalszych rozdziałach ^^
UsuńPozdrawiam również!