środa, 9 lipca 2014

Rozdział 118: Zwijcie go Aigan

ROZDZIAŁ 118

     -Naprawdę tak trudno mu uwierzyć w to, że go widzę? - pomyślał odrobinę niepewny nastolatek. By upewnić się, że błękitnowłosy naprawdę miał na myśli bycie Madnessem, Kurokawa natychmiastowo dezaktywował umieszczoną na swoim ciele powłokę duchową. Wyraz twarzy utrzymującego się w pozycji półsiedzącej muzyka nie zmienił się nawet minimalnie.
-Czyli też jesteś Madnessem, co? Jestem Naito. Kurokawa Naito... chociaż to chyba niezbyt właściwy moment na to, żeby się przedstawiać - odezwał się "krzyżooki". Wcześniej wolał nie ryzykować z ujawnianiem swojej przynależności. Ludzie w szoku powypadkowym potrafili pleść różne niestworzone rzeczy. Zielonooki motocyklista wydawał się być jednak opanowanym i w miarę ułożonym człowiekiem.
-Daj spokój, nic mi nie jest... - machnął lekceważąco ręką kierowca pojazdu, po czym natychmiastowo chwycił się za ramię z przyduszonym sykiem. -Możesz mi mówić Aigan - uścisnął szatynowi dłoń tą kończyną, którą już i tak bezmyślnie wyrzucił naprzód. Zaraz po tym podjął próbę podniesienia się na nogi, która ostatecznie zakończyła się upadnięciem chłopaka na klęczki.
-Nie wydaje mi się, żeby nic ci nie było... - stwierdził poważnie czarnowłosy, bez pytania przerzucając sobie zdrowe ramię poszkodowanego przez barki. Powstali obydwaj w tym samym momencie - powoli i ostrożnie. -Zabiorę cię do szpitala - poinformował towarzysza szatyn i miał już wraz z nim ruszyć do przodu, gdy poczuł gwałtowny opór muzyka. Błękitnowłosy odseparował się od swojego "wybawcy", pozostając na swoim miejscu.
-Nie, nie, nie! - zaprotestował nieskładnie motocyklista, a widząc zaskoczone spojrzenie Naito, zawahał się przez chwilę, jakby chciał coś zataić. -To nic poważnego, serio. Wystarczy, że chwilę odpocznę i mi przejdzie. Mówię to z pełną świadomością. Znam moje ciało lepiej, niż ty... - ewidentnie chciał brzmieć, jak ktoś, kto doskonale znał się na tym, o czym mówił. Prostolinijny trzecioklasista nie zwrócił na ten fakt żadnej uwagi. -...ale skoro już chcesz mi pomóc, to nie odmówię. Właściwie to chętnie bym coś zjadł, napił się... Przydałoby mi się również jakieś zaciszne miejsce, żeby zrobić mały przegląd mojej bestii - mówiąc to, poklepał przewróconego choppera z taką czułością, jakby był co najmniej żywym człowiekiem, a nawet miłością jego życia.
-Ech, klasyczny przykład biednego włóczęgi... - gimnazjalista ocenił w duchu nowego znajomego z zażenowaniem przeplatającym się z irytacją. Tym niemniej jednak czuł się odpowiedzialny za rannego zielonookiego, a wyrzuty sumienia nie pozwalały Kurokawie odmówić udzielenia mu pomocy. -Czy moje życie naprawdę nie może być choć trochę normalniejsze? Odkąd stałem się Madnessem, albo walczę z potworami, albo spotykam dziwaków. Przerażające... - użalał się nad sobą obywatel Akashimy, podczas gdy Aigan pochylał się nad "bestią", próbując ją podnieść. Ostatecznie jednak zachwiał się w momencie, w którym chopper został już postawiony w pionie, przez co... przewrócił go na drugi bok. Kierowca westchnął ciężko, "przypadkiem" wlepiając wzrok w szatyna, co miało na celu wymuszenie na nim chęci pomocy bliźniemu.
-To będzie długi dzień... - pomyślał zrezygnowany Naito, podchodząc do chłopaka i pomagając mu wyprowadzić motocykl z trawiastego brzegu rzeki na chodnik. "Pomoc" według Aigana oznaczała jednak, że KTOŚ robił COŚ za NIEGO, toteż męczył się tylko i wyłącznie gimnazjalista.
***
     Drobne "opóźnienie" sprawiło, że gdy obaj nastolatkowie dotarli do domu Kurokawy, ten był już pusty. Na szczęście szatyn znalazł kluczyki zostawione pod wycieraczką - jego siostra często tak robiła. Był to rodzaj niepisanej umowy pomiędzy rodzeństwem. Podczas gdy chopper Aigana stał zaparkowany na podjeździe, gimnazjalista otworzył drzwi i wprowadził "gościa" do środka. Muzyk bez pytania umieścił swój kask na metalowym, naściennym wieszaku, po czym - nie zdejmując butów - wkroczył do kuchni. Choć nic nie wskazywało na to, żeby motocyklista symulował wcześniejsze obrażenia, teraz zdawał się w ogóle nie odczuwać już żadnych dysfunkcji. Błękitnowłosy ewidentnie zauważył zaskoczone tym faktem spojrzenie gospodarza, więc z zakłopotanym uśmieszkiem rzekł:
-Jestem dosyć twardy, w związku z czym w szpitalu byłem tylko raz w życiu - kiedy się rodziłem. Na dodatek, jeśli nie czuję bólu przez dłuższy czas, on całkowicie znika. Nie pytaj o szczegóły, po prostu tak mam... - wzruszył ramionami kierowca motocykla, po chamsku wyciągając z lodówki kawałek kiełbasy i do połowy pusty karton mleka. Bez cienia wstydu ruszył zaciekawiony na górę, nie robiąc sobie nic z głośnego westchnięcia Naito. Aigan ewidentnie należał do licznej grupy ludzi, którzy słyszeli tylko to, co chcieli usłyszeć. Reszta wylatywała drugim uchem.
     Zrezygnowany szatyn wszedł do swojego pokoju jako drugi... i to właśnie w momencie, w którym całkowicie beztroski muzyk rzucił się na jego łóżko, jak na swoje własne. Rozwalony na plecach motocyklista westchnął z zadowoleniem, pociągając kilka łyków mleka prosto z kartonu. Panoszył się w cudzym domu o wiele bardziej, niż Rinji, gdy pierwszy raz pojawił się u państwa Kurokawa. To właśnie sprawiało, że był irytujący. Wcześniej trzecioklasista nie miał serca go wyprosić, więc teraz musiał przez swoją ugodowość cierpieć.
-Naprawdę spoko z ciebie gość, Naito - rzucił błękitnowłosy, gdy gospodarz udał się pod prysznic. Na szczęście Madness okazał się być stosunkowo niegroźny, więc nie próbował nawet niczego ukraść. "Wystarczał" mu fakt żerowania na swoim dobroczyńcy.
-Aigan-kun! - zagadnął spod lejącej się na niego strugi wody gimnazjalista. Łazienka znajdowała się naprzeciw jego pokoju, dzięki czemu chłopak miał pewność, że jego rozmówca go usłyszy. -Co się właściwie stało? Widziałem przy autostradzie przerwaną barierkę, ale nie zauważyłem ani sprawcy wypadku ani kogokolwiek, kto zauważyłby stłuczkę... - ten temat interesował obywatela Akashimy najbardziej. Z jakiegoś powodu chciał dowiedzieć się czegoś więcej o nowym "znajomym", który był przecież takim samym Madnessem, jak on.
-W skrócie? Goniłem paru gości moim potworem, a oni wykorzystali wąski wjazd, żeby się mnie pozbyć. Zwolnili, żeby jechać tuż koło mnie i przywalili we mnie dokładnie w momencie, w którym miałem dezaktywować powłokę. Spóźniłem się dokładnie o ułamek sekundy. Kiedy uderzenie wywaliło mnie w powietrze, byłem już niewidoczny. Nie wiem nawet, w którą stronę pojechali ci ludzie, bo w locie straciłem przytomność. Potem spotkałem ciebie... i teraz jestem tu - wyjaśnił bez zbędnych szczegółów muzyk, wzbudzając tylko jeszcze większą ciekawość myjącego się gospodarza. -Hej, Naito! Ta laska na zdjęciu to twoja siostra? Fajna... - odezwał się błękitnowłosy, spoglądając na oprawione w ramkę zdjęcie, stojące na szafce nocnej obok łóżka.
-Tak ci się tylko wydaje, Aigan-kun... - sprostował przygaszonym głosem paradujący w bokserkach nastolatek, wchodząc do pokoju z przewieszonymi przez lewą rękę ubraniami treningowymi. Nie mając chęci na składanie ciuchów i wrzucanie ich do szafy, która i tak zaśmierdłaby potem, chłopak rozłożył je na oparciu fotela przy biurku. Pilnując czasu, szybko wskoczył we wczorajsze partie garderoby i roztrzepał gołą dłonią nie do końca suche jeszcze włosy. Błękitnowłosy gość przez cały ten czas przyglądał się a to jemu, a to różnym elementom pomieszczenia.
-Wychodzisz gdzieś? - zapytał motocyklista, bez specjalnego zainteresowania przewracając strony znalezionej w zasięgu ręki książki - "Gry o Tron" George'a R. R. Martina. Gitarzysta bez sprzętu nie wyglądał niestety na zbyt oczytanego.
-Ach, nic takiego. Wiesz, szkoła, testy, klasy, godzina wychowawcza... Niektórzy się uczą, Aigan-kun - odpowiedział nieco prześmiewczo czarnowłosy, przy okazji szacując wzrokiem wiek "poszkodowanego". Kierowca choppera nie mógł mieć więcej, niż 18 lat, co wzbudziło u młodego Kurokawy pewne podejrzenia.
-Aaa, tak, szkoła... jarzę. Też do niej chodziłem, chociaż może wydaje ci się inaczej. Tak po prostu wyszło, że pojechałem... na wycieczkę. Podróże kształcą, wiesz? Uważam, że odpowiednie przygotowanie do dorosłego życia jest ważniejsze, niż jakaś tam "edukacja"... - ta wyluzowana odpowiedź sprawiła, że Naito był już prawie pewny tego, o czym chwilę wcześniej pomyślał. Nie afiszował się z tym jednak. Uznał to za niestosowne. -Co? - zapytał zdezorientowany błękitnowłosy, widząc wyczekujące spojrzenie gospodarza. Naprawdę nie rozumiał, o co mogło chodzić. -Mam coś na mej pięknej twarzy? No czego się tak lampisz?! - nie otrzymawszy żadnej odpowiedzi, był już całkiem skonfundowany dziwną sytuacją. Od zawsze źle się czuł, kiedy ktoś wpatrywał się w niego bez słowa wyjaśnienia. Nawyk ten pozostał z nim do dnia obecnego.
-Nie wiem, jak ci to powiedzieć... - zaczął ostrożnie trzecioklasista, raz jeszcze sprawdzając godzinę na czerwonym telefonie z klapką. -Bo widzisz, ja NAPRAWDĘ muszę teraz wyjść i tak się składa, że nikt niestety nie będzie na miejscu... - robił naprawdę wszystko, co tylko mógł, by naprowadzić zachłannego i pozbawionego taktu muzyka na to, co chciał mu przekazać.
-Aaaa, rozumiem! Sorki, naprawdę coś dzisiaj ze mną nie tak. To na pewno zawstydzające, żeby prosić nowo-poznanego gościa o coś takiego... - wszystko wskazywało na to, że Aigan pojął sedno sprawy. Do czasu... -Oczywiście, przypilnuję mieszkania, jak cię nie będzie. Możesz na mnie liczyć - gdy motocyklista posłał szatynowi swój firmowy uśmiech rodem z reklam past do zębów i na dodatek wystawił przed siebie uniesiony w górę kciuk, Naito naprawdę myślał, że przewróci się na podłogę. Na dodatek wyglądało na to, że osiemnastolatek mówił całkowicie poważnie.
-Aigan-kun... to NIE jest twój dom. Wychodzę do szkoły i mam zamiar zamknąć drzwi na klucz BEZ ciebie w środku. Czy teraz już rozumiesz? - wyartykułował Kurokawa tak spokojnie, jak tylko potrafił, chociaż zachowanie błękitnowłosego mogło nawet stoika doprowadzić do szewskiej pasji.
-Nieee... ma opcji, kolego! - motocyklista zeskoczył z łóżka z pustym kartonem po mleku w prawej ręce. Z werwą i z optymizmem otoczył gospodarza lewem ramieniem, ewidentnie mając zamiar przedstawić mu swoją wizję porządku rzeczy. -Specjalnie pojawiłeś się w miejscu wypadku, żeby mi pomóc, no nie? To nie w twoim stylu, żeby mnie teraz tak bezczelnie wyrzucić - gitarzysta nie wiedział chyba, co w tym wszystkim było naprawdę bezczelne. Ku zaskoczeniu gimnazjalisty, wiedział jednak doskonale, co "było w jego stylu", a co nie, choć znali się od godziny.
-Po pierwsze: mogę. Po drugie: uściślijmy coś. Wlazłeś w brudnych buciorach do MOJEGO domu, zabrałeś z MOJEJ lodówki MOJE jedzenie, położyłeś się na MOIM łóżku w MOIM pokoju, przeglądając MOJĄ książkę i pytając się MNIE o MOJĄ rodzinę. To naprawdę dużo, zważywszy na fakt, że to NIE ja cię potrąciłem. Jeśli więc pozwolisz, odprowadzę cię do drzwi... - gigantyczna fala argumentów porwała uzdolnionego muzycznie wizjonera z taką siłą, że dłoń motocyklisty natychmiastowo ześliznęła się z barków Naito. Ewidentnie nie posiadał w zanadrzu żadnego planu B ani nie spodziewał się odmowy. Ewidentnie też był w stanie posunąć się do wszystkiego, byleby móc poczuć się, jak pączek w maśle. Idąc tą drogą, nie wstydził się paść na kolana z twarzą rozłożoną na puchatym dywanie pokoju... i kartonem w ręku, oczywiście.
-Pozwól mi tutaj zamieszkać! - tego nie spodziewał się nawet Kurokawa, zatem konsternacja na jego bladej twarzy zmieszała się z jeszcze wyższym poziomem irytacji.
-Że niby z jakiej racji?! - zdenerwował się nie na żarty trzecioklasista. Wiedział już, że zdążenie na pierwszą lekcję byłoby w tym wypadku równoznaczne z przebiegnięciem całej drogi. Na to mógł sobie pozwolić, ale brak ogłady, taktu, czy jakiegokolwiek szacunku do siebie niezmiernie wyprowadzał go z równowagi... co w niczym nie przeszkodziło muzykowi.
-Nie mam się gdzie podziać, wydałem już całą kasę, nikt nie przyjmie mnie do pracy ze względu na kolor włosów, paliwa starczy mi na paręnaście kilometrów, a ty wisisz mi przysługę! - miał gadanę, to trzeba mu było przyznać. Naprawdę sprawiał wrażenie, jakby listę argumentów czytał prosto z podłogi. W dodatku naciągał i przeinaczał fakty. -Błagam, Naito! Nie każ mi błagać, okej? Nie widzisz, że błagam? - komizm sytuacyjny nie wpływał zbyt pozytywnie na zmianę zdania Kurokawy, ale widać było, że błękitnowłosy dopiero się rozkręcał. -Prześpię się trochę, a potem poodkurzam. Nie, umyję podłogę w całym domu. Nie, zrobię obiad dla całej rodziny. Nie, zrobię zakupy! Nie, nie mam pieniędzy... O, mogę posortować bieliznę twojej siostry!
-No chyba cię pojebało, idioto! - wydarł się zawsze spokojny i panujący nad sobą czarnowłosy, pochylając się nad swoim gościem i uderzając go pięścią w głowę. -Ech, przez ciebie boli mnie głowa... - podirytowany obywatel Akashimy pochwycił się palcami za nasadę nosa, dumając nad rozwiązaniem tej problematycznej sytuacji. W tym właśnie momencie płaszczący się przed nim Aigan owinął mu się wokół lewej nogi, niczym atakujący wąż boa.
-Mogę ci rozmasować skronie...
-Nie! - krzyknął znowu szatyn, wbijając swojemu gościowi stopę w twarz i próbując odepchnąć go od capniętej przezeń nogi. -Cholera, nie mam na to czasu... Dobrze! Słyszysz? Możesz tu zostać... - ponaglony uciekającym czasem chłopak przystał na układ... i w tej chwili motocyklista wystrzelił do tyłu, jakby piorunem, lądując na łóżku gospodarza z zadowoloną miną. Bezczelnie i nietaktownie, rzecz jasna. Naito nie przywykł do radzenia sobie z tak potwornymi natrętami.
-Dzięki, jesteś moim wybawicielem... - błękitnowłosy zmrużył zielone oczy, podkładając sobie ręce pod głowę. Nie interesowało go nawet, że właśnie rzucono mu w twarz kartonem po mleku. Liczyła się tylko jego misja. Misja zakończona powodzeniem.
-Pozwalam ci tu zostać... na razie. A i to robię tylko pod warunkiem... że oddasz mi kluczyki do swojej "bestii" - Kurokawa próbował zachować swoją własną twarz. Przedmiot, którego się domagał wylądował na jego dłoni w ciągu dwóch sekund.
-Żaden problem, maestro! Miłej nauki! - pożegnał się z nim Aigan, przewracając się na bok, plecami do wyjścia. Zasnął jeszcze zanim zrezygnowany trzecioklasista zamknął za sobą drzwi.
***
     -Uff, nareszcie do domu... - pomyślał z ulgą, nakładając na siebie powłokę duchową podczas przechodzenia za róg ulicy. -Najpierw mama i "pogrzeb" Giovanniego-san'a, potem ten chory wariat, całkowita bezczynność w szkole, a na koniec trzech Spaczonych w trzech różnych miejscach. Ech, kiedy przestały mnie zaskakiwać takie rzeczy? Może jestem po prostu zbyt zmęczony, żeby być zaskoczonym? - zastanawiał się czarnowłosy, przykładając palce do skroni, jakby w nadziei, że dzięki temu przestanie boleć go głowa. Mówiąc szczerze, nastolatek ledwo powłóczył nogami, co tylko podkreślało ogólny obraz rozpaczy i mizeroty. Na dodatek wracał do domu, w którym czaił się na niego praktycznie nieznajomy mu człowiek, mający dziwne zapędy w stronę jego siostry i posiadający honor tak giętki, że można z niego było lepić garnki.
-Jak ja im się z tego wytłumaczę? Zresztą, to nie jest znowu takie ważne! Bardziej obawiam się tego, co ON im powiedział. Nawet Rinji-kun nie zasługiwał na przydomek "złotoustego" bardziej, niż on... Jeszcze niedawno nie mogłem się doczekać powrotu do kraju Madnessów, a dzisiaj już ich nienawidzę... Mam nadzieję, że Aigan nie zostanie z nami na długo. Mam nadzieję, że w ogóle nie zostanie, ale już ją powoli tracę... Moja głowa... - o wiele bardziej wolałby raz jeszcze stanąć pomiędzy rzucającymi się sobie do gardeł przyjaciółmi - między Rinjim i Rikimaru - niż zmagać się z nieprzewidywalnym okupantem. Jednocześnie chciał wrócić do miejsca swojego zamieszkania i nie przychodzić tam wcale. Niestety jednak na to drugie było już stanowczo za późno, gdyż trzecioklasista stał właśnie na klatce schodowej. Wziąwszy głęboki oddech, pociągnął za klamkę i dość cicho wszedł do środka. Już w progu zdjął buty, słysząc niecodzienny gwar w kuchni.
-Naito-kun, pospiesz się! Czekaliśmy na ciebie z obiadem - usłyszał głos swojej matki. Było jeszcze gorzej, niż się spodziewał. Nie wiedział, co uczynił błękitnowłosy uzurpator, ale kobieta sprawiała wrażenie, jakby całkowicie zapomniała o "niby-pogrzebie" syna swojego szefa.
-Już idę, już idę! - odkrzyknął przyjaźnie gimnazjalista, prędko podmywając dłonie w łazience i ruszając w stronę stołu jadalnego. Tam z kolei dostrzegł już siedzącą twarzą do niego Nanami, usytuowaną z lewej strony matkę i biało-czerwony lotos na plecach Aigana. Bez zbędnych czułości zajął swoje miejsce przed sporą miską z ramenem.
-Aigan-kun wszystko nam wyjaśnił, ale na początku byłyśmy trochę przerażone. Miałam już nawet dzwonić po policję, ale na szczęście nie zdążyłam tego zrobić. Naprawdę, mógłbyś wcześniej informować nas o takich sprawach, Naito... - odezwała się pani domu, spoglądając srodze na syna. -W dodatku zaprzęgłeś swojego gościa do pracy... Wstydź się! Aigan-kun sam to wszystko dla nas przygotował, żebym nie musiała się trudzić, a ty się jeszcze spóźniłeś - wypomniała mu wszystko po kolei, czym nieco zakłopotała gimnazjalistę. Nastolatek widział bowiem dokładnie, że widniejący we wszystkich miskach ramen był zdecydowanie kupny. Błękitnowłosy po prostu nakłamał i "nasłodził" kobiecie, by zdobyć jej przychylność. Pewnie nawet celowo wyrzucił torebki po błyskawicznym posiłku do kosza na śmieci przy całkiem innej ulicy...
-Wiem, bardzo przepraszam. Miałem do ciebie zadzwonić, ale padła mi bateria w telefonie. Będę musiał go częściej ładować. Mam nadzieję, że "Aigan-kun" nie narobił wam problemów... - szatyn specyficznie zaakcentował imię swojego gościa, wtłaczając w nie tyle jadu, ile tylko potrafił, byleby nie budzić żadnych podejrzeń. Co dziwne, sam motocyklista wcale się nie odzywał. Nie podnosił nawet głowy znad miski, czego powód szybko został ujawniony.
-Na drugi raz przyprowadzaj normalnych ludzi... - burknęła Nanami, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. -Która dziewczyna nie zareagowałaby strachem na kogoś, kto tak wygląda? - zadała retoryczne pytanie, które natychmiast zwróciło uwagę młodego Kurokawy na milczącego muzyka. Wtedy właśnie okazało się, jak wyglądała definicja "strachu" według niebieskookiej dziewczyny. Delikatna twarz o damskich rysach została bowiem subtelnie pokolorowana na lewym oku - równie subtelnym fioletem, rzecz jasna. Naito prawie popluł się ze śmiechu, gdy tylko zobaczył przygaszonego w ten sposób motocyklistę.
-Wygląda na to, że nie będzie już dla ciebie taka "fajna", co? Dobra robota, siostrzyczko! - uśmiechnął się w duchu gimnazjalista, czując, jak jego ból głowy powoli staje się tylko wspomnieniem, a ciężki dzień rozświetla blask szczęścia.
     -Skoro już o tym mowa... Aigan-kun, ile czasu masz zamiar z nami zostać? - zapytała przyjaźnie matka czarnowłosego, wzbudzając tym jego niezmierne zainteresowanie. Chłopak sam nie miał okazji spytać o to swojego "drogiego przyjaciela".
-Och, sam nie wiem, Kurokawa-san... Naprawdę nie chciałbym się narzucać. Jeśli tylko stanę się problemem dla pani albo pani dzieci, proszę mi o tym powiedzieć, a od razu się wyniosę. Mówiąc szczerze, nie mam jednak zbyt wiele pieniędzy, za które mógłbym kupić paliwo do mojego motoru. Poza tym niedawno miałem mały wypadek drogowy. Jeszcze nie do końca doszedłem do siebie, ale niech się tym pani nie martwi... - błękitnowłosy mówił wszystko, co mu ślina na język przyniosła. W urabianiu ludzi, wzbudzaniu poczucia winy i wszystkim, co wiązało się z lizusostwem oraz retoryką był absolutnym mistrzem. Z drugiej strony był również "chorym potworem, dybiącym na wolność osobistą i zdrowie psychiczne wszystkich domowników", jak to niewerbalnie określił Naito.
-Nie przejmuj się tym, Aigan-kun! Każdy przyjaciel Naito jest również przyjacielem rodziny. Zostań tu tak długo, jak chcesz. Jeśli będzie to konieczne, zapłacę za twoje paliwo - rodzeństwo Kurokawa po prostu nie mogło uwierzyć w to, jak ich matka dała się złapać w najprostszą możliwą pułapkę. Odkąd "pan Kurokawa" przestał być częścią rodziny, kobieta stała się naprawdę łatwowierna, co podkreśliła jeszcze bardziej niedawna pomoc, otrzymana z rąk Giovanniego. 
-Ależ nie mógłbym się zgodzić na coś takiego! Proszę się nie kłopotać! Chętnie skorzystam z pani zaproszenia i zrobię, co będę mógł, żeby pomóc pani w codziennych obowiązkach, ale sam zajmę się swoimi wydatkami. Już i tak mam u was wszystkich ogromny dług wdzięczności. W takim tempie nigdy się z niego nie wypłacę - przysłodził raz jeszcze Aigan, zaśmiewając się "uroczo" po niespecjalnie zabawnym "żarcie". Poirytowany Naito zajął się dokończaniem swojego posiłku, nie zwracając już uwagi na prawdziwy wieczór słodkich słów, który w rzeczywistości dopiero się rozpoczynał. 

Koniec Rozdziału 118
Następnym razem: W pogoni za złodziejami

2 komentarze:

  1. Haha! Ale mnie ten rozdział rozweselił! Rzadko zdarzają się zabawne chapki w Madnessie. Zdecydowanie za rzadko. Haha!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to przejrzałem, to w sumie również i mnie on rozbawił :P Cieszę się, że pozytywnie zareagowałeś ;)

      Również pozdrawiam ^^

      Usuń