ROZDZIAŁ 57
Uderzył z całą siłą i z całym żalem, który w sobie trzymał. Gniewnie wbił się prosto w twarz spoglądającego na niego Thomasa... nie poruszając nim nawet o milimetr. Co więcej, miejsce uderzenia w ogóle nie zareagowało na wymierzony cios, nie ugięło się, czy nawet nie zaczerwieniło. Wściekły nastolatek spojrzał ze zdziwieniem na swojego przeciwnika. Zarówno Rinji, jak i Rikimaru musieli przybyć raptem chwilę wcześniej, nie rozpocząwszy jeszcze walki z Połykaczem Grzechów. Obaj z niedowierzaniem przyglądali się zaistniałej sytuacji. Cały impet ciosu Kurokawy rozszedł się nie wiadomo, gdzie. Nastolatek miał już opaść na ziemię, gdy nagle ubrany, jak ksiądz blondyn wykonał swój ruch. Momentalnie wykonał kopnięcie ku górze, kiedy jeszcze pięść gimnazjalisty dotykała jego lica. Prawa noga wojownika niemalże utworzyła kąt 180 stopni w stosunku do lewej. Stopa srebrnookiego uderzyła w podbródek zapłakanego szatyna z prędkością przewyższającą jego najśmielsze oczekiwania. Cios sprawił, że usta "krzyżookiego", wcześniej otwarte w zajadłym okrzyku, teraz zostały gwałtownie zamknięte. Siła kopnięcia rzuciła chłopakiem do tyłu, jak automat na korcie tenisowym. Pęd powietrza całkowicie odebrał Naito kontrolę nad ciałem. Nastolatek obracał się pionowo raz po raz, by ostatecznie znaleźć się na drugim końcu placu... uderzając o zaparkowany przy chodniku samochód. Chłopak splunął krwią, gdy jego plecy wgniotły się w drzwi pojazdu.
-Naito! - krzyknął z przerażeniem Rinji, materializując w dłoniach swoją kosę. Imię uderzonego oponenta nie umknęło uwadze Thomasa. Obaj nietknięci nastolatkowie zdawali sobie sprawę, że już od samego początku muszą traktować blondyna poważnie. Czerwonowłosy momentalnie skupił energię w stopach, celem zwiększenia prędkości. Z dobytym oburącz mieczem popędził w stronę mężczyzny, którego noga nadal była uniesiona pionowo do góry. Złotooki skorzystał z okazji. Jego wróg odwracał się do niego plecami. Musiał ten jeden raz postąpić wbrew swojemu honorowi. Gdy tylko zbliżył się do Riddlera, wymierzył skośne cięcie, skierowane na plecy duchownego. Jednocześnie albinos przypuścił atak zgoła innego rodzaju. Złapawszy swą kosę oburącz, rzucił się do przodu, po czym wybił w powietrze dzięki mocy duchowej. W locie zaczął wykonywać coraz szybsze obroty, zmieniając się w żywą piłę tarczową i podążając idealnie ku Thomasowi.
Blondyn zaskoczył ich o wiele bardziej, niż można było przypuszczać. On nie tylko zdawał sobie sprawę z podwójnej ofensywy, a bez trudu ją przerwał. Połykacz Grzechów wykonał szybki obrót na jednej nodze, wykonując jeszcze szybsze "ścięcie" od góry drugą kończyną. Opadając po skosie stopa mężczyzny uderzyła w stawy kolanowe nacierającego szermierza. Rikimaru prawie stracił czucie w dolnych partiach ciała. Uderzenie momentalnie powaliło go na ziemię, lecz kapłan nawet nie zwrócił na to uwagi. Najzwyczajniej w świecie odwrócił się ku przecinającemu powietrze Rinji'emu. Spokojnie rozłożył swe ręce w skupieniu, oczekując zderzenia. Zamknął nawet oczy, zdając się na swą intuicję oraz słuch. W ułamku sekundy zwarł ze sobą dłonie, jakby miał zamiar zacząć modlitwę... zatrzymując między nimi pędzące ostrze. Cała siła cięcia kosiarza została zniwelowana w jednej chwili, a on sam zawisł w powietrzu, nie puszczając swego oręża. Niebieskooki mógł tylko patrzeć ze zdziwieniem, jak długowłosy z rozmachem uderza nim o posadzkę, nie zmieniając położenia rąk. Riddler nie miał zamiaru rozczulać się nad przeciwnikami. Kucnął momentalnie, wyciągając otwarte dłonie w stronę obu wrogów. Naraz dwie fale uderzeniowe zmiotły powalonych agresorów razem z częścią kafli. Każdy z Madnessów przeturlał się niekontrolowanie kilkanaście metrów, lądując na samych krańcach placu. Tymczasem blondyn podniósł się ze spokojem, obserwując ich.
-Dusza tego pierwszego ma już dwa ogniwa... - mruknął sam do siebie duchowny, spoglądając na szermierza. -...podczas gdy jego towarzysz posiada raptem jedno. Żaden z nich nie wykorzystuje jednak nawet połowy potencjału pierwszego ogniwa... - analizował na głos. Zawsze tak robił. Łatwiej było mu się wtedy skupić. W pewnym stopniu jego własny głos działał na niego uspokajająco, pozwalając mu na zachowanie rozwagi i kreatywności.
Nagle do uszu Thomasa dobiegł dźwięk rozchlapywanej butem kałuży. Kątem oka zwrócił uwagę na obolałego Kurokawę, którego twarz wyrażała tylko gniew i nienawiść względem kapłana. Obie zaciśnięte do granic wytrzymałości pięści chłopaka otaczała ostra, blada poświata duchowa. Nastolatek bez słowa skupił energię w podeszwach stóp, po czym odbił się z dużą siłą w stronę blondyna. Płyta, na której stał przed chwilą pękła na pół. Gimnazjalista momentalnie wyprowadził prawy prosty idealnie w szczękę mężczyzny. Srebrnooki zareagował dopiero wtedy, gdy atak był już centymetr przed swoim celem. Wtedy to właśnie duchowny uderzył otwartą dłonią w nadgarstek szatyna, z łatwością zbijając cios, który przeleciał obok jego głowy. Ta sytuacja wcale nie zraziła drugoklasisty, który resztki siły wybicia skoncentrował w lewym prostym. Tym razem celował jednak w żebra księdza. Riddler w ogóle się tym nie przejął. Zbił uderzenie prawym łokciem, kierując go z góry na dół i drugi raz trafiając w nadgarstek przeciwnika. Nawet pozbawiony prędkości Naito ponawiał ataki, za każdym razem wyrzucając przed siebie kolejne proste. Każdy z nich zostawał zbity bez odrobiny zmęczenia przez nagie dłonie blondyna. Dało się powiedzieć, że wszystkie ruchy srebrnookiego były tak oszczędne i dokładne, jak prawdziwego mistrza sztuk walki.
-Trzy ogniwa. Twoja dusza ma trzy ogniwa... To tak, jak moja - skomentował ze spokojem duchowny, gdy zmęczony agresor przerwał natarcie.
-Jesteś Połykaczem Grzechów, tak?! - warknął niebezpiecznie "krzyżooki". -Po co tu przyszedłeś? - zadał inne pytanie, niż miał zamiar. Wolał powstrzymać się od niego... póki co. Póki nie znał jeszcze dokładnych intencji wroga.
-Tak, jestem nim - przytaknął blondyn. W tym momencie Rikimaru, któremu w końcu przestało się kręcić w głowie, podniósł się z posadzki. -Pan mój i władca rozkazał mi, bym sprawdził twoją prawdziwą wartość... Naito - Thomas kontynuował pomimo wspomnianego faktu.
-Czy to właśnie Bachir-san kazał ci zabić Sorę? - w tym pytaniu nie było gniewu. Gimnazjalista pytał niepewnie. Pytał, mając nadzieję na jedną, konkretną odpowiedź. Pytał ze wzrokiem wlepionym w ziemię i z mokrą grzywką zasłaniającą mu część oczu.
-Jak śmiesz nazywać Boga po imieniu, ty głupcze? - oburzył się blondyn. -Dlaczegóż niby Król Niebios miałby chcieć śmierci zwykłego heretyka? Do mnie należała ta decyzja! Człowiek, który cię znał, mógł zdradzić mi jakieś informacje o tobie. Skoro jednak odmówił, wykorzystałem go w inny sposób. Miałem nadzieję, że pojawisz się tu, jeśli zginie twój bezbożny towarzysz... - w tym momencie nastolatek uderzył w ziemię stopą przy pomocy energii duchowej. Całkowicie zniszczył podłoże, tworząc w nim dużą dziurę.
-Ani słowa więcej... - twarz Naito pochłaniał gniew, lecz z jego Przeklętych Oczu płynęły łzy. Tymczasem Rikimaru pędził w stronę Riddlera, trzymając w lewej ręce wyprostowaną katanę, a prawą opierając na samym czubku rękojeści.
-To logiczne... Nie mogli wywołać burdy w Miracle City, więc musieli mnie wywabić. To dlatego zginął Sora... to dlatego... to znowu moja wina... - Kurokawa wyłączył się na chwilę, podczas gdy czerwonowłosy miał już jednym pchnięciem przebić plecy mężczyzny. Przeliczył się, myśląc, że nie został zauważony. W ostatniej chwili długowłosy... podskoczył na dwa metry w górę, nawet nie wspomagając się energią duchową. Ostrze miecza przeszyło eter. Zaskoczony złotooki nie zdążył nawet zareagować na kontratak. Obie stopy duchownego uderzyły całą swą powierzchnią w twarz szermierza. Siła Połykacza Grzechów dosłownie wbiła w podłogę, jednocześnie unosząc go kolejne pół metra wyżej. Stamtąd jednak niespodziewanie zaatakował niebieskooki. Thomas dojrzał go kątem oka. Kosa cięła w stronę mężczyzny poziomo, mając przerwać jego kręgosłup. Okuda w ogóle nie brał pod uwagę możliwości niepowodzenia... na swoje nieszczęście. Kapłan momentalnie pochwycił drzewce oręża tuż pod samym ostrzem. Okręcił się w powietrzu wokół własnej osi, jednocześnie wprowadzając w rotację również albinosa. Wypuścił go dopiero przy trzecim obrocie, pozwalając mu unieść się wyżej. Pozbawiony poczucia równowagi kosiarz otrzymał najprawdziwszą przewrotkę prosto w mostek. Uderzenie wrzuciło go do fontanny. Cały ten niesamowicie skomplikowany manewr odbył się, nim jeszcze Riddler opadł na ziemię.
-Nie musiałeś, tak? - rzucił Naito, jakby z pustki. -Wcale nie musiałeś wyrządzać mu krzywdy, prawda?! - obie jego pięści otoczyła energia duchowa. -Zabiję cię... Choćby nie wiem, co... zabiję cię! - pierwszy raz w całym swoim życiu myślał szczerze o zniwelowaniu czyjejś egzystencji. I minęło jeszcze wiele czasu, nim uświadomił sobie, jak żałośnie subiektywnym okazał się człowiekiem. W momencie, gdy postanowił zemścić się na Thomasie, nie zdawał sobie sprawy z tego faktu... Potrafił zachować spokój, wiedząc o cierpieniu innych ludzi, lecz nie był w stanie traktować ich na równi ze swymi bliskimi. Może gdyby w tamtym momencie to sobie uświadomił, pozostałby przy zdrowych zmysłach. Nieubłagany los chciał jednak inaczej.
Prawy prosty nastolatka uderzył w blondyna idealnie w chwili, gdy ten wylądował. Srebrnooki z zainteresowaniem spojrzał na rozgniewanego, płaczącego nastolatka, przyjmując całą siłę ciosu na lewe przedramię. Nie ruszył się nawet o milimetr pomimo faktu, że nie zdążył złapać równowagi po ostatnim manewrze.
-Ten chłopak nie jest wcale odważny... jest po prostu głupi. Panie, cóż niezwykłego udało ci się w nim dostrzec, czego ja nie jestem w stanie zauważyć? To dziecko bez namysłu i strategii atakuje na ślepo przeciwnika, którego siły nie umie nawet określić. Ta arogancja i impertynencja, z jaką się wypowiada wzbudza we mnie same negatywne emocje. W dodatku... złamał Drugie Przykazanie Boże. Ojcze mój, cóż mam czynić? - kapłan w ogóle nie musiał skupiać się na walce z przeciwnikami tak niskiego poziomu. Miast tego w duchu modlił się do swego Boga, rozmawiał z nim i oczekiwał od niego łaski zrozumienia.
Blondyn zaskoczył ich o wiele bardziej, niż można było przypuszczać. On nie tylko zdawał sobie sprawę z podwójnej ofensywy, a bez trudu ją przerwał. Połykacz Grzechów wykonał szybki obrót na jednej nodze, wykonując jeszcze szybsze "ścięcie" od góry drugą kończyną. Opadając po skosie stopa mężczyzny uderzyła w stawy kolanowe nacierającego szermierza. Rikimaru prawie stracił czucie w dolnych partiach ciała. Uderzenie momentalnie powaliło go na ziemię, lecz kapłan nawet nie zwrócił na to uwagi. Najzwyczajniej w świecie odwrócił się ku przecinającemu powietrze Rinji'emu. Spokojnie rozłożył swe ręce w skupieniu, oczekując zderzenia. Zamknął nawet oczy, zdając się na swą intuicję oraz słuch. W ułamku sekundy zwarł ze sobą dłonie, jakby miał zamiar zacząć modlitwę... zatrzymując między nimi pędzące ostrze. Cała siła cięcia kosiarza została zniwelowana w jednej chwili, a on sam zawisł w powietrzu, nie puszczając swego oręża. Niebieskooki mógł tylko patrzeć ze zdziwieniem, jak długowłosy z rozmachem uderza nim o posadzkę, nie zmieniając położenia rąk. Riddler nie miał zamiaru rozczulać się nad przeciwnikami. Kucnął momentalnie, wyciągając otwarte dłonie w stronę obu wrogów. Naraz dwie fale uderzeniowe zmiotły powalonych agresorów razem z częścią kafli. Każdy z Madnessów przeturlał się niekontrolowanie kilkanaście metrów, lądując na samych krańcach placu. Tymczasem blondyn podniósł się ze spokojem, obserwując ich.
-Dusza tego pierwszego ma już dwa ogniwa... - mruknął sam do siebie duchowny, spoglądając na szermierza. -...podczas gdy jego towarzysz posiada raptem jedno. Żaden z nich nie wykorzystuje jednak nawet połowy potencjału pierwszego ogniwa... - analizował na głos. Zawsze tak robił. Łatwiej było mu się wtedy skupić. W pewnym stopniu jego własny głos działał na niego uspokajająco, pozwalając mu na zachowanie rozwagi i kreatywności.
Nagle do uszu Thomasa dobiegł dźwięk rozchlapywanej butem kałuży. Kątem oka zwrócił uwagę na obolałego Kurokawę, którego twarz wyrażała tylko gniew i nienawiść względem kapłana. Obie zaciśnięte do granic wytrzymałości pięści chłopaka otaczała ostra, blada poświata duchowa. Nastolatek bez słowa skupił energię w podeszwach stóp, po czym odbił się z dużą siłą w stronę blondyna. Płyta, na której stał przed chwilą pękła na pół. Gimnazjalista momentalnie wyprowadził prawy prosty idealnie w szczękę mężczyzny. Srebrnooki zareagował dopiero wtedy, gdy atak był już centymetr przed swoim celem. Wtedy to właśnie duchowny uderzył otwartą dłonią w nadgarstek szatyna, z łatwością zbijając cios, który przeleciał obok jego głowy. Ta sytuacja wcale nie zraziła drugoklasisty, który resztki siły wybicia skoncentrował w lewym prostym. Tym razem celował jednak w żebra księdza. Riddler w ogóle się tym nie przejął. Zbił uderzenie prawym łokciem, kierując go z góry na dół i drugi raz trafiając w nadgarstek przeciwnika. Nawet pozbawiony prędkości Naito ponawiał ataki, za każdym razem wyrzucając przed siebie kolejne proste. Każdy z nich zostawał zbity bez odrobiny zmęczenia przez nagie dłonie blondyna. Dało się powiedzieć, że wszystkie ruchy srebrnookiego były tak oszczędne i dokładne, jak prawdziwego mistrza sztuk walki.
-Trzy ogniwa. Twoja dusza ma trzy ogniwa... To tak, jak moja - skomentował ze spokojem duchowny, gdy zmęczony agresor przerwał natarcie.
-Jesteś Połykaczem Grzechów, tak?! - warknął niebezpiecznie "krzyżooki". -Po co tu przyszedłeś? - zadał inne pytanie, niż miał zamiar. Wolał powstrzymać się od niego... póki co. Póki nie znał jeszcze dokładnych intencji wroga.
-Tak, jestem nim - przytaknął blondyn. W tym momencie Rikimaru, któremu w końcu przestało się kręcić w głowie, podniósł się z posadzki. -Pan mój i władca rozkazał mi, bym sprawdził twoją prawdziwą wartość... Naito - Thomas kontynuował pomimo wspomnianego faktu.
-Czy to właśnie Bachir-san kazał ci zabić Sorę? - w tym pytaniu nie było gniewu. Gimnazjalista pytał niepewnie. Pytał, mając nadzieję na jedną, konkretną odpowiedź. Pytał ze wzrokiem wlepionym w ziemię i z mokrą grzywką zasłaniającą mu część oczu.
-Jak śmiesz nazywać Boga po imieniu, ty głupcze? - oburzył się blondyn. -Dlaczegóż niby Król Niebios miałby chcieć śmierci zwykłego heretyka? Do mnie należała ta decyzja! Człowiek, który cię znał, mógł zdradzić mi jakieś informacje o tobie. Skoro jednak odmówił, wykorzystałem go w inny sposób. Miałem nadzieję, że pojawisz się tu, jeśli zginie twój bezbożny towarzysz... - w tym momencie nastolatek uderzył w ziemię stopą przy pomocy energii duchowej. Całkowicie zniszczył podłoże, tworząc w nim dużą dziurę.
-Ani słowa więcej... - twarz Naito pochłaniał gniew, lecz z jego Przeklętych Oczu płynęły łzy. Tymczasem Rikimaru pędził w stronę Riddlera, trzymając w lewej ręce wyprostowaną katanę, a prawą opierając na samym czubku rękojeści.
-To logiczne... Nie mogli wywołać burdy w Miracle City, więc musieli mnie wywabić. To dlatego zginął Sora... to dlatego... to znowu moja wina... - Kurokawa wyłączył się na chwilę, podczas gdy czerwonowłosy miał już jednym pchnięciem przebić plecy mężczyzny. Przeliczył się, myśląc, że nie został zauważony. W ostatniej chwili długowłosy... podskoczył na dwa metry w górę, nawet nie wspomagając się energią duchową. Ostrze miecza przeszyło eter. Zaskoczony złotooki nie zdążył nawet zareagować na kontratak. Obie stopy duchownego uderzyły całą swą powierzchnią w twarz szermierza. Siła Połykacza Grzechów dosłownie wbiła w podłogę, jednocześnie unosząc go kolejne pół metra wyżej. Stamtąd jednak niespodziewanie zaatakował niebieskooki. Thomas dojrzał go kątem oka. Kosa cięła w stronę mężczyzny poziomo, mając przerwać jego kręgosłup. Okuda w ogóle nie brał pod uwagę możliwości niepowodzenia... na swoje nieszczęście. Kapłan momentalnie pochwycił drzewce oręża tuż pod samym ostrzem. Okręcił się w powietrzu wokół własnej osi, jednocześnie wprowadzając w rotację również albinosa. Wypuścił go dopiero przy trzecim obrocie, pozwalając mu unieść się wyżej. Pozbawiony poczucia równowagi kosiarz otrzymał najprawdziwszą przewrotkę prosto w mostek. Uderzenie wrzuciło go do fontanny. Cały ten niesamowicie skomplikowany manewr odbył się, nim jeszcze Riddler opadł na ziemię.
-Nie musiałeś, tak? - rzucił Naito, jakby z pustki. -Wcale nie musiałeś wyrządzać mu krzywdy, prawda?! - obie jego pięści otoczyła energia duchowa. -Zabiję cię... Choćby nie wiem, co... zabiję cię! - pierwszy raz w całym swoim życiu myślał szczerze o zniwelowaniu czyjejś egzystencji. I minęło jeszcze wiele czasu, nim uświadomił sobie, jak żałośnie subiektywnym okazał się człowiekiem. W momencie, gdy postanowił zemścić się na Thomasie, nie zdawał sobie sprawy z tego faktu... Potrafił zachować spokój, wiedząc o cierpieniu innych ludzi, lecz nie był w stanie traktować ich na równi ze swymi bliskimi. Może gdyby w tamtym momencie to sobie uświadomił, pozostałby przy zdrowych zmysłach. Nieubłagany los chciał jednak inaczej.
Prawy prosty nastolatka uderzył w blondyna idealnie w chwili, gdy ten wylądował. Srebrnooki z zainteresowaniem spojrzał na rozgniewanego, płaczącego nastolatka, przyjmując całą siłę ciosu na lewe przedramię. Nie ruszył się nawet o milimetr pomimo faktu, że nie zdążył złapać równowagi po ostatnim manewrze.
-Ten chłopak nie jest wcale odważny... jest po prostu głupi. Panie, cóż niezwykłego udało ci się w nim dostrzec, czego ja nie jestem w stanie zauważyć? To dziecko bez namysłu i strategii atakuje na ślepo przeciwnika, którego siły nie umie nawet określić. Ta arogancja i impertynencja, z jaką się wypowiada wzbudza we mnie same negatywne emocje. W dodatku... złamał Drugie Przykazanie Boże. Ojcze mój, cóż mam czynić? - kapłan w ogóle nie musiał skupiać się na walce z przeciwnikami tak niskiego poziomu. Miast tego w duchu modlił się do swego Boga, rozmawiał z nim i oczekiwał od niego łaski zrozumienia.
***
To pojedyncze wspomnienie przeszło przez myśli szatyna, gdy na chwilę zatrzymało się jego dygoczące z żalu ciało. Siedział na drewnianym stołku w gabinecie Miyamoto. Wokół panowała prawie całkowita ciemność. Chirurg stał przed nim, rozkładając na stojaku zdjęcie rentgenowskie, które z całą pewnością obrazowało któryś fragment gimnazjalisty. Brązowowłosy poprawił okulary na nosie, odsuwając się na bok. Kilka chwil zajęło posiadaczowi Przeklętych Oczu rozszyfrowanie tego, co przedstawiał "obraz". A widział on swoją własną, najprawdopodobniej prawą rękę. Drugoklasista zbladł, gdy tylko pojął powagę sytuacji. Z niemym przerażeniem otworzył szeroko usta.
-Tak... - uprzedził go Tenjiro. -Nie mam bladego pojęcia, co się działo z tobą i Tatsuyą. Nie wiem również, jakiego rodzaju ataku użyłeś ani czy było to w ogóle konieczne. Fakt jest jeden... To jedno uderzenie połamało KAŻDĄ, nawet najdrobniejszą, czy najtrudniejszą do nadwyrężenia kość twojej prawej ręki... - lekarz pozwolił swojemu pacjentowi na oswojenie się z informacją. Młody Madness spojrzał na niego pytająco już po kilku chwilach. -To powinno być dla ciebie oczywiste, że tyle jednokrotnych złamań nie zrośnie się w takim tempie. Nie zrosło... Użyłem moich własnych nici z energii duchowej. Rozum to, jak chcesz, ale "zszyłem" każde złamanie. Dzięki temu możesz sprawnie funkcjonować, a twoje ramię nie żyje teraz własnym życiem - wyjaśniał dalej brązowooki, a jego pacjent coraz bardziej uświadamiał sobie, jak nierozważny był w przypływie adrenaliny.
-Ja... najmocniej przepraszam, Tenjiro-san! I tym bardziej dziękuję za pomoc! - zawstydzony nastolatek skłonił się głęboko.
-Widzę, że jeszcze nie pojąłeś, co chcę ci powiedzieć... Składanie ludzi, to moja praca. W całym tym wywodzie próbowałem nakierować cię na jedną myśl... NIE używaj już tego ataku. Jeśli tak potwornie obciąża organizm, może bardziej zaszkodzić, niż pomóc. Ponadto, czego byś nie zrobił, NIE WOLNO CI wykonać go w obecnym stanie. Jeśli w takim stanie spróbujesz to zrobić, pojawi się ryzyko... nie... 93% szans na to, że już nigdy w życiu nie użyjesz tej ręki. ROZUMIEMY SIĘ? - ostatnie słowa chirurg wypowiedział, pochylając twarz na wysokość oczu rozmówcy w nieco... psychopatyczny sposób. Gimnazjalista nieśmiało pokiwał głową.
***
-Wygląda na to, że... nie uda mi się spełnić kolejnej obietnicy - ta jedna myśl przeszła chłopakowi przez głowę, gdy szybko uderzył drugą pięścią w brzuch przeciwnika. W ogóle nie przejął się tym, że jego atak nawet nie poruszył oponentem. Nie taki miał cel. Natychmiast po trafieniu otworzył swą dłoń. Najsilniejsza fala uderzeniowa, którą potrafił wytworzyć grzmotnęła w niewzruszonego blondyna. Delikatny błysk zaskoczenia pojawił się w srebrnym oku mężczyzny. I gdy już zdawało się, że ofensywne podejście nastolatka zadziała... Riddler ponownie zaskoczył wszystkich. Siła emisji "krzyżookiego" przepchnęła kapłana jakieś pięć metrów do tyłu... lecz nic więcej.
-Uch... Twoje oczy są wyjątkowo poważne, chłopcze. Cóż za bezczelne podejście. Czy naprawdę jesteś ślepy na swoich towarzyszy? Czy w przypływie niepohamowanego gniewu zapominasz, że twoi przyjaciele walczą dla twojej sprawy? Że otrzymują rany, nie uskarżając się na ciebie? Takie podejście to coś więcej... znacznie więcej, niż ślepota - Thomas był niebywale zawiedziony obiektem zainteresowań swojego przywódcy. Odgłos rozcinanego powietrza odznaczał się na tle dźwięku spadających kropli, docierając do uszu długowłosego. Złotooki szermierz zlatywał w jego kierunku. Z rozbitego nosa sączyła się krew, której strużki wzlatywały ku górze pod wpływem pędu powietrza. Rikimaru zaciskał prawą dłoń na rękojeści katany, a lewą na nadgarstku. Mimo otrzymanych obrażeń, hardo parł naprzód. Jego swoista gilotyna kierowała się na sam środek głowy Połykacza Grzechów.
-Ten mężczyzna jest niebywale potężny. W ogóle nie musi unikać ataków któregokolwiek z nas. Z łatwością zbija ciosy i przerywa najostrzejszą ofensywę, ale... nie to jest najgorsze. On w dalszym ciągu nawet przez chwilę nie skoncentrował się na walce. Zabawne. Powinienem być przerażony, a zamiast tego czuję, że nie potrafię przestać. Naito... czy miewasz takie same odczucia, gdy stajesz przeciwko komuś? Czy właśnie w ten sposób wygrywasz z tymi, którzy powinni byli cię zniszczyć? - czerwonowłosy uspokoił myśli, kierując je w stronę swoich własnych zachowań. Tymczasem Rinji, który niedawno wbił się w fontannę, zdążył się już podnieść. Jeden z kamiennych wężów, które pluły wodą do baseniku runął na dno. W zgarbionej postawie albinosa widać było ból skupiający się w jego plecach.
-Tetsurai! - nie ryzykował powiedzenia tego na głos. Wciąż miał nadzieję, że jego oponent nie ma pojęcia o ataku. To właśnie brak koncentracji duchownego sprawiał, że doświadczony szermierz nie mógł w żaden sposób odczytywać jego reakcji. Katana Rikimaru miała już wbić się w czubek głowy blondyna. Znajdowała się pięć centymetrów nad celem. Potem cztery, trzy, dwa... a potem nastolatek oniemiał. Thomas niespodziewanie okręcił się na pięcie wokół własnej osi, omijając o włos atakujące ostrze. Co więcej, pochwycił nadgarstek złotookiego, nim jeszcze zakończył pierwszy obrót. Wykorzystawszy niezmienną siłę ataku chłopaka, wykręcił mu dłoń w specyficzny sposób. Zaskoczony nastolatek nie miał szans się wyrwać. Jego katana pionowo wbiła się między płyty w podłożu, zagłębiając w nich na kilka centymetrów. Wykręcona ręka została siłą pokierowana na sam czubek rękojeści. W tym momencie srebrnooki przyciskał swoją dłonią dłoń szermierza do jego własnej broni... a w następnym zaczęła się prawdziwa magia.
Mężczyzna podskoczył gwałtownie w powietrze, opierając cały ciężar swojego ciała na swojej ręce... a w konsekwencji na ręce Rikimaru... oraz końcu miecza. Riddler z niezwykłą łatwością stanął oparty raptem na jednej dłoni, całkiem przygważdżając złotookiego. Długie blond włosy spłynęły ku ziemi, a sam kapłan wykonał... idealny szpagat. To, co stało się po chwili, było wręcz niewyobrażalne. Połykacz Grzechów skręcił całe swoje ciało w taki sposób, że jedna z jego rozstawionych nóg... uderzyła z dużą siłą w skroń nastolatka. Niemal natychmiast zmienił kierunek skręcania, trafiając drugą kończyną z drugiej strony. Manewr powtarzał raz za razem... co najmniej dziesięć razy. Za każdym razem głowa czerwonowłosego odskakiwała na daną stronę, a on sam był coraz bliższy utraty przytomności. Pokaz przerwał dopiero Okuda. Albinos odbił się od brzegu fontanny, oburącz unosząc swoją kosę do góry. Chciał "dźgnąć" nią ku dołowi, zmusić wroga do pozostawienia jego towarzysza. Prawie mu się to udało... prawie. Blondyn jednak kolejny raz pokazał coś, czego kosiarz nie widział nawet w najśmielszych snach. Bez choćby chwilowego spojrzenia na niebieskookiego, długowłosy zgiął w kolanie wyprostowaną, prawą nogę. Jego stopa przesunęła się w powietrzu w bardzo nieprzewidywalny sposób, a czubek kosy przeszył but Połykacza Grzechów... już więcej się nie ruszając. Kosiarz zamarł w najgłębszym zdziwieniu, gdy kontra oponenta jeszcze raz "zamroziła" go w locie.
-Nie wierzę... To po prostu niemożliwe. Ten gość w takiej pozycji zdołał zatrzymać mój atak... palcami u nogi? - w białowłosym coś jakby pękło. Całe jego zacięcie i swego rodzaju determinacja wyparowały. Riddler bowiem dokonał czegoś, o czym nastolatkowi nigdy się nawet nie śniło.
Przytrzymująca szermierza dłoń duchownego podbiła w powietrze całe ciało mężczyzny, jednocześnie niwelując nacisk na rękę czerwonowłosego. Nieprzytomny już chłopak runął na posadzkę obok wbitego w podłoże miecza. Tymczasem trwający w nienaturalnej pozie walczący unieśli się trzy metry nad ziemię, niesieni niebywałą siłą srebrnookiego. Palce stopy, które wcześniej zaciskały się na ostrzu kosy, teraz zostały bardzo sprawnie przesunięte na jej drzewce. Nawet przez chwilę nie straciły jednak kontaktu z bronią. Wszystko wskazywało na to, że Rinji nie wypuści z rąk swego oręża. Gdy jednak tylko spróbował wyszarpnąć symbol rodu Okuda, dłoń blondyna wysunęła się w jego stronę.
-Byliśmy tak głupi... Po ostatnich przejściach poczuliśmy się zbyt pewnie. Powinienem był zostać w Miracle City i powstrzymać Naito przed udaniem się tam. Wtedy nie musielibyśmy stawać do walki przeciwko komuś takiemu. Boże, o czym ja myślę? Boję się? Nie... to już nawet nie jest strach. Ja chyba zwyczajnie zaakceptowałem fakt... że żaden z nas nie ma z nim najmniejszych szans. Kurwa... Przepraszam, chłopaki... Zawiodłem was, ale... mam zamiar walczyć, aż w ogóle nie będę mógł się ruszać! - myślał z zażenowaniem niebieskooki. Nurt jego spostrzeżeń przerwała dopiero fala uderzeniowa, która uderzyła prosto we wzmocnioną energią duchową klatkę piersiową nastolatka. Albinos zasyczał z bólu, chowając krzyk za zaciśniętymi zębami. Z trudem zdołał utrzymać drzewce swej broni, jednak siła ataku rozeszła się niemalże w ostatniej sekundzie. Obaj walczący opadli na ziemię w lepszym, bądź gorszym stylu. Thomas puścił kosę Rinji'ego, lądując na jednej nodze całkowicie niewzruszony. Przemoczony od potu i deszczu chłopak dyszał jednak z wysiłku. Drżącymi rękoma utrzymywał duchową broń. Srebrne oczy wroga utkwiły w nim swe spojrzenie.
-Masz moją pochwałę. Udało ci się uniknąć rozdzielenia z bronią. Dodatkowo miejsce, w które trafiłem moją emisją pozostało nienaruszone. To również godne podziwu, ale mimo wszystko... utrzymanie kosy wiele cię kosztowało, prawda? - kapłan ze spokojnym głosem wskazał palcem na dłonie nastolatka. Młody Madness doskonale wiedział, o co mu chodziło. Zaczerwienione knykcie i paliczki wyrażały się same przez się. Wszystkie dziesięć palców kosiarza zostało wybitych w ciągu kilku sekund kontaktu z wrogiem. Chłopak z gniewem spojrzał na długowłosego, który wyniośle analizował jego wszystkie błędy.
-Przykro mi, lecz nie mam dla was czasu, chłopcy. Muszę wypełnić moją świętą misję. Nie obraź się, ale mam zamiar położyć cię jednym ruchem. Jeśli masz zamiar się bronić, przygotuj się... bo w innym wypadku... - atmosfera otaczająca mężczyznę uległa zagęszczeniu, choć szalejąca burza ujmowała jej wyrazu. -możesz nawet nie zauważyć ataku - dokończył duchowny z całkowitą powagą. Niebieskooki przełknął ślinę, biorąc głęboki wdech. Nie miał bladego pojęcia, na czym powinien się skupić. Jego spojrzenie krążyło wokół dłoni, stóp, czy bioder przeciwnika, lecz nigdzie nie mogło odnaleźć jakiegokolwiek sygnału.
-Ani jednego zbędnego ruchu... ani jednego słabego punktu... ani chwili zawahania. Jakim cudem ktoś taki dostał się w szeregi Połykaczy Grze... - nastolatek nawet nie dokończył myśli. Blondyn dosłownie zniknął mu z oczu, pojawiając się nagle tuż przed jego twarzą... całkiem rozmazany. Było tak głównie dlatego, że pięść wojownika wbiła się w brzuch kosiarza jeszcze zanim ten zdążył go dostrzec. Wypluta przez albinosa flegma połączyła się z kałużą deszczu. Blondyn odstąpił od pokonanego, który to momentalnie upadł bez przytomności. Jego twarz chlupnęła prosto w wydalone z ust płyny.
Całkiem pogrążony w transie, nieświadomie płaczący i świadomie wściekły Kurokawa stał w niewielkim kraterze. Od tego z kolei ciągnęły się liczne pęknięcia, które niszczyły płyty na sporej powierzchni placu. Cofnięty łokieć i zaciśnięta prawa pięść "krzyżookiego" symbolizowały kolejną złamaną tego dnia obietnicę. Powłoka z prawie całkowicie białej energii otaczała jego dłoń w promieniu prawie trzydziestu centymetrów. Nastolatek nie zwracał już na nic uwagi. Całkowicie dał się zamknąć w klatce, do której dobrowolnie wszedł.
-Ty żałosny bluźnierco... - mruknął z pogardą blondyn, a jego wypowiedzi akompaniowały uderzające w oddali pioruny. -Pozwalasz zaślepić swoje oczy... swój największy dar... na wszystko, co dzieje się dookoła. Nie tylko ignorujesz fakt, że Bóg Nieba i Ziemi kroczy pośród nas. Nie... ty nie zwracasz nawet uwagi na swych własnych bliźnich. Ci dwaj dokonali świętokradztwa. Zaatakowali sługę bożego tylko z twojego powodu... a ty nie zatrzymałeś się nawet na chwilę, by im podziękować. Nie pomyślałeś nawet przez moment o tym, jak potworna kara już ich spotkała i jak wielkie męki będą przeżywać. Panie mój! - mężczyzna z głośnym krzykiem uniósł dłonie w kierunku nieba. Szeroko otwarte oczy pozwoliły kroplom deszczu wniknąć w ich kąciki i stworzyć iluzję płaczu. -Wybacz mi, albowiem zgrzeszę przeciwko tobie! Ukarzę tego człowieka! Nie mogę wybaczyć mu tego, jak bardzo zawiódł twoje oczekiwania. Nie daruję mu jego bezbożności! Spójrz na mnie łaskawym okiem, o Królu Nieba, jeśli pozbawię życia tę niesprawiedliwą istotę! - Riddler zakończył swą błagalną mowę w momencie, gdy nastolatek rzucił się w jego kierunku bez słowa. Już w samej postawie Połykacza Grzechów widać było jedno... nie zamierzał okazywać miłosierdzia.
-Uch... Twoje oczy są wyjątkowo poważne, chłopcze. Cóż za bezczelne podejście. Czy naprawdę jesteś ślepy na swoich towarzyszy? Czy w przypływie niepohamowanego gniewu zapominasz, że twoi przyjaciele walczą dla twojej sprawy? Że otrzymują rany, nie uskarżając się na ciebie? Takie podejście to coś więcej... znacznie więcej, niż ślepota - Thomas był niebywale zawiedziony obiektem zainteresowań swojego przywódcy. Odgłos rozcinanego powietrza odznaczał się na tle dźwięku spadających kropli, docierając do uszu długowłosego. Złotooki szermierz zlatywał w jego kierunku. Z rozbitego nosa sączyła się krew, której strużki wzlatywały ku górze pod wpływem pędu powietrza. Rikimaru zaciskał prawą dłoń na rękojeści katany, a lewą na nadgarstku. Mimo otrzymanych obrażeń, hardo parł naprzód. Jego swoista gilotyna kierowała się na sam środek głowy Połykacza Grzechów.
-Ten mężczyzna jest niebywale potężny. W ogóle nie musi unikać ataków któregokolwiek z nas. Z łatwością zbija ciosy i przerywa najostrzejszą ofensywę, ale... nie to jest najgorsze. On w dalszym ciągu nawet przez chwilę nie skoncentrował się na walce. Zabawne. Powinienem być przerażony, a zamiast tego czuję, że nie potrafię przestać. Naito... czy miewasz takie same odczucia, gdy stajesz przeciwko komuś? Czy właśnie w ten sposób wygrywasz z tymi, którzy powinni byli cię zniszczyć? - czerwonowłosy uspokoił myśli, kierując je w stronę swoich własnych zachowań. Tymczasem Rinji, który niedawno wbił się w fontannę, zdążył się już podnieść. Jeden z kamiennych wężów, które pluły wodą do baseniku runął na dno. W zgarbionej postawie albinosa widać było ból skupiający się w jego plecach.
-Tetsurai! - nie ryzykował powiedzenia tego na głos. Wciąż miał nadzieję, że jego oponent nie ma pojęcia o ataku. To właśnie brak koncentracji duchownego sprawiał, że doświadczony szermierz nie mógł w żaden sposób odczytywać jego reakcji. Katana Rikimaru miała już wbić się w czubek głowy blondyna. Znajdowała się pięć centymetrów nad celem. Potem cztery, trzy, dwa... a potem nastolatek oniemiał. Thomas niespodziewanie okręcił się na pięcie wokół własnej osi, omijając o włos atakujące ostrze. Co więcej, pochwycił nadgarstek złotookiego, nim jeszcze zakończył pierwszy obrót. Wykorzystawszy niezmienną siłę ataku chłopaka, wykręcił mu dłoń w specyficzny sposób. Zaskoczony nastolatek nie miał szans się wyrwać. Jego katana pionowo wbiła się między płyty w podłożu, zagłębiając w nich na kilka centymetrów. Wykręcona ręka została siłą pokierowana na sam czubek rękojeści. W tym momencie srebrnooki przyciskał swoją dłonią dłoń szermierza do jego własnej broni... a w następnym zaczęła się prawdziwa magia.
Mężczyzna podskoczył gwałtownie w powietrze, opierając cały ciężar swojego ciała na swojej ręce... a w konsekwencji na ręce Rikimaru... oraz końcu miecza. Riddler z niezwykłą łatwością stanął oparty raptem na jednej dłoni, całkiem przygważdżając złotookiego. Długie blond włosy spłynęły ku ziemi, a sam kapłan wykonał... idealny szpagat. To, co stało się po chwili, było wręcz niewyobrażalne. Połykacz Grzechów skręcił całe swoje ciało w taki sposób, że jedna z jego rozstawionych nóg... uderzyła z dużą siłą w skroń nastolatka. Niemal natychmiast zmienił kierunek skręcania, trafiając drugą kończyną z drugiej strony. Manewr powtarzał raz za razem... co najmniej dziesięć razy. Za każdym razem głowa czerwonowłosego odskakiwała na daną stronę, a on sam był coraz bliższy utraty przytomności. Pokaz przerwał dopiero Okuda. Albinos odbił się od brzegu fontanny, oburącz unosząc swoją kosę do góry. Chciał "dźgnąć" nią ku dołowi, zmusić wroga do pozostawienia jego towarzysza. Prawie mu się to udało... prawie. Blondyn jednak kolejny raz pokazał coś, czego kosiarz nie widział nawet w najśmielszych snach. Bez choćby chwilowego spojrzenia na niebieskookiego, długowłosy zgiął w kolanie wyprostowaną, prawą nogę. Jego stopa przesunęła się w powietrzu w bardzo nieprzewidywalny sposób, a czubek kosy przeszył but Połykacza Grzechów... już więcej się nie ruszając. Kosiarz zamarł w najgłębszym zdziwieniu, gdy kontra oponenta jeszcze raz "zamroziła" go w locie.
-Nie wierzę... To po prostu niemożliwe. Ten gość w takiej pozycji zdołał zatrzymać mój atak... palcami u nogi? - w białowłosym coś jakby pękło. Całe jego zacięcie i swego rodzaju determinacja wyparowały. Riddler bowiem dokonał czegoś, o czym nastolatkowi nigdy się nawet nie śniło.
Przytrzymująca szermierza dłoń duchownego podbiła w powietrze całe ciało mężczyzny, jednocześnie niwelując nacisk na rękę czerwonowłosego. Nieprzytomny już chłopak runął na posadzkę obok wbitego w podłoże miecza. Tymczasem trwający w nienaturalnej pozie walczący unieśli się trzy metry nad ziemię, niesieni niebywałą siłą srebrnookiego. Palce stopy, które wcześniej zaciskały się na ostrzu kosy, teraz zostały bardzo sprawnie przesunięte na jej drzewce. Nawet przez chwilę nie straciły jednak kontaktu z bronią. Wszystko wskazywało na to, że Rinji nie wypuści z rąk swego oręża. Gdy jednak tylko spróbował wyszarpnąć symbol rodu Okuda, dłoń blondyna wysunęła się w jego stronę.
-Byliśmy tak głupi... Po ostatnich przejściach poczuliśmy się zbyt pewnie. Powinienem był zostać w Miracle City i powstrzymać Naito przed udaniem się tam. Wtedy nie musielibyśmy stawać do walki przeciwko komuś takiemu. Boże, o czym ja myślę? Boję się? Nie... to już nawet nie jest strach. Ja chyba zwyczajnie zaakceptowałem fakt... że żaden z nas nie ma z nim najmniejszych szans. Kurwa... Przepraszam, chłopaki... Zawiodłem was, ale... mam zamiar walczyć, aż w ogóle nie będę mógł się ruszać! - myślał z zażenowaniem niebieskooki. Nurt jego spostrzeżeń przerwała dopiero fala uderzeniowa, która uderzyła prosto we wzmocnioną energią duchową klatkę piersiową nastolatka. Albinos zasyczał z bólu, chowając krzyk za zaciśniętymi zębami. Z trudem zdołał utrzymać drzewce swej broni, jednak siła ataku rozeszła się niemalże w ostatniej sekundzie. Obaj walczący opadli na ziemię w lepszym, bądź gorszym stylu. Thomas puścił kosę Rinji'ego, lądując na jednej nodze całkowicie niewzruszony. Przemoczony od potu i deszczu chłopak dyszał jednak z wysiłku. Drżącymi rękoma utrzymywał duchową broń. Srebrne oczy wroga utkwiły w nim swe spojrzenie.
-Masz moją pochwałę. Udało ci się uniknąć rozdzielenia z bronią. Dodatkowo miejsce, w które trafiłem moją emisją pozostało nienaruszone. To również godne podziwu, ale mimo wszystko... utrzymanie kosy wiele cię kosztowało, prawda? - kapłan ze spokojnym głosem wskazał palcem na dłonie nastolatka. Młody Madness doskonale wiedział, o co mu chodziło. Zaczerwienione knykcie i paliczki wyrażały się same przez się. Wszystkie dziesięć palców kosiarza zostało wybitych w ciągu kilku sekund kontaktu z wrogiem. Chłopak z gniewem spojrzał na długowłosego, który wyniośle analizował jego wszystkie błędy.
-Przykro mi, lecz nie mam dla was czasu, chłopcy. Muszę wypełnić moją świętą misję. Nie obraź się, ale mam zamiar położyć cię jednym ruchem. Jeśli masz zamiar się bronić, przygotuj się... bo w innym wypadku... - atmosfera otaczająca mężczyznę uległa zagęszczeniu, choć szalejąca burza ujmowała jej wyrazu. -możesz nawet nie zauważyć ataku - dokończył duchowny z całkowitą powagą. Niebieskooki przełknął ślinę, biorąc głęboki wdech. Nie miał bladego pojęcia, na czym powinien się skupić. Jego spojrzenie krążyło wokół dłoni, stóp, czy bioder przeciwnika, lecz nigdzie nie mogło odnaleźć jakiegokolwiek sygnału.
-Ani jednego zbędnego ruchu... ani jednego słabego punktu... ani chwili zawahania. Jakim cudem ktoś taki dostał się w szeregi Połykaczy Grze... - nastolatek nawet nie dokończył myśli. Blondyn dosłownie zniknął mu z oczu, pojawiając się nagle tuż przed jego twarzą... całkiem rozmazany. Było tak głównie dlatego, że pięść wojownika wbiła się w brzuch kosiarza jeszcze zanim ten zdążył go dostrzec. Wypluta przez albinosa flegma połączyła się z kałużą deszczu. Blondyn odstąpił od pokonanego, który to momentalnie upadł bez przytomności. Jego twarz chlupnęła prosto w wydalone z ust płyny.
Całkiem pogrążony w transie, nieświadomie płaczący i świadomie wściekły Kurokawa stał w niewielkim kraterze. Od tego z kolei ciągnęły się liczne pęknięcia, które niszczyły płyty na sporej powierzchni placu. Cofnięty łokieć i zaciśnięta prawa pięść "krzyżookiego" symbolizowały kolejną złamaną tego dnia obietnicę. Powłoka z prawie całkowicie białej energii otaczała jego dłoń w promieniu prawie trzydziestu centymetrów. Nastolatek nie zwracał już na nic uwagi. Całkowicie dał się zamknąć w klatce, do której dobrowolnie wszedł.
-Ty żałosny bluźnierco... - mruknął z pogardą blondyn, a jego wypowiedzi akompaniowały uderzające w oddali pioruny. -Pozwalasz zaślepić swoje oczy... swój największy dar... na wszystko, co dzieje się dookoła. Nie tylko ignorujesz fakt, że Bóg Nieba i Ziemi kroczy pośród nas. Nie... ty nie zwracasz nawet uwagi na swych własnych bliźnich. Ci dwaj dokonali świętokradztwa. Zaatakowali sługę bożego tylko z twojego powodu... a ty nie zatrzymałeś się nawet na chwilę, by im podziękować. Nie pomyślałeś nawet przez moment o tym, jak potworna kara już ich spotkała i jak wielkie męki będą przeżywać. Panie mój! - mężczyzna z głośnym krzykiem uniósł dłonie w kierunku nieba. Szeroko otwarte oczy pozwoliły kroplom deszczu wniknąć w ich kąciki i stworzyć iluzję płaczu. -Wybacz mi, albowiem zgrzeszę przeciwko tobie! Ukarzę tego człowieka! Nie mogę wybaczyć mu tego, jak bardzo zawiódł twoje oczekiwania. Nie daruję mu jego bezbożności! Spójrz na mnie łaskawym okiem, o Królu Nieba, jeśli pozbawię życia tę niesprawiedliwą istotę! - Riddler zakończył swą błagalną mowę w momencie, gdy nastolatek rzucił się w jego kierunku bez słowa. Już w samej postawie Połykacza Grzechów widać było jedno... nie zamierzał okazywać miłosierdzia.
Koniec Rozdziału 57
Następnym razem: Złamane skrzydła
Niee! Naito! Nie daj się!!!
OdpowiedzUsuńTo nie takie proste, towarzyszu ;) To nie typowy battle shounen, gdzie wygrywa się mocą przyjaźni i asspullami :P
Usuń