ROZDZIAŁ 70
W tym samym momencie przeszklone wieka czterdziestu komór pękły. Mała armia białych, bezpłciowych istot poruszyła się gwałtownie, wyrywając tym samym wbite w ich ciała igły. Pęknięte szybki momentalnie zostały wybite pod naporem gładkich pięści. Jedna za drugą, uwalniały przerażająco nieludzkich humanoidów. Giovanni z grymasem niezadowolenia zacisnął dłonie na swoich glockach, przygotowany do obrony. Wciąż odczuwał silny ból w swojej stopie i nieco słabszy wzdłuż całej ręki. Jego niebieskie oczy lustrowały trwających w całkowitym bezruchu oponentów.
-Wytwarzano ich tutaj? Czym oni w ogóle są? Nie oddychają, nie wydają żadnych dźwięków, nie okazują emocji... a na dodatek wygląda na to, że nie wykonują żadnych zbędnych ruchów. Jeśli naprawdę tak jest, przewidzenie ich ataków będzie praktycznie niemożliwe... - okularnik starał się ułożyć wszystko w swojej głowie, gdy niespodziewanie stojący naprzeciw niego łysol wybił się z miejsca w jego stronę. Pozbawiona paznokci dłoń całkowicie wyprostowała i złączyła palce, wysuwając się na prowadzenie w stosunku do reszty pochylonego ciała.
-Nie może być... Jestem pewny, że do tego ruchu wykorzystał moc duchową, ale... w ogóle jej nie wyczułem - tylko tyle zdążył poddać pod swą ocenę Włoch, nim przeciwnik do niego dotarł. Boccia natychmiastowo przekręcił się bokiem do niego, unikając ataku. Już w następnym momencie oparł lufę prawego pistoletu o potylicę wroga... unosząc się na nim nogami do góry. -Chciał bezpośrednio przebić moje ciało tą ręką? Ich wachlarz ruchów jest zdumiewający, jak na dzieło człowieka - w jednej chwili naciskająca na czerep golasa broń wystrzeliła, wyrzucając pocisk przez jego czoło. Silny wystrzał uniósł nieznacznie niebieskowłosego do góry, skąd opadał na niego kolejny przeciwnik. Sposób, w jaki układał dłoń pozwalał twierdzić, że ma zamiar "zadrapać" zastępcę Generała, choć w ogóle nie posiadał paznokci. Mimo wszystko Giovanni wolał nie pozwalać mu na fizyczny kontakt. Momentalnie jego drugi glock wystrzelił kilkakrotnie w klatkę piersiową wroga, obijając go o sufit. Nim Włoch w ogóle zauważył, co się z nim stało, nagie palce kolejnego przeciwnika mocno wbiły się w jego nogę. Biała skóra łysego, syntetycznego tworu zajaśniała potężnym blaskiem, nie zwiastując niczego dobrego. Zastępca Generała momentalnie wystrzelił z obydwu pistoletów, przestrzeliwując łokcie humanoida z taką siłą, że oderwał je od reszty ciała. W tym samym momencie przestały one świecić, w przeciwieństwie do dalszych fragmentów łysola. Silna eksplozja rozsadziła leżącego wroga, pochłaniając swoistą białą kopułą zaskoczonego niebieskowłosego.
***
Jean ruszył do przodu wolnym, bardzo nierównomiernym krokiem, przechylając się na boki. W pewnym momencie gwałtownie zatoczył się w prawą stronę i już zdawało się, że upadnie... gdy nagle odbił się na jednej nodze dzięki mocy duchowej. Wyraźnie spięty srebrnooki spoglądał na zbliżającego się do niego, całkowicie zalanego Francuza, który ewidentnie szykował swoje kolano do uderzenia w kapłana. Długowłosy natychmiastowo utwardził swój brzuch, chcąc przyjąć cios i szybko znokautować oponenta. Nie spodziewał się jednak tego, co nastąpiło. Generał momentalnie rozstawił swoje nogi, zamachując się każdą z nich w innym kierunku. Jego kostki otoczyła poświata energii duchowej chwilę przed niespodziewanym uderzeniem. Lewa noga kopnęła bowiem w prawą kończynę kleryka na bardzo niskiej wysokości. Jednocześnie prawa wykonała zamaszyste, górne kopnięcie, trafiając idealnie w lewą skroń mężczyzny.
-Niemożliwe... Przecież dokładnie widziałem, że przymierzał się do całkiem innego ataku. Dwa kopnięcia w dwa różne miejsca z dwóch różnych stron... To w ogóle możliwe w stanie takim, jak twój? - grymas bólu wykrzywił twarz księdza. Siła "lustrzanych" kopnięć jednocześnie zachwiała od dołu środkiem ciężkości Thomasa i pchnęła go od góry w drugą stronę. W konsekwencji tego miała miejsce najbardziej niespodziewana reakcja jego ciała - uniesiony w powietrze Połykacz Grzechów ruchem obrotowym został ustawiony do góry nogami.
-Bastille! - wycedził przez zęby niebieskooki. Mistrz sztuki kung-fu nie miał bladego pojęcia, co się działo. Tymczasem dzięki umiejscowieniu ich w dwóch różnych miejscach, stopy Francuza momentalnie cofnęły się i połączyły ze sobą. Nadal będąc w górze, Noailles prędko ugiął kolana. Unieruchomiony przez siłę ciosu kapłan wystawił przed siebie otwarte dłonie, ładując je mocą duchową. W ułamku sekundy Generał wyprostował nogi, uderzając pełną powierzchnią stóp w przygotowane do odbicia ataku ręce przeciwnika. Riddler skrzywił się wyraźnie.
-Co za siła... Więc naprawdę atakuje z pełną mocą? - ta pojedyncza myśl zdążyła pojawić się w głowie duchownego, nim impet uderzenia rzucił go do tyłu. Pozornie niekontrolowany lot długowłosego opanowany został w dość szybkim tempie. Ksiądz z dużą siłą uderzył stopami w kościelną ambonę, chcąc zamortyzować wcześniejsze uderzenie nogami. Nie zdołał. Marmurowa mównica pękła na kawałki, a on sam zatrzymał się dopiero przy ścianie. Na jego twarzy widać było ból. Dwa palce lewej ręki Thomasa były wygięte w dziwny sposób, jarząc się czerwienią. Riddler bez chwili wahania chwycił je drugą ręką i naciągnął z głośnym trzaskiem, nastawiając je.
-Myślałem, że już to zrozumiałeś, Thomas. Myśląc o mnie, jak o osobie, którą możesz z łatwością pokonać... sam kopiesz sobie grób. W dodatku, hic, przez ostatni tydzień zmarnowałeś naprawdę dużo energii - srebrne oczy długowłosego rozwarły się ze zdziwieniem i niepokojem. -Ten dzieciak nie "uszkodził" twojej nogi. On zmiażdżył ci kość. Przez cały ten czas otaczałeś miejsce złamania wystarczająco ciasną powłoką, by ustabilizować jego strukturę. Siedem dni, Thomasie. To dużo czasu i dużo mocy, hic. I mimo twoich starań, ta noga nadal nie jest tak sprawna, jak powinna być... - pijany człowiek nie powinien był zachować tak przytomnego umysłu. To właśnie stąd brało się zaskoczenie kapłana. Nie rozumiał, jakim cudem Francuz atakował w tak nieprzewidywalny sposób. Nie wiedział też, jak udawało mu się komunikować z taką łatwością. Generał Jean Noailles był znany w całym Miracle City jako "najmocniejsza głowa świata". Jego Styl Pijanego Mistrza został dopracowany do granic możliwości właśnie dzięki doświadczeniu w piciu... i codziennym kultywowaniu tej tradycji.
-Więc to tak... - mruknął nagle kapłan, po czym zaśmiał się głośno. -Przepraszam, że cię zlekceważyłem, Jean. Być może okaże się, że tak naprawdę to JA się od ciebie czegoś nauczę... - zaprawiony w boju wojownik dysponował już nie tylko wiarą. Już nie tylko obowiązek nakazywał mu walczyć. W chwili, gdy stanął w szranki z przeciwnikiem, którego ataków nie potrafił sobie nawet wyobrazić, jego serce zaczęło bić szybciej. Jako arcymistrz sztuk walki czuł narastającą ekscytację pojedynkiem. I na znak szacunku względem przeciwnika, uderzył pięścią w otwartą dłoń, kłaniając się do samego pasa z zamkniętymi oczyma. Ruszył z pełną prędkością, wychylając się do przodu. Gwałtownie zahamowawszy tuż przed twarzą oponenta, wykonał obrót o 360 stopni... posyłając wysokie kopnięcie prosto w twarz Francuza. Tamten w ogóle nie próbował się obronić. Stopa kapłana wygięła jego lico, a pijak okręcił się bezwładnie w miejscu, stając plecami do duchownego.
I wtedy znów zaczęła się magia. Praktycznie bez żadnego zastanowienia zamachnął się prawą nogą z dołu do góry. Jego kończyna wędrowała coraz dalej, aż do półszpagatu. W tym właśnie momencie alkoholik utracił równowagę, gwałtownie przechylając się do tyłu i pogłębiając tym samym zasięg kopnięcia. Zaskoczony Połykacz Grzechów osłonił twarz prawym przedramieniem. Stopa Generała uderzyła w gardę wroga ze swoistej przewrotki, zahaczając się o wystawioną rękę. W tym właśnie momencie chylący się ku upadkowi Jean odbił się od podłogi, używając w tym celu tylko lewej pięty. W miarę, jak unosił się coraz wyżej, z całej siły wyrzucił do przodu prawą nogę, która nadal trzymała się bloku duchownego. Długowłosy został dosłownie pociągnięty żywym hakiem, niczym unoszona na wędce ryba.
-Crochet! - wykrzyknął pijak, w karkołomnej akrobacji miotając oponentem na odległość. Jego przepotężna dolna kończyna rzuciła Riddlerem w sposób, jakiego jego doświadczenie bojowe nie przewidziało. Lecąc, niby pocisk z katapulty przebił się kolejno przez cztery kościelne ławy, by następnie... rozbić ścianę samego budynku i zniknąć na zewnątrz. Tymczasem Noailles upadł na plecy z taką lekkością, że w ogóle nie przypominało to upadku. Leżał tak z rękoma w kieszeniach, czekając przez kilka sekund... aż doczekał się. Długie i wąskie, wzbogacone witrażem okno zostało rozbite przez wpadającego w nie Thomasa. Mężczyzna zaczął spadać z wysokości dziesięciu metrów, lecz wszystko było częścią jego planu. Natychmiastowo wtłoczył w prawą nogę pewną ilość mocy duchowej, by w locie wykonać kopnięcie z półobrotu. Wraz z tymże ruchem wyzwolił zebraną energię w postaci fali uderzeniowej... która to miotnęła kawałkami połamanego szkła w stronę leżącego Francuza.
-Takich ruchów nigdy w życiu nie widziałem. Nikt nie powinien być w stanie wykonywać tak skomplikowanych manewrów, jednak on... On robi to prawie podświadomie. Nie chodzi wcale o to, że pod wpływem alkoholu staje się nieprzewidywalny... Ten człowiek dokładnie planuje to, co chce zrobić... i psuje każdy swój plan przez to, że jest pijany. Wszystko to, co robi jest dziełem przypadku. Każdy genialny ruch, którego użył przeciwko mnie był wynikiem popełnionego błędu! Coś takiego... Nie wiem, jak z tym walczyć! - tymczasem Generał prędko podkurczył nogi, przesyłając przez nie podwójną falę uderzeniową, która to skutecznie odsunęła go od szklanego gradu. Opadający Riddler nie miał zamiaru dawać mu satysfakcji. Jeszcze w powietrzu sam skorzystał z emisji, z dużą prędkością kierując się w stronę wroga. Zginając dłoń i wystawiając naprzód drugi rząd knykci, runął na leżącego pijaka, wbijając je prosto w jego brzuch. Niebieskooki wypluł krew, lecz momentalnie, bez najmniejszej chwili zawahania wymierzył zamaszystego kopniaka prosto w kark kapłana. Siła ciosu rzuciła nim w kierunku pobliskiej ściany, od której natychmiast się odbił. By uniknąć efektów dawanych przez zawroty głowy, zamknął srebrne oczy, stabilizując lot.
-Jest tak napruty, że praktycznie nie czuje bólu. Jeśli tak dalej pójdzie, zdobędzie nade mną przewagę - jeszcze będąc w powietrzu, duchowny przygotował prawą pięść do zadania ciosu. Z niedowierzaniem dostrzegł to, co się stało. Francuz, który przedtem nie mógł się podnieść, teraz był już w innym miejscu, niż wcześniej. Stojąc na ugiętych rękach, podkurczał obydwie nogi, podczas gdy Thomas znajdował się bezpośrednio nad nim. Generał zareagował momentalnie. Nim Połykacz Grzechów zniknął z jego zasięgu, obydwiema dłoniami wywołał silne fale uderzeniowe, jednocześnie rozprostowując dolne kończyny. Całymi stopami wbił się w długowłosego, nie tylko go zatrzymując, lecz unosząc w powietrze... razem z samym sobą. Emisja Noailles'a bowiem nie była jednorazowa. Potężny podmuch trwał i trwał, stale wznosząc Jeana... i pozwalając mu do góry nogami wykonywać kolejne potężne ataki.
-Tour D'ivoire! - Francuz dosłownie wykopywał obezwładnionego oponenta coraz wyżej i wyżej. Jego nieustająca, jednostajna emisja sprawiała, że nie tylko nie opadał, lecz nie pozwalał przeciwnikowi na wyjście z zasięgu jego nóg. Grad kierowanych ku górze kopnięć całymi stopami wystrzeliwał krew z ust Połykacza Grzechów przez prawie pół minuty. Potem bowiem dotarli do samego sufitu. Srebrnooki został wgnieciony w strop idealnie w miejsce jednego z pieczołowicie wymalowanych aniołów... a krótkowłosy ze spokojem upadł na podłogę, stając idealnie na swych dłoniach.
-Jesteśmy połączeni w bardzo dziwny sposób, Jean. Przybyliśmy tego dnia do tego samego miasta. Ty, pełen optymizmu i pewności siebie, zostałeś całkowicie zniszczony przez rzeczywistość. Ja, przerażony i onieśmielony, zostałem przyjęty ciepło, po drodze napotykając kolejne sukcesy. W chwili, gdy pierwszy raz cię spotkałem, wiedziałem już, że to nie przypadek. Byłem pewny, że to Bóg skrzyżował nasze drogi, abym mógł ci pomóc. Wygląda na to, że już nie potrzebujesz mojej pomocy. Nawet nie wiesz, jak mnie to cieszy... - gdy tylko udało mu się wydostać ze szczeliny w suficie, skupił energię w podeszwach shaolinek... i zawisł w powietrzu, przyklejony do powierzchni stropu. Jego długie, falujące włosy spłynęły kaskadą w stronę podłogi.
-Sukai Fo-ru... - mruknął pod nosem mężczyzna, splatając ze sobą palce prawej dłoni w kształt, przypominający dziób. Tak złożoną rękę otoczyła intensywna poświata mocy duchowej, która jeszcze bardziej podkreśliła wspomniany zarys. Kapłan odbił się ze wszystkich sił, wybijając wielką dziurę w pozostawionym suficie. Do tej pory pijany Francuz, z którego pot przez cały czas lał się prawdziwymi strumieniami i którego czerwona skóra przypominała dojrzały pomidor, zdążył już stanąć na nogach... z rękami w kieszeniach. Dynamiczny atak Thomasa ugodził Generała, który to przyjął go na klatkę piersiową. "Dziób" bez trudu przebił się przez skórę i mięśnie, a nawet mostek. Impet przełamał pokiereszowaną kość niemalże na pół, lecz w tym momencie energia, która otaczała dłoń Połykacza Grzechów... wyparowała. Ksiądz zastygł w bezruchu, dysząc ciężko. Obaj Madnessi zastygli w bezruchu na kilka sekund, by ostatecznie Jean znienacka uderzył prawym kolanem w podbródek oponenta, wyciągając tym samym jego dłoń ze swojego ciała. Nie czekając na nic, zbliżył się do duchownego, by natychmiastowo uderzyć własnym czołem w jego czoło z siłą, która zmusiła go do ugięcia nóg. W ostatnim, rozpaczliwym ataku Riddler wyrzucił przed siebie otwartą dłoń, przykładając ją do brzucha Noailles'a. Znacznie osłabiona już emisja odepchnęła go na dziesięć metrów do tyłu, jednak nawet nim nie zachwiała. Srebrnooki spojrzał w twarz swojemu dawnemu kościelnemu. Mężczyzna nie był już pijany. "Najmocniejsza głowa świata" zdążyła wypocić podczas walki całą dawkę alkoholu absolutnego.
-Hej... - rzucił niedbale Generał. -Jeśli to dla tego człowieka jesteś zdolny do tak ogromnych poświęceń... to kimże ja jestem, by decydować, czy masz prawo nazywać go Bogiem? - na zmęczonym licu Thomasa pojawiło się niemałe zdziwienie, lecz już po chwili zniwelował je pełen ulgi uśmiech. -Dalej jednak nie wyglądasz na takiego, co to miałby paść na pysk... więc będę musiał cię do tego zmusić - dodał zaraz niebieskooki. Widać było, jak wielki ból sprawia mu przebita klatka piersiowa i złamany mostek. Płynąca po jego torsie krew zaczęła barwić białą koszulę, choć większość plam zakrywała krupierska kamizelka.
Zagiąwszy nogę w kolanie, zamachnął się do tyłu, pochylając na lewą stronę. Od podeszwy do samego kolana - cała kończyna została dosłownie oblepiona przez kotłującą się, praktycznie białą moc duchową, która swym kształtem przypominała zimny płomień. Skośne kopnięcie z dolnego prawego do górnego lewego rogu rozdarło powietrze, momentalnie posyłając całą zebraną energię przed siebie w postaci swoistego półksiężyca. "Pocisk" uderzył idealnie w klatkę piersiową nieruchomego już kapłana, wnikając do jej wnętrza i tracąc swą formę. W momencie, gdy stopa Francuza znów spoczęła na podłodze, długa i głęboka rana cięta pojawiła się na torsie Thomasa, ciągnąc się od barku do biodra. W jednej chwili fontanna krwi wystrzeliła w powietrze. Pobladły Riddler upadł na posadzkę, brudząc w czerwieni swe czarne, "dmuchane" spodnie. Generał podszedł powoli do klęczącego na kolanach mężczyzny, by już po chwili unieść swą nogę w powietrze, niczym gilotynę. Kończyna trzeźwego już Jeana zaczęła złowróżbnie opadać, celując w sam środek głowy duchownego.
-Panie mój, żadną modlitwą nie ośmielę się błagać Cię o wybaczenie. Zawiodłem. Ten, kogo miałem usunąć w Twoim imieniu okazał się być silniejszy ode mnie. Niech Opatrzność czuwa nade mną w ostatnich chwilach. Ty wiesz, że umieram, wielbiąc Twój majestat - pomyślał tylko srebrnooki, będąc gotowym na śmierć. Wtem jednak poczuł tylko lekkie klepnięcie. Zaniżająca swój pułap pięta Noailles'a oparła się o jego lewy bark, by już za chwilę zajarzyć się od mocy duchowej, która to momentalnie wniknęła do wnętrza ciała księdza.
-Wolę walczyć honorowo. Dwóch na jednego to niesprawiedliwe ustawienie... - podjął Francuz, a widząc zaskoczenie kapłana, kontynuował. -To nie JA cię pokonałem. Zrobiłem to z pomocą Naito. Gdyby nie zmiażdżył twojej nogi, nie zmarnowałbyś tak dużych ilości energii. Tylko z jego powodu nie mogłeś dość dobrze się wybić. W dodatku brakło ci mocy w kluczowym momencie. Gdyby nie ten dzieciak, przebiłbyś się przez mój kręgosłup, nieprawdaż?
-Jean... Nie boisz się? Jeśli mnie oszczędzisz, raz jeszcze mogę stanąć przeciwko tobie i twoim towarzyszom... - kapłan chciał się upewnić. Chciał wiedzieć. Chciał całkowicie poznać motywy działań alkoholika.
-Jeśli raz cię pokonałem, mogę to zrobić drugi raz, nie? Poza tym... nie potrafiłbym cię zabić bez narąbania się, jak dzika świnia... a tak się składa, że nie mam już ochoty pić. Wracaj do swojego Boga, Thomasie... - powiedział tylko Generał, ruszając w stronę drzwi. Chwilę przed wyjściem odwrócił jeszcze swą głowę. -Nigdy w życiu nie miałem lepszego przyjaciela od ciebie. Za to... dziękuję ci - rzucił tylko, kopniakiem otwierając drzwi kościoła. W ciągu minuty był już wewnątrz Strumienia, z obolałym ciałem ruszając do Miracle City.
-Boże... pozwól mi modlić się za tego grzesznika... - wyrzekł z przejęciem długowłosy, wznosząc głowę i dłonie w kierunku nieba. W tym samym momencie jednak usłyszał nieznajomy dźwięk. Coś dużego odlepiło się od sufitu, spadając na podłogę kawałek za jego plecami. Coś... lub ktoś.
-Wybacz, ale przewidywane są na dzisiaj zakłócenia na linii wierny-bóstwo. Skoro mamy już okazję porozmawiać w cztery oczy, chciałbym cię prosić o przysługę... Czy mógłbyś łaskawie umrzeć? - męski głos pobrzmiewał zdecydowaniem i pewnością siebie. Riddler z kamienną twarzą odwrócił się w stronę źródła głosu, lecz... nikogo nie dostrzegł. Zdawało mu się tylko, że jakiś niewidzialny zarys wprawia w drgania powietrze, niczym w parny, słoneczny dzień.
Koniec Rozdziału 70
Następnym razem: Najwyższe poświęcenie
No! I o to chodziło! Porządnie obił mu mordę! Genialnie Ci to wyszło! Wyobrażałem sobie każdy atak!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Bardzo się cieszę, że zrozumiale i zjadliwie to wyszło ^^ W końcu to pierwsza walka wysokiej rangi w The Madness ;)
UsuńPozdrawiam również ^^