czwartek, 26 lutego 2015

Rozdział 156: Niewzruszony

ROZDZIAŁ 156

     -Twoje obawy się sprawdziły, Matsu - zagadnął go Naczelnik, gdy zielonowłosy Arab wychodził z jadalni. Generał Kawasaki nie odezwał się ani słowem, choć kulturalnie skłonił głowę, by powitać przełożonego. -Nie pomyślałbym, że ten cały King może być aż tak silny. Mówiąc szczerze, zaskoczył mnie. Nawet pomimo tej akcji ze złamaniem miecza, sądziłem że Jessica wygra. Szczególnie po tym, jak podniosła się w najmniej oczekiwanym momencie - Chińczyk przypomniał mu przebieg ostatniej interesującej walki dnia poprzedniego. Każda kolejna nie wywoływała już takich emocji, jak starcie anonima z Amazonką.
-Straciła panowanie nad sobą, co utrudniło jej kontrolowanie energii duchowej. Bardzo pospolita przyczyna porażki. Proste błędy z reguły popełnia się najczęściej - skomentował Mentor Kurokawy. Stale rozglądał się dookoła w nadziei na dostrzeżenie w tłumie swojego ucznia lub też jego towarzyszy, ale nic nie wskazywało na to, by miało mu się poszczęścić. -Gdyby tamte więzy nie zniknęły, niewykluczone że King nie miałby czasu na zareagowanie, ale niestety - stało się - dopowiedział, gdy z cichym westchnięciem porzucił próby odnalezienia nastolatków.
-Tym niemniej jednak walka była całkiem dramatyczna. Muszę przyznać, że spodziewałem się czegoś nieco gorszego. Wciąż jednak zaskakuje mnie fakt, że nawet pomimo tej końcówki, King nadal nie walczył na pełnych obrotach. Mogłoby się wydawać, że omyłkowo zaakceptowano jego udział, a w rzeczywistości jest zbyt silny względem konkurentów - hipotetyczna sytuacja, którą przytoczył Naczelnik przypomniała Arabowi wczorajszy rozwój wydarzeń. Ten zaś tylko nasilał jego podejrzenia względem zamaskowanego Madnessa. -Zmiótł wszystkich, jakby absolutnie nic nie znaczyli. To nie było nawet satysfakcjonujące, ponieważ od samego początku żaden zawodnik nie miał szans na zwycięstwo. I te jego ataki... Jego ręce i nogi są jak włócznie - podjął ponownie Zhang, nie doczekawszy się opinii podwładnego.
-Nie wiem, kto byłby w stanie stawić mu czoła w finale. Elijah nie wydaje się słaby... ale on również nie pokazał pełni swoich możliwości, więc nie nam oceniać jego siłę. W G3 spore szanse może mieć ten Hiszpan. Jak go zwali? - tym, co Matsu zapamiętał nie była godność wspomnianego zawodnika, a raczej to, co jako pierwsze rzucało się w oczy - niezwykle wysoki wzrost i niewiarygodnie wyrzeźbione ciało. Reszta umykała i bledła przy tych cechach.
-El Tanque, co? - przypomniał sobie Tao. -Rzeczywiście wygląda, jak czołg. I tak samo przebija się przez przeciwników. Z takim ciałem mógłby nawet nie znać się na boksie, a i tak doszedłby do walk indywidualnych - ocenił Chińczyk, nie będąc zresztą bez racji.
-Witaj, Matsu - dogonił ich wpierw kobiecy głos, a później ciało. -Naczelniku - Lilith skłoniła z szacunkiem głowę przed czarnowłosym, nim ponownie odezwała się do niedawnego kolegi po fachu. -Nie widzieliście dzisiaj Generała Carvera? - jej poważny wyraz twarzy mógł oznaczać tylko jedno - jakimś cudem zgubiła Wilkołaka.
-W jadalni go nie spotkaliśmy. Nie było też słychać żadnych burd. Nie mam pomysłu, gdzie mógł pójść - odpowiedział Chińczyk, czym wywołał tylko ciężkie westchnięcie okularnicy. -Jak to się stało, że się rozdzieliliście? O ile dobrze pamiętam, załatwiłem wam wspólny pokój - starał się dociec. Był w pełni świadom problemów, jakie Bruce mógł narobić w ciągu kilkunastu sekund... a w tym wypadku chodziło o znacznie dłuższy czas.
-Jego łóżko było puste, gdy się obudziłam. Klucz trzymam za biustonoszem, więc z pewnością bym poczuła, gdyby spróbował go wyciągnąć. Nie próbował. Po prostu wyrwał zamek razem z klamką. Nie wiem, jak mu się udało zrobić to tak cicho, żeby mnie nie obudzić - wyjaśniła niepocieszona kobieta. Zastępczyni Wilkołaka uznała poranne zajście za swoją osobistą porażkę, jako że tylko ona "stała na straży" humorzastego Generała. Z pewnością nie dzieliłaby się z nikim wieściami o swej klęsce, gdyby nie martwiły ją możliwe konsekwencje.
-W takim razie miejmy nadzieję, że bardziej go interesuje turniej, niż niszczenie wszystkiego dookoła... - powiedział bez większego przekonania Kawasaki, który również mógł tylko mieć nadzieję.

***

     -Ktoś ty? - warknął z irytacją Bruce, gdy po skręceniu w lewy korytarz zastąpiła mu drogę blond-włosa dziewczyna. Uwadze Wilkołaka nie umknęło jej złowrogie spojrzenie, posyłane w jego kierunku przez amarantowe oczy. Desperację i żal na twarzy blondynki również dostrzegł, lecz to akurat niewiele go obchodziło. Podobne rzeczy widział przecież tyle razy, że każdy kolejny znaczył coraz mniej i mniej, aż w końcu całkiem przestały one coś dla niego znaczyć.
-Nie pamiętasz... - stwierdziła, choć chciała zapytać posiadaczka prawie dwumetrowego, masywnego claymore'a. W wysokim korytarzu stała tylko ona i Generał. Była to idealna okazja, by dać upust swoim emocjom. By uwolnić skrywany w sercu ból i spożytkować pielęgnowaną nienawiść. Nic innego jej nie pozostało po tym, jak przegrała w turnieju dzień wcześniej.
-Ach... to ty... - przypomniał sobie z wcale nie mniejszą irytacją Carver. Nawet najmniejsza wzmianka o Amazonkach wywoływała w nim gniew, a teraz jedna stała przed nim z wyrazem twarzy niedoszłego mordercy. -To ciebie wczoraj zmasakrowano na arenie, nie? Tak się śmiałem, że zapomniałem klaskać - ugodził boleśnie Generał, sprawiając że Jessica zauważalnie drgnęła. Jej prawa dłoń na zmianę otwierała się i ponownie zaciskała w pięść. Ten znaczący szczegół nie umknął czerwonym oczom Bruce'a - zwierzęcy instynkt mężczyzny ratował go przed zgubną nieuwagą.
-Kim jestem... - mruknęła pod nosem Amazonka, z zaciśniętymi zębami wpatrując się w podłogę. Nie pozwalała sobie na spojrzenie w twarz tej bestii. Temu szalonemu potworowi, który w ogóle nie powinien żyć, a już na pewno biegać na wolności.
-Co ty tym pierdolisz? Nie słyszę nic... - warknął raz jeszcze Carver, tak ordynarny i nieokrzesany, jak zawsze, czym jeszcze bardziej rozchwiał blondynkę. Jeszcze poprzedniego wieczoru była bliska płaczu. Poprzedniego wieczoru siedziała zamknięta w pokoju, unikając swoich towarzyszek. Unikając szczególnie Veroniki. Jej też nie umiała spojrzeć w twarz... ale z innego powodu.
-Kim jestem?! - zapytała podniesionym głosem Jessica, wpatrując się w generalskie oczy tak hardo i głęboko, jak tylko potrafiła. Tak jakby chciała siłą woli mu je wyłupać, rozłupać czaszkę, przebić głowę. Wstrząsnęło nią, gdy kolejny raz zobaczyła tę twarz, która lata temu wyryła się w jej pamięci. Nikt nie obdarzył ją paskudniejszą blizną, niż ten człowiek. Nie - ten potwór.
-Hm... - zastanowił się Bruce, po czym gwałtownie wciągnął powietrze do nosa. Całą masę powietrza - o wiele więcej, niż mieścił w płucach przeciętny człowiek. W półtorej sekundy wchłonął każdą, nawet najlżejszą woń, wydobywającą się z ciała opalonej dziewczyny. Gdy minęły dwie, poznał już każdy z tych zapachów. Potem jeszcze tylko dokładnie się jej przyjrzał, jakby upewniając się, czy faktycznie ma rację. Gdy zaś już się upewnił... uśmiechnął się. Bynajmniej nie serdecznie, nie uprzejmie, nie z zakłopotaniem - szyderczo, chamsko i paskudnie. Jak zawsze.
-To TY! - wykrzyknął głośno. -Tamta mała siksa z wtedy. Padłaś na strzała, nie? Dostałaś "z główki" - dłoń Amazonki natychmiastowo zacisnęła się na rękojeści, gdy tylko ta usłyszała ostatnie słowo. Rozwścieczona blondynka dyszała ciężko, nie posiadając się ze złości. Nie umiała pojąć, jak ktoś mógł mieć w sobie tak mało człowieczeństwa.
-Milcz - rzuciła szybko i stanowczo, z obłędem w oczach. -Zwierzęta nie potrafią mówić... - rzekła nienawistnie, lecz wcale nie poruszyła tym Wilkołaka, który akurat zaczynał się dobrze bawić. Raz jeszcze ostentacyjnie nabrał przez nos powietrza w płuca.
-Jesteś lesbą? - zapytał znienacka chwilę później, zbijając blondynkę z tropu. -Czuję od ciebie zapach innej kobiety w okolicach... - przerwał mu głośny huk, z jakim ciężkie, grube ostrze uderzyło o podłogę, rozbijając kafle na kawałki. Poczerwieniała na spowitej nienawiścią twarzy Jessica piorunowała go swoim spojrzeniem, a on odpowiedział jej swoim - tak sztucznie niewinnym, że nie nabrałby na nie nawet dziecka. -Byłaś z nią ostatni raz jakiś... dzień, dwa... trzy dni temu, zgadłem? - podjął znowu Bruce, niewysłowienie dumny ze swoich obserwacji.
-Tamtego dnia zmasakrowałeś większość z nas... - odezwała się dygocząca ze złości Amazonka, nie zważając na zaczepki słowne Carvera.
-Szczerze to nie zdziwiłbym się, gdyby ona ci wystarczała. Niektórzy mówią, że Amazonki wyhodowały sobie kutasy dla podkreślenia niezależności - gryzł i szarpał mięso samymi słowami, w ogóle nie przejmując się tym, co mówiła blondynka.
     Nie chciała wyjść na rzeźniczkę. Nade wszystko pragnęła nadać sens i powód temu, co robiła. Usprawiedliwić dobycie miecza i najście Generała w pustym korytarzu. Uczynić swój atak na niego czymś słusznym, zrozumiałym i być może nawet godnym pochwały. O czymś takim mogłaby jednak myśleć tylko przy pojedynku. Motywy, honor, czy odpowiedzialność - każde z nich było dla Wilkołaka pojęciem obcym i nie figurowało w jego słowniku.
-Zabiłeś je. Rozpruwałeś. Urywałeś im kończyny. Odcinałeś głowy. Miażdżyłeś kości - wyliczała Jessica, a każde jej słowo przywoływało wspomnienia i podsycało furię. -Naprawdę nie masz mi nic do powiedzenia? Czy to, co zrobiłeś nic dla ciebie nie znaczy? Odpowiedz mi, Wilkołaku! Co czujesz względem ludzi, których zabijasz?! Których krzywdzisz! Których marzenia i życia niszczysz! Odpowiedz mi! - zanim stanęła z nim twarzą w twarz, nie wiedziała jeszcze, że w ogóle pragnęła się czegoś od niego dowiedzieć. Dopiero w jego obecności zapragnęła usłyszeć coś, co złagodziłoby jej gniew. Podświadomie chciała, by Generał zdradził się ze swoimi wyrzutami sumienia. By pochwalił jej zmarłe towarzyszki. By powiedział, że dzielnie walczyły i że nigdy ich nie zapomni. Że szanował je jako swoje przeciwniczki. Że mało który mężczyzna jest tak twardy, jak przeciętna Amazonka.
-Zależy... - przyznał Bruce, kiwając głową. -Przeważnie satysfakcję, ale przy większej grupce znużenie - blondynka odniosła wrażenie, jakby właśnie dostała w twarz. -Fajnie się rozrywa ludzi na strzępy, ale przestaje być zabawnie, gdy po prostu miażdżysz jakieś robaczki. Co to za przyjemność, gdy stale robisz to samo? Jeden, pięciu, dziesięciu słabeuszy... okej, jest w porządku. Potem jednak zaczynają być nudni. Myślisz, że ile sposobów na zabicie kogoś da się wymyślić na poczekaniu? Na kogoś zawsze braknie. Dlatego moi przeciwnicy z reguły mnie nudzą - nie mógł podejść do tego na poważnie. Najemniczka w to nie wierzyła. Uznawała Carvera za największe zło, jakie chodziło po ziemi i przez to oczekiwała od niego czegoś bezdusznego, zatrważającego, chorego... Zamiast tego słyszała tylko obojętność. Wilkołak mówił o mordowaniu ludzi, jakby stanowiło to część jego codzienności. Jakby nie liczyło się, czy walczył z królem, czy żebrakiem, z Madnessem, czy ze Spaczonym.
-Orianna... - wydusiła przez zaciśnięte zęby blondynka, z żałosnym skutkiem próbując zachować jasność myślenia. -Bethany, Jing, Mała Kate, Żmija... Co z nimi?! Co one znaczyły? Co o nich myślałeś? - pytała, choć bała się tego, jak zareaguje na odpowiedź.
-Głupia gówniara... - burknął pod nosem Bruce, po czym obrócił się do niej bokiem, wskazując palcem na swoje lewe ramię. Widniała na nim liczba 383. -To były kiedyś one. Wyzerowałem licznik na wojnie. Jeśli nie ma ich wśród tych cyferek, nie mam pojęcia, kim były - to powiedziawszy, na powrót stanął przodem do zszokowanej najemniczki. -Jesteś durniejsza, niż wyglądasz, jeśli sądziłaś, że będę pamiętał każdą płotkę, której urwałem łeb... - to przelało czarę goryczy. Wbity w podłogę claymore został gwałtownie poderwany w górę.
     Jessica z gniewem na twarzy, łzami w oczach i desperackim okrzykiem na ustach rzuciła się ze swą ogromną bronią na stojącego w bezruchu Generała. Rękojeść złapała oburącz - tak mocno, że aż czuła pieczenie na skórze. Zamachnęła się od prawej strony, z całą siłą, jaką dysponowała. Grube, długie ostrze po drodze przecięło głęboko nawet ścianę korytarza... nim z nieprzyjemnym plaśnięciem uderzyło w ciało Carvera. Miecz dosłownie przerąbał się przez lewą rękę mężczyzny w połowie ramienia, wnikając jeszcze na prawie dziesięć centymetrów w klatkę piersiową. Chlustająca krwią kończyna zaczęła chylić się ku upadkowi, jednak Bruce złapał ją w locie swoją prawą dłonią, jakby nic mu się nie stało.
-I co ty chcesz, mała kurwo, zdziałać? - zapytał z politowaniem czerwonooki, patrząc z góry na tę, która nienawidziła go najbardziej na świecie. Dziewczynie trzęsły się dłonie. Nawet w swoim gniewnym amoku dostrzegła jeden niepokojący fakt - choć jej claymore pozbawił Generała ręki... jego samego nie ruszył z miejsca nawet o milimetr. -Widzisz? - Wilkołak pomachał jej przed twarzą swą odciętą kończyną, chlustając krwią na prawo i lewo. -Przywołuje wspomnienia, co? - przypomniał bezlitośnie, ewidentnie mając na myśli Veronicę.
-Zamknij pysk! - ryknęła najemniczka, lecz gdy chciała pociągnąć do siebie ostrze i tym samym pogłębić wcięcie w ciele oponenta, zorientowała się... że w ogóle nie może nim ruszyć. Zdawać by się mogło, że ciało Bruce'a pochwyciło miecz i nie chciało go wypuścić.
-Ten turniej prawie wcale mi się nie podoba... - westchnął ze znudzeniem w głosie Generał, bawiąc się swoją ręką. -Wy wszyscy jesteście nie tylko słabi, ale na dodatek głupi. Można być słabym i pewnego dnia stać się silnym... ale głupi nie pożyje wystarczająco długo, żeby zdobyć tę siłę. Ty należysz do tych głupich. Absolutnie zero instynktu... - niespodziewanie zaczął kroczyć w stronę Amazonki, pozwalając by wbity w niego miecz coraz mocniej wżynał się w jego klatkę piersiową. W ciągu kilku chwil większość ostrza znajdowała się już za jego plecami... podczas gdy uziemiona blondynka nie potrafiła nawet racjonalnie obmyślić kolejnego ruchu. -Zawsze mnie to bawi, kiedy taki mały szczeniak rzuca się z zębami na wilka i myśli, że wygra. Wygląda na to, że kiedy gówniarz staje się Madnessem, pozostaje gówniarzem już do końca. Nie pasuje ci, że rozerwałem na strzępy kilka szmat, które same się o to prosiły? Powinnaś się cieszyć, że TY przeżyłaś. Wyciągnąć wnioski i unikać mnie. Unikać mnie, nienawidzić mnie i bać się mnie najbardziej na świecie. Powinnaś wypełznąć z nory ze scyzorykiem w łapie dopiero wtedy, kiedy będziesz jakimś wyzwaniem. Wilkołak nie walczy ze szczeniakami. Wilkołak szczeniaki zjada - gdy tylko to powiedział, gwałtownym ruchem... wbił odciętą rękę centralnie w jej brzuch, jakby była ona włócznią. Z wykrzywionych bólem ust wystrzelił już nie bitewny okrzyk, lecz strumień krwi. Pod najemniczką ugięły się nogi. Roztrzęsiona padła na kolana, a jej dłonie zsunęły się z rękojeści miecza.
     Prawa dłoń mężczyzny zacisnęła się na masywnym ostrzu wbitym w jego ciało, po czym wyszarpnęła je z taką łatwością, jakby było ledwie żyletką. Zamachnął się pochwyconym przedmiotem, ciskając go wgłąb korytarza. Oręż pofrunął, jak oszczep, przecinając powietrze do momentu, w którym wbił się w przeciwległą ścianę na głębokość pół metra. Carver zwyczajnie kucnął przed śmiertelnie ranną blondynką, patrząc na nią bez zbędnego zaaferowania.
-Spójrz na mnie - rozkazał. Dziewczyna zadrżała na dźwięk jego głosu, nie mogąc wydobyć z siebie słowa. Bała się podnieść wzrok, lecz bała się również spojrzeć na wystające z jej brzucha odcięte ramię. Czuła się, jak mała dziewczynka. Jak dziecko we mgle, które zapomniało drogi do domu i w bezczasie znalazło się gdzieś, gdzie nigdy nie powinno było się znaleźć. Było zupełnie tak, jak wtedy, gdy Amazonki zaatakowały konwój. Choć ona nie była już tak słaba, historia zatoczyła koło. Znów nie mogła zrobić absolutnie nic.
-SPÓJRZ NA MNIE! - ryknął Generał, lecz tym razem chwycił ją za włosy i samodzielnie podniósł jej głowę. -Oczy. Spójrz mi w oczy! - warknął groźnie, szczerząc kły, jak rozwścieczony wilk. Szybko tracił nad sobą panowanie. Na szczęście dla niej, Jessica posłuchała. Krwistoczerwone oczy Wilkołaka przeszyły ją tak gwałtownie, że niemal poczuła to całym swoim ciałem. W pierwszym momencie zamknęła powieki z przerażenia, a nim się zorientowała, cała drżała. -Co ty mi chciałaś zrobić, skoro nie potrafisz nawet spojrzeć mi w oczy, co?! Jakim cudem nie ma w tobie za grosz instynktu? Czemu trzeba ci gołymi rękami macać flaki, żebyś zrozumiała, jakim jesteś gównem w porównaniu do mnie?! No? Odpowiesz? Nie! Nie odpowiesz, bo umierasz! Bo kurwa umierasz! - gdy tylko ją puścił, natychmiast skuliła się na podłodze, nawet nie myśląc o ponownym spojrzeniu w te przerażające oczy. Oczy potwora. Usłyszała jeszcze, jak mężczyzna wciąga powietrze przez nozdrza, ale bała się poszukać powodu. -Czujesz? Zlałaś się ze strachu. Taka z ciebie wojowniczka. Tyle znaczysz - nie czuła. Nic już nie czuła. Nie wiedziała, kiedy puściły jej zwieracze ani czy powodem tego była rana, czy może przerażenie, które czułą całym swym jestestwem. Choć znajdowała się w kałuży krwi i moczu, nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. -Nie jesteś nawet warta bycia kolejnym numerkiem - burknął Bruce, po czym ostentacyjnie splunął Amazonce na włosy.
     Można było zapytać kogokolwiek. Któregokolwiek mieszkańca Miracle City, obywatela Morriden, czy po prostu Madnessa. Na pytanie: "Kto jest najbardziej przerażający?" wszyscy odpowiedzieliby tak samo. Choć użyliby różnych słów, każdy wskazałby Generała Bruce'a "Wilkołaka" Carvera. Nikt nie miał wątpliwości, że nie istniała na świecie osoba równa jemu, gdy chodziło o zasiewanie ziarna strachu w przeciwniku. Być może wielu mogłoby podjąć próbę rywalizowania z nim... lecz jeśli faktycznie porównywałoby się strach do ziarna, to te siane przez Wilkołaka wegetowały w momencie dotknięcia przez nie gruntu. Tam, gdzie królowała brutalność i przemoc, gdzie arogancja i brak litości stanowiły o sile człowieka, gdzie walka o swoje i brak poszanowania dla jakichkolwiek wartości równały się z niezależnością... tam królował on. I te socjopatyczne, charakteryzujące morderców i psychopatów skłonności ten człowiek zamieniał w swego rodzaju "sztukę". Nobilitował je. Był w nich tak absurdalnie "doskonały", że przestawały być one czymś godnym pogardy... a stawały się czymś, przed czym każdy czuł respekt i czego każdy się bał.
     -Stuknij w podłogę raz, jeżeli chcesz, żebym cię teraz dobił. Stuknij dwa razy, jeśli wolisz zdechnąć sama - rzucił bez zainteresowania pełen dezaprobaty Carver. -Hej, słyszysz mnie? - spytał zniecierpliwiony, a gdy nie otrzymał odpowiedzi, sięgnął dłonią ku kolejnej zniszczonej przez siebie kobiecie. Zatrzymał się w połowie drogi, kiedy to poczuł, że coś było nie tak. Natychmiastowo podniósł wzrok... by dostrzec nadlatujący z przodu "sierp" z energii duchowej - "lecące cięcie". Spojrzał na niego z zaciekawieniem, nie podejmując próby zrobienia uniku. Płaska masa mocy uderzyła prosto w jego gardło, podrzynając je momentalnie. Fontanna krwi wystrzeliła z przechylonej do tyłu głowy Generała, ale on sam wyrażał jedynie ciekawość. Wspomógłszy się ręką, wyprostował swoją szyję, po czym wykorzystał energię duchową do zatamowania "krwawienia" - nie miał ochoty umierać.
-W dalszym ciągu jesteś tak cholernie twardy, Carver... To cięcie powinno było odciąć ci łeb - syknął kobiecy głos. Głos, który mężczyzna bardzo dobrze pamiętał i który wywołał entuzjastyczny uśmiech na jego twarzy. -Co to ma znaczyć? - tym razem jej dźwięk był ostry, jak smagnięcie biczem. Przywódczyni Amazonek kroczyła w jego kierunku z marsową miną i chłodem w złotych oczach. W prawej ręce trzymała jeden ze swoich gladiusów.
-Królowa Gór! Wielka Veronica! Patronka feministek i babochłopów! - choć otwarcie z niej szydził, był ewidentnie uradowany i cieszył się z jej obecności. -Ej, to twój zapach u niej czułem! - szturchnął blondynkę butem, by nie musieć wskazywać ręką. -Lubisz młodsze? W sumie nic dziwnego. Mają w sobie taką specyficzną magię, hm? - dłoń czerwonowłosej poruszyła się szybko i z gracją, nakreślając łuki w powietrzu. Nim mężczyzna zorientował się w sytuacji, pięć kolejnych "lecących cięć" grzmotnęło w jego korpus z taką siłą, że nawet jego odsunęły na całe dwa metry. Na dodatek każde z nich zdołało go z ranić wystarczająco głęboko, by krew nie wypłynęła, lecz wytrysła. Wtedy właśnie Bruce pojął, że stojąca przed nim Amazonka nie była w nastroju do żartów.
-Zadałam ci pytanie - Wilkołak znów poczuł, jakby uderzono go biczem... lecz w jego przypadku nie było to negatywne uczucie. -Co. To. Ma. Znaczyć? - Jessica była już martwa, gdy przywódczyni najemniczek się zbliżyła. W obecności wroga nie mogła jednak pozwolić sobie na sentymenty.
-Sama przylazła. Widać chyba. Zgrywała tu sobie silną i niezależną mścicielkę, zanim podałem jej pomocną dłoń - wyjaśnił Wilkołak, zanim parsknął śmiechem. -Och, Brucie, to ci się udało! - skomplementował sam siebie, zdrabniając swoje imię. Obecność osoby, której siła faktycznie coś znaczyła w mgnieniu oka potrafiła pozytywnie nastawić go do życia.
-Jesteś odrażający... - stwierdziła cicho Veronica, klękając jednym kolanem w krwi i moczu. Schowawszy swojego gladiusa do pochwy, wierzchem dłoni przejechała po stygnącym policzku Jessiki. Delikatnie wyciągnęła z jej brzucha rękę Generała, by nie poszerzyć przypadkiem rany. -Weź sobie to ścierwo - samą ręką cisnęła już z mniejszą delikatnością w stronę właściciela, który mimo to pochwycił ją bez problemów. Czerwonowłosa Amazonka podłożyła prawą rękę wzdłuż pleców blondynki, podnosząc ją do góry, jak matki podnosiły niemowlęta. Potem obróciła się na pięcie, ruszając przed siebie bez słowa. Nie chciała, by Jessica ponownie otworzyła oczy w... "kałuży".
-Zaraz, stój! To wszystko? Nic więcej nie będzie? Myślałem, że chcesz walczyć. Dokończyć to, co wtedy zaczęliśmy! Tak sobie po prostu pójdziesz? - tym razem już pozbawiony powodów do radości Bruce próbował jeszcze zatrzymać kobietę. Gdy więc faktycznie przystanęła, sądził już, że osiągnął cel... jednak całkowicie się mylił.
-Nic się dzisiaj nie wydarzyło, ponieważ zdaję sobie sprawę, że powiedziałeś prawdę. Nie zrozum mnie jednak źle. Jeśli coś takiego wydarzy się raz jeszcze... zaszlachtuję cię, jak wieprza - w jej gniewie nie było naiwnej, młodzieńczej nierozwagi. Była zimna i złowróżbna pewność siebie, która rzeczywiście sprawiała, że powietrze marzło, a po plecach przechodziły ciarki. Wilkołak pamiętał to uczucie. Pamiętał jej aurę i zimną, niemą furię, w jaką wpadła już kiedyś niewiasta. Dlatego właśnie w jednej chwili jego mięśnie napięły się, wzrok wyostrzył, a węch stał się czulszy. Całe jego ciało przygotowało się do akcji, jakby życie mężczyzny było zagrożone. To właśnie uczucie kochał Bruce. Ono wynagrodziło mu cały zawód, jakiego doznał od początku turnieju.
-Jest silniejsza, niż była - zauważył w duchu Generał, po czym zaśmiał się głośno sam do siebie, odprowadzając Królową Gór wzrokiem.

Koniec Rozdziału 156
Następnym razem: El Tanque

2 komentarze:

  1. Naprawdę czuć tę aurę jaka otacza Bruce'a! Czuć, że ta postać nie jest takim płytkim, zwykłym "złym", a to oznacza, że dobrze zbudowałeś tę postać. Groza wisi w powietrzu ;P

    Zastanawia mnie zapis imienia Jesiki. Raz piszesz przez "c", a raz przez "k". Dlaczego tak?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A cieszę się niezmiernie, że tak sądzisz, ponieważ Bruce to zdecydowanie jedna z moich ulubionych postaci w The Madness ^^

      Jeśli chodzi o Jessicę, to po prostu formę "Jessici" uznałem za nieprzyjazną dla oka, jako że zastanawiałem się nad odmianą imienia. Dziś już wiem, jak powinno się to robić, aczkolwiek wtedy powstał taki potworek, jak słowo "Jessiki", które nie powinno było zaistnieć (tak przy okazji, prawidłowo byłoby Jessicy).

      Usuń