ROZDZIAŁ 132
-Tatsuya-kun! Tatsuya! - krzyczał za heterochromikiem "krzyżooki", z niezdecydowaniem do niego dobiegając. Znaleźli się na kwadratowym, wyłożonym idealnie gładkimi, kremowymi płytkami placu, którego centrum stanowiła okrągła fontanna z wypluwającym wodę bożkiem. Kamienny pół-człowiek zdawał się być rozbawiony problemami, z jakimi borykał się Kurokawa, chcąc zatrzymać w jednym miejscu czempiona.
-Czego ty, kurwa, chcesz?! - nie wytrzymał już posiadacz Przeklętej Ręki, z krzykiem odwracając się w stronę irytującego kompana. Plac otaczał swego rodzaju kryty korytarz z dachem wspartym na kamiennych kolumnach, nieco przypominających jońskie, lecz z pewnością nimi nie będące. Z owego korytarza wychodziły inne drogi. Wyglądało na to, że jedna z nich prowadziła bezpośrednio w stronę ogrodów, po drodze rozwidlając się ku innym zabudowaniom. Druga, uplasowana po lewej stronie kończyła się po dziesięciu metrach, doprowadzając przechodnia do ciężkich i grubych drzwi, w swej surowości przypominających więzienne wrota. Bezpośrednio z przodu wznosił się prawdopodobnie najbardziej okazały budynek Domu Mędrców, którego kształt z góry przypominał nieco niezgrabną, pięcioramienną gwiazdę.
-Sądzę, że powinniśmy poczekać, aż ktoś tu po nas przyjdzie. Nie chcemy przecież, żeby nas źle zrozumiano, prawda? - rzucił asekuracyjnie dziedzic Pierwszego Króla, wyciągając przed siebie otwarte dłonie w obronnym geście. Neandertalska mina Tatsuyi przekonała go o tym, że agresywny Madness nie podzielał jego zmartwień. -Mogą nas wziąć za złodziei, jeśli będziemy się tak snuć po wszystkich zakamarkach świątyni. Lepiej nie wdawać się w niepotrzebne konflikty. To mam na myśli... - widok czempiona uświadomił mu, że właśnie przekroczył granicę bezpiecznej rozmowy. Mistrz juniorów przechylił głowę, wykrzywiając usta z drwiącą miną.
-Chcesz mi powiedzieć, że muszę się tu kogoś bać? Bandy świętoszków, sierot, eunuchów i słabeuszy? Uważasz mnie za takiego słabego, ty kupo gówna? - cedził przez zęby przesiąknięty nienawiścią chłopak. Obywatel Akashimy zaklął w duchu, przypominając sobie o sposobie, w jaki nieufny rówieśnik interpretował słowa innych ludzi.
-Popełniłem błąd... Niech to! A chciałem to szybko zakończyć. Co mam mu teraz odpowiedzieć? - zastanawiał się "krzyżooki", dopisując na swoje konto kolejną porażkę. Nie chciał drzeć kotów z posiadaczem Przeklętej Ręki, mając jednocześnie własne zmartwienia.
-Ja... nie to miałem na myśli, Tatsuya-kun! Chodzi mi o to... że lepiej przecież mieć przyjaciół, niż wrogów. Rozumiesz, prawda? - odparł nerwowo, bacznie obserwując wszelkie zmiany na twarzy agresywnego kompana. Aż do tej pory ani razu nie zastanowił się nad tym, dlaczego właściwie czempion zdecydował się do nich dołączyć. W końcu kto, jak kto, ale on nie uznawał żadnych autorytetów, więc prośba Kawasakiego nie mogła dla niego zbyt wiele znaczyć. Przez całą sytuację z "wioską Gehenny" i paraliżującego towarzysko Naizo, nastolatkowie nie mieli nawet okazji spokojnie ze sobą porozmawiać.
-Nie. Nie rozumiem. Może ciebie satysfakcjonuje "zabawa w dom", ale ja nie szukam towarzystwa i gówno mnie obchodzi, co o mnie pomyślą. Jeśli spróbują mi coś zrobić, będzie to dla mnie tylko powód, żeby ich znienawidzić. A wtedy... zabiję ich - te emanujące gniewem i mrokiem słowa przypomniały Kurokawie o tym, kim naprawdę był heterochromik. Ten, który swoją siłę czerpał z nienawiści, który nade wszystko pragnął ściągnąć na dno wszystkich, których tym uczuciem obdarzył... nie mógł się tak łatwo zmienić. Ten, kto od dziesięciu lat grał w piłkę nożną, nie będzie od razu mistrzem w tenisie ziemnym - to uświadomił sobie Naito. -Mam prawo chodzić, gdzie mi się żywnie podoba. Jeśli komuś to nie pasuje, to niech uświadomi mi, że się mylę. Pięściami, nie słowami... - ostatnie słowa ukuły "krzyżookiego" najbardziej. Nie miał co do tego pewności, jednak poczuł, że skierowano je właśnie przeciwko niemu. Przez moment zastanawiał się nawet, czy jego decyzje podczas walki z Tatsuyą o grobowiec Pierwszego aby na pewno były słuszne. Nie zdążył znaleźć satysfakcjonującej go odpowiedzi. Czempion przeszedł obok niego, gwałtownie potrącając go ramieniem.
-Co takiego robię źle? Czy cały świat próbuje mi uświadomić, że słowami niczego nie zdziałam? Kto ma rację? Ja, czy świat? Chce, żebym przestał? Żebym wszystkie problemy rozwiązywał siłą? Tak samo, jak inni... Tak samo, jak inni mam zabić to, co we mnie siedzi? Shuun-san... co powinienem zrobić? Chciałbym... Chciałbym z tobą porozmawiać, ale nie wiem, jak... - naprawdę nie wiedział. Nie potrafił porozumieć się z ukrytym w jego jestestwie duchem Króla. W przeciwieństwie do Tatsuyi, który był w stanie to zrobić, a mimo to gardził poradami dawnego władcy. Ironia. Ten, który nie miał, chciał korzystać. Ten, który miał - nie chciał.
-Poczekaj! - krzyknął w stronę odchodzącego heterochromika, dochodzącego właśnie do ciężkich, grubych drzwi po lewej stronie krytego korytarza. Coś wewnątrz niego sprawiało, że obawiał się wejść do tajemniczego pomieszczenia... ale mistrz areny tego nie czuł. Posiadacz Przeklętej Ręki nie miewał żadnych oporów. Tym bardziej wtedy, gdy ktoś go rozzłościł. Zanim dziedzic Pierwszego Króla dotarł do rówieśnika, mosiężna, płaska klamka została z głośnym skrzypieniem opuszczona w dół. Pozornie ciężkie i toporne drzwi otworzyły się do wewnątrz. To, co drzemało w niepokojącym pokoju uderzyło w obu nastolatków jeszcze zanim zdołali zajrzeć do środka.
Cała masa energii duchowej o barwie jasnego fioletu wypełniała "komnatę" w takim samym stopniu, jak powietrze. Moc była jednak o wiele "gęstsza" i "cięższa", niż jakikolwiek gaz. Bynajmniej nie chodziło jednak o fizyczną gęstość. Przepotężna aura wylała się z pomieszczenia, niczym obłok ciekłego azotu, przelatując przez nogi chłopaków. Przeklęte Oczy Kurokawy zaczęły łzawić bez większego powodu. Jakiś impuls w jego głowie sprawił, że nogi gimnazjalisty zadrżały, jakby ich właściciel miał zaraz upaść na glebę. I tak już blady trzecioklasista pobladł jeszcze bardziej, z trudem łapiąc oddech. Naito nie należał do Madnessów wyczulonych na działanie i obecność energii duchowej. Gdy większość zginała się pod wpływem ogromnej mocy Generałów, czy innych osób o legendarnej wręcz sile, on nie zdawał sobie sprawy, z kim miał do czynienia. Wielu miało przez to pełne prawo wyśmiać "żółtodzioba" za jego ułomność i z pewnością wielu tak właśnie robiło. Tym niemniej jednak w kontakcie z mocą tak przerażającą i zastraszająco potężną, nawet on zareagował.
-Co... Co... się dzieje? Nie mogę... zebrać myśli. Moja głowa... boli. Tak bardzo boli... - takie oto spostrzeżenia artykułował w duchu. -Tatsuya... odsuń się. Uciekaj. Stoisz... za blisko - chwilę później wzdrygnął się. Był pewny, że wypowiedział te słowa na głos. Próbował je wypowiedzieć. Nie dał jednak rady. Monstrualna moc duchowa zacisnęła się na jego gardle, nie pozwalając na wykorzystanie strun głosowych. Mógł tylko patrzeć na plecy nieruchomego towarzysza. Nie wiedział, jak długo to trwało. Ile czasu zastanawiał się nad tym, czy za chwilę nie straci przytomności. Zdawało mu się, że trwał tam kilka minut... chociaż od momentu otworzenia drzwi minęło tylko pięć sekund. Te pięć sekund zaopatrzyło go jednak w doświadczenie, którego nie zapomniał już do końca życia.
-Co to... kurwa... jest? - czempion odezwał się pierwszy. Nagromadzona w pokoju energia wyciekła tak szybko, że zdążyła już rozproszyć się na całym placu. Właśnie dzięki temu przestała oddziaływać na - bądź, co bądź słabych - Madnessów.
-T... Tatsuya-kun! Nie wchodź tam - odezwał się Naito, stawiając krok do przodu, przez co prawie upadł na twarz. Wciąż nie odzyskał jeszcze pełnej władzy nad swoim ciałem. Nad językiem również. Zabrzmiał bowiem o wiele ostrzej, niż planował. Spodziewał się natychmiastowego aktu agresji ze strony mistrza juniorów... lecz otrzymał coś o wiele bardziej przejmującego. Heterochromik bezgłośnie odwrócił twarz w jego stronę... i to wystarczyło, by zatrwożyć dziedzica Shuuna.
Aż do tej chwili były Połykacz Grzechów nie dawał tego po sobie poznać, ale w jego przypadku napływ mocy wywołał jeszcze większy zamęt. Był blady, jak ściana. W jednej chwili Kurokawa uświadomił sobie, że nigdy tak naprawdę nie widział prawdziwie bladego człowieka. Że nigdy nie widział tak chorobliwie jasnej, anemicznej wręcz cery. W pięć sekund, podczas których bombardowała go niepojęta siła, Tatsuya zaczął przypominać obłożnie chorego. Krople potu spływały po jego mokrej twarzy, dolna szczęka trzęsła się z taką częstotliwością, jakby miała zaraz odpaść, a oczy... te zazwyczaj harde, różnokolorowe oczy... zalała krew. Naczynia krwionośne w ich wnętrzu popękały pod wpływem duchowej presji, sprawiając, że całe widoczne z zewnątrz ciało szkliste przyjęło szkarłatną barwę.
-A kto mi zabroni? - posiadacz Przeklętej Ręki zapewne chciał brzmieć groźnie, ale głos, który wydobył się z bladych ust przypominał raczej przepływające przez nieszczelny strych podmuchy wiatru. Wydawało się, że sam to zauważył, gdyż zrezygnował z kolejnych prób zgrywania chuligana i nierozważnie postawił pierwszy krok wewnątrz przerażającej komnaty. Nie chcąc dopuścić do kolejnych incydentów, posiadacz Przeklętych Oczu ruszył tam za nim.
Usta gimnazjalisty rozwarły się ze zdziwieniem, gdy rozejrzał się po pomieszczeniu. Szeroki na trzy metry i długi na prawie osiem pokój wypełniały... uchwyty. Zwykłe, metalowe pręty powbijane w ściany jeden nad drugim i jeden obok drugiego. Na owych wygiętych ku górze prętach zawieszone były klucze. Nie zwykłe, jakie posiadała ponad połowa ludzi na świecie. Te "narzędzia" były grube, onyksowe, zaopatrzone w skrupulatnie wyrzeźbione, tajemnicze symbole. Każdy z kluczy emanował potężną, "pożerającą" go energią duchową - tą samą, która kilka chwil wcześniej uleciała z pokoju. Każdy zdawał się wprawiać w drganie otaczające je powietrze. A wisiał ich tam co najmniej tysiąc.
-Już je widziałem. Matsu-san użył takiego samego, kiedy mnie trenował. Byłem pewien, że takie klucze są bardzo rzadkie... a teraz w jednym miejscu znalazłem ich tak wiele. Dlaczego nikt nie zabezpieczył tych drzwi? - zastanawiał się Kurokawa, ale szybko znalazł odpowiedź. -Większość potencjalnych złodziei nie odważyłaby się tu wejść po tym, jak poczułaby całą tę moc... Wygląda na to, że tylko my byliśmy tak głupi... - pomyślał chłopak z gorzkim niepokojem, podczas gdy odzyskujący werwę Tatsuya zagłębiał się dalej wgłąb pokoju, badawczo przyglądając się "otwieraczom do ludzi". "Krzyżooki" przełknął ślinę. Trzy razy przymierzał się, żeby wydać z siebie jakikolwiek odgłos, aż w końcu rozwiązał mu się język.
-Już wystarczy, Tatsuya-kun! Nic tu nie ma, widzisz? Chodźmy stąd, zanim ktoś nas tu znajdzie - zaproponował z nadzieją, ale gdy tylko zobaczył błysk w lewym, zielonym oku towarzysza, drgnął z zaniepokojeniem.
-To jest "nic"? Żartujesz sobie? Gdybyśmy zabrali chociaż kilka tych błyskotek i oddali je Fletcherowi, bylibyśmy ustawieni do końca życia! Patrz, ile tu tego jest. Nikt by nie zauważył, że paru brakuje... - Kurokawa zaniemówił, gdy to usłyszał. Nie spodziewał się czegoś takiego. Aż do tej pory w ogóle nie łączył czempiona areny z pociągiem do pieniędzy. Wyglądało na to, że również o heterochromiku wiedział mniej, niż mu się zdawało. Tak samo, jak w przypadku Aigana.
-Nie mówisz poważnie... Przyszliśmy tu poprosić o pomoc dla wioski, a nie na poszukiwanie łupów! - krzyknął oburzony idealista, gwałtownie podchodząc do mistrza juniorów. Chciał kontynuować swoje kazanie, lecz nagle, zupełnie niespodziewanie coś sobie przypomniał... Scenę, którą widział podczas bitwy o grobowiec Pierwszego. Scenę z życia Tatsuyi, podczas której pobito go prawie na śmierć za to, że z głodu ukradł chleb. To właśnie to wspomnienie sprawiło, że Naito się zawahał. Stracił swoją pewność siebie. Zdał sobie sprawę, że znów w swoim osądzie zachowania kompana spojrzał na sytuację jedynie ze swojej własnej perspektywy.
-Co? Jęzora brakło w gębie? - zadrwił z niego posiadacz Przeklętej Ręki. -Nikt ci nie zabroni dać kasy twoim wsiórom... - wzruszył ramionami były Połykacz Grzechów... po czym natychmiast spoważniał. Różnokolorowe oczy skupiły swój wzrok na otwartych na oścież drzwiach, w których niespodziewanie stanął nieznany im chłopak.
Zanim nastolatkowie dostrzegli cokolwiek innego, zwrócili uwagę na włosy przybysza. Nieznajomy - notabene ich rówieśnik - był blondynem. Jego fryzurę charakteryzowało jednak to, że wszystkie kosmyki zdawały się wić ku górze, niczym języki płomieni, odsłaniając zarówno czoło, jak i skronie. Ów "płomiennowłosy" chłopak mierzył zarówno Naito, jak i Tatsuyę surowym, potępiającym ich obu wzrokiem. Czerwone, przywodzące na myśl jastrzębia oczy oraz bardzo wydatne, delikatnie zakręcające w stronę nosa brwi potęgowały wrażenie srogości. Blondyn był o kilka centymetrów niższy od czempiona, choć duchem widocznie górował nad obydwoma intruzami. Czerwonooki stał przed nimi pozbawiony górnej części garderoby. Ta z kolei, wymięta i przełożona przez lewe ramię nastolatka miała białą barwę. Zwinięta w "śrubę" sprawiała wrażenie, jakby kilka chwil wcześniej wyciskano z niej wodę. "Płomiennowłosy" przywdział szare, sięgające przed kolana spodenki i toporne sandały z nieznanego Kurokawie rodzaju drewna o bladożółtej barwie. To właśnie buty wzbudziły zainteresowanie wysłanników Kawasakiego. Do stóp bowiem, zamiast rzemyków przytwierdzała ją... żyłka. Cieniutka, metalowa żyłka, napięta do tego stopnia, że powinna co najmniej uciskać nogi, nie mówiąc już o rozcinaniu skóry. Zdawało się, że blondynowi w tym rodzaju obuwia nie było nawet niewygodnie... a przecież pod powierzchnią stóp, bezpośrednio na żółtym drewnie znajdowały się... ćwieki. Metalowe, kanciaste ćwieki, które nie tylko popychały dolne kończyny w stronę żyłek, lecz również wywierały spory nacisk i wbijały się w skórę. W oczach intruzów, nieznajomy blondyn zaczął wyglądać, jak masochista. Królewscy dziedzice utwierdzili się w tym przekonaniu, gdy tylko zwrócili uwagę na to, że mordercze sandały usytuowane były... na "szczudłach". Z samych środków drewnianych podeszew wyłaniały się obłe i cienkie, jak nogi od stolika "podstawki", mające po paręnaście centymetrów. Nie trzeba było być geniuszem, by domyślić się, że zmniejszenie "powierzchni" stóp skutkowało wywieraniem na nich większego nacisku i jeszcze silniejszym nabijaniu ich na ćwieki oraz żyłki.
-Wynoście się - rozkazał ze śmiertelną powagą czerwonooki, nie przejmując się ani przewagą liczebną, ani bojowym nastawieniem Tatsuyi. Był silny... a przynajmniej z wyglądu. Jak zauważył Naito, "płomiennowłosy" miał bardzo dobrze wyrzeźbione mięśnie, biorąc pod uwagę wiek.
-Hę? - warknął heterochromik, wysuwając się naprzód. Stoicki spokój i bezpośredniość blondyna łatwo wyprowadziły go z równowagi. -A kim ty, kurwa, jesteś, żeby mi rozkazywać? Położyłbym cię jednym ciosem, pokrako. W czym ty w ogóle łazisz? Zgubiłeś drogę do klubu sado-maso? - potok słów wystrzelił z ust agresywnego Madnessa, zanim obywatel Akashimy w ogóle pomyślał o powstrzymaniu go.
-Tatsuya-kun! On nie chce walczyć! Zaoferował nam możliwość dogadania się. Myślę, że powinniśmy z niej skorzystać... - ostrożnym, nerwowym głosem, "krzyżooki" spróbował udobruchać mistrza areny juniorów, ale ten tylko odtrącił go ramieniem. W tym samym momencie chłopak w zabójczych wręcz butach bez słowa ruszył przed siebie.
-Niedobrze... Jest przygotowany do walki. Musiał niedawno trenować... - zauważył w duchu dziedzic Pierwszego Króla, obserwując spływające po torsie niechcianego wroga krople potu i jego ostre, bystre spojrzenie. -Tatsuya-kun nie jest jeszcze w pełni sił po tym, jak tu weszliśmy... Szlag! Znów nie dałem rady go zatrzymać. Mam nadzieję, że nie zrobią sobie nawzajem krzywdy. Jeśli sytuacja stanie się krytyczna, wskoczę pomiędzy nich, żeby ich rozdzielić... - postanowił trzecioklasista, z niepokojem przełykając ślinę.
W tym samym czasie lewą pięść byłego Połykacza Grzechów otoczyła poświata z mocy duchowej. Całkowicie gotów do ataku, heterochromik poczekał jeszcze kilka chwil, aż stukające o podłogę sandały zbliżą się do niego. Gdy zaś już się to stało i irytujący szkodnik stanął tuż przed nim, Przeklęta Ręka wystrzeliła do przodu w popisowym, pozbawionym zamachu lewym prostym. Czarne knykcie czempiona miały już wbić się w podbródek wroga, gdy nagle ten... zrobił "coś". Spokojnie, jak płynąca woda przesunął swoją głowę w taki sposób, że atak jedynie otarł się o jego policzek, nie czyniąc mu żadnej krzywdy. Natychmiast też, pomimo faktu stania na "podwyższeniu", z fenomenalną prędkością obrócił się przez prawe ramię. W wyniku tego manewru kończyna atakującego Madnessa została pociągnięta dalej, tak naprawdę w nic nie uderzywszy. Przeklęta Ręka pofrunęła do przodu, ciągnąc za sobą jej właściciela i wytrącając go z równowagi. Tatsuya z grymasem wściekłości zatoczył się przed siebie, podczas gdy blondyn zakończył swój piruet. Z gracją i lekkością prawdziwego anioła, "płomiennowłosy" jednym susem znalazł się twarzą w twarz z czarnowłosym agresorem. Ich twarze przez ułamek sekundy usytuowane były tak blisko siebie, że czerwonooki mógł nawet zmierzyć długość poziomej blizny na nosie czempiona. Heterochromik spróbował zrobić unik przed atakiem, który z pewnością miał nadejść. Nie udało mu się złapać potrzebnej do tego równowagi. W mgnieniu oka sprzed jego twarzy zniknęły oczy blondyna, a zamiast nich pojawiła się... jego ręka. Prawa dłoń z plaśnięciem przykleiła się do lica szatyna, zaciskając palce na jego głowie z zaskakującą siłą i stabilnością. Pół sekundy później rozległ się głuchy huk, a całe ciało Tatsuyi gwałtownie drgnęło. Zdawało się, że jakaś niewidzialna siła właśnie spróbowała odseparować rękę czerwonookiego od oblicza jego przeciwnika. Paliczki tego pierwszego były jednak zbyt mocno nań zaciśnięte.
-Jednego mniej... - mruknął nagle nieznajomy, puszczając swojego oponenta. Wtedy właśnie Naito dostrzegł, jak ręce jego towarzysza opadają bezwładnie w stronę ziemi, a kolana uginają się pod nim. Z przerażeniem dostrzegł strużki krwi płynące z nosa i ust pokonanego czempiona, a także całkiem pozbawione świadomości spojrzenie w oczach chłopaka. Mistrz juniorów padł bez przytomności na podłogę. W całkowitym szoku Kurokawa odskoczył do tyłu, próbując zorientować się w sytuacji. Jego serce zabiło dwa razy szybciej. Z podobną prędkością zaczął też myśleć.
-Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego. Złapał Tatsuyę za twarz i tą samą ręką użył na nim emisji. Odległość od celu była tak mała, że cała energia fali uderzeniowej skupiła się na czaszce. Cholera! Znokautował go jednym atakiem... i do tego sposób, w jaki uniknął jego uderzenia... Wcale nie chcę z nim walczyć... ale muszę szybko pomóc Tatsuyi. Mógł doznać wstrząsu mózgu albo czegoś gorszego. Jeśli nie wyciągnę go stąd na czas... Nie, wolę o tym nie myśleć! Ale jak mam przejść przez tego gościa, jeśli jest taki zwinny? - "krzyżooki" zacisnął zęby, w stresie starając się opracować jakikolwiek plan. Jakikolwiek sposób na uniknięcie niechcianego przeciwnika. Z każdym stuknięciem drewnianych szczudeł o podłogę, coraz bardziej zdawał sobie sprawę ze swojego braku pomysłów.
-Czego ty, kurwa, chcesz?! - nie wytrzymał już posiadacz Przeklętej Ręki, z krzykiem odwracając się w stronę irytującego kompana. Plac otaczał swego rodzaju kryty korytarz z dachem wspartym na kamiennych kolumnach, nieco przypominających jońskie, lecz z pewnością nimi nie będące. Z owego korytarza wychodziły inne drogi. Wyglądało na to, że jedna z nich prowadziła bezpośrednio w stronę ogrodów, po drodze rozwidlając się ku innym zabudowaniom. Druga, uplasowana po lewej stronie kończyła się po dziesięciu metrach, doprowadzając przechodnia do ciężkich i grubych drzwi, w swej surowości przypominających więzienne wrota. Bezpośrednio z przodu wznosił się prawdopodobnie najbardziej okazały budynek Domu Mędrców, którego kształt z góry przypominał nieco niezgrabną, pięcioramienną gwiazdę.
-Sądzę, że powinniśmy poczekać, aż ktoś tu po nas przyjdzie. Nie chcemy przecież, żeby nas źle zrozumiano, prawda? - rzucił asekuracyjnie dziedzic Pierwszego Króla, wyciągając przed siebie otwarte dłonie w obronnym geście. Neandertalska mina Tatsuyi przekonała go o tym, że agresywny Madness nie podzielał jego zmartwień. -Mogą nas wziąć za złodziei, jeśli będziemy się tak snuć po wszystkich zakamarkach świątyni. Lepiej nie wdawać się w niepotrzebne konflikty. To mam na myśli... - widok czempiona uświadomił mu, że właśnie przekroczył granicę bezpiecznej rozmowy. Mistrz juniorów przechylił głowę, wykrzywiając usta z drwiącą miną.
-Chcesz mi powiedzieć, że muszę się tu kogoś bać? Bandy świętoszków, sierot, eunuchów i słabeuszy? Uważasz mnie za takiego słabego, ty kupo gówna? - cedził przez zęby przesiąknięty nienawiścią chłopak. Obywatel Akashimy zaklął w duchu, przypominając sobie o sposobie, w jaki nieufny rówieśnik interpretował słowa innych ludzi.
-Popełniłem błąd... Niech to! A chciałem to szybko zakończyć. Co mam mu teraz odpowiedzieć? - zastanawiał się "krzyżooki", dopisując na swoje konto kolejną porażkę. Nie chciał drzeć kotów z posiadaczem Przeklętej Ręki, mając jednocześnie własne zmartwienia.
-Ja... nie to miałem na myśli, Tatsuya-kun! Chodzi mi o to... że lepiej przecież mieć przyjaciół, niż wrogów. Rozumiesz, prawda? - odparł nerwowo, bacznie obserwując wszelkie zmiany na twarzy agresywnego kompana. Aż do tej pory ani razu nie zastanowił się nad tym, dlaczego właściwie czempion zdecydował się do nich dołączyć. W końcu kto, jak kto, ale on nie uznawał żadnych autorytetów, więc prośba Kawasakiego nie mogła dla niego zbyt wiele znaczyć. Przez całą sytuację z "wioską Gehenny" i paraliżującego towarzysko Naizo, nastolatkowie nie mieli nawet okazji spokojnie ze sobą porozmawiać.
-Nie. Nie rozumiem. Może ciebie satysfakcjonuje "zabawa w dom", ale ja nie szukam towarzystwa i gówno mnie obchodzi, co o mnie pomyślą. Jeśli spróbują mi coś zrobić, będzie to dla mnie tylko powód, żeby ich znienawidzić. A wtedy... zabiję ich - te emanujące gniewem i mrokiem słowa przypomniały Kurokawie o tym, kim naprawdę był heterochromik. Ten, który swoją siłę czerpał z nienawiści, który nade wszystko pragnął ściągnąć na dno wszystkich, których tym uczuciem obdarzył... nie mógł się tak łatwo zmienić. Ten, kto od dziesięciu lat grał w piłkę nożną, nie będzie od razu mistrzem w tenisie ziemnym - to uświadomił sobie Naito. -Mam prawo chodzić, gdzie mi się żywnie podoba. Jeśli komuś to nie pasuje, to niech uświadomi mi, że się mylę. Pięściami, nie słowami... - ostatnie słowa ukuły "krzyżookiego" najbardziej. Nie miał co do tego pewności, jednak poczuł, że skierowano je właśnie przeciwko niemu. Przez moment zastanawiał się nawet, czy jego decyzje podczas walki z Tatsuyą o grobowiec Pierwszego aby na pewno były słuszne. Nie zdążył znaleźć satysfakcjonującej go odpowiedzi. Czempion przeszedł obok niego, gwałtownie potrącając go ramieniem.
-Co takiego robię źle? Czy cały świat próbuje mi uświadomić, że słowami niczego nie zdziałam? Kto ma rację? Ja, czy świat? Chce, żebym przestał? Żebym wszystkie problemy rozwiązywał siłą? Tak samo, jak inni... Tak samo, jak inni mam zabić to, co we mnie siedzi? Shuun-san... co powinienem zrobić? Chciałbym... Chciałbym z tobą porozmawiać, ale nie wiem, jak... - naprawdę nie wiedział. Nie potrafił porozumieć się z ukrytym w jego jestestwie duchem Króla. W przeciwieństwie do Tatsuyi, który był w stanie to zrobić, a mimo to gardził poradami dawnego władcy. Ironia. Ten, który nie miał, chciał korzystać. Ten, który miał - nie chciał.
-Poczekaj! - krzyknął w stronę odchodzącego heterochromika, dochodzącego właśnie do ciężkich, grubych drzwi po lewej stronie krytego korytarza. Coś wewnątrz niego sprawiało, że obawiał się wejść do tajemniczego pomieszczenia... ale mistrz areny tego nie czuł. Posiadacz Przeklętej Ręki nie miewał żadnych oporów. Tym bardziej wtedy, gdy ktoś go rozzłościł. Zanim dziedzic Pierwszego Króla dotarł do rówieśnika, mosiężna, płaska klamka została z głośnym skrzypieniem opuszczona w dół. Pozornie ciężkie i toporne drzwi otworzyły się do wewnątrz. To, co drzemało w niepokojącym pokoju uderzyło w obu nastolatków jeszcze zanim zdołali zajrzeć do środka.
Cała masa energii duchowej o barwie jasnego fioletu wypełniała "komnatę" w takim samym stopniu, jak powietrze. Moc była jednak o wiele "gęstsza" i "cięższa", niż jakikolwiek gaz. Bynajmniej nie chodziło jednak o fizyczną gęstość. Przepotężna aura wylała się z pomieszczenia, niczym obłok ciekłego azotu, przelatując przez nogi chłopaków. Przeklęte Oczy Kurokawy zaczęły łzawić bez większego powodu. Jakiś impuls w jego głowie sprawił, że nogi gimnazjalisty zadrżały, jakby ich właściciel miał zaraz upaść na glebę. I tak już blady trzecioklasista pobladł jeszcze bardziej, z trudem łapiąc oddech. Naito nie należał do Madnessów wyczulonych na działanie i obecność energii duchowej. Gdy większość zginała się pod wpływem ogromnej mocy Generałów, czy innych osób o legendarnej wręcz sile, on nie zdawał sobie sprawy, z kim miał do czynienia. Wielu miało przez to pełne prawo wyśmiać "żółtodzioba" za jego ułomność i z pewnością wielu tak właśnie robiło. Tym niemniej jednak w kontakcie z mocą tak przerażającą i zastraszająco potężną, nawet on zareagował.
-Co... Co... się dzieje? Nie mogę... zebrać myśli. Moja głowa... boli. Tak bardzo boli... - takie oto spostrzeżenia artykułował w duchu. -Tatsuya... odsuń się. Uciekaj. Stoisz... za blisko - chwilę później wzdrygnął się. Był pewny, że wypowiedział te słowa na głos. Próbował je wypowiedzieć. Nie dał jednak rady. Monstrualna moc duchowa zacisnęła się na jego gardle, nie pozwalając na wykorzystanie strun głosowych. Mógł tylko patrzeć na plecy nieruchomego towarzysza. Nie wiedział, jak długo to trwało. Ile czasu zastanawiał się nad tym, czy za chwilę nie straci przytomności. Zdawało mu się, że trwał tam kilka minut... chociaż od momentu otworzenia drzwi minęło tylko pięć sekund. Te pięć sekund zaopatrzyło go jednak w doświadczenie, którego nie zapomniał już do końca życia.
-Co to... kurwa... jest? - czempion odezwał się pierwszy. Nagromadzona w pokoju energia wyciekła tak szybko, że zdążyła już rozproszyć się na całym placu. Właśnie dzięki temu przestała oddziaływać na - bądź, co bądź słabych - Madnessów.
-T... Tatsuya-kun! Nie wchodź tam - odezwał się Naito, stawiając krok do przodu, przez co prawie upadł na twarz. Wciąż nie odzyskał jeszcze pełnej władzy nad swoim ciałem. Nad językiem również. Zabrzmiał bowiem o wiele ostrzej, niż planował. Spodziewał się natychmiastowego aktu agresji ze strony mistrza juniorów... lecz otrzymał coś o wiele bardziej przejmującego. Heterochromik bezgłośnie odwrócił twarz w jego stronę... i to wystarczyło, by zatrwożyć dziedzica Shuuna.
Aż do tej chwili były Połykacz Grzechów nie dawał tego po sobie poznać, ale w jego przypadku napływ mocy wywołał jeszcze większy zamęt. Był blady, jak ściana. W jednej chwili Kurokawa uświadomił sobie, że nigdy tak naprawdę nie widział prawdziwie bladego człowieka. Że nigdy nie widział tak chorobliwie jasnej, anemicznej wręcz cery. W pięć sekund, podczas których bombardowała go niepojęta siła, Tatsuya zaczął przypominać obłożnie chorego. Krople potu spływały po jego mokrej twarzy, dolna szczęka trzęsła się z taką częstotliwością, jakby miała zaraz odpaść, a oczy... te zazwyczaj harde, różnokolorowe oczy... zalała krew. Naczynia krwionośne w ich wnętrzu popękały pod wpływem duchowej presji, sprawiając, że całe widoczne z zewnątrz ciało szkliste przyjęło szkarłatną barwę.
-A kto mi zabroni? - posiadacz Przeklętej Ręki zapewne chciał brzmieć groźnie, ale głos, który wydobył się z bladych ust przypominał raczej przepływające przez nieszczelny strych podmuchy wiatru. Wydawało się, że sam to zauważył, gdyż zrezygnował z kolejnych prób zgrywania chuligana i nierozważnie postawił pierwszy krok wewnątrz przerażającej komnaty. Nie chcąc dopuścić do kolejnych incydentów, posiadacz Przeklętych Oczu ruszył tam za nim.
Usta gimnazjalisty rozwarły się ze zdziwieniem, gdy rozejrzał się po pomieszczeniu. Szeroki na trzy metry i długi na prawie osiem pokój wypełniały... uchwyty. Zwykłe, metalowe pręty powbijane w ściany jeden nad drugim i jeden obok drugiego. Na owych wygiętych ku górze prętach zawieszone były klucze. Nie zwykłe, jakie posiadała ponad połowa ludzi na świecie. Te "narzędzia" były grube, onyksowe, zaopatrzone w skrupulatnie wyrzeźbione, tajemnicze symbole. Każdy z kluczy emanował potężną, "pożerającą" go energią duchową - tą samą, która kilka chwil wcześniej uleciała z pokoju. Każdy zdawał się wprawiać w drganie otaczające je powietrze. A wisiał ich tam co najmniej tysiąc.
-Już je widziałem. Matsu-san użył takiego samego, kiedy mnie trenował. Byłem pewien, że takie klucze są bardzo rzadkie... a teraz w jednym miejscu znalazłem ich tak wiele. Dlaczego nikt nie zabezpieczył tych drzwi? - zastanawiał się Kurokawa, ale szybko znalazł odpowiedź. -Większość potencjalnych złodziei nie odważyłaby się tu wejść po tym, jak poczułaby całą tę moc... Wygląda na to, że tylko my byliśmy tak głupi... - pomyślał chłopak z gorzkim niepokojem, podczas gdy odzyskujący werwę Tatsuya zagłębiał się dalej wgłąb pokoju, badawczo przyglądając się "otwieraczom do ludzi". "Krzyżooki" przełknął ślinę. Trzy razy przymierzał się, żeby wydać z siebie jakikolwiek odgłos, aż w końcu rozwiązał mu się język.
-Już wystarczy, Tatsuya-kun! Nic tu nie ma, widzisz? Chodźmy stąd, zanim ktoś nas tu znajdzie - zaproponował z nadzieją, ale gdy tylko zobaczył błysk w lewym, zielonym oku towarzysza, drgnął z zaniepokojeniem.
-To jest "nic"? Żartujesz sobie? Gdybyśmy zabrali chociaż kilka tych błyskotek i oddali je Fletcherowi, bylibyśmy ustawieni do końca życia! Patrz, ile tu tego jest. Nikt by nie zauważył, że paru brakuje... - Kurokawa zaniemówił, gdy to usłyszał. Nie spodziewał się czegoś takiego. Aż do tej pory w ogóle nie łączył czempiona areny z pociągiem do pieniędzy. Wyglądało na to, że również o heterochromiku wiedział mniej, niż mu się zdawało. Tak samo, jak w przypadku Aigana.
-Nie mówisz poważnie... Przyszliśmy tu poprosić o pomoc dla wioski, a nie na poszukiwanie łupów! - krzyknął oburzony idealista, gwałtownie podchodząc do mistrza juniorów. Chciał kontynuować swoje kazanie, lecz nagle, zupełnie niespodziewanie coś sobie przypomniał... Scenę, którą widział podczas bitwy o grobowiec Pierwszego. Scenę z życia Tatsuyi, podczas której pobito go prawie na śmierć za to, że z głodu ukradł chleb. To właśnie to wspomnienie sprawiło, że Naito się zawahał. Stracił swoją pewność siebie. Zdał sobie sprawę, że znów w swoim osądzie zachowania kompana spojrzał na sytuację jedynie ze swojej własnej perspektywy.
-Co? Jęzora brakło w gębie? - zadrwił z niego posiadacz Przeklętej Ręki. -Nikt ci nie zabroni dać kasy twoim wsiórom... - wzruszył ramionami były Połykacz Grzechów... po czym natychmiast spoważniał. Różnokolorowe oczy skupiły swój wzrok na otwartych na oścież drzwiach, w których niespodziewanie stanął nieznany im chłopak.
Zanim nastolatkowie dostrzegli cokolwiek innego, zwrócili uwagę na włosy przybysza. Nieznajomy - notabene ich rówieśnik - był blondynem. Jego fryzurę charakteryzowało jednak to, że wszystkie kosmyki zdawały się wić ku górze, niczym języki płomieni, odsłaniając zarówno czoło, jak i skronie. Ów "płomiennowłosy" chłopak mierzył zarówno Naito, jak i Tatsuyę surowym, potępiającym ich obu wzrokiem. Czerwone, przywodzące na myśl jastrzębia oczy oraz bardzo wydatne, delikatnie zakręcające w stronę nosa brwi potęgowały wrażenie srogości. Blondyn był o kilka centymetrów niższy od czempiona, choć duchem widocznie górował nad obydwoma intruzami. Czerwonooki stał przed nimi pozbawiony górnej części garderoby. Ta z kolei, wymięta i przełożona przez lewe ramię nastolatka miała białą barwę. Zwinięta w "śrubę" sprawiała wrażenie, jakby kilka chwil wcześniej wyciskano z niej wodę. "Płomiennowłosy" przywdział szare, sięgające przed kolana spodenki i toporne sandały z nieznanego Kurokawie rodzaju drewna o bladożółtej barwie. To właśnie buty wzbudziły zainteresowanie wysłanników Kawasakiego. Do stóp bowiem, zamiast rzemyków przytwierdzała ją... żyłka. Cieniutka, metalowa żyłka, napięta do tego stopnia, że powinna co najmniej uciskać nogi, nie mówiąc już o rozcinaniu skóry. Zdawało się, że blondynowi w tym rodzaju obuwia nie było nawet niewygodnie... a przecież pod powierzchnią stóp, bezpośrednio na żółtym drewnie znajdowały się... ćwieki. Metalowe, kanciaste ćwieki, które nie tylko popychały dolne kończyny w stronę żyłek, lecz również wywierały spory nacisk i wbijały się w skórę. W oczach intruzów, nieznajomy blondyn zaczął wyglądać, jak masochista. Królewscy dziedzice utwierdzili się w tym przekonaniu, gdy tylko zwrócili uwagę na to, że mordercze sandały usytuowane były... na "szczudłach". Z samych środków drewnianych podeszew wyłaniały się obłe i cienkie, jak nogi od stolika "podstawki", mające po paręnaście centymetrów. Nie trzeba było być geniuszem, by domyślić się, że zmniejszenie "powierzchni" stóp skutkowało wywieraniem na nich większego nacisku i jeszcze silniejszym nabijaniu ich na ćwieki oraz żyłki.
-Wynoście się - rozkazał ze śmiertelną powagą czerwonooki, nie przejmując się ani przewagą liczebną, ani bojowym nastawieniem Tatsuyi. Był silny... a przynajmniej z wyglądu. Jak zauważył Naito, "płomiennowłosy" miał bardzo dobrze wyrzeźbione mięśnie, biorąc pod uwagę wiek.
-Hę? - warknął heterochromik, wysuwając się naprzód. Stoicki spokój i bezpośredniość blondyna łatwo wyprowadziły go z równowagi. -A kim ty, kurwa, jesteś, żeby mi rozkazywać? Położyłbym cię jednym ciosem, pokrako. W czym ty w ogóle łazisz? Zgubiłeś drogę do klubu sado-maso? - potok słów wystrzelił z ust agresywnego Madnessa, zanim obywatel Akashimy w ogóle pomyślał o powstrzymaniu go.
-Tatsuya-kun! On nie chce walczyć! Zaoferował nam możliwość dogadania się. Myślę, że powinniśmy z niej skorzystać... - ostrożnym, nerwowym głosem, "krzyżooki" spróbował udobruchać mistrza areny juniorów, ale ten tylko odtrącił go ramieniem. W tym samym momencie chłopak w zabójczych wręcz butach bez słowa ruszył przed siebie.
-Niedobrze... Jest przygotowany do walki. Musiał niedawno trenować... - zauważył w duchu dziedzic Pierwszego Króla, obserwując spływające po torsie niechcianego wroga krople potu i jego ostre, bystre spojrzenie. -Tatsuya-kun nie jest jeszcze w pełni sił po tym, jak tu weszliśmy... Szlag! Znów nie dałem rady go zatrzymać. Mam nadzieję, że nie zrobią sobie nawzajem krzywdy. Jeśli sytuacja stanie się krytyczna, wskoczę pomiędzy nich, żeby ich rozdzielić... - postanowił trzecioklasista, z niepokojem przełykając ślinę.
W tym samym czasie lewą pięść byłego Połykacza Grzechów otoczyła poświata z mocy duchowej. Całkowicie gotów do ataku, heterochromik poczekał jeszcze kilka chwil, aż stukające o podłogę sandały zbliżą się do niego. Gdy zaś już się to stało i irytujący szkodnik stanął tuż przed nim, Przeklęta Ręka wystrzeliła do przodu w popisowym, pozbawionym zamachu lewym prostym. Czarne knykcie czempiona miały już wbić się w podbródek wroga, gdy nagle ten... zrobił "coś". Spokojnie, jak płynąca woda przesunął swoją głowę w taki sposób, że atak jedynie otarł się o jego policzek, nie czyniąc mu żadnej krzywdy. Natychmiast też, pomimo faktu stania na "podwyższeniu", z fenomenalną prędkością obrócił się przez prawe ramię. W wyniku tego manewru kończyna atakującego Madnessa została pociągnięta dalej, tak naprawdę w nic nie uderzywszy. Przeklęta Ręka pofrunęła do przodu, ciągnąc za sobą jej właściciela i wytrącając go z równowagi. Tatsuya z grymasem wściekłości zatoczył się przed siebie, podczas gdy blondyn zakończył swój piruet. Z gracją i lekkością prawdziwego anioła, "płomiennowłosy" jednym susem znalazł się twarzą w twarz z czarnowłosym agresorem. Ich twarze przez ułamek sekundy usytuowane były tak blisko siebie, że czerwonooki mógł nawet zmierzyć długość poziomej blizny na nosie czempiona. Heterochromik spróbował zrobić unik przed atakiem, który z pewnością miał nadejść. Nie udało mu się złapać potrzebnej do tego równowagi. W mgnieniu oka sprzed jego twarzy zniknęły oczy blondyna, a zamiast nich pojawiła się... jego ręka. Prawa dłoń z plaśnięciem przykleiła się do lica szatyna, zaciskając palce na jego głowie z zaskakującą siłą i stabilnością. Pół sekundy później rozległ się głuchy huk, a całe ciało Tatsuyi gwałtownie drgnęło. Zdawało się, że jakaś niewidzialna siła właśnie spróbowała odseparować rękę czerwonookiego od oblicza jego przeciwnika. Paliczki tego pierwszego były jednak zbyt mocno nań zaciśnięte.
-Jednego mniej... - mruknął nagle nieznajomy, puszczając swojego oponenta. Wtedy właśnie Naito dostrzegł, jak ręce jego towarzysza opadają bezwładnie w stronę ziemi, a kolana uginają się pod nim. Z przerażeniem dostrzegł strużki krwi płynące z nosa i ust pokonanego czempiona, a także całkiem pozbawione świadomości spojrzenie w oczach chłopaka. Mistrz juniorów padł bez przytomności na podłogę. W całkowitym szoku Kurokawa odskoczył do tyłu, próbując zorientować się w sytuacji. Jego serce zabiło dwa razy szybciej. Z podobną prędkością zaczął też myśleć.
-Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego. Złapał Tatsuyę za twarz i tą samą ręką użył na nim emisji. Odległość od celu była tak mała, że cała energia fali uderzeniowej skupiła się na czaszce. Cholera! Znokautował go jednym atakiem... i do tego sposób, w jaki uniknął jego uderzenia... Wcale nie chcę z nim walczyć... ale muszę szybko pomóc Tatsuyi. Mógł doznać wstrząsu mózgu albo czegoś gorszego. Jeśli nie wyciągnę go stąd na czas... Nie, wolę o tym nie myśleć! Ale jak mam przejść przez tego gościa, jeśli jest taki zwinny? - "krzyżooki" zacisnął zęby, w stresie starając się opracować jakikolwiek plan. Jakikolwiek sposób na uniknięcie niechcianego przeciwnika. Z każdym stuknięciem drewnianych szczudeł o podłogę, coraz bardziej zdawał sobie sprawę ze swojego braku pomysłów.
***
-Co? To niemożliwe! - niespodziewanie po twarzy młodego Okudy popłynęły kropelki potu. Jego serce zabiło tak szybko, jak tylko raz wcześniej i wyglądało na to, że teraz powód był taki sam. -Ta energia duchowa sprzed chwili jest taka sama, jak wtedy... Klucz, który miał przy sobie Kawasaki-sama otaczała identyczna aura, ale... teraz jest jej więcej. Czy to znaczy, że twórca tego... tego "narzędzia" jest gdzieś w pobliżu? Nie, to niemożliwe! Jakim cudem miałby przebywa w miejscu takim, jak to? Czy Naito i Tatsuya mają z tym coś wspólnego? A co, jeśli wdali się w konflikt z tym kimś? Ten pierwszy prawie nie reaguje na moc duchową, a ten drugi jest za głupi, by zareagować... Szlag! - niebieskie oczy dzikim wzrokiem omiotły okolicę, gdy albinos rozejrzał się we wszystkie strony. Jego niepokój, a raczej całkowita panika nie umknęły uwadze Rikimaru... ani Otori'emu. Łysy staruszek w zamyśleniu przejechał palcami po swoich długich, cienkich wąsach, przypominających odrobinę białe, szczurze ogony.
-Hm... To dziwne uczucie, kiedy odbierasz z daleka swoją własną energię duchową. Wygląda na to, że wasi przyjaciele dostali się nie tam, gdzie powinni. Mam nadzieję, że nic im się nie stało... - mruknął z umiarkowanym przejęciem Hideyasu, na co Rinji omal nie zwalił się na glebę, podrygując w szoku. Pomarszczony mężczyzna zaśmiał się pod nosem, rozbawiony reakcją swojego gościa.
-Hideyasu-dono? To... Ta moc... to pańska? Ale to by znaczyło, że ten klucz, który miał przy sobie Kawasaki-sama... - bąkał drżącym głosem kosiarz, podczas gdy szermierz tylko w ciszy przysłuchiwał się niespodziewanej rozmowie.
-Tak, dokładnie tak. Wręczyłem mu go w podzięce za pomoc. Dobry był z niego chłopak. Z reguły Madnessi, którzy osiągają w życiu jakąś pozycję, stają się krnąbrni i zapatrzeni w siebie. On był jednym z niewielu wyjątków... - starzec całkiem zapomniał o tym, jak poważna była sytuacja, przypomniawszy sobie wydarzenia z minionych lat.
-Jakim cudem taki miły, nieszkodliwy staruszek może mieć taką potworną moc duchową. I w dodatku tak silną... - wygląd zielonookiego Mędrca nie pozwalał nastolatkowi połączyć go z tą przerażającą energią, nie mówiąc już o wyobrażeniu sobie walczącego Otori'ego.
-Czy... nie powinniśmy zobaczyć, czy nikomu nic się nie stało, Hideyasu-dono? - przypomniał jednemu z przywódców Domu Mędrców członek rodu Okuda. Orli nos przekręcił się kilkukrotnie to w lewą, to w prawą stronę, podobnie zresztą, jak reszta głowy.
-Nie ma potrzeby. Kisuke-san właśnie wrócił. Jest bliżej celu, więc na pewno odpowiednio zatroszczy się o waszych przyjaciół. Nie musimy się spieszyć. Chodźcie ze mną. Z przyjemnością oprowadzę was po Domu - rzucił lekko i beztrosko wysoki chudzielec, splatając dłonie za plecami i ruszając do przodu brukowaną ścieżką. Reakcją młodzieńców w ogóle się nie martwił, co tylko dodawało mu... "osobliwości".
-"Kisuke-san", hm? Takamura Kisuke, drugi z Mędrców. Nie dość, że sprawiają kłopoty w takim miejscu, to jeszcze ci debile skompromitują mnie przed jednym z najważniejszych Madnessów w Morriden. Ja się chyba zabiję... - Rinji jęknął bezsilnie na samą myśl o tym. Słowa idola podziałały na niego, jak zaklęcie, kompletnie odrywając go od wcześniejszych zmartwień. Gdy więc kosiarz ruszył za swym wzorem do naśladowania, Rikimaru mógł tylko pokręcić z politowaniem głową i dołączyć do niego.
Koniec Rozdziału 132
Następnym razem: Lekarstwo dla ducha
one inch punch? Czyżby wsród mędrców trenował przodek Bruce'a Lee? Załatwił Tatsuyę jak szmatę...
OdpowiedzUsuńNic podobnego do OIP :P Tu nawet nie było ciosu, a jedynie prosta, choć bardzo przydatna sztuczka z wykorzystaniem emisji. Tatsuya niestety dał się zrobić na szaro, to prawda.
Usuń