wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział 42: Niepokonany Tatsuya

ROZDZIAŁ 42

     Drzwi otworzyły się automatycznie, co - jak spodziewał się Naito - nie zaszło za sprawą przekładni, elektroniki, czy czegokolwiek w tym guście. Jak mu później wyjaśniono, w promieniu metra od obu stron wrót rozpylona została w powietrzu energia duchowa. Zorganizowano to tak, że kiedy jakaś osoba zakłóci jej przepływ, czyli po prostu się zbliży, drzwi otworzą się samodzielnie. Zdumiony tym faktem szatyn wkroczył wraz z Rinjim do ogromnej, elipsoidalnej sali, gdzie w głównej mierze rozstawione były rzędy i szeregi ław. Ławy znajdowały się coraz niżej od siebie, jak na stadionie, a między nimi ciągnęły się schody. Jedne i drugie były zapełnione niemalże po brzegi przez krzyczącą i wiwatującą widownię. Na samym dole, odgrodzona dwumetrowym murem, znajdowała się sama arena. Z sufitu w ośmiu miejscach zwisało coś w rodzaju dużych, kryształowych kul, jednak na nich wyświetlał się obraz tego, co działo się z walczącymi. A to z kolei było uwieczniane przez niewielkie "kamerki", które latały po polu bitwy na skrzydłach z energii duchowej. Zamiast standardowych obiektywów, zaopatrzono je w kryształy. W tychże właśnie odbijały się obserwowane wydarzenia, które przesyłano do "telewizorów". Obecnie arena była pusta, lecz szczęśliwie nie na długo.
-A teraz to, na co wszyscy czekaliście! - rozległ się czyjś głos. -Rozpoczyna się seria walk wieczorowych! Nasz czempion zmierzy się dzisiaj w jednym, oficjalnym pojedynku z osobą, która pragnie go zdetronizować! Potem jednak każdy z was będzie mógł wyzwać go do walki! Powitajcie go najlepiej, jak umiecie! Król Juniorów, bezlitosny i zabójczy, osoba przed którą matki ostrzegają swoje dzieci, osoba, w obliczu której ulice pustoszeją... nasz niepokonany mistrz areny... TATSUYA!!! - komentator, a raczej po prostu osoba, która podkręcała atmosferę, wydarł się niemiłosiernie z któregoś miejsca na sali. W tym momencie rozległy się krzyki, wiwaty i brawa tak głośne, że Kurokawa niemalże stracił słuch. Szturchnięty przez Okudę spojrzał w stronę kuli ekranowej. Kamera nagrywała wchodzącego na arenę chłopaka, który wcale nie wyglądał na starszego od gimnazjalisty. Miał ciemne, "dzikie" włosy tworzące swoisty krzak na jego głowie, stercząc naokoło. Przez jego nos i prawie cały lewy policzek ciągnęła się pozioma blizna, najpewniej zrobiona przez coś ostrego. Twarz chłopaka rozświetlał szeroki, chory uśmiech. Co ważniejsze jednak, czempion był heterochromikiem - jego lewe oko miało zieloną, a prawe złotą barwę. W jego odzieniu przeważały ciemne barwy. Nosił na sobie rozpiętą, skórzaną kurtkę z brązowej skóry, której prawy rękaw sięgał za łokieć, zaś lewy - ewidentnie szerszy - obejmował całą rękę. Naito mógłby przysiąc, że w czeluściach, w których spoczywała osłonięta kończyna, przez moment zauważył bandaż. Mięśnie brzucha zawodnika z całą pewnością nie należały do amatora, lecz również nie do mistrza świata. Nosił na sobie workowate, czarne spodnie, które zwężały się dopiero w połowie kostek. Tam bowiem docierały jego długie, toporne buty. Na czubkach obuwia dało się dostrzec metalowe płytki.
     Tatsuya uniósł ręce do góry, chowając środkowe i serdeczne palce dłoni. Wystawił jęzor na zewnątrz z obłąkanym wyrazem twarzy, a publika zawrzała jeszcze bardziej. Czempion bez zbędnych ceregieli przeskoczył nad murowanym ogrodzeniem. Podłoże na arenie było wykonane z jakiejś masy, przywodzącej na myśl mieszankę drewna i linoleum, które stosowało się na zawodach karateków. Heterochromik przekręcił głowę, wywołując gwałtowny trzask w karku. Podobnie zrobił zaraz ze swoimi knykciami, a chwilę później - ze stopami.
-Tak, tak, tak! Brawa dla naszego mistrza! Któż jednak zdecydował się z nim walczyć? Powitajcie gorąco naszego śmiałka! Oto... Jurij Fiodorow! - już bez żadnych utytułowań wstępnych przedstawiono przeciwnika czempiona. Hype-man miał wyraźne problemy z poprawnym wymówieniem godności mężczyzny, co nikogo nie raziło. Nikt nie przejmował się tym, jak zostanie potraktowany śmiałem. Każdy skupiał się jedynie na Tatsuyi. Jego przeciwnik został pokazany zaledwie na jednym ekranie, lecz Okuda i Kurokawa zdołali go dostrzec. Kroczył w krótkich spodenkach i szarej koszulce z krótkimi rękawami. Był całkiem umięśniony, a jego bose stopy owijała warstwa bandaży. Jasna cera współgrała z blond włosami wystrzyżonymi na jeża. Na jego obarczonej ostrymi rysami twarzy widać było pewność siebie. Chciał udowodnić coś wszystkim, to było widać. Ewidentnie nie przerażała go postać mistrza. Wiedział, że może go pokonać. Był pewien. Był.
     Rosjanin oparł się jedną ręką na murze, by zaraz przesadzić zań całe swoje ciało. Uśmiechnął się pogardliwie do heterochromika.
-Ten Tatsuya... naprawdę jest taki silny? - zapytał nagle zielonooki, a albinos milczał przez chwilę, zastanawiając się nad pasującą odpowiedzią. W końcu jednak odetchnął głęboko, opierając się o metalową barierkę.
-Tak, naprawdę świetnie walczy. Ale to nie dlatego stał się mistrzem. Same umiejętności walki, rozegrane sparingi, czy poznane techniki to nie wszystko. On jest czempionem dzięki swojej brutalności. Walczy tak, jakby za każdym razem musiał ratować swoje życie. Nie cofa się przed niczym, wykorzystuje warunki terenowe, wywiera presję... Nawet jeśli ktoś sądzi, że jego metoda walki jest doskonała, on pokazuje, że w prawdziwej bitwie nie można wygrać z jej pomocą. Sam zobacz - niebieskooki wskazał na drugi koniec trybun. Znajdowała się tam niedługo alejka, a w niej do najmniej kilkanaście kas. Przy każdej z nich stały kolejki przepychających się między sobą ludzi, wrzeszczących jeden przez drugiego.
-Przy każdej walce można zakładać się o jej wynik. Są zakłady proste, gdzie mówisz po prostu, kto wygra, lecz są również zakłady pełne. W tych drugich typujesz konkretny przebieg zakończenia walki, a suma, którą postawisz to minimum 500. W tym wypadku możesz ją zwiększać tylko do pełnych liczb, czyli 1000, 1500 i tak dalej. Przyjrzyj się dobrze tym ludziom - zielonooki wykonał polecenie, lecz nie dostrzegł żadnej nieprawidłowości. -Każdy... 100% obstawiających wybiera Tatsuyę - wyjaśnił niepokojąco albinos, a szatyn przełknął ślinę. -Nikt jednak nie pokusi się o pełen zakład. Wiesz dlaczego? Bo każdą wygraną walkę, czempion zakończył w inny sposób. Dlatego wszyscy tak się emocjonują... - zakończył dość markotnym głosem kosiarz, w skupieniu spoglądając na telebim. Kurokawę przeszedł dreszcz. Dreszcz podniecenia, przejęcia, a jednocześnie strachu i niepokoju. Czekał na to, choć sam tego nie zauważał...
     Zabrzmiał głośny, przeciągły dźwięk, niby syrena policyjna, jednak jednostajna. W tym właśnie momencie, dokładnie i co do sekundy, Fiodorow ruszył przed siebie. Skoczył naprzód, lądując na lewej nodze, którą wyprostował do granic możliwości. Skręcił biodra, uniósł prawe kolano... i w 90-stopniowym zamachu wymierzył potężnego kopniaka w policzek czempiona. Jego obandażowana stopa uderzyła znacznie mocniej, niż zrobiłaby to goła, lecz Rosjanin nie użył ani grama mocy duchowej. Publika zawyła z zaskoczenia, gdy ich ulubieniec przyjął cios. Ku zdziwieniu Jurija, jego oponent nie ruszył się nawet o centymetr. Bez żadnego przejęcia spojrzał na niego z góry, chowając obie dłonie do kieszeni. Blondyn zacisnął zęby w gniewie, opuszczając nogę. Zaczął delikatnie podskakiwać na obu stopach, by uzyskać postawę gotową do ruchu w każdym kierunku. Próbował zwodzić przeciwnika, zaskoczyć go... Próbował. W jednej chwili uderzył lewym kolankiem prosto w żebra Tatsuyi, by zaraz potem uderzyć prawym sierpowym w jego skroń. Ani drgnął. Nawet twarz ciemnowłosego nie poruszyła się ani o centymetr, pomimo przyjętego ciosu.
-Nie broni się. On w ogóle się nie broni... - wychrypiał ze zdziwieniem Kurokawa, patrząc w telebim. -Nawet nie skupił energii wokół siebie. Co on próbuje zrobić? - z niedowierzaniem spoglądał na stoicki spokój heterochromika, a niebieskooki parsknął śmiechem, słysząc to. Kosiarz stanął obok szatyna, wskazując na Rosjanina.
-To właśnie o tym mówiłem. Presja, którą wywiera na przeciwniku jest ogromna. Ten gość przyszedł tutaj, żeby zdjąć go wszystkim, co miał. Walczy na pełnych obrotach i ani na moment nie zamierza przestać. A mimo to Tatsuya wcale nie reaguje. Powoli niszczy jego ducha, niszczy determinację. Za kilka chwil Jurij zacznie popełniać błędy, a potem... oszaleje - puenta białowłosego szczególnie uderzyła do głowy gimnazjalisty.
     -Ty cholerny gnoju! Walcz ze mną, jak mężczyzna! A może się boisz, co? Może powinienem wygrać to walkowerem, hm? - Fiodorow zaczął prowokować swojego przeciwnika. Krzyczał w gniewie, by przebić się przez głosy publiczności. Chciał zmusić oponenta do popełnienia błędu, chciał zniszczyć jego spokój... a nie zauważył nawet, że jego własny już został zniszczony. Mistrz areny tylko łypnął na niego okiem, w ogóle nie zmieniając wyrazu twarzy. Rosjanin zawył głośno, rażony własną furią i wywieranym zewsząd stresem. Zawodnik muay-thai rzucił się do przodu, ponownie stając na lewej nodze. Tym razem jednak wymierzył proste kopnięcie. Z góry do dołu. Niemal całkowicie w pionie skierował swą prawą piętę w podbródek przeciwnika z taką prędkością, że aż wydawało się to dziwne. Jednocześnie z innej strony wyglądało to, jak prawie pełny szpagat. I gdy już każdy myślał, że uderzenie dotrze do celu, gdy już heterochromik miał rzekomo paść na łopatki... odchylił głowę do tyłu. Niewiele, raptem o kilka centymetrów. Stopa blondyna przeszła przed jego twarzą, a Jurij wytrzeszczył oczy ze zdziwienia. Na więcej nie miał czasu. W jednej chwili czempion ukucnął, by pół sekundy później uderzyć prawym prostym w odsłonięte na wszelkie ataki krocze mężczyzny. Rosjanin padł na ziemię, drąc się wniebogłosy i zasłaniając rękoma uderzony punkt. Z jego oczu popłynęły łzy, a na arenę spłynęła prawdziwa fala zwierzęcych wrzasków. Doping.
-Już po walce... - stwierdził smętnie Okuda, odwracając głowę w stronę kas, które nadal pękały w szwach.
-Jak to? Jurij-san nadal się nie poddał, prawda? - zdziwił się drugoklasista, a kosiarz zaśmiał się serdecznie.
-Prawda, ale... już został zniszczony. Przez ten atak całkowicie przestanie myśleć logicznie. Zapomni o stosowaniu ruchów, które zapewne ćwiczył miesiącami. A nade wszystko będzie chronił krocze przed kolejnym ciosem. Tak działa ludzka psychika. Fiodorow nie będzie chciał pozwolić Tatsuyi na wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Tatsuya o tym wie. Wybije go z rytmu w najmniej spodziewanym momencie - wyjaśnił niebieskooki. Naito spojrzał na niego z podziwem, a speszony Rinji odwrócił wzrok.
-Rinji-kun ma naprawdę duże doświadczenie. Nie to, co ja. Rozpoznaje rzeczy, o których ja bym nawet nie pomyślał... Więc taki jest prawdziwy Madness? - pomyślał w ciszy Kurokawa, spoglądając w ekran.
     Blondyn podniósł się na chwiejnych nogach, dysząc ciężko. Tymczasem czempion powrócił do poprzedniej pozycji, zdając się być całkowicie niewzruszonym. Powszechnie panująca wrzawa przyśpieszała tętno zdenerwowanego Rosjanina. Jurij przełknął ślinę, w pełnym pędzie ruszając w stronę ciemnowłosego. Kopnął tak, jak za pierwszym razem, pod kątem 90-ciu stopni. Po raz kolejny jego stopa wbiła się w policzek Tatsuyi, lecz tym razem otaczała ją już poświata mocy duchowej. Lico mistrza przewróciło się na drugą stronę, lecz jego wyraz nie zmienił się w ogóle. Fiodorow nie przerywał natarcia. Tym razem wykonał identyczne kopnięcie z drugiej strony - lewą nogą, raz jeszcze przerzucając głowę bruneta. Potem kolejne i jeszcze jedno - coraz prędzej i prędzej. Przesyłał wielkie ilości mocy duchowej do swoich stóp. Zdawało się, że jej zapas zwiększał się przy każdym uderzeniu. Twarz mistrza niemalże tańczyła w jednym miejscu, lecz cała reszta ciała nie ruszała się ani o milimetr. Ludzie łapali się za głowy, zasłaniali usta rękami, nie mogąc uwierzyć w to, co widzieli. Rosjanin pocił się coraz mocniej, lecz pełnymi wysiłku krzykami dodawał sobie animuszu.
-Zniszczę cię, dzieciaku! Zniszczę cię! Nikt nie będzie mnie lekceważył, rozumiesz? - myślał wściekle Jurij.
     Kamery wykonywały regularne zbliżenia na twarz okładanego bez skrupułów czempiona. Szatyn w milczeniu i z przejęciem obserwował go, szukając czegokolwiek, co pozwoliłoby mu wywnioskować, jak przedstawia się rzeczywista sytuacja. I w końcu to zauważył. Ten jeden szczegół, po znalezieniu którego zielone oczy chłopaka zalśniły w zdumieniu. Nie umknęło to uwadze Okudy, który uśmiechnął się zaraz pobłażliwie.
-On wcale nie jest przyparty do muru... Jego oczy przez cały ten czas patrzą na ruchy przeciwnika - stwierdził zszokowany gimnazjalista, a białowłosy kiwnął głową z rękoma skrzyżowanymi na piersiach. Nieznacznie zmarszczył brwi.
-Za chwilę zobaczysz, czym różni się sparing od prawdziwej walki... - mruknął kosiarz, wskazując twarzą na telebim.
     Kolejne, ostateczne kopnięcie pofrunęło w stronę mistrza. W stopie Rosjanina skumulowana została maksymalna ilość mocy duchowej - tak duża, że podłoga popękała w chwili, gdy blondyn wykonywał zamach. Wycelował perfekcyjnie, targany furią i popędzany pewnością siebie. Nie miał prawa chybić. Chybił. W moment przed uderzeniem Tatsuya wyszczerzył zęby, co od razu dostrzegł Naito. Z niepokojem zauważył, że cała żuchwa czempiona zalana jest silną, jaśniejącą poświatą. Na domysły było już za późno. Heterochromik odgiął delikatnie swoją głowę, przepuszczając lecącą stopę tuż przed swym licem. Niemal w ostatniej chwili pochwycił zębami duży palec Rosjanina, po czym zacisnął szczękę, z całej siły szarpiąc nią w przeciwną stronę do ruchu blondyna. Chlusnęła krew. Prawdziwy strumień posoki wystrzelił w powietrze, a nieludzki, przerażający krzyk Jurija rozdarł powietrze. Zawodnik muay-thai legł na macie, patrząc ze zgrozą na sterczący kikut w miejscu, w którym wcześniej znajdował się jego palec. Psychopatyczny uśmiech zagościł na twarzy Tatsuyi, który po chwili wypluł z ust odgryziony kawałek ciała. Fragment mięsa i kości potoczył się po podłodze.
-Smakujesz, jak gówno, ty przemądrzała dziwko... - skomentował bezlitośnie ciemnowłosy, z którego w sekundę uleciał cały spokój. Stoik momentalnie stał się rozszalałą bestią, wywyższaną ku niebu przez niecichnące owacje tłumów. Jedynie jednostki nie biły mu brawa. Jedynie jednostki były przerażone tą brutalnością. Jedynie jednostki nie wiedziały, jak mają się zachować, bojąc się o reakcję drugiej, znacznie większej grupy. Naito był jednostką.
-Pić! - nakazał krótko czempion, unosząc rękę do góry. W mgnieniu oka ktoś rzucił mu butelkę z wodą, którą chłopak złapał bez oglądania się za siebie. Momentalnie wychłeptał kilka potężnych łyków, po czym głośno przepłukał usta, podchodząc do leżącego na ziemi przeciwnika. Wypluł wszystko prosto na jego twarz, z uśmiechem słuchając odgłosów dławionego kaszlu. Rzucił butelkę za siebie, trafiając gdzieś między widzów czwartego-piątego rzędu. Kucnął spokojnie, spoglądając na zaciśnięte usta Rosjanina i ledwo powstrzymując śmiech.
-Nienawidzisz mnie? - zapytał nagle, lecz nie otrzymał odpowiedzi. Fiodorow trząsł się tylko drętwo, poszczękując zębami. -Bo widzisz... ja znienawidziłem cię, jak tylko usłyszałem twoje imię. Dlatego tak łatwo cię zmiażdżyłem. Bo cię nienawidzę. Zapytasz pewnie: za co? Za nic... Tak po prostu. Dopóki kogoś nienawidzę i pielęgnuję tę nienawiść, nigdy z tym kimś nie przegram... - blondyn nie odpowiedział, lecz i to nie zraziło Tatsuyi. -Teraz jest już dla ciebie za późno, by coś zmienić, ale zawsze możesz mnie znienawidzić. Co ty na to? Hahahaha! To było takie zabawne, nie? - zapytał ponownie, gwałtownie łapiąc leżącego za szczękę. -Podobno masz siostrę, Jurij... - przerażenie pojawiło się w oczach Rosjanina, gdy chłopak zaczął mówić. -Byłaby straszna szkoda, gdyby ktoś zrobił jej "głęboką" krzywdę, wiesz? Zapytam cię jeszcze raz... NIENAWIDZISZ MNIE?! - krzyknął głośno heterochromik, a po chwili odskoczył od wroga, który naraz zamachnął się na niego pięścią. Rosjanin podniósł się jakimś cudem pomimo odgryzionego palca. W jego oczach czaił się obłęd. Ten beznadziejny, rozpaczliwy obłęd.
-Mówiłem ci, że tak będzie - mruknął cicho kosiarz. Naito patrzył z opadłą szczęką na to, co się działo. -Fiodorow oszalał. Prawdopodobnie nigdy nie pozbędzie się traumy. Tak wygląda prawdziwa walka na śmierć i życie. Pamiętasz, prawda? Ty również taką odbyłeś... - kontynuował białowłosy, przypominając szatynowi o jego pojedynku z Shikim. O porażce, której doznał. O ludziach, których skazał na śmierć i o zwierzęcości własnych, bezcelowych zachowań. Kurokawa zadrżał gwałtownie.
     Jurij rzucił się na swojego oponenta, zataczając się po drodze dwa razy. Prawy sierpowy powędrował w stronę twarzy czempiona, lecz nim zdążył przebyć chociaż pół dystansu, ciemnowłosy wykonał własny atak. Prawy prosty wgniótł się sprawnie i gładko w szczękę napierającego, wybijając mu jedynkę z taką siłą, że blondyn połknął ją w jednej chwili. Fiodorow upadł na posadzkę, z największym trudem podnosząc się. Szaleństwo narastało w jego oczach, pragnąc uwolnienia. Widownia skandowała imię mistrza, który jak kot bawił się ze swoją ofiarą. Zawodnik muay-thai pomknął  pochylony prosto na oponenta, po czym z całych sił objął go ramionami nad pasem, wystawiając głowę za jego plecy. Szarpnął. Chciał obalić znienawidzonego wroga, sprowadzić walkę do parteru. Nie dał rady. Nie mógł nawet o milimetr poruszyć chłopaka, który powinien być dla niego lekki, jak piórko. Tymczasem to Tatsuya pochylił się, obejmując tors chwytającego go Rosjanina z szatańskim uśmiechem. W ciągu jednej sekundy podskoczył do góry na co najmniej metr, unosząc ich połączony ciężar bez większych problemów.
-Nigdy nie tknąłbym, jakieś brudnej, ruskiej szmaty. Jakoś tak was nienawidzę... - wyszeptał w locie do ucha blondyna, po czym zaśmiał się złowieszczo, zmieniając pozycję. Runął na ziemię plecami, wbijając głowę Fiodorowa w nawierzchnię. Głuchy, wysyłający po plecach dreszcze trzask, rozległ się po całych trybunach. Mistrz pogardliwie strącił z siebie martwe ciało mężczyzny, któremu właśnie złamał kark. Uniósł swe ręce w górę z rykiem triumfu, do którego po chwili przyłączyła się prawie cała widownia. Ludzie ściskali się nawzajem, świętując wygraną w zakładach.
     -Zabił go... - stwierdził nieobecnie Kurokawa. -Tak po prostu go zabił... - nie mógł uwierzyć w to, co widział. Zaraz poczuł rękę białowłosego na swoim ramieniu. Niebieskooki pokiwał głową ze zrozumieniem, lecz szybko wskazał na ekran. Niespodziewanie z samego sufitu wynurzył się długi, świetlisty szlak, niby jakaś tajemnicza wstęga. Zdawało się, że dosłownie przeniknął on przez fundamenty koloseum i kilkanaście metrów ziemi, by dostać się na arenę juniorów. Naito pamiętał ten blask. Nie umiałby go zapomnieć. "Bóg" wysłał swe członki, by przywrócić życie martwemu. Wstęga światła delikatnie opadła na miejsce, w którym znajdowało się serce martwego, a jasny blask wypełnił arenę. Gimnazjalista mógł na własne oczy zobaczyć fale energii, rozchodzące się po ciele Jurija, niczym kręgi na wodzie. Urwany palec zaczął się odbudowywać w niesamowicie szybkim tempie. Wyglądało to trochę, jak odwrócony proces rozpuszczania. Jednocześnie kark mężczyzny ustabilizował się wraz z głową, a wszelkie siniaki, czy otarcia po prostu zniknęły bez śladu. Gdy pokonany został już doprowadzony do tego stanu, wstęga cofnęła się i wróciła tą samą drogą, którą przyleciała.
     Dwóch rosłych mężczyzn weszło na arenę, podnosząc nieprzytomnego blondyna i niosąc go wcale delikatnie w stronę poczekalni, w której mógł spokojnie dojść do siebie. Tymczasem tłum nadal skandował imię zwycięzcy. W ogóle nie zwracali uwagi na jego okrucieństwo. Fakt, że każdy, kto umierał był przywracany do życia zupełnie znieczulił tych ludzi. Kurokawa widocznie zacisnął pięści, nie mogąc pojąć motywów, którymi kierował się Tatsuya. Poczuł gniew, po raz pierwszy od dawna. I po raz pierwszy w ogóle poczuł coś jeszcze. Coś, czego nikt się nie spodziewał.
-Będę z nim walczył - powiedział nagle, a Rinji spojrzał na niego z niedowierzaniem. Wyraz twarzy zielonookiego zniechęcił go w jednej chwili do jakichkolwiek prób powstrzymania go. Albinos skrzywił się nieznacznie.
-Będziesz tego żałował, Naito - powiedział z politowaniem, gdy szatyn zaczął kroczyć w stronę schodów. Na chwilę złapali wzrokowy kontakt.
-Będę żałował, jeśli tego nie zrobię - uciął gimnazjalista, schodząc coraz niżej. Tymczasem hype-man podsycał ogień wśród publiczności. Drugoklasista obojętnie przepychał się przez tych, którzy usadowili się również na jego drodze.
-Pewna, stuprocentowa wygrana! Ależ napędził nam stracha, nieprawdaż? Któż ma chęć, by się z nim zmierzyć? Któż nie boi się o swoje życie? Czy jest tu ktoś, kto zechce walczyć z naszym czempionem? - człowiek, który darł się wniebogłosy, coraz bardziej zwiększał napięcie. Pompował bańkę, która zaraz miała pęknąć.
     Kurokawa bez cienia wątpliwości odepchnął dwóch widzów, którzy zastawiali mu drogę, po czym skupił energię w swoich stopach. Bez trudu przeskoczył jeszcze jakieś półtora metra nad ogrodzeniem, lądując lekko i bezpiecznie.
-Ja zechcę - powiedział stanowczo szatyn, a mistrz spojrzał na niego z diabelskim uśmieszkiem. Jasne było, że tym razem nie będzie próbował się bawić.

Koniec Rozdziału 42
Następnym razem: Lekcja pokory

2 komentarze: