wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział 110: Gloria

ROZDZIAŁ 110

     Dioda uśpionego laptopa Owena błysnęła niebieskim światłem, zwracając tym uwagę trójki zebranych w głównej sali mężczyzn. Wspomniany informatyk bez zbędnych ceregieli znokautował swoim Vegetą wybranego przez Dwane'a Goku i podniósł się z fotela... a raczej zsunął się po nim, stając na rękach. Ze spokojem podszedł do sprzętu, rozłożył ekran i odblokował przenośny komputer. W chwilę później szeroki uśmiech rozświetlił jego twarz.
-Udało im się... Wprowadzili mojego wirusa! - oznajmił z dumą i ekscytacją, niemalże w biegu osiadając na opuszczonym wcześniej fotelu. Samo załadowanie oprogramowania do laptopa szefa Hien nie oznaczało bowiem załatwienia sprawy. Blondyn z kitką musiał jeszcze dobrać się do odpowiednich danych, a przed tym przebić się przez zaporę, jaką stanowiły programy antywirusowe i hasła dostępu. Szczęśliwie jednak brat Dwane'a był jedyny w swym rodzaju, gdy chodziło o hakerstwo. Przeplótłszy palce obu dłoni, strzelił nimi głośno, niczym dyrygent, rozciągający się przed koncertem. Sekundę później jego ręce niemalże przylepiły się do klawiatury, poruszając się z porażającą prędkością. Samymi skrótami klawiszowymi Owen pootwierał jednocześnie cztery programy deszyfrujące, stanowiące wyizolowane części jego wirusa. Podczas gdy te zajmowały się łamaniem haseł, haker zaczął z miejsca pisać nowy, neutralny skrypt, mający wpłynąć na antywirusy w taki sposób, by potraktowały "atak", jak rutynowe czyszczenie dysku. Innymi słowy ruszające się z szybkością przewyższającą normalnego człowieka palce stworzyły coś, co z kolei stworzyło lukę w programie antywirusowym. To "coś" powstało w 69 sekund. Jeden z braci Spencerów dokonał czegoś, czego nie potrafiliby zrobić najlepsi programiści na świecie. On po prostu był od nich o kilka klas lepszy. Gdy antywirus przepuścił autorskiego wirusa, okazało się, że wszystkie hasła zostały przełamane przez deszyfranty - również zaprojektowane przez brązowookiego.
     Ryan opierał się z tyłu o fotel blondyna, spoglądając z podziwem na przesuwany przez niego strumień danych, mający bezpośredni związek z poczynaniami Hien oraz Carów. Gang miał bowiem w garści właścicieli lokali, od których przyjmował haracze. Wiedział o ich przeszłości, o przedawnionych wyrokach, o przestępstwach, które nigdy nie wyszły na światło dzienne... To dawało im ogromną przewagę. Zarówno to... jak i szczegółowe informacje o zarządzie Carów.
-Kurwie syny... Można się było spodziewać, że nie dają sobą pomiatać bez żadnego planu awaryjnego - rzucił z ekscytacją szef. W oczy rzuciła mu się mapa miasta z oznaczonymi magazynami Carów, wewnątrz których znajdowały się pola marihuany. Nie omieszkał też pobieżnie spojrzeć na wszelkie inne dane, począwszy od zagranicznych klientów Carów, a skończywszy na... tajemniczej dziurze finansowanej. -Zabierz im wszystko... Nie zostawimy im ani bajta danych - polecił Adams, na co obaj bliźniacy uśmiechnęli się pod nosem.
-Już to mamy. W tej chwili wszystkie pliki są przenoszone na urządzenie z wirusem, które dałem Kyuusuke. Za jakieś paręnaście sekund powinno się skończyć... - mruknął z niewymowną satysfakcją Owen, nareszcie pokazując, że w dziedzinie elektroniki to on jest niezaprzeczalnym królem i że nie pozwoli nikomu ściągnąć go z tronu.
***
     Huk wystrzału wypełnił cały skład budowlany. Kula z glocka przebiła się przez prawą kostkę uciekającego blondyna w ciemnych okularach, ponownie powalając go na glebę - bólem oraz impetem zderzenia. Mężczyzna zawył jednak z tego pierwszego powodu, ryjąc twarzą po gruncie i tym samym rozbijając swoje szkła. W przypływie adrenaliny zdołał prawie natychmiastowo przewrócić się na plecy, jednak jego nadzieja na ucieczkę umarła natychmiast, gdy tylko ujrzał otaczające go pobojowisko. Wszyscy jego ludzie leżeli nieprzytomni lub martwi na ziemi, w mniejszych lub większych kałużach krwi. Mieli połamane kończyny, popękane czaszki, powybijane zęby... Tego wszystkiego dokonali właściwie tylko dwaj młodzi mężczyźni z niewielką pomocą "całkowicie zwyczajnej" niewiasty. Nr. 98 i 99 stanęli w ciszy przed powalonym blondynem, wzrokiem doprowadzając do niego zbliżającą się Ann. To ona strzeliła kilka chwil wcześniej. 
     W rękach Kyuusuke widniał laptop szefa Hien, na którym odbywał się proces przekazu danych i idący w ślad za nim proces defragmentacji dysku twardego... z paroma dodatkowymi skryptami. Usta złotookiego wykrzywił pełny satysfakcji uśmiech, gdy operacja się powiodła... i gdy tylko zobaczył efekt działania skryptów. Poza faktem, że wszystkie ikony oraz pasek startowy zniknęły z pulpitu, on sam zmienił swą barwę na czarną z dużym, czerwonym napisem, który na nim widniał. Napis ten był jednocześnie wizytówką tych, którzy właśnie zniszczyli gang Hien: "#tango_down" i "kruki_z_ósmej_ulicy". Te dwa hashtagi mieniły się krwistą czerwienią, obwieszczającą wszem i wobec, kto dokonał "egzekucji". Zaraz pod nimi z kolei znajdował się emotikon - uśmiechnięta buźka. Już sam ten znak jasno dawał do zrozumienia, że za wszystkim stał nie kto inny, niż Owen Spencer.
-Gotowe. Teoretycznie Hieny właśnie przestały istnieć - oznajmił szatyn, wyciągając z łącza USB narzędzie otrzymane od wspomnianego hakera. Rudowłosa tylko pośrednio przyjęła do wiadomości to, co powiedział szatyn. Ważniejszy dla niej był człowiek, którego niedawno postrzeliła. Przywódca ludzi, którzy zniszczyli to, co niegdyś było dla niej najważniejsze. Nareszcie miała okazję się zemścić. Nareszcie widziała strach i niepokój w niebieskich oczach blondyna.
-W takim razie teraz przestaną istnieć praktycznie... - pociągnęła dziewczyna dopiero po jakiejś minucie, kucając przed rozłożonym na ziemi szefem gangu. Jej krew gotowała się, hormony buzowały. Szczególnie adrenalina, przyspieszająca bicie serca niebieskookiej panny. Wzrok Ann napotkał wzrok blondyna. Zderzył się z nim, zmiażdżył go. Bo tylko spojrzenie niewiasty było w tamtym momencie silne. -Mamy takie same oczy... - powiedziała do swojej ofiary, sprawiając wrażenie, jakby przemawiała do niej z całkowicie innego wymiaru. -Pamiętasz może dzień, w którym wasi ludzie spalili małą szkółkę taekwondo? Uczył w niej pewien brodaty, starszy pan, który nie miał pieniędzy na zapłatę waszego haraczu. Coś ci to mówi? - przypominała dzikie zwierze. Nawet jej oczy emanowały nienawiścią i żądzą krwi, jakiej nigdy wcześniej nie widzieli u niej ani Aaron, ani Kyuusuke.
-Ja... wtedy jeszcze nie byłem tu szefem! - bronił się pozbawiony szkieł w okularach mężczyzna. Jego twarz robiła się czerwona i zaczynała ociekać potem. Blondyn przestraszył się jeszcze bardziej, widząc paskudny grymas, wykrzywiający lico rudowłosej.
-Ale byłeś porucznikiem gangu... - skontrowała bezdusznie dziewczyna. -Poza tym, to nie szef podłożył ogień... tylko właśnie porucznicy. Masz pecha, bo... zapamiętałam tylko twoją twarz - w tamtej chwili cała trójka obecnych przy tym mężczyzn pojęła jedną rzecz. Pojęli oni, że przywódca Hien z całą pewnością nie opuści z życiem tego miejsca. Jako potwierdzenie wniosku, do którego doszli, rozbrzmiał wystrzał z pistoletu. Nabój przebił się przez drugą nogę leżącego, zapełniając skład jego głośnym rykiem.
-Zostawcie nas - poleciła rudowłosa, nawet nie odwracając się w stronę nadludzi. Jedyną osobą, która zawahała się przed wykonaniem polecenia był Kyuusuke. Nie uważał tego za właściwe, jednak nie był też w pozycji, pozwalającej mu na zanegowanie woli dziewczyny. To Aaron był bowiem najbliżej niej. Pech chciał, że nie był on jednak zdolny do uniesienia się emocjami.
-Zabierzemy aparaturę z magazynu i załadujemy ją do jakiegoś samochodu. Będziemy na ciebie czekać przed bramą... - postanowił ostatecznie czarnowłosy. Ann niemo kiwnęła głową, pozwalając swoim towarzyszom odejść.
***
     Czarna furgonetka dojeżdżała powoli do baru o dźwięcznej nazwie "Hades". Za kierownicą siedział w ciszy Kyuusuke. Obok niego usadowił się Aaron. Ann spoczywała na blasze, za ścianką pojazdu, pilnując wiezionych przez Kruki zlewek, palników, rurek i innego oprzyrządowania, potrzebnego do produkcji metaamfetaminy. Dziewczyna siedziała z podkulonymi nogami, obejmując kolana rękoma i chowając głowę między kolana. Już następnego dnia niedobitki Hien miały znaleźć swojego szefa z całkowicie zmiażdżoną przez cegły twarzą i przestrzelonymi stawami u wszystkich kończyn, jednakże ta świadomość nie radowała dziewczyny. Dokonała ona swojej zemsty, ale - jak to bywa z zemstą - nie przyniosła ona satysfakcji ani spełnienia. Choć bowiem niebieskooka nie miała wyrzutów sumienia, czuła w swoim wnętrzu jeszcze większą pustkę, niż chwilę przed zabiciem blondyna. Jej serce biło nienaturalnie wolno, żołądek wykręcał się na wszystkie strony... Nie mogła z nikim o tym porozmawiać. Nie miała zamiaru ukazać komukolwiek swojej słabości. Musiała zapomnieć o wszystkim i skupić się na kontynuowaniu planu Ryana. Kruki miały mieć bardzo dużo roboty i było to idealną okazją do zapomnienia o wszystkim innym. Gdy więc tylko furgonetka zaparkowała za "Hadesem", a cały sprzęt został przeniesiony do kruczej bazy, Ann zarekwirowała Aarona. Całą swoją niepewność i wszelkie obawy zabiła seksem. "Mordowała" do samego rana... choć zielonowłosy pozostał niezmordowany.
***
    Istnienie Kruków zostało oficjalnie ujawnione w tydzień po zmiażdżeniu Hien. Gang z ósmej ulicy pozostawał na językach wszystkich oprychów z Chicago przez cały czas jego wzmożonej działalności. Działalność ta rzecz jasna zaczęła się od tego, że Dwane wraz z całym "swoim" sprzętem zamknął się w osobnym pokoju i rozpoczął wzmożoną pracę nad produkcją metaamfetaminy. Od nikogo nie chciał pomocy i nikomu nie pozwalał przeszkadzać sobie podczas obróbki kryształków. Spał raptem kilka godzin na dobę, ładując w siebie liczne filiżanki kawy i wcierając w dziąsła sproszkowany kwasek cytrynowy. Jego wytrzymałość fizyczna i psychiczna budziły podziw pozostałych członków ekipy, a dzieła jego rąk przechodziły najśmielsze oczekiwania. 
     Rekrutacja rozpoczęła się znienacka. Ryan osobiście selekcjonował każdego członka Hien, który miał zamiar zasilić szeregi Kruków. Jego przenikające wszystko, zielone oczy nieomylnie dobierały odpowiednich kandydatów, odrzucając każdego, kogo uznały za potencjalne zagrożenie. Głównie najmłodsi członkowie pokonanej grupy chcieli wspomóc drużynę Adamsa. Oni właśnie - pomimo swojego braku doświadczenia - mieli największe szanse na przyjęcie. Nie byli oni bowiem w stanie spiskować przeciwko komuś, kto zasady, które rządziły ulicami znał, jak własną kieszeń. W ciągu trzech tygodni naboru, narodziło się 48 Kruków. Piątka poruczników gangu oraz szef rzecz jasna mieli nad nimi pełną władzę. Gdy tylko Dwane przerywał na chwilę produkcję, osobiście dobierał osoby, które nadawały się na dilerów. W konsultacji z Ryanem wyznaczał również punkty handlu na terenie zagarniętym Hienom.
     Świeżaki nie przebywały cały czas w kryjówce Kruków - zwykle zajmowały się patrolowaniem nowego terytorium, czy ochroną dilerów. Aaron i Kyuusuke sporadycznie zabierali paru ze sobą, gdy udawali się zawiadomić właścicieli niektórych lokali, że od teraz płacili haracz nowym "panom". Nikt nie oponował. Głównie dlatego, że Kruki niezaprzeczalnie były silniejsze od Hien, więc lepiej chroniły ich włości. Drugim powodem był fakt, że życzyli sobie o połowę mniej pieniędzy. Podobnie przedstawiał się handel metaamfetaminą. W przypadku grupy Adamsa cały sprzedawany towar był najwyższej jakości, a jego cena zmniejszyła się o 30% względem poprzedniej. To właśnie sprawiło, że narkomani oficjalnie przylgnęli do nowo-powstałego gangu, wspierając go na wszelkie możliwe sposoby. Kruki bowiem nigdy nie zawodziły. Zawsze mieli towar, zawsze zapewniali ochronę, zawsze wychodzili cało z opresji. Najciekawszym aspektem ich nagłej ekspansji był jednak fakt, że obszar, który wcześniej Hieny "dzieliły" z Carami został przez nich CAŁKOWICIE zagarnięty. Innymi słowy, Carowie zostali z niego wyparci - szybko, z zaskoczenia i piekielnie skutecznie.
  Ryan bacznie obserwował poczynania wspomnianego wcześniej gangu, tworząc nawet małą, pięcioosobową siatkę szpiegowską, która docierała tam, gdzie on nie był w stanie. Postać Adamsa stała się bowiem zbyt powszechnie znana, by mógł on osobiście się czegoś dowiedzieć bez wywoływania kolejnej afery. Nie narzekał on również na "szczęście w miłości". Nie chodziło tu nawet o to, że Kruki przejęły od Hien obowiązek ochrony dwóch domów publicznych, a raczej o to, że damskie członkinie jego ekipy posuwały się do oczywistych środków perswazji. Owa "perswazja" miała rzekomo zdobyć przychylność szefa, pomóc dziewczynom wspiąć się wyżej, dostać "tajemnicze" udziały i procent z zarobków gangu... Zielonooki jednak nigdy nie dał się oszukać. W pewnym sensie zachowywał się niegodziwie. Zawsze jednak wychodziło na to, że "nikomu niczego nie obiecywał", w związku z czym zmieniał on kobiety, jak rękawiczki, prowadząc bogate życie towarzyskie.
     Ann w dalszym ciągu sporą część wolnego czasu spędzała w łóżku ze znajomym heterochromikiem. Odczłowieczyła się w ten sposób na tyle, by przestać myśleć o sposobie, w jaki potraktowała cel swojej dokonanej już zemsty. Nie robiła sobie jednak nadziei, jeśli chodziło o uczucia Aarona względem niej. Zdawała sobie sprawę, że łączył ich tylko i wyłącznie seks i że zielonowłosy nie szukał wcale żadnej partnerki życiowej. Mimo wszystko wciąż spotykali się ze sobą - ona była do tego przyzwyczajona, on nabywał wiedzę i doświadczenie, które tak bardzo cenił. Z biegiem czasu rudowłosa zaczęła się powoli "kleić" również do Kyuusuke, który zbywał ją tak długo, jak potrafił. Nie chodziło mu o to, że nic do kobiety nie czuł, a raczej o stan swojego zdrowia. Nie mogąc jednak uciec od niewiasty, wyznał jej to, co wcześniej powiedział Ryanowi. Ostatecznie dowiedzieli się o tym również Spencerowie - Owen bez czyjejkolwiek wiedzy zamontował ukryte kamery w całej bazie Kruków.
     Wiadomość o złym stanie zdrowia nr. 98 nie zmieniła niczego. Wszyscy traktowali go w taki sam sposób, jak wcześniej. Nikt również niczym się nie przejmował. Szatyn nigdy nie powiedział towarzyszom tego, jak bardzo był im za to wdzięczny, lecz oni dobrze zdawali sobie z tego sprawę. Ostatecznie złotooki spędzał zaczął spędzać z Ann coraz więcej czasu, wspólnie z nią szkoląc rekrutów w walce ulicznej. Uczyli ich między innymi wykorzystywania elementów otoczenia na swoją korzyść, co wbrew pozorom było najważniejsze i co mógł opanować każdy ze "studentów". Dzięki nabytej w ten sposób wiedzy, "władane" przez Kruki lokale mogły być ochraniane przez kogoś innego, niż tylko przez poruczników gangu. Znacznie ułatwiło to stabilizację sytuacji. Polepszenie atmosfery i napełnienie rekrutów pewnością siebie przełożyło się na stan psychiczny zarządu. Nadszedł bowiem w końcu ten moment, w którym Ann i Kyuusuke oficjalnie związali się ze sobą, w związku z czym dziewczyna ucięła kontakty fizyczne z Aaronem. Stan wiedzy heterochromika był dla niego satysfakcjonujący, a tego typu zmiana polepszyła i utrwaliła morale całej drużyny.
     Wyszkoleni przez Ann i Kyuusuke rekruci mogli być sprawdzeni jedynie przez najpotężniejszego z Kruków - właśnie przez Aarona. Sparingi odbywały się więc praktycznie dzień w dzień. Członkowie gangu mieli nawet prawo wykorzystywać w walce broń sieczną, czy kutą. Z początku śmiałkowie nie byli przekonani, co do tego pomysłu - uważali bowiem, że zranienie porucznika skończyłoby się dla nich fatalnie - jednak zdanie szybko zmienili. Jak się okazało, zielonowłosy bez trudu pokonywał swoich podwładnych w dowolnej liczbie i konfiguracji. Atakowali go grupami, używali najróżniejszego oręża za wyjątkiem pistoletów, do których "pociski były za drogie", jak to stwierdzał Owen. Nikt nigdy nie był jednak w stanie wygrać z nr. 99. W rzeczywistości nie został on nawet ranny, choć próbowano go skrzywdzić setki razy. Szybko więc stał się legendą, która przyciągnęła do gangu jeszcze większą rzeszę ludzi. Przed wprowadzeniem trzeciej fazy planu Ryana, Kruków było już powyżej setki.
     W danych, które uzyskał Owen znajdowały się najróżniejsze informacje. Każda z nich przyniosła gangowi mniejszą lub większą korzyść. Przede wszystkim chodziło o haki na policję, pozwalające im ją zaszantażować i wcisnąć pod krucze podeszwy. Przydatne okazały się również informacje o strukturach Carów oraz... fikcyjne konto bankowe, należące do Hien, dzięki któremu Owen był w stanie przejąć wszelkie środki pokonanego gangu. Właśnie stąd wzięły się pieniądze na instalacje kamer, na brakujące meble, a także broń palną i umieszczone w całej kryjówce schowki na nią. Najciekawszą informacją, a jednocześnie najbardziej nikłą było jednak coś innego - jedyna rzecz, która sprawiała, że Ryan przez dłuższy czas odkładał zajęcie się Carami... Cały okres chwały Kruków - okres spokojny i stabilny - trwał przez ponad dwa miesiące.
***
     -Wszyscy... sobie poszli - rzucił już ze schodów Aaron, nie tracąc całkowitej beznamiętności swojego pustego głosu. Na miejscu pozostali tylko oficerowie Kruków. Dwane w okularach krzyżował na klatce piersiowej trzęsące się od nadmiaru kofeiny dłonie. Niebywałej siły woli i hartu ducha wymagało codzienne manipulowanie kryształkami, tabletkami i proszkami bez samodzielnego korzystania z nich. Wszyscy bowiem wiedzieli, że chemik nie zawiódł na tym polu. Głównie z obawy przed stratą znacznej ilości towaru nie pozwalał on nikomu innemu na przejęcie jego obowiązków lub chociaż na odciążenie go w nich. Owen na swoim fotelu siedział do góry nogami, przy czym dochodził w tym do ogromnej wprawy - nie miał zawrotów głowy, nie uderzała mu do niej krew... Największą uwagę budził Kyuusuke i spoczywająca na oparciu jego miejsca Ann. Jeszcze nie tak dawno temu nikt nie pomyślałby, że ta rudowłosa diablica może być aż tak potulna. Cała męska brać Kruków zgodnie uważała, że już dawno powinni byli zeswatać niebieskooką z nr. 98. Dłoń wspomnianego weterana wojennego błądziła "przypadkowo" po dolnej części pleców, a także po zwieńczeniu ud użytkowniczki taekwondo. Jak to zwykle bywało, każdy jak najbardziej skrycie spoglądał w kierunku pary. Każdy poza Owenem... który gapił się na nich otwarcie i bez żadnego zażenowania. Stosunki pomiędzy porucznikami Kruków były na tyle swobodne, że żadne zachowanie pozostałych nie przeszkadzało żadnemu z nich. Gdy więc tylko Aaron zajął swoje standardowe miejsce, Adams nie próbował nawet zdyscyplinować podwładnych, których traktował przecież, jak braci... i siostrę. Uśmiechnął się tylko pod nosem, rozkładając znaną już wszystkim mapę kawałka Chicago na całej szerokości stolika do kawy i dociskając ją szklankami po whisky.
-Panowie... i pani - dodał po minimalnym odstępie, by choćby minimalnie zirytować kobietę. Można by było powiedzieć, że stanowiło to jego rytuał i że bez tego nie mógł się skoncentrować - zupełnie, jak Aaron bez siedzenia nogami do góry. -Czekaliśmy już wystarczająco długo i chyba wszyscy się z tym zgadzacie. Hieny nie istnieją od dawna, pozycja Kruków jest pewna i stabilna. Na drodze do prymu stoją nam już tylko Carowie, którzy do tej pory nie odpowiedzieli na przejęcie przez nas strzępka terenu, który dzielili z tamtymi łajzami. Nie odpowiedzieli nam... aż do teraz - zamilkł na chwilę, by upewnić się, czy wszyscy skupili się na tym, co mówił. -Z bazy danych Hien zabraliśmy w końcu wszystko. Mamy nazwiska i życiorysy każdego liczącego się członka Carów. Mamy położenie ich bazy głównej, magazynów z ziołem i obstawionych przez nich lokali. Gdybyśmy chcieli, w naszej obecnej sytuacji moglibyśmy nawet otrzymać historię chorób każdego z nich. Wszystko to jest zasługą nieufności i dwulicowości Hien i wygląda na to, że Carowie już się tego domyślili... - rudowłosa zsunęła się po oparciu na kolano swojego mężczyzny, czego nie omieszkały zarejestrować brązowe oczy Owena. -Do tej pory czekali na nasz ruch. Myśleli, że zaczniemy węszyć. Myśleli, że zaczniemy na nich polować, pytać o nich, tworzyć sojusze przeciwko nim... Nie zrobiliśmy żadnej z tych rzeczy. Carowie nie są głupi i wiedzą, że my też nie. Wiedzą, że MY powinniśmy do tej pory zacząć zbierać informacje na ich temat... a skoro tego nie zrobiliśmy, oznacza to tylko, że już je mamy! Jestem pewny tylko jednej rzeczy. Jestem pewny tego, że ci ludzie zaraz zaczną nas szukać. Nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy się ich bać, dlatego pozwolę im działać. Niech przychodzą prosto do nas. Wiele ryzykują. Policja na naszym terenie waruje przy NASZYCH nogach, więc jeśli nie zdejmą nas za jednym zamachem, zostaną przyskrzynieni przez gliny. Rozumiecie, do czego zmierzam? - zapytał Adams, przyglądając się swoimi zielonymi oczami każdemu ze swoich poruczników z osobna.
-Daruj sobie budowanie napięcia, proszę cię... - mruknął zażenowany Kyuusuke, "przy okazji" wjeżdżając dłonią pod koszulkę niebieskookiej. -Chcesz nam tylko powiedzieć, że zaatakują nas całą swoją mocą. Do tego masz pewność, że nie użyją ładunków wybuchowych ani nie podpalą tego miejsca, bo byłoby to zbyt duże ryzyko. Przypuszczam, że właśnie skróciłem twoją mowę o jakieś 5 minut, więc pozwolę ci kontynuować... - nieme brawa Ryana były jedyną reakcją szefa na bystrość jego najbliższego przyjaciela. 
-Wszystko to, co powiedział jest prawdą. Krótko mówiąc, ogłaszam stan wojenny. Każdy ma mieć ze sobą broń, a dilerzy handlują dzisiaj przy "punktach awaryjnych". Na wypadek, gdyby ktoś zapomniał, to te, z których mają blisko do kryjówek. Gdy oni nas zaatakują, my ich zwyczajnie zniszczymy. Wierzę w umiejętności dydaktyczne Ann i Kyuu. Wierzę w to, że Aaron to kawał skurwiela, który pokonałby nawet mistrza świata. Wierzę, że Owen umocni nasze pozycje i że Dwane jest całkowicie niedojebany - blondyn w okularach i zielonej kurtce machnął dłonią w stronę szefa, przyjmując obelgę jako komplement. -Nie mamy prawa przegrać i to tyle. Nie przybijamy zbiorowej piątki ani nie idziemy się razem naćpać. Mam za to drugą wiadomość dla was wszystkich... - znów zawiesił głos, by zbudować napięcie. -Dzięki Hienom wiemy, w jaki sposób rozchodzą się finanse Carów. Wiemy, jaki procent jest przeznaczony na co. Nie będę wymieniał wszystkiego po kolei, jednak kiedy zsumujemy wszelkie drogi rozprowadzania kasy, wychodzi nam 77% całkowitego dochodu. Pozostałe 23 zwyczajnie znika. Zastanawiałem się nad tym odkąd zdobyliśmy tę informację. Pytałem o to bliźniaków, odnowiłem stare kontakty, całkowicie zajeździłem moją siatkę szpiegowską. I co? Nic! Dziura finansowa nie wzięła się znikąd. Ktoś jest za nią odpowiedzialny. Nie wiem, kto to taki, ale skoro tak dobrze zatarł wszelkie swoje ślady, oznacza to, że za Carami może stać ktoś jeszcze. Ktoś nieporównywalnie silniejszy od nich. Na razie skupcie się na samych Carach, ale miejcie na uwadze, że po ich pokonaniu może nas czekać jeszcze większe wyzwanie... - był to jedyny powód, dla którego ktoś tak wyluzowany, opanowany i beztroski, jak Ryan mógł w ogóle zacząć martwić się o cokolwiek. Właśnie ten fakt sprawił, że wszyscy porucznicy momentalnie spoważnieli. Zdali sobie bowiem sprawę, że nie tylko ich gang mógł się składać z profesjonalistów... i że zagrożenie, którego formy nie znają przerażało ich o wiele bardziej niż to, którego byli świadomi...

Koniec Rozdziału 110
Następnym razem: Oblężenie

2 komentarze:

  1. Dzięki naszym bohaterom Kruki rosrosły się tak szybko, że až ciężko to pojąč. Dalszy rozwój jest tylko formalnością. Chyba, że liderowi coś odwali i zacznie polegać tylko na nich

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż... wydaje mi się, że odpowiedzi jesteś w stanie już teraz odnaleźć sam ;) Tym niemniej liczę na to, że czymś jednak dam radę cię zaskoczyć ^^

      Usuń