poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 49: Lewe oko

ROZDZIAŁ 49

     -Nie jest taki, jak większość, co? - podjął raz jeszcze Giovanni. Zarówno on, jak i Kawasaki siedzieli oparci o ścianę ze wzrokami wbitymi w korytarz - ten sam, do którego wcześniej posłali Naito. -Właśnie dlatego go wybrałeś, tak? - drążył temat Włoch. Zielonowłosy wlepił wzrok w sufit, przypominając sobie z przykrością, że nie mógł aktualnie spojrzeć w niebo. 
-Między innymi dlatego... ale nie jestem pewny, jak rozumiesz inność... dumny dziedzicu majątku rodu Boccia - odparł nieco uszczypliwie brązowooki, lecz w żaden sposób nie zraził tym okularnika... i liczył się z tym, że strzelec może mu się odgryźć znacznie zajadlej. Na szczęście albo nie miał nastroju, albo zwyczajnie pochłonął go główny temat dysputy.
-Jesteś. Po prostu mnie zbywasz. Chcesz po prostu, żebym ja ci to powiedział. Żebyś mógł wymusić ewolucję na niedopieszczonym ego, tak? Okej! - niebieskowłosy zamyślił się przez chwilę, po czym raczył kontynuować. -Ten chłopak to rażące, stuprocentowe przeciwieństwo wojownika... a jednocześnie potrafi pociągnąć za sobą ludzi. Zjednał osoby o całkowicie sprzecznych charakterach, by poszli za nim. Po co? O ironio! By walczyć! Lepiej ci? - delikatny uśmieszek wygiął kąciki ust Araba, irytując tym samym Włocha. -Myśl sobie, co chcesz, ale to rzadka umiejętność. Dodaj do tego posiadanie trzech ogniw zaraz po śmierci i masz oczywistą anomalię. Trzymasz pod swoimi skrzydłami nieoszlifowany diament, który nigdy nie powinien był wydostać się spod ziemi! A jednak się wydostał. I co chcesz zrobić? Planujesz coś? - kontynuował wywód. Ciągnął za język niemiłosiernie. Prowokował i nastrajał. Nic. Jak zawsze, gdy rozmawiał z Matsu.
-Nic a nic - odrzekł krótko właściciel naginaty. -Nie chcę kierować go gdziekolwiek. Niech sam zdecyduje, kim chce być i w jaki sposób chce się tym kimś stać. Jeśli będzie zadowolony, może zostać nawet sklepikarzem - okularnik nie wytrzymał. W złości zmaterializował glocka i wystrzelił w sufit. Duży kawałek stropy upadł na podłogę.
-Postradałeś zmysły?! - krzyknął dziedzic Bocciów, a zielonowłosy odwrócił wzrok, jakby zdawał sobie sprawę, że cały wykład, którego miał zaraz wysłuchać... był prawdą. -Nie widzisz, co się dzieje? Sytuacja robi się coraz bardziej napięta, człowieku! Połykacze Grzechów coraz częściej łamią ustalone prawa. W Miracle City coraz częściej muszą reagować Rycerze. Jeden Generał chla, drugi siedzi w ciupie, a trzeci? Trzeci spierdolił, ot co! - Matsu uniósł brwi. Jego towarzysz mówił o własnym przełożonym. -Rozejrzyj się, do diabła! Te dzieciaki, które tu dzisiaj przyprowadziłeś, nigdy nie dostaną prawa wyboru. Rozpęta się wojna! Jedna, wielka, pieprzona wojna! Pamiętasz, co było ostatnim razem? Gdyby wtedy wszystko potoczyło się inaczej, nie byłoby ryzyka, ale teraz... kolejny konflikt zbrojny przyniesie jeszcze więcej ofiar! Następne pokolenie nie zdecyduje nawet, co się dla nich najbardziej liczy, a kolejne? Kolejne się nie narodzi... - zamilkł na chwilę, zniżając ton, jakby ostatnim zdaniem zranił sam siebie. -Przepraszam... - mruknął w końcu Giovanni, a Kawasaki dał mu do zrozumienia kręceniem głową, że się nie gniewa. -...ale jak ty na to patrzysz? Naprawdę nie widzisz, jaka szykuje nam się przyszłość? - Arab nareszcie spojrzał na niebieskookiego z pełną powagą i budującym wyrazem twarzy.
-To się dla mnie nie liczy, Gio. Bo ani ja, ani ty też nie będziesz o niej decydował. Te dzieciaki, którym nikt nie da wyboru... właśnie one będą tym najbardziej zdenerwowane. I z tego powodu postanowią same zbudować przyszłość. Tacy, jak my mogą ich już tylko wspierać. Właśnie dlatego tak bardzo chciałem, by Naito przyjął moją pomoc, jako Mentora. Bo widzę jego świeże spojrzenie na świat... a jednocześnie coś, co kiedyś widziano często. To nie jest standardowy, odciśnięty od szablonu uczniak. On pod każdym względem różni się od jakiejkolwiek innej osoby w miejscu, z którego pochodzi. Może właśnie dlatego... czasem brzmi trochę patetycznie... - odetchnął głęboko, przeczesując ręką zielone włosy. -...ale chyba wolę tą patetyczność od tego, co się zanosi - w tym momencie Włoch zaczął się śmiać. Prosto i serdecznie, rozbawiony do łez postawą, jaką zaprezentował jego stary przyjaciel.
-Naprawdę gadasz, jakbyś miał już setkę na karku. Tak sobie myślę, co ja wolę... i chyba wolę, żebyś miał rację... - przyznał szczerze okularnik. Zapadła naprawdę długa cisza, paradoksalnie pozbawiona niezręczności.
***
     Rotująca obręcz bez trudu przecięła lewą piętę razem z jednym z rzemyków drewnianego sandała. Była to już piętnasta rana cięta na ciele Rikimaru - razem z ostatnimi dwoma na brzuchu. Na szczęście tamte nie okazały się na tyle poważne i głębokie, by utrudniały zatamowanie przez energię duchową. By w ogóle móc odbijać nadlatujące kręgi, czerwonowłosy musiał cały czas pozostawać w ruchu. Cały czas wykonywał kolejne cięcia, by odpędzić od siebie coraz zajadlejsze koła. Jednocześnie każde takie zderzenie utrudniało mu utrzymanie równowagi, gdy stawał już w jednym miejscu. Na domiar złego z każdą chwilą musiał się coraz bardziej wysilać podczas używania katany.
-Długo tak nie wytrzymam. Zmarnowałem już naprawdę dużo energii. Railgun gra na czas. Chce, żebym opadł z sił. Dalej używa tylko siedmiu obręczy... a ja nie mam żadnego pomysłu na wygraną. Jeśli spróbuję po prostu ruszyć w jego stronę, potnie mnie na kawałki, zanim do niego dotrę. Nie mam wystarczająco dużo mocy, by bawić się w jakiekolwiek podchody, bo muszę skupiać się na zasklepieniu wszystkich ran. W takim tempie... - rozmyślania złotookiego przerwał następny atak. Dwa nadlatujące okręgi zaatakowały z dwóch stron. Jeden miał na celu rozcięcie prawego ramienia, a drugi... ewidentnie celował w linki, które podtrzymywały opaskę na oku. Nastolatek był w patowej sytuacji. Wiedział, że zdoła obronić tylko jeden punkt. Gdyby cofnął się do tyłu, oba "dyski" pocięłyby jego korpus. Gdyby ruszył przed siebie, otrzymałby takie same rany na plecach. Nie miał zamiaru ryzykować. Bez chwili wahania ciął od boku w lecące z lewej ostrze śmierci. W tym samym momencie poczuł, jak 16 rana pojawia się na jego ramieniu. Krew chlusnęła gęsto, zanim zdążył ją zasklepić.
-Popierdoliło cię?! - zaśmiał się różowooki chudzielec, widząc reakcję szermierza. -Poświęcasz ramię... i to w dodatku to sprawniejsze tylko po to, by ochronić ślepe oko? Jesteś chooorym człowiekiem, Riiikimaru-kuuun! - przeciągał wyrazy, kręcąc głową w sposób cokolwiek przerażający. Po chwili jednak drgnął zauważalnie, jakby nad jego głową rozbłysła lampka natchnienia. -Coś tam chowasz, co? - zachichotał chudzielec. Im więcej szlaków krwi odbijało się na piasku, tym bardziej sprawiał wrażenie psychopatycznego mordercy. -Uwieeelbiam niespodzianki... Pokaż mi swoje oczkooo! - nieprzyjemny grymas pojawił się na twarzy Rikimaru. Jednocześnie poczuł, jak metalowy okrąg przejeżdża mu w poprzek pleców, cudem nie uszkadzając kręgosłupa. "Pocisk" przy okazji zrzucił sponiewieraną, czarną kurtkę złotookiego. W tym czasie Połykacz Grzechów praktycznie wydał wyrok na chłopaka. Ostatnie trzy obręcze wystrzeliły w powietrze. Cała dziesiątka metalowych kręgów otoczyła szermierza w taki sposób, że on sam nie miał sposobu, by uciec z "klatki". Bez względu na wszystko, siedem wirujących ostrzy tworzyło mur nie do przebicia, a trzy atakowały. Gdy któryś trafiał, kreślił na piasku krwawą linię i powracał do "struktury", będąc zastępowanym przez inny. Wyczerpany chłopak oddychał coraz ciężej. Miał też coraz mniej sił. A obręcze trafiały. Coraz częściej.
     -Nie jestem w tym dobry... Właściwie jestem tragiczny. Dlatego tym bardziej muszę uważać - Okuda postanowił wprowadzić w życie swój plan, choć opierał go na nie sprawdzonych przez siebie domysłach. Wziął głęboki oddech, kumulując wokół swojego ciała spory strumień mocy duchowej, który otoczył go, jak płomień świecy. Powoli i skrupulatnie... a w zasadzie gwałtownie i bez pohamowania przesłał całą zebraną energię przez nogi pod powierzchnię ziemi. W ten sposób utworzył tam przestrzeń o średnicy kilku metrów, przez którą całkowicie przesiąkała jego moc.
-Piasek tam pod spodem raczej nie rusza się sam z siebie, więc jeśli poczuję, że coś zaburzyło przepływ energii, powinienem móc wyczuć to coś. Riki pewnie zrobiłby to lepiej... ale ja nie mogę dać się tak po prostu roznieść. Jeśli zacznę się ruszać, poruszę także piaskiem i samego siebie złapię w mój "sonar". W takim razie muszę czekać aż do ostatniej chwili. To trochę niebezpieczne, ale chyba nie mam wyboru, co? - albinos próbował dodać sobie otuchy i cierpliwości w oczekiwaniu. Utrzymanie stworzonego pod ziemią obszaru było dla niego rzeczą niebywale trudną. Nigdy nie był dobry w tego rodzaju "użytkowym" korzystaniu z mocy duchowej. W tym jednak momencie pojął, że jest to nieodzowny element prawdziwego Madnessa... a prawdziwie docenił tę naukę już w następnej chwili. Wtedy to poczuł, jak coś z dużą szybkością rozprasza skupianą przez niego energię. Był gotów. Doskonale wiedział, w którym miejscu wynurzy się wróg, choć nie miał pojęcia, jak zaatakuje. To go jednak nie zraziło. Obarczona kastetem pięść gwałtownie wyskoczyła spod powierzchni piasku, wysuwając się coraz bardziej i bardziej, aż w końcu pociągnęła za sobą również łysą, ciemną głowę. Kosiarz tylko na to czekał. Zwinnie przeskoczył nad lecącą ręką, by już w następnym momencie złapać oburącz głowę Tankmana. Kucnął przy tym, natychmiast uderzając przeciwnika z główki i odskakując. Zdezorientowany i wściekły murzyn ponownie schował się w piachu, myśląc pewnie, że albinos miał farta. Mylił się. I mylił się również, co do istoty jego ataku.
-Połknął przynętę. Myśli, że po prostu przywaliłem mu z gonga, ale to była tylko przykrywka. Nie pomyślałbym nigdy, że "Pierwsza Pomoc Duchowa" może służyć czemuś więcej, niż ratowaniu życia - pomyślał nastolatek, czekając kilka magicznych sekund. Nagle Tankman wytoczył się spod ziemi, dysząc i sapiąc. Próbował złapać oddech, a jednocześnie wypluwał z ust resztki piasku, łapiąc się przy tym za gardło. Z furią w oczach spojrzał na uśmiechniętego od ucha do ucha niebieskookiego.
-Ty mały skurwysynu! Zrobiłeś mnie w konia! - wyklinał w duchu swojego mikrego przeciwnika. -Żeby wpaść na taki szalony pomysł... Przesłał swoją moc do mojego ciała, by zakłócić przepływ energii. Z tego powodu nie byłem w stanie wytworzyć przed swoją twarzą osłony magazynującej tlen. Pomyśleć, że taki szczyl mógł być tak cwany... - Połykacz Grzechów był pod wrażeniem poczynań swojego oponenta, lecz nie miał zamiaru stać się pobłażliwym.
-Niech ci się nie wydaje, że na powierzchni mniej cię zaboli. Rozgniotę cię, jak robaka kilkoma ciosami! - krzyknął z dala czarnoskóry, a białowłosy uśmiechnął się tajemniczo, wykonując gest zapraszający.
-Jeśli tak sądzisz, to spróbuj... ale tutaj, na ziemi... ja również mogę ci pokazać moją prawdziwą siłę - w dłoni chłopaka pojawiła się kosa. -Lepiej się pilnuj, bo w tej chwili... jestem już trochę wkurzony - nie trzymały się go przechwałki. Mówił całkowicie poważnie, a Połykacz Grzechów wyczuł to momentalnie.
***
     Spadał coraz niżej i niżej, powoli zatapiając się w mroku, który kłębił się u dołu pomieszczenia. Jego jedyna deska ratunku mogła paradoksalnie okazać się również grobową deską. W pewnym momencie Kurokawa przestał widzieć cokolwiek. Została już tylko bezgraniczna czerń. I swoim wzrokiem za nic w świecie nie mógł dopatrzeć się dna albo chociaż bloków czarnej materii, które przed chwilą runęły w to samo miejsce. Gimnazjalista machnął ręką raz i drugi, jakby próbował pływać. Otworzył usta i chyba miał krzyczeć, ale krzyku nie usłyszał. Co dziwne, nie czuł również pędu powietrza, kiedy spadał. A wszystko po to, by ostatecznie uderzyć kolanami w jakąś stałą powierzchnię. Dłonie chłopaka szybko przyległy do owej "płyty" i po chwili oględzin okazało się, że nastolatek upadł na poziome drzwi. Nie widział absolutnie nic, ale dotykiem wyczuł klamkę, po czym przyciągnął ją gwałtownie do siebie. Ościeżnica otworzyła się na zewnątrz, pozwalając Madnessowi raz jeszcze wskoczyć w pustkę. Tym razem jednak nie wypadł już z drugiej strony.
***
     41 rana pojawiła się w poprzek klatki piersiowej Rikimaru. Czerwonowłosy był w opłakanym stanie. Ledwo miał siłę, by utrzymać się na nogach. Niemalże cała jego energia została wykorzystana do tamowania krwotoków. Obręcze tańczyły wokół niego, uderzając raz za razem, a szermierzowi udawało się odbić zaledwie jedną trzecią ataków. Dyszał ciężko, a całe jego ciało drżało, słabnąc w wyniszczającym tempie. Jego skóra stawała się powoli coraz bledsza. Zasklepiająca rany energia duchowa zaczynała się przerzedzać w niektórych miejscach, pozwalając strużkom krwi spłynąć po skórze chłopaka. Prawdziwa czerwona pajęczyna rozciągała się pod nogami złotookiego. 41 linii przerażało swoim układem. Szermierz uśmiechnął się gorzko, spoglądając na lewą dłoń. Wszystkie widniejące na niej linie posiadały swoje idealne odbicie uwiecznione na piasku.
-To koniec. Nie dam rady dłużej... Z trudem zachowuję przytomność. Coraz trudniej jest mi utrzymać miecz... Dziwne. Kiedyś w podobnej sytuacji skarciłbym samego siebie, myśląc o niepowodzeniu misji, ale... teraz jest inaczej. Teraz czuję się źle, bo nie uda mi się spełnić jego życzenia. Naito... Czy człowieka można aż tak zmienić w tak krótkim czasie? - przez chwilę zdawało mu się, że Kurokawa stoi tuż przed nim, czekając na niego. Czekał, by czerwonowłosy mógł do niego dołączyć. I by mogli po drodze zabrać ze sobą również Rinji'ego. Złotooki otworzył zaschnięte usta, lecz nie mógł wydobyć z siebie głosu. Tymczasem szatyn oddalał się coraz bardziej. Szermierz ze zdenerwowaniem wyciągnął dłoń przed siebie, jakby chciał zatrzymać towarzysza... i w tedy wizja się rozpadła. Rikimaru upadł ciężko na kolana. Przed jego twarzą stał nie Naito, a uśmiechnięty lekko Nailgun z jednym ze swoich okręgów między zębami. Nastolatek opuścił głowę, drżącymi rękoma chowając do pochwy swoje ostrze.
-Och! Poddajesz się w końcu? Mogę już rzucić okiem na to, co chowasz pod opaską? - zapiszczał obłąkańczo blondyn, wyciągając dłoń w stronę lewego oka chłopaka. Czerwonowłosy tylko na to czekał, przygotowując pozostałe siły.
-Iai: Otogami! - wykrzyczał gwałtownie. Jego "natychmiastowe dobycie miecza" było o wiele szybsze, niż należało się spodziewać. W mgnieniu oka pochwycił rękojeść ostrza, jednocześnie wyciągając je i wykonując naprawdę potężne cięcie... które zostało zablokowane przez trzymany w zębach Połykacza Grzechów okrąg. Różowooki zachichotał głośno, widząc jak wciąż zaciśnięta na orężu dłoń nastolatka opada bezwładnie na piasek. W tym samym momencie jednak... zamarł. Jego obręcz pękła na dwoje z głośnym trzaskiem, a odłamki metalu wystrzeliły we wszystkie strony. Entuzjazm chudzielca wrócił dość szybko w towarzystwie śmiechu.
-A więc miałeś jeszcze tyle sił, co? Chciałeś mnie załatwić tym ostatnim atakiem? Urocze... Gdybym był bezbronny, przeciąłbyś mi czaszkę prawie że na pół. Nie jesteś taki zły, ale to o parę lat za wcześnie, żebyś się na mnie rzucał... A teraz moja nagroda... - Nailgun z nieukrywaną radością pochwycił pęknięty w jednym miejscu okrąg, zamachując się. Rikimaru nie miał już nawet sił wypowiedzieć słowa. Bezwiednie machał głową na boki, próbując nakłonić wroga, by nie robił tego, co zamierzał. Połykacz Grzechów okazał się być nieugiętym... Jednym ruchem przerąbał się przez dwie linki, które utrzymywały w ryzach opaskę chłopaka.
     Umięśnione i zaopatrzone w kastety łapska murzyna zostały dodatkowo wzmocnione przez poświatę mocy duchowej. Tankman bez chwili wahania ruszył przed siebie, podczas gdy albinos zgiął nogi w rozstawionych kolanach. Kosa chłopaka została oparta o jego bark ostrzem na lewą stronę, czekając na odpowiedni moment do ataku. Pozbawiony przewagi Połykacz Grzechów uznał, że jego czysta siła wystarczy przeciwko Okudzie. Mylił się potwornie. Szeroka pięść runęła w stronę nastolatka w druzgocącym prawym prostym. Nim dotarła do swojego celu, cel ów stał już obok wysuniętego ramienia mężczyzny. Sendo no Tatsumaki rozpoczęło swoje żniwa. Oparta o obojczyk kosa została zmuszona do pełnego gracji cięcia w pełnym piruecie. Ostrze oręża rozcięło calutką rękę czarnoskórego - od nadgarstka po obszar poprzedzający pachę - by w końcu wydrążyć zakrwawiony szlak w poprzek mięsistej klatki piersiowej. Kosa Rinji'ego nie zatrzymała się ani na moment. Tuż po oderwaniu się od ciemnego lica, została oparta na drugim ramieniu, podczas gdy niebieskooki uchylił się przed atakiem lewej pięści. Obracał się przy tym, jak małe tornado, sukcesywnie przemieszczając się bąkowatym ruchem najpierw pod ramieniem Tankmana, a zaraz potem za jego plecy. Tam ostrze kosy zostało zdjęte z obojczyka, tnąc od prawej do lewej na wysokości nerek. Gdy tylko wykonało cięcie, drzewce przechwyciła lewa ręka albinosa. Ta z kolei zmieniła położenie oręża, kierując sam czubek ku górze. Wtedy to właśnie w jednej chwili utworzyła równe, głębokie półkole na całych łopatkach mężczyzny. Raz jeszcze polała się krew. Murzyn ryknął z furią i bólem, chcąc wykonać kopnięcie w tył, korzystając z masywności butów i ciężaru nogi. I właśnie w tym momencie Okuda zatrzymał się.
-Mam nadzieję, że nie brałeś mnie za słabego, co? - zapytał zimno, wyciągając przed siebie prawą dłoń, otoczoną obszerną poświatą energii oraz dodatkowo utwardzoną. Otwarta ręka chłopaka przyjęła pełną siłę i ciężar kopnięcia, jedynie drgając przez kilka chwil. Nie ugięła się jednak nawet przez chwilę. Natomiast, gdy chwila minęła, Rinji wypuścił mocną falę uderzeniową prosto w trzymaną kończynę. W sekundę powalił Połykacza Grzechów na brzuch, po czym rzucił się do przodu. Z potężną siłą pociągnął za sobą zgiętą w kolanie nogę, aż do granic możliwości przykładając ją piętą do kości ogonowej faceta. Mężczyzna zaskomlał żałośnie. Albinos nie miał wcale zamiaru łamać kości przeciwnika, lecz bez chwili wahania skręcił staw w stopie Tankmana, upewniając się tym samym, że już nie wstanie. Gdy już osiągnął swój cel, jakby nigdy nic otrzepał ręce, po czym stanął przed wbitą w ziemię twarzą czarnoskórego mięśniaka.
-Zabij mnie... - poprosił stanowczo i z opanowaniem zielonooki, nim kosiarz w ogóle się odezwał. -Gówno mnie obchodzi, co o tym myślisz. Chcę tylko móc zakończyć walkę z honorem. Pozwól mi na to. Wiesz, co to znaczy żyć w hańbie, chłopcze. Twój ród pogrąża się w niej już od wielu lat. Jeśli cokolwiek znaczy dla ciebie cały ten ból, którego doświadczyli twoi pobratymcy, wypełnij moją prośbę. Jeśli choć trochę szanujesz mnie, jako swojego przeciwnika... zabij mnie! - w jego słowach nie było widać lęku ani też złości. Nie czuł smutku ani niczego nie żałował. Choć przegrana ze zlekceważonym przeciwnikiem z pewnością musiała go boleć, już się z tym pogodził. Niebieskooki nie byłby skory do wypełnienia prośby mężczyzny, gdyby ten nie wspomniał o samym rodzie Okuda. Na te właśnie słowa chłopak zmarkotniał, w milczeniu następując na poranione plecy leżącego. W jego dłoniach opuszczona została kosa.
-Dziękuję. Cieszę się, że mogłem przegrać z kimś tak rzadkim... - to były ostatnie słowa, jakie wypowiedział wielki Tankman. Już w następnej chwili ostrze kosy przeszyło jego rdzeń kręgowy, w mig pozbawiając życia. Albinos stał tak nieruchomo jeszcze przez długi czas, aż ciało murzyna całkowicie się rozpadło.
     Biała opaska zsunęła się z oka czerwonowłosego, czemu towarzyszył grymas wściekłości na jego zwykle beznamiętnej twarzy. Blondyn szczerzył się tylko przez kilka chwil, gdy zaglądał w oczodół szermierza, lecz już w następnym momencie zbladł. W absolutnym, niewyjaśnionym i niezrozumiałym przerażeniu odskoczył gwałtownie do tyłu, trzęsąc się, jak osika. Lewe oko nastolatka było całkowicie czarne, bardziej nawet, niż smoła. Ciało szkliste również dzieliło z nim tę barwę, rozsiewając aurę tajemniczości i bojaźni, której po prostu nie dało się opisać. Rikimaru poczuł się, jakby nagle rozbito go na kawałki. Jego ciało odmówiło posłuszeństwa, a umysł całkowicie się wyłączył. Jedynie przez pierwszą sekundę był jeszcze świadom tego, co się działo. I przez cały ten czas miał ochotę krzyczeć ze złości. Całym klękającym nastolatkiem zatrzęsło gwałtownie. Szeroka na półtora metra poświata jadowitej, fioletowej mocy duchowej otoczyła go w całości, rozganiając piasek na wszystkie strony i przerywając krwawe szlaki. Presja, jaką wywierała energia była wręcz niepojęta. Różowooki trząsł się coraz bardziej w miarę, jak wcześniej blada skóra stawała się teraz czarna, jak noc, a czerwone włosy zmieniały swą barwę na śnieżną biel. Prawe, złote oko zaczęło lśnić szaleńczym blaskiem. Pozbawiona sił prawa dłoń zacisnęła się na rękojeści miecza. Nieświadomie korzystający z Madman Stream chłopak podniósł się z łatwością. Wszystkie jego rany przestały być tamowane, lecz kotłująca się wokół energia sprawiała, że posoka była wręcz wciskana na swoje miejsce. Nailgun oprzytomniał dopiero teraz. Natychmiast zmusił wszystkie dziewięć kręgów do morderczego ataku z pełną siłą i prędkością... bezskutecznie. Będący gdzieś poza światem Rikimaru zamachnął się ostrzem z niewiarygodną potęgą, jakby przecinał nawet powietrze. Jednocześnie bestialska wręcz fala uderzeniowa grzmotnęła we wszystkie "pociski", łamiąc je na kawałki.
Już białowłosy chłopak rzucił się w stronę przerażonego blondyna. Jego prędkość porażała tak bardzo, że zdawało się, iż na moment zniknął. Chudzielec wydarł się w całkowitej panice, wyciągając przed siebie rękę, jakby chciał odepchnąć nieświadomego szermierza. Nie miał na to szansy. Ostrze katany poruszyło się znacznie szybciej. W mgnieniu oka odrąbało prawe ramię Połykacza Grzechów tuż przed barkiem. Kończyna poszybowała w powietrze na kilkanaście metrów. Rikimaru chwycił przeciwnika za twarz palcami wolnej ręki, dosłownie wgniatając go w piach, po czym ciął ku dołowi. Głęboka rana ciągnęła się od pępka do obojczyka, obficie brocząc krwią. Różowooki darł się wniebogłosy, niemalże odchodząc od zmysłów. Jego potworny strach zwyciężał nad adrenaliną. Blondyn nie potrafił nawet drgnąć, nie mówiąc już o wyrywaniu się. Kolejne cięcie połamało bez trudu pięć prawych żeber leżącego, jednocześnie wywołując kolejną fontannę krwi. Następne odrąbało boczny kawałek szczęki, a jeszcze jedno czubek głowy nieszczęśnika. Dało się już dostrzec tkankę mózgową pod zerwaną kopułą czaszki. Chyba właśnie w tym momencie Nailgun wyzionął ducha, lecz szermierz dawno już przestał nad sobą panować. Jednym cięciem rozchlastał calutki brzuch martwego wroga w taki sposób, że jego wnętrzności wypłynęłyby od razu, gdyby tylko przewrócić ciało na którąś stronę. Ostrze przeszło jednocześnie przez oba kolana, odseparowując większą część nóg od reszty truchła. Następne uderzenie miecza zamieniło oczy w wypełnione krwią i białkiem kratery. Po nim nadchodziły kolejne.

Koniec Rozdziału 49
Następnym razem: Nienawiść kontra zrozumienie

4 komentarze:

  1. Wydaje mi się, że twoje walki nabrały więcej dynamizmu. Nie, żeby nie były dynamiczne, ale jakoś nie czułem tej szybkości. Teraz już czułem.
    Co do obecnej akcji to nadal nie dostałem odpowiedzi, ale będę cierpliwy. :P Zaczyna mi się wydawać, że to prawo, to nie jest prawo międzyludzkie, ale bardziej prawo natury, czy raczej prawo grobowców, tj. tak zostały stworzone. To by jednak oznaczało, że poziom technologiczny w świecie spadł 1000 lat temu, oraz, że królowie wiedzieli, że spadnie. No ale nie ma co wymyślać teorii na podstawie domysłów.
    Mam nadzieje, że wymyśliłeś dobrą historię do tego oka Rikimaru, bo jestem bardzo ciekawy.
    I tak na marginesie to chyba pomyliłeś kolor włosów na początku ostatniego akapitu, albo ja źle zrozumiałem.
    Wkręcam się coraz bardziej. :) Pewnie jak doczytam do obecnych rozdziałów to będę Cię atakował, byś pisał szybciej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, co dotyczy oka rozdzieliłem tak jakby na kilka fragmentów, by nie przypominało to akcji "oskryptowanej" :P Twoje domysły nie są aż tak dalekie od rzeczywistości, a co do koloru włosów... Madman Stream ;) Chyba że chodziło ci o coś innego ^^

      Usuń
  2. Fajnie się czytało! Dobrze wrócić do Madnessa! Mam nadzieję, że dobrze wytłumaczysz przemianę Rikiego po odkryciu oka!

    P.S. gdy liczba jest w postaci porządkowej piszemy po niej kropkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się z powrotu stałego czytelnika ;) I mam nadzieję, że nie zawiodę w tej materii. A takich błędów obecnie już nie popełniam (niemniej jednak jestem wdzięczny za wytknięcie mi go).

      Usuń