poniedziałek, 3 lutego 2014

Rozdział 63: Porachunki

ROZDZIAŁ 63

     Brązowowłosy pochwycił uchwyty z tyłu wózka, popychając "pojazd" do przodu. Kurokawa wciąż czuł się nieswojo, lecz nie próbował oponować. Był coraz bardziej spięty i zniecierpliwiony. Chciał jak najszybciej zacząć swoją rehabilitację. Dowiedziawszy się, że właśnie Miyamoto będzie mu służył pomocą, wyrzucił z głowy wszelkie wątpliwości. Wiercąc się na siedzisku mijał kolejne sale, w których rzadko miał okazję kogokolwiek dojrzeć. Tym bardziej więc dziwiło go, czemu nie mógł zająć którejś z nich. W pewnym momencie zauważył już cel, do którego zmierzał chirurg. Na samym końcu korytarza widniały bowiem podwójne, automatyczne drzwi.
     Wrota otworzyły się przed idącymi, ukazując wnętrze naprawdę dużej sali. Szatyn od razu zauważył, że mogłaby ona bez trudu pomieścić dziesięć łóżek szpitalnych. Barwami w żaden sposób nie odbiegała od pozostałych pomieszczeń, lecz wyróżniały ją inne czynniki. Na suficie bowiem zamocowane były swego rodzaju metalowe szyny, które ciągnęły się kwadratowym szlakiem przez prawie całe pomieszczenie. Z nich zaś zwisał dość osobliwy drążek, na myśl przywodzący metalowy wieszak. Właśnie na jego końcu zamontowana została biała uprząż, od spodu obita przylepnymi elektrodami. Przy ścianie widać było zaawansowaną technologicznie bieżnię - taką, jakie widuje się w siłowniach. Po lewej stronie stało szpitalne łoże z pasami i możliwością regulacji wysokości oraz kąta nachylenia. Gdzieś indziej widniały szafeczki z lekami, czy przyrządy chirurgiczne. Słowem - sala wyposażona była tak dobrze, jak tylko się dało, a Naito doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
-Robi wrażenie, co? - zapytał z satysfakcją Tenjiro. -Nie musisz się o nic martwić. Po prawdzie nigdy nie specjalizowałem się w urazach takich, jak twój... ale nie będziesz moim pierwszym pacjentem - mężczyzna skutecznie uspokoił "krzyżookiego".
-Leczyłeś tak kogoś jeszcze, Tenjiro-san? - zdziwił się obywatel Akashimy.
-Jasne. W ramach testów naruszyłem rdzeń kręgowy kilku szczurów, na których potem zastosowałem terapię. W sumie to nie mam pojęcia, czy przyniesie to jakiekolwiek efekty, bo zrobiłem to dzisiaj w nocy... ale na pewno ci nie zaszkodzę - entuzjazm szatyna stopniał, jak lód wrzucony na ruszt, a jego skóra pobladła jeszcze bardziej, niż zwykle.
***
     Główna sala biesiadujących Połykaczy Grzechów znów wypełniona była wrzawą i gwarem. Praktycznie wszystkie miejsca przy dwóch długich stołach były zajęte. Bardzo długie i wąskie okna, przywodzące na myśl klasztorne, wpuszczały do pomieszczenia promienie wschodzącego słońca. W natłoku rozmów, krzyków i śmiechu tylko dwie osoby  miały poważne nastroje. Jedną z nich był siedzący na swoim tronie Bachir... drugą zaś stojący obok niego Thomas, który z uniżeniem pochylał się nad swoim przywódcą.
-Panie, jeśli taka jest Twoja wola, wyjaśnię wszystko bez zająknięcia. Błagam Cię jednak o wyrozumiałość. Nie każ mi tego robić. Nie pytaj o szczegóły. Po prostu pozwól mi coś załatwić... - blondyn ponowił swoją tyradę, płaszcząc się przed liderem z całkowicie czystymi intencjami. Mulat spoglądał na niego uważnie, zastanawiając się nad podjęciem odpowiedniej decyzji.
-To jeszcze cztery dni, nieprawdaż? Nie będę zmuszał cię do wyjawienia swojego celu, lecz dlaczego przychodzisz z tym do mnie tak wcześnie? - bystry umysł białowłosego nie przepuszczał żadnej, najmniejszej nawet luki w kontaktach z innymi ludźmi.
-Ponieważ... na te kilka dób będę musiał opuścić moich braci i siostry. Chcę wykorzystać pozostały mi czas, by należycie się przygotować, z dala od czegokolwiek, co zaprzątałoby moją uwagę... - choć normalna osoba usilnie nalegałaby, żeby spełnić jej prośbę, Riddler nie miał zamiaru tego robić. Jego nieskończona wiara w słuszność decyzji tego człowieka sprawiała, że gotów był pogodzić się z każdym możliwym werdyktem. To właśnie wyróżniało srebrnookiego spośród innych Połykaczy Grzechów. To on był tym, w kogo białowłosy nigdy nie zwątpił.
-Thomasie... doskonale wiem, że twoja podróż nie będzie bezpieczna. Nie wnikam w to. Nie jesteś moim niewolnikiem i nie będę cię tak traktować. Nie chcę, żebyś mi cokolwiek obiecywał... Chcę żebyś bezwzględnie i stuprocentowo wykonał mój rozkaz. Thomasie... przeżyj! - kapłan struchlał pod wpływem wspaniałomyślności swojego guru. Jakby rzucony tajemniczą siłą, upadł momentalnie na kolana, składając dłonie, jak do modlitwy.
-Słowa na nic się zdadzą wobec majestatu Boga, ale Panie... Ty wiesz, co czuję - gdy to powiedział, mulat momentalnie odprawił go ruchem ręki. Duchowny powstał szybko i udał się w stronę wielkich, obitych mosiądzem i ołowiem drzwi, ani na moment nie rozłączając dłoni.
***
     Kurokawa leżał na wyprofilowanym łóżku szpitalnym w krótkich, czarnych spodenkach. Zmęczony wysiłkiem udał się w objęcia Morfeusza, co z kolei wykorzystał Miyamoto, zdejmując bandaże z nóg chłopaka. Przemoczone potem, poszarzałe strzępy materiału zostały rozcięte idealnie prostą linią od stopy po udo. Jak to miał w zwyczaju, okularnik przeprowadził "zabieg" swoim skalpelem, szczęśliwie nie rozrywając przy tym skóry nastolatka. "Krzyżooki" oddychał ciężko przez sen. Poszczególne fragmenty jego ciała dygotały lekko.
-Doskonale się spisujesz, chłopcze. Być może impulsy elektryczne, którymi stymulowałem twój rdzeń kręgowy były odrobinę za silne, ale idziemy w dobrym kierunku. Z nastawieniem takim, jak twoje... naprawdę może nam się udać - pomyślał Tenjiro w delikatnym uniesieniu.
***
     -I jak? Widzę, że nie przyzwyczaiłeś się do gimnastyki, co? - rzucił prześmiewczo Shuun, gdy tylko gimnazjalista stanął przed nim pośród nieskończonej, nieskazitelnej bieli. "Dziedzic" spojrzał na mężczyznę z przekąsem, lecz szybko stracił zainteresowanie ripostami, gdy tylko poczuł... że mięśnie wcale go nie bolą.
-Co? Zdziwiony? Możesz się męczyć tam na zewnątrz, ale tutaj sam jesteś swoim panem. Właśnie dlatego możemy synchronizować twoją rehabilitację i ćwiczenia z moimi... "praktykami". Rozumiem, że taki układ ci pasuje? - spytał białowłosy, całkowicie przekonany o swojej wspaniałości i wielkości.
-Hai! - odrzekł z zacięciem szatyn. -Shuun-san... dlaczego właściwie kazałeś mi ćwiczyć mięśnie rąk? - Król uśmiechnął się, słysząc to pytanie. Nie było tajemnicą, że czekał na nie przez cały ten czas.
-Czy to nie oczywiste? Twój "as w rękawie" - technika, z pomocą której pokonałeś Tatsuyę... nie jest idealna, prawda? - czarnowłosy wyglądał, jakby w jego głowie zapaliła się symboliczna żarówka w chwili, gdy to usłyszał. -Nie dziwię się, że zabroniono ci jej używać. Ma w końcu trzy rażące wady, przez które jest spalona na starcie - oryginalny posiadacz Boskich Oczu wymownie wystawił przed siebie dłoń z wysuniętymi trzema palcami.
-Chociaż w rzeczywistości użyłem jej tylko raz, on dopatrzył się aż tylu luk? Naprawdę jest niesamowity... - pomyślał nastolatek, przełykając ślinę. W napięciu czekał, aż jego tymczasowy "korepetytor" odsłoni kurtynę.
-Po pierwsze: amortyzacja. Przy każdym użyciu starasz się ochronić rękę przed uszkodzeniami mechanicznymi. To dobra decyzja, jednak robisz to całkowicie źle. Utwardzając jedynie wierzchnią część kończyny, narażasz jej wnętrze na przeciążenia, a to z kolei jest tak silne, że łamie twoje kości. Po drugie: tężyzna. Nawet przy dobrej amortyzacji, odrzut jest tak silny, że bez trudu rozerwałby ci połowę mięśni. Rzecz jasna możesz próbować utwardzić skórę, jednak tym sposobem obniżysz swą koncentrację i zużyjesz więcej energii. Skoro tak, trzeba zaradzić problemowi w inny sposób... i właśnie dlatego kazałem ci ćwiczyć ręce. Po trzecie i najważniejsze... nazwa! - kontrowersyjna puenta przerwała potok mądrych i rozsądnych słów w sposób charakterystyczny dla białowłosego.
-Eee... Nazwa? Poważnie? - mruknął z zażenowaniem nastolatek, zasłaniając dłonią twarz.
-Co to ma być za reakcja?! Nie ma techniki bez nazwy, kretynie! To tak, jakbyś próbował spłodzić potomka, będąc po kastracji, rozumiesz?! - Shuun był niebywale oburzony zlekceważeniem swojej uwagi, czego nie omieszkał okazać.
-Czy ja jestem w ukrytej kamerze? To nie jest jakiś niskobudżetowy shounen! - odparł zniesmaczony gimnazjalista, a kłótnia rozgorzała na dobre w ciągu kilkunastu sekund.
***
     -Postaraj się być naturalny, Ahmed... - polecił przez telefon Giovanni. -Gdzieś w gabinecie muszą znajdować się pluskwy. Niewykluczone, że zostały ukryte dzięki mocy duchowej. Przeanalizowałem dane z czujników energetycznych, rozmieszczonych w całej bazie. W każdą niedzielę kilka minut przed północą drastycznie zwiększa się natężenie mocy w gabinetach Generałów. Strumień energii kieruje się co tydzień w inną stronę, lecz jestem pewien, co do jednej rzeczy... Ten, kto założył podsłuch ściąga zarejestrowane dane w ściśle określonych terminach. Wygląda na to, że za każdym razem stacjonuje w innym punkcie Miracle City, by nie dało się go sprawnie wykryć. Nie wiem, jakiego rodzaju informacje zdążył uzyskać szpieg, ale musimy to natychmiastowo zatrzymać - wyjaśnił bardzo szybko i rzeczowo Włoch, wyraźnie artykułując każde słowo. Na czoło zielonowłosego wstąpiły kropelki potu. 
-Ach, tak. Widziałem ją wczoraj, jakoś koło południa. Coś się stało? - w ostatnim zdaniu głos Araba zatrząsł się delikatnie, jednak grał tak dobrze, jak tylko potrafił.
-Podejrzewam, że ta sama osoba, która założyła podsłuch, fałszuje również zapiski danych patrolowych. Z całą pewnością nie może być to ktoś, kto naprawdę jest wyznaczony do ich wypełniania. Gdyby tak było, wykrycie takiej osoby nie stanowiłoby wyzwania. Wniosek nasuwa się sam... ktoś umywa ręce od swoich obowiązków, by móc wkradać się do gabinetu Generała. Nie mam pojęcia, kto to może być ani jakie ma motywy. W tej chwili liczy się tylko szybkie usunięcie podsłuchu. Resztą zajmę się osobiście. Nikomu nic o tym nie mów i nie próbuj się wtrącać, bo wszystko zepsujesz. Wrócę do Morriden tak szybko, jak będę w stanie. Bądź ostrożny. Cokolwiek się dzieje, dzieje się źle... - niebieskowłosy rozłączył się nagle, pozostawiając przyjaciela z istnym mętlikiem w głowie.
-No dobrze już, dobrze, to nie moja sprawa. Trzymaj się, do jutra! - rzucił do milczącej słuchawki Kawasaki, po czym schował przedmiot do kieszeni. Ostrożnie rozejrzał się po gabinecie, jakby sądził, że już na pierwszy rzut oka znajdzie coś podejrzanego. Nie znalazł.
-No dobrze... Nie mogę narobić rabanu ani tym bardziej wywrócić wszystkiego do góry nogami, bo fałszerz może to zauważyć, gdy przyjdzie wypełniać dokumenty... Jeśli nie wykorzystał sprzętu z ludzkiego świata, musiał użyć czegoś lokalnego... i posiadającego w sobie energię duchową. To jest to! - popisawszy się zdolnością dedukcji, Kawasaki momentalnie obmyślił plan działania. Wziął głęboki oddech, rozluźniając całe ciało i puszczając wolno swe ręce. W jednej chwili każdy fragment jego skóry zaczął emitować duże ilości gęstej mocy duchowej, która rozlała się po całym pomieszczeniu, niczym ulatniający się gaz. Blada poświata dotarła w każdy kąt pokoju, stabilizując się jeszcze przez kilka sekund.
-Dobrze... Teraz wystarczy, że znajdę punkt, w którym przepływ energii będzie odbiegał od normy... - porozumiewał się ze sobą niewerbalnie, wytężając wszystkie zmysły. Lekkie mrowienie ugodziło w jego prawy bok, gdy okazało się, że "sonar" omija jeden pojedynczy punkt pomiędzy butelkami na półce. Matsu szybko podszedł w tamtym kierunku, pobierając moc z powrotem do wnętrza ciała, a skupiając ją tylko wokół prawej dłoni. 
     Zapamiętawszy położenie pustego pola, dotknął nią tajemniczego obszaru, wpompowując weń swoją energię, co poskutkowało natychmiastowym rezultatem. Niebieski okrąg pojawił się pod palcami zielonowłosego, buchając błękitnym światłem. W mgnieniu oka wyczuł paliczkami maleńki, okrągły przedmiot, który prędko wziął do ręki, by przyjrzeć mu się z bliska. "Pluskwa" przypominała nieco kulkę do gry o szarej barwie. Wzdłuż jej średnicy ciągnęła się mała, metalowa obręcz. Fragment ponad nią był przeszklony, a w jego wnętrzu widniała skrystalizowana moc duchowa. Dolna część zaś okryta została membraną z nici energii.
-Tu cię mam, spryciarzu... - mruknął z satysfakcją Matsu, z łatwością miażdżąc przedmiot.
***
     Po raz pierwszy od bardzo dawna bar był zapełniony ludźmi pomimo obecności Generała. Jean siedział bowiem na wysokim krzesełku tuż przy ladzie, opierając przedramiona o drewniany blat. Po jego obu stronach tłoczyły się urodziwe dziewoje, popijające swoje drogie drinki, odziane w skąpe i drogie sukienki, mające na twarzach tony drogich kosmetyków. Blondyn jednak był zaskakująco cichy i zdystansowany, biorąc pod uwagę, że wcale nie dręczył go kac, a takie przypadki również leczył "goryczą". Obojętnie zareagował na chwilę, gdy jedna z kobiet figlarnie objęła ramionami jego kark, delikatnie go obcałowując. Niebieskie oczy mężczyzny utkwiły tylko na dnie pustej butelki whisky, którą ten wychłeptał chwilę wcześniej.
-Pozwól paniom się rozerwać - rzucił nagle Jean, trzymając w ręku kryształową kartę, którą bez ostrzeżenia przejechał po czytniku za prawdziwie horrendalną sumę. -Ja chyba dam sobie spokój na parę dni... - dodał, chowając przedmiot do kieszeni.
-Ale jak to? Znudziło ci się nasze towarzystwo? - zapiszczała nagle jedna z panien, pieszczotliwie przejeżdżając gładką dłonią po podbródku Generała. Noailles subtelnie ściągnął z siebie pierwszą kobietę, po czym odseparował również drugą, by móc w końcu postawić nogi na podłodze.
-Skądże znowu! Po prostu za parę dni będę musiał załatwić z kimś parę niedokończonych spraw. Chciałbym zwyczajnie móc się przygotować. Tym razem na trzeźwo... - wyjaśnił w skrócie powód swojego odejścia.
-Idziesz walczyć, Jean? Zawsze byłeś taki łagodny... - zapiała wtem jedna z białogłów znad swojej "Krwawej Mary". -To naprawdę nie może poczekać? - żachnęła się druga. -Nic ci się nie stanie, prawda? Wrócisz, tak? - spytała jeszcze inna, zarówno z niepokojem, jak i nadzieją.
-Tym razem... niczego nie mogę obiecać - rzucił oschle Francuz, odwracając się i opuszczając lokal.

Koniec Rozdziału 63
Następnym razem: Komu bije dzwon?

2 komentarze:

  1. Chciałem coś powiedzieć o Naito i jego treningu, ale jak mówić o tym skoro znowu generał się pojawił? Podoba mi się jak umiejętnie wprowadzasz kolejne wątki, ktörych już jest wiele, a ile dopiero będzie?!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszy mnie, że jakaś postać wzbudza w tobie tak pozytywne odczucia ;) Wątków ci u mnie (będzie) dostatek, towarzyszu ^^
      Również pozdrawiam!

      Usuń