czwartek, 10 lipca 2014

Rozdział 119: W pogoni za złodziejami

ROZDZIAŁ 119

     Tak problematycznego gościa Kurokawa nie miał jeszcze nigdy. Złotousty muzyk wkupił się w łaski jego matki i robił wszystko, byleby przypodobać się siostrze chłopaka. W dodatku manipulował swoimi definicjami "honoru" oraz "dumy", uznając je za ważne tylko wtedy, kiedy były mu one potrzebne. Mówiąc krótko, Aigan został w zaskakująco szybkim tempie uznany przez stosunkowo stoickiego i opanowanego Naito za najbardziej bezczelnego, wstrętnego i nietaktownego intruza, jaki kiedykolwiek zawitał w jego domu. Humor gimnazjalisty poprawiał nieco fakt, że Nanami była bardzo "strachliwą" osobą, ale niezbyt polepszało to mierną sytuację, w jakiej znalazł się szatyn. Co ciekawe, został nawet wyproszony ze swojego własnego łóżka, przez co musiał rozłożyć materac na podłodze. Kiedy więc wrócił z łazienki, umyty i przebrany, padł na swoje "posłanie" bez żadnych chęci do życia. Co więcej, bez żadnych oznak życia. Nie miał już nawet siły na wojowanie z zajmującym łoże błękitnowłosym. Swój materac ustawił nawet wszerz, żeby móc odwrócić się do niechcianego gościa plecami.
-Hej, Naito, śpisz? - odezwał się nagle motocyklista, lecz nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Nawet go to jednak nie zdziwiło. -Wiem, że nie, daj spokój... - rzucił jeszcze raz zielonooki, układając się w pozycji półsiedzącej i spoglądając z góry na gospodarza.
-Czego ty jeszcze chcesz, "Aigan-kun"? - nie wytrzymał trzecioklasista, siadając na materacu z ręką opartą o podłogę, wciąż do połowy zakryty cienką, letnią kołdrą. Czarnowłosy nie był już miły ani pomocny, porażony sposobem, w jaki właściciel choppera wykorzystywał sytuację.
-Słuchaj... Wiem, że mnie tu nie chcesz, okej? - zapewnił całkowicie niespodziewanie gitarzysta. Z jego głosu całkowicie zniknęło wyluzowanie i buta. Sprawiał nawet wrażenie odrobinę przygnębionego, na co empatyczny obywatel Akashimy zareagował wyrzutami sumienia. Starał się jednak tego nie okazywać, co nie okazało się zbyt trudne, skoro już i tak światła w pokoju zostały zgaszone. -Pewnie cię nieźle wkurzyłem i dam sobie głowę uciąć, że najchętniej wywaliłbyś mnie stąd przez najbliższe okno... - trafił w samo sedno Aigan, brzmiąc tak spokojnie i poważnie, że wydawał się być całkowicie innym człowiekiem, niż wysługujący się ludźmi Madness, którego Kurokawa poznał rano.
-Nie, to nie tak... Ty po prostu... - zaczął bełkotać zakłopotany uczeń gimnazjum, wahając się pomiędzy byciem sobą, a byciem podejrzliwym. Nie był bowiem pewien, czy przypadkiem oszukańczy "człowiek-guma" nie próbował wkupić się i w jego łaski poprzez wywołanie u niego wyrzutów sumienia.
-Przesadziłem? Wiem, masz rację... ale nic nie robię bez powodów - jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności zdawało się, że właśnie została aktywowana pozytywna strona błękitnowłosego grajka. -Okej, gram na waszej filantropii i uczciwości, ale obiecuję ci, że to nie potrwa długo. Gdy tylko zrobię to, co mam zamiar zrobić, już więcej mnie nie zobaczysz. Ani ty, ani twoja rodzina. Pasuje? - nie krył się już ze swoim bezczelnym usposobieniem ani nie udawał idioty, żeby kupić czas. Wyglądało na to, że był on całkowicie szczery... i to przede wszystkim kazało Naito dać mu drugą szansę.
-Pasuje... ale w takim razie mam kilka pytań i liczę, że mi na nie odpowiesz. Chyba jesteś mi to winny, nie sądzisz? - odezwał się szatyn, siadając po turecku z nogami opatulonymi kołdrą. W ciemności usłyszał ciężkie westchnięcie swojego gościa. Dla odmiany to on został postawiony w niekoniecznie dobrej sytuacji. Chyba nie liczył na to, że trzecioklasista zaproponuje mu "handel wymienny".
-No dobra, niech stracę... - burknął Aigan, podkładając dłonie pod głowę. -W porządku, możesz pytać - zgodził się ostatecznie, choć zrobił to niechętnie i brzmiał, jakby robił komuś niesamowitą łaskę.
-W takim razie... - ciekawość rozbudzonego szatyna sięgnęła zenitu. Już wcześniej miał względem muzyka pewne podejrzenia i teraz miał zamiar je sprawdzić. -...powiem ci, co sam wywnioskowałem, a ty mi powiesz, czy miałem rację. Okej? - złożył kolejną propozycję gimnazjalista, na co cień motocyklisty skinął głową. -Uciekłeś z domu, prawda? - chociaż było ciemno, czarnowłosy mógłby przysiąc, że niewymownie zaskoczył swojego rozmówcę. -Gonisz po mieście na motocyklu za bandą nieprzyjemnych gości. To raz. Nie masz pieniędzy na jedzenie ani paliwo. To dwa. Szukasz tymczasowego miejsca do spania, co oznacza, że mieszkasz daleko stąd. To trzy. No i zachowujesz się, jak zawodowy włóczęga. W ten sposób mam już cztery rzeczy, które naprowadzają mnie na mój wniosek... - nie miał najmniejszego problemu z wydedukowaniem tak prostej rzeczy. Dziesiątki stoczonych przez niego walk, w tym kilka z prawdziwymi, myślącymi przeciwnikami, nauczyły go dostrzegania pozornie nieistotnych rzeczy, mających w rzeczywistości duże znaczenie. Sam w sobie również był dość rozgarnięty, co tylko zwiększało jego przewagę w podobnych sytuacjach.
-Uff, ciężki zawodnik... - mruknął pod nosem błękitnowłosy, tylko potwierdzając przypuszczenia gospodarza. -No dobra, okej, uciekłem i nie mam pomysłu na życie. Zadowolony? - ewidentnie nie spodobał mu się kierunek, w jakim zmierzała dyskusja, jednak to był dopiero początek działań "detektywa Kurokawy", który właśnie zaczął się rozkręcać.
-Masz - zaprzeczył leżącemu na łóżku muzykowi. Zanim otrzymał jakikolwiek werbalny znak niezrozumienia, podjął dalej: -Masz pomysł na życie, tylko nie możesz nic z nim zrobić. I chyba ma to jakiś związek z ludźmi, których szukasz... - pełen satysfakcji uśmiech na twarzy Naito byłby zapewne godny uwiecznienia na kliszy aparatu. Z każdą kolejną informacją uzupełniał te dotychczas niepewne, formując w ten sposób następne wnioski. Jeszcze raz wydawało mu się, że zaszokował złotoustego motocyklistę, co tylko dopompowało jego pewność siebie.
-Może i masz rację, ale dalej nie mam pojęcia, do czego zmierzasz... - próbował się wybronić lizus. Próbował na poczekaniu wymyślić sposób zbicia "detektywa" z tropu. Na nic się jednak zdały jego wszelkie starania i pomysły. Czarnowłosy Madness był już bowiem w swoim żywiole i nic nie wskazywało na to, by miało się to szybko zmienić.
-Masz pojęcie. Po prostu nie możesz uwierzyć w to, że już się tego domyśliłem. Trudno było nie zauważyć twojego futerału. Pustego futerału. Włóczęga z gitarą, który uciekł z domu w ramach buntu z reguły myśli, że może żyć z gry. A ty właśnie na ten typ włóczęgi mi wyglądasz, Aigan-kun. No i do tego wszystkiego fakt, że twoja gitara gdzieś zniknęła... - teraz to Kurokawa przypominał prawdziwego potwora albo raczej "władcę marionetek", mającego w garści wszystkie karty i przygotowanego na każdą ewentualność.
-Dobre, dobre... ale dalej wkurwia mnie sposób, w jaki to mówisz - skomentował motocyklista, kompletnie rozgryziony przez błyskotliwego gospodarza. Nie spodziewał się spotkać kogoś takiego w niewielkim i mało ważnym mieście. -W porządku... Może i masz trochę racji... sporo racji... absolutną rację... - błękitnowłosy przestał się oszukiwać, rezygnując z kłopotliwego zatajania faktów ze swojej przeszłości. -Okej, masz mnie! Trafiłeś w dziesiątkę ze wszystkim, co powiedziałeś. Zostawiłem dom i rodzinę i postanowiłem poszukać szczęścia gdzie indziej. Zabrakło mi kasy już jakiś czas temu, więc miałem zamiar zagrać na otwartej scenie w jednym z barów. Niestety gówno mi zapłacili, bo te skąpe kurwy nie umiały docenić prawdziwej muzyki. Oczywiście mam na myśli widzów... Miałem już napluć barmanowi na ladę i wyjść, ale czterech kolesi zaproponowało mi miejsce przy ich stoliku. Mówili, że świetnie gram, że nigdy czegoś takiego nie słyszeli... Ot, nic takiego, czego sam bym nie wiedział. Postawili mi drinka, może dwa... Góra osiem. W skrócie, obudziłem się bez gitary. Szukam tych chujków od kilku dni. Wszystko wskazuje na to, że zaszyli się gdzieś w Akashimie... ale nie mam pojęcia, gdzie dokładnie. Na dodatek wygląda na to, że należą do jakiejś większej szajki. Wiesz, gang albo coś takiego... - opisał pokrótce zbulwersowany grajek, wzbudzając tym zażenowanie rozmówcy. Naito nie potrafił sobie uzmysłowić, jak taki książkowy przykład kanciarza mógł być jednocześnie tak potwornie naiwny.
-"Albo coś takiego"? Czy ty zdajesz sobie jakąkolwiek sprawę, co znaczy słowo "gang"? Widziałeś, co ci ludzie ci zrobili! Już dawno powinno ci się w tym pustym łbie zapalić jakieś światełko. Jeśli będziesz ich dalej ścigał, to naprawdę mogą zrobić ci krzywdę... - spojrzał na sprawę logicznie i rozważnie czarnowłosy. On zawsze myślał o takich rzeczach, jak i o możliwych konsekwencjach swoich działań. Rzecz jasna, dopóki nie przychodziło mu powstrzymywać wojny. Wtedy już się nad niczym nie zastanawiał.
-Hahahahahaha! - buchnął śmiechem Aigan, zasłaniając twarz ręką. Ewidentnie nie rozumiał obaw swojego gospodarza. Słusznie lub niesłusznie... -Nie... Ty mówisz serio?! - gdy zauważył zdecydowany brak rozbawienia u Kurokawy, wydawał się być niezmiernie zaskoczonym. -Ci ludzie dali radę na chwilę wyrzucić mnie z trasy tylko dlatego, że nie chciałem robić scen na środku drogi! Gdybym miał okazję, dowaliłbym im wszystkim nawet bez zdejmowania powłoki duchowej! Nie na darmo jestem Madnessem, wiesz? Niemożliwe, że w twoich oczach wyglądam na tak słabego... - żachnął się naburmuszony błękitnowłosy, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Z całą pewnością wyglądasz na lekkomyślnego, a to już wystarczający powód, żeby się martwić... - zripostował trzecioklasista, po czym westchnął ciężko - kolejny raz przez tę samą osobę. -Słuchaj, mam propozycję. Im szybciej odzyskasz swoją gitarę, tym prędzej sobie pojedziesz, tak? W takim razie mam zamiar ci pomóc. Ktoś cię musi pilnować, a poza tym razem łatwiej znajdziemy tych, których szukasz. Wchodzisz w to? - przedstawił swoją ofertę, biorąc pod uwagę wszelkie możliwe komplikacje. W ostatecznym rozrachunku lepiej widziało mu się kontrolowanie osoby, która mogła go wpędzić w nie lada kłopoty, niż pozwolenie jej na dowolne działanie.
-O! I właśnie o takie nastawienie mi chodzi! Zabieramy się za to od jutra! - postanowił za nich obu Aigan, z zadowoleniem opadając na poduszkę. -Hej, Nai! Mam ci oddać to łóżko? - zapytał jeszcze po kilku chwilach, jakby nagle sobie przypomniał, że nie znajdował się w swoim domu i nie korzystał ze swojej sypialni. Czarnowłosy uśmiechnął się pod nosem, spodziewając się podobnego zachowania. W pewnym sensie zaczął nawet lubić bezczelnego motocyklistę.
-Nie, nie trzeba. Śpij, gdzie chcesz... - w chwili, gdy to powiedział, od razu zaczął się zastanawiać, czy jego "zmiękczenie" nie było przypadkiem częścią planu grajka, jednak szybko te myśli porzucił. -Hej, Ai! - również skrócił imię swojego nowego lokatora, nie podnosząc się już jednak z pozycji leżącej. Dziwnym trafem chciał dowiedzieć się o Madnessie czegoś więcej. -Dlaczego właściwie uciekłeś z domu? - po tym pytaniu zabrzmiała długotrwała cisza. Gimnazjalista pomyślał od razu, że niechcący trafił w czuły punkt swojego rozmówcy, co oczywiście uruchomiło jego wyrzuty sumienia. Niespodziewanie jednak Aigan, zebrawszy myśli, zdecydował się mu odpowiedzieć.
-Wiesz... nie jestem raczej typem konformisty, czemu na pewno nie zaprzeczysz - zaczął podejrzanie wzniośle i elokwentnie. Znów zdawało się, że wyluzowany, wybuchowy i niezbyt szanujący wartości intelektualne motocyklista tak naprawdę nigdy nie istniał. -Mieszkałem z rodzicami w Okinawie. Byłem... i nadal jestem jedynakiem, więc od samego początku moja rodzina robiła wszystko, co mogła, bylebym tylko wyszedł na ludzi. Wiem, co sobie pomyślisz: "Wszyscy rodzice chcą tego dla swoich dzieci". Otóż nie do końca. Tak się składa, że mój ojciec jest dyrektorem jednej z większych spółek bankowych, a matka prokuratorką. Zawsze byli zapracowani i nie mieli na nic czasu. W tym na mnie. Kiedy byłem mały, rzadko się z nimi widywałem. Oni sami próbowali jednak "pomóc mi" na odległość. Rozumiesz, prywatna szkoła, lokaj, kilka pokojówek, szkółka jeździecka, nauka gry na fortepianie, pianinie, skrzypcach, a nawet tej zasranej harfie... Miałem być "idealnym dzieckiem" i zdobyć "pełne wykształcenie". Miałem być erudytą, znającym co najmniej dwa języki obce, a także aktywnie uprawiać sporty. Wszystko po to, żeby zapewnić sobie miejsce w społeczeństwie. Oczywiście w najwyższej klasie społecznej. Dopóki byłem ślepy i głupi, robiłem wszystko, co mi kazano. "Rodzice to jednak rodzice" i tego typu sprawy. Sęk w tym, że ani matka, ani ojciec nie byli ze mną w moich radosnych chwilach, ale pojawiali się zawsze wtedy, gdy coś ich zdaniem zawaliłem. Kiedy pobiłem się z kolegą z klasy, strasznym snobem i skurwysynem, do szkoły przyjechali moi rodzice. Kiedy zerwałem się z paru lekcji gry na harfie, miałem batalię z rodzicami. Kiedy przyprowadziłem do domu swoją pierwszą laskę, spłoszyli ją moi rodzice, a mnie zmieszali z błotem tylko dlatego, że była ona o dwa lata starsza ode mnie - błękitnowłosy rozkręcał się na dobre, a Kurokawa słuchał w skupieniu. Umiał słuchać i lubił słuchać... i może właśnie dlatego gitarzysta tak swobodnie opowiadał mu swoją historię. -Najbardziej jednak zabolało mnie, kiedy wyśmiali moje plany na przyszłość. Chciałem założyć swój własny zespół, grać na gitarze, pisać swoje teksty, melodie... Byłem nawet gotów pójść na profesjonalne lekcje śpiewu. Nie zgodzili się. Ten jeden raz ich o coś poprosiłem... O coś, co naprawdę było dla mnie ważne... a oni tak mnie poniżyli... Uznali wybrany przeze mnie zawód za niepewny. Za niestabilny. Nie chcieli, żebym obracał się w złym towarzystwie ani żebym zaczął ćpać, czy co tam jeszcze ich zdaniem robili rockmani... Od tamtego momentu nasze relacje bardzo się pogorszyły. W wieku... 16-tu lat zrobiłem więc coś, po czym ojciec byłby gotów do ciśnięcia niebem o ziemię. Dobrałem się do mojego prywatnego konta, którego miałem nie ruszać aż do zdobycia pracy... i wydałem ponad 50 tysięcy w dolarach na oryginalnego choppera. Umiałem już trochę jeździć... więc bez słowa ruszyłem w trasę. Chciałem po prostu się przejechać. Obojętnie gdzie, byleby jak najdalej od domu, gdzie czekała mnie przecież istna masakra. Miałem dość tego wszystkiego. Kiedy prowadzisz pojazd, zawsze musisz być skupiony, o ile nie jesteś profesjonalnym kierowcą. W przeciwnym wypadku... coś może się stać. Ja o tym nie pomyślałem... - zamilkł na kilka chwil, jakby chciał się upewnić, że nie został sam... albo jakby naprawdę poruszyła go jego własna historia. -Wjechałem na skrzyżowanie na żółtym. Zmieniło się na czerwone, zanim zdążyłem przejechać na drugą stronę i... potrącił mnie samochód. Tir. Byłem martwy jeszcze zanim wyleciałem w powietrze. Co było potem? Pewnie się domyślasz. Każdy przechodzi przez to samo. Budzisz się obok swojego zimnego, martwego ciała, ale nie możesz go dotknąć. Prosisz ludzi o pomoc, ale cię ignorują. Próbujesz potrząsnąć nimi, zwrócić ich uwagę... ale przelatujesz przez nich. Potem zjawia się ten dziwny facet w bandażach i łańcuchach... i sprawdza, jak bardzo jesteś "szalony". Dalej walczysz z jego pupilkiem w ruinach jakiegoś miasteczka na środku pieprzonej pustyni, wygrywasz i pojawiasz się na gałęzi jakiegoś cholernie wielkiego drzewa... Ale szczegóły cię chyba nie interesują, nie? W skrócie, byłem już w Morriden, wróciłem do domu... i w te wszystkie lekcje muzyki, jazdy konnej, czy języki obce zacząłem wplatać treningi fizyczne, kontrolę nad energią duchową i tego typu sprawy. Czy zrobili mi coś za tego choppera? Cóż... staruszek obiecał mi, że mnie wydziedziczy, ale leciał w chuja. Mimo wszystko nie spokorniałem po śmierci. Jest takie coś, że kiedy umierasz... rzeczy, które wcześniej były dla ciebie ważne, przestają takie być. Kiedy doświadczyć śmierci, bardziej doceniasz swoje marzenia i postanawiasz spełnić je wszystkie, zanim... naprawdę zginiesz. Właśnie dlatego coraz częściej kłóciłem się z rodziną. Ubierałem się tak, jak chciałem, a nie, jak oni chcieli. Wszędzie jeździłem na moim motorze. Kupiłem sobie mikrofon, zeszyt do nut, profesjonalne programy do obróbki dźwięku... a w końcu nawet gitarę. Nie dałem im się powstrzymać. Chciałem wydoić od nich tyle kasy, ile tylko potrzebowałem, a potem... pójść własną drogą. W końcu obowiązkiem rodziców jest przygotować swoje dziecko do wkroczenia w dorosłość, prawda? - Aigan nabrał powietrza, spoglądając w sufit z lekką nostalgią. Kurokawa zaczął się zastanawiać, czy buntowniczy muzyk naprawdę czuł to samo, co mówił. Zdawał się bowiem wątpić w każde mocne słowo, jakie wypowiadał. -W dzień moich osiemnastych urodzin uciekłem bez słowa. Wziąłem tylko gitarę, parę stówek z mojego konta, napełniony paliwem motor... i pojechałem. Gdy się teraz nad tym zastanowię, mam dziwne wrażenie... że rodzice spodziewali się, że ich zostawię. Tym niemniej jednak tego dnia przygotowali dla mnie przyjęcie. "Osiemnastka", nie? Porządny lokal, zastawione stoły, prawie setka gości, muzyka, parkiet... Olałem to wszystko pięć miesięcy temu. Wiesz już, co było dalej... - niespodziewanie kilka ostatnich zdań sprawiło, że błękitnooki nie miał już zamiaru rozwijać żadnego poruszonego przez siebie wątku. Wydawało się, że swoją opowieścią zranił sam siebie, choć sądził, że w żaden sposób go ona nie wzruszy.
-Aigan-kun... nie jestem tobą. Możesz powiedzieć, że nie potrafię postawić się w twojej sytuacji i pewnie będziesz miał rację... ale jestem pewny, że twoi rodzice chcieli dla ciebie jak najlepiej. Nadal chcą... - Naito nie czuł się zbyt dobrze z tym, że próbował pouczać kogoś starszego od siebie, lecz z drugiej strony nie pierwszy raz starał się kogoś zrozumieć i pomóc mu. Był w końcu dziedzicem Pierwszego Króla Morriden, a to do czegoś zobowiązywało.
-Skąd... możesz to wiedzieć? - zapytał błękitnowłosy. Chciał zabrzmieć hardo. Chciał, żeby jego głos odrzucił od niego jego gospodarza. Nie udało mu się. Wręcz przeciwnie. Gimnazjalista był stuprocentowo pewny, że jego gość mówił przez łzy, choć w pokoju panowała ciemność. Właśnie to skłoniło go do kontynuowania dyskusji.
-Zajmowali się tobą przez cały ten czas najlepiej, jak umieli. Nawet jeśli ty sam nie widywałeś ich zbyt często. Mimo to jednak nie zgłosili na policję twojego zaginięcia. Przecież to wpływowi ludzie, prawda? Bogaci. Skoro cała ta sprawa nie rozeszła się, może to oznaczać tylko to, że oni nie próbują cię siłą ściągnąć do domu. Sam myślałeś, że wiedzą o twoich planach, tak? Może faktycznie tak było? Może po prostu chcą pozwolić ci na to, żebyś sam zdobył to, czego oni nie mogli ci dać? Zastanawiałeś się kiedyś nad tym? - słysząc słowa szatyna, motocyklista pociągnął nosem. Zapewne w normalnych warunkach zrzuciłby winę na przeziębienie, wilgotne powietrze, czy coś takiego... ale nie w tamtym momencie. Czuł bowiem, że nie potrafiłby niczego ukryć przed niebywale dociekliwym i sprytnym trzecioklasistą.
-Czyli co? Co ty mi chcesz powiedzieć? "Wracaj do domu i porzuć te głupie plany"? "Przeproś rodziców i dogadajcie się ze sobą"? Tak się nie da, ziom... - burknął drżącym głosem grajek. W głębi duszy chciał po prostu usłyszeć coś jeszcze. Jakaś jego cząstka pragnęła, by ten budzący zaufanie nastolatek wytłumaczył mu wszystko to, czego on nie wiedział. Chciał zostać przekonanym. Chciał rozmawiać z człowiekiem, który posiadał niezaprzeczalny dar zaglądania do serc innych osób i wydobywania z nich tego, co skrywały głęboko w swoim wnętrzu.
-Masz rację, tak się nie da. To byłoby nawet niewłaściwe, skoro twoja rodzina dała ci szansę na szczęście. Nie. Wrócisz do domu dopiero wtedy, kiedy to szczęście zdobędziesz. Nie wcześniej, nie później. Najpierw znajdziemy twoją gitarę, a potem... potem coś mi na niej zagrasz. Zobaczę, co potrafisz i sam ocenię, czy coś z ciebie będzie! - rzucił entuzjastycznie młody Kurokawa, szczerząc przy tym zęby. Po raz pierwszy poczuł, że właśnie do tego został stworzony - do rozwiązywania cudzych problemów i zmartwień. W tamtym momencie naprawdę zdał sobie sprawę, jak bardzo trafnie dobrali się on i Shuun.
-Ciekawe... czy on czuł to samo w podobnych sytuacjach? Może to, co teraz zrobiłem nie jest cudem... ale czuję się, jakby jednak było. Dziękuję ci za tę możliwość, Shuun-san... - rozczulił się w myślach czarnowłosy. Rozmowa z Aiganem nauczyła go, że nie powinien oceniać książki po okładce. Trzecioklasista miał nadzieję, że tę lekcję zapamięta już za pierwszym razem, lecz zdawał sobie sprawę, że to nie mogło być aż takie proste. Tym niemniej jednak radował go ten fakt - ta świadomość.
-Heh! Jeszcze będziesz mnie prosił o zatyczki do uszu... - zaśmiał się muzyk, dzięki swemu gospodarzowi przepełniony nadzieją. Pięć miesięcy praktycznie zabiło zdolności interpersonalne grajka. Dopiero spotkanie z obywatelem Akashimy uświadomiło mu, że tak naprawdę chciał po prostu z kimś porozmawiać, wyżalić się komuś. Komukolwiek. Okazało się jednak, że "ktokolwiek" był lepszym partnerem do rozmowy, a właściwie lepszym słuchaczem, niż można się było spodziewać.

Koniec Rozdziału 119
Następnym razem: Pochwycić marzenia

4 komentarze:

  1. Widać, że talk no jutsu Naito opanował w stu procentach ;) przegadany rozdział, ale, szczerze mówiąc, podobał mi się. Z tym Aiganem strzał w dziesiątkę. Dobrze wybrana postać rozluźniająca atmosferę!
    P.S. nie jestem pewien, ale chyba mówi się "na Okinawie", a nie "w Okinawie". Ale może to, dlatego że tę pierwszą formę słyszałem częściej :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naito zawsze był dobry w analizowaniu ludzkich zachowań ^^ Talk no Jutsu to jego najpotężniejsza technika. Cieszę się także, że podoba się Aigan ;)

      PS.
      Co do Okinawy, zależy od tego, czy mowa o wyspie, czy o mieście o tej samej nazwie ^^

      Również pozdrawiam ;)

      Usuń
    2. O! Dzięki, teraz będę wiedział. Czyli jak wyspa to "na", a jak miasto to "w", tak?

      Usuń
    3. Tak, zgadza się. Zresztą to dość instynktowna rzecz, ponieważ nie powiesz "jestem w wyspie", a "jestem na wyspie". Podobnie też nie powiesz "jestem na mieście" (nie licząc tej potocznej formy, odnoszącej się np. do zjedzenia na mieście).

      Usuń