sobota, 1 lutego 2014

Rozdział 61: Wybawienie

ROZDZIAŁ 61

     -Hm? Prosisz o pomoc istotę zamkniętą w twojej głowie? - odparł z przekąsem Shuun, dorzucając do ognia ułamaną gałązkę. Dźwięk pękającej od natłoku gorąca kory rozszedł się po niewielkim azylu Króla. 
-Nie robiłbym tego, gdybym nie był przekonany, że możesz to zrobić. Proszę cię, Shuun-san... pomóż mi stanąć na nogi! - szatyn z całkowitym przekonaniem i determinacją spojrzał w oczy białowłosego. W tym właśnie momencie mężczyzna wybuchnął gromkim śmiechem, zakrywając twarz dłoniom i momentalnie niszcząc poważną atmosferę, która panowała już od kilku chwil. Gimnazjalista zaczerwienił się nieznacznie.
-Ty mówisz poważnie? - zapytał wciąż rozbawiony Król, gdy pierwsza fala wesołości została przez niego poskromiona. -Poczekaj... Masz przed sobą legendarnego, przepotężnego władcę Morriden, którego mądrość i doświadczenie po stokroć przewyższają twoje... a prosisz mnie o pomoc przy rehabilitacji? - kolejny raz zaczął się śmiać, najwidoczniej dodatkowo poruszony swoim pompatycznym tonem głosu.
-To takie dziwne...? - spytał dogłębnie zawstydzony drugoklasista. -Przestań się śmiać, Shuun-san! - z irytacją sięgnął dłonią w stronę Króla, lecz nie zdążył choćby go dotknąć. Nim w ogóle zorientował się w sytuacji, szkaradny kuzyn jelenia przebił się przez krzaki, szarżując na nastolatka. Momentalnie pochylił łeb, z groźnym rykiem zakleszczając rękę chłopaka pomiędzy rogami i przyszpilając ją do pnia drzewa. Wszystko wydarzyło się tak szybko, że żaden z wygrzewających się Madnessów nie miał czasu na reakcję. Impet uderzenia przewrócił Kurokawę na lewy bok. Przerażające stworzenie zaniechało natarcia, nie zauważywszy woli walki u spacyfikowanego. Wystraszony szatyn poczuł porażający odór zgnilizny, który wydobywał się z kościstego ciała potwora.
-Hej, wystarczy! Waruj! - zakrzyknął dopiero po chwili białowłosy, a monstrum wypuściło z uwięzi kończynę nastolatka, cofając się o kilka kroków. -Nie możesz być tak gwałtowny, Naito... - rzucił do swojego towarzysza, gdy ten z trudem podnosił się z ziemi. -Zaatakował cię, bo uznał twój ruch za atak na moją osobę. Gdybyś próbował stawić mu opór, zapewne wyrwałby ci tą rękę... - kontynuował bez skrępowania Shuun, na co jego "dziedzic" przełknął ślinę. -Ech... No dobra, niech ci będzie - mruknął w końcu bez entuzjazmu, po czym z pełnym skupieniem spojrzał na swojego stróża, który momentalnie rozpłynął się w powietrzu.
-Co to właściwie było? - spytał szatyn, kiedy uspokoiło się jego tętno.
-Spaczony. Kiedyś sam takiego wytresowałem, więc wykorzystałem twój mózg, by go tutaj "przywołać" - Król sprawiał wrażenie, jakby tylko czekał na możliwość pochwalenia się swoimi osiągnięciami.
-Nie potrafię sobie wyobrazić, jak można wytresować coś takiego... - stwierdził stanowczo chłopak, wzdrygając się na samą myśl o agresywnym potworze.
-Można! Sam widziałeś kilka wystawionych na aukcję, prawda? Duża część Spaczonych w Morriden zatraciła pierwotne instynkty w procesie ewolucji. W ten sposób stała się częścią fauny, co sprawiło, że nagięcie ich wedle czyjejś woli przestało być trudne. Nie mam pojęcia, czy obecnie znajdzie się chociaż jeden podobny do mojego pupila, ale to niczego nie zmienia... Jak na kogoś, kto nazywa siebie Madnessem, strasznie mało wiesz o naszym świecie... - Shuun wydawał się być zdziwiony niewiedzą rozmówcy, w ogóle nie zdając sobie sprawy, jak niesamowite były rzeczy, o których mówił.
-Nie zdążyłem nawet dobrze poznać samego Miracle City, odkąd się tu pojawiłem. Cały czas coś się dzieje, a ja nigdy nie mam czasu, żeby poczekać i się rozejrzeć... - wytłumaczył się Naito, lecz prawie natychmiast zauważył, że białowłosy całkiem go ignoruje. Boskie Oczy mężczyzny wpatrywały się w rozgwieżdżone niebo, co nakłoniło poirytowanego nastolatka do zrobienia tego samego.
-Taka właśnie jest dorosłość, Naito - rzekł nagle Król z tajemniczą nostalgią w głosie. Setki migających gwiazd rzucały swoje światło na jego twarz, jakby chciały podkreślić wagę wypowiadanych przez władcę słów. -Stałeś się jednym z nas w naprawdę przykrych czasach. Gdyby nie to, co dzieje się wokół, spojrzałbyś na Morriden i Madnessów z całkowicie innej perspektywy. Nie jestem tak arogancki, by ośmielić się przepraszać za taki stan rzeczy... ale mogę ci zagwarantować jedną rzecz. Jeśli pójdziesz naprzód tak szybko, by wyprzedzić bieg wydarzeń... będziesz mógł wreszcie zatrzymać się, wziąć głęboki oddech i... spojrzeć w niebo tak, jak każdy z nas robił to, będąc dzieckiem. Jestem pewny, że wtedy docenisz świat, który pomogłem zbudować - gdy wypowiadał ostatnie zdanie, spojrzał na zaciekawione oblicze chłopaka i uśmiechnął się ciepło.
-Co masz na myśli, Shuun-san? Jak mogę... "wyprzedzić bieg wydarzeń"? - gimnazjalista czuł się, jakby rozmawiał z jakimś wielkim mędrcem. Jakby słowa Króla były prawdziwym błogosławieństwem i niewysłowionym zaszczytem.
-Albo spraw, by ich nurt nie był w stanie tobą zawładnąć... albo stań się dość silny, by zwyczajnie nie potrafił - odrzekł białowłosy, powoli podnosząc się na równe nogi. Przeczucie nakazało Kurokawie uczynić tak samo. -Nie wiem, jak bardzo dam radę wpłynąć na twą rekonwalescencję... ale z całą pewnością mogę cię wiele nauczyć. Zrobię to... jeśli tylko chcesz - drugoklasista w jednej chwili pojął, dlaczego to Pierwszy Król górował nad pozostałą siódemką. Aura, która towarzyszyła wypowiadanym przez niego słowom. Zrozumienie i takt, które przebijało się przez jego czyny. Dystans, który pozwalał mu na spojrzenie na każdą sprawę z każdej perspektywy. Takim człowiekiem był Shuun. I chyba właśnie to sprawiło, że gdy tylko białowłosy wyciągnął swą dłoń w kierunku Naito, ten momentalnie ją chwycił, nie zdradzając nawet cienia wątpliwości.
***
     "Boccia Tower", najwyższy budynek w Akashimie prezentowała się niezwykle okazale. Pięćdziesiąt pięter, około 150-ciu metrów wysokości i lotnisko dla helikopterów na samym szczycie budowli. Włoski ród, którego sława rozciągała się niemal na cały świat, posiadał filie swych firm praktycznie na każdym kontynencie. Duży teren, do którego przylegała wieża, otoczony był średniej wysokości murem. Do wnętrza obszaru prowadziła szeroka, metalowa, automatyczna brama.
     -Jesteśmy gotowi do drogi, paniczu - ciemnoskóry szofer wysiadł z czarnego mercedesa, zatrzymawszy go tuż przed nosem niebieskowłosego okularnika. Dziedzic rodu Boccia dzierżył w dłoni czarną teczkę.
-Przykro mi, Sven, ale tym razem pojadę sam. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe? - Giovanni dyskretnie odsunął mężczyznę od sprawy, a ten nie miał zamiaru oponować. Skłonił się tylko lekko, przekazując kluczyki niebieskookiemu.
-Skądże znowu! Życzę udanej podróży. Kazano mi przekazać, że wskazany przez panicza komornik otrzymał 300 tysięcy jenów w zamian za opóźnienie swojej interwencji o kolejny tydzień...
-Bardzo dobrze! Trzymaj się, Sven. Możesz zrobić sobie dzisiaj wolne - uśmiechnął się Włoch, poklepując ciemnoskórego po ramieniu i wsiadając do samochodu. Odłożywszy teczkę na siedzenie obok, zdecydowanie docisnął pedał gazu, ruszając ku bramie z piskiem opon. Nikt, kto go nie znał, nie przypuszczałby, że tak lubił prędkość.
     Doskonale znał adres, pod który miał się udać. Dwa pozostałe załatwił w pierwszej kolejności, zostawiając to miejsce na koniec. Gdy dotarł już na peryferia, reszta drogi minęła bardzo szybko. Giovanni był bowiem doskonałym kierowcą. Mimo zawrotnej prędkości, z jaką jeździł, bez żadnego trudu wchodził w najostrzejsze zakręty, czy mijał innych uczestników ruchu drogowego. Poniekąd wynikało to ze sposobu, w jaki walczył, lecz fakt faktem, robił niesamowite wrażenie. Dojechał do celu koło południa. Prosty dom jednorodzinny o dwóch kondygnacjach. Po cichu zaparkował przy samym chodniku, nie chcąc robić zbytniego widowiska. Chwycił teczkę, opuścił pojazd i poczekał jeszcze chwilę na osobliwe piknięcie - alarm załączał się automatycznie. Spokojnym krokiem wszedł na klatkę, po czym zadzwonił do drzwi. Długo nie musiał czekać.
-Konnichiwa! Pani Kurokawa Sadako? - zaczął jako pierwszy, gdy tylko stanęła przed nim kobieta o długich, kasztanowych włosach, zielonych oczach i aparycji niespełna trzydziestolatki. Zdumiewający odsetek przedstawicielek płci pięknej w Japonii zdawał się całkowicie ignorować bieg czasu.
-Tak, to ja. Czekałam na pana... - w pierwszej chwili zaintrygował ją kolor włosów mężczyzny, lecz już w następnej wszystko wyparowało. Włoch doskonale zdawał sobie sprawę, że właśnie pomylono go z działaczem gałęzi komorniczej. Postanowił nie wyprowadzać kobiety z błędu... póki co. Ochoczo wkroczył do przedpokoju, zaproszony gestem pani domu.
***
     W chwili, gdy uścisnęli sobie dłonie na znak porozumienia, cały las rozprysł się, ustępując miejsca nieskazitelnej, bezkresnej bieli. Całe zimno ciemnej nocy, całe ciepło rozpalonego ogniska... wszystko znikło. Czarnowłosy widział już raz to miejsce. W grobowcu królewskim, podczas jego drugiego starcia z Tatsuyą. Wtedy nie miał jednak okazji spędzić tam zbyt wiele czasu.
-Pamiętasz, co? - zapytał twierdząco białowłosy, uśmiechając się półgębkiem. -Nie wiem, co ty o tym sądzisz, lecz według mnie jest to idealne miejsce. Tutaj nic nie ma, więc nic nie będzie cię rozpraszać. Czy masz jakieś pytania, zanim zaczniemy? - odezwał się z powagą Shuun, bacznie przyglądając się swemu dziedzicowi.
-Kilka - przytaknął gimnazjalista. -Po pierwsze... Jak to się stało, że zdobyłem twoje oczy? Co niezwykłego jest w waszych grobowcach? W grobowcach Królów? - choć wcześniej nie zastanawiał się nad tym, teraz ta myśl przyszła praktycznie znikąd.
-Dusza... - odparł natychmiast Pierwszy. -Gdy umieraliśmy, nasze dusze zostały zapieczętowane w ośmiu grobowcach wraz z częścią wspólnego dobytku i wspólnej wiedzy. Wtedy, w twierdzy moja własna dusza wniknęła do wnętrza twojej... przez co mój atrybut został odziedziczony przez ciebie. Boskie Oczy, które dla ciebie mogą wydawać się przeklęte są tym atrybutem. Twój... "przyjaciel" posiada rękę mojego towarzysza. Ktoś inny posiadł znak rozpoznawczy innego Króla. To wszystko... - nieznane wcześniej emocje zagościły w sercu drugoklasisty. Niepohamowana ciekawość i swego rodzaju podniecenie pochłonęły go w całości. Oto stało przed nim rozległe źródło wiedzy wszelakiej, które mógł zapytać, o co chciał. Zdał sobie sprawę, że tylko nieliczni dostąpili podobnego zaszczytu... i że powinien być z siebie dumny.
-Skoro jesteś częścią mnie... - zaczął trochę nieporadnie chłopak. -...to dlaczego przedtem nie mogłem się z tobą porozumieć? I dlaczego wcześniej nie miewałem takich snów, jak ten? - był nieco samolubny i wiedział o tym. Przede wszystkim interesowało go to, co było związane bezpośrednio z nim. Nie mógł tego w sobie stłamsić.
-Cóż... Tak naprawdę... to JA próbowałem nawiązać z tobą kontakt. Tylko i wyłącznie dlatego ci się śniłem. Niestety byłeś zbyt rozbity, zbyt roztrzęsiony, bym mógł się z tobą porozumieć. Taki stan rzeczy został uznany przez mojego... "stróża" za niebezpieczny, więc siłą separował cię ode mnie - szatyna dziwiło, z jaką łatwością i szybkością myślał Shuun. Rozmowa z nim wyglądała, jakby zawczasu przygotował on wszystkie odpowiedzi... jakby uczył się ich na pamięć. A jednocześnie Kurokawa doskonale wiedział, że wcale tak nie było.
-Rozumiem... To wszystko - na twarzy białowłosego pojawiło się zdziwienie.
-Jesteś pewien? Wiem, że chciałbyś zapytać jeszcze o wiele rzeczy. Byłbym w stanie rozwiać większość twoich wątpliwości...
-Wiem - uciął Naito. -Nie potrzebuję tego. Sądzę, że... dowiedzenie się tego na własną rękę będzie o wiele ciekawsze. Poza tym... nie doceniłbym całej tej wiedzy, dostając ją na srebrnej tacy, prawda? - w tym momencie Pierwszy Król uśmiechnął się z tak wielką dumą i ciepłem, na jakie tylko było go stać.
-Dobra odpowiedź - rzekł jeszcze.
***
     -Praca? Ale... ja myślałam, że pan jest... - szczęśliwie kobieta siedziała akurat na kanapie, gdyż w przeciwnym wypadku mogłaby upaść od natłoku emocji. Jednocześnie w jej zgorzkniałym od ostatnich wydarzeń sercu zagościła silna iskra nadziei... lecz wraz z nią pojawił się również zimny niepokój. Niemniej jednak Giovanni był przygotowany na taką sytuację. Rozsiadłszy się w fotelu postawił walizkę na stoliku do kawy, otwierając ją i wyciągając z niej formularz w plastikowej koszulce.
-Cóż, mnie samego zdziwiło pani "oczekiwanie". Byłem zbyt zbity z tropu, by próbować cokolwiek wyjaśnić. Niemniej jednak w dalszym ciągu oferuję pani stałą posadę... jako księgowa w "Boccia Tower" - pani domu wręcz zabrakło tchu, gdy usłyszała ostatnie słowa. Momentalnie zrobiło jej się gorąco. Nie mogła uwierzyć w to, co właśnie się działo. To było, jak sen, z którego wcale nie chciała się budzić.
-Naprawdę? Czy to... jakiś żart? Jak to? Dlaczego ja? Ja... - w tym momencie okularnik postanowił przejąć inicjatywę.
-Może najpierw powinienem się przedstawić? Giovanni Boccia - w charakterystyczny dla siebie sposób ujął dłoń reprezentantki płci pięknej i ucałował ją szarmancko. -To żaden żart. Nasza korporacja wdraża właśnie pewien projekt. Przyjmujemy do pracy na różnych stanowiskach kobiety i mężczyzn w średnim wieku. Pragniemy udowodnić, że niezależnie od etapu życia, każdy może odnaleźć się w czymś, z czym nigdy wcześniej nie miał do czynienia. Kurokawa-san, doskonale spełnia pani wszystkie wymogi i byłbym zaszczycony, gdyby zgodziła się pani podjąć z nami współpracę... - jedno trzeba mu było przyznać... był wprost genialny w tym, co robił.
-Ale tak nagle... Naprawdę nie wiem, co o tym myśleć. Mam taki mętlik w głowie... - poczciwa zielonooka wciąż nie była w stanie uwierzyć we własne szczęście. Jej serce biło szybko, rozgrzane przez tlący się płomyk nadziei.
-By każdy z nowo-przyjętych pracowników mógł wystartować z czystym kontem i na równych zasadach, Boccia's Industry podejmuje się zniwelowania wszelkich długów, czy niedociągnięć finansowych pomiędzy przyjętym, a stroną przeciwną. Naprawdę liczę na to, że zgodzi się pani nam pomóc... To jak będzie, Kurokawa-san? - nawet na chwilę nie przestawał. Wyciągnąwszy kontrakt z koszulki, przewracał palcami kolejne strony, zaginając miejsca, w których wymagany był podpis domniemanej pracownicy.
-Zgadzam się - odparła zdecydowanie po dłuższej chwili. Niebieskowłosemu udało się zdobyć jej zaufanie jeszcze szybciej, niż się tego spodziewał.
-Musiała być w prawdziwej rozsypce. Próbowała myśleć trzeźwo, lecz z drugiej strony sama chciała mi wierzyć. Biedna kobieta... - pomyślał z politowaniem Włoch, choć na jego twarzy gościł uśmiech. Wyjął długopis z kieszeni białej koszuli i w ciągu niespełna pięciu minut przeprowadził nową księgową miejscowej filii przez szereg formalności. Gdy zaś było już po wszystkim, spakował się i udał w stronę drzwi, uprzejmie odmawiając kawy, czy też innych napitków.
-Zaczyna pani od najbliższego poniedziałku. Proszę zjawić się w recepcji o godzinie 7. Tam pozna pani szczegóły. W ciągu 24 godzin zajmiemy się zaległościami finansowymi. Liczymy na owocną współpracę! - rzucił w plastikowym żargonie okularnik, naciskając na klamkę. Nim jednak wyszedł, zatrzymał się jeszcze na chwilę. -Proszę podziękować synowi. To naprawdę świetny dzieciak... - dodał zanim wyszedł, pozostawiając panią domu w osłupieniu.
***
     -Skąd ci się niby wziął ten pomysł? Nigdy nie robiłem nic takiego, wiesz? - burknął zdenerwowany Tenjiro do słuchawki. Zakleszczywszy komórkę pomiędzy prawym barkiem, a swoim uchem jednocześnie prowadził rozmowę i pochylał się nad pacjentem. Ten z kolei, poddany rzecz jasna narkozie, miał zapewne przechodzić operację jelita ślepego, co sugerował fakt, że już go "otworzono". Chirurg siedział na obrotowym stoliku barowym, swoje nagie stopy opierając o nieco niższy, drewniany stołek. Tym właśnie udało mu się przekroczyć granicę absurdu, albowiem wykorzystywał swoje dolne kończyny do... trzymania otwartej książki. Palce lewej stopy utrzymywały przedmiot, a palce prawej przewracały strony. Zapewne gdyby tylko operowany ujrzał "kunszt" osoby, której zawierzył swe życie, żadna narkoza nie byłaby już potrzebna.
-Jeśli nie ty, to kto? Lepszego rehabilitanta nie znajdę, a poza tym... tobie ufam - z słuchawki dobiegł głos Kawasakiego.
-By to chuj! - warknął nagle brązowowłosy. -Właśnie się zorientowałem, że przeciąłem facetowi nie ten organ. Jak się do tego ma twoje zaufanie, Ahmed? - spytał ironicznie, przewracając nogą kolejną stronicę.
-A jak twoja etyka lekarska ma się do składania fałszywych wyjaśnień? - odkuł się natychmiastowo Arab, na co okularnik uniósł brew.
-I że niby co to ma znaczyć? - zirytował się lekarz, przekładając oba skalpele do lewej dłoni, a w prawej materializując igłę i nić z energii duchowej. Sprawnym ruchem zaczął zaszywać naruszony fragment jelita cienkiego, swój wzrok kierując na zapisane kartki papieru.
-Wiem od twojej asystentki, że odkąd poznałeś stan Naito, zbierasz informacje na temat przypadków takich, jak jego. Znając życie, pewnie nawet w tej chwili coś czytasz, racja? - ugodził ponownie zielonowłosy, na co jedyną reakcją okazało się być wzgardliwe prychnięcie Miyamoto.
-Gdybym w ogóle miał się tego podjąć... zaraz po uporaniu się z tobą i z nią... nie mógłbym dać żadnej gwarancji. Jeśli chodzi o odnowienie sieci neuronowej, czy ewentualne usunięcie fragmentów starej, sprawa przez cały czas terapii byłaby jasna i klarowna. Wiesz jednak, że w takich przypadkach 50% szans powodzenia zależy od samego pacjenta. Większość zależałaby od jego własnej determinacji. Jesteś absolutnie pewny, że wykazałby się odpowiednim hartem ducha? - Tenjiro teoretyzował do granic możliwości, nie chcąc dać po sobie poznać swoich prawdziwych uczuć. 
-Nie zwracałbym się do ciebie, gdybym myślał inaczej... - przyznał spokojnie Mentor Kurokawy. W jednej chwili wyrostek robaczkowy wylądował na srebrnej tacy pod ścianą. W ciągu kilkunastu sekund pacjent został sprawnie zaszyty nicią duchową. Jednocześnie książka zamknęła się z impetem, a oba skalpele wrzucono do zbiorniczka z kwasem, który miał oczyścić je z tkanki obcej.
-Zaczynam od jutra, ty przebiegły draniu... Obyś się nie mylił, bo mam zamiar sobie za to policzyć - warknął po dłuższej chwili brązowowłosy, gwałtownie zrywając połączenie. -Wszyscy jesteście beznadziejni... - westchnął ciężko.

Koniec Rozdziału 61
Następnym razem: Wola ze stali

3 komentarze:

  1. Czyli dla Naita jest nadzieja? (Ach! Co za zaskoczenie!) cieszę się, że mama głównego bohatera ma pracę, bo trochę mi się jej żal robiło...
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, pewne rzeczy bywają przewidywalne, choć liczę, że inne mniej ;)

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń