ROZDZIAŁ 122
-Aigan-kun to człowiek, którego naprawdę nie mogę do końca rozgryźć... - pomyślał Kurokawa, powoli podnosząc się na równe nogi. Jego zmysł równowagi ponownie zaczął działać prawidłowo, choć szatyn nadal słyszał w uszach coś, co przypominało cichy, miarowy gwizd. -Naprawdę chciałbym wierzyć, że jego bezwzględność bierze się z determinacji. Że jest skłonny zabić drugą osobę tylko wtedy, gdy ta okaże się zagrożeniem dla jego marzeń. Niestety nie jestem pewien, co powinienem o nim myśleć. Popisuje się swoją mocą i stara się uświadomić mi, że jestem w błędzie... ale po każdym ataku czeka, aż się pozbieram. Zupełnie tak, jakby nie chciał odbierać mi życia. Jeśli faktycznie tak jest, to oznaczałoby to, że myślimy podobnie... - twarde spojrzenie czarnych, wzbogaconych złotym, przypominającym nieco celownik karabinu krzyżem oczu padło na twarz chłopaka o damskich rysach. Szatyn miał swoje podejrzenia i chciał przede wszystkim przekonać się, czy były one prawdą. Bardzo liczył na to, że jego niedawny towarzysz nie kroczył wcale do swojego celu niewłaściwą drogą. Wierzył w to... bo chciał, by tak przedstawiała się sytuacja.
-Nie jesteś poważny, co? Serio myślisz, że wygrasz z takim nastawieniem? Nie znasz się na syntezie, jesteś ode mnie słabszy i jeszcze się powstrzymujesz? Nie tak powinien wyglądać ktoś, kto walczy o swoje życie. A może wcale nie masz zamiaru się bronić? Może myślisz, że mógłbyś mnie "przypadkiem" zranić? Boisz się tego, co, Kurokawa? - zadrwił z nastawienia trzecioklasisty kierowca motocykla. On niczego nie musiał się obawiać. Mógł w spokoju opuścić gardę, wiedząc, że zdoła ją podnieść w razie nagłego ataku. Miał pełne prawo, by wydedukować, jakimi motywami kierował się obywatel Akashimy. Na dodatek w wielu aspektach udawało mu się trafić w dziesiątkę. -Śmieszny jesteś. W ogóle nie pasujesz mi na Madnessa, wiesz? Madness to ktoś, kto pokonał śmierć i uniknął zatracenia. Madness to ktoś, kto ma nieskończone możliwości rozwoju. Ktoś, kogo nie ogranicza czas i może osiągnąć wszystko, czego tylko chce, jeśli dostatecznie się stara. Ale wciąż może zostać zniszczony. Jego droga do celu może przeciąć się z drogą kogoś silniejszego. Wtedy słabszy ginie, a silniejszy pnie się jeszcze wyżej. Właśnie dlatego tak mnie bawisz... - błękitnowłosy wyciągnął przed siebie dłoń, zaginając ją tak, jakby chciał chwycić głowę stojącego przed nim szatyna. Oczywiście stał o wiele za daleko, by ten cel faktycznie osiągnąć. -Chcesz pomóc drugiej osobie w osiągnięciu celu, więc występujesz przeciwko paru niepotrzebnym wyrzutkom. Potem jednak powstrzymujesz tego, komu chciałeś pomóc przed zabiciem ich. W związku z tym zwracasz się przeciwko swojemu sojusznikowi i zaczynacie ze sobą walczyć. Wtedy jednak uświadamiasz sobie, że nie chcesz zranić przeciwnika. Czy ty masz ze sobą jakiś problem? Może jest coś, o czym nie wiem? Bili cię w dzieciństwie? Jesteś po prostu "nieśmiały"? A może uważasz, że nie jestem warty zabicia? No? Jaki masz powód? - znowu rozgadał się Aigan, przywołując nikły uśmiech na twarz "krzyżookiego"
-"Problem ze sobą", co? - powtórzył z dziwną satysfakcją, jakby właśnie uświadomił sobie coś bardzo ważnego. -Tak, chyba mam problem. Widzisz... nie jestem taki, jak większość ludzi. Chociaż ten "prawdziwy" świat ma w sobie tyle bólu, chociaż codziennie ktoś przeżywa najgorszy dzień swojego życia, chociaż "wartości" wychodzą z użycia... ja nie potrafię tego zaakceptować. Czasem naprawdę wydaje mi się, że to jest mój problem, ale z drugiej strony... Słuchaj, może to zabrzmi dziwnie, ale to na swój sposób przyjemne, kiedy patrzysz na świat inaczej, niż wszyscy. Nie raz i nie dwa razy czułem, że bycie "normalnym" byłoby dla mnie łatwiejsze... ale nie umiem i nie chcę taki być. Jestem po prostu zamkniętym w sobie, strachliwym wyrzutkiem, lubującym się w mangach, anime i dobrych książkach, którego wzorami do naśladowania były postacie nigdy nie istniejące i który ceni sobie to, o czym wielu innych ludzi zapomniało. Takim jestem człowiekiem. Właśnie dlatego wolę używać rozumu, niż pięści. Właśnie dlatego wolę stać z tobą po jednej stronie barykady i po kolei przeciągać na nią tych, którzy sprzeciwią się temu, w co sam wierzę... - zaśmiał się głośno, gdy tylko przerwał swoją wypowiedź. Wciąż się uśmiechał. -Straszny bełkot, co? Zawsze miałem w sobie coś z filozofa. Mało ludzi mnie rozumiało, więc nie zdziwię się, jeśli ty też za mną nie nadążysz... ale nawet jeśli, to powiem ci coś jeszcze. To na pewno zrozumiesz. W momencie, w którym opowiedziałeś mi swoją historię i zawierzyłeś mi swoją przeszłość, swoje marzenia i cele... nie byłeś tym samym człowiekiem, który przed chwilą próbował zabić swoich wrogów. Nic na to nie poradzę, ale takiego ciebie naprawdę polubiłem i może znowu zabrzmię dziwnie, ale bardzo... bardzo chcę, żebyśmy zostali przyjaciółmi, Aigan-kun - oświadczył trzecioklasista, dezorientując swojego oponenta. Teraz był już pewien. Zrozumiał swoje własne uczucia i motywy w chwili, kiedy głośno o nich opowiedział. Miał nawet wrażenie, że poznał tą część siebie, co do której istnienia nie był pewien. Właśnie dlatego, dzięki temu zrozumieniu postanowił wyciągnąć swą dłoń w kierunku oniemiałego gitarzysty, licząc na to, że zakończy to ich spór.
-Hahahahahaha! - wybuchnął błękitnowłosy, spoglądając w ciemne niebo. Westchnął cicho, kiedy nie udało mu się dostrzec ani jednej gwiazdy. -Masz rację. Strasznie dziwny z ciebie gość. Ale jeśli to twój powód, żeby nie traktować mnie poważnie... to ja mam swój własny, przez który nie podam ci ręki. Sorki, facet. Chyba nici z przyjaźni, ale po tym, jak powiedziałeś to wszystko... Cóż, chyba jesteśmy kwita. Chodź, dziwolągu, nie marnuj czasu! - wysiłek czarnowłosego nie przyniósł spodziewanego efektu, ale posiadacz Przeklętych Oczu rozważył i taką możliwość. Właśnie dlatego odpowiedź motocyklisty nie zmieniła wyrazu jego twarzy.
-Nie jesteś pierwszą osobą, przeciwko której muszę użyć ciała, by móc później wykorzystać słowa... - skomentował tajemniczo Kurokawa, w duchu przywołując obraz Tatsuyi i dwa pojedynki, które z nim stoczył. Tym samym przypomniał sobie swoją druzgocącą porażkę na arenie, która zakończyłaby się jego śmiercią... gdyby nie "Bóg". -Niech ci się nie wydaje, że tak łatwo mnie odeprzesz. Tym razem... wypróbuję coś nowego - uśmiechnął się szatyn, raz jeszcze zbierając energię duchową wokół swojej prawej pięści, zabezpieczając kości, wzmacniając skórę i nadając mocy rotację. Przez niecałe dziesięć sekund przygotowywał się do ponownego użycia techniki - zdawałoby się - takiej samej, jak poprzednio. Właśnie przez to wrażenie Aigan zdecydował się na bierne przeczekanie do momentu rozpoczęcia wrażej ofensywy. Był pewny swego, choć atak gimnazjalisty z całą pewnością miał mieć większy impet - w końcu przygotowywano go dwa razy dłużej, niż wcześniej.
-Żeby pokazać swoją wyższość, pozwala mi zaatakować. Daje mi fory. To błąd, ale z drugiej strony niweluje to mój margines błędu. Wciąż jeszcze może mi się nie udać, ale atak z pewnością dosięgnie celu. W dodatku nie czuję już tej samej presji, co wcześniej. Zupełnie, jakbym znowu widział się z tym samym Aiganem, którego znałem na początku - pomyślał jeszcze Naito, zanim w pełnym biegu ruszył przed siebie. Nie wykorzystał energii duchowej do odbicia się ani też nie zwiększył za jej pomocą swojej prędkości. W pełni za to zaufał wymyślonemu kilka chwil wcześniej "planowi B". Miał tylko jedną szansę na zdobycie widocznej przewagi. Doskonale wiedział, że jeśli nie uda mu się za pierwszym razem, Aigan nie pozwoli mu na kolejne swobodne natarcie. To właśnie sprawiło, że adrenalina zaczęła kierować ruchami czarnowłosego - każdym pojedynczym mięśniem.
Było dokładnie tak, jak spodziewał się "krzyżooki". Motocyklista bez żadnego trudu zdążył zasłonić się gitarą przed nadchodzącym uderzeniem. Młody Kurokawa nie dał mu żadnego powodu do niepewności. Najzwyczajniej w świecie wyrzucił przed siebie pięść, lecz dokładnie kilka centymetrów przed powierzchnią czarno-czerwonego instrumentu zmienił ją w otwartą dłoń.
-Rengoku Taihou: Kai! - wyrzucił z siebie trzecioklasista, uderzając jej wewnętrzną częścią w największą dumę błękitnowłosego. W tym samym momencie cała zebrana moc została wyrzucona z jego kończyny... jednak strumień energii okazał się być o wiele szerszy, niż przy użyciu pięści. Cały impet ciosu został uwolniony pod postacią rozległej fali mocy duchowej, która pochłonęła ciało kierowcy choppera. Rzecz jasna wykonana w ten sposób technika była słabsza od pierwowzoru... ale jej pole rażenia objęło zielonookiego od stóp do głów. Blada, prawie biała łuna z dużą siłą wyrzuciła grajka do tyłu, odrywając go od asfaltu. Na nic zdała się jego równowaga, gdy przyjął na siebie tak kompleksowy atak... a mimo wszystko nie przewrócił się. Przeleciawszy w powietrzu pięć metrów, udało mu się wylądować na jednym kolanie, choć musiał podeprzeć się przy tym lewą ręką. Błękitne włosy spłynęły na jego twarz. Nad motocyklistą unosił się rzadki dym.
-Mam cię... - mruknął Naito w przypływie satysfakcji, uśmiechając się pod nosem. Nowa technika, pochodna jego atutowej miała przed sobą długą drogę. Musiało minąć jeszcze wiele czasu, nim można ją było nazwać "dopracowaną", lecz mimo wszystko młodszego z Madnessów radował fakt prawidłowego jej wykonania. I to za pierwszym razem! Dziedzic Pierwszego Króla nie miał jednak zamiaru zachłysnąć się chwilową przewagą. Swoje Przeklęte Oczy skupił na klęczącym i pogrążonym w ciszy Aiganie.
-Masz... - potwierdził czerstwo muzyk, podnosząc się. Jego skórzana kurtka pokryta była dziurami, a ukryta pod roztrzepanymi włosami twarz - otarciami. Chociaż jedynych poważnych obrażeń doznały ubrania gitarzysty, ucierpiała również jego duma. -Nie jest tak łatwo rozerwać dobrej jakości skórę. Fajna próba... ale trochę mnie tym wkurwiłeś. Zaatakowałeś całe ciało, żeby ominąć moją obronę, co? W takim razie ja również obiję każdy centymetr twojej skóry... - twarz chłopaka o damskich rysach wykrzywił grymas gniewu. Posiadacz choppera natychmiastowo ściągnął z szyi pasek gitary, opierając ją o drugi hyundai, należący do ulicznych oprychów. Zrzucił również zniszczone okrycie wierzchnie, miotając nim o ziemię, niczym zużytą szmatę. Jak się okazało, pod nim miał biały t-shirt z DJ-em operującym mikserem - jak adekwatnie do upodobań właściciela...
-Czyli ma w zanadrzu coś jeszcze silniejszego nawet bez swojej gitary? Czyżbym pomylił się co do oceny jego możliwości? Mam w ogóle jakieś szanse obronić się przed czymś, o czym nie mam bladego pojęcia? Dźwięk... jakie jeszcze właściwości może mieć dźwięk? Nie... Gadanie o właściwościach nic tu nie da. Sam fakt, że Aigan może go zmaterializować wyklucza użycie logicznego myślenia przeciwko niemu. Szlag! Mogę tylko czekać i mieć nadzieję, że dam radę zareagować - wysnuł słuszne, choć nieco przygnębiające wnioski Kurokawa. Dotychczasowy pokaz możliwości jego oponenta utwierdził go w przekonaniu, że zaatakowanie w tym momencie nie skończyłoby się niczym dobrym. Zdawało się nawet, że najbliższa okazja do wymierzenia jakiegokolwiek ciosu w kierunku grajka... będzie miała miejsce dopiero po jego ofensywie.
-Patrz uważnie. Pokażę ci różnicę pomiędzy prawdziwym Madnessem, a amatorem... - oświadczył złowróżbnie błękitnowłosy. W mgnieniu oka skupił wokół siebie dużą ilość energii duchowej, której niekontrolowane natężenie i chaotyczny charakter zaczęły odrywać i unosić w powietrze kawałki asfaltu. Sam gitarzysta wyglądał na niesamowicie rozentuzjazmowanego i usatysfakcjonowanego okazją do zaprezentowania swoich możliwości. Szybko więc skumulowana wokół niego moc zaczęła przenikać jego ciało, a każdy punkt, w którym miało to miejsce, stawał się w pewien sposób "przezroczysty". Wnikające w skórę i kości Aigana cząsteczki energii w przeciągu parunastu sekund zostały przez nie całkowicie zaabsorbowane, jakby każda komórka ciała chłopaka była maleńkim magnesem. Wraz z zakończeniem "poboru", radykalnie zmienił się również wygląd muzyka. Na całej powierzchni jego częściowo przezroczystej skóry zaczęły się pojawiać chaotyczne przeskoki. Poruszające się w nim drobinki mocy duchowej przypominały nieco impulsy widoczne na ekranach elektrokardiogramów. Podobnej, choć nieco innej zmianie uległ także zarys sylwetki motocyklisty. Stał się on bowiem nierówny i na swój sposób "ruchomy". Sylwetka chłopaka przypominała teraz najprawdziwsze widmo akustyczne, unoszące się i opadające w niespokojnym rytmie - drżące z ekscytacji. Z jakiegoś powodu dla Kurokawy stało się jasne, że liniowy obrys jego przeciwnika wykonywał ruchy... zgodne z biciem jego serca. Odmieniony Madness zdawał się być czymś, czego najbardziej trafnym określeniem byłby termin "żywy dźwięk".
-To jest ostateczna forma mojej syntezy. Wciąż nie wiem jeszcze, jak ją nazwać... - głos grajka również zdawał się drżeć i dziwnie buczeć, jakby przepuszczony przez program do obróbki dźwięku. Z każdym słowem, z ust zielonookiego wydobywały się małe, koliste fale dźwiękowe, przywodzące na myśl te, które wypuścił na początku walki swoim krzykiem. -Muzyka, którą stworzę w mojej głowie ożywa dzięki mojemu ciału. Rytm, w jakim bije moje serce staje się taki, jak rytm tej muzyki, a wtedy... przeciwnik pada. Pokażę ci jeden z moich ulubionych ataków... - mówił dumny z siebie kierowca motoru, produkując kolejne soniczne "kręgi na wodzie".
-To trochę bezmyślne, wiesz? Tak po prostu tłumaczysz swojemu przeciwnikowi działanie twojej techniki... - uśmiechnął się półgębkiem szatyn, robiąc dobrą minę do złej gry. W rzeczywistości nie miał najmniejszego pomysłu, jakiego rodzaju natarcie rozpocznie motocyklista.
-Z mojej perspektywy to absolutnie nic nie zmienia - oświadczył chłodno Aigan. -Chcę po prostu, żebyś wiedział, co cię trafiło, zanim stracisz świadomość... - dodał z niesamowitą pewnością siebie, po czym wykonał - zdawałoby się - jeden zwykły krok w kierunku czarnowłosego. Nim jednak "krzyżooki" dostrzegł, jak jego przeciwnik dotyka stopą podłoża, ten... stał już metr przed nim, pochylony na wysokość twarzy gimnazjalisty. Zaskoczony i zupełnie nieprzygotowany Naito nie miał nawet szansy na jakikolwiek odskok. -Dubstep - mruknął tylko błękitnowłosy... zanim zaczęło się piekło. Początek wyglądał tak, jakby nagle rozpoczął się najprawdziwszy ostrzał artylerii setek ciężkich dział. Przepływające przez ciało grajka impulsy dźwiękowe oraz tańczące na jego zarysie widmo akustyczne - wszystko zmieniło kolor na krwistoczerwony. Wtem właśnie częstotliwość wspomnianego widma potwornie wzrosła, wraz tętnem zielonookiego. W tym samym momencie zaczął się również "koncert". Znikąd zaczęła wydobywać się muzyka. Ciężkie basy i werble, elektroniczne brzmienia powtarzające się kilkanaście razy w ciągu każdej sekundy. Nieznany szatynowi utwór rozbrzmiał w całej okolicy, podczas gdy z całego ciała gitarzysty zaczęły wydobywać się fale dźwiękowe, podążające za każdą pojedynczą nutą dubstepowej melodii. Wszystkie te fale runęły na Kurokawę, niczym deszcz meteorytów. Przypominały prawdziwy grad pocisków, zasypujących ciało szatyna. Dziedzic Pierwszego Króla nie widział nawet, co go trafia. Po prostu... przyjmował ataki. Czuł setki uderzeń na całej powierzchni skóry, a impet każdego z nich wyginał jego wszystkie członki w rytm chaotycznej muzyki. Lico chłopaka czerwieniało, jego włosy unosiły się, ubranie było dziurawione i rozdzierane, a on... po prostu stał. Stał, nie mogąc nawet upaść. Nie mógł upaść, ponieważ obrywał z każdej możliwej strony. Przytomność stracił dokładnie po 105-ciu sekundach, lecz swojego przeciwnika przestał widzieć już po 29-ciu. Dźwięki przestały wydobywać się z ciała Aigana dopiero po upływie dwóch minut - dłużej on sam nie mógł wytrzymać. Wtedy właśnie ciało błękitnowłosego wróciło do zwykłej postaci, całe czerwone i wręcz ociekające potem... a obite ciało młodszego Madnessa runęło plecami na asfalt.
-Cholera... Dubstep jest cholernie męczący. Ledwo mogę oddychać po każdym użyciu. Moje serce po prostu wysiada, kiedy musi tak szybko bić... - przyznał sam przed sobą zielonooki, lądując na kolanach i łapczywie wciągając powietrze przez zwężony układ oddechowy. Przesadził. Wiedział doskonale, że przesadził, gdy tylko spojrzał na swojego oponenta. Prawie setka siniaków, kilkadziesiąt stłuczeń, podbite prawe oko i przesunięta przegroda nosowa - to wszystko było efektem jednego ataku. W dodatku impet miotał ciałem szatyna z taką siłą, że naciągnął mu kolejne kilka dziesiątek mięśni i prawie zerwał trzy ścięgna. Zapewne gdyby "koncert" potrwał parę sekund dłużej, nie byłoby już żadnego "prawie". Zielone oczy gitarzysty wpatrzyły się smętnie w pokonanego wroga, jakby żałowały swoich czynów. Motocyklista stłamsił te uczucia tak szybko, jak umiał.
-Sam tego chciałeś, Kurokawa... ale dopiąłeś swego. Wiem, że wygrałem, a mimo to ciągle słyszę twoje słowa gdzieś w głowie. Naprawdę jesteś dziwakiem... ale niech ci będzie. Nie ruszę tamtych kutasów, okej? Potraktuj to jako nagrodę. Jako taki "medal za odwagę". Heh! Ciekawe, czy powiedziałbym to samo, gdybyś nie był pobity do nieprzytomności... - zaśmiał się muzyk, lecz już po chwili przestał, nadal czując kłucie w sercu. -To nie tak, że mnie do czegokolwiek przekonałeś... ale po prostu nie lubię łamać danego słowa, okej? - dodał jeszcze, wybraniając się, kiedy wyciągał telefon z kieszeni spodni pokonanego. Jednocześnie do drugiej ręki wziął swój własny, przez jakieś pół minuty przeprowadzając tajemniczą operację na obu komunikatorach. Gdy zaś skończył, rzucił srebrną komórkę z wciąż otwartą klapką na klatkę piersiową zwyciężonego szatyna. Wkrótce potem, już bez słowa zapakował do futerału swoją gitarę i ruszył w stronę przewróconego na drugim końcu parkingu choppera. Nie oglądając się za siebie, ruszył w tylko sobie znanym kierunku, ani szczęśliwy, ani smutny.
Było dokładnie tak, jak spodziewał się "krzyżooki". Motocyklista bez żadnego trudu zdążył zasłonić się gitarą przed nadchodzącym uderzeniem. Młody Kurokawa nie dał mu żadnego powodu do niepewności. Najzwyczajniej w świecie wyrzucił przed siebie pięść, lecz dokładnie kilka centymetrów przed powierzchnią czarno-czerwonego instrumentu zmienił ją w otwartą dłoń.
-Rengoku Taihou: Kai! - wyrzucił z siebie trzecioklasista, uderzając jej wewnętrzną częścią w największą dumę błękitnowłosego. W tym samym momencie cała zebrana moc została wyrzucona z jego kończyny... jednak strumień energii okazał się być o wiele szerszy, niż przy użyciu pięści. Cały impet ciosu został uwolniony pod postacią rozległej fali mocy duchowej, która pochłonęła ciało kierowcy choppera. Rzecz jasna wykonana w ten sposób technika była słabsza od pierwowzoru... ale jej pole rażenia objęło zielonookiego od stóp do głów. Blada, prawie biała łuna z dużą siłą wyrzuciła grajka do tyłu, odrywając go od asfaltu. Na nic zdała się jego równowaga, gdy przyjął na siebie tak kompleksowy atak... a mimo wszystko nie przewrócił się. Przeleciawszy w powietrzu pięć metrów, udało mu się wylądować na jednym kolanie, choć musiał podeprzeć się przy tym lewą ręką. Błękitne włosy spłynęły na jego twarz. Nad motocyklistą unosił się rzadki dym.
-Mam cię... - mruknął Naito w przypływie satysfakcji, uśmiechając się pod nosem. Nowa technika, pochodna jego atutowej miała przed sobą długą drogę. Musiało minąć jeszcze wiele czasu, nim można ją było nazwać "dopracowaną", lecz mimo wszystko młodszego z Madnessów radował fakt prawidłowego jej wykonania. I to za pierwszym razem! Dziedzic Pierwszego Króla nie miał jednak zamiaru zachłysnąć się chwilową przewagą. Swoje Przeklęte Oczy skupił na klęczącym i pogrążonym w ciszy Aiganie.
-Masz... - potwierdził czerstwo muzyk, podnosząc się. Jego skórzana kurtka pokryta była dziurami, a ukryta pod roztrzepanymi włosami twarz - otarciami. Chociaż jedynych poważnych obrażeń doznały ubrania gitarzysty, ucierpiała również jego duma. -Nie jest tak łatwo rozerwać dobrej jakości skórę. Fajna próba... ale trochę mnie tym wkurwiłeś. Zaatakowałeś całe ciało, żeby ominąć moją obronę, co? W takim razie ja również obiję każdy centymetr twojej skóry... - twarz chłopaka o damskich rysach wykrzywił grymas gniewu. Posiadacz choppera natychmiastowo ściągnął z szyi pasek gitary, opierając ją o drugi hyundai, należący do ulicznych oprychów. Zrzucił również zniszczone okrycie wierzchnie, miotając nim o ziemię, niczym zużytą szmatę. Jak się okazało, pod nim miał biały t-shirt z DJ-em operującym mikserem - jak adekwatnie do upodobań właściciela...
-Czyli ma w zanadrzu coś jeszcze silniejszego nawet bez swojej gitary? Czyżbym pomylił się co do oceny jego możliwości? Mam w ogóle jakieś szanse obronić się przed czymś, o czym nie mam bladego pojęcia? Dźwięk... jakie jeszcze właściwości może mieć dźwięk? Nie... Gadanie o właściwościach nic tu nie da. Sam fakt, że Aigan może go zmaterializować wyklucza użycie logicznego myślenia przeciwko niemu. Szlag! Mogę tylko czekać i mieć nadzieję, że dam radę zareagować - wysnuł słuszne, choć nieco przygnębiające wnioski Kurokawa. Dotychczasowy pokaz możliwości jego oponenta utwierdził go w przekonaniu, że zaatakowanie w tym momencie nie skończyłoby się niczym dobrym. Zdawało się nawet, że najbliższa okazja do wymierzenia jakiegokolwiek ciosu w kierunku grajka... będzie miała miejsce dopiero po jego ofensywie.
-Patrz uważnie. Pokażę ci różnicę pomiędzy prawdziwym Madnessem, a amatorem... - oświadczył złowróżbnie błękitnowłosy. W mgnieniu oka skupił wokół siebie dużą ilość energii duchowej, której niekontrolowane natężenie i chaotyczny charakter zaczęły odrywać i unosić w powietrze kawałki asfaltu. Sam gitarzysta wyglądał na niesamowicie rozentuzjazmowanego i usatysfakcjonowanego okazją do zaprezentowania swoich możliwości. Szybko więc skumulowana wokół niego moc zaczęła przenikać jego ciało, a każdy punkt, w którym miało to miejsce, stawał się w pewien sposób "przezroczysty". Wnikające w skórę i kości Aigana cząsteczki energii w przeciągu parunastu sekund zostały przez nie całkowicie zaabsorbowane, jakby każda komórka ciała chłopaka była maleńkim magnesem. Wraz z zakończeniem "poboru", radykalnie zmienił się również wygląd muzyka. Na całej powierzchni jego częściowo przezroczystej skóry zaczęły się pojawiać chaotyczne przeskoki. Poruszające się w nim drobinki mocy duchowej przypominały nieco impulsy widoczne na ekranach elektrokardiogramów. Podobnej, choć nieco innej zmianie uległ także zarys sylwetki motocyklisty. Stał się on bowiem nierówny i na swój sposób "ruchomy". Sylwetka chłopaka przypominała teraz najprawdziwsze widmo akustyczne, unoszące się i opadające w niespokojnym rytmie - drżące z ekscytacji. Z jakiegoś powodu dla Kurokawy stało się jasne, że liniowy obrys jego przeciwnika wykonywał ruchy... zgodne z biciem jego serca. Odmieniony Madness zdawał się być czymś, czego najbardziej trafnym określeniem byłby termin "żywy dźwięk".
-To jest ostateczna forma mojej syntezy. Wciąż nie wiem jeszcze, jak ją nazwać... - głos grajka również zdawał się drżeć i dziwnie buczeć, jakby przepuszczony przez program do obróbki dźwięku. Z każdym słowem, z ust zielonookiego wydobywały się małe, koliste fale dźwiękowe, przywodzące na myśl te, które wypuścił na początku walki swoim krzykiem. -Muzyka, którą stworzę w mojej głowie ożywa dzięki mojemu ciału. Rytm, w jakim bije moje serce staje się taki, jak rytm tej muzyki, a wtedy... przeciwnik pada. Pokażę ci jeden z moich ulubionych ataków... - mówił dumny z siebie kierowca motoru, produkując kolejne soniczne "kręgi na wodzie".
-To trochę bezmyślne, wiesz? Tak po prostu tłumaczysz swojemu przeciwnikowi działanie twojej techniki... - uśmiechnął się półgębkiem szatyn, robiąc dobrą minę do złej gry. W rzeczywistości nie miał najmniejszego pomysłu, jakiego rodzaju natarcie rozpocznie motocyklista.
-Z mojej perspektywy to absolutnie nic nie zmienia - oświadczył chłodno Aigan. -Chcę po prostu, żebyś wiedział, co cię trafiło, zanim stracisz świadomość... - dodał z niesamowitą pewnością siebie, po czym wykonał - zdawałoby się - jeden zwykły krok w kierunku czarnowłosego. Nim jednak "krzyżooki" dostrzegł, jak jego przeciwnik dotyka stopą podłoża, ten... stał już metr przed nim, pochylony na wysokość twarzy gimnazjalisty. Zaskoczony i zupełnie nieprzygotowany Naito nie miał nawet szansy na jakikolwiek odskok. -Dubstep - mruknął tylko błękitnowłosy... zanim zaczęło się piekło. Początek wyglądał tak, jakby nagle rozpoczął się najprawdziwszy ostrzał artylerii setek ciężkich dział. Przepływające przez ciało grajka impulsy dźwiękowe oraz tańczące na jego zarysie widmo akustyczne - wszystko zmieniło kolor na krwistoczerwony. Wtem właśnie częstotliwość wspomnianego widma potwornie wzrosła, wraz tętnem zielonookiego. W tym samym momencie zaczął się również "koncert". Znikąd zaczęła wydobywać się muzyka. Ciężkie basy i werble, elektroniczne brzmienia powtarzające się kilkanaście razy w ciągu każdej sekundy. Nieznany szatynowi utwór rozbrzmiał w całej okolicy, podczas gdy z całego ciała gitarzysty zaczęły wydobywać się fale dźwiękowe, podążające za każdą pojedynczą nutą dubstepowej melodii. Wszystkie te fale runęły na Kurokawę, niczym deszcz meteorytów. Przypominały prawdziwy grad pocisków, zasypujących ciało szatyna. Dziedzic Pierwszego Króla nie widział nawet, co go trafia. Po prostu... przyjmował ataki. Czuł setki uderzeń na całej powierzchni skóry, a impet każdego z nich wyginał jego wszystkie członki w rytm chaotycznej muzyki. Lico chłopaka czerwieniało, jego włosy unosiły się, ubranie było dziurawione i rozdzierane, a on... po prostu stał. Stał, nie mogąc nawet upaść. Nie mógł upaść, ponieważ obrywał z każdej możliwej strony. Przytomność stracił dokładnie po 105-ciu sekundach, lecz swojego przeciwnika przestał widzieć już po 29-ciu. Dźwięki przestały wydobywać się z ciała Aigana dopiero po upływie dwóch minut - dłużej on sam nie mógł wytrzymać. Wtedy właśnie ciało błękitnowłosego wróciło do zwykłej postaci, całe czerwone i wręcz ociekające potem... a obite ciało młodszego Madnessa runęło plecami na asfalt.
-Cholera... Dubstep jest cholernie męczący. Ledwo mogę oddychać po każdym użyciu. Moje serce po prostu wysiada, kiedy musi tak szybko bić... - przyznał sam przed sobą zielonooki, lądując na kolanach i łapczywie wciągając powietrze przez zwężony układ oddechowy. Przesadził. Wiedział doskonale, że przesadził, gdy tylko spojrzał na swojego oponenta. Prawie setka siniaków, kilkadziesiąt stłuczeń, podbite prawe oko i przesunięta przegroda nosowa - to wszystko było efektem jednego ataku. W dodatku impet miotał ciałem szatyna z taką siłą, że naciągnął mu kolejne kilka dziesiątek mięśni i prawie zerwał trzy ścięgna. Zapewne gdyby "koncert" potrwał parę sekund dłużej, nie byłoby już żadnego "prawie". Zielone oczy gitarzysty wpatrzyły się smętnie w pokonanego wroga, jakby żałowały swoich czynów. Motocyklista stłamsił te uczucia tak szybko, jak umiał.
-Sam tego chciałeś, Kurokawa... ale dopiąłeś swego. Wiem, że wygrałem, a mimo to ciągle słyszę twoje słowa gdzieś w głowie. Naprawdę jesteś dziwakiem... ale niech ci będzie. Nie ruszę tamtych kutasów, okej? Potraktuj to jako nagrodę. Jako taki "medal za odwagę". Heh! Ciekawe, czy powiedziałbym to samo, gdybyś nie był pobity do nieprzytomności... - zaśmiał się muzyk, lecz już po chwili przestał, nadal czując kłucie w sercu. -To nie tak, że mnie do czegokolwiek przekonałeś... ale po prostu nie lubię łamać danego słowa, okej? - dodał jeszcze, wybraniając się, kiedy wyciągał telefon z kieszeni spodni pokonanego. Jednocześnie do drugiej ręki wziął swój własny, przez jakieś pół minuty przeprowadzając tajemniczą operację na obu komunikatorach. Gdy zaś skończył, rzucił srebrną komórkę z wciąż otwartą klapką na klatkę piersiową zwyciężonego szatyna. Wkrótce potem, już bez słowa zapakował do futerału swoją gitarę i ruszył w stronę przewróconego na drugim końcu parkingu choppera. Nie oglądając się za siebie, ruszył w tylko sobie znanym kierunku, ani szczęśliwy, ani smutny.
***
Kiedy czarnowłosy otworzył powieki, natychmiast zasyczał z bólu. Bolało go... wszystko - od brzucha począwszy, na głowie skończywszy. Miał ochotę wymiotować, jakby ktoś naprawdę porządnie grzmotnął go w żołądek. Minęła dobra minuta, zanim zaczął w pełni kontaktować i półtorej, zanim przypomniał sobie, co zaszło ostatniego wieczoru. Gdy rozejrzał się dokoła, dostrzegł cień podnoszącego się powoli słońca. Musiało być parę minut przed piątą rano. Pierwszym, o czym pomyślał chłopak była najbardziej prawdopodobna reakcja jego matki, która przeraziła go do tego stopnia, że gwałtownie podniósł się do pozycji półsiedzącej. Już po chwili jednak zajęczał przeciągle. Miał się odruchowo chwycić za bolące miejsce, ale przecież bolało go wszystko... Wtedy jednak dostrzegł swój srebrny telefon komórkowy, który nagłym ruchem zrzucił na ziemię. Zaciekawiony otwartą klapką, podniósł go powoli i ostrożnie, czując ból przy każdym ruchu. Nie mógł uwierzyć, jak potwornie dołożył mu złotousty, arogancki i bezczelny gitarzysta o upartym, nieznośnym charakterze.
Ekran komórki zatrzymany był na odtwarzaczu muzyki. Trzecioklasista dostrzegł jednak tytuł, który wprawił go w osłupienie. Było to: "3maj się, Naito(Aigan - Hero of War/Rise_Against/cover)". Serce posiadacza Przeklętych Oczu zabiło dwa razy szybciej. Obolały kciuk natychmiast zwiększył głośność, po czym nacisnął na przycisk "play". W tamtym momencie, wraz z subtelnym brzmieniem klasycznej gitary, obywatel Akashimy usłyszał również najpiękniejszy wokal, jakiego kiedykolwiek miał okazję doświadczyć. Jeszcze przez kilka sekund nie mógł uwierzyć w to, że śpiewającą osobą... był właśnie Aigan. Jego pełen pasji i skupienia, subtelny głos w żaden sposób nie oddawał paskudnego charakteru. W kącikach oczu nastolatka pojawiły się maleńkie kropelki. Uświadomił sobie bowiem, że właśnie poznał kolejną, czwartą już stronę osoby, którą z dumą mógł nazwać "przyjacielem".
-Zupełnie o tym zapomniałem... ale ty miałeś chyba lepszą pamięć, co? - rzucił w eter szatyn, z zamyśloną miną spoglądając w niebo.
***
-A ty co sobie wyobrażasz? Jak mogliście odwalić taki numer, nawet mnie o tym nie uprzedzając? - krzyknęła Kurokawa Sadako, kiedy tylko jej syn przekroczył próg. Naito zaklął w duchu. Jeszcze chwilę wcześniej miał nadzieję, że da radę wejść po cichu, niedostrzeżony przez nikogo. Niestety przeliczył się całkowicie. Mimo wszystko jednak na rozgniewanej twarzy kobiety już po kilku sekundach pojawił się wyraz zdumienia i najgłębszego przerażenia. -Naito! Na miłość boską, co ci się stało?! - zaryczała niewiasta, w jednej chwili zmieniając się w anioła i dopadając do swojego dziecka z troską i czułością. -Napadli cię? Ktoś cię pobił? Chcieli pieniędzy? Gdzie się podział Aigan-kun? - zadała szereg pytań, delikatnie oglądając obitą twarz syna. Na nic jednak zdała się delikatność, gdyż nawet najmniejszy dotyk jej dłoni niezmiernie bolał. Poważny, nieco przygaszony wyraz twarzy trzecioklasisty nie zwiastował dobrych wiadomości.
-Wyjechał. Pobiliśmy się. Po prostu. Nie zgadzaliśmy się... w pewnej sprawie, w związku z czym Aigan-kun wrócił do domu. Czy moglibyśmy o tym teraz nie rozmawiać? Naprawdę wszystko mnie boli. Jestem zmęczony i chyba nie dam rady pójść dzisiaj do szkoły... - wyjaśnił pokrótce nastolatek, nie mijając się aż tak bardzo z prawdą, po czym wolnym krokiem i lekko kulejąc ruszył schodami w stronę swojego pokoju.
Koniec Rozdziału 122
Następnym razem: Wicher zmian
Dobra robota! Ta technika Aigana tak zadziałała na moją wyobraźnie... naprawdę wyglądało to epicko!
OdpowiedzUsuńRównież jestem bardzo zadowolony z jego zdolności ^^ Jest to jedna z moich ulubionych w całym The Madness, choć nie mogę tego samego powiedzieć o postaci ;)
UsuńDziekuje, mistrzu ... *bows like a Sith apprentice*
OdpowiedzUsuń