wtorek, 5 maja 2015

Rozdział 173: Król Morriden

ROZDZIAŁ 173

     Wysokie kraty ogrodzenia wykonanego z heracleum otaczały pałac na znacznie szerszym obszarze, niż on sam faktycznie zajmował. Wokół samego budynku roztaczały się bowiem również ogrody pełne różnego rodzaju kwiatów, a także rozległy sad, z którego owoce raz w miesiącu przeznaczane były na darowiznę dla najuboższych mieszkańców Morriden. W realnym świecie oczywiście nie byłoby możliwe dokonywanie zbiorów 12 razy w roku, lecz kraj Madnessów stwarzał o wiele większe możliwości. O tym właśnie po drodze na miejsce opowiadał młodzieńcom Francis, a już wkrótce potem mogli oni ujrzeć to na własne oczy.
     Po obu stronach brukowanej ścieżki, którą kroczyli widniały bardzo specyficzne rabatki kwiatowe. Obydwie miały prostokątny kształt i mieniły się dziesiątkami najróżniejszych kolorów. Obydwie też... przedstawiały portrety. Zasadzone tuż obok siebie kolorowe kwiaty układały się w wielkie podobizny mężczyzny i kobiety. Ten pierwszy przedstawiony był jako osobnik w średnim wieku z wysokim, naznaczonym zmarszczkami czołem. Miał on chabrowe - dosłowne i w przenośni - oczy i zadbaną, przystrzyżoną brodę. Na jego skroniach umieszczona była złota korona z włączonymi w nią kamieniami szlachetnymi, których kwiatowa dekoracja również nie omieszkała godnie zaprezentować. Kobieta znajdowała się po prawej stronie. Choć z całą pewnością nie była już młoda, widać było, że czas łagodnie się z nią obszedł, a ona sama starzała się z godnością. Srebrzyste loki jej długich włosów znikały gdzieś za wąskimi barkami. Pełne, malinowe usta, proporcjonalnie zbudowana twarz, a także złoty diadem na głowie sprawiały, że wyglądała ona jednocześnie pięknie, a także dumnie i gustownie.
-Cóż to za ludzie? - zapytał z zaciekawieniem Naito. Kilka metrów za wspomnianymi kwiatowymi obrazami rozpościerał się już szeroki pałac królewski z setkami okien. Łączył w sobie w odpowiednich proporcjach grafit, błękit i biel. Kolumnami i maleńkimi wieżyczkami przywodził nieco na myśl rezydencje francuskiej szlachty zespojone architekturą z włoskimi willami. Kurokawie brakowało jednak wiedzy, by określić, jaki dokładnie styl dominował w królewskich włościach.
-Są to zmarli tragicznie rodzice Jego Wysokości... - odparł ze smutkiem Francis, na co Rinji poruszył się niespokojnie, odwracając wzrok od portretów. -Nasz dobry król Klaus i królowa Vivienne odeszli od nas, gdy Jego Wysokość był jeszcze dzieckiem. Mimo to jednak zażądał, by godnie uczczono ich pamięć. Chciał, by ich twarze przypominał sobie każdy, kto wkraczał do pałacu. Wykorzystanie kwiatów było tu moim pomysłem, lecz to nie ja się tym zająłem. Moje kwalifikacje nie obejmują ogrodnictwa ani rozwiniętego zmysłu artystycznego - Naito przysłuchiwał się opowieści z zainteresowaniem, coraz bardziej denerwując się przed spotkaniem z władcą Morriden.
-Skoro zrobił coś takiego, nie może być złą osobą. Na swój sposób przyjemnie jest słuchać o kimś, kto tak ceni swoich rodziców... - zamyślił się Kurokawa, podczas gdy pałacowe wrota otworzyły się przed gośćmi za sprawą automatycznego czujnika na energię duchową. Stopy grupki Madnessów zadudniły o marmurową posadzkę.
     W oczy najbardziej rzucały się czerwonawe filary "wtopione" w ściany. Filary te przypominały kształtem misternie ukręcone bicze ze względu na ich spiralną budowę. Poza ścianami, znajdowały się one również w każdym przejściu, stanowiąc podporę dla rzeźbionych, niewielkich łuków. Większą część podłogi w pałacowym holu pokrywał wielki dywan, na którym wyszyto scenę zjednoczenia się Królów. Ósemka władców stała tam na podwyższeniu, podczas gdy zebrani przed nimi ludzie najróżniejszych kultur i narodowości klękali jednomyślnie i pokornie. Naito rozpoznał oczywiście tylko Shuuna, ale biorąc pod uwagę fakt, że na "obrazie" wyglądał on identycznie, jak w rzeczywistości, pozostałych Królów również uznał za wiernych pierwowzorom. Szerokie schody usytuowane dokładnie na środku sali wejściowej rozszczepiały się na półpiętrze w dwie różne "ścieżki", lecz każda z nich prowadziła na górę. Piętro widać było oczywiście już z dołu, jako iż swoisty "balkon" otaczał kwadratem w zasadzie całą salę.
     Tuż przy wejściu czekała na nich dziewczyna. Młoda, może 13- lub 14-letnia i ewidentnie ubrana, jak pokojówka - w czarno-białą sukienkę z fartuchem oraz krótkimi rękawami - musiała być kimś w rodzaju służki. Nastolatka w głębokim ukłonie spoglądała na swoje gładkie, czarne pantofelki. Jeden element jej aparycji wywołał jednak szok na twarzy Kurokawy - dziewczyna miała różowe, krótkie włosy. Jego pierwsze skojarzenie mogło być tylko jedno.
-Witajcie. Jego Wysokość oczekuje was w swoich komnatach. Pozwólcie, że poproszę was o zdjęcie obuwia. Potem zaprowadzę was na miejsce - odezwała się uprzejmie, lekko rozchwianym głosem. Naito pokręcił gwałtownie głową, by odgonić niewłaściwe myśli.
-Ależ ze mnie kretyn. Przecież ona w ogóle nie jest do "niej" podobna. Tylko kolor włosów jest ten sam, ale ich długość, ubiór, głos, twarz... - uświadomił sobie nagle, że tak naprawdę nie był pewien, jakie rysy twarzy miała tajemnicza dziewczyna, którą widywał już w swoich... "snach". Postanowił jednak więcej tego nie roztrząsać, a przynajmniej nie podczas wizyty w pałacu.
-Pójdę przodem, by wręczyć królowi jego nabytek. Do zobaczenia - to powiedziawszy, Francis skłonił się lekko i żwawym krokiem ruszył po schodach na górę. Nastolatkowie tymczasem - nieco speszeni tym, co działo się wokół - zaczęli pozbywać się butów, uprzednio powitawszy - lub też i nie - pałacową służkę o nieznanym imieniu.
-Proszę za mną - poleciła różowowłosa młódka, kiedy już cztery pary obuwia stały obok siebie na szerokiej, usytuowanej tuż nad samą podłogą "półeczce". Młodzieńcy z lepszym lub gorszym nastawieniem udali się za drobną dziewczyną, prowadzącą ich tą samą drogą, którą chwilę wcześniej przebył Lloyd. Dobrej myśli w tym towarzystwie byli tylko Kurokawa i Rikimaru. Rinji w dalszym ciągu siedział zamknięty w swoim własnym świecie, a Tatsuya z jakiegoś powodu robił się coraz bardziej spięty. W połączeniu z małomównością szermierza uczyniło to wycieczkę po pałacu królewskim wyjątkowo cichą i nieprzyjemną.
     Do komnaty władcy prowadziły rozsuwane drzwi, na których wygrawerowano wijącego się przez całą ich wysokość, chińskiego smoka. Drzwi te właśnie otworzyła przed nimi służka o różowych włosach, po czym ze splecionymi nisko dłońmi wkroczyła do środka jako pierwsza. Skłoniła się głęboko w stronę osoby usytuowanej na końcu średniej wielkości pomieszczenia. Król wyglądał... inaczej, niż spodziewał się tego Naito. Władca wszystkich Madnessów siedział po turecku wkomponowany w stos miękkich poduszek o przeróżnych kolorach, zastępujący mu jakiekolwiek trony. Jego pomarańczowe, workowate spodnie zwężały się nad samymi bosymi stopami. Górną część garderoby stanowił czarny podkoszulek wpuszczony do wspomnianych spodni oraz szarawa koszula w kratę z krótkimi rękawami. Na szyi króla wisiał łańcuszek z doczepionym do niego metalowym zamknięciem w kształcie liścia. Przeważnie w podobnych znaleźć można było zdjęcia bliskich właścicielowi osób, lecz w tym wypadku nie dało się tego stwierdzić. Ekscentrycznie ubrany władca miał na wskazującym palcu prawej dłoni pierścień z małym, czarnym kryształem, pieczołowicie wyciętym na wzór korony. Najdziwniejszy był jednak sam król, a nie jego szata. Król ten był bowiem... jeszcze młodszy od zebranych w jego komnacie gości. Na oko nie mógł on sobie liczyć więcej, niż 15 wiosen. Rysy jego twarzy również nie dodawały mu dorosłości. Władca miał jednak coś, co odwracało uwagę od całej reszty. Nastroszone, niczym po uderzeniu pioruna włosy... których prawa połowa miała śnieżnobiały, a druga smolisto-czarny kolor. Zielone, śmiejące się oczy otaczały ciasno czarne obwódki, przypominające nieco kredkę kosmetyczną. Pod ustami, na podbródku chłopaka widniały jedna obok drugiej dwie czarne kropki.
     -Przyprowadziłam twoich gości, mój panie - zameldowała uniżenie różowowłosa służka, a jej głos zadrżał w wyrazie nieśmiałości. Młodzieniaszek nazywany królem uśmiechnął się do niej, szczerząc przyjaźnie swe białe ząbki.
-Dziękuję, Gwen. Dobra robota - pochwalił ją król, ujawniając tym samym jej imię. Chyba tylko ona sama nie zauważyła, jak zarumieniła się jej twarz pod wpływem tych słów. -Zaparzysz nam wszystkim herbaty? Czy to bal, czy zwykła wizyta, władcy nie wypada nie ugościć dżentelmenów - zaproponował bez pytania wyglądający cokolwiek dziwnie chłopak.
-T-tak! Oczywiście - pisnęła dziewczyna, po czym ulotniła się tak szybko, jak tylko potrafiła. Król gestem nakazał gościom, by siedli naprzeciw niego na poduszkach, co ci oczywiście musieli uczynić. Spotkanie nadzorował stojący, jak tyka Francis, splatający dłonie za plecami tuż obok "stanowiska leżakowego" swojego władcy.
-Zabujała się po uszy, nie sądzicie? - zaczął z cichym chichotem król, by rozluźnić atmosferę. -Nie ona jedna oczywiście. Dziesiątki rodów stale próbują wydać swoje córeczki za mą skromną osobę. Która by nie chciała być królową, prawda? - uśmiechnął się w tajemniczy sposób, lecz zaraz nieco spoważniał. -Prędzej ożeniłbym się w przyszłości ze skromną, nieposiadającą statusu dziewczyną, jak Gwen. Tylko takie są szczere. Reszta chce lepszy status i większą władzę. Ciężki jest żywot króla... - zaśmiał się znów, gdy tylko to powiedział, jednak nikt mu niestety nie zawtórował. Wszyscy albo nie mieli odwagi się odezwać, albo byli zaintrygowani wyglądem kogoś uważanego za dumnego władcę największego państwa na świecie.
-Wybaczcie, ale zdarza mi się zapomnieć o etykiecie - odchrząknął ponownie król. -Moje miano to Rael Vanderheim IV - przedstawiwszy się, powstał skocznym ruchem, po czym zbliżył się do siedzących gości. -Czerwone Ostrze Rikimaru, czyż nie tak? - wyciągnął niespodziewanie dłoń w kierunku szermierza, który z mieszanką zaskoczenia i zakłopotania musiał ją uścisnąć. -Twój Mentor to rozsądny i odpowiedzialny człowiek. Jestem pewien, że i ciebie w takim kierunku popchnął - pociągnął już o wiele bardziej dyplomatycznie, po czym zbliżył się do Rinji'ego. Do tego momentu albinos próbował unikać wzroku dziwnie ubranego władcy, lecz ten uniemożliwił mu dalszą "ucieczkę". -Pochodzisz z rodu Okuda, prawda? Rinji, jeśli dobrze zapamiętałem. Miło mi cię poznać - kosiarz przyjął uścisk dłoni... natychmiastowo wstając na równe nogi ku przerażeniu swoich towarzyszy.
-Przykro mi, jeśli zabrzmię arogancko... ale nikomu nie pozwolę ze mnie drwić. Nawet jeśli nosi na głowie koronę... - zapowiedział z chłodem białowłosy. Francis miał już rzucić się w jego kierunku, jednak Rael powstrzymał go gestem.
-Jeśli tak to odebrałeś, przyjmij proszę moje przeprosiny. Nie było moim zamiarem urażenie cię... - pochylił głowę władca, czym wybrnął z kłopotliwej sytuacji tak zwinnie, że naprawdę zaczął przypominać króla pomimo młodego wieku i osobliwego stylu ubierania się. Młody Okuda osiadł z powrotem na swoim miejscu, spokojniejąc nieco. Chyba nawet sam poczuł się głupio z tym, co przed chwilą powiedział, ale już od jakiegoś czasu nie umiał nad sobą zapanować.
-Ciebie również znam, przyjacielu - rzekł panujący do dziedzica Pierwszego. -Mamy nawet ze sobą coś wspólnego, Naito Kurokawa - dodał z tajemniczym uśmiechem Vanderheim IV. -Twoje zasługi podczas II Wojny Ideałów oraz działania na rzecz odbudowy kraju w SKE są nieocenione. Również i twoim towarzyszom powinienem za to podziękować - stwierdził z szacunkiem i prawdziwą lub wiarygodnie udawaną wdzięcznością. Na koniec pozostała mu osoba, której obecność w tym miejscu najbardziej ciekawiła pozostałych.
-Jak się miewasz, Tatsuya? - zapytał wesoło król, wprawiając tym w osłupienie resztę nastolatków. Heterochromik od razu zacisnął zęby z irytacją.
-Nie jesteśmy kolegami... - warknął pod nosem mistrz juniorów, czując na sobie zaciekawione spojrzenia, kłujące go, jak igły.
-Wasza Wysokość i Tatsuya się znają? - zapytał z niedowierzaniem Kurokawa, na co Rael uśmiechnął się, a były Połykacz Grzechów spojrzał na niego ze wzrokiem mordercy. Wyglądało na to, że Naito zrobił coś, czego ten drugi najbardziej się obawiał.
-Można i tak powiedzieć - odparł zadowolony z siebie król, na powrót siadając po turecku na swoich poduszkach. -Spotkaliśmy się już w dzień rozpoczęcia i zakończenia wojny - zaczął objaśniać władca. -W pewnym momencie w pałacu nagle zrobiło się strasznie głośno. Pomyślałem sobie, że to tylko jakaś niewinna szarpanina między służącymi, więc nie zareagowałem. Nagle jednak do tego właśnie pokoju wpadł Tatsuya, wyważając po drodze drzwi. Trzymało go czterech mężczyzn, a on zaciągnął ich od wejścia aż tutaj! - wraz z postępem opowieści jej bohater coraz mocniej zaciskał pięści, nie podnosząc jednak wzroku z podłogi, jakby zasłaniał swą twarz przed niechcianymi spojrzeniami. -Co stało się później? Wziąłem go za jakiegoś bandytę, który po pijaku postanowił się targnąć na moje życie. Chciałem po prostu wyrzucić go na ulicę, ale wtedy padł na twarz i zaczął błagać mnie o pomoc - policzki mistrza juniorów powoli przybierały barwę godną dorodnych buraków. -Opowiedział mi o wszystkim. O tym waszym planie i całej reszcie. Chciał, żeby jego "rodzinie" nie wyrządzono krzywdy i żeby po prostu po was posprzątać. Poruszył mnie dogłębnie... więc przykazałem Francisowi, by spisał odpowiedni dokument, a potem wysłałem go do was. Ot, cała historia! Jak więc słyszeliście, Tatsuya udaje takiego paskudnego drania, ale gdzieś w środku bije dobre serduszko... - podczas gdy Rinji zanosił się śmiechem, prawie przy tym płacząc, a Rikimaru zasłaniał usta obydwiema rękoma, by swojej fali wesołości przypadkiem nie uwolnić, heterochromik poderwał się tak raptownie, jak startująca w podróż kosmiczną rakieta.
-Wpierdolę ci, dzieciaku! - ryknął z furią, cały czerwony na zawstydzonej twarzy. Pewnie rzeczywiście rzuciłby się na młodzieńczego króla, gdyby nie zatrzymał go wzrokiem Francis, który postawił już nawet krok do przodu, złowróżbnie na niego spoglądając.
-Dobrze zrobiłeś, Tatsuya-kun. Nie powstrzymalibyśmy tych wszystkich ludzi bez ciebie - próbował pocieszyć "młodego gniewnego" Kurokawa, gdy tamten ponownie zajął miejsce obok niego.
-Morda... - burknął tylko gotujący się czempion.

***

     -Wiecie już z pewnością, że uważamy Puszkę Pandory za zapieczętowaną twierdzę kolejnego Króla. Nie wiemy jeszcze, którego i nie jesteśmy nawet pewni, czy rzeczywiście tak jest - tłumaczył nastolatkom Rael, w dłoniach trzymając ciemnozłotą kostkę. -Z uwagi na nasze prawo, będziemy musieli oficjalnie ogłosić wejście w posiadanie grobowca, jeśli to on. Mam nadzieję rozpocząć bitwę o twierdzę w przeciągu tygodnia i liczę na zwycięstwo. Osobiście chcę brać w tym udział, więc zabraknie mi jeszcze czterech zaufanych osób, by stanęła w szranki wraz ze mną. Jeszcze nikogo nie wybrałem, ale chcę, żebyście byli gotowi udzielić mi pomocy, jeśli to po was poślę. Czy mogę na to liczyć, panowie? - wyjawił z powagą król, w przerwach popijając z kubka zieloną herbatę. Dziwić mógł fakt, że o tak poważnych rzeczach mówił tak otwarcie i bez żadnych zabezpieczeń. Niekiedy młodzieniec zdawał się pasować na władcę, a innym razem przypominał zwykłego wymoczka, posadzonego na niewłaściwym stołku.
-Jeśli o mnie chodzi, z chęcią pomogę Waszej Wysokości. Ośmielę się jednak wtrącić, że wyprawa po twierdzę kończy się w momencie, gdy któraś strona przejmie królewską duszę. Musisz znaleźć kogoś, komu zechcesz powierzyć ten zaszczyt, panie - odezwał się taktownie i zgodnie z improwizowaną etykietą szlachecką Naito.
-Panicz Kurokawa ma słuszność, Wasza Wysokość - wciął się za przeproszeniem Francis, zawstydzając chłopaka pełnym szacunku zwrotem.
-Gdyby nie fakt, że tak wielu Madnessów jest bardziej oddanych swoim ludziom, a mniej koronie, nie byłoby to problemem... W najgorszym wypadku wybiorę po prostu mniejsze zło. Ostatecznie wolałbym Naczelnika Zhanga jako królewskiego dziedzica, aniżeli chociażby Generała Carvera... - stwierdził Rael, z czym w pełni zgadzali się wszyscy obecni. Nikt nie mógłby być bardziej niebezpiecznym i trudniejszym do poskromienia, niż Wilkołak z mocą któregokolwiek z Królów...

***

     -Jak ja nienawidzę tych kłaków... - wycedził przez zęby wysoki, tykowaty blondyn, nieustannie odgarniający blond grzywkę na prawą stronę. Za każdym razem wiatr miał inną wizję, niż on, co udowadniał poprzez rozrzucanie jasnych włosów po całym czole mężczyzny. Ten z kolei mógł mieć niewiele mniej, niż 30 wiosen i... stał do góry nogami, przylepiony podeszwami do unoszącego się w powietrzu mieszkania. Jeden z latających domów zawieszonych w eterze dzięki turbinom napędzanych kryształami energii duchowej był kolejnym z rozlicznych celów Madnessa. Podczas gdy lewa dłoń ubranego w czarny, staromodny frak osobnika odgarniała włosy z czoła, prawa na kilka chwil dotknęła górnej obręczy "dopalacza".
-No dobrze... to już chyba wszystko, co? Zaraz będę mógł rozpocząć koncert... - mruknął sam do siebie blondyn o szpiczastym nosie, luzując czerwoną muchę na swojej szyi. Już w następnym momencie zerwał połączenie pomiędzy spodem domu, a swoimi stopami, przez co zapikował w dół z rękoma założonymi za plecami.
     Wylądował w ciemnej, wąskiej uliczce, niezauważony przez nikogo i od razu warknął gniewnie, czując kosmyki na czole. Natychmiast ściągnął je na prawą stronę, ponownie odsłaniając grube, podłużne brwi. Szarooki mężczyzna miał niemiecką urodę. Opuścił kryjówkę, stukając czarnymi lakierkami o chodnikowe płyty. W tym samym momencie ktoś na niego wpadł. Mały, może pięcioletni chłopczyk wpadł na blondyna, przez co zachwiał się i samemu upadł na ziemię. Mężczyzna początkowo spojrzał na niego z dezaprobatą, lecz zaraz po tym ukucnął przy dziecku, by jak najszybciej pomóc mu wstać.
-Nic ci się nie stało, młodzieńcze? - zapytał sztywno, łapiąc chłopca pod pachami i szybko stawiając z powrotem na nogach. Rękoma otrzepał go z wyimaginowanego kurzu.
-Nie. Przepraszam, nie zauważyłem pana - usprawiedliwił się malec, wpatrując się wielkimi, ciekawskimi oczyma na wystający z kieszeni fraku patyczek.
-Na drugi raz bądź ostrożniejszy. No już, wracaj do rodziców! - uśmiechnął się również sztywno blondyn, poklepując chłopca po głowie. Po ostatnim klepnięciu przez chwilę przytrzymał dłoń na włosach dziecka, kasztanowych i kręconych. Później malec odbiegł, a mężczyzna udał się wzdłuż ulicy, mijając o kilka metrów wracającą z królewskiego pałacu czwórkę nastolatków.

Koniec Rozdziału 173
Następnym razem: Der Bomber

4 komentarze:

  1. No to liczę na to, że wreszcie dostanę jakieś wyjaśnienia odnośnie tych grobowców. Zastanawiam się tylko z kim będzie ta bitwa. Teraz, gdy Połykacze Grzechów nie są już oddzielną frakcją nie widzę zbytnio stron. Przychodzi mi do głowy, że po prostu ma to być bitwa pomiędzy drużynami chcącymi zdobyć moc króla, ale wtedy powinno być więcej takich grup niż dwie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakładałbyś z góry istnienie dwóch stron, podczas gdy to dość płytkie myślenie w świecie Madnessów ;) Wyjaśnienia pojawią się częściowo w tym, częściowo w przyszłym arcu, tego możesz być pewien. Dodatkowo pragnę przypomnieć, że od każdej reguły są wyjątki ^^

      Usuń
  2. Kilka nowych postaci się pojawiło ;) mówiąc szczerze, zaskoczył mnie fakt, że król jest dzieckiem i początkowo bardzo mnie to dziwiło, ale zdałem sobie sprawę, że to nic nowego (w końcu, zdarzało się to nie raz w historii). Wydaje się być miły, ale nie powinienem go oceniać, póki nie zdejmie maski dyplomaty :D Bomberowi nie poświęciłeś za dużo, więc pewnie w następnym rozdziale dobrze go przedstawisz. No cóż nowy arc się rozpoczyna i liczę, że będzie tak dobry jak poprzednie :D

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto wziąć pod uwagę fakt, że choć nieletnich władców w historii świata było całe mrowie, to w Morriden czas płynie o wiele wolniej, niż w prawdziwym świecie. Co prawda rozwój fizyczny króla Raela nie dotarł do punktu, w którym znajdują się główni bohaterowie, lecz władca żyje znacznie dłużej, niż chociażby Naito ;)

      Również mam nadzieję, że będziesz zadowolony z tego arcu i że znajdziesz w nim odpowiedzi na ewentualne pytania ^^

      Także cię pozdrawiam ;)

      Usuń