ROZDZIAŁ 52
Mężczyzna w płaszczu stanął na samym brzegu wypełnionego schodami i drzwiami pomieszczenia. Nie zdawał się zaskoczony ani też zaniepokojony w jakimkolwiek stopniu. Przez chwilę przyglądał się tylko dziurze w suficie, lecz szybko stracił nią zainteresowanie, podchodząc do najbliższych, otwartych już wrót. Szybko wsadził jedną rękę w ciemność, po czym odwrócił wzrok. Po kilku sekundach szukania dostrzegł swą dłoń, wystającą z drzwi w górnym rogu sali. Od razu wyciągnął kończynę z portalu. Odczekał kolejne kilka sekund, licząc w pamięci, po czym ponowił manewr. Już myślał, że tym razem się udało, lecz w porę dostrzegł, jak jego palce wystają z sufitu tuż nad nim. Pokręciwszy głową, znów odliczył kilka sekund, a po ich upłynięciu trzeci raz wykonał swą sztuczkę. Stał tak przez jakiś czas, lecz nie zauważył nigdzie swej wystającej ręki. Natychmiast wsunął się w mrok całą resztą ciała, wychodząc w kwadratowej, zamkniętej komnacie, podobnej do sali grobowej Króla. W tej jednak nie stała trumna... a przynajmniej nie taka, jak tamta. Tajemniczy szermierz bez zastanowienia zignorował rozmaitość najróżniejszych przedmiotów, interesując się jedynie na pozór drewnianą... "skrzynią". Jej początek był stosunkowo wąski, a budowa rozszerzała się wraz z długością. Sam zaokrąglony brzeg zaopatrzono w kolisty zawias. Do zawiasa z kolei przymocowany był długi, jasny łańcuch. Trumnę zamknięto na dokładnie 12 zaczepów z jakiegoś czarnego metalu. Na powierzchni wieka dało się dostrzec kolumnę różnorodnych inskrypcji, wśród których dało się wyróżnić wyryty znak Ying-Yang, alfę, omegę, oktagram, Gwiazdę Dawida i wiele innych. Zapewne było ich tam około 30. Szermierz niezwykle szybkimi ruchami otworzył wszystkie zatrzaskujące się klamry "pudła", ukazując całkiem zwyczajne wnętrze, wyłożone chyba czerwonym jedwabiem. Natychmiastowo sięgnął po mały woreczek, który miał przy sobie. Otworzywszy go, wrzucił dusze Kaina i Abla do środka trumny, po czym zatrzasnął wieko razem z klamrami. Odziany w płaszcz nieznajomy chwycił za łańcuch, jedną ręką opierając sobie trumnę na plecach, jakby ważyła pół kilograma. Spokojnie podszedł do jednej ze ścian pomieszczenia, po czym dobył katany. Trzy błyskawiczne cięcia pozwoliły mu bez trudu wybić trójkątny otwór, przez który wyskoczył wraz ze zdobyczą... na zewnątrz z kilkudziesięciu metrów.
***
Stali teraz pięć metrów od siebie, pochyleni i dyszący. W rozlicznych miejscach znajdowały się otwory i wgłębienia po wymianach ciosów między nastolatkami. Fioletowa poświata mocy duchowej, która otaczała walczących, miotała dookoła kawałkami rozbitych kafli. Spocone twarze Naito i Tatsuyi zdradzały jednak, że ten stan długo się nie utrzyma. I nie utrzymał. Madman Stream momentalnie znikł, doprowadzając ciała wojowników do pierwotnego stanu. Każdy z nich był już mocno obity w wielu miejscach. W przypadku Naito, najpoważniejszym urazem wydawała się pęknięta szczęka. Czempion, wiele razy uderzony w brzuch, czy plecy stracił sporo krwi, lecz ani trochę zapału. Ostatni głęboki oddech, niemal synchronicznie wypełnił płuca nastolatków. Już w następnym momencie Tatsuya wybił się wysoko w powietrze dzięki skupionej w stopach mocy duchowej. Znalazłszy się w odpowiednim miejscu, wystawił jedną dłoń za siebie, wytwarzając falę uderzeniową, która cisnęła nim w stronę Kurokawy. Momentalnie objął drugą ręką tył głowy Madnessa, po czym gwałtownie nabił sobie jego nos na kolano. Posiadacz Przeklętych Oczu nie pozostawał mu dłużny. Prawie na ślepo wymierzył lewy sierpowy w bok uderzającego go chłopaka. Gdy się rozdzielili, obaj ociekali krwią - mistrz areny z ust, a obywatel Akashimy z nosa.
-Chyba jakimś cudem mi go nie złamał... - stwierdził chłopak, badając ranę. -...ale mimo wszystko długo już nie pociągnę. Nie wiem, jaki jest jego stan, ale ja w każdej chwili mogę paść. Cholera, coraz trudniej jest mi wycelować. Czuję się, jakbym był dwa razy cięższy, niż normalnie... Muszę zakończyć tę walkę tak szybko, jak to tylko możliwe. Jednym atakiem. Tylko jakim cudem mógłbym powalić kogoś takiego bez zabijania go? - w zniecierpliwieniu szukał jakiegoś wyjścia z ciężkiej sytuacji, co okazało się niezwykle trudne.
Napędzany gniewem Tatsuya rzucił się na swojego przeciwnika z rykiem rządnym krwi. Nie wiedzieć czemu, jego krzyk przypominał również konające po długiej i męczącej walce zwierzę. Zwierzę, które walczyło do ostatniej chwili. Nienawistny lewy prosty trafił w szczękę Naito, wzmocnioną niemalże do granic możliwości dużymi pokładami mocy duchowej. Potężny cios na moment zdawał się pozbawić chłopaka przytomności, miotając nim w dal. Jak się jednak okazało, nastolatek prędko skrzyżował swe ręce za plecami, wywołując podwójną falę uderzeniową, która powstrzymała go przed wbiciem w ścianę. Gimnazjalista jęknął z bólu, otrzymawszy cios w miejsce pęknięcia kości. Coś jednak prowadziło jego poczynania, niemalże wodziło za rozbity nos. Chłopak zacisnął prawą pięść, znacznie cofając swój łokieć do tyłu. Rękę od nadgarstka do czubków palców otoczyła szeroka na kilkanaście centymetrów poświata mocy duchowej. Była tak wyraźna i silna, że traciła swą przezroczystość, przybierając kolor zbliżony do białego. Jednocześnie inne pokłady energii utwardziły całą pięść tak bardzo, jak potrafiły. Czempion zaczął biec w stronę swego oponenta z opętańczym wzrokiem. Całe jego ciało było już na granicy wytrzymałości, lecz agresywna postawa chłopaka pozwalała mu pokonywać swoje granice. Kolejny, pragnący triumfu ryk Połykacza Grzechów rozdarł przestrzeń.
Przygotowywany przez drugoklasistę atak coraz bardziej nabierał mocy, czekając na pędzącego Tatsuyę. Kurokawa sam nie rozumiał, jakim cudem był w stanie już przy pierwszej próbie wytworzyć coś tak imponującego. Zbierana energia roztrzaskiwała bowiem podłogę pod stopami "Krzyżookiego". Od zderzenia dzieliło walczących już raptem 10 metrów. 5 metrów. Trzy metry... Mistrz areny wyrzucił przed siebie swojego sztandarowego, lewego prostego, celując w brzuch Naito. Gimnazjalista natomiast wypchnął do przodu cofniętą wcześniej rękę. Wydawało się, że Połykacz Grzechów trafi, jako pierwszy i zakończy walkę. Wydawało się, że jego atak już sięgnął celu... lecz zatrzymał się centymetr przed brzuchem Madnessa, kiedy to Tatsuyę zatrzymało przepotężne uderzenie prosto w klatkę piersiową. Wszystko zwolniło na moment, gdy heterochromik zachłysnął się powietrzem. Cios Kurokawy odsunął furiata, dosłownie wybuchając skumulowaną energią duchową, która z kolei została skierowana w jeden punkt dzięki jednoczesnej emisji. W ten sposób swoista fala... strumień mocy grzmotnął w zaskoczonego mistrza areny, zmiatając go z drogi, lecz nawet na chwilę nie słabnąc. "Świder" energii dosłownie rył głęboki, szeroki szlak w podłodze, ścierając na proch kafle i zagłębiając się nawet w fundament. Z racji tego, że fala mocy nie znikała, Tatsuya był stale "przesuwany" z zatrważającą siłą w stronę pobliskiej ściany. Wszystko po to, by ostatecznie wbić go w nią całego, burząc bardzo duży fragment konstrukcji. Wtedy właśnie atak Naito zakończył się.
-Cholera! Potwornie boli. Chyba na razie nie ruszę tą ręką... - pomyślał Kurokawa, widząc jak jego prawe ramię bezsilnie zwisa w powietrzu. Spojrzał jeszcze raz na wgniecionego w ścianę Tatsuyę, który zdawał się być pozbawiony przytomności. Zdawał. W tym momencie jeszcze jedna czarno-biała scena zjednała się z rzeczywistością. Mały Tatsuya leżał na ziemi, podczas gdy odziany w mundur koloru moro żołnierz przyciskał jego głowę do podłoża własną stopą. Młoda wersja czempiona była mocno pobita i ociekała krwią. Obraz zamazał się na chwilę, by pokazać po raz kolejny. Jedyne, co się zmieniło to wiek heterochromika. Teraz był już starszy, lecz nadal stłamszony i wgniatany w glebę przez niewzruszonego żołnierza. Widok zmieniał się jeszcze trzy razy, zawsze ukazując starszą wersję Tatsuyi, zawsze w tej samej pozie, zawsze pokonanego i bezsilnego... zawsze przegrywającego z przeciwnikiem, który w ogóle nie musiał się starać.
Tatsuya oderwał się od rzeczywistości, nawet tego nie dostrzegając. Stał w milczeniu w mroku, patrząc jak jego dokładna kopia wisi w tej pustce. Czarna mgła powoli pochłaniała ręce i nogi chłopaka, którego szatański uśmiech i pełne nienawiści spojrzenie nie okazywały żalu. Jednocześnie jednak z tych wściekłych oczu podświadomie płynęły łzy. Rzeki, oceany łez, znikające w bezkresnej, cichej, samotnej pustce. Realny Połykacz Grzechów patrzył na to w milczeniu jeszcze przez kilka chwil, póki nie wyczuł w pobliżu czyjejś obecności.
-Znów tu jesteś... - niekończący się, chóralny głos rozbrzmiał jednocześnie w jego własnej głowie, jak i w niemożliwej do określenia przestrzeni. Heterochromik nikogo nie dostrzegł, choć czujnie przyglądał się... niczemu. Nicości.
-Kim jesteś? - zapytał. Myślał, że zapytał. Tak mu się zdawało. Nie powiedział jednak ani słowa. To przez trwającą ciszę jego myśli wydawały się być tak głośne, jak prawdziwa wypowiedź. Głos nie odpowiedział przez dłuższą chwilę.
-Królem - usłyszał w końcu odbijające się echo.
-Królem? - prychnął nastolatek. -Niby czego? - "zamyślał" głośno.
-Już niczego. Widzisz to, tam? - Tatsuya nie widział właściciela głosu, lecz podświadomie spojrzał na swojego klona, który został już prawie całkiem pożarty przez mrok. Została już tylko jego wściekła, choć płacząca twarz. -To jest nic. Choć jestem Królem, króluję właśnie tym. Tym niczym - chóralny głos mówił zagadkami, lecz Połykacz Grzechów jakimś cudem doskonale wiedział, co ma na myśli jego niewidzialny rozmówca.
-Dlaczego niby chcesz królować niczym? - głośno myślał czempion.
-A czym mogę? Jest tylko "nic". A skoro to "nic", to nigdy się nie skończy - odrzekł Król, a chór głosów rozbijał się w mroku.
-Nie wolisz jednak mieć "coś" do władania?
-Wolę. Ale mam już tylko "nic"...
-Znów będziesz miał "coś" - Tatsuya nie zauważył, kiedy zaczął mówić w podobny sposób, co Król.
-Obiecujesz? - spytał wszechobecny głos.
-Wiem - rzucił bez chwili zastanowienia chłopak, a władca "niczego" umilkł na jakiś czas. -Tak właściwie, to dlaczego nie królujesz samym sobą? - zapytał po tymże czasie heterochromik. Nie musiał długo czekać na odpowiedź.
-Przecież mnie już dawno nie ma... - chóralny głos zakończył rozmowę tak, jakby wyjaśniał coś całkowicie oczywistego. Potem wizja rozprysła się.
Połykacz Grzechów oprzytomniał momentalnie, z największym trudem wyrywając się z objęć ściany, w którą został wbity. Gdy tylko mu się to udało, gwałtownie zwymiotował krwią. Zachwiał się do przodu. Było już prawie pewny, że upadnie, lecz szybko wystawił stopę przed siebie, utrzymując się na nogach. Zgarbiony i zmęczony zaczął posuwać się w stronę Kurokawy. Naito z bezwładną prawą ręką i brakiem najmniejszego zaskoczenia wyszedł mu naprzeciw. Równie wolno, równie zgarbiony, równie ciężko dysząc.
-Nienawiść to jedyna droga. Pojąłem to już dawno temu. To właśnie nienawiść pozwala nam stać się silnymi. To nienawiść daje nam moc, której pożądamy. Ten gatunek rozwinął się do tego stopnia tylko i wyłącznie dzięki niej. Nienawiść, gniew, agresja i zawiść, jakimi darzyliśmy inne gatunki, pozwoliły nam je zniszczyć, samemu ewoluując, samemu idąc do przodu. To ta zawiść dała nam technologię, broń i całą resztę. Bo uporczywie chcieliśmy stać się silniejsi od całej reszty. Ze mną... jest tak samo. A przynajmniej tak myślałem. Gdy ktoś stawał na mojej drodze, gdy ktoś patrzył na mnie z góry, gdy udawał, że mnie rozumie... miażdżyłem go moją nienawiścią. Stawałem się silniejszy krok po kroku. Najpierw chciałem zdobyć jedzenie, potem godne życie, a potem? Już nawet nie wiem. Cały czas walcząc, cały czas nienawidząc, cały czas niszcząc to, co stało przede mną straciłem cel, dla którego to robiłem. Ichiro... czy to dlatego traktuje mnie, jak śmiecia? Mimo całej tej nienawiści, dalej nie stałem się dość silny, by go pokonać... A ty, Kurokawa? Czym ty się kierujesz? Jak ty zdobywasz swoją siłę? Miałem cię za kolejnego robala, wartego tylko podeszwy mojego buta... ale okazało się, że możesz mi dorównać. Że możesz mnie przewyższyć. I w całym tym gównie... wygląda na to, że... jestem jedynym, który ma jakiekolwiek wątpliwości, tak? - dumny czempion areny, prowadząc swoje wewnętrzne rozważania, nie zauważył nawet, kiedy po jego twarzy zaczęły płynąć łzy, zmywając krew z ust.
Bez zastanowienia wymierzył prawy sierpowy prosto w policzek posiadacza Przeklętych oczu. Osłabiony nastolatek zatoczył się gwałtownie, po czym zawył z bólu, gdy jego bezwładna ręka poruszyła się wbrew woli nastolatka. Gimnazjalista nie pozostał dłużny oponentowi, odpowiadając mu lewym prostym centralnie w podbródek. Tatsuya prawie upadł, z trudem utrzymując się na nogach. Jego połamane żebra zdawały się latać wewnątrz klatki piersiowej, lecz Połykacz Grzechów ostatkami sił uderzył lewą pięścią pod mostkiem rywala. Targany emocjami Kurokawa wypluł krew, a z jego oczu wypłynęły łzy. Zamachnął się gwałtownie z lewym sierpowym, podczas gdy czempion wykonywał właśnie prawego sierpa. Jednocześnie grzmotnęli się w twarze, zamierając na moment. Obywatel Akashimy spojrzał z żalem na nieświadomie płaczącego przeciwnika.
-To musi być strasznie przykre uczucie... nie mieć żadnego celu w życiu - wyrzekł z politowaniem, zanim jego oponent padł, jak długi na posadzkę. Heterochromik dyszał ciężko, nie zważając na ból, który czuł przy każdym oddechu. W tym samym momencie drugoklasista runął na kolana, podpierając się lewą dłonią o zniszczoną posadzkę. Bez zastanowienia podpełzł do leżącego Połykacza Grzechów, chwytając jego prawe ramię lewą ręką. Z całych sił pociągnął zdziwionego pokonanego, przerzucając jego kończynę przez swoje barki.
-Co ty... odpierdalasz? Zostaw mnie tu, gnoju... Nie dotykaj mnie... tymi paskudnymi łapami... - chrypiał Tatsuya, lecz jego niedawny przeciwnik w ogóle nie zareagował na jego prośby. Po prostu podniósł się na równe nogi, stawiając na nich również właściciela Przeklętej Ręki.
-Nie mogę... - odrzekł krótko chłopak, ruszając przed siebie, co zmusiło czempiona do zrobienia tego samego.
-Czemu? - spytał jeszcze tylko heterochromik. W tym momencie gimnazjalista odwrócił twarz w jego stronę, uśmiechając się szeroko.
-Wtedy nie będziesz mógł mnie nienawidzić, prawda? - nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Nie spodziewał się takiego nastawienia. Niby z pogardą obrócił głowę. W jego różnokolorowych oczach zalśniły łzy.
-Ty jebany idioto... - warknął jeszcze łamiącym się głosem. Szli tak obaj, jeden podparty o drugiego, zataczając się przy tym niemiłosiernie. Ściana, którą zniszczył niedawno triumfalny atak Kurokawy, teraz cała zamieniona była w kupkę gruzu, ukazując majaczące w dole piaski pustyni i rozświetlone promieniami słońca niebo. Naito bez zastanowienia ruszył właśnie w stronę wielkiej dziury, stając na samej krawędzi kończącej się podłogi.
-Jesteś pierdolonym szaleńcem, Kurokawa... Wiesz o tym, nie? - mruknął w tym momencie Tatsuya. Początkujący Madness zaśmiał się, po czym zaklął w duchu, rażony bólem w szczęce.
-Wiem - odparł najzwyczajniej w świecie. Obaj nastolatkowie zgodnie skoczyli w dół z kilkudziesięciu metrów, gdzieś po drodze tracąc kontakt z rzeczywistością.
-Chyba jakimś cudem mi go nie złamał... - stwierdził chłopak, badając ranę. -...ale mimo wszystko długo już nie pociągnę. Nie wiem, jaki jest jego stan, ale ja w każdej chwili mogę paść. Cholera, coraz trudniej jest mi wycelować. Czuję się, jakbym był dwa razy cięższy, niż normalnie... Muszę zakończyć tę walkę tak szybko, jak to tylko możliwe. Jednym atakiem. Tylko jakim cudem mógłbym powalić kogoś takiego bez zabijania go? - w zniecierpliwieniu szukał jakiegoś wyjścia z ciężkiej sytuacji, co okazało się niezwykle trudne.
Napędzany gniewem Tatsuya rzucił się na swojego przeciwnika z rykiem rządnym krwi. Nie wiedzieć czemu, jego krzyk przypominał również konające po długiej i męczącej walce zwierzę. Zwierzę, które walczyło do ostatniej chwili. Nienawistny lewy prosty trafił w szczękę Naito, wzmocnioną niemalże do granic możliwości dużymi pokładami mocy duchowej. Potężny cios na moment zdawał się pozbawić chłopaka przytomności, miotając nim w dal. Jak się jednak okazało, nastolatek prędko skrzyżował swe ręce za plecami, wywołując podwójną falę uderzeniową, która powstrzymała go przed wbiciem w ścianę. Gimnazjalista jęknął z bólu, otrzymawszy cios w miejsce pęknięcia kości. Coś jednak prowadziło jego poczynania, niemalże wodziło za rozbity nos. Chłopak zacisnął prawą pięść, znacznie cofając swój łokieć do tyłu. Rękę od nadgarstka do czubków palców otoczyła szeroka na kilkanaście centymetrów poświata mocy duchowej. Była tak wyraźna i silna, że traciła swą przezroczystość, przybierając kolor zbliżony do białego. Jednocześnie inne pokłady energii utwardziły całą pięść tak bardzo, jak potrafiły. Czempion zaczął biec w stronę swego oponenta z opętańczym wzrokiem. Całe jego ciało było już na granicy wytrzymałości, lecz agresywna postawa chłopaka pozwalała mu pokonywać swoje granice. Kolejny, pragnący triumfu ryk Połykacza Grzechów rozdarł przestrzeń.
Przygotowywany przez drugoklasistę atak coraz bardziej nabierał mocy, czekając na pędzącego Tatsuyę. Kurokawa sam nie rozumiał, jakim cudem był w stanie już przy pierwszej próbie wytworzyć coś tak imponującego. Zbierana energia roztrzaskiwała bowiem podłogę pod stopami "Krzyżookiego". Od zderzenia dzieliło walczących już raptem 10 metrów. 5 metrów. Trzy metry... Mistrz areny wyrzucił przed siebie swojego sztandarowego, lewego prostego, celując w brzuch Naito. Gimnazjalista natomiast wypchnął do przodu cofniętą wcześniej rękę. Wydawało się, że Połykacz Grzechów trafi, jako pierwszy i zakończy walkę. Wydawało się, że jego atak już sięgnął celu... lecz zatrzymał się centymetr przed brzuchem Madnessa, kiedy to Tatsuyę zatrzymało przepotężne uderzenie prosto w klatkę piersiową. Wszystko zwolniło na moment, gdy heterochromik zachłysnął się powietrzem. Cios Kurokawy odsunął furiata, dosłownie wybuchając skumulowaną energią duchową, która z kolei została skierowana w jeden punkt dzięki jednoczesnej emisji. W ten sposób swoista fala... strumień mocy grzmotnął w zaskoczonego mistrza areny, zmiatając go z drogi, lecz nawet na chwilę nie słabnąc. "Świder" energii dosłownie rył głęboki, szeroki szlak w podłodze, ścierając na proch kafle i zagłębiając się nawet w fundament. Z racji tego, że fala mocy nie znikała, Tatsuya był stale "przesuwany" z zatrważającą siłą w stronę pobliskiej ściany. Wszystko po to, by ostatecznie wbić go w nią całego, burząc bardzo duży fragment konstrukcji. Wtedy właśnie atak Naito zakończył się.
-Cholera! Potwornie boli. Chyba na razie nie ruszę tą ręką... - pomyślał Kurokawa, widząc jak jego prawe ramię bezsilnie zwisa w powietrzu. Spojrzał jeszcze raz na wgniecionego w ścianę Tatsuyę, który zdawał się być pozbawiony przytomności. Zdawał. W tym momencie jeszcze jedna czarno-biała scena zjednała się z rzeczywistością. Mały Tatsuya leżał na ziemi, podczas gdy odziany w mundur koloru moro żołnierz przyciskał jego głowę do podłoża własną stopą. Młoda wersja czempiona była mocno pobita i ociekała krwią. Obraz zamazał się na chwilę, by pokazać po raz kolejny. Jedyne, co się zmieniło to wiek heterochromika. Teraz był już starszy, lecz nadal stłamszony i wgniatany w glebę przez niewzruszonego żołnierza. Widok zmieniał się jeszcze trzy razy, zawsze ukazując starszą wersję Tatsuyi, zawsze w tej samej pozie, zawsze pokonanego i bezsilnego... zawsze przegrywającego z przeciwnikiem, który w ogóle nie musiał się starać.
Tatsuya oderwał się od rzeczywistości, nawet tego nie dostrzegając. Stał w milczeniu w mroku, patrząc jak jego dokładna kopia wisi w tej pustce. Czarna mgła powoli pochłaniała ręce i nogi chłopaka, którego szatański uśmiech i pełne nienawiści spojrzenie nie okazywały żalu. Jednocześnie jednak z tych wściekłych oczu podświadomie płynęły łzy. Rzeki, oceany łez, znikające w bezkresnej, cichej, samotnej pustce. Realny Połykacz Grzechów patrzył na to w milczeniu jeszcze przez kilka chwil, póki nie wyczuł w pobliżu czyjejś obecności.
-Znów tu jesteś... - niekończący się, chóralny głos rozbrzmiał jednocześnie w jego własnej głowie, jak i w niemożliwej do określenia przestrzeni. Heterochromik nikogo nie dostrzegł, choć czujnie przyglądał się... niczemu. Nicości.
-Kim jesteś? - zapytał. Myślał, że zapytał. Tak mu się zdawało. Nie powiedział jednak ani słowa. To przez trwającą ciszę jego myśli wydawały się być tak głośne, jak prawdziwa wypowiedź. Głos nie odpowiedział przez dłuższą chwilę.
-Królem - usłyszał w końcu odbijające się echo.
-Królem? - prychnął nastolatek. -Niby czego? - "zamyślał" głośno.
-Już niczego. Widzisz to, tam? - Tatsuya nie widział właściciela głosu, lecz podświadomie spojrzał na swojego klona, który został już prawie całkiem pożarty przez mrok. Została już tylko jego wściekła, choć płacząca twarz. -To jest nic. Choć jestem Królem, króluję właśnie tym. Tym niczym - chóralny głos mówił zagadkami, lecz Połykacz Grzechów jakimś cudem doskonale wiedział, co ma na myśli jego niewidzialny rozmówca.
-Dlaczego niby chcesz królować niczym? - głośno myślał czempion.
-A czym mogę? Jest tylko "nic". A skoro to "nic", to nigdy się nie skończy - odrzekł Król, a chór głosów rozbijał się w mroku.
-Nie wolisz jednak mieć "coś" do władania?
-Wolę. Ale mam już tylko "nic"...
-Znów będziesz miał "coś" - Tatsuya nie zauważył, kiedy zaczął mówić w podobny sposób, co Król.
-Obiecujesz? - spytał wszechobecny głos.
-Wiem - rzucił bez chwili zastanowienia chłopak, a władca "niczego" umilkł na jakiś czas. -Tak właściwie, to dlaczego nie królujesz samym sobą? - zapytał po tymże czasie heterochromik. Nie musiał długo czekać na odpowiedź.
-Przecież mnie już dawno nie ma... - chóralny głos zakończył rozmowę tak, jakby wyjaśniał coś całkowicie oczywistego. Potem wizja rozprysła się.
Połykacz Grzechów oprzytomniał momentalnie, z największym trudem wyrywając się z objęć ściany, w którą został wbity. Gdy tylko mu się to udało, gwałtownie zwymiotował krwią. Zachwiał się do przodu. Było już prawie pewny, że upadnie, lecz szybko wystawił stopę przed siebie, utrzymując się na nogach. Zgarbiony i zmęczony zaczął posuwać się w stronę Kurokawy. Naito z bezwładną prawą ręką i brakiem najmniejszego zaskoczenia wyszedł mu naprzeciw. Równie wolno, równie zgarbiony, równie ciężko dysząc.
-Nienawiść to jedyna droga. Pojąłem to już dawno temu. To właśnie nienawiść pozwala nam stać się silnymi. To nienawiść daje nam moc, której pożądamy. Ten gatunek rozwinął się do tego stopnia tylko i wyłącznie dzięki niej. Nienawiść, gniew, agresja i zawiść, jakimi darzyliśmy inne gatunki, pozwoliły nam je zniszczyć, samemu ewoluując, samemu idąc do przodu. To ta zawiść dała nam technologię, broń i całą resztę. Bo uporczywie chcieliśmy stać się silniejsi od całej reszty. Ze mną... jest tak samo. A przynajmniej tak myślałem. Gdy ktoś stawał na mojej drodze, gdy ktoś patrzył na mnie z góry, gdy udawał, że mnie rozumie... miażdżyłem go moją nienawiścią. Stawałem się silniejszy krok po kroku. Najpierw chciałem zdobyć jedzenie, potem godne życie, a potem? Już nawet nie wiem. Cały czas walcząc, cały czas nienawidząc, cały czas niszcząc to, co stało przede mną straciłem cel, dla którego to robiłem. Ichiro... czy to dlatego traktuje mnie, jak śmiecia? Mimo całej tej nienawiści, dalej nie stałem się dość silny, by go pokonać... A ty, Kurokawa? Czym ty się kierujesz? Jak ty zdobywasz swoją siłę? Miałem cię za kolejnego robala, wartego tylko podeszwy mojego buta... ale okazało się, że możesz mi dorównać. Że możesz mnie przewyższyć. I w całym tym gównie... wygląda na to, że... jestem jedynym, który ma jakiekolwiek wątpliwości, tak? - dumny czempion areny, prowadząc swoje wewnętrzne rozważania, nie zauważył nawet, kiedy po jego twarzy zaczęły płynąć łzy, zmywając krew z ust.
Bez zastanowienia wymierzył prawy sierpowy prosto w policzek posiadacza Przeklętych oczu. Osłabiony nastolatek zatoczył się gwałtownie, po czym zawył z bólu, gdy jego bezwładna ręka poruszyła się wbrew woli nastolatka. Gimnazjalista nie pozostał dłużny oponentowi, odpowiadając mu lewym prostym centralnie w podbródek. Tatsuya prawie upadł, z trudem utrzymując się na nogach. Jego połamane żebra zdawały się latać wewnątrz klatki piersiowej, lecz Połykacz Grzechów ostatkami sił uderzył lewą pięścią pod mostkiem rywala. Targany emocjami Kurokawa wypluł krew, a z jego oczu wypłynęły łzy. Zamachnął się gwałtownie z lewym sierpowym, podczas gdy czempion wykonywał właśnie prawego sierpa. Jednocześnie grzmotnęli się w twarze, zamierając na moment. Obywatel Akashimy spojrzał z żalem na nieświadomie płaczącego przeciwnika.
-To musi być strasznie przykre uczucie... nie mieć żadnego celu w życiu - wyrzekł z politowaniem, zanim jego oponent padł, jak długi na posadzkę. Heterochromik dyszał ciężko, nie zważając na ból, który czuł przy każdym oddechu. W tym samym momencie drugoklasista runął na kolana, podpierając się lewą dłonią o zniszczoną posadzkę. Bez zastanowienia podpełzł do leżącego Połykacza Grzechów, chwytając jego prawe ramię lewą ręką. Z całych sił pociągnął zdziwionego pokonanego, przerzucając jego kończynę przez swoje barki.
-Co ty... odpierdalasz? Zostaw mnie tu, gnoju... Nie dotykaj mnie... tymi paskudnymi łapami... - chrypiał Tatsuya, lecz jego niedawny przeciwnik w ogóle nie zareagował na jego prośby. Po prostu podniósł się na równe nogi, stawiając na nich również właściciela Przeklętej Ręki.
-Nie mogę... - odrzekł krótko chłopak, ruszając przed siebie, co zmusiło czempiona do zrobienia tego samego.
-Czemu? - spytał jeszcze tylko heterochromik. W tym momencie gimnazjalista odwrócił twarz w jego stronę, uśmiechając się szeroko.
-Wtedy nie będziesz mógł mnie nienawidzić, prawda? - nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Nie spodziewał się takiego nastawienia. Niby z pogardą obrócił głowę. W jego różnokolorowych oczach zalśniły łzy.
-Ty jebany idioto... - warknął jeszcze łamiącym się głosem. Szli tak obaj, jeden podparty o drugiego, zataczając się przy tym niemiłosiernie. Ściana, którą zniszczył niedawno triumfalny atak Kurokawy, teraz cała zamieniona była w kupkę gruzu, ukazując majaczące w dole piaski pustyni i rozświetlone promieniami słońca niebo. Naito bez zastanowienia ruszył właśnie w stronę wielkiej dziury, stając na samej krawędzi kończącej się podłogi.
-Jesteś pierdolonym szaleńcem, Kurokawa... Wiesz o tym, nie? - mruknął w tym momencie Tatsuya. Początkujący Madness zaśmiał się, po czym zaklął w duchu, rażony bólem w szczęce.
-Wiem - odparł najzwyczajniej w świecie. Obaj nastolatkowie zgodnie skoczyli w dół z kilkudziesięciu metrów, gdzieś po drodze tracąc kontakt z rzeczywistością.
***
-Dziewczęta mają, rzecz jasna, prawo się za mną stęsknić, ale ciebie przyjmuję trochę za często... - to zdanie powitało zaspanego posiadacza Przeklętych Oczu, gdy tylko rozchylił powieki. Leżał w łóżku szpitalnym niewielkiego, niezbyt profesjonalnego gabinetu Miyamoto Tenjiro. On właśnie siedział tuż obok na stołku, a promienie światła odbijały się od jego okularów. Krzyżował ramiona na klatce piersiowej w pozie, która wyrażała dumę, jakby przed chwilą powiedział coś szalenie głębokiego i bezsprzecznie budującego.
-Tenjiro-san? Co się... Gdzie ja jestem? - gimnazjalista jeszcze nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, co się działo.
-Przyjąłem tutaj całą waszą czwórkę z eskapady do twierdzy. Młody Okuda został puszczony najwcześniej, bo nie miał żadnych poważnych obrażeń. Kazał przekazać, że poczeka na ciebie w domu "Kawasakiego-samy". Twój koleżka-szermierz nie pozwolił mi na zatrzymanie go tutaj i po prostu wyciął sobie drogę na zewnątrz, gdy tylko przeprowadziłem transfuzję krwi i opatrzyłem jego rany - w tym momencie lekarz wskazał kciukiem na przecięte na pół drzwi do gabinetu, teraz połączone w całość przybitą do nich deską. -Mam tu jeszcze twojego nowego kumpla... - kontynuował mężczyzna. W tym momencie nastolatek dostrzegł leżącego na drugim łóżku, wierzgającego, jak młody źrebak Tatsuyę. Kilkanaście pasów przytwierdzało go do jego posłania, a kawałek materiału zawiązany wokół głowy skutecznie go kneblował. Najwidoczniej jednak czempion leżał tak już od dłuższego czasu, gdyż właśnie udało mu się przegryźć materiał i wypluć z pogardą resztki.
-Puść mnie, czterooka fujaro! Zabieraj ze mnie całe to gówno, jasne?! Zapierdolę cię, cholerna gnido, rozumiesz?! Walcz, jak mężczyzna, śmieciu! - natychmiastowo zaczął się wydzierać rozjuszony mistrz areny.
-Zaczął zakłócać spokój, gdy tylko się obudził. Musiałem go ubezwłasnowolnić i zapobiegawczo spacyfikować, żeby przeprowadzić podstawowe badania. Jak się okazało, nigdy nie był na nic szczepiony, więc tym również się zająłem. Dałem mu paręnaście zastrzyków i środki na uspokojenie, jednak ma naprawdę dużo energii. Nie wykazuje niestety funkcji myślowych, więc zastanawiałem się nad zastosowaniem terapii przeciwko Zespołowi Downa... - wyjaśnił szybko chirurg, ignorując furiata.
-Nie jestem chory, ty skurwysynu! Łeb ci, szmato, urwę! - ryknął na całe gardło chłopak. W tym momencie, zupełnie niespodziewanie, siedzący Miyamoto przeskoczył nad łóżkiem Kurokawy, ani na moment nie przestając dotykać swojego stołka. Wylądowawszy tuż przy głośnym pacjencie, zniżył głowę i wyszeptał mu coś na ucho. Przerażony mistrz areny zamilkł natychmiast, jakby nagle zabrakło mu tchu. Zaskoczony tym faktem gimnazjalista, patrzył tylko w ciszy na poczynania chirurga, który jakby nigdy nic wstał z miejsca z uśmiechem satysfakcji.
-Siedzieć mi tu na dupach! Przyniosę wasze karty zdrowia. Podacie mi swoje dane, żeby można było was zaksięgować - to powiedziawszy, brązowowłosy wyszedł z gabinetu.
-Co to za jebany potwór...? - wyszeptał sam do siebie nadal wstrząśnięty Połykacz Grzechów. Ze szczęką owiniętą bandażem i wieloma usztywnionymi opatrunkiem miejscami na ciele, drugoklasista zsunął się z łóżka, spokojnie odpinając po kolei wszystkie pasy, trzymające czempiona w ryzach.
-Tatsuya-san... - zaczął "krzyżooki" jeszcze podczas wykonywania czynności. -...nie musisz wracać do Połykaczy Grzechów. Możesz zostać tutaj. Na pewno nikt nie będzie ci robił problemów. Moglibyśmy... zostać przyjaciółmi. Rinji-kun i Rikimaru-kun na pewno by cię zaakceptowali... - mówił z lekkim zakłopotaniem, wiedząc, że rozmowę z furiatem musi przeprowadzać nad wyraz ostrożnie. Heterochromik nie odpowiedział.
-Żartujesz? Mam się bujać z takimi frajerami? - obruszył się chłopak, zeskakując z łóżka. -Jesteś idiotą, że w ogóle mnie ze sobą zabrałeś. Mam u ciebie dług, nic więcej. Ja decyduję, gdzie należę. Nikt poza mną... - z tymi słowami skierował się w stronę drzwi, na chwilę jeszcze przystając tuż przed nimi. -Kurokawa... zapamiętam to, jasne? I... dzięki - mruknął jeszcze tylko, wychodząc. Przez chwilę jeszcze zdziwiony Naito pożegnał go ciepłym uśmiechem.
Koniec Rozdziału 52
Koniec arcu nr. 4: Co nam pozostało
Następnym razem: Dom aukcyjny
I koniec tej długiej potyczki :). Dużo się działo i mam nadzieję że jeszcze dużo dziać się będzie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Cóż... nie mogę ukrywać, że będzie się działo bardzo dużo i myślę, że powinno się to spodobać ^^
UsuńPozdrawiam również!