ROZDZIAŁ 121
-Naito... - mruknął tylko pod nosem Aigan, wpatrując się w swojego niedawnego towarzysza z niewypowiedzianym zawodem, malującym się na jego twarzy. Nie spodziewał się takiej reakcji ani takich słów Kurokawy, lecz charakter błękitnowłosego nie pozwalał mu ustąpić tylko dlatego, że szatyn sobie tego życzył. -...myślałem, że chciałeś mi pomóc - odezwał się do gimnazjalisty z wyrzutem, całkiem poświęcając mu swoją uwagę i odwracając się plecami do niepewnych i skonfundowanych zbirów, nie mogących podjąć decyzji odnośnie dalszych działań.
-Chciałem... - potwierdził młodszy z Madnessów. -...i nadal chcę - dokończył zaraz, bacznie obserwując muzyka. -Nie mogę jednak pozwolić na to, żebyś zabił tylu ludzi z tak błahego powodu. Okradli cię, upili... Rozumiem to. Ale właśnie dlatego chcesz ich wszystkich zamordować? Już jednego pozbawiłeś życia. Pozostałym nie zrobisz krzywdy... - oświadczył twardo i nieustępliwie, przygotowany do ewentualnej walki z niedawno zapoznanym nastolatkiem.
-Dlaczego to robisz? Dlaczego koniecznie musisz stawać po ich stronie? Przecież wiesz, że nie ustąpię! Aż tak bardzo chcesz walczyć? Tylko po to, żeby obronić bandę szkodników? Spójrz na nich, do diabła! Jeśli puścisz ich wolno, po prostu wrócą do kradzieży, rozbojów i niszczenia mienia. Po chuj komu tacy ludzie? Nie są warci więcej, niż ziemia, po której stąpają tacy, jak my! Nie dam sobie pluć w twarz... - sytuacja wydawała się beznadziejna. Z każdym wypowiedzianym słowem motocyklista jeszcze bardziej utwierdzał się w swoim przekonaniu. Trzecioklasista nie był pewny, jak powinien się zachować. Wcześniej nie znał Aigana z takiej strony, więc nie mógł też bazować na swoim doświadczeniu.
-Właśnie dlatego, że są inni, niż my, nie ruszysz żadnego z nich! Nie jestem tylko Madnessem. Jestem członkiem Gwardii. Bronię takich, jak oni przed Spaczonymi, którzy dybią na ich dusze. Jeśli ty również spróbujesz odebrać im życia, potraktuję cię tak, jak Spaczonego... - po tym zamilkł. Gdy ujrzał grymas na twarzy swojego rozmówcy, zaczął się zastanawiać, czy nie powiedział przypadkiem o parę słów za dużo. Nie rozumiał, dlaczego grajek zachowywał się w taki sposób. Nie znał całej jego historii, więc mógł tylko zgadywać, skąd wzięła się u niego taka brutalność i gwałtowność.
-Tak mówisz? - szepnął tylko posiadacz choppera. -Hej, kupy gówna! Macie wybór. Albo uciekniecie z podkulonymi ogonami, jak małe dzieci, albo was wszystkich wytłukę. To jak będzie, maleństwa? - powiedział to specjalnie. Celowo sprowokował drabów do walki, trzymając się usłyszanych wcześniej słów Kurokawy. Znał ten typ ludzi. Wiedział, że rozjuszeni ćwierćinteligenci nie ustąpią. Dlatego właśnie twarz gitarzysty rozjaśnił uśmiech, gdy tylko jeden z mężczyzn rzucił się na niego z pięściami. Muzyk zadziałał natychmiastowo, w "samoobronie". Zamiast jednak standardowo odeprzeć atak, obrał sobie za punkt honoru, by upokorzyć i poniżyć przeciwników, jednocześnie wywyższając samego siebie i swoje umiejętności walki.
Trzecioklasista nie miał czasu na reakcję. Nie spodziewał się bowiem takiego zagrania. Mógł tylko z zaskoczeniem dostrzec, jak chwilę przed wykonaniem kontrataku, Aigan rzuca w jego stronę hardym, drwiącym spojrzeniem. Już w następnej chwili motocyklista schował ręce do kieszeni, po czym swobodnie i z gracją zakręcił biodrami, zataczając nimi okrąg w powietrzu. Zawieszona na jego szyi gitara gwałtownie zawirowała, niczym śmigło wiatraka, dosłownie zmiatając nacierającego mężczyznę. Korpus czarno-czerwonego instrumentu wbił się w twarz zadającego cios draba, powalając go na asfalt. Turlający się, zamroczony facet zatrzymał się dopiero na "leżącym policjancie". Z rozerwanych warg ciekła krew. Wraz ze szkarłatnym strumieniem, z wnętrza ust mężczyzny wypłynęły również dwa wybite zęby. Tak potężne okazało się być uderzenie gitarą, choć jej właściciel wciąż miał na sobie powłokę duchową. Co ciekawe, przedmiot nie doznał nawet najmniejszego wgniecenia. Był tylko nieco pobrudzony posoką znokautowanego, skomlącego na ziemi przeciwnika.
-Widzisz? Wybrali śmierć. To jest właśnie podstawowy błąd tych, na których życiu nikomu nie zależy. Nie tylko są zakałami społeczeństwa. Są również najzwyklejszymi w świecie półgłówkami. Nie umieją ocenić różnicy w sile, a jedyny rodzaj wykorzystywanej przez nich inteligencji, to tak zwana "inteligencja zbiorowa". Dopóki banda zaplutych głupców jest jeszcze bandą, uważa się za panów świata. Gdyby było ich tu piętnastu, pewnie bezmyślnie rzuciliby się na mnie całą kupą, uznając przewagę liczebną za jedyny czynnik decydujący o zwycięstwie lub przegranej. Nie musisz być silny, żeby mieć swoje miejsce w świecie. Jeśli jednak jesteś bezużyteczny, a swoim istnieniem krzywdzisz poczciwych obywateli, nie masz żadnego innego wyboru, niż bycie silnym. Jeśli pomimo swojej bezużyteczności i szkodliwości decydujesz się pozostać słabym, albo - co gorsze - niesłusznie uważasz się za silnego... giniesz - to mówiąc, błękitnowłosy podszedł niepowstrzymany do leżącego faceta, po czym z rozmachem kopnął go prosto w brzuch, wydostając na zewnątrz jeszcze większą ilość krwi. Wymierzył mu jeszcze dwa kopniaki, zanim towarzysze pokonanego zaczęli się cofać, pozbawieni pewności siebie oraz "inteligencji".
-Nie masz bladego pojęcia, o czym mówisz! - ryknął nagle czarnowłosy. Muzyk nie spodziewał się reakcji, a na pewno nie aż tak szybkiej. Uważał Kurokawę za kolejnego "głupca", który potrafił tylko gadać, ale bał się podjąć jakiekolwiek działania. Przeliczył się. W momencie, w którym usłyszał krzyk, zdążył tylko odwrócić głowę w jego stronę. Wtedy właśnie prawy prosty szatyna wbił się prosto w policzek drugiego Madnessa, a że zajęty kopaniem Aigan nie mógł zachować równowagi, szybko stracił kontakt z podłożem. Zanim jeszcze poczuł jakikolwiek ból w szczęce, patrzył już prosto w pociemniałe niebo. Patrzył tak przez kilka sekund, zanim runął, jak długi na asfalt.
-Szybko! Zabierajcie go i wiejcie! Nie zgrywać bohaterów! Nie macie z nim żadnych szans! - wydał szybko polecenia panikującym członkom "gangu", ostrożnie stawiając na nogi ich rannego towarzysza. Nie pozwolił nikomu na zadawanie pytań, czy zastanawianie się. Gdy widział, że musiał, samodzielnie popychał zbirów, by przyspieszyć "ewakuację". Nie mógł uwierzyć w to, że bronił takiego samego rodzaju osób, jakiego kiedyś nienawidził najbardziej na świecie. Gdy tylko pędzący mężczyźni się oddalili, gimnazjalista natychmiast zdjął powłokę duchową, spoglądając na leżącego kompana. Uśmiechnął się gorzko, gdy uświadomił sobie, że prawdopodobnie on sam również nie miał zbyt wielkich szans na wygraną. Wszystko wskazywało bowiem na to, że bardziej bolała go pięść, którą uderzył muzyka, niż obita twarz samego motocyklisty.
-Aigan-kun... muszę zadać ci to pytanie. Czy jesteś Połykaczem Grzechów? - odezwał się jeszcze szatyn, którego zielone oczy z powrotem zmieniły się w oczy Pierwszego Króla. Błękitnowłosy prychnął arogancko, gdy tylko to usłyszał. Podniósłszy się z asfaltu, otrzepał z kurzu swoje ubranie, po czym spojrzał z politowaniem na młodego Kurokawę.
-Masz czelność zwracać się do mnie "-kun", chociaż wystąpiłeś przeciwko mnie? Chyba naprawdę myliłem się co do ciebie... - skomentował zawiedziony. -Pytasz, czy trzymam się z Bachirem i spółką? Nie. Ale jeśli masz na myśli rośnięcie w siłę dzięki cudzym duszom... to też nie. Co? Uznajesz mnie za jednego z nich tylko dlatego, że chciałem zabić tych wymoczków? Nie rób się śmieszny... Jeśli wydaje ci się, że tylko ta zgraja pokrzywdzonych przez los "bojowników o wolność" ma jaja, żeby odebrać komuś życie... to bardzo się mylisz - wypowiedział się bez szacunku na temat rdzennych Kantyjczyków i ludzi z nimi przystających. -Przegrali wojnę, słyszałem już o tym. Po tym wszystkim, co opowiadali na prawo i lewo zdecydowali się raz jeszcze wpełznąć pod czyjś but. Ciekawe, czy im tam wygodnie... Jak sądzisz? - kolejny raz Naito poczuł bolesne ukłucie w swoim sercu. Nie spodziewał się, że motocyklista patrzył na sprawę w taki sposób.
-Mylisz się! Nikt nie przegrał. Wojna została zatrzymana. Byłem przy tym. Obecnie panuje pokój i wszyscy są z tego powodu zadowoleni. Nie ma przegranych... - próbował mu wszystko wytłumaczyć. Przekonać go. Bezskutecznie. Nie umiał kontrolować swoich Przeklętych Oczu. Wcześniej użył ich tylko dwa razy - w obu sytuacjach przypadkowo. W związku z tym nie mógł zajrzeć do serca ani do duszy stojącego przed nim gitarzysty. Nie mógł się z nim porozumieć bez tej mocy... ponieważ nie znał go wystarczająco dobrze. Ten brak wiedzy na jego temat sprawił, że czarnowłosy skończył w sytuacji bez wyjścia, będąc świadkiem śmierci i pobicia niewinnych ludzi.
-Nie? Chcieli sprawiedliwości i rekompensaty ze strony swoich wrogów. Zamiast tego zostali rozbici. Honorowo ponieśli porażkę, ale zamiast równie honorowo zginąć, pozwolili się dodatkowo poniżyć. Tak bardzo bali się zamienić swoich słów w czyny, że przyjęli "pomocną dłoń" od spoglądającego na nich z góry Króla. Pozwolili sobie założyć smycz przez patrzących w ich stronę z politowaniem lordów i paniczyków. Gdzie tu widzisz zwycięstwo Połykaczy Grzechów? Nie... Gdzie widzisz zwycięstwo Kantyjczyków? Nigdzie... bo Kantyjczyków już nie ma. Kiedy przyjęli warunki wielce łaskawego "królika", odrzucili swoją dumę i to, kim byli. Nie porównuj mnie z nimi. Nie jestem człowiekiem, który z jakiegokolwiek powodu porzuciłby swoje marzenia, przekonania i styl życia. Życie może pluć mi w twarz, ale zamiast paść na kolana, zapytam je: "Czy to wszystko, na co cię stać?". Nie rozumiesz mnie... Kurokawa - błękitnowłosy pierwszy raz zwrócił się do trzecioklasisty po nazwisku, co zdawało się kompletnie rozstawiać ich po przeciwnych stronach barykady. "Krzyżooki" mógł tylko słuchać jego słów, zaciskając w bezsilności zęby. -Nie zrozum mnie źle. Podziwiałem Bachira. Był moim wzorem do naśladowania od dnia, w którym o nim usłyszałem. I co teraz? Mój idol stał się kimś gorszym ode mnie... Jak mam się teraz czuć, co? Jedyne, co mogę zrobić, by uczcić jego pamięć, to nie popełnić jego błędów. Właśnie dlatego nie możesz liczyć na to, że będę się powstrzymywał... - właśnie wtedy dezaktywował swoją powłokę duchową. Nie powiedział już nic więcej. Pomimo schowanych w kieszeniach dłoniach, przygotowywał się już do walki, chociaż dziedzic Pierwszego nie był w stanie tego dostrzec. Nie widział energii duchowej, która zbierała się we wnętrzu jego niedawnego towarzysza - wokół jego strun głosowych.
-Nic nie rozumiesz, Aigan-kun... Bachir-san podjął najlepszą możliwą decyzję. Ocalił tylu ludzi, ilu tylko był w stanie. Trzymał się na nogach do momentu, w którym upewnił się, że nikt nie wyrządzi krzywdy jego towarzyszom. Nie pozwolę ci go obrażać... tak samo, jak nie pozwolę ci nikogo zabić, kiedy ja jestem w pobliżu! - sprawa została przypieczętowana wraz z ostatnim zdaniem szatyna. Wtedy właśnie Kurokawa skupił swoją energię duchową w prawej stopie i prawej pięści. Wybił się natychmiast, z dużą prędkością skracając dystans pomiędzy nim, a przeciwnikiem. Wtedy jednak wyszło na jaw to, do czego przygotowywał się grajek.
Głośny, przeciągły ryk wydobył się z otwartych ust błękitnowłosego. Był to jednocześnie ryk tak subtelny i jednostajny, że na swój sposób przypominał śpiew. Wraz z krzykiem, w kierunku szarżującego gimnazjalisty wystrzeliły również... fale dźwiękowe. Zmaterializowane, koliste fale dźwiękowe, rozchodzące się od najmniejszej, do największej, niczym kręgi na zmąconej tafli wody. Świdrujący odgłos dostał się do uszu szatyna z taką mocą, że ten w jednej chwili zachwiał się, minimalnie tracąc równowagę. Jednocześnie potęga głosu gitarzysty uderzyła w ciało chłopaka, niczym gwałtowny podmuch wiatru. Drganie, które poczuł Naito w chwili zetknięcia się z widzialną formą dźwięku rozchodziło się po jego wszystkich kościach... gdy on sam został wyrzucony do tyłu. Na szczęście... lub nieszczęście trzecioklasista zatrzymał się na jednym z dwóch samochodów należących do członków "gangu". Grzmotnąwszy plecami o lewe przednie drzwi pojazdu, nastolatek rozbił jego szybę. Tępy ból przeszedł wzdłuż całego kręgosłupa dziedzica Pierwszego Króla, jednak cudem nie doznał on żadnych poważnych obrażeń.
-Co to było? Emisja? Wyglądało całkowicie inaczej. Jego krzyk był tak głośny, że na chwilę uszkodził moje ucho wewnętrzne, przez co straciłem równowagę. Gdyby nie to, pewnie dałbym radę powstrzymać upadek. Bardziej martwi mnie fakt, że w ogóle nie zauważyłem momentu, kiedy zaczął przygotowywać atak. Cholera... - przeanalizował szybko posiadacz Przeklętych Oczu, wzmacniając tym samym swoją koncentrację.
-Co? Pewnie myślisz, że to emisja, hm? - rzucił drwiącym głosem Aigan. Czytał z odpartego trzecioklasisty, jak z otwartej księgi. -Niestety pudło! Domyślam się, że ktoś na twoim poziomie nie wie nawet o czymś takim, jak "synteza", co? - zadał retoryczne pytanie, uśmiechając się szyderczo. Trudno było pojąć, do jakiego stopnia zmieniły się relacje między nastolatkami w ciągu zaledwie kilkunastu minut. Sprawy układały się coraz gorzej.
-Próbujesz mnie sprowokować? Zamącić mi w głowie? Chyba jestem niewłaściwą osobą, by praktykować na niej takie sztuczki. Twoja definicja "dumy" mnie nie obowiązuje. Nie ukrywam, że nie wiem, o czym mówisz, chociaż być może się domyślam. Nie zmienia to jednak faktu, że przebiję się przez twoją syntezę... - odpowiedział spokojnie młody Kurokawa, podnosząc się na równe nogi i otrzepując z wyimaginowanego kurzu.
-"Przebijesz"? Zabawny jesteś... - wycedził przez zęby motocyklista, jednak jego oponent nie marnował już czasu na słuchanie zaczepek. "Krzyżooki" momentalnie zmienił strategię. Tym razem skupił moc duchową w obydwu nogach, jednak celem zwiększenia ogólnej prędkości, by móc w ten sposób uniknąć ewentualnego kontrataku. Kiedy bowiem wybijał się w jednym kierunku, zmiana drogi wykonywania ruchu była zbyt trudna - tym bardziej, jeśli komuś zależało na czasie. Dodatkowo szatyn przyjął, że stosowanie kilkunastu słabszych ataków w różne miejsca na ciele wroga, czy w ogóle tworzenie kombinacji coraz mocniejszych ciosów okazałoby się nieefektowne. Z tego właśnie względu przygotował on swoją atutową technikę. Otaczająca jego prawą pięść niemal do łokcia poświata wyjątkowo wyraźnej, prawie nieprzezroczystej energii powoli wirowała wokół kończyny, jednocześnie wsiąkając w nią, co powodowało wzmocnienie. Podobna porcja mocy została wykorzystana do ciasnego owinięcia kości ramienia, co zabezpieczyło je przed złamaniem. Gdy wszystkie te czynności zostały wykonane - a nie zajęło to dłużej, niż pięć sekund - Naito ze zwiększoną prędkością ruszył w stronę oponenta.
-Rengoku Taihou! - ryknął, dodając sobie animuszu i ducha walki, a jednocześnie celując pięścią prosto w brzuch wroga. Ku jego zaskoczeniu, grajek postanowił osłonić się... gitarą. Gdy więc technika trafiła na powierzchnię instrumentu, cała potęga ciosu została z pomocą emisji ciśnięta właśnie w niego. Impet, z jakim to nastąpiło, odsunął - nie odrzucił - Aigana na odległość dobrych czterech metrów, zmuszając go jednocześnie do ugięcia kolan. Błękitne włosy zamaskowały wyraz twarzy gitarzysty, z którego sprzętu przez kilka chwil unosiła się niewielka otoczka połyskujących drobin. Gdy jednak ta całkowicie zniknęła, okazało się... że gitara nie została nawet zadrapana przez atutową technikę Kurokawy. Motocyklista zaśmiał się pod nosem, nie spodziewając się jakiegokolwiek innego efektu.
-Pewnie zauważyłeś już, że to maleństwo nie jest zwykłą gitarą, co? - zagadnął swojego przeciwnika grajek, uśmiechając się z satysfakcją na widok zszokowanej twarzy gimnazjalisty. -Kiedy byłem w Morriden, kazałem ją przebudować. Nie składa się już z drewna, plastiku, czy metalu... ale to czarne coś chyba miałeś okazję widzieć, hm? - faktycznie. Pierwsze skojarzenia "krzyżookiego" odnośnie ciemnego, połyskującego materiału okazały się być słuszne. To jednak w żaden sposób nie ułatwiało mu zadania. -Podobnie zresztą było z moim motorem. Kiedy rozbiłem się na drodze i umarłem, naprawiono go właśnie w Morriden. Częściami z Morriden. Właśnie z tego powodu bez powłoki duchowej ani moja mała, ani moja druga piękność nie są widoczne dla ludzkiego oka. Wydaje mi się, że rozumiesz już, co to oznacza, no nie? - szatyn rozumiał, ale to tylko komplikowało sprawę. Musiał szybko wymyślić strategię, która pozwoliłaby mu pokonać przeciwnika... ale z drugiej strony wcale nie chciał z nim walczyć. Gdy usłyszał w nocy historię motocyklisty, ten zaskarbił sobie jego sympatię. Czarnowłosy wczuł się w sytuację chłopaka do tego stopnia, że nawet w tym momencie chciał tylko i wyłącznie dojść z nim do jakiegoś porozumienia.
-Ta gitara... to twoja broń, prawda? - zapytał, a raczej stwierdził posiadacz Przeklętych Oczu, próbując chociaż odrobinę zyskać na czasie. Miał nadzieję wymyślić jakiś plan, który pozwoliłby mu zakończyć walkę bez wyrządzania krzywdy oponentowi... ale z drugiej strony czuł, że nawet próba zabicia go mogłaby się zakończyć całkowitym fiaskiem.
-I tak... i nie. Dźwięk to moja broń. Moja synteza jest moją bronią... i moją największą dumą. Wiesz co? To całkiem zabawne, kiedy możesz samodzielnie tworzyć coś z niczego. Fale dźwiękowe wyglądają tak, jak JA je sobie wyobrażam. Każdy pojedynczy decybel ma taką formę, jaką JA mu nadam. Nie sądzisz, że to wspaniałe? Zresztą nie odpowiadaj! Co ty możesz o tym wiedzieć? Ty, który w ogóle nie potrafisz zrobić czegoś takiego? Madness, który opiera się tylko na podstawowych sposobach wykorzystania energii nigdy nie będzie tak silny, jak ten, który w walce używa syntezy, a ja... z chęcią pokażę ci, dlaczego tak jest - pewność siebie mogła zgubić wojownika potencjalnie silniejszego od swojego oponenta... lecz w tym wypadku nic nie wskazywało na taki rozwój wydarzeń. Potencjał bojowy motocyklisty był bowiem o wiele wyższy, niż obywatela Akashimy. Drugie ogniwo tego pierwszego było wykorzystywane w 51%.
Naprawdę rozległa poświata mocy duchowej pochłonęła czarno-czerwoną gitarę błękitnowłosego, który palcami lewej dłoni objął gryf instrumentu, a prawą ręką zamachnął się powoli, gotowy do wykonania wymachu. Mięśnie nóg Kurokawy napięły się w wyniku stresu. Nawet ktoś taki, jak on, kto zwykle całkowicie ignorował poziom swojego oponenta, czuł w tamtym momencie narastające zagrożenie ze strony owego. Muzyk wyszczerzył kły, pozwalając włosom na zasłonięcie jego oczu. Prawe ramię motocyklisty ruszyło w dół, niczym ostrze gilotyny, momentalnie przejeżdżając po wszystkich siedmiu strunach gitary. Niesamowicie wysoki, ciągnący się przez kilkanaście sekund dźwięk wydobył się z instrumentu, wypuszczając absurdalnie gęstą i grubą falę dźwiękową, która przypominała nawet falę uderzeniową. Wprawiający w drganie nawet powietrze odgłos zdawał się wwiercać w czaszkę czarnowłosego nastolatka, a ogromna fala dźwiękowa ruszyła w jego kierunku. Jej niszczycielska moc dosłownie orała beton i asfalt, niczym kawałek styropianu, drążąc w podłożu szeroki szlak. Dziedzic Pierwszego Króla z trudem wykonał unik, rzucając się na lewą stronę, podczas gdy zmaterializowany dźwięk uderzył centralnie w samochód o wybitej szybie. W pierwszym momencie, przez ułamek sekundy, na powierzchni auta pojawiło się głębokie, okrągłe wgniecenie, przypominające krater, lecz już w następnej hyundai został ciśnięty w tył i oderwany od ziemi. Gubiąc części, samochód obracał się w powietrzu, niczym świder, przelatując dobre kilkanaście metrów i uderzając w najbliższą latarnię, tym samym ją zaginając.
-I jak ci się to podoba, co? Poddajesz się? Widzisz już, jak niewiele znaczysz w porównaniu do mnie? Przejdziesz wreszcie na "ciemną stronę mocy", Luke? Twój ojciec czeka na ciebie... - przepełniony samouwielbieniem Aigan na kilka chwil stracił powagę, naciskając na klęczącego szatyna całą swoją mocą perswazji. -Szlag! Nie mów, że ogłuchłeś? A ja strzępię jęzor... Spokojnie, to zaraz przejdzie - rzucił do niego szyderczo. Pod wpływem wysokiej częstotliwości dźwięku, Kurokawa nie tylko nie mógł utrzymać się w pozycji wyprostowanej, lecz również czuł dwie strugi krwi, wydobywające się z jego nozdrzy.
-Niesamowite. Z całą pewnością jest ode mnie silniejszy. Jego gitara jest niesamowicie twarda. Moje Rengoku Taihou w ogóle na nią nie działa, a jeśli zaatakuję inny punkt, on po prostu się nią osłoni. W dodatku może atakować również z daleka. Moja jedyna szansa to atak kompleksowy. Gdyby udało mi się uderzyć w obszar większy, niż powierzchnia gitary, mógłbym mieć szanse na zwycięstwo, ale... jeśli chociaż raz trafi mnie bezpośrednio takim atakiem, jak przed chwilą, zginę na miejscu - dysząc ciężko, Naito jak najspokojniej szukał jakichkolwiek ścieżek prowadzących do jego wygranej. Nie spodziewał się tego, że przed swoim powrotem do Morriden zostanie zmuszony do stoczenia tak ciężkiego pojedynku. Na dodatek wszystko wskazywało na to... że nie mógł zwyciężyć Aigana.
-Chciałem... - potwierdził młodszy z Madnessów. -...i nadal chcę - dokończył zaraz, bacznie obserwując muzyka. -Nie mogę jednak pozwolić na to, żebyś zabił tylu ludzi z tak błahego powodu. Okradli cię, upili... Rozumiem to. Ale właśnie dlatego chcesz ich wszystkich zamordować? Już jednego pozbawiłeś życia. Pozostałym nie zrobisz krzywdy... - oświadczył twardo i nieustępliwie, przygotowany do ewentualnej walki z niedawno zapoznanym nastolatkiem.
-Dlaczego to robisz? Dlaczego koniecznie musisz stawać po ich stronie? Przecież wiesz, że nie ustąpię! Aż tak bardzo chcesz walczyć? Tylko po to, żeby obronić bandę szkodników? Spójrz na nich, do diabła! Jeśli puścisz ich wolno, po prostu wrócą do kradzieży, rozbojów i niszczenia mienia. Po chuj komu tacy ludzie? Nie są warci więcej, niż ziemia, po której stąpają tacy, jak my! Nie dam sobie pluć w twarz... - sytuacja wydawała się beznadziejna. Z każdym wypowiedzianym słowem motocyklista jeszcze bardziej utwierdzał się w swoim przekonaniu. Trzecioklasista nie był pewny, jak powinien się zachować. Wcześniej nie znał Aigana z takiej strony, więc nie mógł też bazować na swoim doświadczeniu.
-Właśnie dlatego, że są inni, niż my, nie ruszysz żadnego z nich! Nie jestem tylko Madnessem. Jestem członkiem Gwardii. Bronię takich, jak oni przed Spaczonymi, którzy dybią na ich dusze. Jeśli ty również spróbujesz odebrać im życia, potraktuję cię tak, jak Spaczonego... - po tym zamilkł. Gdy ujrzał grymas na twarzy swojego rozmówcy, zaczął się zastanawiać, czy nie powiedział przypadkiem o parę słów za dużo. Nie rozumiał, dlaczego grajek zachowywał się w taki sposób. Nie znał całej jego historii, więc mógł tylko zgadywać, skąd wzięła się u niego taka brutalność i gwałtowność.
-Tak mówisz? - szepnął tylko posiadacz choppera. -Hej, kupy gówna! Macie wybór. Albo uciekniecie z podkulonymi ogonami, jak małe dzieci, albo was wszystkich wytłukę. To jak będzie, maleństwa? - powiedział to specjalnie. Celowo sprowokował drabów do walki, trzymając się usłyszanych wcześniej słów Kurokawy. Znał ten typ ludzi. Wiedział, że rozjuszeni ćwierćinteligenci nie ustąpią. Dlatego właśnie twarz gitarzysty rozjaśnił uśmiech, gdy tylko jeden z mężczyzn rzucił się na niego z pięściami. Muzyk zadziałał natychmiastowo, w "samoobronie". Zamiast jednak standardowo odeprzeć atak, obrał sobie za punkt honoru, by upokorzyć i poniżyć przeciwników, jednocześnie wywyższając samego siebie i swoje umiejętności walki.
Trzecioklasista nie miał czasu na reakcję. Nie spodziewał się bowiem takiego zagrania. Mógł tylko z zaskoczeniem dostrzec, jak chwilę przed wykonaniem kontrataku, Aigan rzuca w jego stronę hardym, drwiącym spojrzeniem. Już w następnej chwili motocyklista schował ręce do kieszeni, po czym swobodnie i z gracją zakręcił biodrami, zataczając nimi okrąg w powietrzu. Zawieszona na jego szyi gitara gwałtownie zawirowała, niczym śmigło wiatraka, dosłownie zmiatając nacierającego mężczyznę. Korpus czarno-czerwonego instrumentu wbił się w twarz zadającego cios draba, powalając go na asfalt. Turlający się, zamroczony facet zatrzymał się dopiero na "leżącym policjancie". Z rozerwanych warg ciekła krew. Wraz ze szkarłatnym strumieniem, z wnętrza ust mężczyzny wypłynęły również dwa wybite zęby. Tak potężne okazało się być uderzenie gitarą, choć jej właściciel wciąż miał na sobie powłokę duchową. Co ciekawe, przedmiot nie doznał nawet najmniejszego wgniecenia. Był tylko nieco pobrudzony posoką znokautowanego, skomlącego na ziemi przeciwnika.
-Widzisz? Wybrali śmierć. To jest właśnie podstawowy błąd tych, na których życiu nikomu nie zależy. Nie tylko są zakałami społeczeństwa. Są również najzwyklejszymi w świecie półgłówkami. Nie umieją ocenić różnicy w sile, a jedyny rodzaj wykorzystywanej przez nich inteligencji, to tak zwana "inteligencja zbiorowa". Dopóki banda zaplutych głupców jest jeszcze bandą, uważa się za panów świata. Gdyby było ich tu piętnastu, pewnie bezmyślnie rzuciliby się na mnie całą kupą, uznając przewagę liczebną za jedyny czynnik decydujący o zwycięstwie lub przegranej. Nie musisz być silny, żeby mieć swoje miejsce w świecie. Jeśli jednak jesteś bezużyteczny, a swoim istnieniem krzywdzisz poczciwych obywateli, nie masz żadnego innego wyboru, niż bycie silnym. Jeśli pomimo swojej bezużyteczności i szkodliwości decydujesz się pozostać słabym, albo - co gorsze - niesłusznie uważasz się za silnego... giniesz - to mówiąc, błękitnowłosy podszedł niepowstrzymany do leżącego faceta, po czym z rozmachem kopnął go prosto w brzuch, wydostając na zewnątrz jeszcze większą ilość krwi. Wymierzył mu jeszcze dwa kopniaki, zanim towarzysze pokonanego zaczęli się cofać, pozbawieni pewności siebie oraz "inteligencji".
-Nie masz bladego pojęcia, o czym mówisz! - ryknął nagle czarnowłosy. Muzyk nie spodziewał się reakcji, a na pewno nie aż tak szybkiej. Uważał Kurokawę za kolejnego "głupca", który potrafił tylko gadać, ale bał się podjąć jakiekolwiek działania. Przeliczył się. W momencie, w którym usłyszał krzyk, zdążył tylko odwrócić głowę w jego stronę. Wtedy właśnie prawy prosty szatyna wbił się prosto w policzek drugiego Madnessa, a że zajęty kopaniem Aigan nie mógł zachować równowagi, szybko stracił kontakt z podłożem. Zanim jeszcze poczuł jakikolwiek ból w szczęce, patrzył już prosto w pociemniałe niebo. Patrzył tak przez kilka sekund, zanim runął, jak długi na asfalt.
-Szybko! Zabierajcie go i wiejcie! Nie zgrywać bohaterów! Nie macie z nim żadnych szans! - wydał szybko polecenia panikującym członkom "gangu", ostrożnie stawiając na nogi ich rannego towarzysza. Nie pozwolił nikomu na zadawanie pytań, czy zastanawianie się. Gdy widział, że musiał, samodzielnie popychał zbirów, by przyspieszyć "ewakuację". Nie mógł uwierzyć w to, że bronił takiego samego rodzaju osób, jakiego kiedyś nienawidził najbardziej na świecie. Gdy tylko pędzący mężczyźni się oddalili, gimnazjalista natychmiast zdjął powłokę duchową, spoglądając na leżącego kompana. Uśmiechnął się gorzko, gdy uświadomił sobie, że prawdopodobnie on sam również nie miał zbyt wielkich szans na wygraną. Wszystko wskazywało bowiem na to, że bardziej bolała go pięść, którą uderzył muzyka, niż obita twarz samego motocyklisty.
-Aigan-kun... muszę zadać ci to pytanie. Czy jesteś Połykaczem Grzechów? - odezwał się jeszcze szatyn, którego zielone oczy z powrotem zmieniły się w oczy Pierwszego Króla. Błękitnowłosy prychnął arogancko, gdy tylko to usłyszał. Podniósłszy się z asfaltu, otrzepał z kurzu swoje ubranie, po czym spojrzał z politowaniem na młodego Kurokawę.
-Masz czelność zwracać się do mnie "-kun", chociaż wystąpiłeś przeciwko mnie? Chyba naprawdę myliłem się co do ciebie... - skomentował zawiedziony. -Pytasz, czy trzymam się z Bachirem i spółką? Nie. Ale jeśli masz na myśli rośnięcie w siłę dzięki cudzym duszom... to też nie. Co? Uznajesz mnie za jednego z nich tylko dlatego, że chciałem zabić tych wymoczków? Nie rób się śmieszny... Jeśli wydaje ci się, że tylko ta zgraja pokrzywdzonych przez los "bojowników o wolność" ma jaja, żeby odebrać komuś życie... to bardzo się mylisz - wypowiedział się bez szacunku na temat rdzennych Kantyjczyków i ludzi z nimi przystających. -Przegrali wojnę, słyszałem już o tym. Po tym wszystkim, co opowiadali na prawo i lewo zdecydowali się raz jeszcze wpełznąć pod czyjś but. Ciekawe, czy im tam wygodnie... Jak sądzisz? - kolejny raz Naito poczuł bolesne ukłucie w swoim sercu. Nie spodziewał się, że motocyklista patrzył na sprawę w taki sposób.
-Mylisz się! Nikt nie przegrał. Wojna została zatrzymana. Byłem przy tym. Obecnie panuje pokój i wszyscy są z tego powodu zadowoleni. Nie ma przegranych... - próbował mu wszystko wytłumaczyć. Przekonać go. Bezskutecznie. Nie umiał kontrolować swoich Przeklętych Oczu. Wcześniej użył ich tylko dwa razy - w obu sytuacjach przypadkowo. W związku z tym nie mógł zajrzeć do serca ani do duszy stojącego przed nim gitarzysty. Nie mógł się z nim porozumieć bez tej mocy... ponieważ nie znał go wystarczająco dobrze. Ten brak wiedzy na jego temat sprawił, że czarnowłosy skończył w sytuacji bez wyjścia, będąc świadkiem śmierci i pobicia niewinnych ludzi.
-Nie? Chcieli sprawiedliwości i rekompensaty ze strony swoich wrogów. Zamiast tego zostali rozbici. Honorowo ponieśli porażkę, ale zamiast równie honorowo zginąć, pozwolili się dodatkowo poniżyć. Tak bardzo bali się zamienić swoich słów w czyny, że przyjęli "pomocną dłoń" od spoglądającego na nich z góry Króla. Pozwolili sobie założyć smycz przez patrzących w ich stronę z politowaniem lordów i paniczyków. Gdzie tu widzisz zwycięstwo Połykaczy Grzechów? Nie... Gdzie widzisz zwycięstwo Kantyjczyków? Nigdzie... bo Kantyjczyków już nie ma. Kiedy przyjęli warunki wielce łaskawego "królika", odrzucili swoją dumę i to, kim byli. Nie porównuj mnie z nimi. Nie jestem człowiekiem, który z jakiegokolwiek powodu porzuciłby swoje marzenia, przekonania i styl życia. Życie może pluć mi w twarz, ale zamiast paść na kolana, zapytam je: "Czy to wszystko, na co cię stać?". Nie rozumiesz mnie... Kurokawa - błękitnowłosy pierwszy raz zwrócił się do trzecioklasisty po nazwisku, co zdawało się kompletnie rozstawiać ich po przeciwnych stronach barykady. "Krzyżooki" mógł tylko słuchać jego słów, zaciskając w bezsilności zęby. -Nie zrozum mnie źle. Podziwiałem Bachira. Był moim wzorem do naśladowania od dnia, w którym o nim usłyszałem. I co teraz? Mój idol stał się kimś gorszym ode mnie... Jak mam się teraz czuć, co? Jedyne, co mogę zrobić, by uczcić jego pamięć, to nie popełnić jego błędów. Właśnie dlatego nie możesz liczyć na to, że będę się powstrzymywał... - właśnie wtedy dezaktywował swoją powłokę duchową. Nie powiedział już nic więcej. Pomimo schowanych w kieszeniach dłoniach, przygotowywał się już do walki, chociaż dziedzic Pierwszego nie był w stanie tego dostrzec. Nie widział energii duchowej, która zbierała się we wnętrzu jego niedawnego towarzysza - wokół jego strun głosowych.
-Nic nie rozumiesz, Aigan-kun... Bachir-san podjął najlepszą możliwą decyzję. Ocalił tylu ludzi, ilu tylko był w stanie. Trzymał się na nogach do momentu, w którym upewnił się, że nikt nie wyrządzi krzywdy jego towarzyszom. Nie pozwolę ci go obrażać... tak samo, jak nie pozwolę ci nikogo zabić, kiedy ja jestem w pobliżu! - sprawa została przypieczętowana wraz z ostatnim zdaniem szatyna. Wtedy właśnie Kurokawa skupił swoją energię duchową w prawej stopie i prawej pięści. Wybił się natychmiast, z dużą prędkością skracając dystans pomiędzy nim, a przeciwnikiem. Wtedy jednak wyszło na jaw to, do czego przygotowywał się grajek.
Głośny, przeciągły ryk wydobył się z otwartych ust błękitnowłosego. Był to jednocześnie ryk tak subtelny i jednostajny, że na swój sposób przypominał śpiew. Wraz z krzykiem, w kierunku szarżującego gimnazjalisty wystrzeliły również... fale dźwiękowe. Zmaterializowane, koliste fale dźwiękowe, rozchodzące się od najmniejszej, do największej, niczym kręgi na zmąconej tafli wody. Świdrujący odgłos dostał się do uszu szatyna z taką mocą, że ten w jednej chwili zachwiał się, minimalnie tracąc równowagę. Jednocześnie potęga głosu gitarzysty uderzyła w ciało chłopaka, niczym gwałtowny podmuch wiatru. Drganie, które poczuł Naito w chwili zetknięcia się z widzialną formą dźwięku rozchodziło się po jego wszystkich kościach... gdy on sam został wyrzucony do tyłu. Na szczęście... lub nieszczęście trzecioklasista zatrzymał się na jednym z dwóch samochodów należących do członków "gangu". Grzmotnąwszy plecami o lewe przednie drzwi pojazdu, nastolatek rozbił jego szybę. Tępy ból przeszedł wzdłuż całego kręgosłupa dziedzica Pierwszego Króla, jednak cudem nie doznał on żadnych poważnych obrażeń.
-Co to było? Emisja? Wyglądało całkowicie inaczej. Jego krzyk był tak głośny, że na chwilę uszkodził moje ucho wewnętrzne, przez co straciłem równowagę. Gdyby nie to, pewnie dałbym radę powstrzymać upadek. Bardziej martwi mnie fakt, że w ogóle nie zauważyłem momentu, kiedy zaczął przygotowywać atak. Cholera... - przeanalizował szybko posiadacz Przeklętych Oczu, wzmacniając tym samym swoją koncentrację.
-Co? Pewnie myślisz, że to emisja, hm? - rzucił drwiącym głosem Aigan. Czytał z odpartego trzecioklasisty, jak z otwartej księgi. -Niestety pudło! Domyślam się, że ktoś na twoim poziomie nie wie nawet o czymś takim, jak "synteza", co? - zadał retoryczne pytanie, uśmiechając się szyderczo. Trudno było pojąć, do jakiego stopnia zmieniły się relacje między nastolatkami w ciągu zaledwie kilkunastu minut. Sprawy układały się coraz gorzej.
-Próbujesz mnie sprowokować? Zamącić mi w głowie? Chyba jestem niewłaściwą osobą, by praktykować na niej takie sztuczki. Twoja definicja "dumy" mnie nie obowiązuje. Nie ukrywam, że nie wiem, o czym mówisz, chociaż być może się domyślam. Nie zmienia to jednak faktu, że przebiję się przez twoją syntezę... - odpowiedział spokojnie młody Kurokawa, podnosząc się na równe nogi i otrzepując z wyimaginowanego kurzu.
-"Przebijesz"? Zabawny jesteś... - wycedził przez zęby motocyklista, jednak jego oponent nie marnował już czasu na słuchanie zaczepek. "Krzyżooki" momentalnie zmienił strategię. Tym razem skupił moc duchową w obydwu nogach, jednak celem zwiększenia ogólnej prędkości, by móc w ten sposób uniknąć ewentualnego kontrataku. Kiedy bowiem wybijał się w jednym kierunku, zmiana drogi wykonywania ruchu była zbyt trudna - tym bardziej, jeśli komuś zależało na czasie. Dodatkowo szatyn przyjął, że stosowanie kilkunastu słabszych ataków w różne miejsca na ciele wroga, czy w ogóle tworzenie kombinacji coraz mocniejszych ciosów okazałoby się nieefektowne. Z tego właśnie względu przygotował on swoją atutową technikę. Otaczająca jego prawą pięść niemal do łokcia poświata wyjątkowo wyraźnej, prawie nieprzezroczystej energii powoli wirowała wokół kończyny, jednocześnie wsiąkając w nią, co powodowało wzmocnienie. Podobna porcja mocy została wykorzystana do ciasnego owinięcia kości ramienia, co zabezpieczyło je przed złamaniem. Gdy wszystkie te czynności zostały wykonane - a nie zajęło to dłużej, niż pięć sekund - Naito ze zwiększoną prędkością ruszył w stronę oponenta.
-Rengoku Taihou! - ryknął, dodając sobie animuszu i ducha walki, a jednocześnie celując pięścią prosto w brzuch wroga. Ku jego zaskoczeniu, grajek postanowił osłonić się... gitarą. Gdy więc technika trafiła na powierzchnię instrumentu, cała potęga ciosu została z pomocą emisji ciśnięta właśnie w niego. Impet, z jakim to nastąpiło, odsunął - nie odrzucił - Aigana na odległość dobrych czterech metrów, zmuszając go jednocześnie do ugięcia kolan. Błękitne włosy zamaskowały wyraz twarzy gitarzysty, z którego sprzętu przez kilka chwil unosiła się niewielka otoczka połyskujących drobin. Gdy jednak ta całkowicie zniknęła, okazało się... że gitara nie została nawet zadrapana przez atutową technikę Kurokawy. Motocyklista zaśmiał się pod nosem, nie spodziewając się jakiegokolwiek innego efektu.
-Pewnie zauważyłeś już, że to maleństwo nie jest zwykłą gitarą, co? - zagadnął swojego przeciwnika grajek, uśmiechając się z satysfakcją na widok zszokowanej twarzy gimnazjalisty. -Kiedy byłem w Morriden, kazałem ją przebudować. Nie składa się już z drewna, plastiku, czy metalu... ale to czarne coś chyba miałeś okazję widzieć, hm? - faktycznie. Pierwsze skojarzenia "krzyżookiego" odnośnie ciemnego, połyskującego materiału okazały się być słuszne. To jednak w żaden sposób nie ułatwiało mu zadania. -Podobnie zresztą było z moim motorem. Kiedy rozbiłem się na drodze i umarłem, naprawiono go właśnie w Morriden. Częściami z Morriden. Właśnie z tego powodu bez powłoki duchowej ani moja mała, ani moja druga piękność nie są widoczne dla ludzkiego oka. Wydaje mi się, że rozumiesz już, co to oznacza, no nie? - szatyn rozumiał, ale to tylko komplikowało sprawę. Musiał szybko wymyślić strategię, która pozwoliłaby mu pokonać przeciwnika... ale z drugiej strony wcale nie chciał z nim walczyć. Gdy usłyszał w nocy historię motocyklisty, ten zaskarbił sobie jego sympatię. Czarnowłosy wczuł się w sytuację chłopaka do tego stopnia, że nawet w tym momencie chciał tylko i wyłącznie dojść z nim do jakiegoś porozumienia.
-Ta gitara... to twoja broń, prawda? - zapytał, a raczej stwierdził posiadacz Przeklętych Oczu, próbując chociaż odrobinę zyskać na czasie. Miał nadzieję wymyślić jakiś plan, który pozwoliłby mu zakończyć walkę bez wyrządzania krzywdy oponentowi... ale z drugiej strony czuł, że nawet próba zabicia go mogłaby się zakończyć całkowitym fiaskiem.
-I tak... i nie. Dźwięk to moja broń. Moja synteza jest moją bronią... i moją największą dumą. Wiesz co? To całkiem zabawne, kiedy możesz samodzielnie tworzyć coś z niczego. Fale dźwiękowe wyglądają tak, jak JA je sobie wyobrażam. Każdy pojedynczy decybel ma taką formę, jaką JA mu nadam. Nie sądzisz, że to wspaniałe? Zresztą nie odpowiadaj! Co ty możesz o tym wiedzieć? Ty, który w ogóle nie potrafisz zrobić czegoś takiego? Madness, który opiera się tylko na podstawowych sposobach wykorzystania energii nigdy nie będzie tak silny, jak ten, który w walce używa syntezy, a ja... z chęcią pokażę ci, dlaczego tak jest - pewność siebie mogła zgubić wojownika potencjalnie silniejszego od swojego oponenta... lecz w tym wypadku nic nie wskazywało na taki rozwój wydarzeń. Potencjał bojowy motocyklisty był bowiem o wiele wyższy, niż obywatela Akashimy. Drugie ogniwo tego pierwszego było wykorzystywane w 51%.
Naprawdę rozległa poświata mocy duchowej pochłonęła czarno-czerwoną gitarę błękitnowłosego, który palcami lewej dłoni objął gryf instrumentu, a prawą ręką zamachnął się powoli, gotowy do wykonania wymachu. Mięśnie nóg Kurokawy napięły się w wyniku stresu. Nawet ktoś taki, jak on, kto zwykle całkowicie ignorował poziom swojego oponenta, czuł w tamtym momencie narastające zagrożenie ze strony owego. Muzyk wyszczerzył kły, pozwalając włosom na zasłonięcie jego oczu. Prawe ramię motocyklisty ruszyło w dół, niczym ostrze gilotyny, momentalnie przejeżdżając po wszystkich siedmiu strunach gitary. Niesamowicie wysoki, ciągnący się przez kilkanaście sekund dźwięk wydobył się z instrumentu, wypuszczając absurdalnie gęstą i grubą falę dźwiękową, która przypominała nawet falę uderzeniową. Wprawiający w drganie nawet powietrze odgłos zdawał się wwiercać w czaszkę czarnowłosego nastolatka, a ogromna fala dźwiękowa ruszyła w jego kierunku. Jej niszczycielska moc dosłownie orała beton i asfalt, niczym kawałek styropianu, drążąc w podłożu szeroki szlak. Dziedzic Pierwszego Króla z trudem wykonał unik, rzucając się na lewą stronę, podczas gdy zmaterializowany dźwięk uderzył centralnie w samochód o wybitej szybie. W pierwszym momencie, przez ułamek sekundy, na powierzchni auta pojawiło się głębokie, okrągłe wgniecenie, przypominające krater, lecz już w następnej hyundai został ciśnięty w tył i oderwany od ziemi. Gubiąc części, samochód obracał się w powietrzu, niczym świder, przelatując dobre kilkanaście metrów i uderzając w najbliższą latarnię, tym samym ją zaginając.
-I jak ci się to podoba, co? Poddajesz się? Widzisz już, jak niewiele znaczysz w porównaniu do mnie? Przejdziesz wreszcie na "ciemną stronę mocy", Luke? Twój ojciec czeka na ciebie... - przepełniony samouwielbieniem Aigan na kilka chwil stracił powagę, naciskając na klęczącego szatyna całą swoją mocą perswazji. -Szlag! Nie mów, że ogłuchłeś? A ja strzępię jęzor... Spokojnie, to zaraz przejdzie - rzucił do niego szyderczo. Pod wpływem wysokiej częstotliwości dźwięku, Kurokawa nie tylko nie mógł utrzymać się w pozycji wyprostowanej, lecz również czuł dwie strugi krwi, wydobywające się z jego nozdrzy.
-Niesamowite. Z całą pewnością jest ode mnie silniejszy. Jego gitara jest niesamowicie twarda. Moje Rengoku Taihou w ogóle na nią nie działa, a jeśli zaatakuję inny punkt, on po prostu się nią osłoni. W dodatku może atakować również z daleka. Moja jedyna szansa to atak kompleksowy. Gdyby udało mi się uderzyć w obszar większy, niż powierzchnia gitary, mógłbym mieć szanse na zwycięstwo, ale... jeśli chociaż raz trafi mnie bezpośrednio takim atakiem, jak przed chwilą, zginę na miejscu - dysząc ciężko, Naito jak najspokojniej szukał jakichkolwiek ścieżek prowadzących do jego wygranej. Nie spodziewał się tego, że przed swoim powrotem do Morriden zostanie zmuszony do stoczenia tak ciężkiego pojedynku. Na dodatek wszystko wskazywało na to... że nie mógł zwyciężyć Aigana.
Koniec Rozdziału 121
Następnym razem: Hero of War
Pierwsza walka Madnessów od dłuższego czasu. Bardzo dobrze znów je "czytać". Aż dziw bierze, że z takich luźnych rozdziałów nagle akcja spoważniała do tego stopnia. A tak lubiłem Aigana :(
OdpowiedzUsuńNo trudno, może jeszcze przejdzie na jasną stronę mocy...
Pozdrawiam!
Nie można powiedzieć, że chłopak jest całkiem bez racji, zatem nie da się też określić go jako złą osobę. Również była to jednak dla mnie miła odmiana po całym arcu o Krukach ^^
UsuńTakże pozdrawiam ;)