środa, 12 lutego 2014

Rozdział 72: Niema furia

ROZDZIAŁ 72

     -Niech to szlag! Tylko po to kontynuowałem walkę, by zdobyć informacje, a teraz? Nie mogę ich nawet przekazać... Ten drań przebił mi serce - mężczyzna, wciąż klęcząc, wystrzelił dwa pociski, które przedziurawiły spadającego przeciwnika i strąciły go na podłogę. Włoch podniósł się, drżąc coraz mocniej. Zrobił jedyne, co był w stanie wymyślić, by opóźnić nieuniknione... Za pomocą energii duchowej zasklepił dziurę w sercu, a następnie przy pomocy emisji bombardował je z każdej strony delikatnymi falami uderzeniowymi. Improwizowany masaż serca pozwolił mu w miarę swobodnie wstać... lecz doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że walka się nie skończyła.
-Skoro jeden wpadł na pomysł przedostania się szybem, inni też tak zrobią. A nawet jeśli nie, z pewnością przebiją się przez tamte gruzy - na jego twarzy widać było kropelki potu. Nogi Giovanniego trzęsły się, jakby miał zaraz upaść. Obraz przed jego oczyma zaczynał się lekko rozmazywać. Zastępca Generała zaczynał mieć coraz silniejsze mroczki. -Przykro mi, Ahmed. Chyba nie będziemy mieli okazji ze sobą porozmawiać... - pomyślał nostalgicznie niebieskowłosy, by już po chwili przyjąć surowy wyraz twarzy. -Muszę się ich pozbyć w jednym ataku. Nie mogę pozwolić, żeby wydostały się z fabryki... Choć tyle muszę zrobić, żeby moje śledztwo nie poszło na marne - z jasnym postanowieniem skupił bardzo duże ilości energii w stopach, po czym kilkunastoma pociskami wybił dziurę w stropie. Momentalnie odbił się z porażającą prędkością, wylatując przez otwór, niczym rakieta. Podmuch chłodnego powietrza przynosił mu ulgę, gdy wzbijał się prawie dwadzieścia metrów nad ziemię. Jeszcze w powietrzu skierował swe spojrzenie na budynek, dokonując czegoś, czego jeszcze nigdy wcześniej nie robił. Momentalnie otoczył cały kompleks sferą energii duchowej, tworząc niebywałych rozmiarów obszar absolutnego słuchu.
-Heh! Szkoda, że nikt tego nie widzi... - pomyślał z uśmiechem Włoch. -Nawet jeżeli nie oddychają, z pewnością próbują mnie znaleźć. A skoro tak, poruszają powietrzem wokół nich. Odkrycie ich pozycji jest więc dziecinnie proste - zastępca Generała z imponującą precyzją odnalazł każdego z 29-ciu "klonów", zapamiętując wszystkie wyliczone współrzędne. Już po chwili zaczął strzelać, wtłaczając ostatnie zapasy mocy w swe podwójne glocki. 
-Quarta Sinfonia - były to ostatnie słowa, które miał siłę wypowiedzieć Włoch. Każdy wyrzucony z lufy pocisk otaczała ciasno masa energii, która przyjmowała kształt... 15-centymetrowych ładunków do haubicy. W mgnieniu oka 29 masywnych, rozświetlających okolicę naboi ruszyło w najróżniejsze miejsca budynku, z łatwością przebijając się przez sufit. Każda "kula" wycelowana była bez najmniejszego omsknięcia w głowę jednego z przeciwników. Imponujący, przeciwpancerny deszcz zalał opuszczoną fabrykę z głuchym, przeciągłym świstem. A gdy tylko ostatni pocisk rozniósł na kawałki swój cel, broń młodego Boccii rozpłynęła się w powietrzu. Wraz z nią zniknął również jego obszar słuchu. Pozbawiony sił zastępca Generała, którego wszystkie rany raz jeszcze się otworzyły, zaczął spadać w dół w półprzytomnym locie.
-I co teraz, tato? Gdybyś zdawał sobie sprawę z powodu, dla którego tak rzadko poświęcam się dla firmy, pewnie teraz byłbyś ze mnie dumny... Trochę mi głupio. Tyle czasu o niczym nie wiedziałeś, a teraz... już się nie dowiesz. Mam tylko nadzieję, że powiedzą ci to, co najważniejsze. Że robiłem to, w co wierzyłem najlepiej, jak mogłem i... byłem szczęśliwy, mogąc to robić - otępiała mowa pożegnalna głoszona była wewnątrz umysłu niebieskookiego, gdy gasnącym spojrzeniem lustrował niebo. Uśmiechnął się pod nosem na jego widok. -Nawet teraz sztuka goni za mną, by się ze mną pożegnać, co? Czy właśnie tak musiał się czuć Ikar, gdy rozpadły się jego skrzydła? Co o tym sądzisz, Ahmed? Nie... akurat taki ignorant pewnie nawet nie wiedziałby, co mam na myśli. Ale cieszę się, że cię znałem, ignorancie. Możliwe, że wreszcie nauczysz się pilności, bo jak dotąd odkładałeś wypełnianie dokumentów na ostatnią chwilę i musiałem ci pomagać. Pilnuj swojego dzieciaka, dobrze? Jeśli naprawdę wierzysz w to, że jego pokolenie jest zdolne dokonać przełomu... pomóż im w tym. Tak bardzo chciałbym mylić się w tym, co powiedziałem ci wtedy, w twierdzy - rozwodząc się nad tym, co go trapiło, upadł na dach podziurawionej fabryki. Nie czuł już bólu. Anemicznie blada skóra zwiastowała tylko jedno. Włoch w ostatniej chwili zorientował się, że wylądował tuż przed czyimiś stopami. Chciał mu się przyjrzeć. Chciał dowiedzieć się, kto przybył, by cieszyć się ze swojego triumfu. Nie potrafił. Wszystko, co oddalone było dalej, niż kilkadziesiąt centymetrów od niebieskich oczu spowijał mrok. Zasychające usta mężczyzny wygięły się, lecz nie mogły wydobyć z siebie żadnego słowa.
-Czy to ważne, kim jestem, panie Boccia? - przybysz perfekcyjnie odczytał intencje zastępcy Generała. -Zaśnij w końcu. Już nic cię tu nie trzyma... - dodał jeszcze, gdy drżące powieki Giovanniego zaczęły się zamykać. Był zły. Walczył z przemożną chęcią udania się w objęcia Morfeusza, ponieważ zdał sobie sprawę, z kim miał do czynienia.
-To ten człowiek. To z pewnością ten człowiek stworzył tamte potwory. Cholera! Przepraszam was... Nie dałem rady - gorzkie przemyślenia napływały do głowy, gdy reszta ciała stopniowo obumierała. Jednocześnie jeden obraz jawił się tuż obok dogorywającego Włocha. Choć niebieskowłosy wiedział, że są to tylko zwidy, doskonale widział klęczącą przy nim Carmen. Zdawało mu się, że doskonale czuł, jak kobieta odgarnia dłonią włosy z jego czoła. Tuż przed swoją śmiercią, nie mogąc już nawet myśleć... rozpłakał się - ze szczęścia.
***
     Frontowe drzwi do sali biesiadnej były już zamknięte. W mroku pozostała tylko jedna osoba. Pogrążony w ciszy Bachir siedział na swoim tronie. Jego prawa ręka ułożona była na oparciu, lewą trzymał się za skronie. Zdążył już ochłonąć po tym, co spotkało go rano. Wciąż jednak nie oswoił się ze świadomością utraty jednego z najwierniejszych podwładnych. Nie potrafił pojąć, jak Thomas mógł z taką łatwością przegrać pojedynek. Nie wierzył w to, że rozmawiający z nim Generał był aż tak silny. Czuł podstęp. Atak z zaskoczenia, zagranie na uczuciach, odwołanie się do poczucia honoru kapłana... Mulat brał pod uwagę każdą alternatywę. Każda wzbudzała w nim jeszcze większy żal, którego twarz mężczyzny w żaden sposób nie wyrażała. Doskonale rozumiał jednak, że to, co miało nadejść zwiastowało utratę znacznie większej ilości poddanych.
     Drzwi z tyłu sali skrzypnęły cicho, lecz przywódca Połykaczy Grzechów zignorował to. Ktoś wszedł do wnętrza sali, ostrożnie zamykając za sobą wrota, za którymi dało się jeszcze dojrzeć fragment klatki schodowej. Niski, wąski kształt powoli przemknął się na palcach w stronę tronu, stając za jego oparciem. Mała istotka wychyliła zza niego głowę, starając się w mroku wypatrzeć siedzącego na kamienistym "podeście" białowłosego.
-Wiem, że tam jesteś, Legato - nagłe odezwanie się lidera spłoszyło przybysza do tego stopnia, że podskoczył w miejscu, nerwowo łapiąc oddech. -Podejdź tutaj, nie chowaj się - zarządził jasno złotooki, a cichy "gość" obszedł siedzisko, stając przed nogami mężczyzny. W tym momencie Bachir wyciągnął przed siebie dłoń, nad którą momentalnie pojawiła się kula czystego światła, która to rozświetliła niewielki obszar, ukazując oblicze Legato.
     Chłopiec nie mógł mieć więcej, niż sześć lat. Za sprawą wieku odrastał od ziemi w niezbyt imponującym stopniu. Był szczupły i bardzo proporcjonalnie zbudowany. Nosił na sobie biały, gładki podkoszulek i czarne spodenki, sięgające za kolana. Na małych stopach widniały skórzane sandały, a na lewym nadgarstku złota bransoleta z wygrawerowanym na niej napisem w nieznanym języku. Legato miał ten sam kolor skóry, co Bachir. Również barwa ich włosów była identyczna, choć dziecko szczyciło się bujną, rozdmuchaną na wszystkie strony, niczym liście palmy kokosowej, czupryną. Chłopiec miał nawet złote, bystre oczy, jakby na podobieństwo mężczyzny.
-Coś się stało? Myślałem, że jesteś zmęczony. Kiedy wychodziłem z pokoju, nieudolnie udawałeś, że śpisz... - oczy sześciolatka rozszerzyły się ze zdziwienia. Najwidoczniej nie spodziewał się, że jego podstęp zostanie przejrzany przez dorosłego.
-Przepraszam, tato... - bąknął pod nosem dzieciak, widząc wyczekujące spojrzenie Połykacza Grzechów. -Ja po prostu... wcale nie byłem zmęczony. Tak jakoś... było mi smutno - chłopiec, którego zasób słownictwa zdecydowanie przekraczał możliwości jego rówieśników, teraz ewidentnie próbował ostrożnie formułować zdania. I to nie umknęło uwadze Bachira, który natychmiastowo objął malca ramieniem i posadził na swoim kolanie, przyglądając mu się badawczo.
-Co się stało? - zapytał nagle, z delikatnym niepokojem i pewnymi podejrzeniami wpatrując się w oczy swojego syna.
-Ja... słyszałem, jak parę osób rozmawiało, że wujek Thomas wyjechał... ale chyba jeszcze nie wrócił. To prawda, tato? - zabrzmiało jedno z przewidzianych przez mężczyznę, niebywale kłopotliwych pytań.
-Tak, Legato, to prawda. Musiał wyjechać... bardzo daleko stąd - starszy mulat czuł kłucie w sercu, zmuszony do oszukiwania swego potomka.
-Ale... nawet nie przyszedł się pożegnać... - w złotych oczach pojawiły się łzy, które Bachir natychmiast otarł. -Tęsknię za nim. Kiedy wróci? - kolejne trudne pytanie skierowane zostało przeciwko przywódcy Połykaczy Grzechów.
-Legato... - mężczyzna otoczył sześciolatka ramieniem, z troską przytulając go do siebie. Serce dziecka przyspieszyło ze strachu, bojąc się usłyszeć resztę zdania. -Wujek Thomas już nie wróci - słowa te odbiły się echem, które powróciło do uszu zszokowanego chłopca. Jego podbródek zatrząsł się gwałtownie, a po policzkach popłynęły łzy. Malec wtulił twarz w czarny, futrzany płaszcz ojca, łkając cicho przez kilka minut. Nikt, kto nie widział tej sceny, nie potrafiłby wyobrazić sobie, jaki ból targał sercem Bachira, który doskonale zdawał sobie sprawę z ukrywanej prawdy.
-Ale tęskni za nami, prawda? Na pewno tęskni, prawda? - wybeczał Legato, na co mężczyzna delikatnie poklepał go po głowie, całując w sam jej czubek.
-Na pewno. Jest mu naprawdę przykro, że nie może tu z nami być, ale nie miał wyboru... - pocieszył syna z troskliwym uśmiechem na twarzy.
-Tato... Ale ty mnie nie zostawisz, tak? Ty nie wyjedziesz, prawda? - niewzruszonemu, charyzmatycznemu przywódcy zadano najtrudniejsze pytanie, jakie tylko był w stanie sobie wyobrazić... i na które nie mógł odpowiedzieć szczerze.
-Nigdy w życiu! Zrobię wszystko, by móc z tobą zostać, synu. Z tobą... i z twoją matką - doskonale wiedział, jak wysoce nieprawdopodobne było to, co powiedział. Dobrze rozumiał, jak trudne będzie utrzymanie się przy życiu, jeśli pakt o nieagresji zostanie zerwany. Dwaj członkowie jednej rodziny trwali w ciszy, nie mówiąc nic. Światło w dłoni Bachira zgasło. Mężczyzna cierpliwie czekał, aż jego potomek zaśnie, by móc odnieść go do pokoju.
-Tak mi cię żal, tato... Przepraszam. Nie mogę ci tego powiedzieć. Nie mogę ci powiedzieć, że wujek nie żyje... Na pewno byłoby ci jeszcze bardziej smutno - myślał zalany łzami dzieciak, będąc święcie przekonanym, że to on oszukuje swojego ojca. Że to on chroni go przed potworną rzeczywistością. I właśnie to było najsmutniejsze... i najpiękniejsze.
***
     Mężczyzna o tlenionych włosach pochylił się nad martwym już Włochem, przykładając swą dłoń do jego ramienia. Momentalnie użył "pierwszej pomocy duchowej", pompując do niego swą moc. W tym właśnie momencie inny mężczyzny wyskoczył przez dziurę w stropie na powierzchnię dachu, lądując obok Vernera z okrągłym, idealnie wypolerowanym kryształem w dłoni. Wewnątrz niego zdawały się unosić podobne do elektronów drobinki, tańczące w zwartym szyku.
-Co to? - spytał zdrajca, kumulując energię duchową w obu dłoniach i rozkładając je na podłożu. Jego towarzysz niemo przyglądał się "kamykowi".
-Jakby to powiedzieć, żeby taka małpa, jak ty to pojęła... To. Są. Wspomnienia. Moich. Dzieł. Z walki. Którą. Stoczyły. Z tym. Mężczyzną - złotooki wykrzywił twarz z gniewnym spojrzeniem, burcząc coś pod nosem. "Ten człowiek" cały czas podkreślał swą wyższość intelektualną nad każdym innym. Odkąd tylko jasnowłosy go poznał, miał ochotę jak najszybciej zakończyć swoją współpracę z nim. Nareszcie jego męka dobiegła końca.
     Pod wpływem mocy Richarda, przestrzeń, na której leżał martwy zastępca Generała rozświetlił niebieski okrąg z wyrysowanym w nim oktagramem. W ciągu kilku chwil truchło zostało "wessane" do środka, niby nieostrożne zwierzę, pochłaniane przez ruchome piaski. Po zakończonym zabiegu, okrąg zniknął, a Verner podniósł się z kolan.
-Połączyłem tę pieczęć z drugą, którą zostawiłem w bazie gwardii. Nałożyłem też warunek jej aktywacji. Nasz przyjaciel zostanie przeniesiony do środka, gdy tylko wybije godzina 18 czasu morrideńskiego. Rozumiem, że więcej nie będę musiał się z tobą... "panem" zadawać? - spytał zajadle złotooki.
-Widzę, że nie możesz znieść faktu, iż swoją obecnością zmuszam cię do nauczenia się tak wielu nowych słów, tak? Odejdź. Nie jesteś mi już potrzebny. Wracaj do Loży - momentalnie odgryzł się drugi mężczyzna, wygrywając ich potyczkę słowną. Rozgniewany zdrajca Miracle City zeskoczył z dachu, udając się w swoją stronę.
***
     Zegar nad zapełnionym kluczami regałem nieuchronnie zbliżał się do godziny 18. Wskazówka sekundowa miała do pokonania zaledwie kilka centymetrów drogi. Tymczasem w holu obecna była jedynie odźwierna i czterech strażników - dwóch przy drzwiach wejściowych, pozostałych dwóch przy bocznych korytarzach. Dwie klatki schodowe prowadziły na odkryte piętro, łącząc się w jednym korytarzu. Już z dołu widać było troje symetrycznie ustawionych drzwi z inicjałami trzech Generałów. Pomiędzy schodami, na parterze widniało jeszcze jedno przejście, które długim korytarzem prowadziło do kwatery Naczelnika. Kawałek przed nią rozwidlał się on, przechodząc po obu stronach pokoju przywódcy i łącząc się w jednej, dużej, okrągłej sali narad, której używano bardzo rzadko.
     Wybiła zaplanowana przez zdrajcę godzina, obwieszczona przeciągłym, ostrym sygnałem. W jednej chwili wszyscy strażnicy poderwali się, spoglądając w stronę centrum holu. Na samym środku powłoki pojawił się niebieski, połyskujący okrąg z energii duchowej z zamkniętym w nim oktagramem. Burzliwe wyładowania zaczęły pojawiać się na jego krańcach, by znikąd "wypluć"... czyjeś ciało. Wystrzelony z nicości mężczyzna upadł bezwładnie na plecy. Czas sprawiał wrażenie, jakby stanął w miejscu. Wszyscy wstrzymali oddech. Dopiero głośny, przerażający pisk kobiety przerwał tę potworną ciszę. Maria McLaren. To ona krzyczała. Czwórka Madnessów momentalnie zbiegła się w jedno miejsce, z niedowierzaniem spoglądając na ciało martwego Giovanniego. Jego blada skóra, wyschnięte usta i dwie połówki pękniętych okularów, zaciśnięte w dłoniach denata...
-Nie może być... Panicz Boccia... Jak to się do diabła stało? Skąd on się tu wziął? - wydusił jeden ze strażników, dygocząc. Paradoksalnie osobą, która zachowała największy spokój była stojąca obok niego kobieta, również należąca do czwórki.
-Nie możemy go tak zostawić. Jeśli Naczelnik go teraz zobaczy... - zaczęła, chcąc przenieść martwego Włocha. Gestem zatrzymał ją trzeci strażnik.
-Jeśli? - rzucił wymownie, a kobieta poczuła dreszcz na plecach. Parterowe drzwi pomiędzy klatkami schodowymi otwarte były na oścież. W nich zaś stał wysoki, umięśniony mężczyzna z pochyloną głową, nie wydając z siebie najmniejszego dźwięku. Nerwowy pot wstąpił na twarze czwórki Gwardzistów, gdy ich najwyższy przełożony ruszył w stronę zmarłego. Strażnicy momentalnie odsunęli się jak najdalej. Jeden, który nie rozumiał powodu, pociągnięty został przez stojącą obok kobietę. Naczelnik ciężko padł na kolana, wkładając dłoń pod głowę martwego niebieskowłosego. W oka mgnieniu dojrzał coś, czego zignorować nie mógł. Wypalona wiązką świetlną dziura w sercu Włocha przykuła jego uwagę momentalnie . Druga dłoń mężczyzny dotknęła zimnej, jak lód twarzy Boccii.
     Przywódca nie wydał z siebie żadnego, najmniejszego nawet odgłosu. Nie uniósł nawet swej głowy, w absolutnej ciszy wpatrując się w martwego podwładnego, którego kochał, jak ojciec. Wszyscy zebrani rozumieli doskonale emocje Naczelnika. W tym momencie nie czuł bowiem żalu. Jedyne, co w nim siedziało... to niema, bezkresna furia. W jednej chwili całe ciało muskularnego faceta zaczęło drżeć, a podłoga pod nim i pod zastępcą Generała - pękać. Była to jednak tylko cisza przed burzą. Momentalnie ogromna, sięgająca sufitu, zielonkawa aura otoczyła całe ciało Naczelnika, wybuchając z niesamowitą potęgą jego złości. Moc rozgniewanego przywódcy dosłownie rozsadziła dach. Ogromny, kilkudziesięciometrowy słup zielonej mocy duchowej przebił się przez strop i trzy piętra budynku, wznosząc się nad Miracle City. Podmuch energii rzucił strażników o ściany, a najbezpieczniejszą odźwierną miotnął w regał z kluczami. Gdyby nie był on przytwierdzony do powierzchni, zapewne upadłby na przewróconą rudowłosą. Aż trudno było uwierzyć, jak bardzo cichy był napad szału przywódcy Gwardii Madnessów. Mimo wszystko wyzwalał on emocje silniejsze, niż jakiekolwiek inne. Zielona fala energii wzbijała się w kierunku nieba jeszcze przez kilkanaście minut, w ogóle nie męcząc dogłębnie zranionego Naczelnika. Tego wieczoru cała stolica ucichła...

Koniec Rozdziału 72
Następnym razem: Naczelnik Gwardii

4 komentarze:

  1. Myślę, że zdecydowanie brakuje w twojej mandze osób z normalnymi włosami. :p
    Szkoda włocha, no ale teraz obie strony chcą wojny. Teraz trochę zaczynam podejrzewać jakiś fragment rządu o tą akację, ale nie pamiętam, żebyś przedstawiał ustrój Miracle City(coś mi się kojarzy, że monarchia, ale to pewnie dlatego, że kiedyś byli królowie), więc ciężko mi coś powiedzieć. W sumie mnie to trochę denerwuje, bo nie przedstawiasz części ważnych i ogólnodostępnych informacji. (Ustrój państwa, dlaczego tamten generał siedzi w więzieniu i dlaczego w ogóle dał się złapać, sprawa tych grobowców). Rozumiem, że dawkujesz informacje, ale ten wątek z grobowcami zapauzowałeś już na kilka ładnych rozdziałów nie dając żadnych wyjaśnień.

    Podoba mi się za to Bahir i w ogóle połykacze grzechów. Nie są takimi typowymi czarnymi charakterami. Bardzo mi się to podoba. O wiele bardziej wole oglądać walkę dwóch kolesi, z których każdy ma w pewien sposób rację.

    Liczyłem jeszcze, że Naito jakąś broń sobie skombinuje. Bronie tworzy się za pomocą 6 ścieżki, czy jakoś inaczej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako że The Madness jest jednak stylizowany na mangę (typu shounen), to wątek wyjaśnia się, gdy jest on poruszany ^^. Czyli np. uwięziony Generał będzie miał swój udział = czegoś się o nim dowiesz. Rozumiem jednak, że może to być na dłuższą metę denerwujące i cenię sobie tego typu uwagi.

      Połykaczy Grzechów i wszelkie inne frakcje staram się kreować tak, by nie były czarne ani białe, tylko zawsze skąpane w odcieniach szarości. Tu nie jest inaczej, a wkrótce dowiesz się, dlaczego dokładnie.

      Broń (duchową oczywiście, bo i prawdziwa się znajdzie) owszem, robi się z pomocą "szóstej ścieżki". Nie będzie to chyba żadnym spoilerem, jeśli powiem, jak się to nazywa, bo nazywa się Syntezą. Tworzenie broni/przedmiotów to również Synteza, ale konkretniej "materializacja" ^^

      Co do rozwoju Naito... na pewno jakiś nastąpi, ale prawdziwy progres dopiero opiszę ;)

      Usuń
  2. Bardzo... Bardzo... Ale to bardzo spodobał mi się ten motyw z synem Bachira. To było takie... Inne... Takie oryginalne.
    Natomiast zgadzam się z przedmówcą, że otwierasz tyle wątków, a mało wyjaśniasz. Myślałem, że mi to przeszkadza, bo czytam w dużysz odstępach, ale najwyraźniej nie tylko mi to zgrzytało. Oczywiście wiem, że jest to twój styl, i bardzo lubię jak ktoś ma swój sposób przekazywania w ciekawy sposób fabuły, ale myślę, że możnaby to przedstawić trochę prościej. Na przykład o tych grobowcach (tam gdzie Naito miał fajta z czempionem) to już prawie zapomniałem.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, lubię ten styl prowadzenia opowieści ;) Uznaję, że im mniej powiem czytelnikom, tym więcej teorii można wysnuć na podstawie braku rzetelnych informacji ^^ Niewykluczone, że jest tu tego zbyt wiele, lecz nie ulega też wątpliwości, że bardzo powoli i często w zbyt dużych odstępach zabierasz się za kolejne rozdziały ;) Tym niemniej jednak tego typu uwagi są dla mnie ważne. Wiedz oczywiście, że nic tutaj nie zostanie pozostawione bez wyjaśnienia ^^

      Usuń