środa, 16 lipca 2014

Rozdział 125: Z misją w nieznane

ROZDZIAŁ 125

     Obaj nastolatkowie biegli środkiem jednej z ulic miasta, starając się jak najlepiej wmieszać w tłumy ludzi. Z parku, w którym wylądował Naito, wylecieli tak prędko, jak tylko mogli. Rinji nie miał czasu na jakiekolwiek wyjaśnienia ani chociażby na godne powitanie dawno nie widzianego przyjaciela. Szatyn posłusznie pędził za albinosem, choć sam wcale nie rozumiał powagi sytuacji. Abstrahując od tejże, trzecioklasista zupełnie niewskazanie zastanawiał się nad tym, kto mógłby dokonać jego aresztowania i jedynymi osobami, które przychodziły mu do głowy byli Niebiańscy Rycerze. "Krzyżooki" po drodze przyglądał się otaczającym ich budynkom. Poprzednim razem nie miał bowiem czasu na choćby połowiczne zaznajomienie się z architekturą stolicy Morriden. Właściwie nigdy nie był nawet w dzielnicy, przez którą przeprowadzał go zestresowany kosiarz. Zaciekawiony czarnowłosy skręcił jeszcze trzy razy, by wkrótce po tym razem z młodym Okudą zatrzymać się w wąskiej, bocznej alejce. Tam właśnie zmęczeni biegiem nastolatkowie przycupnęli obok siebie pod ścianą.
-Spadasz mi z nieba i od razu zaczynasz robić problemy... - odezwał się jako pierwszy albinos, wywołując tym samym bezsilny uśmiech na bladej twarzy szatyna. Niebieskooki westchnął na ten widok. -Posłuchaj. Jak sądzisz, dlaczego podczas poprzednich podróży Strumieniem lądowałeś zawsze w tym samym miejscu? - podjął po chwili Rinji, poprawiając swoją naciąganą czapkę.
-Właściwie to... nigdy się nad tym nie zastanawiałem. "Wysiadałem" w tym miejscu, bo wszyscy inni, którzy mnie mijali, robili tak samo... - odparł z zakłopotaniem gimnazjalista, drapiąc się z tyłu głowy.
-Okrągły obszar na środku placu centralnego jest przeznaczony do lądowania. TYLKO to miejsce. Zastanów się. Gdyby każdy wysiadał sobie ze Strumienia, gdzie by tylko chciał, mógłby nie tylko przez pomyłkę wyrządzić szkody materialne, ale również samemu sobie zrobić krzywdę. "Lądowisko" stworzono po to, by móc kontrolować podróże do miasta, a także po to, by zapewnić szybką pomoc medyczną dla tych, którzy nabawią się kontuzji podczas upadku. Innymi słowy... właśnie złamałeś prawo - wyjaśnił wyczerpująco białowłosy, wywołując tym samym niepokój u swojego rozmówcy. "Krzyżooki" pogrążył się w zadumie. Szczerze wątpił w to, by ich ucieczka z "miejsca zbrodni" cokolwiek zmieniła. Nie wierzył, że Niebiańscy Rycerze daliby się zmylić taką prostą i pospolitą zagrywką. Zastanawiał się nad możliwością samodzielnego oddania się w ich ręce, by uniknąć ewentualnych konsekwencji. Wszystkie te zaistniałe okoliczności sprawiły, że kamraci nie mogli nawet przywitać się ze sobą tak, jak należało.
-Szlag... - mruknął pod nosem dziedzic Pierwszego Króla. -Ale w takim razie ciebie też będą ścigać za pomoc przestępcy w ucieczce, co nie? - w tym momencie kosiarz sam siebie trzasnął w twarz otwartą dłonią. O tym nawet nie pomyślał.
-No to jesteśmy w dupie. Pierwsza interwencja od dłuższego czasu, a winnym jest oczywiście Okuda... - podsumował gorzko, świadomy problemów, jakie robił członkom swojego rodu. Znów chciał komuś pomóc i znów miał z tego powodu zhańbić najbliższych mu ludzi. Sama myśl o złamaniu prawa zaraz po tym, jak pozostawił swojego brata na pastwę szlachty sprawiała, że chciało mu się płakać - zarówno ze złości, jak i z bezsilności.
-"W dupie" to chyba dość dobre określenie, jeśli o mnie chodzi... - znudzony, spokojny głos dobiegł obu uciekinierów... z góry. Dwaj członkowie Gwardii Madnessów natychmiastowo spojrzeli w tym kierunku, dostrzegając siedzącego na krawędzi dachu budynku młodzieńca. Wysłany za nimi osobnik bez ostrzeżenia odepchnął się od ściany konstrukcji, by już po chwili z gracją wylądować tuż obok siedzących na ziemi nastolatków. 14-letni blondyn o poskręcanych w loki włosach spojrzał na nich swoimi srebrnymi oczami. Ten sam chłopak, przy którego pasie widniał majestatyczny, wykonany z wielkim kunsztem rapier, uratował Kurokawę podczas końcowego stadium wojny. Z tego właśnie powodu Przeklęte Oczy obywatela Akashimy rozszerzyły się ze zdziwieniem.
-To ty... - mógł powiedzieć tylko tyle, gdyż nagle zdał sobie sprawę, że do tej pory nie wiedział, jak nazywał się jego niedawny dobroczyńca i obecny prześladowca. Chłopiec w wiązanej koszuli i skórzanej kamizelce, który swoim sposobem ubierania oraz stylem walki bardzo przypominał francuskiego muszkietera, westchnął z irytacją, widząc nieporadność rozmówcy.
-Christopher Borne - przedstawił się sucho, po czym subtelnym ruchem... wyciągnął swój miecz, przykładając jego ostry czubek do gardła siedzącego "przestępcy". -Obserwowałem was przez ostatnie kilka minut, mając nadzieję, że czymś mnie zaskoczycie, a skończyło się na tym, że wbiegliście do miejsca odkrytego z trzech stron. Aż trudno uwierzyć, że jesteście ode mnie starsi... - mruknął zawiedziony blondyn, dmuchając w górę i odganiając niesforny lok sprzed oka.
-Chwileczkę, Chris-san! - wyrwał się białowłosy... prawie nadziewając się na oręż Rycerza, który z niesamowitą prędkością został skierowany w jego stronę. W srebrnych oczach pojawił się gniew, przywodzący na myśl zdenerwowane na rodziców dziecko. -Christopher-san... Christopher-sama? - szybko poprawił się niebieskooki, pojmując w lot swój wywołany emocjami brak taktu. -Naito nie miał pojęcia o zakazie, naprawdę. Jak dotąd tylko kilka razy poruszał się Strumieniem, a nikt mu nie wspomniał o zasadach! Proszę mu... Nie. Proszę nam darować, osobiście wytłumaczę mu wszystkie zasady rządzące miastem! - błagał Rinji, chcąc za wszelką cenę uniknąć aresztowania. Wiedział, że to tylko przypieczętowałoby los jego zhańbionego i wyśmiewanego przez wszystkich rodu, a na to chłopak po prostu nie mógł pozwolić.
-Ech... - westchnął znowu młody Borne. Najmłodszy z Niebiańskich Rycerzy był wyraźnie zmęczony. -Ty! - zwrócił się do Kurokawy, natychmiastowo zwracając na siebie jego niepewny wzrok. -Masz pewną taryfę ulgową w związku z tym, co zrobiłeś. Poza tym wygląda na to, że Eronis-sama ma na ciebie oko, a na dodatek Mi-chan naprawdę cię lubi, w związku z czym ja za tobą nie przepadam... ale przez wzgląd na to wszystko odpuszczam i tobie, i tej znajdzie - zasłonił się rzeczowymi, dojrzałymi argumentami, lecz jego ostatnie słowo sprowadziło markotny wyraz na twarz białowłosego. Gdyby miał do czynienia ze zwykłą osobą, pewnie uniósłby się gniewem i zaatakował ją... ale zdawał sobie sprawę z dwóch rzeczy. Po pierwsze: nie miał najmniejszych szans z młodszym od niego blondynem, a po drugie: do reszty pogrzebałby wtedy jakiekolwiek zaufanie względem rodu Okuda.
-Hej, pokurczu! Wypierdalaj od tych dwóch, zanim sprowadzę cię do parteru! - rozległ się głos kogoś, kto właśnie stanął przed wejściem do alejki. W mgnieniu oka na czole Chrisa pojawiła się pulsująca od gniewu żyłka, a on sam zacisnął z całej siły zęby. Był potwornie przewrażliwiony na punkcie swojego wzrostu, więc kiedy już ktokolwiek schodził na ten temat, nie potrafił utrzymać nawet pozorów etykiety, kultury i jakiegokolwiek obycia.
-Który brudny wieprz... - cedził przez zęby srebrnooki, lecz zamilkł, gdy ujrzał stojącego z rękami w kieszeniach zastępcę Generała Kawasakiego. W tej jednej chwili zaistniało najbardziej potworne nieporozumienie, jakie tylko był sobie w stanie wyobrazić widzący to wszystko Okuda. Nie wiedząc o "ułaskawieniu" czerwonooki szatyn ruszył powoli w stronę blondyna, roztaczając wokół siebie złowrogą, morderczą wręcz aurę.
-Ten wieprz - mężczyzna z maską lekarską na twarzy bezpruderyjnie wskazał na siebie kciukiem lewej dłoni. Atmosfera zaczęła się robić coraz bardziej napięta. -Masz z tym jakiś problem, dzieciaku? Zabieram tych dwóch ze sobą i robię to TERAZ. Nie będę odbierać ich z celi, więc zbieraj zabawki i wracaj do piaskownicy, bo z mężczyzną się nie pobawisz - nie miał najmniejszych skrupułów, czy zahamowań. Ciągła konieczność przestrzegania zasad, powstrzymywania swojej siły, pomagania ludziom, wypełniania formularzy i "godnego reprezentowania Generała" sprawiała, że wykorzystywał każdą okazję do "bycia sobą". Kiedy zaś jakaś się nadarzyła, "był sobą bardziej", niż zazwyczaj. Niemożność treningu w mieście, spowodowana jego niszczycielską mocą o dużym polu rażenia w połączeniu z brakiem czasu na opuszczenie stolicy czyniła Senshoku jeszcze bardziej rozjuszonym. Nie był on bowiem w stanie róść w siłę z taką prędkością, jak jego "przywódca", który trenować mógł praktycznie w każdym miejscu. Wojownicza natura czarnowłosego bardzo utrudniała życie jakimkolwiek służbom porządkowym.
-Naizo-san, nie! - wykrzyknął prawie pozbawiony nadziei Rinji, podczas gdy Kurokawa wciąż nie mógł uwierzyć w to, że ten człowiek próbował im pomóc. -Christopher-sama zgodził się nas wypuścić, więc proszę nie robić scen! Proszę... - próby pogodzenia Madnessów przerwał mu nagły świst powietrza, który na parę chwil odebrał prawemu uchu kosiarza zdolność do wyłapywania dźwięków. Jak się okazało, rapier wystrzelił do przodu, w potężnym dźgnięciu... wbijając się prosto w głowę byłego podwładnego Bachira. Szczęka niebieskookiego opadła wtedy prawie do samej ziemi, by już za chwilę poczuć ulgę. Cała czaszka Senshoku tuż przed zranieniem "rozpłynęła się" bowiem, tworząc mały obłok fioletowego dymu, unoszący się nad szyją mężczyzny.
-Zabiję cię... - wycedził przez zęby młody Borne z aktywowanym "trybem terminatora".
***
     -Pieprzeni gówniarze. Jebany chinol. Pewnego dnia pozabijam ich wszystkich... - myślał Naizo, idąc jako pierwszy, tuż obok wracającego od zachodniej bramy Naczelnika Gwardii Madnessów. Długie, czarne włosy przypominały pelerynę.
-Uff... Gdyby nie Zhang-sama, to Naizo-san i Christopher-sama roznieśliby kilka ulic... - pomyślał z ulgą Rinji, spoglądając na plecy kroczących przed nim mężczyzn. Po prawej stronie kosiarza kroczył młody Kurokawa, również zadowolony z niespodziewanego zwrotu wydarzeń.
-Całe szczęście, że Tao-san zatrzymał walkę. Wciąż nie mogę uwierzyć, że Naizo został zastępcą Generała. Nigdy nie wybrałbym go na takie stanowisko... - "krzyżooki" miał własne przemyślenia na temat zaistniałej sytuacji, w której prowadzący nieposłusznych podwładnych Chińczyk, narażał ich na subiektywne oceny obserwujących wszystko cywili. Pochód zatrzymał się dopiero w holu siedziby Gwardii Madnessów, po drodze pozwalając obywatelom na dowolną interpretacje niecodziennych widoków i - co było wielce prawdopodobne - na całkowite obsmarowanie nastolatków oraz byłego Połykacza Grzechów. Spięci chłopcy poczuli minimalną ulgę dopiero wtedy, gdy nie czuli już na sobie niczyich spojrzeń ani nie słyszeli cichego podśmiewania się nieznanych im osób. Dźwięk uderzających o białą posadzkę butów zdawał się rozsupływać im języki. Odkąd bowiem całą trójkę "zgarnął" ciemnooki mężczyzna, nikt nie odezwał się ani słowem, czego powodem było zapewne speszenie lub też strach przed możliwą reakcją nowego Naczelnika. Co, jak co, ale akurat ta osoba potrafiła budzić respekt bez niszczenia całej ulicy jednym tupnięciem stopy - w przeciwieństwie do poprzedniego zwierzchnika Gwardii.
-No dobrze. Ufam, że każdy z was zrozumiał już swój błąd, w związku z czym pozwalam wam odejść - odezwał się w końcu Tao. Wtedy właśnie okazało się, że całe upokorzenie, jakiego doznali w drodze na miejsce było częścią jego planu. Zapewne właśnie dlatego nawet Niebiański Rycerz zdecydował się odstąpić, kiedy długowłosy zainterweniował - wiedział, że "zbrodniarzy" czekała kara.
-Ach... Dziękujemy za cenną lekcję, panie Naczelniku! - albinos skłonił się do samego pasa, kiedy Chińczyk odwrócił się do nich plecami. Skorzystał z okazji, by wreszcie okazać szacunek osobie, którą podziwiał całym sobą. Nikt nie miał nawet chęci wspominać o tym, że kosiarz mógłby już robić listy z wypisanymi alfabetycznie imionami swoich idoli.
-Tao-san jest teraz Naczelnikiem?! - wydusił zaskoczony Kurokawa, kiedy Zhang zamknął już drzwi do swojego gabinetu. Senshoku tymczasem nadal milczał, licząc na to, że irytująca go "gówniarzeria" wreszcie przestanie się odzywać. Przeliczył się.
-Tak. Ktoś musiał zapełnić lukę po poprzednim, a jednocześnie musiał to być jeden z Generałów. Zhang-sama został wybrany jednogłośnie - wyjaśnił pokrótce niebieskooki. Naizo wciąż nie odzywał się ani słowem, choć powoli zaczynał tracić cierpliwość.
-No tak, to logiczne... - Naito przyznał rację młodemu Okudzie. Nie wyobrażał sobie Generała Noailles'a jako przywódcy, a Generał Carver, którego chłopak widział zaledwie raz w życiu, zbytnio go przerażał, by w ogóle zaczął o nim myśleć. -Ale w takim razie pojawiła się luka w kadrze generalskiej, prawda? A poza tym ktoś musiał zapełnić miejsce po Giovannim-san'ie... - wtedy właśnie dziedzic Pierwszego Króla doznał nagłego olśnienia. -Nie może być... - wydusił z siebie, dziko obracając się w kierunku czerwonookiego, co przywołało jego żądne krwi spojrzenie.
-Chyba wiem, co masz na myśli, więc może - oświadczył spokojnie Rinji. -Tak, jak Generał stał się Naczelnikiem, zastępca Generała stał się Generałem. Matsu-sama awansował o rangę w górę, a Naizo-san został jego zastępcą... - białowłosy potwierdził przypuszczenia swojego przyjaciela, wzbudzając w nim skrajne emocje. Z jednej strony gimnazjalista ucieszył się z awansu swojego Mentora, lecz z drugiej przerażała go myśl osadzenia użytkownika gazu na pozycji jego zastępcy. Mimo wszystko jednak obywatel Akashimy zdawał sobie sprawę, że ci dwaj byli ze sobą w pewien sposób powiązani, w związku z czym taki rozwój wypadków wydawał się logiczny.
-W takim razie co z brakującym zastępcą? Wygląda na to, że Jean-san nie ma żadnego... - Senshoku gotował się ze złości, podczas gdy nastolatkowie urządzali sobie quiz - na środku holu i tuż obok niego. Gęste, czarne włosy sprawnie ukrywały pulsujące żyłki na skroniach.
-Bo nie ma. Nie miał nawet okazji żadnego wybrać. Od razu po zakończeniu wojny wyruszył w podróż, żeby trenować. Nie znam jednak żadnych szczegółów i zdaje się, że nikt nie wie, kiedy wróci - z perspektywy czerwonookiego była to już przesada.
-Zamknijcie... mordy - wycedził przez maskę lekarską, znienacka chwytając nastolatków za głowy, jakby miał zamiar je zmiażdżyć. Obydwaj młodzieńcy przełknęli ślinę, widząc furię malującą się na jego twarzy. Ewidentnie nie uradował go fakt przerwanej walki, publicznego wyśmiania i podpadnięcia osobie, która dosłownie zmasakrowała go podczas wojny.
-Hai... - pisnęli w tym samym momencie chłopcy. Westchnąwszy głęboko, Naizo pchnął ich agresywnie w kierunku schodów. W takich chwilach żałował, że zgodził się na "zostanie przykładnym obywatelem", czy "godne reprezentowania Generała jako jego zastępca".
-Naprzód, wy kupy gówna! Wszyscy już pewnie czekają! - pogonił ich gniewnie, naprowadzając ich w stronę generalskiego gabinetu, niczym bydło. Kiedy zaś stanęli przed drzwiami, nie miał nawet chęci na bawienie się z klamką. Do środka pomieszczenia dostał się wraz z wyjątkowo silnym kopniakiem, który z hukiem utorował drogę jemu i jego "zdobyczom".
-Witam - rozległ się znajomy głos, gdy Naito i Rinji zostali brutalnie wepchnięci do pokoju. Z jakiegoś powodu tętno pierwszego z chłopaków przyspieszyło, gdy podnosił głowę. W pierwszym momencie zaskoczenie, w drugim szeroki i ciepły uśmiech - te dwie rzeczy kolejno przystroiły twarz szatyna, kiedy dostrzegł siedzącego za biurkiem zielonowłosego. -Dawno się nie widzieliśmy, Naito-kun - również odchylił ku górze kąciki ust najmłodszy z Generałów.
***
     -No cóż... Wygląda na to, że Naczelnikowi należą się podziękowania... - zagadnęła nieśmiało Lilith z trudem dopędzając sadzącego potężne kroki Bruce'a. Mijani przez Wilkołaka ludzie schodzili mu z drogi, śmiertelnie przerażeni, nie próbując nawet go powitać. Mieli rację. Choć bowiem teoretycznie zachcianka Carvera została spełniona, wyglądało to nieco inaczej, niż on to sobie wyobrażał. Z tego właśnie powodu był "odrobinę" rozwścieczony, dziwnym zbiegiem okoliczności nie wypuszczając jednak ze swojego ciała ani grama mocy duchowej, co zwykle miało miejsce, kiedy tracił nad sobą panowanie.
-A niby za co? Nie tak miało być! Powinienem urwać ci łeb? - burknął w stronę okularnicy naburmuszony, niczym małe dziecko, któremu odmówiono kupna wypatrzonej przez nie zabawki. Zielonooka westchnęła ciężko, rozpaczliwie szukając jakiegoś sposobu na dotarcie do swojego przełożonego. Ona sama sądziła bowiem, że mężczyzna powinien się cieszyć. Czarnowłosa nigdy nie pomyślałaby, że ktoś przy zdrowych zmysłach pozwoliłby czerwonookiemu na zatrzymanie Betty. Już sam fakt, że Zhang ustąpił powinien być powodem do radości. Jakiekolwiek postawione przez niego warunki powinny zostać przyjęte bez mrugnięcia okiem... lecz chyba tylko kobieta patrzyła na sprawę w ten sposób.
-Hm... W zasadzie to jedynym sposobem na wybicie mu z głowy "zwierzątka" byłoby stłuczenie go do utraty przytomności. Nie sądzę, by Naczelnik miał wystarczająco dużo siły. Skoro nawet jeden z ośmiu najpotężniejszych Spaczonych się poddał... - doszła do wniosku Lilith, spoglądając w bok. Ze stu metrów, jakie dzieliły ją i Generała od muru, niewiasta była w stanie dostrzec ogromny pysk Betty. Wężowate monstrum sunęło po ziemi poza granicami miasta, symbolicznie towarzysząc swojemu właścicielowi. Rzecz jasna ci, którzy w popłochu pierzchali przed Carverem już po paru sekundach prawie umierali na zawał, dostrzegając monstrualnego pupila Generała. Pełzająca Betty powoli tworzyła ogromny rów wokół murów stolicy.
-Ekhm! Proponuję udać się do pańskiej kwatery. Powinien się pan odprężyć i uspokoić, zanim komuś stanie się poważna krzywda... - zwróciła uwagę swemu zwierzchnikowi, nie żywiąc jednak większych nadziei. Czerwonooki nigdy nie był zbyt ugodowy, nie mówiąc już o sytuacjach, w których targały nim silne emocje.
-Nie mam ochoty na seks... - w tym momencie zawsze spokojna i opanowana okularnica zapłonęła czerwienią, w ciągu sekundy zawstydzona do tego stopnia, że zapragnęła zapaść się pod ziemię. Zielonooka nie próbowała nawet rozejrzeć się dookoła, nie chcąc przypadkiem dostrzec plotkujących na ten temat obywateli. Życie prywatne najważniejszych osób w mieście było w końcu najpopularniejszym tematem do rozmów i mało kto się czymś takim nie interesował.
-To nie tak! - zdenerwowała się kobieta, raz jeszcze pozostawiona w tyle przez zbulwersowanego posiadacza grzywiastego irokeza. Mówiła prawdę, ale ludzie i tak wierzyli tylko w to, w co chcieli wierzyć, zatem nikogo nie interesowały jej wyjaśnienia.
-Ech... Pójdę kogoś zmasakrować - oświadczył smętnie Generał, skręcając w prawo, w związku z czym również i Betty wykonała szybki ruch w tamtym kierunku, cudem omijając mur.
***
     -Cóż... Miała tu być jeszcze jedna osoba, ale zdecydowała ona, że nie potrzebuje żadnych wyjaśnień. Tym niemniej jednak wydaje mi się, że będzie chciała wyruszyć razem z wami... - podjął Kawasaki chwilę po tym, jak wspólnie z Rinjim wyjaśnił najważniejsze zmiany, jakie zaszły w Morriden podczas jego pobytu w Akashimie. Naburmuszony Naizo stanął w kącie gabinetu, oparty o ścianę, z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Zastany wewnątrz pomieszczenia Rikimaru, który przybył najwcześniej ze wszystkich zwołanych, zajmował miejsce na drewnianym krześle, Kurokawę powitawszy skinięciem głową. Szermierz był tak samo małomówny, jak zawsze, choć powszechnie wiadomo było, że raz na jakiś czas potrafił się rozgadać. Naito zaś zastanawiał się, czy powodem, dla którego Okuda i czerwonowłosy jeszcze nie zaczęli ze sobą walczyć była poprawa ich relacji, czy może obecność Generała. Subiektywnie jednak nie wierzył w możliwość zaistnienia tej pierwszej okoliczności.
-Jak już wspomniałem, od tej chwili wasza czwórka oraz jedna nieobecna na zebraniu osoba zostaje członkami Specjalnego Korpusu Ekspedycyjnego, wyselekcjonowanego przeze mnie. Waszym zadaniem przez najbliższe kilka miesięcy będzie udanie się na szereg misji pokojowych, mających na celu stabilizację sytuacji w różnorodnych ośrodkach. Mówiąc "ośrodki" mam tu na myśli głównie mniejsze lub większe wioski i miasteczka, lecz również kopalnie, świątynie, czy strefy niezasiedlone. Liczę oczywiście na to, że jak największa liczba wyznaczonych dla was miejsc nie będzie potrzebowała interwencji, jednak osobiście w to wątpię. Działania wojenne i przygotowania do nich sprawiły, że najgorsze szumowiny wyszły ze swoich nor, a żyjący na wolności Spaczeni zaczęli siać popłoch w pozbawionych ochrony miastach. Zaczęli się pojawiać wymuszający haracze bandyci, łowcy niewolników i nielegalni treserzy Spaczonych, co - lekko mówiąc - wywołało lekki chaos na terenie kraju. Morale ludzi osłabły gwałtownie, a rada Miracle City z trudem jest w stanie zająć się sprawami na terenie miasta. Z chwilą, gdy Połykacze Grzechów stali się częścią naszej społeczności, zapanowanie nad zwiększoną populacją stało się dla rządzących najwyższym priorytetem. Ze względu na pewne okoliczności nie możemy jednak pozwolić na zaniedbanie potrzeb tych, którzy żyją gdzie indziej. Właśnie dlatego liczę na to, że dzięki pomocy Naizo będziecie w stanie zaprowadzić porządek tam, gdzie was wyślę. Większość z was dobrze się zna i walczyła już ze sobą ramię w ramię, zatem mój wybór był prosty. Wiem, że wasze zadanie może okazać się dla was trudne, ale jednocześnie jestem pewien, że mnie nie zawiedziecie... - rozgadał się Arab. Nie przyzwyczaił się do wygłaszania mów motywacyjnych ani do barwnego opisywania zaistniałych sytuacji. Nie lubił tego robić. Nie lubił osobiście urządzać odpraw członkom Gwardii, choć często był do tego zmuszony.
-Zajmiemy się tym, Matsu-san! - zapewnił z uśmiechem na twarzy Kurokawa. Znowu był wśród ludzi, których mógł nazywać przyjaciółmi i właśnie z ich pomocą wysyłano go tam, gdzie mógł nieść pomoc potrzebującym. Świadomość ta motywowała nastolatka bardziej, niż cokolwiek innego. -To idealna okazja do zwiedzenia kawałka Morriden, prawda? - dodał jeszcze. Na tę właśnie okazję czekał od dłuższego czasu. Od pamiętnej rozmowy z Shuunem w odmętach swojego umysłu. Wtedy właśnie Pierwszy Król poprosił go o lepsze poznanie kraju, który sam umiłował najbardziej na świecie. Posiadacz Przeklętych Oczu czuł się zobowiązany do spełnienia tego żądania, a poza tym obiecał to władcy już dawno temu.
-Może być... zabawnie - jak dotąd milczący czerwonowłosy przez dłuższy czas szukał odpowiedniego słowa. Członek rodu Okuda zaśmiał się pod nosem z entuzjazmem i satysfakcją. Po tym, co spotkało go zaledwie dwie godziny wcześniej, znikąd pojawiała się okazja do odkupienia swoich win i ponownego rozsławienia klanu kosiarzy.
-Cholernie irytujący... Każdy z nich. Ahmed szczególnie. Z czego oni się tak cieszą? Idziemy wycierać dupy gościom, którzy nie umieją się nawet obronić przed Spaczonymi. Gdzie tu niby powód do radości? Gdyby to ode mnie zależało, zostawiłbym ich samych sobie. Z drugiej strony jednak będę miał okazję lepiej przyjrzeć się temu dzieciakowi... - Senshoku spojrzał badawczo na rozmawiającego z przyjaciółmi Kurokawę. Z jakiegoś powodu często myślał o "krzyżookim". Myślał o "przepowiedni", którą dawno temu usłyszał od Kawasakiego i o tym, jak rzekomo spełniła się ona pod koniec wojny. Często też wracał myślami do samego momentu, w którym odbył krótką sprzeczkę z pomagającym mu iść gimnazjalistą. Nawet czerwonooki nie mógł zaprzeczyć faktowi, że w trzecioklasiście było coś niezwykłego. Coś, co wyróżniało go spośród tysięcy innych Madnessów i pozwalało mu zjednywać sobie ludzi całkiem od niego innych. -Cały czas tłumaczę sobie, że chcę go po prostu zabić... ale czy faktycznie tak jest? Może opętał mnie tak samo, jak Tatsuyę? Walka z tym gówniarzem zmieniła go nie do poznania, więc może i mnie udało mu się omotać? Cholerny szczyl... Argh! Za dużo o nim myślę! Kurwa! Czuję się, jak jakiś pedofil... - Naizo zacisnął mocno zęby, odwracając wzrok od pleców królewskiego dziedzica. Czuł, że zbliżały się dla niego trudne czasy.

Koniec Rozdziału 125
Następnym razem: Cel - wioska Gehenny

4 komentarze:

  1. Nie podoba mi się Naizo jako zastępca generała. Nie wiem co Ahmed miał w głowie przy wyborze, ale nie jest on odpowiedni. Może jakaś korupcja czy coś?
    Jakoś tak to spotkanie Rikiego i Rinjiego z Naito było jakieś bez entuzjazmu. Ewidentnie coś niedobrego dzieje się z szermierzem.
    Wszystko wskazuje na to, ze następne rozdziały dotyczyć będą SKE. Nie mogę się, póki co, domyślić co będzie się tam działo, ale mam nadzieję, że będzie grubo!

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako że wprost o tym nie piszę, to mogę wyjaśnić nawet w komentarzu. Z perspektywy Ahmeda lepiej mieć Naizo tuż pod sobą, żeby móc mieć na niego oko i jakoś go kontrolować. Właśnie ze względu na kolejny pokój i asymilację Połykaczy Grzechów przez całość morrideńskiego społeczeństwa.

      Temat Rikiego będzie się jeszcze przez jakiś czas przebijał, aczkolwiek niedługo znajdzie swoje rozwinięcie, a trochę później zakończenie.

      Osobiście uważam ten arc za raczej spokojniejszy, rozwijający świat, wprowadzający parę ciekawych rzeczy, lecz dysponujący też zakończeniem na jakie byś liczył ;)

      Również pozdrawiam ^^

      Usuń
    2. a to nie jest tak, że jeśli Ahmed umrze to Naizo przejmie jego stanowisko? Czy nie jest to zbyt ryzykowne?

      Usuń
    3. Nie ma reguły. W ostateczności zależy to od Naczelnika Gwardii. A nawet od kogoś innego w kryzysowej sytuacji ;) Jeśli jednak chodzi o ryzyko, musiałbyś spytać samego Ahmeda :P

      Usuń