sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 47: Kain i Abel

ROZDZIAŁ 47

     Rikimaru wybił się do przodu z pomocą energii duchowej. Złote oko lustrowało Połykaczy Grzechów, obierając za przeciwnika tego, który stał po lewej - chudszego i nieco wyższego. Szermierz z impetem uderzył w stojącego spokojnie rywala, jednak ten... zablokował ostrze katany swoim przedramieniem. Natychmiastowo dało się słyszeć głośny szczęk metalu - pod rękawem osobnika "coś" się znajdowało. Niezrażony niepowodzeniem czerwonowłosy w mgnieniu oka machnął orężem w górę, oswobadzając go. Lekkim ruchem ręki przeniósł klingę ku dołowi, zataczając przy tym lekki łuk. Już chwilę później ciął od dołu, również celując w ramię wroga. Tym razem jednak w momencie zetknięcia... przeciwnik został wyrzucony z dużą siłą na kilkanaście metrów w bok. Połykacz Grzechów wpił dłoń w piasek, by ostatecznie móc się zatrzymać.
-Ten gość skupił moc w mieczu i uwolnił ją dzięki emisji... To może być całkiem ciekawa walka... - pomyślał odrzucony wróg, gdy naprzeciw niego stanął z lodowatą stanowczością Rikimaru. Mężczyzna uniósł na moment palec wskazujący, nakazując szermierzowi zatrzymanie się, po czym jednym ruchem ściągnął z siebie zarówno szatę, jak i opończę, czy nawet chustę. Cała ta chmura materiału została porwana przez wiatr, ukazując postać osobnika.
     Drugi z pozostałych na miejscu Połykaczy Grzechów miał zamiar wspomóc towarzysza, gdy tylko ten został zaatakowany. Nie otrzymał takiej okazji, gdyż w jednej chwili tuż za nim znalazł się albinos, który zdążył obejść go łukiem, kiedy tylko się rozproszył. Wykorzystując korzystną pozycję, niebieskooki wyskoczył w powietrze, wykonując naładowane energią kopnięcie z półobrotu... prosto w bok głowy wroga. Impet uderzenia sprawił, że przeciwnik zarył plecami w piasek, ryjąc w nim kilkumetrowy szlak. Gdy ostatecznie się zatrzymał, kosiarz stał nad nim w oczekiwaniu.
-Wstawaj. Nie kopie się leżącego... - powiedział chłopak z pogodą ducha w głosie. Połykacz Grzechów wykorzystał okazję, wstając gwałtownie, jakby nie był pewny szczerości słów nastolatka. Przeliczył się ze swą podejrzliwością.
-To ogromny błąd, dzieciaku... Przekonasz się - zwrócił mu uwagę, lecz białowłosy tylko wyszczerzył zęby w głupawym uśmiechu. Zdeprymowany przeciwnik wyrzucił w powietrze swoje pełne piasku łachmany, pozwalając im odlecieć.
***
     Zarówno Matsu, jak i Giovanni sprawnie wylądowali na stabilnym fragmencie posadzki. Jedynie nieszczęsny Kurokawa musnął opuszkami palców brzeg kafli, po czym udał się w drogę powrotną na ziemię. W ostatnim momencie dłoń Włocha pochwyciła jego nadgarstek, wciągając go na górę. Zielonooki, który nawet nie zdążył się porządnie wystraszyć, odetchnął z ulgą. Miał już złożyć podziękowania mężczyźnie, gdy spostrzegł, że strzelec w ogóle nie patrzył na niego podczas swojej interwencji. Wydawał się być nad czymś niezwykle skupiony, o czym świadczyło jego zmarszczone czoło. Nastolatek zamilkł więc w oczekiwaniu, podobnie jak jego nauczyciel.
-Wylądowali. Cała trójka. Praktycznie po drugiej stronie budowli - zakomunikował niebieskooki, poprawiając okulary na nosie. Gimnazjalista spojrzał na niego z niekrytym zdziwieniem, podnosząc się z klęczek.
-Jak dobry słuch ma ten człowiek? I w dodatku jest zastępcą Generała, jak Matsu-sensei. Dopóki będę z nimi dwoma, nie powinno się stać nic złego. Tatsuya-san... za chwilę znów się spotkamy - pomyślał Naito.
-Giovanni jest w stanie przenosić swój zasięg słuchu w wybranym przez siebie kierunku. Jeśli słyszy wszystko w promieniu 20 metrów, obszar ten może zostać umieszczony tam, gdzie sobie tego zażyczy... - wyjaśnił Arab, kiedy ruszyli już w drogę.
-...lecz nie słyszę wtedy tego, co dzieje się bezpośrednio obok mnie. Dlatego rzadko stosuję tę umiejętność, gdy działam sam - wtrącił się okularnik, bacznie obserwując otaczające ich zabudowania. A te zapierały dech w płucach.
     Całe wnętrze składało się z kwadratowych płytek. Tak podłoga, jak i ściany, czy sufit. Płytki te były skośnie obcięte przy brzegach, przez co sprawiały wrażenie odseparowanych od siebie, co potrafiło zmylić. W każdej z nich znajdowały się wgłębienia - rowy i szlaki różnego rodzaju, z których każdy wypełniało rażące światło. Z pewnością w głównej mierze ryciny te nie miały żadnego głębszego znaczenia, jednak należało pamiętać o tym, że w grobowcach zawarte były również informacje. Wiedza ta stanowiła duży odsetek całego bogactwa twierdzy królewskiej.
     Poruszali się dość ciasnym i krętym korytarzem, który rozwidlał się raz po raz. Całą grupę niezmiennie prowadził Giovanni, który nie odzywał się ani słowem, skupiony na obieraniu odpowiednich ścieżek. Zielonooki przyglądał mu się bacznie. Nic a nic nie wiedział o Włochu poza faktem, że był zastępcą Generała... i zachowywał się cokolwiek dziwnie. Szatyn cały czas nie mógł się nadziwić jego wyluzowanej postawie podczas spotkania z przeciwnikami. Uznał, że to tylko jego domysły, jednak poczuł się, jakby niebieskowłosy jedynie grał.
-Wygląda na to, że ten grobowiec pod jednym względem nie różni się od pozostałych - Kawasaki uznał, że praca "w terenie" będzie idealną okazją, by doedukować podopiecznego. -W poprzednich dwóch główna sala po brzegi wypełniona była świeżym powietrzem. Na dodatek wiał w niej wiatr. Nie byłoby to niczym dziwnym, gdyby nie fakt, że twierdza została zamknięta prawie na 300 lat, a jej konstrukcja nie posiadała żadnych szczelin. Giovanni w tym momencie przenosi swój zasięg słuchu wgłąb każdego rozwidlenia z osobna i kieruje nas tam, gdzie słyszy ruchy wiatru - gimnazjalista pokiwał głową ze zrozumieniem, czując pewien rodzaj podziwu względem Włocha. Dalej jednak niepokoiło go jego zachowanie.
-Więc do dlatego Giovanni-san został wybrany do pomocy... To sprytne. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, dotrzemy do głównej komnaty i przejmiemy grobowiec bez konieczności walki - ucieszył się drugoklasista, jednak natychmiast zmarkotniał. Nie widział możliwości zakończenia sprawy pokojowo. Jakimś dziwnym trafem czuł, a nawet był pewien, że czeka go starcie z Tatsuyą... i że nic nie powstrzyma takiego obrotu wydarzeń.
***
     Naprzeciwko Rikimaru stał wysoki, młody mężczyzna o chudej, kościstej wręcz budowie ciała. Jego szpiczasty podbródek i podłużne rozstawienie kości policzkowych sprawiały, że przypominał trochę patyczaka. Miał małą, dookoła wygoloną, kozią bródkę  i po trzy złote kolczyki-spinki w każdym uchu. Jego krótkie włosy koloru blond zostały pokryte żelem w taki sposób, by sprawiać teraz wrażenie, jakby mężczyzna przykleił gwoździe do głowy. Uwadze szermierza nie umknęły również oczy przeciwnika, które miały... różowy kolor. Czerwonowłosy pierwszy raz widział coś takiego, lecz nie dał tego po sobie poznać. Chudzielec miał na sobie raptem białą podkoszulkę i krótkie, sięgające za kolana spodnie. Przyodział również solidnie wykonane sandały, lecz to nie one robiły największe wrażenie. Na całych jego przedramionach zawieszone były średniej wielkości metalowe obręcze z brzegami ostrymi, jak chińskie noże kuchenne. Połykacz Grzechów dokonywał czegoś nieprawdopodobnego. Sprawiał bowiem, że co drugi z kręgów kręcił się w prawą stronę, a pozostałe w lewą. Nie wyglądał jednak, jakby w jakikolwiek sposób go to męczyło. Jego ręce jedynie drgały delikatnie, kontynuując ruchy obręczy. Blondyn uśmiechnął się szeroko, widząc nieruchomego wroga.
-Nazywam się Rikimaru. Jak brzmi twoje imię? - zapytał nagle szermierz, uświadamiając różowookiemu, że nie ma w nim ani krztyny zaskoczenia. Mina chudzielca zrzedła, ustępując miejsca sporym pokładom irytacji.
-Nie używam imienia. Możesz mi mówić... Nailgun - złotooki natychmiast chwycił katanę oburącz, przyjmując odpowiednią postawę z prawą nogą wysuniętą do przodu, a lewą zagiętą i podpierającą całe ciało.
     Przeciwnik Okudy niechybnie przekroczył już granicę lat 30-tu. Był średniego wzrostu, mocno umięśnionym murzynem z charakterystycznie spłaszczonym nosem, lecz wargami normalnej grubości. Pozbawiony lewego ucha mierzył albinosa groźnym spojrzeniem zielonych oczu. Murzyn był całkiem łysy. W jego zlanej potem glacy odbijały się promienie słońca. Na całym karku miał coś w rodzaju czarnej obręczy, na końcu której plasował się dłuższy fragment metalu, obejmujący podbródek. Nawet pojedynczy skrawek materiału nie osłaniał górnych partii jego ciała, jakby chciał dodatkowo wyeksponować spocone mięśnie. Jedynie jego dłonie owinięte zostały bandażem, co świadczyło o ich wykorzystaniu w walce. Miał na sobie potężny pas z klamrą w kształcie tygrysiego łba. Ów pas trzymał w ryzach ciemne jeansy. Stopy Połykacza Grzechów skrywały masywne buciory o kanciastej budowie, prostokątnej podeszwie i grubymi, podłużnymi wypustkami na górze.
-Jesteś jednym z tych kosiarzy, co? Dużo was nie zostało, odkąd zostaliście wyrżnięci... - zaśmiał się czarnoskóry, a wesoły wyraz twarzy albinosa wyparował momentalnie. -Jestem Tankman... i zaraz zostawię cię 6 stóp pod ziemią - zielonooki mięśniak w jednej chwili... zapadł się pod ziemię. Zupełnie jakby pojawił się pod nim dół.
***
     Biegli w milczeniu, by nie przeszkadzać prowadzącemu ich okularnikowi. Mężczyzna sprawował się wyśmienicie, biorąc pod uwagę utrudnienia. Z czasem bowiem musieli wybierać pomiędzy trzema, a nawet pięcioma różnymi korytarzami. Z rosnącym zaniepokojeniem mijali prowadzące to w górę, to w dół schody, zsypy i rozpadliny. Trudno było uwierzyć w rozmiary piramidy, a jej wewnętrzna budowa sprawiała, że oszacowanie wysokości, na jakiej się znajdowali graniczyło z cudem. Serce zielonookiego przyspieszało coraz bardziej, jakby wyczuwał zbliżających się przeciwników. Jego dłonie powoli zaczynały się pocić. Instynktownie starał się odgonić przeczucia.
-Stop! - zarządził nagle niebieskowłosy. Miejsce, w którym się zatrzymali było kolejnym z rzędu rozwidleniem z trzema możliwymi ścieżkami do obrania. Mina Włocha wyglądała jednak, jakby coś mu w tym wszystkim nie pasowało. Raz jeszcze wytężył swój słuch, by po chwili odskoczyć delikatnie do tyłu. W jego dłoni kolejny raz pojawił się glock, choć szatyn nie zauważył nawet, skąd go wyciągnięto. Giovanni nacisnął na spust, uwalniając otoczoną duchową poświatą kulę. Pocisk w mgnieniu oka uderzył w przeciwległą ścianę, burząc ją z łatwością, jednak nie naruszając reszty okolicznej konstrukcji. W chmurze dymu dało się ujrzeć czwarty korytarz.
-Ta ściana zbytnio się wyróżniała. Była cienka i wykonana z innego materiału, przepuszczając fale dźwiękowe, jednak blokując powietrze. Zwyczajna, prosta do przejrzenia atrapa. Nie wiem, który Król został tu pochowany, ale nie postarał się zbytnio o środki bezpieczeństwa - wyjaśnił wyniośle elegant, poprawiając okulary. Jego mina otwarcie mówiła coś w rodzaju: "Wielbcie mnie", co potwierdzał delikatny uśmiech.
     Gimnazjalista był pod wrażeniem. Sporym wrażeniem. Giovanni praktycznie nic nie mówił, nie dawał się poznać ani nie zdradzał żadnych szczegółów, które go dotyczyły... a mimo wszystko sprawował się genialnie, jakby ćwiczył operację od wielu miesięcy. Nastolatek spojrzał na zielonowłosego, który uśmiechnął się przelotnie, rozumiejąc go dokładnie. Jeszcze jedne schody. Jeszcze jeden zakręt. Stanęli przed szerokimi, rozwartymi drzwiami. Bez zastanowienia wbiegli do środka, dostając się w samo centrum dużej, kwadratowej komnaty. Dwie różne drogi prowadziły dalej. Jedna usytuowana naprzeciw ich własnej, a druga z prawej strony. To właśnie z tej pierwszej musieli wyjść dwaj odziani w nomadzkie szaty Połykacze Grzechów, którzy w tym właśnie momencie stali przed nimi milczeniu. Okularnik jeszcze przez chwilę skupiał swój słuch na możliwych ścieżkach, po czym porozumiewawczo skinął na Matsu.
-Naito, idź! Ja i Giovanni się nimi zajmiemy. Tatsuya na pewno zostawił ich tutaj, żeby nas zatrzymali. Dogoń go, zanim przejmie twierdzę! - brązowooki nawet nie spojrzał na swojego ucznia, w napięciu lustrując dwóch wrogów. Kurokawa przełknął ślinę, po czym ze zrozumieniem skłonił głowę. W pełnym pędzie rzucił się w kierunku wskazywanego przez Włocha przejścia i nie oglądając się za siebie zniknął z oczu zebranym.
***
     Rikimaru wybił się z podpierającej nogi, w pełnym pędzie ruszając w stronę Nailguna. Odkrytym okiem lustrował każdy, nawet najmniejszy ruch przeciwnika. W biegu wykonał szybki zamach kataną, przygotowując się do cięcia. Wiedział, że ten atak nie odniesie sukcesu, ale musiał już od początku przyprzeć wroga do muru. Blondyn obserwował go z lekkim uśmiechem. Pozwalał mu podejść na kilkanaście, potem już zaledwie kilka metrów. Nagle gwałtownie zamachnął się prawą ręką, a znajdująca się na samym brzegu obręcz wystrzeliła w stronę szermierza, rotując w locie z cichym szumem. Czerwonowłosy nie miał problemów z odbiciem pocisku. Po prostu ciął skośnie w pędzące koło, miotając nim, jak bumerangiem gdzieś w bok. W tym czasie jednak mężczyzna wykonał drugi zamach, tym razem lewą ręką. Trzy okręgu przeszyły powietrze ruszając na złotookiego z przodu i z boków. Tym razem chłopak musiał odskoczyć do tyłu, by zdążyć się obronić. Złapawszy pewnym chwytem miecz, opuścił go ku dołowi z rękojeścią trzymaną na wysokości mostka. Zrobił to tak, by ostra część katany wystawiona została na zewnątrz. Gdy mu się to udało, drugą dłonią podparł tępą stronę oręża. Wykonał szybki obrót od lewej do prawej strony, wybijając w powietrze wszystkie trzy kręgi.
-Wystrzelił dopiero cztery a już przerwał mój atak. Jeśli tak dalej pójdzie, będzie miał doskonałe warunki do gry na czas. Spróbuje trzymać mnie na dystans tak długo, aż stracę siły... To chyba taki typ człowieka - szermierz przeanalizował sytuację dogłębnie. Jego wzrok raz jeszcze skupił się na odlatujących obręczach, jednak...zdołał dostrzec tylko trzy. W tym właśnie momencie po raz pierwszy dało się dostrzec zdziwienie na posągowej twarzy Rikimaru. Nim zdążył się rozejrzeć, usłyszał brzęczenie tuż obok siebie. Odchylił się, jednak bezcelowo. Poczuł silny ból z boku swojego ciała, a zaraz później dostrzegł mijający go okrąg, który zraszał piasek kroplami jego krwi. Połykacz Grzechów bez żadnego trudu złapał swą broń między zęby, gdy pozostała trójka krążyła nad jego głową. Czerwonowłosy syknął mimowolnie. Miał głębokie nacięcie w okolicach trzeciego żebra, a nieprzyjemne łupanie odbijało się w jego głowie upiornym echem.
-Użył tamtych trzech, żeby rozproszyć moją uwagę, by czwarty mógł mnie minąć? Ten gość nie jest amatorem! Rozciął moją kość żebrową, jak kawałek papieru. Gdybym się nie odchylił, przerąbałby ją na pół... - pomyślał z goryczą chłopak, widząc jak rozdarta koszula barwi się na czerwono. Nailgun zaśmiał się głośno.
-To jest właśnie powód, przez który nie masz ze mną szans... Lewe oko to twój martwy punkt. Dopóki będę cię podchodził od jego strony, za każdym razem utoczę z ciebie trochę krwi. A w końcu linie twojej dłoni zostaną wyryte w piasku. Jedną już widzisz. Możesz sobie policzyć, po ilu atakach padniesz martwy... - różowooki zagęścił atmosferę, a nastolatek spojrzał na niego spode łba.
     Potężny cios pięścią w plecy wyrzucił albinosa w powietrze na wysokość jakichś dwóch metrów. Odrobina posoki wystrzeliła z ust chłopaka, jednak udało mu się wylądować na nogach. Gdy jednak odwrócił się w stronę, z której nastąpiło uderzenie, Tankmana już nie było. Ponownie schował się pod ziemią, czekając na szansę uderzenia. Zachowywał się niczym wygłodniały rekin lub raczej... mrówkolew. Niebieskooki warknął z irytacją, a w jego dłoni uformowała się kosa.
-Tym razem atakuje znacznie szybciej, niż wtedy... - przypomniał sobie chwilę przed zesłaniem piramidy. -Zapewne dlatego, że nie ma już tych wszystkich szmat, które łapały piasek i spowalniały jego ruchy. Jest źle. Nie jestem w stanie określić, w którym miejscu się znajduje. Nie robi też hałasu, więc pewnie pozostaje dość głęboko aż do momentu wynurzenia. Jeśli magazynuje tlen z pomocą energii duchowej, może się tak ze mną bawić jeszcze przez długi czas. Myśl, Rinji, myśl! Co możesz zrobić? Co zrobiłby Yashiro? - jego analizę faktów przerwała ingerencja osoby trzeciej. Murzyn z niewiarygodną prędkością wynurzył się z piasku. Mocarna pięść, dodatkowo wzmocniona warstwą bandaży uderzyła w skroń nastolatka, rzucając nim na ziemię.
-Niech cię szlag! - krzyknął kosiarz, dziwiąc się samemu sobie, że do tej pory był w stanie utrzymać swą broń. -Niedobrze... Chciałem przeczekać do momentu, w którym zaatakuje, by znaleźć jakiś słaby punkt, ale... nic nie zauważyłem. Poza tym... - albinos poczuł, jak kręci mu się w głowie. Już po chwili rozpoczęły się odruchy wymiotne. Zacisnął zęby ze wszystkich sił, próbując się podnieść. Zachwiał się gwałtownie, prawie upadając.
-Pozbawił mnie najważniejszego elementu mojej strategii. Jeśli nie odzyskam równowagi, mój styl walki na nic się nie przyda... - irytacja mieszała się z czystą złością.
-Kurwa! - ryknął chłopak, musząc podeprzeć się na własnym orężu, by nie upaść.
***
     -Jak za starych, dobrych czasów, co? - rzucił Giovanni do Matsu, kiedy w komnacie pozostały już tylko 4 osoby.
-Co ty w tym widziałeś dobrego? - odparł zielonowłosy, po czym obaj zastępcy Generałów zaśmiali się nieadekwatnie do sytuacji. Czekający w milczeniu Połykacze Grzechów zrzucili z siebie zbędny balast. Obdarte szmaty upadły na posadzkę, ukazując dwie całkiem się od siebie różniące postacie. Różnice te działały właściwie na zasadzie przeciwieństw. Pierwszy z osobników był wysoki i zbudowany atletycznie. W oczy rzucały się jego długie aż do łopatek, proste włosy koloru blond. Prawe ich pasmo założone było za ucho, a lewe opierało się na barku. Czerwone oczy wyglądały zza grzywki. Blondyn miał na sobie jedynie czarne spodnie z butami do podróży w terenie.
     Drugi z mężczyzn, również wysoki i dobrze umięśniony, przedstawiał się nieco inaczej. Po pierwsze, jego długie włosy miały kruczoczarną barwę. Ich lewa strona zarzucona została za ucho, prawa zaś - spoczywała na barku. Spod ciemnej grzywki wyzierały złociste, władające nieprzyjaznym spojrzeniem. Podobnie, jak jego towarzysz, również brunet nie posiadał ubrań na górnych partiach ciała. Przywdziewał jednak białe spodnie i ciemne buty do wspinaczki górskiej. Dwaj Połykacze Grzechów nie sprawiali wrażenie skorych do pertraktacji.
-Kogóż my tu widzimy? Słyszałem o was, panowie. Kain i Abel, zgadza się? Bliźniaki dwujajowe. Byłem pewny, że Bachir wyśle do środka kogoś z doświadczeniem... - w dłoniach Giovanniego widniały już dwa glocki, podczas gdy ręka Matsu zaciskała się na jego naginacie. Dwaj zastępcy Generałów byli gotowi do bitwy.
     Niespodziewanie wokół obu braci zaczęła zbierać się energia duchowa, która natychmiastowo przenosiła się w okolice ich pleców. Już po chwili moc zaczęła formować się w niecodzienny kształt. W ciągu kilkunastu sekund jasnowłosy Kain został zaopatrzony w piękne, opierzone, niemalże anielskie skrzydła. W tym samym czasie będący szatynem Abel zaczął wymachiwać czarnymi, pozbawionymi upierzenia, niemalże nietoperzymi narządami ruchu. Bliźniaki unieśli się na wytwarzanym przez własne skrzydła prądzie powietrznym, zatrzymując się dopiero pod samym sklepieniem.
***
     Miejsce, w które trafił Kurokawa rządziło się własnymi prawami fizyki. Wysokie i rozległe pomieszczenie wypełnione było schodami i ciemnymi przejściami. Schody te ciągnęły się praktycznie na każdej płaszczyźnie i prowadziły we wszystkie strony. Jedne kierowały swe stopnie ku górze, drugie ku dołowi. Jedne były usytuowane na suficie, inne na ścianach. Niektóre nawet wybudowano całkowicie do góry nogami. Każde z nich prowadziły jednak ku innym drzwiom. Zielonooki zdał sobie sprawę, że jedne z tychże drzwi musiały prowadzić bezpośrednio do głównej komnaty. W tym samym momencie, w którym to sobie uświadomił, z wrót po drugiej stronie sali wyszedł rozgniewany Tatsuya. W jednej chwili złapali ze sobą wzrokowy kontakt. Szatański uśmiech pojawił się na twarzy heterochromika, kontrastując z zimnym spokojem gimnazjalisty.

Koniec Rozdziału 47
Następnym razem: Braterstwo

2 komentarze:

  1. No i co tu powiedzieć? Będzie się działo! Jestem bardzo ciekawy walki Naita! Zresztą włocha i araba też ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie mam nadzieję, że nie będziesz zawiedziony tym, co zobaczysz ;)

      Usuń