poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział 54: Puszka Pandory

ROZDZIAŁ 54

     Termin "Dom Aukcyjny" nie do końca sprawdzał się w tym wypadku. Gigantyczny budynek, z zewnątrz przypominający kształtem halę sportową, otaczały wielopoziomowe ogrody. Każda "półka", czy raczej miniaturowe wzgórze ludzkiej roboty, otoczona była równym, równo przystrzyżonym żywopłotem. Neutralne oczka wodne ze standardową, wahadłową "rynienką", która raz po raz nabierała wody i wypuszczała ją, miały zapewne pozytywnie nastroić licytujących. A tych również było dużo. Trzech nastolatków szło przodem, będąc niemalże popychani przez Giovanniego. Jedynie Kurokawa miał w tym momencie dobry nastrój, a powód był prosty - zastępca Generała zmusił swoich tymczasowych podopiecznych do przyodziania horrendalnie drogich, szykownych garniturów. Z tego też względu Okuda z największym trudem zdołał zachować czapkę, co i tak wyglądało niecodziennie. Większą "furorę" robił jednak Rikimaru, który zamiast lakierek założył swoje drewniane sandały, a do paska przypiął katanę. Mijani ludzie wymieniali porozumiewawcze spojrzenia i otwarcie żartowali sobie z "trzech muszkieterów". Każdy z nich dostał również krawat w innym kolorze - Naito zielony, Rinji niebieski, a Rikimaru czerwony. Miny dwóch ostatnich przypominały ludzi idących na ścięcie.
     Jak się okazało przy bliższych oględzinach, najbardziej wysunięte krańce budynku "wisiały" w powietrzu, podparte na typowo rzymskich kolumnach. Tenże zabieg pozwolił stworzyć przed wspornikami całkiem przyjemny spacerniak. Po obu stronach dwuczęściowych drzwi, które prowadziły do środka budowli stali dwaj rośli eleganci o ciemnej barwie skóry. Każdy miał ciemne okulary na oczach - podobnie, jak cała reszta personelu. Lekko przyduszony krawatem Kurokawa poprawił pętlę na swej szyi, dostrzegając niezbyt przyjazne spojrzenia ochroniarzy.
-Czemu miałbym się dziwić? Rinji i Rikimaru wyglądają bardziej, jak bandyci, niż kulturalni klienci... - pomyślał chłopak. Odetchnął z ulgą, widząc reakcję wykidajłów na widok stojącego za nastolatkami okularnika.
-Och, panie Boccia! Wcześnie, jak zawsze. Dom Aukcyjny Fletchera kłania się do samej ziemi! - dwaj murzyni faktycznie skłonili się bardzo nisko, każdy z ramieniem na brzuchu. Po chwili otworzyli zsynchronizowanie swoje połowy drzwi, pozwalając przejść całej czwórce. Dochodziła godzina 19.
     Stanęli na wielkim podwyższeniu, od którego odstawały szerokie schody, prowadzące na aulę budynku. W dole kłębiły się zastępy paniczyków i innych elegantów, wymieniając między sobą swe burżuazyjne uwagi. Calutkie schody obite zostały czerwonym, bogato zdobionym przez złoty kruszec dywanem. Liczne monstrualne kolumny sięgały pod samo wysokie sklepienie budynku. Po bokach widniały wejścia do różnych korytarzyków i zapewne prowadziły również na wyższe piętra, których to - jak zauważył Naito - brakowało jedynie nad samą aulą. Właściciel ewidentnie chciał podkreślić przepych i niezależność swojej wpływowej osoby. Wiele elementów budowli wyglądało, jakby wykonano je z jakiegoś białego marmuru, choć zapewne chodziło o coś zgoła innego. Sam środek auli budził największy podziw. Widniała bowiem na nich okrągła mozaika o średnicy najpewniej dziesięciu metrów... wykonana z diamentowych, szmaragdowych i topazowych płyt. Zapewne koszta jej wykonania przechodziły najśmielsze wyobrażenia nastolatka. Mozaika przedstawiała dość osobliwy obraz. Widniała na niej zstępująca z burzowego nieba istota, pod której krokami wybuchały wulkany i rozpadały się góry. Jak domyślił się Kurokawa, zapewne nawiązywał do jakiejś legendy czy mitu pochodzącego z Morriden.
     Niebieskowłosy poszedł przodem, wykonując zapraszający gest w kierunku podopiecznych, do których cały czas przyklejały się prześmiewcze spojrzenia innych gości. O ile Rikimaru w ogóle nie zwracał na nich uwagi, o tyle Rinji odchodził od zmysłów, chcąc "dać nauczkę paskudnym bufonom", jak sam mówił. Krytyczne spojrzenie Włocha uziemiało go jednak, skazując albinosa na beznadziejną tułaczkę pośród wyśmiewających go gburów.
-Giovanni-san... Cała ta aukcja to nie jest żadne codzienne wydarzenie, prawda? Czym właściwie jest Puszka Pandory? - zapytał ściszonym głosem "krzyżooki", przyciągając tym spojrzenia swoich kompanów.
-Naprawdę jeszcze się nie domyśliłeś po ostatnich wydarzeniach? - zdziwił się Boccia, ukradkiem wyszukując podsłuchiwaczy. -Osoba, dla której jestem dzisiaj pośrednikiem wierzy... i ja również wierzę... że Puszka jest kolejnym grobowcem Króla. Z jakiegoś powodu mój... "przyjaciel" twierdzi, że znacząco odstaje ona od innych twierdz. I mowa tu nie o działaniach w celu jej zdobycia, a o zawartości. Ponoć to, co kryje się w środku przechodzi najśmielsze wyobrażenia. Jak wiecie, z Królem nie jest pogrzebany tylko jego osobisty dobytek, tylko część dóbr całej ósemki. Z tego względu nawet ktoś inny, niż Pierwszy mógł mieć przy sobie coś szalenie ważnego. Dysponuję teraz całym kontem osoby, która poprosiła mnie o pomoc. Nie wierzę w możliwość przegranej... - wyjaśnił przejrzyście Włoch, pilnie obserwując to, co działo się dookoła. Przez moment zdawało się, że w jego niebieskich oczach błysnęło zdziwienie, lecz szybko pozbył się pozorów.
-Jest 19:04. Aukcja rozpoczyna się o 19:30. Część ludzi na pewno siedzi już w sali aukcyjnej. Reszta dopiero zacznie się zbierać. Z racji wpływów mojej rodziny, mogłem zarejestrować się na odległość. Mamy więc trochę czasu na wyjaśnienia... - okularnik zamilkł na chwilę, wymownym gestem prowadząc za sobą młodzików. Zatrzymali się dopiero w samym rogu sali, przy ścianie. -Z tego, co mi wiadomo, żaden z was tu wcześniej nie był, więc muszę was ostrzec. To, co zobaczycie w tym miejscu może wam się wydać złe, niewłaściwe, a nawet chore. Potężni ludzie miewają dziwne kaprysy. Ci ponad nami musieli wyeliminować ryzyko powstawania czarnych rynków i prowadzenia ciemnych interesów. Powstanie tego miejsca było najlepszą możliwością. Ludzkie organy, dusze znanych osobistości, skomplikowane schematy niewiadomego pochodzenia, niekiedy broń, czy antyki. Kupić tu można wszystko... nawet ludzkie życie. Jeśli nie możesz czegoś zniszczyć, unieszkodliw to - taka myśl przyświeca wieczorom aukcyjnym. Może sądzicie, że to drastyczne środki, drastyczne metody... ale nie ma innego sposobu na stabilizację sytuacji w Morriden. Powinniście to zaakceptować. Szczególnie ty, Naito... - wzrok Giovanniego zatrzymał się bezpośrednio na Kurokawie. Skwaszona mina gimnazjalisty mówiła sama za siebie. Jego czysto idealistyczne poglądy miały zostać wystawione na bardzo ciężką próbę.
-Postaram się... - mruknął w końcu chłopak. -Nie chcę narobić ci problemów, Giovanni-san - dodał. Miał dobre chęci. Nie zdawał sobie jednak sprawy, jak niewiele znaczą same chęci i postanowienia. Niebieskowłosy uśmiechnął się przelotnie, wyciągając malutkie pudełeczko z kieszeni spodni. Otworzył je natychmiast, ukazując trzymane wewnątrz szkiełka. Były to zielone soczewki kontaktowe.
-Twoje oczy mogą narobić prawdziwych problemów. Nie wiadomo, jak zareagują na nie inni goście. Mogą spróbować odebrać ci je siłą, dlatego nie powinieneś pokazywać się z nimi przy tak potężnych ludziach. Załóż je, proszę - zalecił przewidujący Włoch. Naito nie stawiał oporu. Z lekkim strachem, delikatnie osadził przyrządy na swoich oczodołach. Tymczasem niefrasobliwy Rinji bawił się w strzelnicę, gdzie pogardliwe spojrzenia klientów były celami, a wystawiany środkowy palec - nabojami. Giovanni bezradnie przejechał dłonią po całej rozciągłości twarzy, a Rikimaru pokiwał w jego stronę głową, rozumiejąc ból mężczyzny.
***
     Na kwadrans przed umówionym czasem, cała aula rozgrzała się do granic możliwości. Setki mężczyzn w drogich garniturach i kobiet w wieczorowych sukniach zaczęło kierować się ku prawemu brzegowi pomieszczenia. Ściskany zewsząd "zielonooki" z konieczności chwycił marynarkę Włocha, by nie zostać porwanym przez kroczącą bezmyślnie falę ludu. Kolejne monstrualne schody prowadziły w dół. Z sufitu znikały gustowne lampy, pozostawiając tylko przymocowane do ścian diody z kryształami energii duchowej wewnątrz nich. Zejście kończyło się chyba dwa piętra pod powierzchnią ziemi. Każdy, kto dotarł na sam dół, stawał przed szeregiem dziesięciu dwustronnych drzwi. Natłok ludzi sprawił, że otworzyły się wszystkie, ukazując ogromną salę, do złudzenia przypominającą kino. Na samym dole stała scena z czerwoną kurtyną, zupełnie jak w teatrze. Rzędy i szeregi coraz wyżej osadzonych siedzeń można było liczyć przez naprawdę długi czas... a większość z nich została zajęta. Giovanni odciągnął młodych Madnessów pod ścianę, czekając na przerzedzenie się tłumu. Dopiero wtedy wprowadził całą trójkę do środka przez ostatnie otwarte drzwi - wszystkie pozostałe zamykali właśnie eleganccy ochroniarze. Na miejscu panował gwar tak ogromny, jak na trybunach stadionu. Kurokawa i Okuda byli pod ogromnym wrażeniem. Tylko twarz Rikimaru takiegoż stanu nie oddawała.
-Mamy ostatni numerek. Na tej sali znajduje się dokładnie 751 licytujących, często wraz z udomowionymi Spaczonymi, bądź osobami towarzyszącymi. Każdy z nich może brać udział w danej kolejce poprzez podniesienie ręki i podanie oferty - Boccia zaprezentował zabieg, choć raczej bezcelowo. Niemniej jednak Naito dopiero w tym momencie zauważył połyskującą liczbę na wnętrzu dłoni mężczyzny. -Nasz gospodarz to Joseph Fletcher. Tak naprawdę mało kto coś o nim wie. Jest majętny, to z pewnością, lecz nikt nie ma pojęcia, jak bardzo. Jego aukcje są znane z dwóch rzeczy... Po pierwsze: każdą z nich poprzedza loteria, z której nagrody rozdawane są na koniec widowiska. Po drugie: zawsze przygotowuje jedną nagrodę wieczoru. Dzisiaj padło na Puszkę Pandory. Nie mam pojęcia, skąd ją ma, ale ten stan rzeczy nie potrwa długo. Oho, zaczyna się... - okularnik zwrócił uwagę na dwie osoby, które wyszły zza kurtyny.
     Pierwszą z nich była młoda dziewczyna. Nie bez powodu wzbudziła ona niemałe zainteresowanie męskiej... i zapewne również odsetka żeńskiej części widzów. Dziewczyna miała na sobie coś w rodzaju obcisłej, lecz luźnej u dołu sukieneczki z białymi falbankami. Fatałaszek nie sięgał nawet do połowy uda dziewoi... co najwyraźniej nikomu nie przeszkadzało. Miała długie, zgrabne nogi, na których widniały czarne, sięgające za kolana pończochy. Przed kolanami zaś kończyły się kozaki z brązowej skóry, wzbogacone paroma klamrami. Poza sukieneczką, dziewczyna przyodziała również rozpiętą, cienką bluzę z długimi rękawami i białymi paskami przez całą ich rozciągłość. Miała spokojny, dojrzały wyraz twarzy i była naprawdę urodziwa pomimo ewidentnego braku makijażu. Uwagę przykuwały jej zielone oczy i... włosy. Z tych drugich uplecione były dwa, długie warkocze z czerwonymi kokardkami na końcach. Nie umniejszały one jednak powagi dziewczyny. Z uszu białogłowy zwisały dwa srebrne kolczyki w kształcie krzyży.
     Drugi wyłonił się szeroko uśmiechnięty mężczyzna. Warto nadmienić, że sposób eksponowania uzębienia miał ździebko... szalony - choć nie w psychopatycznym sensie. Na głowie mężczyzny widniał czarny cylinder z rondem i czerwonym paskiem owiniętym wokół. Spod niego wyłaniały się długie, brązowe, nastroszone włosy oraz grzywka... która zasłaniała oboje oczu ekscentryka. Ubrany był elegancko, choć również niechlujnie. Miał na sobie bowiem piękną, białą koszulę, której mankiety podwinął aż za łokcie... oraz gumowe rękawiczki o identycznej barwie. Na wierzchniej części odzienia widniała zapięta kamizelka w starym, choć zmodernizowanym stylu. Nad nią z kolei powiewał sobie czerwony krawat w skośne, białe paski. Reszta ubioru mężczyzny nie wyróżniała się już tak bardzo - ot, grafitowe spodnie i lakierki na podeszwie z niestandardowego tworzywa. W dłoni ekscentryka widniał złoty zegarek z łańcuszkiem i wieczkiem, które momentalnie się otworzyło. Druga ręka faceta wystrzeliła w górę, ukazując trzy palce, potem dwa i zaraz jeden.
-Witam serdecznie wszystkich zebranych! - wykrzyknął równocześnie z zamknięciem wieczka i schowaniem zegarka do kieszeni kamizelki. -Jeśli ktoś z państwa jeszcze mnie nie zna, me miano to Joseph Fletcher. Mam zaszczyt ogłosić rozpoczęcie dzisiejszego wieczoru aukcyjnego, jak również zapowiedzieć... loterię! - w tym momencie dziewczyna z warkoczami chwyciła z gracją leżący na podłodze łańcuch, którego drugi koniec widniał gdzieś za kurtyną. Jednym, mocnym pociągnięciem sprawiła, że coś dużego rozepchnęło materiał, z głośnym hukiem lądując tuż obok dziewoi. A była to trumna z kilkunastoma zatrzaskami przy wieku i długim rzędem symboli na przedzie... identyczna, jak ta, którą niedawno zabrano z grobowca Pierwszego. Okrzyki zdumienia wyrwały się z ust wielu gości. Niepozorna, śliczna dziewczyna miała siłę, której pozazdrościłoby jej wielu strongmanów.
     W mgnieniu oka stojąca na sztorc trumna otworzyła się szeroko, ukazują swą zawartość. W tym momencie również Kurokawa wyraził swe zdumienie. "Pojemnik" wypełniały... dusze. Najzwyczajniej w świecie setki dusz zostało zamkniętych w skrzyni, nie ulegając rozpadowi pomimo upływu znacznej ilości czasu.
-Oto pierwsze 300 nagród. Dusze najróżniejszych, często znamienitych osobistości. Nikt nie wie, która należała do kogo ani jak wielką ma wartość. Poza nimi, przygotowanych zostało prawie 2000 innych "prezentów". Moi drodzy, za chwilę przed każdym z was ukaże się terminal, w którym wylosujecie numery. Jeden numer przyporządkowany jest do jednej nagrody. Maksymalnie 3 losy na osobę - bez możliwości przekupienia mnie, bo przecież mam wszystko - mężczyzna w cylindrze szybko wyjaśnił zasady loterii, a już po chwili w stropie otworzyły się setki małych, podłużnych otworów. Z każdego wyfrunął niewielki ekranik-terminal, który szybko "przyleciał" do jednej osoby. W ciągu kilkunastu sekund przed każdym lewitował identyczny, przypominający trochę tablet przedmiot. Spośród czwórki stojących, jedynie Rinji okazał niezwykłe zainteresowanie losami, prędko wybierając aż trzy z nich, opatrzone numerami: 2104, 725 i 1288. Rozentuzjazmowany, jak nigdy wcześniej, "uruchomił" Rikimaru, który już miał sięgać po miecz. Karcące spojrzenie Giovanniego uspokoiło szermierza. Albinos nie omieszkał jednak podzielić się swą radością z towarzyszami.
-Chyba oszaleliście, że żaden z was nie wziął udziału! - oburzył się. -Tu można wygrać ogromne pieniądze, pamiątki, zabytki... nawet domy! Tak po prostu, za darmo rozdają domy! Ktoś wygrał ostatnio czołg! CZOŁG! Nie rozumiecie, jak świetnie jest mieć czołg? - nie rozumieli. Kosiarz jeszcze przez kilka minut, zachowywał się, jak dziecko, które dostało torbę cukierków. Po chwili jednak kurtyna niespodziewanie się rozsunęła.
-Kochani! Liczę, że każdy z was wziął udział w loterii, a jeśli nie... cóż... ma pecha! Niemniej jednak, natychmiastowo zaczynamy pierwszą aukcję. Po przedstawieniu danej pozycji, chętny unosi w górę dłoń z odbitym na niej numerem i podaje cenę, którą gotów jest zapłacić. Inni mają 5 sekund na przebicie oferty. Jeśli nikt taki się nie znajdzie, przedmiot ląduje w rękach poprzedniej osoby... - Joseph Fletcher pobieżnie wyjaśnił zasady, które większość już raczej znała. Tymczasem jego towarzyszka zamknęła trumnę i jednym pchnięciem sprawiła, że ta przesunęła się pod samą ścianę. -Bez zbędnego przedłużania, wchodzimy z pierwszym "towarem" - ton głosu gospodarza zmienił się znacznie przy jednym, podkreślanym przez niego słowie. W tym momencie na "scenę" została wprowadzona całkowicie naga, młoda blondynka, która z pochyloną głową stanęła przed całą widownią. Obydwiema dłoniami zasłaniała swe krocze.
-Juliett Rose, lat 21 w dniu śmierci. Zarzut: oszustwa podatkowe na sumę 12 milionów kredytów. "Wypożyczenie" obejmuje okres zależny od rodzaju służby. Cena wywoławcza to marne 50 tysięcy kredytów - ekscentryk szybko przedstawił "ofertę". Kurokawą aż zatrzęsło. Jego serce przyspieszyło na widok tego, co widziały oczy. Groźne spojrzenie pojawiło się na twarzy nastolatka, lecz szybko poczuł dłoń Bocii, opadającą na jego ramię.
-To nie jest tak, jak myślisz... - zaczął natychmiastowo mężczyzna. -Każdy jest sądzony za swoje postępki, otrzymując odpowiednią karę w stosunku do przestępstwa. Ta dziewczyna wolała oddać się w niewolę, zamiast trafić do więzienia. To jej wolny wybór, nie możesz się bulwersować... - gimnazjalista już chciał coś powiedzieć, ale zdławił w sobie tę potrzebę.
-Ale dlaczego jest naga? - zapytał, siląc się na spokojną wypowiedź.
-To konieczność. To jedyny sposób, by kupujący nie mógł czuć się oszukany. Widzi w pełnej krasie to, za co płaci. Jest to kolejny warunek wystawienia "żywego towaru". Sam zobacz... - okularnik skierował palcem wskazującym spojrzenie chłopaka na scenę. Poinstruowana kobieta musiała zaprzestać zasłaniania się rękoma i unieść głowę, by dało się zobaczyć jej twarz. "Krzyżooki" widział wstyd i upokorzenie, które jej towarzyszyły. Już po chwili kazano jej obrócić się wokół własnej osi, celem pokazania swych pleców i... cóż, walorów. Tymczasem kilkanaście osób prześcigało się w podbijaniu ceny. Ta z kolei dochodziła już do miliona.
-4 miliony! - łysy, brodaty muzułmanin powstał spokojnie z krzesła, unosząc dłoń z numerem 313. Momentalnie zdeklasował swych rywali, którzy nie uznawali dziewczyny za aż tak wartościową, jak on. Pięć sekund minęło w ciszy.
-Sprzedana za 4 miliony panu Hasimowi Arafatowi. Zawiedzeni? Zaskoczeni? A może... znudzeni? Nie zamykajcie oczu. Zawiedzeni dostaną szansę, by się odkuć. Zaskoczeni doznają jeszcze większego zdziwienia. Znudzeni zapłoną entuzjazmem. Prosimy o... drugą pozycję! - Fletcher umiał porwać tłum swoimi psychotycznymi gadkami. Fakt faktem, robił to już wiele razy.
***
     Kurokawa nie mógł uwierzyć, jak ogromne ilości pieniędzy przeszły przez obszar domu aukcyjnego. Na scenie pojawił się zabytkowy Rolls-Royce, spieniężony za 7 milionów kredytów. Nie zabrakło również kolekcji 11-tu kryształowych czaszek majów, za które otrzymano 28 milionów. Z zapadni w scenie wysunięto także gigantyczne akwarium, w którym pływał... odtworzony genetycznie ze szczątkowych ilości DNA Megalodon. Przodka rekina wykupiono za równe 888 milionów, co przeraźliwe zaskoczyło połowę zebranych. W sumie licytowano aż 49 różnych obiektów, których łącznej ceny nie umiał określić żaden z przyprowadzonych przez Giovanniego Madnessów. Gdy nadeszła pora na ostatni przedmiot, emocje sięgnęły zenitu. Joseph kilkoma susami znalazł się na samym brzegu sceny, rozkładając ręce, niczym pomnik Chrystusa w Rio de Janeiro. Tymczasem dwóch ochroniarzy wprowadzało na widok publiczny metalowy wózek z tacą na wierzchu. Tacę zasłaniała kopuła lśniącej pokrywy, przywodząc na myśl wykwintne potrawy w drogich hotelach.
-Dziękuję, że czekaliście! Jak widzę, nikt z was, tu zebranych, nie jest zawiedziony poziomem dzisiejszego wieczoru... ale to nie koniec. Pora na aukcję dnia! Przedstawiam wam to, na co wszyscy czekali... sławną i niepowtarzalną... przez setki lat uznawaną za nieprawdziwą... PUSZKĘ PANDORY! - mężczyzna wykrzyknął głośno, sprawnym ruchem zdejmując pokrywę, co wywołało momentalnie prawdziwą burzę w tłumie. Na tacy leżała sześcienna kostka o długości krawędzi 10-ciu centymetrów. Jej ciemnozłota barwa idealnie komponowała się z wyrytymi na niej symbolami... podobnymi do tych, które Naito widział w twierdzy.
-Skąd się wzięła? Z czego ją zrobiono? Co w sobie zawiera? Do czego służy? Odpowiedzi na te pytania otrzyma dziś tylko jedna osoba... Któż jednak nią będzie? Cena wywoławcza to 100 milionów kredytów! - na trybunach zawrzało jeszcze bardziej. Niektórzy, mniej doświadczeni kupcy byli wręcz przerażeni tą ceną. Przez pomieszczenie przetoczyła się gwałtowna fala szmerów i narad pomiędzy wpływowymi biznesmenami. Wszyscy zamilkli jednak gdy jedna dłoń uniosła się w powietrze. A była to dłoń Giovanniego.
-Och! Młody pan Giovanni Boccia, dziedzic rozciągającej się na cały świat sieci firm różnej maści. Słucham, jaka jest pańska oferta, paniczu? - teatralnym gestem Joseph Fletcher skłonił się w charakterystyczny sposób, wyciągając dłoń w stronę niebieskowłosego. Okularnik poprawił swoje "dodatkowe oczy".
-400 miliardów kredytów - wyrzucił bez zastanowienia. W jednej chwili kilkanaście osób zemdlało, zwalając się na podłogę.

Koniec Rozdziału 54
Następnym razem: Burza

2 komentarze:

  1. Haha! Ta akcja na końcu kozacka! Ale od początku coś mnie drażniło. Jakich "kredytów". Chodzi o jakiś handel kredytami?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodzi o walutę morrideńską, która nie posiada żadnej konkretnej nazwy, jako że nie ma materialnej formy, a w kraju nie istnieje żadna inna. Nazwa taka, a nie inna ze względu również na cyfrową formę.

      A pozytywny odbiór końcówki bardzo cieszy ;) Pozdrawiam ^^

      Usuń