sobota, 9 maja 2015

Rozdział 177: Najeźdźca

ROZDZIAŁ 177

     -No dobra... chyba muszę to po prostu rozjebać! - stwierdził Tatsuya, stojąc na stworzonej przez siebie chybotliwej platformie tuż pod spodem ogromnego sześcianu. Zamachnąwszy się lewą ręką, zaczął już zbierać w pięści energię duchową, gdy nagle coś go zatrzymało.
-Poczekaj! - masywny głos, łączący w jednym chórze setki innych głosów zabrzmiał w głowie heterochromika, zaskakując go do tego stopnia, że niemal runął w dół. -Nie ma na to czasu. Pozwól mi cię pokierować - zasugerował mu Drugi, nie po raz pierwszy próbując udzielić swojemu dziedzicowi pomocy. Nie po raz pierwszy również wyprowadziło to chłopaka z równowagi.
-Nie potrzebuję rad, jasne?! - warknął podniesionym głosem. -Przebiję się przez to i za chwilę będę w środku. Co ty niby możesz dla mnie zrobić? - nie tyle powątpiewał w wiedzę Calleba, co po prostu nie brał pod uwagę możliwości dostosowania się do jego wskazówek. Nigdy nie potrafił przyznać, że ktoś mógł wiedzieć więcej, niż on lub też mieć w jakiejś kwestii rację... w przeciwieństwie do niego.
-Sami tworzyliśmy plany naszych grobowców. Każdy z nich ma swoje własne wejście. Zmarnujesz tylko czas, pchając się do środka z losowego punktu. Zaufaj mi! Pójdźmy normalną drogą, a unikniemy pułapek. Poprowadzę cię do samej sali grobowej! - taką ofertę nawet Tatsuya musiał rozważyć. Cofnąwszy pięść, spojrzał najpierw na trwającą pod nim potyczkę, potem na zrujnowane miasto, a ostatecznie na ciemnozłoty materiał, z którego wykonano Puszkę Pandory.
-Jeśli dzięki temu ten kutas nie dostanie się do środka... zgadzam się! - rzucił niechętnie czempion, po czym zaskoczył z podestu, tworząc zaraz pod sobą kolejny. Stamtąd zaś zaczął przeskakiwać ze stopnia na stopień, obchodząc sześcian najpierw z dołu. Później, w miarę napływania do jego umysłu kolejnych instrukcji, zaczął wskakiwać coraz wyżej i wyżej naprzeciwko jednej ze ścian kostki.
-To tu! Blok z symbolem półksiężyca! Zadziałaj na niego energią duchową, żeby otworzyć wejście! - polecił mu wtedy Calleb, a mistrz juniorów niechętnie wypełnił jego polecenie, czując się przy tym, jak małe dziecko, które niczego nie potrafiło zrobić samo. Dopadłszy do wskazanej płyty, dotknął jej lewą dłonią, wtłaczając do środka część mocy. Do jego uszu dobiegł wtedy szorstki dźwięk, przypominający nieco przesuwające się przekładnie i zasuwy. Ku jego zdziwieniu blok niespodziewanie ustąpił przed dotykiem Przeklętej Ręki. Cofnąwszy się wgłąb grobowca o dobre pół metra, odsunął się w bok, otwierając przed Tatsuyą drogę.
-Nawet nie licz na to, że ci za to podziękuję, jasne? - burknął chłopak, wskakując w tunel. Poczuł niemałą ulgę, odnajdując nareszcie pod stopami stabilny grunt, a nie rozchybotaną platformę.
-Zdążyłem się przyzwyczaić... - odparł obojętnie zwielokrotniony głos Drugiego Króla.

***

     -Nie tego się spodziewałem. Cały mój plan szlag trafił... Jeśli jakimś cudem zdołają pojmać mnie żywcem, reszta może stać się zagrożona. Nie mogę na to pozwolić. Lekkomyślność może w ostatecznym rozrachunku zgubić mnie jednego... ale ich nie chcę narażać - przeszło przez myśl Sebastianowi. Dyrygent stał na stworzonej przez siebie platformie, kolejny raz przerzucając jasną grzywkę na prawą stronę. Lewą dłonią poluzował czerwoną muchę na swej szyi. Od przeciwników dzielił go dystans ponad 50-ciu metrów. -Boją się zacząć, co? Mądrze. Domyślili się, że teraz wezmę ich na poważnie, hm? Obawiam się niestety, że mogli się przeliczyć. Jeśli sądzą, że umieją sobie wyobrazić poważnego mnie... to ta arogancja może ich zgubić! - pochylił się w podobny sposób, jak robili to zawodowi łyżwiarze przed startem. Prawą stopę oparł o samą krawędź podestu, na którym się znajdował. Platforma z mocy duchowej drżała i pękała, gdy w podeszwie mężczyzny zbierała się energia. Sam but nagrzewał się z zaskakującą prędkością i gdyby nie podbito go od dołu warstwą heracleum, zapewne już nie byłby zdatny do użytku.
     Wybuch pod stopą Leuberga rozsadził podest do tego stopnia, że nie dało się nawet dojrzeć jego fragmentów. Z perspektywy Raela i Naito wyglądało to tak, jakby Niemiec nagle zniknął ze swojego miejsca, teleportując się tuż przed nich. Ruch blondyna nie spotkał się z żadną reakcją, ponieważ nastolatkowie nie mogli nawet nadążyć za nim wzrokiem, dopóki się nie zatrzymał. To tylko potwierdzało potęgę eksplozji mężczyzny.
-Cholera! Wiedziałem, że zaatakuje, a mimo to nie mogłem nic zrobić! - pomyślał Kurokawa. Tylko na to dano mu wystarczająco dużo czasu. Zanim bowiem zrobił cokolwiek innego, łokieć Sebastiana uderzył go w podbródek - lekko, tylko po to, by nawiązać kontakt fizyczny. -Zaraz wybuchnie! - pojął pod presją młodzieniec. Ledwo udało mu się utwardzić całą skórę głowy i szyi, nim rozległ się huk. Dziedzic Pierwszego poleciał w bok, jak torpeda, a za nim pociągnęła się dymna wstęga, przekreślająca niebo szarym odcieniem.
     Blondyn nie przejmował się draśniętym Naito. Natychmiast po jego zepchnięciu wyciągnął rękę w stronę twarzy pokiereszowanego Raela. Nie popełnił jednak takiego samego błędu, jak ostatnim razem. W trakcie swojego ruchu zdążył ponownie wytworzyć wokół siebie grubą na trzy metry, kulistą sferę z mocy duchowej. Kątem oka zauważył grymas niezadowolenia na królewskiej twarzy... i w mig pojął, że zabezpieczenie się było mądrą decyzją.
-Pójdą z flanki! - odgadł od razu Sebastian, cofając dłoń, którą chciał wysadzić władcy twarz. Miał rację. Nagle na prawo od niego pojawiła się rozległa, czarna plama, z której natychmiast z dużą prędkością wyleciał Kurokawa. Jego prawe przedramię otaczała wirująca masa energii duchowej, którą chłopak kierował prosto na skroń Leuberga.
-Nasz mały królik musiał wsadzić go w portal bezpośrednio po tym, jak odrzuciłem go eksplozją... Pomysłowe, ale nie nabiorę się dwa razy na tę samą sztuczkę - to pomyślawszy, Niemiec zanurkował twarzą w dół, tworząc pod sobą pochyłą platformę z mocy duchowej. Dotknąwszy jej jedną ręką, odbił się w tył szybką eksplozją, momentalnie znikając z zasięgu Naito. Dym na krotochwilę zaburzył pole widzenia dwóch dziedziców.
-To jest... - zauważył ze zdziwieniem Rael, dostrzegłszy pozostawioną przez przeciwnika... muchę. -...bomba! Zrobił bombę z muszki! - krzyknął z trudem, męcząc się z rozbitą żuchwą. Złapał Kurokawę za nadgarstek tak szybko, jak potrafił, po czym odbił się od podestu, ciągnąc go ze sobą. W ostatniej chwili zniknęli w tym samym otworze, z którego przed momentem wyłonił się szatyn. Słyszeli jeszcze za plecami huk eksplozji, zanim wyskoczyli z drugiego portalu kilkanaście metrów dalej. Tym razem to król stworzył dla nich podest, na który opadli w pędzie i bez cienia gracji.
-Niech go szlag... - warknął młody władca z mieszaniną bólu i gniewu na twarzy. Obrócił się dziko na pięcie, próbując wypatrzeć straconego z oczu oponenta.
-Nie ma! Nigdzie go nie... - nie dane mu było nawet dokończyć myśli...
-Tutaaaj - zabrzmiał melodyjnie Niemiec, przemawiając zza ich pleców. Obu chłopakom włosy stanęły dęba, gdy tylko usłyszeli głos blondyna. Od razu zrozumieli, że Leuberg celowo ich ostrzegł... ale pojęli również powód takiego zachowania. Choć bowiem Sebastian dawał im szansę na unik, podkreślał równocześnie, że młodzieńcy nie umieli tej szansy wykorzystać. Innymi słowy eksponował swoją wyższość nad przeciwnikami.
     Prawie jednocześnie umocnili swoje plecy tak mocno, jak tylko mogli w tym krótkim czasie. Kierował nimi tylko i wyłącznie instynkt, a także odrobina działającej podświadomie logiki. Pierwszym, co przyszłoby im do głowy, gdyby znajdowali się na miejscu Niemca byłby w końcu właśnie atak w plecy. Obydwaj poczuli ledwo widoczną, irracjonalną "ulgę", kiedy w tej samej chwili poczuli kolana mężczyzny, uderzające z rozmachem prosto między ich łopatki. Tym potężnym atakiem Sebastian najpierw nieszkodliwie zepchnął nastolatków z podestu, by później wywołać podwójną eksplozję, która rozjaśniła okolicę. Jego domorośli przeciwnicy zostali ciśnięci w dal w towarzystwie słupów ciemnego dymu. Gdyby walka nie toczyła się w eterze, pewnie rozbiliby się oni o ściany budynków lub inne niezależne od nich bariery. Teren dawał im jednak pewien rodzaj przewagi... z której żaden z nich nie potrafił skorzystać.
-Parzy... - zauważył w duchu Naito, nie mogąc zahamować lotu. Jego koszulka została praktycznie wypalona na plecach, a same plecy czerwieniły się od skierowanego na nie wybuchu. -Miałem szczęście, że zdążyłem uniknąć obrażeń. Nawet te poparzenia to tylko ułamek tego, co mógł mi zrobić jego atak... Nie jest dobrze. Daje sobie radę z nami dwoma na raz, jednocześnie utrzymując tę swoją "kulę". Niewykluczone, że nie znamy ataków, którymi moglibyśmy go podejść. Zresztą z królem nie jest wcale najlepiej. Już teraz jesteśmy na straconej pozycji, a jeśli ten facet użyje Madman Stream... Nie! Nie możemy do tego dopuścić! - stworzywszy przed sobą i Raelem zaokrągloną, wklęsłą powierzchnię z mocy duchowej, zasłonił ramionami twarz, by uderzyć o nią maksymalnie bezboleśnie. Władca nie miał takiego szczęścia - spowolniony czas reakcji sprawił, że po prostu wbił się w barykadę, padając zaraz na plecy.
-Naito... - posiadacz Przeklętej Duszy wyprzedził Kurokawę. -...zaraz odlecę - powiadomił go. W istocie - jak zdążył już zauważyć - czarnowłosy, zielone oczy króla stawały się coraz bardziej zamglone. Rozedrgane powieki wyglądały, jakby zaraz miały się zamknąć na dłuższy czas. -Jesteś w stanie mi zaufać? Mam pewien pomysł... ale ryzykowny i głupi - dyszał ciężko, mówiąc to. Usilnie się starał, by dolną szczęką nie dotykać górnej, celem oszczędzenia sobie bólu. Pozdzierane łokcie i kolana, jak również poparzona dłoń nijak nie pomagały mu utrzymać przytomności.
-Ja miewam tylko takie, Wasza Wysokość - uśmiechnął się pod nosem Naito. -Jestem gotów - oświadczył hardo i odważnie szatyn, na co władca byłby się zaśmiał, gdyby nie wiedział, że taka próba skończyłaby się potwornym łupaniem w szczęce.
-Zostawię cię z nim samego. Zajmij go i sprowokuj do bezpośredniego ataku... a ja zajmę się resztą. Wpadło mi do głowy coś ciekawego... Jeśli uda mi się go unieruchomić, postawimy wszystko na jedną kartę. Jeden atak, rozumiesz? "Akcja ostatniej szansy"... - wyjaśnił pokrótce Rael, a Kurokawa skinął głową.
     Kolejne dwa Rengoku Taihou przygotowane zostały w ciągu zaledwie kilku sekund - nie miały być one silne, a tylko użyteczne. Jednocześnie kucający Naito skumulował duże ilości energii w swoich stopach, zwracając się twarzą do oddalonego od chłopaków "Bombowca". W chwili, w której mieszkaniec Akashimy raptownie odbił się od wklęsłej platformy, król niepostrzeżenie sturlał się z niej, wpadając do stworzonej przez siebie wyrwy i znikając z pola widzenia Niemca. Ten z kolei nie miał czasu, by poświęcić temu zniknięciu uwagę. Miał w końcu przed sobą lecącego w jego stronę  Kurokawę, którego siłę zdążył już poznać i poniekąd uznać.
-Będzie kombinował. Jest tylko dzieckiem, ale po tym, co już pokazał, nie uwierzę, że tak po prostu ruszyłby na mnie z frontalnym atakiem. Czy ten czymś się różni od poprzedniego? Nie wydaje mi się... Może jedna z pięści to tylko zmyłka bez żadnej ofensywnej siły? - w pewnym momencie Leuberg zaśmiał się pod nosem, zażenowany swoim własnym zachowaniem. -Och, czym ja się martwię? Przecież to dalej zwykła miernota! Dopóki pilnuję tego, co wokół mnie, król gówno może mi zrobić, a tego tutaj mógłbym zdjąć z palcem w dupie. Dobrze byłoby jednak nie marnować na niego zbyt wiele mocy... - przypomniał sobie o chwili, w której władca chwycił go za głowę. -To było tylko kilka sekund, ale wyssał ze mnie naprawdę sporo energii. Powoli... Zobaczmy najpierw, co zrobi. Mimo wszystko szybciej wywołam eksplozję, niż on uderzy - doszedłszy do takich wniosków, Sebastian postanowił nie ruszać się z miejsca. Naito tymczasem odbił się od przezroczystych podestów jeszcze kilka razy, nim wreszcie do niego dotarł. Szybkość Kurokawy w żaden sposób nie była w stanie zaskoczyć blondyna.
-Dobrze! Niczego nie podejrzewa. Lekceważy mnie i ma ku temu powody... ale tym razem się przeliczy! - uśmiechnął się w duchu czarnowłosy chłopak, ostatni raz wybijając się z platformy. Starając się zachować odpowiednie pozory, zamaszyście wyrzucił przed siebie prawą pięść, kierując ją prosto na twarz przyglądającego mu się uważnie Leuberga. Nie był tak naiwny, by sądzić, że w normalnych warunkach dałby radę go trafić... lecz miał swojego asa w rękawie. W chwilę przed tym, jak blondyn się odchylił, Naito otworzył zaciśniętą w pięść dłoń.
-Rengoku Taihou: Kai! - szeroka fala energii duchowej pochłonęła swą kopułą niczego się nie spodziewającego Niemca, który z trudem utrzymał się na swojej platformie. Kurokawa nie był w stanie dostrzec szoku na jego twarzy ani gniewu, który szybko ten szok zastąpił. Zanim jednak jego pierwszy atak ustał, przeszedł już do kolejnego, zamierzając się na mężczyznę lewą pięścią. Chciał jak najlepiej wykorzystać fakt zablokowania jego pola widzenia. Drugie Rengoku Taihou uderzyło Sebastiana już w wersji skondensowanej, wbijając mu się prosto w odsłonięty brzuch. Kolejna, o wiele już węższa fala mocy popchnęła go wtedy do tyłu, zginając go niemalże na pół w punkcie uderzenia. Szare oczy Niemca prawie wyszły mu z orbit, a z ust popłynęła krew zmieszana ze śliną.
-Weszło prawie całkowicie... Gdybym mocniej naładował te ciosy, może mógłbym go nawet pokonać samotnie - pomyślał niezadowolony Naito, lądując na tej samej platformie, z której chwilę wcześniej brutalnie zrzucił Leuberga.
-To chyba jakaś cholerna kpina! - Sebastian pewnie wykrzyczałby te słowa, gdyby był w stanie to zrobić. To nie brzuch ani twarz, tylko duma bolała go najbardziej. -Taki mały gnój bez doświadczenia, czy nawet Syntezy... Taki nic nie warty głupiec doprowadził mnie do tego stanu? Kurwa! - bał się wciągnąć, czy rozkurczyć uderzony brzuch. Czuł, że coś z całą pewnością było z nim nie w porządku, choć nie wiedział jeszcze, co takiego. Był zły w równej mierze na przeciwnika, jak i na samego siebie. -I to jeszcze po tym, jak Tora mnie ostrzegał! Zawsze, ale to zawsze lekceważę wroga! Za każdym pieprzonym razem, a mimo wszystko nie mogę się nauczyć pokory! - ostatni raz był z nimi raptem kilka dni temu... a miał wrażenie, jakby to były miesiące. -Po cholerę było mi to drugie ogniwo, skoro leje mnie gość, który ledwo wykorzystuje pierwsze?! Gówniarz, który nigdy nie musiał się starać, żeby otworzyć nowe ogniwo i nawet nie wie, jak to jest... Jak ja nienawidzę takich, jak on! Myślisz, że jesteś taki super, co? Że możesz na mnie patrzeć z góry, bo sam dostałeś wszystko na starcie? Bo ja nie dostałem nic? - z ręką na brzuchu wylądował na nowej platformie, ale nie dał rady tego zrobić z wyprostowanymi nogami. Prawie padł na kolana, gdy jego stopy dotknęły podestu. Jego ulubiony frak był w strzępach. Wnętrze jego brzucha musiało wyglądać przynajmniej nieprzyjemnie. Denerwująca go grzywka prawie przestała istnieć, a wraz z nią zeszła również skóra z nosa i części policzków. -Zabiję... Pieprzyć Puszkę - mogę schować dumę do kieszeni i się wycofać, a potem wrócić z resztą. Nie pozwolę jednak, żeby taki arogancki szczeniak nade mną górował! - nie zauważał, że on również cierpiał teraz właśnie przez arogancję. To go nie interesowało. Obolały, rozjuszony i mentalnie ranny, ponownie zebrał energię w stopach. Dużo energii. Tyle samo, co podczas jego niedawnego natarcia na wrogów.
-Gdzie jest król?! - zacisnął zęby ze złości, gdy dotarł do niego brak władcy w zasięgu wzroku. -Ten drugi rozproszył mnie do tego stopnia, że o nim zapomniałem? I to jeszcze zanim zdążyłem się paniczykowi porządnie odpłacić... - tego już nie mógł znieść. Dla niego czara goryczy przelała się w tym właśnie momencie. W gniewie nie zauważył jednak, że działał dokładnie tak, jak oczekiwali od niego jego oponenci.
     -Nie daruję ci tego, dzieciaku! - ryknął, gdy wybuch wystrzelił go w stronę czekającego w pozycji bojowej Kurokawy. Jeszcze w locie po raz pierwszy otoczył prawą nogą energią duchową, przymierzając się do pierwszego poważnego ciosu wręcz. Obróciwszy się wokół własnej osi, skierował stopę prosto na twarz Naito. W tej właśnie chwili na jego drodze pojawiła się znikąd niewielka, czarna szczelina, usytuowana dokładnie przed głową czarnowłosego. But mężczyzny zupełnie niespodziewanie zanurkował w mroku portalu, wywołując konsternację na jego twarzy. Potem przyszło cierpienie... Dziura zamknęła się w bezczasie, znikając tak nagle, jak się pojawiła... wraz ze stopą Leuberga. Sebastian zawył z bólu, zanim jeszcze spostrzegł, że jego noga kończy się zaraz za kostką. Krew wytrysnęła soczyście z równo odrąbanej kończyny, sprawiając przy tym, że blondyn stracił równowagę i runął w dół. Ten ostry, niewyobrażalny wręcz ból był ostatnim, czego się spodziewał. Z największym trudem zdołał skoncentrować się na tyle, by stworzyć pod sobą chybotliwą, cienką platformę z energii duchowej, która prawie pękła, gdy na nią upadł. Niemiec patrzył z lękiem, jak przezroczysty podest pokrywa się czerwienią.
-Wy kurwy! Wy gnidy! Moja noga... Moja pieprzona noga! - nie potrafił już myśleć racjonalnie ani tym bardziej logicznie. Nie rozglądał się nawet za królem, który bezsprzecznie pozbawił go kawałka kończyny. Zaciskając mocno zęby, syczał głośno i jęczał, ze wszystkich sił tamując upływ krwi przy pomocy energii duchowej.
-Cierpi... - zauważył jakże odkrywczo Kurokawa. -Czy jeśli zaczynam mu współczuć, widząc to... mam w tym słuszność? Skrzywdził dzisiaj tak wiele osób... Czy jeśli utożsamiam się z nim w jego bólu, staję tym samym po złej stronie barykady? - ta pojedyncza refleksja jeszcze przez długi czas nie dałaby mu spokoju, gdyby ktoś nie zmusił go do oprzytomnienia.
-Teraz, Naito! - Rael stał kilkanaście metrów wyżej, na swoim własnym podeście. Z ręki wypuścił odciętą przez własny portal stopę przeciwnika, która szybko śmignęła przed twarzą najpierw czarnowłosemu, a później blondynowi. Ten ostatni próbował jeszcze otępiałym ruchem wyciągnąć po nią dłoń, ale rozminął się z kończyną o dobre pół metra.
-Twoje Rengoku Taihou! Użyj go jeszcze raz! - krzyknął z niemałym trudem król. W mgnieniu oka tuż przed roztargnionym Kurokawą pojawił się jeden spory portal... a kolejne zaczęły stopniowo otaczać obezwładnionego Niemca. Jeden za drugim, czarne szczeliny zakwitały ze wszystkich stron, niczym przysłowiowe "kwiaty zła". Wkrótce Leuberga nie było już nawet widać z powodu wszystkich tych "plam na niebie".
     Zawahał się. W pierwszym momencie, drugim, a nawet trzecim. Wiedział, że Niemiec z pewnością zasługiwał na karę, a być może nawet na śmierć, ale widział doskonale, jaki finał miał mieć plan Raela. Przerażało go to, co miało się stać z Sebastianem. Obawiał się tej świadomości i tego widoku, na który próbował się mentalnie przygotować. Żal mu było tych, którzy stracili życia w serii wybuchów. Wciąż bolał go brzuch na myśl o rudowłosej kobiecie, która skonała mu na rękach. Mimo to jednak nie był tak emocjonalnie związany ze sprawą, jak chociażby król. Nie ucierpiał bowiem nikt, kto byłby Naito bliski. Nikt... a mimo to właśnie on miał wymierzyć zbrodniarzowi tak zwaną "sprawiedliwość".
-Szlag! - uległ. Uległ już w chwili, gdy zaczął kumulować energię. Potem uległ znów, gdy się zamachnął i jeszcze raz, kiedy zamknął oczy przed samym wniknięciem w portal... Kilkanaście identycznych pięści, a zatem kilkanaście takich samych ataków spadło ze wszystkich stron na uwięzionego za zasłoną czerni Leuberga.
     Skierowane z różnych źródeł fale energii duchowej zetknęły się ze sobą, łącząc się, niczym szalejące na otwartym morzu bałwany. Blask przepływającej mocy rozświetlił przestrzeń pomiędzy portalami. Kilkunastokrotne Rengoku Taihou sięgnęło swojego celu... a zaraz potem wszystkie wyrwy zniknęły. Zniknęła również płytka, na której utrzymywał się zraniony blondyn. On sam runął bezwiednie w dół, ociekając krwią. Podarta koszula, zniszczone spodnie, popękane kości, porozrywana skóra, uszkodzone organy - obrażenia, których doznał były nieprawdopodobne... ale nieprawdopodobny okazał się również jego hart ducha.
-Nie może być! Jak bardzo zdążył wzmocnić swoje ciało? - nie mógł się nadziwić Rael. Tylko on jeden zauważył, że stan przeciwnika był nieskończenie lepszy, niż powinien. -Ten napór z każdej strony powinien był go zmiażdżyć! To fakt, jest teraz w stanie krytycznym, ale... jak to się stało, że przeżył? Na dodatek... chyba nie stracił nawet przytomności! - trudno było mu stwierdzić, czy odczuwał lęk, niezadowolenie... czy może podziw.
-Bez żartów... - blondyn spadał głową w dół, nie będąc nawet tego faktu świadomym. -Że niby... miałbym już... nie wrócić do domu? - ta myśl przytłoczyła go tak mocno, że zapomniał o bólu. -Tora i reszta... czekają na mnie. Na pewno czekają. Jak mógłbym tak odejść, skoro nawet się z nimi nie pożegnałem? - obraz zrujnowanych w swoim piekielnym koncercie budynków stopniowo się do niego przybliżał. Leuberg nie był w stanie poruszyć kończynami. -Zaczynam żałować, że przyszedłem tu na własną rękę. To był błąd, prawda... Tora? - nie spadł na ziemię. W pewnym momencie pojawiła się pod nim duża, czarna szczelina, do której wleciał i po chwili wypadł z drugiej, usytuowanej tuż obok siedzącego na platformie króla. Niemiec padł na twarz tuż przy Raelu, który nie spojrzał na niego nawet kątem oka.
-Wasza Wysokość! - doskoczył do władcy zaskoczony Kurokawa. Zaskoczenie to było pozytywne, chociaż sam czarnowłosy starał się nie okazywać tego zbyt widocznie. -Myślałem, że chciałeś... "wymierzyć sprawiedliwość" - zwrócił się do młodszego od siebie Madnessa, uważnie dobierając słowa, by przypadkiem nie podpaść najważniejszej osobie w Morriden.
-To źle myślałeś - odrzekł bez zastanowienia Rael. -Chciałem się tylko zemścić. Nie ma w tym żadnej sprawiedliwości. Po prostu... chyba po tym łupniu, jaki dostałem, zacząłem trochę przytomnieć. Nie zabiję tego człowieka - spoglądał zielonymi, zaspanymi oczyma na rozłożonego obok Niemca, jakby oczekiwał jego reakcji na swoje słowa. Nie wiedział, czy milczenie blondyna wywołane zostało utratą przytomności, niechęcią względem niego, czy może niemożnością wysłowienia się w aktualnym stanie. -Możemy się od niego wiele dowiedzieć. Z kim pracuje, jakim cudem nikt nie zauważył tych wszystkich "bomb", jaki ma cel... A poza tym zasługuje też na proces. Takie prawo panuje w moim kraju. Co ze mnie za król, jeśli nie gram według moich własnych zasad? - Naito długo się wahał, zanim zdobył się na skomentowanie tego, co właśnie usłyszał.
-Zgadzam się w zupełności, Wasza Wysokość - nie chciał, by zabrzmiało to zbyt arogancko... i chyba zdołał temu zapobiec. -Potrzebujesz mojej pomocy w dostaniu się na dół? - zapytał prędko, widząc ulatujące z ciała Raela siły.
-Nie bądź śmieszny. Umiem o siebie zadbać. Tym niemniej jednak zaczekam tu na was. Ty idź pomóc Tatsuyi. Tak na wszelki wypadek. Naszego gościa będę mieć na oku - raz jeszcze król rzucił okiem na nieruchomego mężczyznę.
     Rozmawiający nastolatkowie nie dostrzegli ani nie wyczuli niczyjej obecności, zawieszeni w powietrzu kilkadziesiąt metrów pod lewitującym grobowcem. Nie zauważyli, jak biała sylwetka odbija się od kolejnych płytek z energii duchowej z tak niesamowitą siłą, by każdy jej sus pokonywał dystans biegu olimpijskiego. Biały kształt wdarł się z zawrotną prędkością do wnętrza twierdzy tą samą drogą, którą przebył Tatsuya, zanim jeszcze Naito ruszył do środka. Intencje tajemniczego najeźdźcy, którego przybycia nie spodziewał się absolutnie nikt pozostawały tajemnicą...

Koniec Rozdziału 177
Następnym razem: Ponowne spotkanie

2 komentarze:

  1. Ale ciekawa walka! Bardzo ładnie Ci wyszła. Może i dwóch na jednego jest niezbyt fair, ale w stosunku do Leuberga nie ma co o tym mówić :D

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, spotkałem się z podobnymi opiniami :P Również podobało mi się to starcie. Nawet bardzo, jeśli wypada mi tak mówić o tym, co wyszło spod moich palców :P Fakt faktem, że technika Naito + umiejętność Raela stworzyły kosmicznie potężną mieszankę.

      Również pozdrawiam ;)

      Usuń