wtorek, 4 lutego 2014

Rozdział 64: Komu bije dzwon?

ROZDZIAŁ 64

     -Nic! Absolutnie żadnych poszlak! Nikt o niczym nie wie, nikt nikogo nie widział... - zdenerwowany Giovanni strącił z biurka stos pieczołowicie na nim ułożonych kartek papieru, które rozleciały się po całym pomieszczeniu z głośnym szelestem. -Do gabinetów Generałów ma dostęp ściśle określona grupa osób. Nie dostanie się do środka nikt, kto nie posiada kopii klucza, a te z kolei pilnowane są przez odźwierną... - pogrążony w rozmyślaniach mężczyzna wyszedł z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Natychmiastowo przekręcił zamek srebrnym kluczykiem, który wyciągnął z marynarki. -Naczelnik posiada kopie wszystkich trzech kluczy. Ja, Ahmeda i Lilith również dysponujemy swoimi. Ja sam mam dodatkowo kolejną kopię klucza Ahmeda. Generał Noailles i Generał Zhang mają przy sobie po jednym oryginalnym. Generał Carver z kolei został go pozbawiony... więc jego klucz powinna przechowywać odźwierna! - skomplikowana, pogmatwana dedukcja Włocha zapaliła lampkę w jego głowie. Momentalnie przyspieszył, na końcu korytarza skręcając w lewo, ku schodom, które zaprowadziły go prosto na aulę wejściową. Tam natomiast udał się w stronę długiego, półkolistego kontuaru po prawej stronie, za którym stała kobieta w średnim wieku o rudych, kręconych włosach.
-Pani McLaren, mam do pani wielką prośbę! - zaczął natychmiastowo niebieskooki, gdy tylko dopadł do stanowiska białogłowy.
-Och, panicz Giovanni. Co panicza do mnie sprowadza? - spytała uprzejmie i entuzjastycznie odźwierna, która darzyła mężczyznę dużym sentymentem. Wielu mawiało, że niegdyś spotykała się ona z ojcem młodego Boccii i tylko przypadek zadecydował o tym, że to nie przez nią został on urodzony. Włoch nigdy nie zagłębiał się w plotki, czy półprawdy, więc traktował "rudą panią", jak każdego innego.
-Musi mi pani natychmiast wydać klucz do gabinetu Generała Carvera - rzucił zdecydowanie niebieskowłosy, opierając obie dłonie na ladzie. Członkini personelu momentalnie zgubiła uśmiech, pozostawiając na swej twarzy już tylko lekki niepokój.
-Ależ... to chyba niemożliwe. Nawet pani Lilith nie otrzymała go, gdy Generał... sam panicz wie. Poza tym musiałby mieć panicz jej osobistą zgodę, by móc dostać chociażby kopię... a i tak zostałaby ona odlana z jej egzemplarza - Maria McLaren zaczęła tłumaczyć swoje stanowisko, opierając się o zasady panujące w siedzibie Madnessów.
-Pani McLaren... Czy naprawdę wątpi pani w moje dobre intencje? Proszę mnie zrozumieć. NIE MOGĘ wyjawić powodów moich działań ani pani, ani nikomu innemu. MUSZĘ otrzymać klucz Generała Carvera - Włoch pochylił się, spoglądając w oliwkowe oczy odźwiernej. Po raz kolejny udała mu się próba perswazji.
-Proszę się z tym nie afiszować, paniczu... Mogłabym mieć przez to olbrzymie problemy - wydukała rudowłosa, odwracając się za siebie i stając przed monstrualnym "regałem", przypominającym te hotelowe. Jego kwadratowe "schowki" wypełniały bowiem klucze do rozmaitych pomieszczeń i skrzydeł wielkiego kompleksu. Większość z nich nie była w żaden sposób osłonięta, nie mówiąc już o zastosowaniu drzwiczek z zamkiem. W oczy rzucały się jednak trzy małe szufladki, umiejscowione jedna obok drugiej. Każda z nich miała wygrawerowaną literę, odpowiednio N, Z i C. Znaki symbolizowały nazwiska Generałów. Za każdym razem, gdy dochodziło do zmiany kadrowej - a przeważnie działo się tak w chwili śmierci danego osobnika - zamawiano nową szufladę, którą wykonywano na zamówienie. Maria McLaren kucnęła szybko, wyciągając spod lady odpowiedni kluczyk, z pomocą którego otworzyła prawą szufladkę. Jej wnętrze całkowicie wypełniała skrzynka pancerna z tajemniczego, czarnego materiału. Na powierzchni pudełka dało się dojrzeć mały, kwadratowy fragment, przypominający kryształową szybkę. Na nim to właśnie kobieta oparła swój kciuk, wtłaczając przez niego moc duchową do mechanizmu.
-Zamek, który reaguje na energię konkretnej osoby. Nikt inny nie jest w stanie otworzyć skrytki. Jeśli więc moje podejrzenia się sprawdzą... sprawa jest naprawdę poważna - podsumował w duchu Włoch. Tymczasem skrzynka otworzyła się z metalicznym trzaskiem, odsłaniając wnętrze, w którym powinien znajdować się złoty kluczyk.
-Nie ma... - wycharczała rudowłosa, w szoku upadając na kolana. -Klucz Generała Carvera... zniknął - tego właśnie obawiał się okularnik. Zakląwszy w myślach, poprawił swoje niebieskie włosy.
-Proszę mnie posłuchać, pani McLaren. Teraz zamknie pani szufladę i będzie udawać, że nic się nie stało. Upewnię się, żeby nie zrobiono z pani kozła ofiarnego. Nigdy nie poprosiłem o klucz. W ogóle z panią dzisiaj nie rozmawiałem, jasne? - trzęsąca się Maria pokiwała głową z przerażeniem i frustracją.
-Niedobrze. Bardzo niedobrze. Jest tylko jedna rzecz, którą mogę teraz zrobić, póki sprawa nie zdążyła wyciec. Muszę sprawdzić "pusty teren" tak szybko, jak to możliwe... - pomyślał Giovanni, pędem rzucając się w stronę drzwi wyjściowych.
***
     -Jak się czujesz po paru dniach pakowania, co? - zapytał z entuzjazmem Shuun, po czym wybuchnął denerwującym śmiechem. Kurokawa bowiem nie wyglądał na tak samo szczęśliwego, co on. Choć determinacja nastolatka wcale nie została nadwątlona, on sam cierpiał na przesyt wysiłków. -No nie patrz tak na mnie, sam tego chciałeś. Poza tym zawsze mogło być gorzej. Twój doktorek sprowadził dla ciebie doskonały sprzęt, czemu chyba nie zaprzeczysz, prawda? - kontynuował białowłosy, widząc złowrogie spojrzenie swojego "dziedzica".
-Faktycznie... Gdyby nie Tenjiro-san, nie zrobiłbym do tej pory praktycznie żadnych postępów... - przeszło przez myśl Naito.
-Może kontynuujmy dopracowywanie mojej techniki, Shuun-san? - uciął stanowczo szatyn, przyjmując pozycję gotową do wykonania swego popisowego ciosu. Król pokręcił jednak przecząco głową, gestem zapraszając gimnazjalistę do siebie.
-Nie. Dzisiaj dla odmiany chciałbym nauczyć cię czegoś w sensie teoretycznym - choć przez chwilę na twarzy władcy jawił się dumny uśmiech, już w następnym momencie zastąpiło go zdenerwowanie. Śmiertelnie zaskoczony drugoklasista z łatwością wyprowadził mężczyznę z równowagi. -Czego wybałuszasz gały?! Jestem istotą światłą i rozumną w stopniu wielokrotnie wyższym, niż ty kiedykolwiek będziesz, więc nawet nie próbuj tego komentować! - wydarł się Pierwszy z ewidentnym przejęciem.
     -Ekhm! - odchrząknął białowłosy, gdy już usiadł na ziemi i gdy młodzieniec usadowił się naprzeciw niego. -Miałem zamiar wyjaśnić ci, czym tak właściwie są ogniwa. Wiem bowiem, że sam się nad tym kilka razy zastanawiałeś... - przybrał specyficzny, rzeczowy i nieco beznamiętny ton. -W tym celu posłużę się paroma rekwizytami... - przerwał na moment, skupiając się na pustej przestrzeni pomiędzy nim, a Kurokawą. W mgnieniu oka pojawiły się na niej trzy drewniane kubki, a zaraz obok dzbanek wody. -Najprościej rzecz ujmując, ogniwa są fragmentami łańcucha duchowego Madnessa. Im łańcuch ten jest dłuższy, tym większy potencjał ma dana osoba. W momencie, gdy ktoś umiera w świecie żywych i powstaje ponownie, ma już określoną liczbę ogniw. Ty zaś miałeś niebywałego farta, od samego początku posiadając aż trzy. Nie oznacza to jednak, że jesteś silniejszy od kogokolwiek, a jedynie, że możesz się takim stać. Ogniwa wyznaczają bowiem granicę potencjału bojowego Madnessa i każdy wykorzystuje je w określonym stopniu. Stopień ten można zwiększyć poprzez praktykę, trening fizyczny, kontrolę zużycia energii i wiele innych... - mężczyzna chwycił dzbanek i zaczął powoli napełniać pierwszy od lewej kubek wodą, aż wypełnił go po brzegi. -W końcu przychodzi więc taki czas, gdy stuprocentowo wykorzystujemy posiadane przez nas ogniwo. Zakładając, że mamy tylko jedno, nasz rozwój zostanie zatrzymany. Jeśli dalej będziemy trenować i pracować nad sobą, nie staniemy się silniejsi... lecz stworzymy pewną nadwyżkę potencjału - wyjaśniał dalej Shuun. Robił to dość zawile i mało przejrzyście, więc tylko bystry umysł Naito ratował go przed pogubieniem się w słowach Króla.
-Zgaduję, że tę nadwyżkę można przenieść na inne ogniwa, tak? - wtrącił nagle czarnowłosy, wywołując cień uśmiechu na twarzy białowłosego.
-Zgadza się. Dzieje się to wtedy, gdy jakiś zewnętrzny impuls tworzy w naszym łańcuchu nowe ogniwo lub kiedy nadwyżka staje się już zbyt wielka. Wtedy cała "zmagazynowana" siła znajduje ujście, czyniąc daną osobę znacznie potężniejszą. Czasami różnica poziomów mocy potrafi być naprawdę duża. W tej chwili na przykład wykorzystujesz jakieś 57% swojego pierwszego ogniwa...
-Shuun-san! - wybuchł nagle szatyn, całkowicie zaskakując Pierwszego, który spojrzał na niego ze zdziwieniem. -Jak silny...  Jak duży potencjał ma Riddler? - zapytał nastolatek z mrożącą krew w żyłach powagą i zaangażowaniem.
-Cóż... Przykro mi to mówić, ale nie stanowisz dla niego najmniejszej przeszkody, jeśli masz na myśli rewanż. Ten człowiek wykorzystuje do granic możliwości wszystkie posiadane przez siebie trzy ogniwa. Nie jestem w stanie stwierdzić, jak dużą nadwyżkę potencjału zdążył zebrać... - grymas niezadowolenia zagościł na bladym licu "dziedzica". -Dla porównania... twój Generał zatrzymał się na 98% trzeciego ogniwa. Gdyby ci dwaj mieli walczyć, przewaga byłaby po stronie tego pierwszego - dodał jeszcze Król. Obywatel Akashimy zacisnął pięści z całych sił.
-Tenjiro-san powiedział mi... że to właśnie on mnie uratował. To prawda, tak? - spytał ze wstydem. Białowłosy pokiwał głową ze zdziwieniem. Sposób, w jaki jego "nosiciel" zmieniał tematy naprawdę go zastanawiał. Jeszcze bardziej intrygowało go, jak odrębne uczucia w nim wywoływały. -Ja... byłem naprawdę podły w stosunku do niego. A on pomimo wszystko mi pomógł, chociaż sam mógł zginąć. Nie wiem, co powiedzieć... Ja... po prostu źle się z tym czuję - Przeklęte Oczy gimnazjalisty zaszkliły się nagle.
-Naprawdę zaczynasz przypominać mi samego siebie, dzieciaku - powiedział w duchu Pierwszy, uśmiechając się delikatnie.
***
     Zabytkowy kościół gotycki w Silverbridge nie odwiedzali dzisiaj żadni goście. Spory obszar przylegający do budynku, otoczony wysokim, zbudowanym z ciemnych "lanc" ogrodzeniem nie pozostawiał żadnego otwartego wejścia. Wszystkie trzy misternie wykonane bramy były zamknięte na cztery spusty. Pomarańczowe niebo zwiastowało rychły zachód słońca. Przed jednym z zamkniętych wejść stał Generał Jean Noailles w całej swojej okazałości z rękami schowanymi w kieszeniach grafitowych spodni. Bez żadnego trudu odbił się od chodnika, przeskakując nad bramą i lądując po drugiej stronie na brukowanej ścieżce. Z obu stron dostrzegał zadbaną, zieloną trawę. Kilka wysokich świerków rzucało na niego swój cień.
     Wielki budynek naprawdę robił wrażenie. Jego kształt, przywodzący na myśl dwa, przenikające się krzyże zawsze budził zainteresowanie pielgrzymów. Dziewięć strzelistych, szpiczastych wież - osiem na zwieńczeniach ramion, jedna duża w centrum - dumnie wznosiły się ku niebiosom. Wysokie i smukłe okna wypełnione witrażami skupiały wzrok każdego, kto miał okazję je dostrzec. Ostre, obeliskowe filary w rogach i kątach budowli zdawały się chronić jej teoretycznie najmniej stabilne punkty. Blondyn obojętnie ruszył w kierunku grubych, czarnych drzwi domu bożego, nie zwracając uwagi na pomarańczową cegłę, z której powstał budynek. Nie musiał.
-Ech... Że też musiał przyleźć akurat tutaj. Naprawdę nie ma za grosz wyrozumiałości... - Francuz przelotnym spojrzeniem omiótł widoczne fragmenty miasta, w którym mieszkał przez pewien okres czasu, by już po chwili zamknąć za sobą drzwi kościoła. Od razu dostrzegł klęczącego przed ołtarzem Thomasa i jego złożone w modlitwie dłonie. Powoli i cicho ruszył przed siebie po czerwonym, zdobionym dywanie.
-Nie przeżegnasz się? Nalałem wody święconej... - odezwał się niespodziewanie kapłan.
-Po co? Wątpię, żeby ktoś miał zamiar słuchać mych modlitw, kiedy zrobię już to, po co tutaj przyszedłem... - odparł oschle niebieskooki, z całkowitą powagą spoglądając na modlącego się duchownego. W tym samym momencie obydwaj mężczyźni usłyszeli dzwon, bijący na szczycie wieży w centrum miasta. Żaden z nich nie wiedział jednak, ku czyjej zgubie wznosi hymny spiżowy pan.
***
     Gdy tylko wybiegł na ulicę i miał już wskoczyć w Strumień... zamarł. Na chwilę, prawie niezauważalnie. Energia, którą poczuł w tym momencie zmusiła go do zastanowienia się, czy nie powinien on opóźnić swojej podróży. Zdecydował w jednej chwili, bo źródło mocy znał nad wyraz dobrze. Prędko ruszył w stronę miejsca, z którego wypływała, przebijając się przez ciżbę. W myślach analizował przybliżony punkt spotkania z "tą" osobą. 
-Nie rusza się z miejsca... Czeka na mnie. To chyba ten plac, który ostatnio zamknięto z powodu upadku czyjegoś domu. Wychodzi na to, że czeka nas rozmowa w cztery oczy... - wydedukował prędko Włoch, wskakując do jednej z bocznych, wąskich uliczek. Takimi rzadko ktoś chodził. Większość mieszkańców Miracle City wolała ścisk innych ludzi, niż ciasnotę i dyskomfort. Dla Giovanniego nie stanowiło to żadnego problemu. Żwawym ruchem przebił się przez jedną, potem drugą alejkę, by ostatecznie trafić na okrągły plac, częściowo zawalony gruzami. Spory kawałek dwupiętrowca nie rozpadł się, a jedynie zajmował pewną przestrzeń.
-Musiał spaść z góry... Wygląda na to, że ktoś zapomniał dokupić paliwa. Z tego powodu turbina przestała działać, a dom runął na ziemię. Ciekawe, czy ktoś przy tym ucierpiał... - pomyślał spokojnie młody Boccia. Nim znalazł kolejny temat do dumania nad nim, coś przeszyło powietrze. Tajemniczy przedmiot świsnął koło ucha okularnika, który właśnie odchylił się na lewą stronę. Nie uderzył on jednak w ścianę ani nie spadł na ziemię. Najzwyczajniej w świecie zatoczył szeroki łuk i niczym bumerang wrócił do osoby, która nim rzuciła. Jak się zaraz okazało, przedmiot ten był... wachlarzem.
-Znów się spotykamy, Carmen... - mruknął oschle Włoch do stojącej przed nim kobiety.

Koniec Rozdziału 64
Następnym razem: Danse Macabre

2 komentarze:

  1. Czy... Czy oni będą się bić? Oby tak!! Chociaż teogniwa wskazują, że nie będzie łatwo... Swoją drogą... Dobrze wykombinowane z tym potencjałem
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, musiałem wymyślić coś, co pozwoliłoby mi wprowadzić jakieś statystyki, względem których określałbym siłę postaci. Ogniwa dają sporą wolność przy interpretacji, a także są bardzo uniwersalne. Z tego akurat rozwiązania jestem zadowolony ;)
      Też pozdrawiam ^^

      Usuń